Kurs instruktora rekreacji ruchowej ze specjalnością j.k.

ash   Sukces jest koloru blond....
10 września 2012 19:12
Witam. Czy mogłabym uzyskac jakieś opinię od was na ten temat kursu w gałkowie ja również sie na niego teraz wybieram a nie wiem jak to wygląda. Jak to jest z egzaminem wstępnym? Nie jezdziłam teraz dwa miesiace i mam nadzieje, że moja przerwa nie spowoduje problemów. Wcześniej jeździłam zawody🙂 Jakie są ich konie?


Na egzaminie wstępnym są jakieś pierdoły typu kłus ćwiczebny, zagalopowanie ze stępa, zatrzymanie, serpentyny, wolty.
Konie chyba fajne, chociaż ciężko mi się wypowiedzieć szerzej bo ja byłam ze swoim koniem.
Miałam możliwość poskakania na jednym z ich koni i byłam zadowolona.
MagBan93   Hennowata rudość :]
10 września 2012 20:14
Zależy o co Ci chodzi.
Jest egzamin z ujeżdżenia -przejazd na brąz.
Z prowadzenia jazd w grupach.
Z prowadzenia lonży.
Teoretyczny.
i jeśli o czymś nie zapomniałam ze skoków.
Ogólnie jest czad, bo przed skokami mieliśmy tylko jedną skokową jazdę 🙂 ale nie ma się czym przejmować, bo na egzaminie na skokach stoi stacjonata i okser jakieś 30cm XD no dobra, góra 50cm
Z koni dobrze to tam tylko kilka skakało, bo po sporcie. Na szczęście na egzaminie nie było koni niepewnych, które lubiły sobie z przeszkód spłynąć.
Ja miałam taką sytuację, że trafiły mi się do jazdy same nie skaczące konie w trakcie kursu i nie miałam jakiego sobie wybrać. Na szczęście przedostatniego dnia dostałam konia, który i skakał i co dla mnie ważniejsze czuł to co miał w pysku...
Konie mają średniego wzrostu, parę jest trochę większych ale przebojem był kucyk, na którego wsadzali duże, ciężkie jak na kucyka osoby. Można było mu nogami pomagać 🙂
Jak dla mnie to z prostej rzeczy zrobili nie wiadomo co. Ogólnie to wszystko było banalne. Tylko po co pani od ujeżdżenia dawała nieprzyjemne, ironiczne uwagi nierzadko obrażając kursantów? Druga pani instruktor była OK. Trzeci pan od skoków moim zdaniem był w porządku aczkolwiek mógł Ci powiedzieć co robisz dobrze a nie co źle. I oczywiście zaprzeczył wszystkiemu co na siłę uczyła nas pani ujeżdżeniowa.
Myślałam, że to będzie przyjemny wyjazd i czegoś się nauczę. A teraz się rehabilituję po tym kursie...

I uważajcie na kiełbasę ;P kiełbasa jest wszędzie, nawet nie jesteś w stanie wymyślić gdzie może być kiełbasa XD
Witam🙂
Byłam na kursie instruktorskim w Lalinie, w listopadzie zeszłego roku razem z 3 koleżankami i dwoma końmi od nas ze stajni i wrażenia odniosłyśmy bardzo pozytywne.
Bałyśmy się, że w sumie o organizatorach nic nigdy nie słyszałyśmy i że wydamy kupę pieniędzy a pojedziemy 'na wieś' i będą to zmarnowane 2 tygodnie, ale się miło rozczarowałyśmy. Jazdy zaczynają się już pierwszego dnia, a myślałyśmy że to żart 🙂 i ogólnie jest zapierdziel od rana do wieczora codziennie, jak nie jazdy to wykłady, jak nie wykłady to zawsze coś. Na początku mieliśmy zajęcia z p. Ulą Śliwą z którą nauczyliśmy się chyba najwięcej, ma specyficzne podejście ale bardzo dużą wiedzę, o czym świadczy, że do niej na trening indywidualny nie idzie się wcisnąć, i ogólnie w Małopolsce jest bardzo cenionym trenerem. Byliśmy nagrywani podczas jazdy a potem omawialiśmy każdego z osobna na wykładach - bardzo fajne. I teoria z p. Ulą też była konkretna. Potem jeździliśmy z Alą Mielcarek (mam nadzieje, że nie przekręciłam nazwiska) z którą było krótko i w sumie dużo dupereli typu woltyżerka, nas też rozczarowało lonżowanie młodego konia, niestety. No i zajęcia skokowe z p.Alą, mimo bardzo zaawansowanej grupy mieliśmy na chyba 30stkach... Ale z teorii żywienia i ogólnie chowu koni były okej. Był też weekend bez jazd, za to z samą teorią z lekarzem 'ludzkim' czyli pierwsza pomoc itd i z lekarzem weterynarii, dr Kalinowskim, i z psychologiem, baaardzo miłym - krótko ale ciekawie. Na końcu chyba ze 3 dni z p. Jackiem Wodyńskim zajęcia skokowe, w sumie z tego jeden dzień był skoków, jeden ćwiczenia na drągach, a 3 dzień to był egzamin skokowy. I niby nic bo stał okserek i stacjonata skakana na ósemkę, ale trzeba było skakać dopóki pan Wodyński nie uznał, że wystarczy. Niektórzy skoczyli tą ósemkę 2 razy a jeden pan skakał u nas tą kombinację chyba z 10 razy, prawie tam wyzionął ducha ze zmęczenia. Ogólnie kadra 'nie byle jaka' tylko ludzie z wiedzą i cenieni w środowisku jeździeckim, atmosfera przesympatyczna, na wykładach nie czuliśmy się jak w szkole, byliśmy traktowani jak dorośli ludzie, zawsze wszystko można było uzgodnić o wszystkim pogadać, jedzonko przepyszne i konie - o dziwo- bardzo fajne. Może to dlatego, że byłyśmy tam od połowy listopada więc konie po sezonie wakacyjnym były wypoczęte, nie wyłamywały, reagowały na pomoce z niektórymi dało się popracować dość konkretnie ujeżdżeniowo. Właściwie codziennie każdy jeździł na innym koniu, aczkolwiek nas była dość mała grup bo 11 osób, w tym 3 konie prywatne więc do rozdzielania koni tylko 8 osób. Były sytuacje, że ze 2 konie okulały, ale jak tylko ktoś zauważył kulawiznę, był zmieniany. Byliśmy raz w terenie, baaardzo szybkim 🙂
Co do oceniania nas to tak: wstępnych egzaminów nie było, p.Ula powiedziała, że poobserwuje nas na pierwszym treningu i jak ktoś ewidentnie się pomylił i zamiast na kurs nauki jazdy przyjechał przypadkowo na kurs instruktorski to się o tym dowie i może zostać ale do egzaminu nie przystąpi. Był egzamin z lonżowania dzieci, które są początkującymi klientami w Lalinie, lonżowaliśmy siebie nawzajem, ale to takiej luźnej ocenie podlegało raczej, ujeżdżenie 'zaliczaliśmy' w czasie jazd u p.Uli, egzamin teoretyczny był aczkolwiek też w luźnej atmosferze i nie ma się co stresować🙂 No i na koniec już wspomniany egzamin skokowy, ale p. Jacek podkreślał, że nie patrzy tylko na to co się dzieje nad przeszkodą ale na prowadzenie konia do przeszkody, zmiany nogi, najazdy, lądowanie na dobrą nogę itd. A, i można było sobie wykupić, w dość przystępnej cenie treningi u Bartka lub Łukasza, czynnych zawodników w skokach przez przeszkody.

Osobiście, miejsce wspaniałe, ludzie przesympatyczni, kadra kompetentna, konie w porządku. Z czystym sumieniem mogę polecieć kurs tam, bo mam poczucie, że się czegoś  nauczyłam, a nie tylko odbębniłam zajęcia żeby dostać papierek i wydałam bezsensownie pieniądze.
Mam nadzieje, że moje wypociny rozwieją wątpliwości niektórych niezdecydowanych 🙂
Pozdrawiam.
Pursat   Абсолют чистой крови
10 września 2012 21:01
No to oby było tak jak mówisz, bo opinia MagBan93 lekko mnie zmroziła. 😲
potwierdzam opinie cobrrry, było super i naprawde,nie było czegos w stylu odbębnienia , moze pozatym lonżowaniem młodego konia,które faktycznie było...liche?

a racuchy jednej Pani gospodyni,były tak pyszne,poezja....
MagBan, noooo fajnie. Nie dziwota, że tylu kiepskich instruktorów mamy. Przejazd na brąz? Dwie przeszkódki? Dobrze, dobrze.
Cobrrra, oby było tak jak u Ciebie na kursie 🙂
MagBan93   Hennowata rudość :]
10 września 2012 21:49
a no widzisz, u nas jak kobyła kulała to chodziła cały dzień i jeszcze coś na niej skakali...
nas było 23 osoby
grafiki wychodziły późno wieczorem, 20 to już było super wcześnie. Raz tak się zdarzyło. A tak to jazda jest na 7 a przed północą nie było jeszcze grafiku na rano. Na egzamin skokowy też wyszedł grafik wieczorem i jeszcze rano się okazało ok.5 rano, że zapomnieli o paru osobach.
Myślę, że mieliśmy tę niedogodność, że kurs był po obozach. Ale na litość. Czemu nie można było tych koni puścić na padok żeby mogły odreagować?
Ogólnie jak przyjechaliśmy to był straszny bałagan w siodlarni. Nie było wiadomo co do czego.
W zeszłym roku mieliście część ogólną z teoretyczną. U nas już większość po Krakowie nabuzowana jechała. Cały czas zmieniali miejsce wykładów, a potem ciężko było znaleźć salę na politechnice. No i cały dzień dodatkowo trzeba było siedzieć w Krakowie, bo Lalin zaczynał się dwa dni po części ogólnej. Wcześniej obiecywali miejsce w Lalinie, że można wcześniej przyjechać. Potem nagle się okazało, że nie można i trzeba nocować w Krakowie.
W sumie się Wam nie dziwię, że po perypetiach z teorią w Krakowie, nie najlepsze wrażenie odnieśliście, a nie ma nic gorszego niż zła organizacja i zmiany co 5 minut.
U nas jeden chłopak przyjechał 2 dni wcześniej z koniem i z tego co wiem nie było żadnego problemu. Bardzo niefajnie, że mieliście takie ekscesy.
Co do kulejących koni to na egzaminie była taka sytuacja, że jeden koń na rozprężeniu zaczął kuleć miał iść dwa przejazdy, w tym pode mną i organizator chciał żeby nie robić opóźnień i żeby mimo wszystko te dwa przejazdy poszedł, bo przecież nic mu się nie stanie, ale na całe szczęście, p. Wodyński powiedział, że to jest niedopuszczalne i koń ma zostać zmieniony. Ja tak czy inaczej powiedziałam, że na kulawym nie pojadę tylko wezmę konia koleżanki. Ale to było jedno jedyne nieporozumienie chyba na cały kurs.
Nasza grupa była mała, więc też może było łatwiej to wszystko ogarnąć, ale z tego co słyszeliśmy to raczej wyjątkami są małe grupy a normalnie jest po 20 osób minimum, więc powinni być przygotowani pod tym względem. Jeżeli chodzi o grafiki to w sumie mieliśmy je dość szybko, a ewentualne zmiany które wychodziły w praniu były uzgadniane przed jazdami, rano.
Przed pierwszą jazdą, też nikt nam nie powiedział gdzie co leży, gdzie kantary szczotki, tyle, że siodła i ogłowie podpisane, a chyba nikt nie lubi plątać się po obcej stajni i szukać grzebiąc wszędzie, ale na szczęście panowie stajenni byli bardzo mili i pomocni. Potem to już z górki było.
Może to kwestia terminu, na który trafiliśmy z tym kursem, że beż obozów, bez obłożenia klientami, ale organizacyjnie było bez zarzutu właściwie. Poza opisanymi wyżej niedopowiedzeniami wszystko jak w zegarku. Mimo wszystko dalej polecam 🙂
risotto   Życie końmi prowadzone
11 września 2012 16:37
Konie były na prawdę w porządku, wszystkie dobrze stawiały się na pomoce.
cobrrra zgadzam się z Twoimi słowami zupełnie 😀
MagBan93 trochę przesadzasz bo grafiki były wieczorami, ale co za różnica ? Nie dowiadywałaś się 5 min przed jazdą jakiego masz konia...
Co do terenów... zależy kto jechał na jakim koniu... jakoś jedni wracali na tym koniu szczęśliwi, a drudzy nie... Znaczy, że coś z osobą jeżdżącą nie tak...
Jasnowata będzie wszystko dobrze. Kurs jak kurs. Nigdy nie jest idealnie, a niektórzy chcieliby, żeby może jeszcze za nich pojeździć i najlepiej powiedzieć koń zły...

Co do P. Uli to jest wymagająca, ale dzięki niej większość z nas zaczęła jeździć i szanować konia. Najlepsza trenerka, która nie bała się powiedzieć co jest nie tak.

Egzaminy bez problemu... nie ma co się obawiać 🙂
MagBan93   Hennowata rudość :]
11 września 2012 20:32
To jest forum i teoretycznie mamy wolność słowa, więc mam prawo wyrazić swoją opinię.
A że jestem na "NIE" nie oznacza, że trzeba mnie zagryźć i zakopać pod ziemię.
Owszem można się było dowiedzieć na jakim koniu się jeździ, ale miło było wiedzieć wieczorem czy trzeba wstawać na jazdę na 7 czy na 18.
Uważam też, że instruktor powinien jeździć na każdym koniu. Natomiast spodziewałam się koni w typie "wolicowym". Czyli dobrze przygotowanych, gdzie egzamin nie jest tak śmieszny, a można się czegoś nauczyć...
Zawsze całymi dniami mogłam siedzieć w stajni. Podczas całego pobytu tam nie miałam nawet ochoty tam zaglądać, bo konie smutne i osowiałe.
Odnośnie p.Wodyńskiego chętnie bym się z nim umówiła indywidualnie, niestety nie ta strona Polski. Panią Alę również bardzo polubiłam. Te kawałki jazd, które nam prowadziła ze skokami były bardzo przyjemne. Zwracała nam uwagę i każdy z chęcią słuchał jej poleceń. Natomiast nie mam szacunku do ludzi, którzy uważają się za dobrych trenerów i pozwalają na jeździe rekreacyjnej (no nie oszukujmy się) uciekać się do rollkuru dla szpanu i to tolerować. Na litość, koń z zadem wleczonym z tyłu ale na siłę ściąganą głową? To jest harmonia jeźdźca z koniem? Taka jest idea ujeżdżenia? Sama p.Ula na koniu nie wyglądała ciekawie. Trzeba dla pokazu lać rekreanty? Udowadniać jak to się "fantastycznie" jeździ? Może jej nie znam. Takie negatywne uczucia mam po spotkaniu z nią. Wykłady teoretyczne prowadziła w porządku. Jazd były dla mnie masakrą. Nie trzeba obrażać ludzi aby do nich dotrzeć. Jak najbardziej popieram czasami duży opieprz, bo to stawia na nogi, ale jakieś dziwne komentarze, które nie wiadomo czy są pochlebne czy cię obrażają? Przy podłączania rzutnika padł taki tekst: Proszę kliknąć. ; -Gdzie?; -No myszką! Oczywiście wszystko mówiliśmy w żartach, a pani Ula dostała piany na pysku. Nie mam szacunku dla takich ludzi, przepraszam.
Może jak zawsze miałam za duże wyobrażenia. Ale skoro cały ten egzamin to jeden wielki banał to po co się pytam tworzyć wokól tego tak nerwową szopkę?
Właścicielka stajni jak i panie kucharki były bardzo przyjaznymi osobami.
Jeszcze można mówić o tamtejszych sportowcach. Nie przekonali mnie karuzelą jako formą stępowania i odstępowania konia przed i po treningu w rzędzie. No ale taki jest sport, tacy są ludzie. Znam gorsze stajnie.
Swoją drogą dalej nie otrzymałam zaświadczenia. Nie mam też kontaktu. Będę musiała jeszcze wydzwaniać. Z p.Sylwią Subik może był dobry kontakt telefoniczny, ale z wysiloną uprzejmością.
Piszę to dlatego, że opierałam się o opinie w internecie, na YT. Byłam tam  się z tym nie zgadzam. Może komuś się to przyda przy podejmowaniu decyzji.
Oczywiście, że moje zdanie jest tylko moja subiektywną opinią i każdy ma do takowej prawo.
Zależy kto czego oczekiwał od tego kursu, jakiego poziomu. Pan Wodyński powiedział, że na kursie PZJ już byśmy tak łatwo na egzaminie u niego nie mieli. Ja wraz z koleżankami potrzebowałyśmy papierka do pracy i chciałyśmy go zdobyć, ale też czegoś przy okazji się nauczyć i uważam, że to osiągnęłyśmy. Zdali u nas wszyscy, z tego co wiem na IRR 'prawie' wszyscy zdają, z różnym poziomem umiejętności. W naszej grupie była jedna dziewczyna, która zdaniem wszystkich nie powinna zdać, p.Ula była przekonana, że p. Wodyński jej nie puści, ale u niego już się zmobilizowała i postanowiła nie odmawiać oddania chociaż jednego skoku na treningu. Ale nad tym można się rozwodzić, jakiej jakości instruktorów produkują takie kursy, chociaż ja jestem zdania, że nawet najlepszy kurs z nas idealnego instruktora nie zrobi, tylko ukierunkuje a reszta pracy nad samym sobą to jest dopiero po kursie.
Co do p.Uli to u nas chamskich docinków nie było (a co najlepsze największym pogromem był i największy opierdziel dostaliśmy od p.Wodyńskiego), ona jest zwyczajnie ostrym instruktorem, który na co dzień nie 'bawi się' w rekreacji tylko prowadzi treningi indywidualne ludziom którzy chcą się rozwijać i wolą usłyszeć od swojego trenera że siedzą beznadziejnie, albo że ten koń idzie do dupy, niż płacić za wciskanie bajek. Ja jestem przyzwyczajona do takiego stylu prowadzenia treningu i tak lubię, więc mnie tam nie ruszało jak się dowiedziałam że siedzę jak kukła, wręcz zmobilizowało. Co do stylu jazdy p. Uli to budzi ona wiele kontrowersji w Małopolsce bo się nasłuchałyśmy przed wyjazdem jaki to postrach nie jest. Ale znów - ja jestem przyzwyczajona do takiego stylu pracy z koniem, tzn zamiast kopać łydką przez godzinę, żeby mi koń zakłusował wolę sprzedać tzw 'trzy szybkie' i koń już chodzi od pierwszej łydki. Była u nas taka sytuacja, że p.Ula wsiadła na jakiegoś tam konia, a że to rekreant to na łydkę kazał się cmoknąć i dostał kopa, nagle zajarzył i potem nie było potrzebne już nic oprócz delikatnych pomocy, a koń chodził podstawiony, luźny, lekko na przodzie. Pani Ula wsiadła też na konia mojej koleżanki, bo był problem z uwieszaniem się na wewnętrznej wodzy, problem przejechała, wytłumaczyła jak sobie z nim radzić, a dodam, że nie dokonała tego w sposób jakoś mega delikatny, koń się buntował ale odpuścił, a rolkuru nie było. Czasem trzeba trochę konsekwencji i zdecydowanego działania co nie oznacza, że zakatowaliśmy konia. I moim zdaniem p. Ula dosiad ma bardzo fajny, świadomy i wie kiedy czego użyć i w jaki sposób. Co do jazdy z nosem przed pionem, czasem jest tak, że trzeba konia dosłownie przepchnąć przez wędzidło, i od 10 sekund jechania lekko przeganaszowanym koń nie umrze, a żeby nie było, dodam, że nie toleruję rolowania konia i jeżdżeniu tak w codziennym treningu na milionie patentów jak gdyby nigdy nic. Jednak są to różne kwestie, różne podejścia/filozofie jeżeli chodzi o styl jazdy i wszystko jak najbardziej dyskusyjne. W każdym razie ja znęcania się nad zwierzętami nie uświadczyłam tam. A karuzele to w stajniach sportowych normalny widok, koń przed, po jeździe w celu rozstępowania lub w ciągu dnia idzie na karuzelę, taki jest sport, bo w większości stajni sportowych całodziennego padokowania nie ma, ewentualnie małe wybiegi i tyle. Konie według mnie wyglądały dobrze, żebra im nie wystawały, kręgosłupami na wierzchu też nie świeciły.
W sumie raczej spotykałam się z pozytywnymi opiniami przed wyjechaniem tam (moja koleżanka była rok przede mną i mówiła, że w porządku). Oczywiście, że u nas też były osoby nie zadowolone, jedna bo musiała skakać (no, niesamowite, żeby przyszły instruktor musiał umieć skoczyć 50tkę? skandal!), druga bo jeździ/kuje naturalnie i nie mogła patrzeć jak te biedne konie w podkowach chodzą. Właśnie swoją drogą, najwięcej nie podoba się chyba tzw 'naturalsom', nie obrażając nikogo, bo znam konie i jeźdźców preferujących tą szkołę jazdy (ale taką z prawdziwego zdarzenia, nie ludzi, którzy bezmyślnie machają sznurkami i uczących się z DVD tylko u 'źródła'😉 i ją szanuję.
Ale jak mówię, każdemu mogło się podobać mniej lub bardziej na tym kursie, a według mnie jakichś herezji do głowy nie wbijają, wszystko zgodne z klasycznym jeździectwem i współczesnym sposobem pracy z koniem.
no cóż, to teraz pora na nas we wrześniu  🙂
Po kursie dodam swoją opinię na pewno.
Strasznie zaluje, ze nie bede mogla jezdzic na moim koniu, bo z checia uslyszalabym kilka slow od p. Uli. 🙁
Ale ogolnie wybiegi tam maja? Jakis porzadny plot, czy pastuchowe?
risotto   Życie końmi prowadzone
12 września 2012 16:40
MagBan93  Oczywiście każdy ma prawo powiedzieć co myśli 🙂 po to jest to forum. Co do "rollkuru" no to faktycznie... może i nie przykuwała do tego uwagi, ale myślę, że to dlatego też, że to jej znajome były. Nikogo do tego nie zmuszała... Hmm Sportowcy - myślę, że ich w to nie mieszajmy, gdyż to nie była już nasza sprawa co robią... choć co do nich tutaj się z Tobą zgadzam 🙂

dumkowa, Jasnowata czekam na Wasz kurs i Wasze opinie 🙂 zobaczymy, czy coś się zmieniło na lepsze lub gorsze :P Jeszcze co do lonżowania młodego konia to ponoć Ala ma przywieźć jakiegoś młodziaka, ale nie dam sobie ręki uciąć, że na Wasz kurs hehe 🙂 Co do wybiegów to jest z tyłu za stajniami, ale jaki to nie pamiętam xD
Jak zwykle nikt mi nic nie powie ale zapytam jeszcze raz . 🙁
Czy ktoś słyszał coś o jakimś kursie w mazowieckim najlepiej okolice Warszawy????
Pursat   Абсолют чистой крови
14 września 2012 09:33
Jak zwykle nikt mi nic nie powie ale zapytam jeszcze raz . 🙁

Widocznie nikt nic nie wie. 🙄
Wiadomo coś o kursach w WLKP?? Wolica odwołała z powodu małej ilości zgłoszeń...
W Sierakowie jest IRR pod patronatem wlkp TKKFu. Tylko termin bliżej nieokreślony, może też maja kłopoty ze skompletowaniem grupy. Dla mnie w każdym razie za daleko 🙁
Czy ktoś z wrześniowych kursantów byłby tak miły i wysłał mi na maila plan kursu w Lalinie? Ja do tej pory nie mam i nie wiem, czy się doproszę przed rozpoczęciem.

mail: kajka46@op.pl
Ja dostałam jedynie mail z przypomnieniem o dacie, co ze sobą zabrać (dokumenty) i adres.
Bez żadnego planu.
O, widzisz, a ja zrozumiałam, że mamy dostać też jakiś ramowy plan tego co i o której będzie się działo. Chociaż pierwszego i ostatniego dnia...
Jedyne co wiem - trzeba być na 14 pierwszego dnia - spotkanie organizacyjne  😉
Możliwe, że dostaniemy plan na tym spotkaniu albo będziemy się dowiadywać z dnia na dzień   😎

edit: właśnie doczytałam, że zaświadczenie mogło być od lek. rodzinnego... ile ja się nalatałam za badaniami do sportowego  😵

Dzięki, ta informacja jest pomocna 🙂
MagBan93   Hennowata rudość :]
24 września 2012 20:43
Pytanie za 100 punktów.
Jak mam zaświadczenie to firma organizująca kurs przysyła potem legitymację?
Słyszałam, że zaświadczenie jest ważne tylko 3 miesiące...
Czemu zaświadczenie miałoby być ważne tylko przez 3 miesiące? To po tych trzech miesiącach zanikają wiedza i umiejętności z kursu? Jeżeli istnieje taki przepis to należy do galerii przepisów idiotycznych...
risotto   Życie końmi prowadzone
29 września 2012 17:32
Legitymacje mają przysłać... czeka się około miesiąca, ale znając życie będzie trzeba poczekać dłużej :P
MagBan93   Hennowata rudość :]
29 września 2012 20:42
risotto nam mają przysłać w tym tygodniu, podobno w piątek wysyłali
Pytam, bo koleżanka po kursie chyba majowym jeszcze legitymacji nie dostała i nie może się doprosić. Czy jest możliwe żeby po kursie nie dostać legitymacji jak się ma zaświadczenie? to trochę absurdalne
risotto   Życie końmi prowadzone
30 września 2012 13:42
MagBan93 o no to fajnie 😀 bo tak ostatnio właśnie myślałam o tym 🙂
No to faktycznie dziwna sprawa... żeby tyle czasu czekać. A jak dzwoniła to co mówili ?
MagBan93   Hennowata rudość :]
30 września 2012 14:32
Z tego co mi opowiadała to wygląda tak:
Ona dzwoniła do "kursu" i powiedzieli jej tam, że oni wysłali legitymacje do TTcośtam (nie wiem jak to się nazywa  😀 ) i że teraz to nie jest ich problem, bo oni jak to wysłali to już za to nie odpowiadają. Jak zadzwoniła do tego TTjakmutam to pani powiedziała jej, że oni legitymacji nie wystawiają i zaświadczenie jej musi wystarczyć.
Nie bardzo ogarniam te ich systemy...
Chodzi o TKKF - Towarzystwo Krzewienia Kultury Fizycznej. To oni są teraz podmiotem nadrzędnym dla IRR-ów.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się