Nasza twórczość literacka.

Ronin.   Każdy orze jak może.
30 marca 2012 14:53
Pomyślałam sobie ,że nie ma jeszcze takiego tematu a na pewno wielu z was coś pisze.
Więc niech to będzie miejsce na publikowanie tego co udało nam się "stworzyć"  😉
Jakiś jeden z moich starszych ( i bardziej głupich) wierszy o pewniej klaczy o imieniu Blanszka.

Blanszka , Blanszka , któż to jest ?
Czy to krowa , czy to pies ?
Nie znam Blanszki zadnej takiej - stwierdzil Jerzy( jest swistakiem)
-O , moj drogi Jerzy!
Tyś taki głupi - jak stado Jeży!
pRzeciez to jest nasza szkapa
Nie noga , łos , czy kanapa !
Jak ty Blanszki nie znać możesz!
Idź do diabla górnikom pomożesz!
Blanszka to super koń
a jak w to nie wierzysz to się....dzwoń!
hhaha, zabawny wierszyk! Pisz więcej 😉 Możesz o moim koniu - już nawet jest zaczątek czyli rym do imienia ułożony przez stajenną wierszokletkę 🙂 raz na niego powiedziała czarek pieczarek (koń ma na imię cezar) i tak już został pieczarkiem...

A na serio to ja kiedyś napisałam całą POWIEŚĆ! Co prawda krótką i dla dzieci, ale zawsze..
Była taka sytuacja że moja 11-letnia wtedy siostra nie chciała czytać książek. Udało mi się ją tego nauczyć podsuwając jej książki o koniach, ale takich nie ma wiele więc sama jedną napisałam ;P Akurat wtedy dużo jeździłam w delegacje i nudziło mi się w pociągach. Akcja dzieje się w stajni (na rekreacyjnych jazdach) i jest to książeczka lekko moralizująca - o przyjaźniach, kłamstwach, wierze w siebie itp.
Mogę napisać 😀 Tylko potrzebuje wiecej o nim informacji ;p
Ja kiedyś pisałam wierszyki o stajennych koniach, w miarę wychodziło...  😀

Konik ładny, izabelowaty, często wpada w tarapaty.
Jego grzywa długa jest, a charakter ma the best.
W zastępie chętnie chodzi,
a nawet bryczką i saniami dzieci przewozi.
Uwielbia jeść oczywiście, nie straszne mu nawet liście -
Liście też czasem wcina, z nerwów właścicielka przeklina,
Oo! A kto teraz grzebie w worku buraków?
Kto wsadza pysk w worek pełen ziemniaków?
Czy już wiecie, o kim mowa?
Tutaj o Mikado mowa, największy żarłok jest przy nim niczym nic nie jedząca sowa.



Jeju, zamiast iść spać to piszę nie mające sensu wierszyki!!!  🤦
lusia722   poskramiacz dzikich mustangów i jednorożców
26 lutego 2013 00:55
Kurcze szkoda, że wcześniej nie zauważyłam tego wątku  🤬

"E."
Tylko w jego oczu blasku
dostrzec można głębie mej duszy
bez niego jestem jak ziarnko piasku
w czasie pustynnej burzy




"Jęstę Naturalsę"

gdy Ci smutno gdy Ci źle
carrot stickiem pobaw się
weź konika na halterku
w jakimś wieśniackim sweterku
cytuj dużo Parellego,
żeby lepszym być od niego
kiedy jesteś naturalsę
życie robi się wpanialsze
konik kocha Cię nad życie
i tęskni za Tobą skrycie
robi sztuczki zajebiste
ale to jest oczywiste
bo choć tego Ci nie powie
dla Ciebie stanie na głowie
więc mój drogi przyjacielu
choć przed Tobą było wielu
musisz kroczyć własną drogą
choć ze śmiechu inni nie mogą
kij i sznurek twą orężom
wszystkich hejterów zwyciężą
a Twój kopytny z wdzięczności
da Ci powód do radości
machnie nóżką, mrugnie okiem
nawet się odwróci bokiem
a ty wtedy rób mu fotki
pokaż wszystkim jaki słodki
zostań królem fotobloga
tylko proszę Cię na Boga
jak chcesz rób z Siebie dziwaka
i nie mieszaj w to zwierzaka
bo czy to jest jego wina
że za jeźdźca ma kretyna?

Moon   #kulistyzajebisty
26 lutego 2013 06:12
lusia722, padłam!  🙇
Naturalsowy wierszyk rozwala system!  😜
Mery.sia, Fajny wierszyk. A Blansz (Blanche?) to tarantowata, pogrubiana klacz?

lusia722, Dobreee!!! 😀
kujka   new better life mode: on
26 lutego 2013 08:25
lusia722, za naturalsow dostajesz re-voltowa NIKE  😂
lusia722, boskie 😀 😀
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
26 lutego 2013 10:01
Lusia: świetne! 🤣
lusia722   poskramiacz dzikich mustangów i jednorożców
26 lutego 2013 11:43
Moon, Julie, kujka, Dzionka, ElaPe- bardzo Wam dziewczyny dziękuje za miłe słowa  :kwiatek:, nie spodziewałam się takiego odzewu
Pod wpływem tych wszystkich ciepłych komentarzy napisałam wiersz "Gadka- szmatka" o szmatoholikach (mam nadzieję, że nikt się nie poczuje dotknięty żadnym z moich wierszyków rodem z podstawówki :hihi🙂
edit. [s]może później wstawie, bo mój wiejski net zamula xD[/s] już wstawiam

"Gadka Szmatka"
Gdy czapraków z Twojej szafy
sama zliczyć nie potrafisz
gdy kompletów owijeczek
znacznie więcej niż bluzeczek
wiedz, że dzieje się coś złego
chociaż nie dostrzegasz tego
nic już cię nie zadowoli
bo popadłaś w szmatoholizm!

Kiedy zbliża się premiera
to z wrażenia dech zapiera
co też wymyślił Euro-Star?
czy oczekiwaniom sprostał?

Gdy ci zły humor doskwiera
kup cottona Coriander'a
Aby humor się poprawił
licytuj Brillianta Navy
Jeśli nie chcesz wyjść na łajzę
musisz mieć komplecik Maize
Żeby jeździć małe rundy
konieczny zestaw Burgundy
Żeby lepiej konik skoczył
to mu załóż Butterscotch'a
Żeby chodził znakomicie
to go jeździj w Antracycie
Gdy chcesz dodać mu powera
kup zestawik Cornflower'a
Jak się ładnie zwierzak stara
kup Cross-in'a Euro-Stara
A gdy konik Twój jest super
sprezentuj Brilliant'a Cooper
Jeśli konia masz gniadego
dralon Teak kup na niego
Musisz także kupić Mist'a
to jest sprawa oczywista
Gdy modnego masz zwierzaka
to nie żałuj na Niciaka
Przecież to nie Twoja wina
że znów kupiłaś Stripe-In'a
i czapraczek ten z rozetą
który nowa był podnietą
i do kompletu dereczkę
gładką, w paski i w krateczkę.


Choć sumienia są wyrzuty
że już człowiek jest zepsuty
na nic się zdaje refleksja
gdy nowa wchodzi kolekcja
i choć szafa pęka w szwach
nowy padzik albo dwa
już w myślach na koń ubiera
już pieniądze na to zbiera

Na to moja rada taka
idź się przytul do zwierzaka
bo choć z tym się nie obnosi
nie obchodzi go co nosi
czy to Anky czy Eskadron
frajdę to mu robi żadną
woli worek marcheweczek
od tych fikuśnych szmateczek.


kujka   new better life mode: on
26 lutego 2013 14:23
lusia super!!!
moze cos o naszym forum napisz? 😉
Ronin.   Każdy orze jak może.
26 lutego 2013 14:43
Julie tak 🙂

Śmieszny ten wierszyk  🙂
lusia722   poskramiacz dzikich mustangów i jednorożców
26 lutego 2013 15:35
lusia super!!!
moze cos o naszym forum napisz? 😉

mogę później spróbować  😜
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
26 lutego 2013 16:49

Na to moja rada taka
idź się przytul do zwierzaka
bo choć z tym się nie obnosi
nie obchodzi go co nosi
czy to Anky czy Eskadron
frajdę to mu robi żadną
woli worek marcheweczek
od tych fikuśnych szmateczek.





Genialne podsumowanie!
lusia722, "Gadka-szmatka", genialne! 😉
lusia722   poskramiacz dzikich mustangów i jednorożców
14 marca 2013 20:25
Harja dziekuje bardzo :kwiatek:
Na razie musialam odlozyc pisanie...ale jak tylko moj laptop wroci z naprawy to musze nadrobic.
Probowalam napisac wiersz o forum, ale jakos wypadlam z obiegu...jest gdzies spis re-voltwiczy i ich koni?
Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
14 marca 2013 21:48
Nie ma, ale już mi się pomysł podoba 😀
Ronin.   Każdy orze jak może.
25 marca 2013 20:11
Takie coś udało mi się złożyć na facebookowy konkurs  🙂

Mój kucyk chciałby halter kolorowy jego ulubiony kolor ,wiadomo RÓŻOWY.
Będzie się w nim wylegiwał w promieniach wiosennego słońca ,
przechwałkom oczywiście nie będzie końca.
Bo kucyk lubi się przed innymi lansować i swoim różowym kantarem szpanować.
Wszystkie konie lubią tego typu sprzęty ,bo to takie nowe wiosenne trendy !
A moja Zosia to młody Fashionista dla tego musi wyglądać najlepiej, "so hipsta" !!!
Ronin.   Każdy orze jak może.
21 stycznia 2014 21:36
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=703173953050808&set=a.661195450581992.1073741828.661189953915875&type=1&theater&notif_t=like

Zapraszam do przeczytania mojego amatorskiego artykułu ,który zamieściłam na swoim blogu  🙂
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
31 stycznia 2014 17:37
Odgrzebuję, bo znalazłam swoje opowiadania sprzed kilku lat! 😜
To jest opowiadanie z mniej więcej 2007-2008 roku, nie mam pojęcia skąd wzięłam te wszystkie teksty 😉 Z perspektywy czasu myślę, że byłoby nawet fajne, ale w wielu momentach przebija moja niesamowita dziecinność i to psuje efekt.
"Larry"
Szary świt unosił się leniwie nad powierzchnią ziemi. Samochody sennie snuły się ulicami, bezdomni spali na ławkach, policjanci zapijali smutki nocnych patroli w kawiarniach. Wszystko było senne, sielskie i anielskie tego pięknego poranka.
- NIC MNIE DO CHOLERY NIE OBCHODZI! MASZ MI TO NAPISAĆ NA JUTRO I TYLE!!!
Larry siedział skulony na krześle. Bordowa twarz redaktora przypominała mu dojrzałego, pełnego soku pomidora.
Przydałaby się sokowirówka…
- Dobrze.- Bąknął, jeszcze bardziej wciskając głowę w ramiona.
Redaktor sapnął potężnie, oparł się o stół i usiadł w swoim pysznym, skórzanym fotelu. Larry wcale by się nie zdziwił, jakby nagle zaczęła lecieć mu para z uszu. Wyobraził to sobie i o mało nie parsknął śmiechem.
- Z czego się śmiejecie, Mcdown?!?!- Ryknął redaktor.
Larry podskoczył do góry i zasłonił się aktówką.
- Zzz niczego, ppanie Smish…
Redaktor zaszczycił go spojrzeniem seryjnego mordercy.
- No ja myślę. Wynoś się. I pamiętaj, jutro punktualnie o 8 rano mam mieć to opowiadanie na biurku. Inaczej zawiśniesz na najwyższym budynku w tym mieście. Za jaja. Ewentualnie czeka cię stryczek. Jeszcze istnieją aktywne Kukluksklany w wydaniu dla białych.
Larry przełknął ślinę. Bo jeszcze miał czym.
Podniósł się i skierował do wyjścia. Przy samych drzwiach zatrzymał się i odwrócił.
- Przepraszam, a to ma być kryminał, komedia czy…
O włos uniknął lecącego z zawrotną prędkością chińskiego wazonu z jakiejś tam dynastii Ping czy Ming.
Wzruszył ramionami i poczłapał do swojego biurka. Rzucił aktówkę na blat, marynarkę powiesił na krześle, złapał kubek i poszedł od kuchni.
W radiu leciało „Don’t worry, be happy!” Larry wsypał kawę, wstawił wodę, wycelował i rzucił łyżeczką w radio, które wydawszy głośny szum protestu przestawiło się na inną stację.
- Cześć, stary! Czym tym razem rzucił w ciebie Smish?- Jack wesoły i uśmiechnięty tanecznym krokiem wleciał do kuchni.
- Wazonem. Tym chińskim.
- Uuu… to już czwarty. Niedługo skończą mu się dynastie.- Wyciągnął kubek i zalał herbatę.
Larry westchnął i ponownie wstawił sobie wodę.
- Cześć pracy. Słyszałem o wazonie, Mcdown. Trzy punkty dla ciebie.- Ben wtoczył się do kuchni.
- Co taki pochmurny? Nie otworzyli dziś sklepu z pączkami?- Jack poklepał go po plecach i zaniósł się głośnym śmiechem.
Obaj koledzy popatrzyli na niego z szeroko otwartymi oczami.
Jack w końcu to zauważył. Zamknął się i zajął studiowaniem ruchu fusów w herbacie.
- Znowu masz problemy z weną twórczą?- Ben zignorował rękę Larrego i zwinął czajnik.
- Ta.
- Uhy. A co masz zamiar teraz napisać?
- Nie wiem. Coś dla młodzieży. Kryminał, może jakiś romans. Zobaczymy.- Larry napełnił czajnik wodą i ponownie wstawił.
- Dobra, ja idę. Muszę jakoś poronić artykuł o morderstwie na Wall Street.- Mruknął Ben wytaczając się z kuchni.
- Jakim morderstwie?- Zaciekawił się Larry.
- A tam, jakiś biznesmen zabawił się w sponsoring 16 letniej dziewczyny, co nie za bardzo spodobało się jego starej. No i któregoś dnia jej siostra wchodzi do mieszkania, a tu żoneczka leży na podłodze z kulką w głowie. Sprawę badają służby specjalne, bo zamieszana jest w nią nieletnia. A biznesmen swoją drogą znalazł sobie niezłą wymówkę.
- Hm?
- Twierdzi, że w chwili popełnienia morderstwa zabawiał się z ta swoją dziewczyną w hotelu na przedmieściach. Laska jeszcze to potwierdza.
- Takiemu to się trafiło… młoda, jędrna szesnastka…- rozmarzył się Jack, popijając łyk herbaty.
Ben odsunął się od niego.
- Nie waż się przekroczyć progu mojego domu.
Jack minął go z rozanieloną miną. Myślami był w hotelu na przedmieściach.
Kiedy wyszedł, obydwaj mężczyźni odetchnęli z ulgą.
- I co dalej?- Spytał Larry, opierając się o brzeg blatu.
- Na razie nic, toczy się postępowanie. Ale szykuje się niezłą afera. Całą sprawą zainteresował się Sąd dla nieletnich, prokuratura okręgowa, CIA i jeszcze jakaś organizacja religijna, reprezentująca matkę dziewczyny.
- To na brak pracy nie narzekasz?
- Niestety. Żona trochę marudzi, ze z pracą kocham się częściej niż z nią.
- Jak mam to rozumieć?
- Nie wiem. Sam tego nie rozumiem.
Do kuchni wkroczyła młoda brunetka w krótkiej spódnicy. Zakręciła się, zrobiła kawę, uśmiechnęła promiennie do mężczyzn i wyszła, zawzięcie kręcąc biodrami.
Ben zakręcił kubkiem.
- Nowa?
- Tak, przyszła wczoraj. Shayde już ją przejął. Obstawiłem, że jeszcze trzy dni i wyląduje u niego w łóżku.
- Kto przyjmuje zakłady? Mike?
Ben przytaknął.
- Jaka stawka?
- Trzy dolary.
Larry wyciągnął znoszony portfel. Oczyścił go z paprochów, pajęczyn, okruszków i śmieci i wręczył Benowi pięć dolarów.
- Postaw za mnie. Ja daję mu czas dziś do wieczora.
Ben spojrzał na niego pytająco.
- Widziałem go dziś. Jest w szczytowej formie.
- Aha. Czyli pewnie przegrałem mój obiad na kolejne dwa dni.
- Żona ci nie gotuje?
- Tylko warzywa odkąd zepsułem wagę.
- Jak to zepsułeś?
- Po prostu na niej stanąłem. Dobra, wracam do pracy. Bo Smish jeszcze gotów by mnie wykastrować za picie kawy w godzinach pracy.
Ben opłukał kubek wodą i wytoczył się z kuchni.
Larry poszedł w jego ślady i po chwili siedział za biurkiem.
Położył przed sobą zeszyt, długopis, krakersy i odchylił się do tyłu.
Pomysł na opowiadanie, pomysł na opowiadanie, pomysł… Schylił się ze stoickim spokojem, kiedy nad głową przeleciało mu krzesło.
- JAK TO NIE MASZ JESZCZE ARTYKUŁU?! DAŁEM CI DWADZIEŚCIA MINUT, NIEZGUŁO!!!- Rozległ się ryk redaktora.
Larry złapał krakersa i ponownie odchylił się na fotelu.
Westchnął. Poskubał spodnie. Narysował karykaturę Smisha w zeszycie. Po chwili dorysował mu wielkie rogi i ogon. Podlał kwiatek. Ułożył pasjansa. Policzył w ścianie ślady po przedmiotach wyrzucanych z gabinetu redakcji. Zagadał do nowej brunetki. Podrapał się w czoło. Zabił latającą w koło muchę. I zaczął zastanawiać się nad koegzystencją ducha muchy we wszechświecie.
Nagle myśl uderzyła go niczym Smish. Pochylił się i zaczął pisać.
„Las pokrył się zroszoną trawą. Tygrys czaił się w trawie, zupełnie niewidoczny dzięki swojej seledynowej barwie. Czekał, gdyż punktualnie w południe drogą przeważnie szła mała dziewczynka. Zaszeleściły krzaki i…”
‘Zaraz, zaraz!’ pomyślał Larry. ‘Przecież tygrys nie byłby w stanie schować się w tak niskiej trawie!’
Zmiął kartkę i odrzucił w kąt biurka.
‘Hm… dziewczynki przeważnie lubią konie…’
Larry postanowił napisać opowiadanie o koniach. Przygotował czystą kartkę, zwalił doniczkę z biurka, bo zajmowała za dużo miejsca i zaczął pisać.
„Kwiat Czarnej Róży
Rozdział 1
Roziskrzone niebo rzucało ciemne cienie na drzewa, księżyc palił się niczym świetlik. Konie stały na skale, zwracając piękne łby w stronę nieba. Błękitne oczy klaczy i ciemne ogiera błyszczały w świetle nocy. Obydwa były młode, obydwa silne. Czarny róg samca piął się ostro w górę, jakby chciał z czoła dosięgnąć samych gwiazd. Z kolei skrzydła klaczy kontrastowały z ciemnią nieba, blednąc na tle grzbietu potężnego ogiera.
- Naprawdę musisz uciekać?- Spytała klacz, skłaniając łeb w stronę konia. Ogier spojrzał na nią. Jego oczy były smutne, lecz niepozbawione wigoru i blasku.
- Przykro mi. Synyfony ścigają mnie coraz zacieklej, muszę szukać schronienia.- jego głos był aksamitny, lecz lekko ochrypnięty.
- Ale gdzie?
- W Mechtrium. Tam mi pomogą.- Powiedział, odwracając głowę do poprzedniej pozycji. Klacz potrząsnęła nerwowo łbem.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę, jakie to jest niebezpieczne?- Wybuchnęła.- Nie pamiętasz już, Co się stało ostatnim razem? I…
Ogier szybko odwrócił łeb, spoglądając jej w oczy. Klacz umilkła pod naporem płomiennego spojrzenia.
- Ty dalej nic nie rozumiesz?- Spytał nerwowo.- Nie mamy szans w tym świecie! Muszę uciekać!
W oczach klaczy pojawiły się łzy. Ogier złagodniał i przytulił się do niej.
- Meridi, wybacz mi, nie mam wyboru. Ale wrócę jak najszybciej. Wrócę, aby cię zabrać ze sobą. Przyrzekam.
I ruszył galopem po zboczu, zaś Meridi podążyła za nim wzrokiem. W połowie drogi ogier odwrócił się i ostatni raz spojrzał na postać pięknego pegaza na skale, po czym pognał dalej. Nagle klacz drgnęła.
-Arsen! Zaczekaj! Muszę ci coś powiedzieć!...- Krzyknęła. Lecz ogier już tego nie słyszał, rozłożył skrzydła, wzbił się w powietrze i niknął w lesie. Meridi popatrzyła za nim, po czym rozpostarła długie skrzydła i uniosła się w powietrze, aby za chwilę rozpłynąć się w ciemnych chmurach.
Rozdział 2
W wielkim, szklanym korytarzu uniosło się echo cichego stukotu. Zza rogu wyłonił się stary, siwy koń. Sunął po korytarzu niczym duch, nie było słychać jego kopyt. Najmniejszy włos na ciele czy grzywie nie ruszył się o milimetr, nogi lekko unosiły się nad ziemią. Koń podsunął się do wrót i nacisnął dźwignię. Połówki wielkich drzwi zaczęły się otwierać, nawiasy skrzypiały pod ich ciężarem. Kiedy były na wpół otwarte, prześlizgnął się między nimi biały pegaz. Siwy koń go zauważył i zamknął wrota, po czym odwrócił się do przybyłego.
- Nie powinnaś z nim tyle chodzić, Meridi.
Klacz potrząsnęła łbem i zaczęła otrzepywać kopyta z błota, stukając nimi o posadzkę.
- Meridi! Nie udawaj, że nie słyszysz!- Powiedział siwy koń lekko zirytowanym głosem. – Spędzasz z nim za dużo czasu! Jak tak dalej pójdzie to dowiedzą się o tym Tajemnice.
- Przestań, Karmirze, przecież nic się nie stało! – Wybuchnęła Meridi.
- Nie masz racji. Dziś w twej komnacie była Senfora.
W oczach klaczy pojawił się strach.
- Pytała mnie, gdzie jesteś.
- I co jej rzekłeś? – Spytała drżącym głosem Meridi.
- Że jesteś w Kaszmirowym Sadzie. Widocznie uwierzyła, gdyż poszła do siebie.
- Dziękuję ci. Ostatni raz mnie kryłeś, więcej już nie wyjdę.
- Dlaczego? – Spytał spokojnie Karmir.
- Arsen wyjechał. Wyruszył do Mechtrium.
- Książe Arsen-nefis? Ten młodzieniec chyba postradał rozum na tych bitwach!
- Ale obiecał, że wróci.
- Pani, nawet jakby wrócił, to co poczniecie? Przecież Synyfony złapią go bardzo szybko. Nie zdążycie uciec.
Klacz cicho westchnęła.
- Wiem, Karmirze, wiem. Ale musieliśmy zaryzykować.
To powiedziawszy odwróciła się i ruszyła w stronę komnat.
Rozdział 3
Trzy Tajemnice były pięknymi klaczami. W trzech kolorach, z pięknymi, długimi grzywami i zgrabną kłodą, sprawiały wrażenie królowych. Meridi była jedną z nich, Tajemnicą Miłości, najmniejszą i najmłodszą. Jej współ towarzyszki mieszkały z nią w zamku Zinner, wspierając się nawzajem. Senfora była Tajemnicą Mądrości. Najstarsza, w pięknym, kasztanowym odcieniu, pilnowała młodszych Tajemnic, ucząc je panowania. Leniri była Tajemnicą Nadziei. Smukła sylwetka i czarny grzbiet nadawały jej figlarny, lecz czcigodny wygląd. Była rozbrykana i wesoła, swoim śmiechem rozprowadzała wszędzie spokój i humor. Wszystkie Trzy Tajemnice panowały razem i pomagały całej krainie Fellkursa. Zamieszkałe tam konie pokładały w nich największe nadzieje i plany. Od setek tysięcy lat wybierano klacze, które miałyby strzec i pilnować świata magicznych zwierząt. Były one strażniczkami, królowymi, lecz nie miały pełnej swobody. Stając się Tajemnicą, klacz nie mogła pokochać, ani stać się matką. Podpisywały dokument „Fallus anarchiom”, którego złamanie groziło śmiercią. Umowy pilnowały Synyfony, okrutne stworzenia z głową niedźwiedzia, tułowiem byka, łapami lwa i skrzydłami pegaza. Ścigały one ukochanego Tajemnicy i zabijały go okrutnie, rzucając się nań całą gromadą. Trzy Tajemnice były piękne, odzwierciedlające swoją nazwę i często nieszczęśliwe. Wybrana klacz nie mogła sprzeciwić się woli Najlżejszych, którzy ją wybrali.
Meridi została Tajemnicą w wieku źrebięcym. Została wybrana przez Najlżejszych i osadzona w zamku Zinner. Jej najlepszą przyjaciółką stała się Leniri, zaś matką Senfora. Meridi powoli poznawała świat rządzenia, uczyła się panować i miłować. Biegała i używała życia jak najlepiej mogła i zdawało się, że niczego jej nie brakuje. Wszystko szło dobrze, dopóki nie przyszła pora na pierwsze spotkanie z Najlżejszymi.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
31 stycznia 2014 17:38
cz. 2(nie zmieściło mi się w jednym poście :kwiatek: )
Rozdział 4
- Po co my właściwie jedziemy do tych Najlżejszych?- Spytała Leniri.
- Właśnie, po co?- Zawtórowała jej Meridi, spoglądając na zadumaną postać Senfory. Klacz potrząsnęła łbem.
- Żeby dowiedzieć się o świecie, drogie panie!
- Ale my już wiemy o nim dużo!- Prychnęła Leniri.
- Ale musimy poznać Najlżejszych, czyli królów Fellkurs. Mamy taki obowiązek.
Młodsze klacze popatrzyły na starszą ze znudzeniem, po czym powróciły do oglądania krajobrazów. Wszystkie trzy leżały w lektyce, niesionej przez Synyfony. Za oknami rozlewały się góry i rzeki, przesiewane przez pastwiska, na których pełno było koni przeróżnej maści. Wtem Synyfony obniżyły lot, zaś wszystkie trzy podniecone Tajemnice rzuciły się do okien. Ujrzały zamek, cały w kolorze niebieskim. Okna były małe i wąskie, zaś brama obszerna, a nad nią piękny posąg torsu pegaza. Wokół zamku rozciągały się pastwiska, gdzieniegdzie przecinane rzeką lub strumieniem.
- Drogie siostrzyczki, okrycie włóż – oznajmiła Senfora. Klacze zgrabnie nałożyły jedwabne derki zwane Grimmul, zakrywające pysk, szyję i grzbiet. Kostiumy te miały otwory na oczy, uszy, pysk i skrzydła, a każdy płaszcz był w kolorze kontrastującym z ubarwieniem Tajemnicy. Grimmul Synyfony był koloru czerwonego, Leniri miała biały, a Meridi czarny. Po chwili lektyka wylądowała i klacze wyszyły z niej, wbiegając szybko do zamku. Zostały poprowadzone długim, szklanym korytarzem do komnaty Tajemnic, gdzie zebrali się Najlżejsi.
Na Najlżejszych składała się grupa pięciu gniadych koni. Każdy z nich nosił złoty naszyjnik z szafirem i sygnet-obrączkę na prawym kopycie. Konie te nie były pegazami czy jednorożcami, jednak potrafiły wznieść się w przestworza lub wyczarować kwiaty. Ich przywódcą był Aman, biały ogier z czarną grzywą. Jego biżuteria była cała czarna, tak jak maska, którą nosił na pysku.
Trzem Tajemnicom wyznaczono miejsca na leżankach obok siedzenia białego ogiera. Najlżejsi, którzy stali od przyjścia klaczy, poczekali aż one spoczną, po czym uczynili to samo. Głos zabrał biały ogier.
- Klacze Trzech Tajemnic, panie koni i matki Fellkurs. Mamy zaszczyt zebrać was tutaj na uroczystość koronacji Fryzmenli, mej córki. Zostanie ona panią zachodniej części naszego państwa i chciałbym, abyście ją oceniły.
Otworzyły się wrota i weszła młoda klacz, ubrana w strój koronacyjny. Ukłoniła się i podeszła do zebranych, klękając przed nimi na przednie kopyta. Młodsze klacze nie miały pojęcia, co mają robić. Senfora pośpieszyła im z pomocą, przepytując szczegółowo młodą królową. Wszystko szło jak po maśle, kiedy nagle wrota gwałtownie i z wielkim hukiem otworzyły się, a do sali wbiegł czarny jednorożec w zbroi wojennej. Napierśnik odbijał się o silną klatkę piersiową brzęcząc, zaś długa grzywa powiewała za koniem jak cień. Stworzenie było nadzwyczaj zwinne i silne, o czym świadczyły stalowe mięśnie. Lśniąca sierść i błyszczące kopyta były oznaką świetnego zdrowia, zaś rytmiczny krok-wielkiego wigoru. Koń podbiegł do Najlżejszych, kłaniając się pośpiesznie. Wtedy Tajemnice zauważyły na jego łopatce tatuaż w kształcie Kwiatu Czarnej Róży.
- Drodzy zebrani- westchnął Aman. –To mój syn, książę Arsen-nefis.
Rozdział 5
- Ojcze…- zaczął młody koń.
- Arsen, nie widzisz, że mamy właśnie wizytę? Oto Trzy Tajemnice.
Ogier odwrócił się pośpiesznie, spoglądając na trzy klacze. Podszedł do nich kolejno. Najpierw do Senfory. Pokłonił się jej lekko i stuknął rogiem o jej kopyta. Następnie zrobił to samo podchodząc do Leniri.
Podszedł do Meridi i skłonił się, spoglądając jej przy tym w oczy. Wtedy zatrzymał się w niedogodnej pozycji pół-ukłonu. Patrzyli sobie w oczy, nie poruszając się i nie oddychając. Wreszcie Meridi zaczerpnęła oddech, wracając ogiera do życia. Arsen dokończył ukłon i wstał, aby podejść do ojca. Jednak odchodząc cały czas patrzył w oczy Tajemnicy.
- Synu, czy cos się stało?- Spytał król.
- Tak, ojcze.- Odezwał się Arsen. Jego głos był cudownie aksamitny, z lekką chrypką. - Rakszaraki zaatakowały nasz oddział na północnym krańcu wyspy. Ogiery nie mają szans, musimy dostać posiłki!
- Ile?- Spytał ojciec.
- Co najmniej półtora tysiąca koni i dwieście Wanderów.
- Nie mamy tylu! Przed chwilą wysłałem dwanaście oddziałów do przełęczy!- Wykrzyknął Aman.
Oczy ogiera zabłyszczały ogniem, zaś grzywa lekko pofalowała.
- W takim razie pozwól mi wyruszyć do walki.
Gdyby Aman mógł, to z cała pewnością by zbladł w tym momencie.
- Nie.
- Doskonale wiesz, że tylko ja mogę powstrzymać te potwory. Jestem silny i zdołam je pokonać.
- Nie.
Oczy młodego ogiera znów zabłysły, zaś w źrenicach pojawiły się małe płomyki. Grzywa zaczęła falować, jak gdyby była w wodzie.
- I tak to zrobię.-Powiedział spokojnie Arsen i wybiegł z sali. Król ciężko opadł na leżankę.
Podczas trwania tej sceny Trzy Tajemnice siedziały cicho, nie ważąc się nawet odezwać. Postać pięknego i silnego ogiera wywarła na nich duże wrażenie. Wreszcie jak zwykle przytomna Senfora odezwała się do króla.
- Czyżbyś miał jakieś problemy z Rakszarakami, królu?
- Tak. Niestety tak.-Westchnął Aman.- Atakują ze wszystkich stron, nie starcza nam już ludzi.
- A może byśmy wam pomogły?
- Nie. Wy macie bronić stolicy, dawać nadzieję walczącym i udzielać mądrych rad.
Senfora popatrzyła na niego błyszczącymi oczami.
- Siłą dużo nie zdziałam, lecz mogę ci doradzić. Pozwól swemu synowi na walkę. Doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, jaki jest silny. Mięśniom dorównuje dziesięciu wyszkolonym żołnierzom, zaś sprytem nawet Leniri.
Czarna klaczka zachichotała cicho. Senfora popatrzyła na nią z uśmiechem, po czym wstała. Poszły za nią w ślad Tajemnice i ogiery.
- Tylko tyle mam do powiedzenia w tej spawie. Zaś co do twej córki Fryzmelli, nadaje się ona znakomicie na księżniczkę. Idziemy, moje Tajemnice.
Młoda księżniczka rozpromieniła się i pośpiesznie skłoniła przechodzącym klaczom. Senfora skinęła głową, Leniri mrugnęła figlarnie okiem a Meridi miło się uśmiechnęła. Dwie sanety(minuty) później mknęły już w lektyce do zamku, każda zamyślona. Lecz tylko jedna z nich miała w sercu obraz pięknego, czarnego ogiera z Kwiatem Czarnej Róży wytatuowanym na łopatce.
Rozdział 6
Meridi stała na balkonie, patrząc na błękitny księżyc. Świecił on jak tarcza, chroniąc ich świat przed światem Mechtrium. Opowieści o tym legendarnym mieście opowiadała jej matka. Była to ponoć piękna i straszna kraina, w której konie miały prawo do przemiany-mogły zostać zwykłymi końmi lub zmienić się w istoty ludzkie. Lecz obydwie przemiany wiązały się z wielkim ryzykiem i stresem. Jako zwykły koń traciły swe rogi bądź skrzydła, zaś jako ludzie były narażone na stresy i nienawiść. Jednak dla dezerterów i straceńców Mechtrium było ostatnią nadzieją.
Klacz rozmyślała nad tą baśniową krainą, kiedy usłyszała cichutki szelest. Błyskawicznie odwróciła głowę, wpatrując się w krzaki po jej lewej stronie-jednak nic tam nie ujrzała. Uspokoiła się i popatrzyła na księżyc. W myślach galopował jej piękny, czarny ogier, którego oczy wciąż widziała w pamięci. Były brązowe, głębokie. Kiedy Arsen się denerwował pokazywały się w nich ogniki. Było w nich coś, co przyciągało, wsysało jak czarna dziura. Meridi mogłaby się w nie wpatrywać wiekami, chciała się sycić ich widokiem. Wtem tknęło ją przeczucie. Szybko odwróciła głowę w prawo. Obok niej stał wielki, czarny ogier. Skrzydła opadały po jego bokach, zakrywając go jak płaszcz. Grzywa spływała po silnej szyi, sięgając do srebrnego napierśnika. Obydwa konie zastygły w bezruchu.
Wieki trwały, nim Arsen potrząsnął grzywą, odkrywając tatuaż na prawej łopatce. Meridi oderwała wzrok od oczu ogiera i wbiła go w piękny, czarny kwiat róży widniejący na jego boku. Arsen zrobił to samo i delikatnie odezwał się aksamitnym głosem:
- Podoba ci się?
Meridi odpowiedziała, nie odrywając wzroku od tatuażu.
- Tak, jest bardzo piękny.
Ogier uśmiechnął się, patrząc na spokojny pysk klaczy.
- Wytatuował mi go Najlżejszy Ogier, nadając mi imię. Powiedział, że ten kwiat będzie symbolizował moje usposobienie i charakter.
Meridi przestała patrzeć na Kwiat i spojrzała na Arsena.
- A co ty tu właściwie robisz?
- Hmm…trudne pytanie.
- Drogi książę, czyżbym miała się czegoś domyślić?
Arsen uśmiechnął się zalotnie.
- Zależy, co pani ma na myśli.
Roześmieli się cicho.
- Drogi książę…
- Mów mi Arsen.
- Nie wypada mówić po imieniu do syna króla…
- Kotku, po prostu Arsen. Koniec dyskusji.
Śmiała wypowiedź Arsena trochę zadziwiła Meridi, która przywykła do oficjalnego tonu, przysługującego Tajemnicy. Ale równie śmiały wzrok ogiera natychmiast się uspokoił. Znów zapadła cisza, podczas której dwa konie patrzyły sobie w oczy, sycąc się wzajemną obecnością. Wreszcie Meridi przerwała ciszę.
- A naprawdę dlaczego tu jesteś?
Ogier zbliżył się do klaczy tak, że jego srebrny napierśnik dotykał lekko jej szyi.
- Może naprawdę chciałem cię zobaczyć?
Konie czuły na swoich pyskach wzajemne oddechy, ciepłe i wilgotne. Noc przestała istnieć, były tylko one. Meridi jeszcze nigdy nie była tak blisko innego ogiera, zwłaszcza tak przystojnego. Serce biło jej coraz szybciej, ciało stawało się gorące. Arsen czuł to samo. Powietrze wokół nich robiło się coraz bardziej gęste.
- Meridi!
Klacz gwałtownie odskoczyła od ogiera, zaś ten tylko popatrzył się w stronę, skąd przyszedł głos.
- Senfora…-szepnęła Meridi.
Arsen szybko pocałował klacz w policzek i szepnął jej do ucha:
- Jutro. Czekaj.
Sekundę później rozpłynął się tak samo, jak się pojawił.
Meridi była tak oszołomiona jego zachowaniem, że nawet nie zauważyła, kiedy do pokoju weszła Senfora.
- Wołam cię już dobre pół godziny! Coś ty robiła?
Młoda Tajemnica popatrzyła na nią nieprzytomnym wzrokiem, gwałtownie odwracając głowę. Senfora delikatnie zbliżyła się do niej i dotknęła miękkimi chrapami jej łopatki.
- Dziecko! Jesteś cała rozpalona! Chyba się przeziębiłaś. Leć mi natychmiast do łóżka, bo się doprawisz. Zaraz ci przyniosę napar z kornwelek.
Meridi posłusznie podeptała do pięknego, złotego łoża z baldachimem, nie czekając na starszą koleżankę. Tej nocy w jej snach gościł piękny, czarny amant, pobrzękujący srebrnym napierśnikiem, za którym kryło się jego serce i imię.
Rozdział 7
Meridi stała na balkonie, wypatrując na niebie ciemnego kształtu pegaza. Jednak widziała tylko błyszczący księżyc i gwiazdy, które rozświetlały niebo. Czekała tak już pół godziny. „Przecież obiecał…” przeleciało jej przez myśl. Odwróciła łeb, żeby wrócić do komnaty i poczuła na policzku ciepły pocałunek.
- Już myślałam, że nie przyjdziesz!- Szepnęła z ulgą.
Arsen popatrzył jej w oczy, uśmiechając się lekko.
- Ja zawsze dotrzymuję słowa- zamruczał.- A co z naszą wścibską Senforą?
- Powiedziałam, że nie czuję się dobrze i położę się wcześniej. Stwierdziła, że potrzebuję spokoju, więc nie będzie do mnie wchodzić.
Ogier znów się uśmiechną i podszedł bliżej do klaczy, znów dotykając jej szyi, choć tym razem nie miał napierśnika. Serce Meridi zabiło szybciej, stukając niczym młot o kowadło. Arsen nachylił się nad nią i szepnął jej cicho na ucho:
- Chodź ze mną, chcę ci coś pokazać.
Klacz mogłaby z nim tak stać wieki, toteż poczuła rozczarowanie, kiedy silny i gorący ogier odszedł od niej i wzbił się w powietrze. Meridi poszła w jego ślady, rozpościerając śnieżnobiałe skrzydła. Zaczęli lecieć w stronę lasu, rozrastającego się na całym horyzoncie. Na początku Arsen grzecznie leciał obok klaczy, jednak po jakimś czasie zaczął robić wokół niej okrążenia. Wzbijał się nad nią, to znów łaskotał skrzydłami w szyję, wzbudzając w niej dźwięczny chichot.
- Gdzie lecimy?- Krzyknęła Meridi.
Arsen szybko przeleciał obok niej, szepcząc:
- Zobaczysz.
Klacz podążyła za nim wzrokiem.
- Zawsze jesteś taki tajemniczy?
- Jeśli sytuacja tego wymaga…
- Co to znaczy wymaga?- Zapytała z udawaną pretensją Meridi.
-…lub jeśli chcę.
Lecieli dalej, rozmawiając ze sobą wesoło. Pod nimi rozciągał się Hebanowy Las, tak stary jak Najlżejszy Ogier. Gdzieniegdzie między drzewami mignęły żółte oczy Wanderów, lecz poza tym las był jak zwykle spokojny.
- Uważaj, kotku, lądujemy!- Powiedział Arsen zniżając lot. Meridi poszła za jego przykładem i po chwili stali już na ziemi w głębi lasu.
- Dlaczego ty właściwie mówisz do mnie kotku?- Spytała klacz.
- To tak pieszczotliwie…- odpowiedział Arsen, trącając ją lekko w bok. Klacz nie pozostała mu dłużna.
- Powiesz mi wreszcie, gdzie idziemy?
- Chcę ci coś pokazać…
- Ale co?
- Kotku, nie bądź niecierpliwa…- powiedział Arsen, patrząc na nią zalotnie. Meridi odwzajemniła mu spojrzenie i dalej szli w ciszy.
Las był piękny. Przez gęste kaskady liści spływały gdzieniegdzie strumyki światła, czyniąc bór jeszcze bardziej tajemniczym. Pod kopytami koni chrzęściły małe patyczki, lecz gęsty mech tłumił wszelkie inne odgłosy kroków. Czasami wśród konarów drzew rozlegał się śpiew jakiegoś nocnego muzykanta, najczęściej małego, szarego ptaszka o nazwie Millint.
Na początku konie szły prostą ścieżką, jednak po jakimś czasie skręciła ona w prawo i urwała się przy jaskini. Meridi wzdrygnęła się z lęku przed jaskinią. Arsen wyczuł to i zbliżył się do klaczy, tak iż się do niego przytuliła. Weszli do jaskini, zostawiając za sobą malutką cząstkę światła. Ogier delikatnie prowadził Meridi, aż doszli do groty, gdzie klacz opuściły wszelkie strachy.
W grocie ujrzała jeziorko. Błyszczało wszystkimi kolorami tęczy, od żółtego po błękit. Tafla była nieruchoma, jakby wykuta ze szkła. Nad jeziorkiem rosło piękne, szafirowe drzewo, które szczelnie oplatała czarna róża. Z jego gałęzi powoli spływały niebieskie łzy, które spadały, zapełniając jeziorko. Każda łza niknęła w kolorowej tafli, jakby przez nią pochłonięta. Z drzewa bił blask, rozjaśniający całą jaskinię, nadając jej słoneczny wygląd. Meridi stała, nie mogąc się nasycić tym widokiem, urzeczona pięknem drzewa i oplatających go róż. Ich płatki były czarne, lecz od środka róży odchodziły czerwone nitki, sięgające niekiedy końca płatka.
Ciszę przerwał cichy głos Arsena.
- Piękne, prawda?
Meridi popatrzyła w jego brązowe oczy, przytakując lekko. Ogier uśmiechnął się po czym podszedł do jeziorka.
- Chodź ze mną.
Klacz ruszyła niepewnie jego śladem. Arsen schylił głowę i pociągnął łyk wody, po czym skinął na Meridi, aby uczyniła to samo. Niepewnie podeszła do srebrnej tafli. Z bliska lśniła jeszcze bardziej tajemniczo, była piękna. Klacz schyliła głowę i pociągnęła długi łyk. Smak wody przypominał maliny, był orzeźwiający i soczysty, spływał lodowato po gardle. Meridi od tego zimna zakręciło się w głowie, cofnęła się dwa kroki do tyłu. W następnej chwili zemdlała. Zdążyła tylko zobaczyć, jak Arsen podbiega do niej, chroniąc ją przed upadkiem na twardą posadzkę.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
31 stycznia 2014 17:38
cz. 3(w drugim też nie... 😡 )
Rozdział 8
- Dobrze się czujesz?
Miękki głos Arsena docierał do niej jakby przez mgłę. Minęło dobrych parę minut, zanim zdołała coś zobaczyć.
- Kotku? Nic ci nie jest?
- Nic, tylko trochę mnie głowa boli- powiedziała Meridi, sięgając ręką do czoła. „Ręką?!” przeleciało jej przez myśl. Szybko otworzyła szerzej przymrużone oczy i spojrzała na Arsena, doznając szoku.
Obok niej klęczał wysoki, przystojny mężczyzna. Ciemne, pofalowane włosy sięgały mu prawie do silnych, barczystych ramion, z których spływał czarny, skórzany płaszcz. Silne ramiona trzymały ją w pasie, przytrzymując lekko nad zimną. Jednak oczy były nadal takie same, ciemne i głębokie, uspokajające.
- Co się stało?!- Spytała drżącym głosem.
Arsen uśmiechnął się lekko.
- Nic. Po prostu zmieniłaś się w człowieka.
- Człowieka?! I ty to mówisz tak spokojnie?!- Krzyknęła Meridi, gwałtownie wstając na nogi. Zatoczyła się, ale Arsen szybko ją złapał, stawiając pewnie.
- Poczekaj. Daj mi dojść do słowa!- Powiedział gniewnie.
Meridi spojrzała na niego spode łba.
- Mów.
Arsen odetchnął głęboko i zaczął:
- Pięć lat temu bawiłem się z kolegami nieopodal tej jaskini. Zaczęliśmy grać w chowanego i ja schowałem się tutaj. Usłyszałem szum strumienia i przyszedłem tutaj. To jezioro tak szumiało. Byłem spragniony, więc się napiłem. A co było potem pewnie się domyślasz. Zmieniłem się w człowieka. Moje pierwsze kroki były równie niepewne jak Twoje, ale z czasem się wprawiłem. Potem znalazłem przezroczystą bramę do świata ludzi…
Oczy Meridi powiększyły się.
- I chyba jej nie przekroczyłeś?
Zakłopotany ogier lekko odchrząkną.
- Arsen! Przecież tak nie można! Co ty sobie wyobrażasz? Przecież ludzie… oni… no sam wiesz, jakie to niebezpieczeństwo!
- Niebezpieczeństwo?! Nic mi nie zrobili, bo byłem taki, jak oni. A pozatym wiele derek udawało się tam i żyją do dziś! Tyle, że tam ludzie nazywają nas „Końmi”.
Ciemne oczy Arsena złagodziły gniew Meridi. Był taki niewinny, że aż jej się zachciało śmiać. Nawet nie zauważyła, kiedy jej ciało na powrót zmieniło kształt na derecki. Ogier stał obok i śmiał się z nią, gdyż nie potrzebowała już trzymania. Nagle Meridi szepnęła, patrząc na jezioro:
- Więc to jest to legendarne Jezioro Smutku prowadzące do Mechtrium, czyż tak?
Arsen popatrzył na nią.
- Tak. To ono, to brama do świata ludzi. A chciałabyś zobaczyć ich świat?
Meridi popatrzyła na niego z powątpiewaniem.
- A czy to nie jest niebezpieczne?
Śmiech i spojrzenie ogiera pozbawiły ją jakichkolwiek lęków.
- Ach tak, panie Wojowniku. Proszę więc mnie tam natychmiast zaprowadzić!
- Z przyjemnością, Madam. – Powiedział Arsen, zamaszyście szurając ogonem i prowadząc klacz do tafli jeziora.
Kiedy zbliżyli się do szklanej powierzchni nabrała ona koloru fioletowego, błyszcząc i delikatnie falując. Była piękna, przy każdym najlżejszym poruszeniu z jej głębi wydobywał się szmer, wypełniający całą jaskinię. Dało się w nim usłyszeć lekkie nutki śpiewu ptaków, szelest liści na wietrze, skrzypienie śniegu i wycie wilków. Jezioro skupiał w sobie całe piękno i smutek zwierząt z całego Fellkursa- od najmniejszego ptaszka aż do wielkiego i potężnego Dźiwikruga. Niezliczone były legendy o potędze i pięknie Jeziora Smutku, jednak nic nie równało się zobaczeniu go na własne oczy.
Arsen powoli zbliżył się do samego brzegu, Meridi dołączyła do niego. Ogier odezwał się szeptem:
- Pokaż mi pole Kwiatkowskich.
Tafla zakotłowała się i po chwili pojawił się na niej obraz uśmiechniętej dziewczynki. Biegła przez łąkę, zmierzając do skromnego domku. Za nią biegł kudłaty piesek, szczekając i merdając ogonem. Dziewczynka dobiegła do drzwi, z których wyszła starsza kobieta. „Babciu!” krzyknęła dziewczynka, rzucając jej się na szyję i po chwili obie weszły do domu.
- A teraz pokaż mi farmę Mac’dawellów.- Szepnął ponownie Arsen, nachylając się nad taflą. Jezioro znów się zakotłowało, pokazał się obraz. Mały chłopiec biegł ścieżką, pośpiesznie zakładając na głowę kask. Dobiegł do ogrodzonego padoku, gdzie czekał na niego brązowy kucyk. Na widok swego pana zarżał radośnie, bijąc kopytami w ziemię. Chłopiec podszedł do niego i wyciągając małe rączki przytulił mocno za szyję. „Kocham Cię” szepną do ucha swemu kucykowi, którego oczy błyszczały radośnie.
Meridi patrzyła na to urzeczona. Z zadumy wyrwał ją dopiero szept Arsena.
- Jezioro pokazuje radości i smutki dobrych ludzi na ziemi oraz różnych zwierząt. Narodziny, okresy choroby, niekiedy śmierć.
- Śmierć? Przecież to jest straszne!- Powiedziała zdziwiona klacz.
- Dla niektórych śmierć jest początkiem.
- Jak to?- Zapytała Meridi. Arsen uśmiechną się lekko.
- Kiedyś to zrozumiesz. A teraz zostawmy Jezioro Smutków z jego własnymi pragnieniami.
I pokierował zdumioną klacz do wyjścia. Wzbili się w powietrze, płynęli z obłokami i muskali skrzydłami księżyc. Gwiazdy oświetlały im drogę, drzewa łaskotały brzuchy. Wreszcie dotarli do zamku Zinner. Arsen pożegnał Tajemnicę i podążył do swego pałacu, zaś Meridi zasnęła w swym łożu, rozmyślając i śniąc o fantastycznym i nieznanym Mechtrium.
Mechtrium tym samym czasie rewolucja z Rakszarakami przybrała niespodziewany obrót- został zabity główny generał, przez co wojska Derek uległy całkowitemu rozbiciu…”
Ben przytoczył się do biurka, zajrzał Larremu przez ramię i zaczął czytać.
- Gadające konie?! LATAJĄCE i gadające konie?!
Larry mruknął coś nieznacznie.
- Jestem w desperacji.
Ben szerzej otworzył oczy i czytał dalej.
Poklepał Larrego po ramieniu.
- Wiesz co, stary? Mam pomysł.
Larry spojrzał na niego roziskrzonymi oczami.
- Weź pigułkę.- Dokończył Ben.- Albo kilka.
Larry westchnął.
Podrapał się w szyję.
- Brałem. Depim, Prozac, Valium… witaminę C… Rutinoscorbin…
Ben spojrzał na niego zdziwiony.
- Nie wnikaj.- Poprosił Larry.
- Nie zamierzam.- Stwierdził Ben i odturlał się na swoje stanowisko.
Larry potarł przekrwione oczy i pochylił się nad kartką. Wrócił do pomysłu zielonych tygrysów ludojadów.

Ciekawa jestem Waszej opinii 😉

I mam pytanie do osób piszących. Jak radzicie sobie z powrotem do pisania? Mam już kilkuletnią przerwę, chciałabym do tego wrócić... a nie mogę. Tak straszliwie nie mam weny, że nawet nie wiem co z tym zrobić 😵
A co powiecie o tym?  🤣

"Jadę. Przed siebie. Nie myśląc o niczym, nie mar­twiąc się o nic.
Ty też jedziesz. Ze mną. Dziel­nie niosąc mnie na swym grzbiecie.

Więź ja­ka jest między Na­mi. Sil­na i niewidzial­na.
Skacze­my przez połama­ne gałęzie gnając da­lej przed siebie.

Stu­kot Twych ko­pyt, mój cichy od­dech i szum drzew po­nad Na­mi.
To wszys­tko cze­go trze­ba. To wszystko..  "

Haha, pisane p dość dawno, pod wpływem chwili, czekam na opinie. 😉
Miyu, na moje gusta trochę za bardzo patetyczne 
lusia722, boskie wierszyki piszesz coś jeszcze?
Kiedyś założyłam podobny wątek:
http://re-volta.pl/forum/index.php/topic,14901.0.html
Szkoda, że nie cieszył się powodzeniem.
Fajny wątek 🙂 Ja piszę trochę wierszy, ale nigdy ich nikomu nie pokazywałam. Jak coś piszę to zawsze jak mam chandrę albo niekoniecznie pozytywne przemyślenia o świecie  😁 Nie wiem czy mocno osobistą twórczość w ogóle powinno sie innym przedstawiać, bo nie wiem czy zostałaby zrozumiana. Ale poszperam w dokumentach, może coś się nada do pokazania, bo nie ukrywam trochę mnie ciekawi co by inni pomyśleli o moich wierszach.
madmaddie   Życie to jednak strata jest
13 marca 2014 16:00
dobry wątek, ciekawy ile osób pisze 😉

branka,
pokazuj!
zoriczkowa, to w sumie nie tak źle. 😉 Chyba o to chodziło.  😀
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się