MGY Horsemanship

milena1013   kopyta i sznurki ^^
10 marca 2014 19:55
Ktoś zna szczegóły ? Bardzo mnie zaciekawiły zdjęcia z kursów i chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej 😀
Pisz na PW. Byłam na jednym kursie, a drugi odbywał się u mnie w stajni.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
11 marca 2014 09:08
A co to jest?
Nie pisz na PW, tylko tutaj, bo podejrzewam, że większośc ludzi nie ma pojęcia, co to jest (w tym ja)
ceffyl   Niektórzy ludzie są taktowni. Inni mówią prawdę.
11 marca 2014 10:10
tym razem natural po węgiersku  😎
ale też chętnie poczytam coś więcej na ten temat  👀
milena1013   kopyta i sznurki ^^
11 marca 2014 10:47
ibmoz ikarina ma rację, napisz tutaj 😀 Prosiiiiimy  😁


chętnie poczytam coś więcej na ten temat   👀



Zaje mi się, że są artykuły ( ale tylko po węgiersku  😵 )
Na_biegunach   "It's never the horse - it's always you!" R. Gore
11 marca 2014 11:27
https://www.facebook.com/events/204491153055677/
Kilku znajomych było. Wrócili zachwyceni. Potem było jeszcze jedno szkolenie - drugi poziom gdzieś koło Opola. Gyuli się chyba spodobało w Polsce 🙂 Na wiosnę ma być jeszcze jedno szkolenie od podstaw na Dolnym Śląsku - mam nadzieję, że wypali - będzie blisko 😉
Całe podejście jest bardzo ciekawe, tylko zastanawiam się na ile realne w moim przypadku z ograniczonym jednak czasem dla koni.
[quote author=Na_biegunach link=topic=94297.msg2036196#msg2036196 date=1394537243]
Potem było jeszcze jedno szkolenie - drugi poziom gdzieś koło Opola.
[/quote]

To "koło Opola" to właśnie w mojej stajni   🤣

No problem, mogę napisać na forum, ale dajcie mi chwilkę czasu. Na spokojnie siądę wieczorem i coś naskrobię.

Tak na bardzo szybko:
- zajęcia prowadzi Węgier Gyula Meszaros, którego do Polski "sprowadziła" Viktoria Pietkiewicz,
- podejście, które proponuje Gyula to olbrzymia dawka spokoju i cierpliwości, więc nie jest to dla każdego  😉
dea   primum non nocere
15 marca 2014 20:09
Byłam jako słuchacz na sopockim szkoleniu.

Tak, ogromna dawka spokoju, absolutne minimum "przemocy"/"wyższej energii" (zdecydowanie podobał mi się sposób rozwiązania problemu konia, który się nakręcił i "wpadł w prawą półkulę" - żadnego urywania głowy i prania na odwal 😉 błyskawicznie zwrócił na siebie uwagę zwierzaka i przywrócił mu pewność siebie). I do tego... jak on siedzi  😜 widać dobre klasyczne podstawy i odpowiednią ilość dupogodzin.
Szkoda, że na YT nie ma takich filmików, jakie pokazywał w trakcie szkolenia. Przynajmniej ja nie znalazłam. Mam wrażenie, że ogólnie "warstwy markietingowej" Gyula nie posiada albo bardzo symboliczną. Z jednej strony to plus, z drugiej - jednak ogranicza dotarcie do "szerszych mas".

Na minus - dość chaotyczny i rozmyty przekaz, czasem można było się zagapić i przegapić jakieś perełki, niektóre wątki moim zdaniem były ciut przegadane (ale może to z mojej perspektywy, bo były dla mnie oczywiste).

W każdym razie jest to jedna z dwóch osób, którym bez wahania na dłużej bez kontroli zostawiłabym mojego konia - bez strachu o jego stronę fizyczną i psychiczną.
Przepraszam, że tak długo nie pisałam.

Byłam słuchaczem na listopadowym szkoleniu Gyuli na wrocławskich Partynicach oraz współorganizatorem/słuchaczem lutowego szkolenia w okolicach Kluczborka (woj. opolskie).

Moje wrażenia są następujące:

* Gyula jako osoba:
- jest bardzo sympatyczny, otwarty na ludzi i ich historie,
- jest nastawiony maksymalnie na pracę z końmi. U nas na szkoleniu wstawał rano, ledwo chwycił kanapkę i szedł na halę. Na propozycję przerwy obiadowej odpowiadał, że on przyjechał pracować z końmi, a nie jeść, więc kto jest głodny może iść, on się nie obrazi, ale nigdzie się nie wybiera. I faktycznie potrafił pracować z końmi i opowiadać od 9 rano do 21 wieczorem,
- jest gadatliwy i nieco chaotyczny. Trzeba bardzo uważnie słuchać, bo łatwo się pogubić w wielowątkowych opowieściach,
- jest bardzo spokojny i cierpliwy,
- instynktowny w komunikacji z końmi.

*szkolenie:
- ciężkie, bo wymagające stałej koncentracji na najwyższym poziomie. Tak, jak dea napisała wcześniej, łatwo coś przeoczyć, na chwilę się zamyślić i wtedy może umknąć coś naprawdę ważnego,
- nieco chaotyczne, bo sam Gyula taki jest. Nie ma sztywnych ram czasowych, ułożonego wcześniej planu. Sytuacja rozwija się tak, jak pozwalają konie lub wyobraźnia Gyuli, któremu akurat coś przyjdzie do głowy i o tym opowiada. Cały czas jest to o koniach, ale bardzo wielotorowo,
- praktycznie nie ma żadnych konkretnych schematów. Jest kilka ćwiczeń, ale ten, kto liczy na program od A do Z, nie będzie zadowolony. Tu nie ma utartych szlaków, tu są tylko ogólne wytyczne.
- tak jak napisałam, Gyula "ma koński instynkt" i trzeba dokładnie obserwować co robi, bo czasami jest to nieprzetłumaczalne / wytłumaczalne albo sam się tak zatraci, w tym co robi, że zapomina, że prowadzi szkolenie i jacyś ludzie go obserwują,
- niemarketingowe, w takim sensie, że w moim odczuciu (szczególnie po Wrocławiu) część osób była znudzona i zawiedziona. Nie dostali prostych odpowiedzi na swoje pytania, więc uznali, że nie warto. Wydaje mi się, że Gyula wyznaje zasadę, kto naprawdę jest zainteresowany, ten słucha, a to nie to szybko zrezygnuje i to dobrze, bo nie chce pracować z ludźmi, którzy nie mają cierpliwości (ale to tylko moje wrażenie, może być mylne).

Podsumowując, super filozofia dla ludzi, którym leży taka droga przez spokój i cierpliwość. Mi to akurat pasuje. Te dwa szkolenie uzmysłowiły mi, że nieświadomie wiele rzeczy, które robię z końmi, robię "dobrze" - w ich języku. Że sama doszłam do pewnych rzeczy,  o których opowiada Gyula. Z kolei ludzie czynu mogą się nieco nudzić w takiej formie pracy. Mało tu dynamiki, działania, więcej czekania. Sama mam pewne wątpliwości, jak metody Gyuli sprawdzają się w trudnych sytuacjach dla koni (typu zawody, stres itp.). Mam nadzieję, że na kolejnym spotkaniu dowiem się czegoś więcej.
Gyuli wszystko w pracy z końmi przychodzi łatwo, naturalnie. Gdy próbuje to przekazać ludziom, siłą rzeczy, napotyka problemy (jak ubrać coś w słowa, jak to wytłumaczyć czy przetłumaczyć).

Ostatnia uwaga. We Wrocławiu byliśmy z mężem wolnymi słuchaczami, u nas ja byłam logistykiem i słuchaczem (więc część rzeczy mnie ominęła), a mąż uczestniczył z koniem. Nasz zwierzak nie sprawia nam żadnych problemów, nie było żadnego konkretnego zagadnienia do przepracowania. I w sumie oboje z mężem wynieśliśmy tyle samo, czyli różnica w pobieranej wiedzy między słuchaczem, a uczestnikiem niewielka (a w cenie duża). Może byłoby inaczej, gdybyśmy byli z jakimś "trudnym koniem". Ale w moim odczuciu bycie słuchaczem na pierwszy raz starcza, jeśli ktoś chciałby po prostu zobaczyć co oferuje Gyula.

W moim odczuciu, warto, ale trzeba się nastawić na cierpliwe słuchanie i pełne skupienie non stop. :-)



Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się