Sprawy sercowe...

Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
29 stycznia 2015 19:08
busch, ja właśnie zdecydowanie wolę wiedzę akademicką i im więcej danych i wykresów, tym lepiej 😀
[quote author=Lena link=topic=148.msg2279763#msg2279763 date=1422549937]
Mało kto w wieku 18-25 sięga po książki psychologiczne, albo ma świetne relacje z rodzicem, a jeszcze lepiej obydwojgiem, żeby mu tą wiedzę przekazali.

Tak jest? Naprawdę? Pytam bez drwiny. U mnie i pierwszy, i drugi punkt spełniony. Plus wiedza biologiczna. Plus analityczna obserwacja świata dookoła mnie. Plus rozmowy z innymi ludźmi.
Wielu rzeczy nie wiem. Wielu nie doświadczyłam. Ale przynajmniej staram się ciągle rozwijać, chłonąć życie i to, co dookoła mnie. To... to jest chyba naturalne?
Nie jest? Czyli się jednak cofamy jako społeczeństwo? Cofamy się umysłowo i emocjonalnie?


[/quote]

Może teraz jest trochę inaczej, ale za tzw. moich czasów wydaje mi się, że tego było za mało. Albo szukałam nieumiejętnie. Pamiętam właściwie tylko "Płeć Mózgu", którą polecił mi dobry znajomy z pokolenia moich rodziców. Przeczytałam i się cieszę. Wtedy nie miałam poczucia, że wielu rzeczy nie rozumiem, wydawało mi się, że jakąś tam wiedzę sobie gromadzę. Z perspektywy kilkunastu lat jednak myślę, że to było dużo, dużo za mało.
busch, Strzyga, ufffff, to już nas jest trzy. Teo też przecież ten sam "sort" 😉

Przepraszam z off topic.
Averis   Czarny charakter
29 stycznia 2015 19:22
Count me in 😉
Lov   all my life is changin' every day.
29 stycznia 2015 19:25
Ascaia, mnie też licz, bo ja bardzo lubię książki psychologiczne 😉 Zwłaszcza typu "Mowy ciała w miłości" A. B. Pease
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
29 stycznia 2015 19:36
Trochę naukowo, ale nie aż tak, żeby znudzić przeciętnego człowieka. Ja jestem wielką fanką TED, a oni mają cały dział poświęcony miłości w bardzo różnych ujęciach.
Tu miłość i zdrada w ujęciu antropologicznym:
http://www.ted.com/talks/helen_fisher_tells_us_why_we_love_cheat
Lov   all my life is changin' every day.
29 stycznia 2015 19:47
Strzyga, jak lubisz TEDa, to polecam "Marshmallow challenge" 😁
busch dziękuję  :kwiatek:
strzyga tedy są świetne, też polecam, nie tylko na tematy związane z miłością! Mogłabym siedzieć i oglądać filmik po filmiku  😁

Mnie też można liczyć, sporo czytam, oglądam, interesuje mnie wiedza, ale jak patrzę na ludzi z roku... no, raczej jestem w mniejszości 'aż tak poszukującej' 😉
Teraz to się chyba 'wyrabia' światopogląd na tych wszystkich warsaw shore'ach, dlaczego ja, 50 twarzy greya itd.

Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
29 stycznia 2015 19:53
Lov, Lentilky, ja TEDa uwielbiam nie tylko jeśli o miłość chodzi. Staram się obejrzeć przynajmniej 2 w tygodniu. Poświęca się 20 minut, a można się dowiedzieć w przystępny sposób o tak przeróżnych rzeczach...
busch   Mad god's blessing.
29 stycznia 2015 20:01
Ja mam do TEDa ambiwalentny stosunek 😉. Z jednej strony faktycznie są przystępni i o wielu ciekawych rzeczach opowiadają. Z drugiej strony już kilka razy ich przyłapałam na różnych babolach - mam wrażenie, że oni przede wszystkim szukają dobrych mówców i na sam poziom przemowy położony jest nacisk (w sensie jakości wystąpienia), czasami sama wartość merytoryczna na tym cierpi.

No i czasami to są po prostu pierdoły, z całym szacunkiem 😀. To fajne źródło informacji, ale trzeba być krytycznym w stosunku do niego.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
29 stycznia 2015 20:08
busch, ale chyba nie traktujesz tego jako źródła wiedzy naukowej?
busch   Mad god's blessing.
29 stycznia 2015 20:28
Oczywiście, że nie, ale mówię o pewnych standardach 😉. Najgorsze są chyba te motywacyjne gadki, tam to już w ogóle trudno dooglądać do końca czasem 😀
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
29 stycznia 2015 20:32
busch, ja mam tak, że jak coś mnie zainteresuje, to zaczynam kopać głębiej. Wiadomo, że się człowiek po 20 minutach nie stanie ekspertem w danej dziedzinie, a o niektórych rzeczach, ot tak, fajnie wiedzieć 😀

Bardziej "sprawdzonych" rzeczy, trzeba szukać na stronach uniwersytetów.
Np. http://oyc.yale.edu/

Ale... zrobił się straszny OT :P
Hłe, hłe, czuję się wywołana do tablicy 😉 W TEDzie była ta Perel od seksu w długofalowych związkach. Jakby kto chciał: KLIK. Trudno żeby w kilkanaście minut opowiedziała o tym, co zamieściła w całej książce, ale jakiś przedsmak jest.

A tak z książek to mi przychodzi do głowy międzyludzka "Teoria szpanu" (znowu niefortunne tłumaczenie tytułu!) Geoffreya Millera. O tym, jak ludzie chcą się prezentować przed innymi, jak - również w zależności od cech własnych. I trochę to w ogóle na zasadzie "żeby robić, co chcesz, musisz wiedzieć, co robisz": jak się czegoś o własnych autoprezentacjach dowiemy, to możemy wybierać sensowniesze sposoby ekspresji.

Z innych, to może jeszcze książka kobiety, której nie trawię 😉 Katarzyna Miller, "Chcę być kochana tak jak chcę". Bo książka ma fajne momenty... Na przykład cały ten obraz dziewczyny/kobiety dość desperacko wabiącej mężczyznę jako "zameczku"... Kiedy to cała para idzie w gwizdek, białe firanki w oknach i inne bajery, a na zapleczu pochlipuje tylko małe zapomniane dziewczątko. Czyli generalnie: najpierw zajmij się naprawdę sobą, pozoranckie działania (ja na pokaz) nie będą potrzebne.

bush, tak, tak, dobra coursera nie jest zła 😉
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
30 stycznia 2015 02:09
Poznałam sympatycznego faceta, świetnie nam się ze sobą gada, wspólne pasje są i nić porozumienia złapaliśmy. Chciałam pociągnąć to dalej do czasu gdy doszła jedna kwestia. Jemu NIC nie powiedziałam, ale zaczęłam trzymać na dystans.
Ja jako racjonalistka i ateistka mam problem z przyjęciem do wiadomości tego, że ktoś może być tak oddany wierze w boga i to w dodatku nie żaden katolik czy prawosławny, ale.... zielonoświątkowiec. Dla mnie to sytuacja o tyle "egzotyczna", że wcześniej miałam tylko doczynienia z namolnymi jehowcami. Najgorsze jest to, że potrafi sieknąć na fb takie zawiłości, że po prostu człowiek łapie zwiechę. Ja naprawdę staram się zrozumieć takie podejście, ale czasem jest mi naprawdę ciężko ogarnąć jak można zwykłe odwołanie zajęć sprowadzać do boskiej interwencji...... 😵

Żeby nie było - NIE MAM NIC do niczyjej wiary (jeśli tylko nie próbuje mnie i mojego najbliższego otoczenia usilnie przekonać, że ta wiara jest najlepsza i nie nawraca), może wierzyć sobie w co chce. Ale zostaje to małe ale.....

Co byście zrobiły na moim miejscu? Trzymać dystans i pozostać w koleżeńskiej relacjy czy jednak coś próbować?
Bo sama już nie wiem co mam robić.
Notarialna a co za różnica, w co wierzy i jakiego jest wyznania, jeśli jest dobrym człowiekiem.
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
30 stycznia 2015 07:40
Notarialna, to chyba zależy od Ciebie, czy jesteś w stanie to przeskoczyć. Mamy chyba jedną re-voltowiczkę takiego wyznania (tak mi się kojarzy z wątku ślubnego, ale nie pamiętam kto konkretnie).

Murat-Gazon , trochę zależy. Druga osoba nijako musi się podporządkowywać przestrzeganiu zasad, jeśli partner jest mocnowierzący i np. nie akceptuje seksu przedmałżeńskiego, czy antykoncepcji.
safie ano tak, w tym aspekcie nie pomyślałam. Wobec tego pytanie, na ile ktoś jest w stanie dostosować się do takich czy innych "obostrzeń".
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
30 stycznia 2015 08:56
[b] Notarialna[/b] ja bym odpuściła, jeśli sama nie jesteś wierząca. Bo będzie Ci zwyczajnie bardzo, baaaaardzo ciężko. Co innego jeśli ktoś jest po prostu wierzący, a co innego jeśli jest tak jak piszesz- czyli facet jest naprawdę mocno wierzący. Bo on się nie zmieni, Ty raczej tego byś d niego nie wymagała, więc zastanów się czy zniesiesz na co dzień takie zachowanie jeśli Wam się uda 😉
(a wybiegając totalnie abstrakcyjnie w przyszłość mielibyście pewnie- jeśli nie chciałabyś odpuścić- kosmiczne problemy w stylu czy ochrzcić dziecko, jaki ślub wziąć, czy obchodzić święta itd.- ale jak pisałam to czysta abstrakcja i zwyczajne gdybanie 😉 ).
Notarialna, a jemu nie przeszkadza, ze jestes niewierzaca? Bo moze tylko Ty teraz rozmyslasz czy sie zwiazac czy nie, a on np. wie, ze z osoba, ktora nie ma boga w sercu nigdy go nic poza przyjaznia nie polaczy?
Notarialna, jeśli już teraz masz wątpliwości - to nie angażuj się.
Kościół zielonoświątkowców kieruje się dość sztywnymi zasadami, aż dziwne, ze chłopak nie ma dziewczyny/koleżanki o swoim wyznaniu.
Nie ma co kogoś i siebie ranić - skoro już teraz widzisz, że coś jest "nie halo"
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
30 stycznia 2015 09:09
Ja bym z kimś ortodoksyjnym się nie związała. Nie można by było zastosować "żadnego ślubu przed seksem" 😁
Mam przykład mojej kuzynki i jej męża. My jesteśmy z rodziny katolików praktykujących. Nie wiem na ile można nas nazwać "ortodoksami" 😉 To nie styl "ksiądz Rydzyk i Radio Maryja", ale do kościoła chodzimy regularnie, itd. Szwagier jest zdeklarowanym ateistą.
Są po ślubie, dzieci są ochrzczone. Szwagier stwierdził, że dla niego to nic nie znaczy, Boga nie ma, to tylko forma teatralizacji, itd, ale skoro Boga nie ma to jemu nie przeszkadza, że moja kuzynka uważa, że Bóg jest i w Jego imię chce coś robić. Podczas ślubu oczywiście nie klękał, nie przysięgał w formule kościelnej tylko świeckiej. W trakcie chrztów był po prostu opieką do dzieci. Czasem, też w roli opiekunki, idzie pod kościół, żeby moja kuzynka i starsze dziecko mogli spokojnie uczestniczyć w obrzędach.
Ascaia - tylko, że w niektórych wyznaniach dużo czasu poświęca się wspólnocie.

Gdyby Twoja kuzynka kilka razy w tygodniu chodziła na kółko kościelne, w domu czytała na głos Biblię, chodziła i nauczała po domach - taki ateista mógłby tego nie akceptować.

Teraz ma to w nosie, bo nie sądzę by wybitnie przeszkadzało mu chodzenie do kościoła drugiej połówki z dziećmi.
Notarialna to jest mocno hierarchiczny kościół (mój M jest tego wyznania ale w praktyce od samej organizacji już się oddalił) i oni zwyczajnie mogą nie zaakceptować związku z niewierzącą. Znam nawet takie wypadki, gdzie zabronili ślubu i młodzi musieli poprosić o zgodę w innym kościele  😉 Tym bardziej jeśli on jest mocno zaangażowany w życie zboru.

My też mieliśmy problem w tym względzie (ja jestem katoliczką), toczą się boję u jego rodziców - czy moja rodzina nie przekonwertuje na katolicyzm, czy go nie przytłaczamy, co będzie z dziećmi. My sobie to już wszystko poukładaliśmy ale dość przykro jest znosić takie ataki. Tym bardziej, że akurat w tym względzie stoimy po jednej stronie barykady, wypracowaliśmy to dość dokładnie przez tyle czasu (choć na początku były to rozmowy bardzo przykre).

Powodzenia w podjęciu dobrych decyzji!
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
30 stycznia 2015 10:08
Sorry, ale zazwyczaj (nie mówię, że zawsze) facet ma dużo większe potrzeby seksualne niż kobieta i trudniej mu też poradzić sobie z długotrwałą frustracją seksualną.


pati12318 może facet i ma większy popęd, ale lecąc stereotypami, może tylko ma mniej na głowie? Przeciętnie kobieta ma zakupy, dziecko-karmienie, przewijanie, ubieranie, rozbieranie, mycie, zabawę, sprzątanie, pranie, prasowanie, składanie, wkładanie, wyciąganie, gotowanie, pracę na etacie....a przeciętny facet ma pracę na etacie i pilota od TV i dużo czasu, nawet jeśli w jazgocie i harmidrze domowym, na myślenie o seksie


Czytam takie banały i zastanawiam się, jak ludzie, zwłaszcza bardzo młodzi z niewielkim doświadczeniem życiowym, mają wchodzić w normalne, zdrowe relacje z innymi ludźmi, kiedy nadal funkcjonują w społeczeństwie zaśniedziałe stereotypy i tłucze się ludziom do głowy od najmłodszych lat, że ich powielanie i utrwalanie jest właściwe 🙄

salto piccolo

Współczuję sytuacji.
Ja w ogóle alergicznie reaguję na próby wtrącania się osób postronnych w życie dwojga dorosłych ludzi.
Pauli, obojętnie czy jest właściwe czy nie, niestety patrząc po moich znajomych - w wielu związkach tak jest.
To kobieta ciągnie związek, ciągnie dom, ciągnie dzieci i pracuje. Bo ona nie ma wyjścia.
Facet oczywiście często pomaga, ale bardzo często nie pomaga w robotach bieżących.
Averis   Czarny charakter
30 stycznia 2015 10:13
Dodofon, dlaczego nie ma wyjścia?
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
30 stycznia 2015 10:15
Dodofon
Ja to wszystko rozumiem, ale jestem zdania, że taki a nie inny rozkład obowiązków między partnerami jest wynikiem wypracowanego przez lata systemu i świadczy o tym, że związek nie funkcjonuje poprawnie (przynajmniej według mojej oceny). No, chyba że wszyscy są zadowoleni z takiego układu, w co szczerze wątpię.
Wiem o czym mówisz, bo widziałam również w swoim otoczeniu takie małżeństwa, ale wiem też że akurat kobiety, które mam na myśli same doprowadziły do sytuacji, w której z partnerki stały się służącą.
To się przecież nie bierze z powietrza.
Pauli zgadzam się z tym, co napisała Dodofon.
Zresztą nawet samo użycie słowa "pomaga" w kontekście prowadzenia domu jest znamienne - skoro się komuś "pomaga", to znaczy, że gros obowiązków i tak jest na głowie tego, komu się pomaga.
Właściwie chyba nie znam rodziny, gdzie facet robiłby w domu tyle samo, co kobieta. Nawet jeżeli ma jakieś stałe obowiązki i tym zajmuje się tylko on, to i tak kobieta ma tych obowiązków pięć razy więcej.

Averis bo jedyne wyjście to tzw. olać i niech facet sam tyłek ruszy. Ale można olać pranie, można olać obiad, ale już własnego dziecka nie można...
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się