Czy kobiety posiadające konie nie nadają się do normalnych związków?

Znam sporo dziewczyn tak zafiksowanych na swoich koniach i tak totalnie nie dbających o siebie - mam na myśli i wygląd i rozwój i życie w ogóle - że jestem w stanie uwierzyć, że sporo z nich to partnerki z koszmarów sennych ;P

Totalnie jestem po stronie amnestrii, Averis, busch i podobnie myślących. Mam konia od ponad 7 lat i nigdy nie zwariowałam na jego punkcie i nie przepuszczałam na niego pieniędzy, za które mogłabym zrobić coś razem z moim facetem - czyli głównie wakacje czy wyjazdy na narty. Może postać 3 dni, ma super stajnię z pastwiskami i nie umrze, jak pojadę na spontanie do takie np. Berlina jak ostatnio. Mam też inne tematy do rozmowy niż Dzioneczek, a wydaje mi się, że wiele "koniar" naprawdę nie umie chwilę pogadać o tym, co tam na świecie i jakie mają opinie o tym czym tamtym - ich wyłączna strategia komunikacyjna to słowotok o ich koniu. Bez względu na miny słuchaczy. I nie są wyjątki 🙂
.
Ja uważam, że kluczowe jest ustalenie wszystkiego od początku. Kobiety w pierwszym etapie starają się poświęcać dużo czasu na spotkania, wspólne spędzanie czasu, itp. z facetem. Potem przychodzi rutyna i okazuje się, że babka, która dwa razy w tygodniu mogła wygospodarować wieczór dla mężczyzny, nie może robić tego siedem razy w tygodniu. Bo ma konia. I ten koń wszystkiemu winien  😉 Ja jestem w stajni 5-6 razy w tygodniu, czasami zabieram faceta ze sobą, nie narzeka. Ma swoje pasje, o których rozmawiamy. Robimy też wiele rzeczy wspólnie. A, że koniarze gadają o koniach. No cóż. Jak się ma pasję to się o niej mówi, albo o pracy  😉 Kwestia znalezienia wspólnego języka. Z tym, że ja zawsze zaznaczałam, że konie to studnia bez dna - finansowa i czasowa  🙂
Koniary, kuniary czy jak Was zwał jesteście wszystkie kochane. Chciałbym mieć taką żonę jak Wy jesteście. Mojej żonie niestety konie śmierdzą i jest tak samo jak z waszymi partnerami, wieczne pretensje. Chyb przeprowadzę się do stajni nie idzie tego słuchać.
I to właśnie jest rzecz, której nie ogarniam, zarówno u mężczyzn, jak i u kobiet. PO CO wiązać się z osobą z pasją, jeśli nie potrafi się tego zaakceptować?
Dla mnie to wydaje się logiczne, że jeżeli poznaję faceta mającego pasję X, od Y lat, to facetowi nagle "nie minie", bo mnie poznał. Jeżeli nie umiem się z tym pogodzić, to nie wchodzę w relację, bo ani mnie nie będzie dobrze, ani jemu.
No chyba że to sławne "ja go/ją zmienię".  Już nie będzie się interesował paralotniarstwem, bo to niebezpieczne i w ogóle głupie, za to pokocha słodkie kotki i będzie ze mną siedział w domu i je oglądał 🤔
Murat-Gazon, znów nie ogarniam Twojego podejścia. Nie wiem jak w Twoim przypadku, ale w moim i wielu moich znajomych - na początku związku zawsze są motylki w brzuchu i świat przez różowe okulary. Fenyloetyloamina, dopamina, itp. tworzą w ludzkim organizmie mieszankę wybuchową. Góry można przenosić, można nie spać, nie jeść: słowem miłość kwitnie  😍 W moim świecie na tym etapie nie ma miejsca na wyrachowanie (vide: nie wchodzenia w relację)

Wady (w tym konie) zauważa się dopiero po miesiącach, a tu znów kłopot, bo się człowiek przyzwyczaił, bo jest fajnie, tylko te cholerne konie...

Dodam jedynie że mój ostatni związek zabiła chorobliwa zazdrość i wieczne podejrzenia że "nie wiadomo co ja tam robię na tych na zawodach"  🤔wirek: a grzeczna byłam jak trusia. Konie były problemem, bo "jak Ty chcesz dziecko wychować", a nie "spędzamy ze sobą za mało czasu"... ale nie były clou rozstania.
_Gaga motylki i świat przez różowe okulary tak, ale u mnie i u moich znajomych one nigdy nie przesłaniały pasji i nie powodowały rezygnacji z niej. Dlatego uważam, że "widziały gały, co brały" od samego początku. Zwłaszcza że akurat koń to nie jest coś, co można schować do szuflady, żeby w oczy nie lazło. Wiele rzeczy można przed nowo poznaną osobą ukryć, jeżeli się ma taką potrzebę, ale nie pasję zajmującą 3/4 czasu wolnego. Znam kilka osób z różnymi pasjami i żadna poznając kogoś nowego, się z tym nie kryje, wręcz przeciwnie, raczej wszystkie jasno pokazują, czym się zajmują w wolnym czasie. Dlatego nie ogarniam, że można "nie zauważyć" czyjejś pasji, a potem się niemiło zdziwić. Albo myśleć, że "samo minie", jeśli poznajemy kogoś, kto X lat pasjonuje się daną rzeczą.

U mnie konie też nie były clou rozstania, ale w moim przypadku przez cały związek była walka "po co ci te konie". Pierwszy chłopak urządzał sceny zazdrości "bo bardziej kochasz tego konia niż mnie", a były mąż nie akceptował totalnie faktu, że mogę interesować się czymś, jeśli on nie podziela tego zainteresowania - "konie są głupie i śmierdzą, a poza tym to rozrywka dla snobów".
Murat-Gazon, mi też motylki nigdy nie przesłoniły pasji, ale pozwoliły prawie-że nie spać przez kilka - kilkanaście tygodni aby każdą wolną od pracy i koni chwile spędzić z "tym-chyba-jedynym" 😉
Widzę, że kompletnie się nie rozumiemy - nigdzie nie napisałam o nie zauważeniu pasji. Jednak na prawdę - moim zdaniem - na początku nic w tej drugiej osobie nie przeszkadza... kompletnie nic... z czasem opadają różowe okulary i zaczyna razić, że "on chrapie" a "ona znów pół dnia siedziała u sierściuchów"... Byłam w kilku związkach i generalnie tylko w jednym konie stanowiły problem... dodam, ze wówczas związałam się z osobą, która konno jeździła zawodowo  😁
Bardzo kocham swoje konie, ale w moim życiu jest miejsce na nie i na ludzi. Przeraża mnie Twoje podejście - że Ty możesz mieć absorbującą pasję a skoro facet jej nie akceptuje w 200% to jest egoistyczny i głupi... Już pisałam - że najczęstszym problemem nie są konie, a - w sumie Kopernik (która też była kobietą 😉 ).  To przez te cholerne "Obroty ciał niebieskich" doba ma 24 godziny. Jeśli się pracuje i trenuje i ogarnia cośtam ze sprzętem i rumakiem / rumakami to niewiele czasu zostaje z tych 24 godzin 🙁 To, że niejednokrotnie na koniec pieniążków zostaje jeszcze sporo miesiąca też czasem bywa kłopotliwe  😉
[quote author=_Gaga link=topic=98268.msg2430494#msg2430494 date=1444132192]
skoro facet jej nie akceptuje w 200% to jest egoistyczny i głupi...
[/quote]
A nie, tego nie napisałam, przepraszam bardzo. Wcale nie musi być egoistyczny i głupi, po prostu nie jest odpowiednim facetem dla mnie 😉 Może być bardzo odpowiednim dla kogoś innego.
Dla mnie sprawa jest wbrew pozorom dosyć prosta - ludzie w związku powinni akceptować siebie nawzajem. Wiadomo, każdy ma jakieś przywary, które mogą czasem irytować, ale jest różnica między "czasem mnie irytuje, że..." a "nie mogę znieść, że...". Na coś, co czasem irytuje, można i powinno się przymknąć oko, ale jeśli czegoś nie można znieść i wiecznie ciosa się o to partnerowi kołki na głowie, to chyba znaczy, że ludzie się nie dobrali jak należy. Jeżeli w każdej dyskusji i każdym sporze z partnerem, o co by nie był, finalnie kończy się na temacie - przykładowo - koni i tego "dlaczego ty ciągle musisz...", to coś mocno nie gra.
A chyba każdy chce być po prostu, zwyczajnie akceptowany takim, jakim jest. Ze swoimi końmi / kotami / psami / motolotnią / spadochronem itp.
Murat-Gazon, z czystej ciekawości Ty byś zaakceptowała faceta gracza opisanego przez busch, ? Ja chyba bym miała opory...
_Gaga byłam z graczem, ale nie takim hardkorowym, i akceptowałam to.
Natomiast miałam znajomego-hardkorowego gracza, właśnie w stylu opisanym przez busch, i jego żona poszła z nim na układ w stylu "w poniedziałki grasz, wtorki są dla dzieci, w środy i czwartki grasz, piątki są dla mnie, w soboty grasz, niedziela jest na sprawy rodzinne, w sytuacjach kryzysowych typu choroba/wypadek itp. zostawiasz komputer i działasz o dowolnej porze dnia i nocy". Działało to bardzo dobrze, byli bardzo dobraną parą, dzieci go uwielbiały. Dla mnie był to koronny przykład tego, że każdą pasję drugiego człowieka można zaakceptować i uczynić częścią życia, tylko trzeba chcieć i wykazać dobrą wolę.
Myślę, że byłabym w stanie odnaleźć się w podobnym układzie, jeżeli tylko sama miałabym w nim tyle samo szacunku dla moich zainteresowań - czyli "w poniedziałki grasz, a ja siedzę w stajni...".  😉
[quote author=Murat-Gazon link=topic=98268.msg2430509#msg2430509 date=1444133491]
"w poniedziałki grasz, a ja siedzę w stajni...".  😉
[/quote]
A kto wówczas zajmuje się dziećmi? 😉

I co jeśli we wtorek, który jest dla rodziny - akurat przyjedzie kowal/lek wet/trener ma akurat czas/ a w weekendy są zawody? Konie to nie gra komputerowa, to nie motor, paralotnia czy rower. To pasja do której facet musi mieć na prawdę ogromne zasoby cierpliwości i tolerancji a kobieta musi być mistrzem organizacji... Taki lajf 🙂

Mi się wysypał układ z trenerką, luzaczka nie przyjeżdża od kilku dni. Ojciec, który czasem pomagał - wyjechał na wakacje... I - o ja pierniczę - jak te cholerne ogony codziennie jednej osobie dużo czasu zajmują  🤔wirek: Aż ciężko ogarnąć sytuację i szukać innych rozwiązań 🙁 Plusem jest zakończenie sezonu zawodów... Ale gdybym aktualnie nie była sama - chłop miałby 100% prawo mieć pretensję, że nie jestem w domu o przed 18 tylko grubo po 19 i coś tam mamroczę o zmęczeeeniu, po czym wstawiam kurczaka do piekarnika , włączam mikrofalówkę i czekam na efekt 😉 (ps. na szczęście jak poszłam sprawdzić czy już się kura upiekła zdałam sobie sprawę, że to piekarnik, nie mikrofalówkę trzeba włączyć)  :wysmiewacz22:
_Gaga myślę, że "sytuacje awaryjne" też się da dogadać i ustalić przy obustronnej życzliwości osób zainteresowanych. Wiem, że opisana para "wymieniała" dni przeznaczone na daną rzecz, jeśli wynikała jakaś nietypowa sytuacja, i większych zgrzytów nie było. Ale przyznam, że była to jedyna znana mi para funkcjonująca w taki sposób, i na pewno potrzeba na to ogromnych pokładów samozaparcia, cierpliwości i tolerancji wobec drugiej osoby.
Murat-Gazon, i dokładnie o tę cierpliwość i tolerancję mi chodzi. To nie tak, że koniara nie może być w normalnym (he?) związku, ale o fakt że mało który facet chce takiej baby - omotanej końskim ogonem, śmierdzącej końskim... no 😉 i wiecznie zabieganej 🙁
No i właśnie znowu w tym momencie wracamy do tematu podświadomych wzorców i kulturowych stereotypów. "Bo kobieta to ma być w domu, zapatrzona w faceta jak w święty obrazek".
Mnie to okropnie irytuje, ale spotykam się z tym bardzo często niestety. Że kobiety z pasją są zbyt samodzielne, zbyt niezależne, zbyt pewne siebie i własnego zdania.
I w sporej większości nie uważają, że szczytem ich ambicji życiowych jest zajmowanie się domem i dziećmi.
Ewentualnie facet taką samodzielną i niezależną kobietę bardzo podziwia jako koleżankę i nawet jej kibicuje w realizacji planów, ale wiąże się z cichą myszką.
Trochę tak to wygląda, jakbyśmy my już dorosły do nowego modelu związku, a mężczyźni w dużej mierze jeszcze wciąż są uczepieni starego.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
06 października 2015 13:53
Już to pisałam w innym wątku, ale napiszę i tu. Nie do końca jest tak, że ludzie, którzy nie posiadają własnej pasji nie akceptują naszej.
Ja spotkałam się z tym, że największy znany mi pasjonat sportu, który potrafił wydać tysiące na zawody, ubrania, buty najzwyczajniej w świecie nie akceptował mojej pasji.
I nie rozumiał jak moge płacić za dzierżawę konia 300zł miesięcznie kiedy on potrafił wydać tysiaka na dwie pary butów i drugie tyle na koszulkę i spodenki.
Który potrafił wyjechac na zawody 600km od domu, powiedzieć "wrócę jutro", a wrócić bez słowa po trzech dniach, a nastepnie zrobić mi awanturę, że przyjechałam ze stajni 15 minut później niż powiedziałam 😉

Grunt to dojść do jakiegoś porozumienia. Obecnie spotykam się z kimś kto z racji wykonywanego zawodu nie może spędzać ze mną weekendów. I chyba oboje musimy pogodzić się z tym. Że sobotę ja spędze u konia, a on środową, piątkową i sobotnią noc w klubie.
I mimo, iz ciężko się będzie gdzieś wyrwac na weekend razem to z drugiej strony mam świadomość, że to nie jest bluszcz, a stracony czas nadrobimy w niedzielę czy w tygodniu 🙂

edit:
A chyba najmilsze jest to, że zwrócił na mnie uwagę, bo miałam zdjęcie z koniem, czyli mam pasję. 😉
Murat-Gazon, nie, nie wracamy do stereotypów. Ponownie się nie rozumiemy. Pasja, jaką jest jeździectwo (koniarstwo w sumie) jest pasją egoistyczną. Ty się spełniasz, a facet który chciałby być przy Tobie - nie ma takiej możliwości... Ty się bawisz a on czeka, może nawet tęskni? Nie rozumiesz tego?! I to nie tak, ze masz siedzieć w kuchni i obiad gotować (ja mogę bo bardzo lubię) a o to, że jak ludzie są razem to nie chodzi tylko o to aby razem sypiać (i to kompletnie bez podtekstów erotycznych) ale aby przebywać ze sobą - spędzać czas razem. Rozmawiać, spacerować, chodzić do kina, teatru, knajpy, do znajomych - razem...

Za całym szacunkiem do Ciebie czasem mam wrażenie, że mówimy kompletnie różnymi językami 🙁
A czy w ogóle ktoś potrafi zdefiniować "normalny związek"?
 
Poza tym o trudach i znojach koni w związkach, związków z końmi, związków bez koni, koni bez związków, braku związków i braku koni - nad którymi unosi się nieznośny smród lub upojny zapach koński już było w Kiedy koń wystarcza zamiast faceta lub na odwrót, czyli kto śmierdzi koniem
[quote author=Murat-Gazon link=topic=98268.msg2429984#msg2429984 date=1444046356]
Z moich doświadczeń i obserwacji w tym temacie wynika, że to raczej spora część mężczyzn nie nadaje się do normalnego związku z kobietą posiadającą konia.
... albo jakąkolwiek inną pasję.
[/quote]   🙇 Mistrz!

koleżanki posiadające konia i mające faceta, jakby to powiedzieć mają wieczne trucie dupy przez swoich partenrów( chociaż jest jeden wyjątek). Mam wrażenie, że te bez facetów są szczęśliwsze...
Faktem jest, że jest to absorbująca pasja, a nie wielu mężczyzn zniesie to, że więcej czasu poświęca sie zwierzakowi. Są zwyczajnie zazdrośni  😁
JARA wydaje mi się, że tak naprawdę nie jest to kwestia tej czy tamtej pasji, ale po prostu wizji partnera/partnerki, jaką każdy ma gdzieś w głowie.
Jak facet ma wizję, że chce cichą, skromną dziewczynę, która będzie codziennie czekała na niego z ciepłym obiadkiem i urodzi mu piątkę dzieci - to nie ma siły, żeby był zadowolony ze związku z samodzielną kobietą z jakąkolwiek pasją.
Jak uważa, że samodzielność i niezależność kobiety jest plusem, posiadanie przez nią pasji powoduje, że można z nią ciekawie porozmawiać, a ciepłe obiadki i dzieci nie są priorytetem, to pasję zaakceptuje.

_Gaga ale rzecz w tym, że nie można być CAŁY CZAS razem. Ludzie potrzebują przestrzeni dla siebie, a posiadanie pasji doskonale tę przestrzeń zapewnia. Byłam w związku, w którym facet chciał spędzać ze mną cały czas. Nawet książki nie mogłam poczytać, bo "on się czuł ignorowany". Konie - nie. Spotkanie z koleżanką - foch. Wizyta u rodziców - co tak długo?! Zadusiłam się.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
06 października 2015 14:06
Ja wychodzę z założenia, że jak się chce to się szuka sposobu, jak się nie chce to się szuka powodu.
Od siebie mogę powiedzieć, że jestem w stanie akceptować jego pracę, jeździć do konia i robić ciepłe obiadki. 😉
A wytłumaczcie mi jeszcze męskie rozdwojenie jaźni typu :
Jednego dnia jedzie ze mna do stajni, robi foteczki, cieszy sie, ustawia sobie tapety itd. Drugiego dnia pretensje, "czy muszę ciągle jeździć do tych koni? nie mam na co pieniedzy wydawac?".
JARA gorzej, jak się chce pod warunkiem, że ... 😉 i facet chce być z kobietą, pod warunkiem, że ona zostawi te konie.  😎
Ja jestem przeszczęśliwa, że w temacie koni dogadujemy się z TŻ idealnie.. Że też go to interesuje, rozumie to i super organizuje. Mamy konie przy domu- i mimo że nie jeżdżę sportowo, a konie są bezproblemowe- prawie wszystko się kręci wokół nich- trzeba było kupić ciągnik- a po co? Bo łąka i siano dla koni, i pole, bo zboże dla koni. Samochód? No tak, taki żeby pociągnął przyczepę z końmi. 😉 Na okrągło ogrodzenia, dosiewania, gniecenie zboża..  Tak jak mówicie, studnia bez dna, zarówno w kwestii czasu jak i pieniędzy. My żyjemy tak, bo oboje to kochamy- ale nie wierzę, że ktoś kogo to nie kręci by to wytrzymał. Może inaczej jest z końmi w pensjonacie. 🙂
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
06 października 2015 14:15
Ja akurat mam podobnie jak dziewczyny z Warszawy 😉
Jak jestem sama to maksimum czasu spędzam w stajni czy z psami. Kiedy kogoś poznaje to naturalne jest, że czas dla konia się skraca albo tak tym wszystkim manipuluje żeby wszyscy byli zadowoleni.
Natomiast przymus rezygnacji z siebie, noł łej. Kim bym wtedy była?
Otóż to - życie to sztuka kompromisu.

Tyle, że nic na siłę. Mnie sprawia radość przebywanie z moim facetem. Więc to, że rezygnuję z pójścia do konia lub wstaję rano, żeby go pojeździć lub będąc w stajni próbuję się maksymalnie sprężyć nie jest żadnym naciskiem z niczyjej strony. Ja - JA - chcę być z moim mężczyzną. Z każdym dniem coraz bardziej. I moja pasja i miłość do koni nie jest ani trochę mniejsza z tego powodu.
Nie mogłabym być z kimś kto by mi powiedział: "rzuć jeździectwo". To wiem na pewno, bo to zbyt duża ingerencja w moją osobę. Ale na takich facetów nie natrafiałam albo odpadali w przedbiegach.
[quote author=Murat-Gazon link=topic=98268.msg2430546#msg2430546 date=1444136459]
_Gaga ale rzecz w tym, że nie można być CAŁY CZAS razem. Ludzie potrzebują przestrzeni dla siebie, a posiadanie pasji doskonale tę przestrzeń zapewnia.
[/quote]

Jaki CAŁY CZAS? 🤔 Rozpisałam Ci swój dzień więc nie będę się powtarzać. 14 godzin poza domem codziennie plus 8 godzin na sen i godzinka w sumie dla siebie (kąpiel itp) dla faceta zostaje godzina dziennie... nawet do kina się nie wyskoczy bo nie ma takich krótkich filmów...

Mam wrażenie że masz same złe doświadczenia z facetami i stąd to ciągłe wylewanie żalu że to oni wszyscy są źli... moim zdaniem nie są a w związkach istotne są kompromisy. Warto pamiętać że kompromis to taki układ w którym każda ze stron coś odpuszcza aby obie były zadowolone...
busch   Mad god's blessing.
07 października 2015 01:02
Murat-Gazon, ja też mam wrażenie, że widzisz to, co piszemy przez pryzmat swoich doświadczeń w toksycznym związku - bo w Twojej wizji jest albo rodzenie piątki dzieci i robienie za pomoc domową, albo bezkompromisowe parcie na realizację swojej pasji.

Może to też zależy od tego, co to dla kogo znaczy "jazda konna", "praca", "pasja" itd. Bo ja np. jak jeszcze jeździłam, to miałam ogromny problem nawet żeby zadzwonić do kogoś - czy to do rodziny, czy do znajomych - bo prosto po pracy jechałam do stajni (w drodze też pracując na laptopie) i kończyłam najwcześniej o 22😲0. Pamiętam, że nawet robienie zakupów było logistycznym wyzwaniem, bo miałam jeden dzień w tygodniu na napełnienie lodówki na cały tydzień i jeśli czegoś zapomniałam kupić, to po prostu tego nie miałam, bo po 22😲0 nie było nawet otwartych sklepów. A wcale w pracy na nadgodzinach nie zostawałam - to po prostu tyle czasu zabiera, jeśli chce się jeździć sensownie, czyli najlepiej codziennie. Może tego nie kumasz, bo sama nie musisz lub nie chcesz jeździć konno codziennie albo nie pracujesz na pełen etat. Zrozum po prostu, że dla zdecydowanej większości nie chodzi o hobby jako takie, ale o to, że jak jesteś poważnie zaangażowana w jazdę konną, ale nie pracujesz jako jeździec, to nie masz czasu za bardzo nawet żeby usiąść spokojnie na tyłku, więc gdzie tu miejsce na związek. I wiem, że tacy pasjonaci jak ja, którzy piątek świątek i niedziela siedzą w stajni, to wcale nie jacyś odosobnieni zboczeńcy. Wręcz przeciwnie - w wielu stajniach jest raczej tak, że to osoby przyjeżdżające np. tylko 3 razy w tygodniu są traktowane z pobłażaniem i dystansem, bo jak to tak, 3 razy w tygodniu tylko?! Przecież to nic sensownego z koniem przy takim planie zrobić się nie da  🤣

Nie wiem, może ja jestem jakaś dziwna ale jeśli chcę być z kimś w związku, to nie chcę mieć mebla o nazwie "chłopak", który niby jest u mnie w mieszkaniu, ale widuję go głównie wtedy, jak śpi kiedy wracam ze stajni, albo rano widzę ślad po nim na pościeli obok. I dla mnie to nie jest wielki problem, czy ujma, że np. będę robić obiady swojemu chłopakowi, czy sprzątać w domu. Bo ja to widzę tak, że to ma być partnerstwo, a nie rozliczanie z tego czy czasem ktoś w tym tygodniu nie miał więcej domowych obowiązków na głowie od drugiej osoby. Jeśli zdarzy się tak, że np. on będzie miał dużo nadgodzin, to z miłą chęcią zdejmę z niego trochę obowiązków, oczekując w zamian pomocy może w innej sytuacji, może pod innym względem, może tej samej, ale kiedy to ja będę siedzieć do późna w pracy, a on będzie miał chwilowo luzy. Nie rozumiem po co w ogóle mieć chłopaka, kiedy to głównie chodzi o to, żebym JA miała czas na wszystkie swoje pasje, żebym JA nie była ograniczana, czy broń Boże poproszona o pomoc. I to nie ma nic wspólnego z poczuciem, że moim życiowym celem jest urodzić piątkę dzieci i gotować codziennie obiad. Nie twierdzę, że nie da się tego w ogóle zrealizować - w sensie że jedna osoba spędza codziennie w stajni kilka godzin, a druga się w to nie wpiernicza. Tylko to jest po prostu piekielnie trudny układ, bo ta druga osoba w 99% przypadków nie może liczyć na swojego partnera, bo nie można być w dwóch miejscach na raz, nie można jednocześnie siedzieć w stajni i pomóc partnerowi w domu, czy w innych rzeczach. Nie rozumiem osób tak bardzo zaangażowanych w daną pasję, które twierdzą, że one po prostu są zbyt zajebiste na tych wszystkich facetów - bo to ma więcej wspólnego właśnie z taką ludzką potrzebą tworzenia jednak tego związku, a nie mieszkania pod jednym dachem i może widywania się przelotnie gdzieś przy weekendzie. To nie znaczy, że ci faceci to dyskryminujący nas seksiści zaangażowani w patriarchalną strukturę społeczeństwa; tylko najprawdopodobniej normalni ludzie, którzy nie kumają, po co być z kimś w związku, jak widujesz się z nim rzadko, nie rozmawiacie ze sobą (bo kiedy??), nie możecie liczyć na swoją pomoc.

Ja nie wiem, dlaczego tłumaczysz to jakimś kulturowym stereotypem - bo gdzie ten kulturowy stereotyp kiedy większość małżeństw nie ma szans pomarzyć o tym opresyjnym patriarchalnym modelu kobiety siedzącej w domu, bo zwyczajnie dwie osoby muszą zapieprzać, żeby żyć na jakimś poziomie. Mam wrażenie, że teraz to bardziej pokutuje mit "mogę wszystko, kiedy tylko bardzo tego chcę" - kiedy całe nasze życie to sztuka wyborów pomiędzy różnymi cennymi rzeczami, bo ogranicza nas czas, ograniczają nas pieniądze, zasoby itp. itd. Że niby wystarczy dobra organizacja, żeby wszystko wcisnąć w jedną dobę? Jak dla mnie to jest typowe myślenie życzeniowe, bo to się po prostu nie udaje, z przyczyn prozaicznych że pewne rzeczy trwają, ile trwają. Też z takich przyczyn, że np. każdy z nas ma swoją wytrzymałość i czasem po prostu potrzebuje pospać, nawet jeśli jest BARDZO zmotywowany na wykluczenie snu ze swojego planu dnia  😁.

Oczywiście w pełni szanuję wybór osoby, która stwierdza, że konie są dla niej ważne, że to ją właśnie kręci i chce temu życie poświęcić. Sama przecież jeszcze nie tak dawno temu miałam równie nieprzejednaną postawę pt. "hurr nie rozumiem ludzi bez pasji durr". Chciałabym tylko, żeby takie osoby miały pełną świadomość rzeczywistych kosztów - materialnych i niematerialnych - takiego przedsięwzięcia. Jak się je przeanalizuje, to jasno widać że pewne rzeczy się po prostu bezpowrotnie traci i albo trzeba się z tym pogodzić, albo jednak coś zmienić w swoim życiu. Trudno być obrażonym na facetów za ich niechęć do koniar, kiedy same koniary po prostu tak sterują swoim życiem, że ciężko znaleźć czas na cokolwiek związanego ze związkiem.
busch, zdecydowanie "lubię to" 🙂
busch, Gaga no akurat ja mam tryb życia dość podobny do tego, jaki opisujecie - pracuję w zasadzie na półtorej etatu, bo pełen etat w miejscu pracy i kolejna robota w domu praktycznie non stop, do tego stajnia w zasadzie w każdej wolnej chwili i każdy weekend, jeszcze wciskam w to rodzinę i przyjaciółki (na szczęście przyjaciółki mam podobne do mnie, albo introwertyczki niepotrzebujące kontaktu co dwa dni, albo jeszcze bardziej zalatane). Zazwyczaj jak jestem w domu, to pracuję, natomiast jak mnie nie ma, to zwykle właśnie 12-14 godzin. Natomiast nie zmienia to faktu, że jak potrzebuję sobie wykombinować wolne popołudnie, "bo coś", to sobie tak poprzestawiam zajęcia albo się z czymś streszczę i zrobię szybciej, że ten wolny czas mam zawsze, kiedy jest mi naprawdę potrzebny. Dlatego sądzę, że na faceta też by się znalazło miejsce, gdybym uznała, że akurat to mi jest potrzebne 😉
I nie twierdzę w żadnym razie, że "wszyscy faceci to świnie" - gdzie coś takiego niby napisałam?  🙄 Natomiast w znanych mi związkach jednak spory procent problemów i sporów wynika z faktu posiadania przez kogoś jakiejś pasji zajmującej dużo czasu, niezależnie, czy tę pasję posiada kobieta, czy mężczyzna. Chyba jedynie pieniądze częściej bywają źródłem konfliktu niż pasja - a czasem to się zazębia. I ja rozumiem, że to chodzi o czas, o wspólne spędzanie go, o fakt, że jednego z pary długo i często nie ma itp., itd. Natomiast podejrzanie często mam wrażenie, że w takich parach nie ma żadnej chęci zrozumienia tej drugiej strony, zaakceptowania, że ona/on tej pasji zwyczajnie potrzebuje, żeby być szczęśliwym i spełnionym - takie zawłaszczanie drugiego człowieka i chęć decydowania o tym, co mu do szczęścia potrzebne, a co nie. Tego nie rozumiem - przecież nawet jeżeli ktoś nas nie wiadomo jak mocno kocha, to nadal potrzebuje do szczęśliwego życia czegoś więcej niż tylko nas.
Kuzynka jest w szczęśliwym związku z facetem-pasjonatem motocykli. Gość typu zloty, zjazdy, wycieczki motocyklowe po Polsce. Ona to zaakceptowała, jeździ z nim jako pasażerka, lubi to. Nigdy nie próbowała tego zmieniać, a jeżeli on rezygnuje z jakiegoa wypadu czy spotkania, to dlatego, że sam podejmuje taką decyzję, a nie bo ona smęci mu nad uchem. Natomiast cała nasza rodzina, jak się dowiedziała, jaką on ma pasję, zaczęła jej smęcić nad uchem, że powinna mu to natychmiast ukrócić, bo to niebezpieczne, bo to głupie, bo go za długo w domu nie będzie, bo w ogóle po co mu to, bo dorosły facet nie powinien bla bla bla. I to jest kolejna rzecz, której nie ogarniam.  🙄
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się