"Jak zobaczył, że tam jest trawa, to on tam idzie". Skąd ja to znam?
U nas dzisiaj też dzień pięknienia konia. Buły nadal nie zeszły, więc wolałam go nie ruszać do czasu wizyty weterynarza.
Kurde... Jeszcze kilka lat temu miałam włosy za tyłek i przysięgam, że NIGDY nie poświęcałam im tyle czasu, ile ostatnio poświęcam grzywie i ogonowi Bon Bona. Udało nam się uprać ogon i trochę grzywę. Całego nie chciałam moczyć, żeby się nie doprawił przy tym zapaleniu.
Odkryłam, że jednak ma biały ogon! W zeszłym roku, w poprzednim pensjonacie nie udało mi się go wprowadzić do myjki, więc porządnie został wykąpany tylko raz. Nie pytajcie czemu, zjadała konie. Tak więc do dziś myślałam, że ogonek mamy jasnoszary, ale jednak nie, już biały.
Łogon.
Nie wiem, czy to już pisałam, ale kilka dni temu prysły moje marzenia o koniu białym, jak mleko. Jak już pogodziłam się z tym, że wolno siwieje i pewnie długo poczekam, ale warto, to Scar stwierdził, że będzie siwy... w hreczce. Pierwsze trzy plamy mnie ruszyły, stwierdziłam, że taki jego urok, ale wyłazi coraz więcej. A przecież hreczka jest babska. Gdzie do wałacha. W dodatku jeszcze niewysiwiałego wałacha. Ale cóż... W hreczce też trzeba kochać. :P
Ale za to po upraniu ogona na resztę czyszczenia poszliśmy się paść. Bąbel wniebowzęty.
Scar.