Gdy koń nie chce w teren

Nie chciało mi się dokładni e czytać całego wątku , a po pobieżnym przejrzeniu nasuwa mi się taka myśl na temat nauki prowadzenia konia w ręku . Ogłowie z wędzidłem nie jest najszczęśliwszym narzędziem do nauki chodzenia konia w reku ,dla tego , że wędzidło z uzdą działa prawidłowo w momencie kiedy jeździec siedzi na koniu . Jak prowadzisz konia na wędzidle to według praw fizyki wyciągasz mu je z ryja. Konia doświadczonego prowadzimy na kantarze , bardziej pobudliwego na prezenterce , a jak już super wyrywny ogr to na kolcu .
Murat-Gazon, ponieważ spacerowałam z koniem przez pół roku 🙁 - trzeba było, i wiem, jakie przyniosło to efekty uboczne. A nie jestem osobą fruwającą na uwiązie 🙂 Jednak mam serce  😀iabeł: Nie wiem jak kamiennym trzeba być, żeby konik ani sekundy nie skubał dłużej tej smakowitej trawki, nie zwolnił, gdy mu niekomfortowo z podłożem. Zupełnie bezwiednie dostosowujemy się do konia, np. idziemy "bezpieczniejszą" trasą. Jeśli typ uległy z natury, trwożliwy (to często idzie w parze) - będzie przewaga pozytywów, zżycie się, zaufanie przewodnikowi. Ale jeśli niezależny, decyzyjny - efekty mogą być przedziwne. Bo nikt z nas, tak naprawdę, nie wie jak wygląda świat w końskiej głowie. Pewne jest tylko, że nie tak, jak nam się wydaje. Że te interpretacje się różnią, a my jedynie możemy wnikać, częściowo; pewności nigdy nie ma. I teraz - jakie ma szanse ludź z 500+ kg "pieskiem" na smyczy? Siłowo - żadne. Przewiduje? No tak, ale koń jest 100% bardziej spostrzegawczy. Refleks 4x szybszy. Do czego nawyka, jeśli Zawsze pierwszy wyczuwa zagrożenie??? Do czego nawyka, jeśli Zawsze zdąży się spłoszyć, uskoczyć? Do czego nawyka, gdy spacer jet frajdą, a człowiek po to, żeby tę frajdę zapewnić? Naprawdę Każdy chodzi w stałym tempie? Nie cieszy się, gdy konik akurat idzie żywiej (a zwykle "leniwy"😉 albo "nareszcie zwolnił" - gdy wyrywny? Nie jesteśmy bogami, jedynie ludźmi. Spacery (nie tylko spacery, każdy ruch przy koniu) dają nam wgląd w naturę wierzchowca, ale wierzchowcom - wgląd w naszą. Co, oczywiście, ma potężne plusy. Ale i wady. Albowiem "niższa inteligencja podporządkowuje się wyższej inteligencji"  😁, jak uczy słynny dowcip o rybkach w akwarium. I konie o wybujałym ego (a są takowe, a częste właśnie te "odważne" - stąd piszę do andzia 1) bardzo łatwo mogą dojść do wniosku, że człowiek jest dla nich, a nie one dla człowieka. Każdy, każdziutki z nas ma problemy ze stawianiem granic, z proporcjami między wyrozumiałością a dyscypliną. Konie orientują się w tym znakomicie, lepiej od nas. Niestety, nawet "trawing" w ręku nie jest obojętny dla relacji. Zależy, na jakiego konia trafi. U większości poprawi jakość relacji po ludzkiej myśli, ale są też wyjątki.
Rozpisałam się, a w sumie chodzi o to, żeby koń nie miał przekazu "Odczep się ludź, wiem co robię" a o to szalenie łatwo na spacerach, szczególnie z kontuzjowanym (nasza wyrozumiałość wzrasta). Przekaz może być subtelniejszy: "Te człowieki to zawsze takie marudy, no", ale nie każdy będzie dobrze służył rozwojowi relacji po ludzkiej myśli. I jeśli pozwalamy koniowi wybierać trasę - ot, ominę kałużę (chodzić na długie spacery w gumowcach??? - męka), o głupie 0,5 m - to konik nie ma w głowie centymetra, konik dostaje przekaz: JA decyduję o trasie. Jedną z zasad jeździectwa jest to, żeby zad szedł dokładnie śladem przodu (jeśli nie żądamy inaczej). Jaki masz pomysł na kontrolę zadu na spacerach? Tak, niektórzy zdają sobie z tego sprawę i "spacerują", a raczej Pracują z końmi z ziemi - na 2 lonżach.
halo z jednej strony rozumiem, z drugiej nie do końca się zgadzam w interpretacji pewnych faktów. Dla przykładu.
"Do czego nawyka, jeśli zawsze pierwszy wyczuwa zagrożenie" - tak czy inaczej zawsze wyczuwa pierwszy, również jak siedzisz w siodle. Bo jest bardziej spostrzegawczy, ma lepszy węch, słuch, wzrok i szybkość reakcji. Z tego samego powodu też zawsze zdąży się spłoszyć, jeżeli odczuje "potrzebę" spłoszenia się (nie mówię o "wypatrywaniu", na które zdążysz zareagować zarówno z siodła, jak i w ręku, tylko o instynktownej reakcji w ułamku sekundy). Do czego nawyka? Do tego, że to ocena człowieka jest istotniejsza. Człowiek nie zwrócił uwagi, nie "spłoszył się"? Znaczy jest bezpiecznie, nie ma zagrożenia.
"Naprawdę każdy chodzi w stałym tempie" - nie wiem, czy każdy. Ja chodzę, i ci, którzy chodzą ze mną, także. To JA idę na spacer Z koniem, a nie koń ze mną, więc to ja decyduję o tempie. Jak się wlecze - "no sorry koniu, szybciej trochę". Jak ciągnie, spieszy - "ejże koniu, gdzie pędzisz, proszę mi tu grzecznie równać". Oczywiście wiem, że nie zawsze tak to wygląda, ale tak wyglądać powinno. Jeżeli zaś nie wygląda i koń faktycznie nauczy się, że może dostosować ruch człowieka do swojej chęci i woli - to czyja to wina? No przecież nie konia.  😉
"Do czego nawyka, jeśli spacer jest frajdą, a człowiek po to, żeby mu tę frajdę zapewnić" - a to coś złego, że koń lubi spacery i wie, że w momencie pojawienia się człowieka jest szansa, że taki spacer będzie miał miejsce? Jak dla mnie to dobrze, jeżeli koń kojarzy obecność człowieka z przyjemnymi aktywnościami, bo dzięki temu łatwiej się godzi na te mniej przyjemne 🙂
Zasadniczo myślę, że spacery w ręku to jest fantastyczne narzędzie treningowe, tylko trzeba traktować go właśnie jak rodzaj pracy, a nie czas bez żadnych wymagań, podczas którego robi się to, co chce koń.
W takim razie już sama nie wiem co o tym wszystkim myśleć... 🤔  Chodziło mi oczywiście o stęp w ręku, czasami trochę kłusa, zatrzymywanie, mijanie różnych przeszkód itp. Generalnie to ja prowadziłam a nie koń mnie. Chodziłam na kantarze, z kałużami był zawsze problem nawet z siodła ale nie brałam tego do głowy bo sama też bym nie weszła bez kaloszy 😉 Wracając do tematu wyjściowego.Postanowiłam sobie, że na każdym terenie będę wymagać od konia posłuszeństwa.Na pierwszy ogień biorę takie ćwiczenia, zatrzymania pojedynczo ( reszta koni idzie dalej), chodzenie łeb w łeb stępem i zatrzymywania, odjeżdżanie od innych koni i zatrzymanie dopóki nas nie dogonią np. stępem, odjeżdzanie kłusem i zatrzymanie itp. No i w razie wyłamań i prób nawrotki chyab zacznę brać ze sobą bata.Generalnie jeździłam do tej pory bez..Co o tym myślicie?
Koń dobrze ułożony i znający swoje miejsce nie będzie sprawiał problemów na spacerze. Owszem, może zdarzyć się sytuacja chwilowej niesubordynacji, ale nie należy zapominać, że to żywe zwierzę i ma prawo reagować w sposób zgodny z własną naturą.
Mogę śmiało powiedzieć, że im większy ład w relacji tym pewne oznaki strachu czy paniki są okazywane mniej bądź wcale. Mam klacz, która na początku dynamicznie odpowiadała na każdy bodziec środowiska, ale wraz z poprawą relacji i szerzeniu odpowiedniego zachowania, kobyła aktualnie się tylko wzdryga widząc, że mnie dana rzecz zupełnie nie rusza.

Także spaceruj jak najwięcej, bo to całkiem przyjemna rzecz jak nie można wsiadać, a nie chce się konia po raz enty lonżować. Poza tym, możesz w łatwy sposób zaobserwować czego koń się boi i powoli to eliminować, nie bojąc się zlecenia z siodła.

Andzia jak na początek to plan bardzo ambitny , więc może na początku trochę sfolguj . Jedno najprostsze zadanie , a jak koń pojmie i będzie to robił perfekcyjnie wtedy dopiero wprowadzaj następne .Konia uczysz jednocześnie tylko jednej rzeczy , a następne wymagania muszą być logiczną { dla konia } ciągłością . Dróg na skróty niema .  🙁
Tak wiem, oczywiście będę go wprowadzać stopniowo 🙂W sumie to już zaczęłam ćwiczyć stanie gdy reszta odchodzi -wychodziło w większości przypadków (nawet już wracając do stajni).Nie chcę też przegiąć w drugą stronę i sprowokować złych reakcji na razie wymagam ok 5 sek. stania i chwalę.Chodzenie w parze też próbowałam i jest ok. W sumie jak teraz o tym myślę z dystansem to nie jest źle i może za dużo i za bardzo chcę żeby wszystko było tip top. Trochę mnie przestraszyły te akcje z nawrotką do stajni. Trzymajcie kciuki  🙂
Dziękuję za wszystkie rady :kwiatek:
Ja bym ci proponowała nie wyjeżdzać od razu na cały teren. Tylko ta trasę, która zazwyczaj jeździsz pojechać na mniejsze odcinki, za pierwszym razem wsiąść pojechac ze sto metrów i wrócić. Żeby nie było złych skojarzeń. Koń już wie że jedzie sam, w długa trasę. Może warto złamać tą rutynę. Cos jak przy uciekającym koniu kiedy wchodzisz na padok po niego, bierzesz go raz na trawe, raz na czyszczenie tylko, raz pod siodło, raz na marchewki i może tak z tym terenem zrobić warto. Po kawałku w ten teren, może nowe miejsca. Stare konie nauczone do terenów potrafią zawrócic do domku jak im cos nie przypasuje, więc nie ma co młodego skreślać tylko tak jak mówisz przyzwyczaic go. Życzę  cierpliwości  :kwiatek: 
Murat-Gazon, " ja wiedziałam, że tak bęęędzieee" 🙂, że Ty nie zrozumiesz (i wielu nie zrozumie/źle zrozumie).
Bo widzisz, to zależy czego od konia oczekujemy.
Sama piszesz "powinno". I sama piszesz "gdy się ociąga" itp. A co jeśli koń NIE MA ociągać się NIGDY?
Zależnie od sposobu użytkowania konia i od konkretnego osobnika - będzie tak, że 20 cm obok "nie będzie robić" a "będzie robić".
To samo z frajdą ze spacerów, frajdą z człowieka. No super. Dopóki konia cieszą też rzeczy mniej dla niego komfortowe. Bo szalenie łatwo sobie konia spolaryzować - że fajne - TAK  😜, mniej fajne - co najmniej świst ogonem.
Jasne, że koń ma prawo wyrażać swoją opinię, że coś mu się mniej-bardziej podoba. Zależy tylko JAK ją wyraża. A dopuszczalność różnego rodzaju ekspresji końskiego Ja, końskiej "opinii o temacie" ogromnie zależy od ludzkich oczekiwań od konia. Będzie inna gdy priorytetem jest zgłębianie końskich zachowań, inna gdy relacja w prywatnym użytkowaniu rekreacyjnym, inna gdy priorytetem jest bezpieczeństwo uczących się dzieci, inna w sporcie (i zależy jakim).

Widzę rzecz tak, i to niezależnie od sposobu użytkowania i od typu konia. Koń Nie Ma Prawa być "nieuprzejmy". Ma być uprzejmy. Grzeczny. Ponieważ nieuprzejmość konia Zawsze jest groźna dla człowieka. Opisane zachowanie - samowolne zawracanie w terenie, skręcanie w wybrane drogi, dyktowanie tempa - przystaję, wyrywam - jest Nieuprzejmością. Groźną. Jasne, ktoś może akurat lubić brutali, lubić łazić w siniakach i gipsach. Ja nie.
Z absolutną pewnością przejechałam się na Każdej Nieuprzejmości, Każdego konia (spośród kilkuset, z którymi miałam bliski kontakt). Kwestia czasu.
Na końską uprzejmość nic nie wpływa tak dobrze, jak to, gdy koń ma żywy interes w tym, by być uprzejmym. Jak to zrobimy, żeby był żywo zainteresowany byciem uprzejmym - to już nasza broszka. Znakomicie służy uprzejmości, gdy koń postrzega człowieka jako wyżej ustawionego w hierarchii (typu rodzinnego), nie jako usługodawcę - a koń wszechmocny klient-nasz-pan. Osobiście uważam, że najskuteczniejsze w wychowaniu (nie tylko koni) jest jasne stawianie granic. "U nas w domu się nie klnie". I już. I to jest kłopot ze spacerami. Bo rozmywają się granice. Ta pomiędzy relaksem a pracą. I wiele innych.

Tak, koń Zawsze będzie miał szybszy refleks, i Zawsze będzie wyczuwał więcej, szybciej. Ale: a) z siodła to niczemu nie przeszkadza, w końcu jesteśmy centaurem (z ziemi Nie jesteśmy centaurem) b) dobrze(!) ujeżdżone konie jakoś nie są płochliwe i chętnie realizują ludzkie wskazówki, nie buntują się.
W końcu, w przypadku wierzchowca, taki jest cel wszelkiej z nim pracy: żeby był przyjemnym, bezpiecznym, niezawodnym, długo i w zdrowiu pełniącym służbę wierzchowcem. Wtedy wszyscy się kochają i jest miodzio. I nie opisuje się problemów z prośbą o pomoc.
A z końmi (i nie tylko) znacznie lepiej jest nie tworzyć problemów niż je potem rozwiązywać. "Łatwiej kijek pocienkować niż go potem pogrubasić" 🙁 Łatwiej wytworzyć konia-szefa niż opanować przejawy roli szefa niezgodne z naszą wolą.
Widzę rzecz tak, i to niezależnie od sposobu użytkowania i od typu konia. Koń Nie Ma Prawa być "nieuprzejmy". Ma być uprzejmy. Grzeczny. Ponieważ nieuprzejmość konia Zawsze jest groźna dla człowieka. Opisane zachowanie - samowolne zawracanie w terenie, skręcanie w wybrane drogi, dyktowanie tempa - przystaję, wyrywam - jest Nieuprzejmością. Groźną. Jasne, ktoś może akurat lubić brutali, lubić łazić w siniakach i gipsach. Ja nie.
Z absolutną pewnością przejechałam się na Każdej Nieuprzejmości, Każdego konia (spośród kilkuset, z którymi miałam bliski kontakt). Kwestia czasu.
Na końską uprzejmość nic nie wpływa tak dobrze, jak to, gdy koń ma żywy interes w tym, by być uprzejmym. Jak to zrobimy, żeby był żywo zainteresowany byciem uprzejmym - to już nasza broszka. Znakomicie służy uprzejmości, gdy koń postrzega człowieka jako wyżej ustawionego w hierarchii (typu rodzinnego), nie jako usługodawcę - a koń wszechmocny klient-nasz-pan. Osobiście uważam, że najskuteczniejsze w wychowaniu (nie tylko koni) jest jasne stawianie granic. "U nas w domu się nie klnie". I już.

Z tym się całkowicie zgadzam.

Natomiast z tym
I to jest kłopot ze spacerami. Bo rozmywają się granice. Ta pomiędzy relaksem a pracą. I wiele innych.

tylko w przypadku, kiedy mamy do czynienia z sytuacją, kiedy te spacery są prowadzone niewłaściwie albo jeżeli przeczą pracy, jaką wykonuje się z koniem na co dzień. Oczywiście, jeżeli np. koń ma nie podejmować samodzielnie absolutnie żadnej decyzji dotyczącej tego, gdzie stawia kopyto i iść jak po sznurku bez myślenia - to spacery nie są dobrą opcją. Bo nie ma fizycznej możliwości, żeby nie zawahał się nad kałużą, nie wybrał sobie stanięcia obok patyczka, a nie na nim. Pisałaś zresztą o tym, i nie sposób się nie zgodzić. Natomiast jeżeli ktoś traktuje spacery jako pracę nad pewnością siebie konia, obyciem z nowymi miejscami, zaufaniem do decyzji przewodnika, "odczulaniem na świat", wygaszaniem nadaktywnych reakcji (czyli to, co napisała maluda) i wie, jak to robić - to są fantastycznym narzędziem.

Nasze rozbieżności w interpretacji wynikają właśnie z tego, o czym napisałaś - zależy, "do czego służy koń".

Osobiście uważam, że nie każda para koń-człowiek nadaje się na spacery w ręku. Tak samo jak są konie "łatwiejsze spacerowo" i "trudniejsze spacerowo". Jeżeli nie ma zbudowanych choćby podstaw wyższego miejsca człowieka w hierarchii i jeśli człowiek nie wie, jakie zachowania konia nie powinny mieć miejsca i jak je gasić, to takiej pary bym na spacer nie wysłała. Bo się skończy fruwaniem za koniem na uwiązie - i to jest faktycznie antypedagogiczne i prowadzi do problemów. Dodatkowo odnoszę wrażenie, że często ludzie nie rozumieją, że spacerów też trzeba konia nauczyć, że tam też obowiązują konkretne reguły - tylko myślą, że tak sobie wyjdą i będzie git. No niekoniecznie.



Murat-Gazon, otóż to. Ze szczególnym uwzględnieniem koni "trudniejszych spacerowo". Przy czym niekoniecznie chodzi o fruwanie za koniem, nie. Chodzi o osobniki z natury samowolne i decyzyjne, nie mylić z osławionym "dominującym". Bo dominuje ten koń, który... dominuje 🙂 Dominacja dotyczy konkretnej relacji. Natomiast skłonność do raczej "samodzielności" lub raczej "zdawania się na mądrzejszego" jest osobnicza, coś jak u ludzi - lider a najchętniej wykonawca konkretnych poleceń. Drugi wrodzony czynnik to reaktywność układu nerwowego na bodźce: poziom bodźca wywołującego reakcję, siła i szybkość reakcji, tempo wygaszania reakcji i ogólnie reakcje na stres. To, co najmocniej wpływa na temperament konia a co zwykle nazywa się "płochliwością". Problem w tym, że osobniki mocno i szybko reagujące bardzo często są jednocześnie liderami z natury. Ewolucja premiowała u koni "płochliwość", zatem są to osobniki "cenne ewolucyjnie, cenne w przetrwaniu" i całe ich Ja głęboko o tym wie. Tu leży minus spacerów. Bo naprawdę mało kto z ludzi jest zainteresowany tym, żeby koń był 100% liderem 🙂, a bardzo łatwo się pogubić (pomieszać koniowi) kiedy(!) ma być liderem, a kiedy nie. Oczywiście, że spacery są cudowne do "obzwyczajania" konia z otoczeniem i do budowania relacji z konkretnym człowiekiem, do budowania pewności siebie konia, i niejednokrotnie - pewności siebie pary. Ale nie zawsze wzmacnianie pewności siebie konkretnego konia będzie z pożytkiem dla "jego człowieka". Tu jest zagwozdka. Konie "trudne" to w ogromnej większości konie a) płochliwe b) święcie przekonane o swojej racji 🙂 I co z fantem, gdy obie te cechy występują u jednego konia? Na płochliwość spacery przydają się bardzo. Jednocześnie wzmacniają samodzielność konia. I ok, o ile nie przerodzi się w samowolę. Chcę jedynie uprzedzić, że czasem przeradza się w samowolę, i wcale nie trzeba do tego być "cienkim bolkiem". Dlatego byłabym za tym, żeby z koniem typu lider nie chodzić na spacery  😀iabeł: co najwyżej do pracy z ziemi w terenie  😀iabeł:, na wędzidle i dwóch lonżach. Aha, coś nie tak z wizją? To jest ten kłopot w nas, w każdym z nas. Na ile spacer jest pracą, na ile relaksem - dla konia, dla prowadzącego; co i jak wzmacniać pozytywnie, co wytłumiać. Kłopot ze spacerami jest taki, że naprawdę mało kto chodzi na nie przygotowany na 100% pracę i koncentrację przez cały czas spaceru. I nie wiem, czy to jest w ogóle wykonalne bez "skuch". Jeśli komuś "skuchy" "nie  robią" - to ze spaceru same zalety. Ale jeśli robią, jeśli trafiło na konia, który błyskawicznie wzmacnia swoją decyzyjność poza poziom, którego życzy sobie człowiek? (a wspomniany koń wyraźnie zwiększył tak swoją decyzyjność, rości sobie prawa do swobodnego wyboru którędy idzie, i kiedy idzie, a kiedy nop).

edit: jasne, że można w ogóle postawić na decyzyjność konia, na pełną dobrowolność wszelkich jego decyzji ku dobru (lub nie) ludzkiemu. Ale wtedy trzeba darować sobie pretensje, że koń decyduje nie po naszej myśli.
Moim zdaniem z koniem typu lider też można chodzić na spacery - tylko trzeba bardzo dokładnie wiedzieć, co i jak chce się dzięki temu osiągnąć, i być samemu większym liderem niż koń. I mieć pewność, że koń o tym wie  😀iabeł:
Dlatego nie napisałam, że nie każdy koń nadaje się na spacery, ale że nie każda para koń-człowiek nadaje się na spacery. Bo że człowiek X nie wychowa sobie konia Y na tyle, by bezpiecznie chodzić z nim na spacery, to nie znaczy, że człowiek Z także nie będzie tego umiał.
Murat-Gazon, nadal ok, tylko nie zawsze chodzi o to, żeby bezpiecznie chodzić na spacery 🙂 Tzn. to jest minimum, ale chodzi o to co PO spacerach.
Problem niekoniecznie leży w umiejętnościach. Bardziej w tym, że spacer z trudnym koniem wymaga masy dyscypliny - od nas, od konia, a to się kłóci z naszym pojęciem spaceru. Szalenie łatwo jest się pogubić. I raz będzie tak, że pogubienie nie będzie szkodliwe, a nawet pozytywne, a czasem tak, że może bardzo zaszkodzić.
To, za przeproszeniem, coś jak z... kupą. Końską. W wielu przypadkach to super, gdy koń staje i robi w jednym miejscu. A w niektórych to dramat. Coś jak ze skokami na lonży. Dla wielu koni będzie świetna zabawa i wzrastająca ochoczość, a wiele nauczy się tracić tempo, zbyt bliskich odskoków i podejścia krzywym.
Zalety (oczywiste) spacerów należy rozpatrywać zależnie od tego, czego (przejrzyście) oczekujemy od konia i od relacji.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się