praca

W zespole, szczerze mówiąc pierwszy raz sie z czymś takim spotykam. Dla mnie nie do pomyślenia jest totalnie olewać pracę, spóźniać sie itp. I szczerze mówiąc bardzo denerwuje ta sytuacja. Nie wykonuję pracy za tą osobę, robię swoje, ale męczy mnie to bardzo.
Neila też jestem ciekawa jak inni pracodawcy sobie radzą z takim pracownikiem, wykluczając jego zwolnienie. Ja w firmie mam takich trzech ancymonów  😵 a jeden z nich w każdy poniedziałek i inny dzień po dniu wolnym ma 'awarie'. Gdyby nie to, że to fachowcy i na ich miejsce cholernie ciężko byłoby znaleźć kogoś innego to już dawno byśmy się pożegnali. Nawet motywacja w postaci premii niespodzianki (czyli za nic konkretnego, ot taki bonus) przynosi efekt odwrotny od zamierzonego także ten... Ktoś?  Coś?  👀
Yyyyyy. Koles zlewa na swoja robote i ktos daje mu premie niespodzianke?? Gdzie to, pojde!! 😉
Nie ogarniam celu nagradzania kogos kto sie opieprza 🙂 za notoryczne spoznienia/mijanie sie z robota to ja mam jedna metode: rozmowa - moze jest jakis konkretny powod tych spoznien/nieonecnosci. Jesli nie, to na tej samej rozmowie wyrazne ustalenie granic i czasu na naprawe sytuacji. Oraz konsekwencji w razie braku poprawy. Ustalenia rzecz jasna na pismie. Jak dalej zlewka to notatka sluzbowa. W ostatecznosci po premii, skoro nie chcesz zwalniac.
Ta premia niespodzianka była w celu sprawdzenia czy to o kasę chodzi. Nie każdy ma śmiałość powiedzieć, że ustalona pensja już go nie satysfakcjonuje, że czuje się nie doceniony i w efekcie nie przykłada się do pracy. Ale skoro po tej premii nagle tydzień człowieka nie ma (lewe zwolnienie, szybko się wydało) no to nie tędy droga. Rozmowy były jak najbardziej, zaraz po tym jak odnotowałam, że tenże pracownik CODZIENNIE się spóźniał o min. 30 min. + nim się przebrał, zaparzył kawkę, zjadł drożdżówke i przygotował narzędzia pracy to czas mijał. Zdziwił się mocno jak tym razem skrupulatnie co do minuty mu z pensji poszło i dostał 'propozycje nie do odrzucenia' że jako jedyny będzie miał zmieniony czas pracy - później przychodzi, później wychodzi co oczywiście nie było mu już w smak. Spóźnia się już rzadko ale dni wolne bo 'sraczka' nie przeszły. Pracownik młody acz kolwiek z trójką małych dzieci na utrzymaniu dlatego dziwi mnie taka postawa. Natomiast nieco starszy bardziej ułożony, w pracy zawsze przed czasem, jak mu coś dolega to informuje o tym dzień wcześniej a nie 5 min. przed otwarciem firmy, jak trzeba to chętnie zostaje nadgodziny ale za to taki typowy lerum polerum, nim się weźmie za robotę to się obkręci pięć razy wokół własnej osi, pofilozofuje trochę mimo iż nie ma nad czym, 2 łyki kawy, siusiu i wtedy żółwim tempem za robotę, a najlepiej to ją sprzedać koledze a samemu nadzorować czy kolega dobrze robi  🤣 Ja nie chce żeby ktoś robił z siebie woła do pracy na orce, nie na tym to polega ale na zwyczajnym traktowaniu siebie fair.
Ale troche nie rozumiem...jak to dni wolne po 'sraczka' ? 4 dni w roku przysluguje UnZ i koniec kropka, jakos to inaczej zalatwiacie?
Może za każdym razem przynosi zwolnienie, albo na dziecko bierze?

Ludzie nadużywający L4 to plaga w korpo, szczególnie takich jak moja, gdzie człowiek ma pakiet medyczny, kupę placówek w mieście w tym jedną we własnym biurowcu, także umówienie się do lekarza na już nie stanowi żadnego problemu, na sraczkę zwolnienie zawsze wypisze, przy czym jest to pewne jak w banku, że jak człowiek pójdzie do lekarza w poniedziałek z bólem gardła, to dostanie z mety zwolnienie do końca tygodnia.
Sama mam takich delikwentów, co relatywnie często choruja (bo reszta zespołu, w tym ja, nie chorujemy wcale), ale zawsze przynoszą wtedy zwolnienie. I co zrobisz? Nic nie zrobisz, w naturę choroby wnikać nie możesz - lekarz powiedział, że chory, to chory. Jedyne o co możesz zapytać, to czy jako manager nie możesz im jakoś pomóc i tyle. Ja im powiedziałam: bądźcie dorośli, odpowiedzialni. Jesteście chorzy - fair enough, każdy może być chory. Ale, pracujecie w małych teamach, każda nieobecność to obciążenie dla innych ludzi, więc jeżeli czujecie się na siłach, pracujcie z domu. Jeżeli lekarz wam szczodrze proponuje zwolnienie na tydzień albo dwa (a lekarze naprawdę czasem szafują tymi zwolnieniami, mi samej chcieli z mety wypisać 3tyg na rekonwalescencję po wycięciu wyrostka, podczas gdy przy moim trybie pracy mogłabym spokojnie wrócić po dwóch tygodniach, co z resztą zrobiłam), zastanówcie się, czy naprawdę tyle potrzebujecie - przecież każdy siebie zna i wie, ile czasu przechodzi np. zwykłe przeziębienie. Jeżeli potrzeba przedłużyć zwolnienie - umówienie się do luxmedu nie stanowi żadnego problemu. I jeszcze, że firma ogólnie uważnie się przygląda absencjom chorobowym, bo jako kraj wiedziemy absolutny prym w liczbie sicków - według mnie wyłącznie ze względu na dostępność tego rodzaju 'usługi' no i rzeczywiście duża liczba nieobecności może mieć wpływ na ocenę/bonus - bo cięzko ocenić kogoś, kogo nie ma w pracy. I tyle, nic więcej zrobić się nie da.
Czesc dziewczyny, czy któraś z was orientuje się kiedy do zusu na komisję po wypadku w pracy?
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
06 czerwca 2016 18:07
matrosowa, komisję w sprawie czego?
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
06 czerwca 2016 18:15
Ale troche nie rozumiem...jak to dni wolne po 'sraczka' ? 4 dni w roku przysluguje UnZ i koniec kropka, jakos to inaczej zalatwiacie?



Urlop lub bezpłatny urlop.
Komisje po wypadku w sprawie przyznania odszkodowania.
No ale tego urlopu ktos musi udzielic tak? 😉
Faith a co poczniesz? Gdyby to była inna branża w, której łatwo obsadzić stanowiska to by problemu nie było - wóz albo przewóz. Chociaż jak tak słucham innych przedsiebiorcow to jakie stawki proponują za jaki rodzaj pracy a chętnych brak (duże miasto) to widać taki mamy rynek i takie  'bezrobocie'. Dobrze, że co do umiejętności i jakości wykonywanej pracy nie mamy się co czepiać  🙇
falletta, z ciekawości - co oni takiego robią?
Dzionka poszło Pw  😉
Averis   Czarny charakter
08 czerwca 2016 07:36
Hiacynta, jeśli mam być szczera, to nie do końca rozumiem tej odezwy w sprawie skracania zwolnień lekarskich w imię dobra zespołu i wydajności. I filozofii chorowania w poczuciu winy, że zespół jest obciążony. Dzisiaj ja popracuję za kogoś, potem ten ktoś za mnie. Jak mi lekarz dane zwolnienie na trzy tygodnie po operacji wyrostka, to idę na trzy tygodnie. To jest jednak rozcinanie brzucha i ingerencja w jelita.  Nie bardzo wiem - heroizm w imię czego, słupków w korporacji? No i pytanie, czy Wasz zespół faktycznie nie choruje, czy po prostu daje sobie rano uderzeniową dawkę Gripexu i przychodzi chory do pracy. Poza tym, jeśli podejrzewacie, że ktoś wykorzystuje zwolnienia nielegalnie, to ZUS bardzo chętnie wezwie go na rozmowę i badania (sama tak miałam - oczywiście zwolnienie było zasadne).
Scottie   Cicha obserwatorka
08 czerwca 2016 07:46
No właśnie... Też jestem zdania, że nie warto poświęcać zdrowia dla pracy. Życie mamy tylko jedno 🙂 i mówię to ja, która po radioterapii wróciła do pracy po niecałym 1,5 tyg od jej zakończenia. Nawet mi jeszcze zmysł smaku nie wrócił, a ja już siedziałam przy telefonie.
Teraz siedziałabym na L4 jeszcze przez miesiąc co najmniej.
Averis   Czarny charakter
08 czerwca 2016 07:48
Scottie, też przychodziłam chora do pracy, tylko cóż - głównie z powodu biedy, bo nie miałam umowy o pracę i nieobecność = brak pieniędzy. I było to dla mnie ogromnie poniżające.
Haha, a wiesz, że jak mnie zatrzymali na noc na SORze i rozładował mi się telefon, to moja pierwsza myślą było: fuck, jak ja dam znać, ze mnie nie będzie? 🙂
Tu chodzi jednak o co innego: zwolnienie wypisywała mi oddziałowa, która od razu się spytała: "Na maksymalny wypisać?" - bo to przeciez oczywiste, ze każdy normalny człowiek bierze L4 najdłuższe jak się da; a przy moim charakterze pracy - przy biurku, żadne dźwiganie ciężarów - maksymalny okres zwolnienia dla rekonwalescencji po takim zabiegu jest po prostu zbyt długi. Po dwóch tygodniach ściągają szwy, dla mnie to było niedorzeczne, że miałabym sobie jeszcze potem siedzieć tydzień na tyłku, podczas gdy moja teammate zasuwa za dwóch.
Swoja droga myślę, ze to właśnie takie, jak widac nie do konca zrozumiale podejście doprowadziło mnie do obecnego stanowiska i tez dzięki temu moje przełożone z Irlandii mają do mnie stuprocentowe zaufanie. Z tym, ze ja nie robię nic wbrew sobie, taka juz moja natura.
Bo to jest różnie.
Sa osoby, które niepotrzebnie się zaharowywują i często mogłyby sobie iść na te L4, zamiast poświęcać zdrowie dla pracy. A i tak po czasie nikt tego nie doceni, ale raczej zacznie wykorzystywać.
A są osoby, które z byle pierdołą ida na L4.
I sa rózne prace. W jednych nikomu nie przeszkadza, jak ktoś sobie wiecznie choruje. Jego sprawa. A są prace, w których WSZYSTKO się wali, jeśli kogoś nie ma. I to nie tylko w pracy, ale i pracownikom poza pracą. Bo kiedy mam iść znienacka do roboty zastąpić kogoś chorego, to automatycznie walą mi się zaplanowane roboty na mieście.
Więc jak zwykle..złoty środek i wszystko zależy.
Averis   Czarny charakter
08 czerwca 2016 08:02
Hiacynta, ale ja nie wątpię, że takie podejście ma wpływ na awans w korporacji i takich ludzi się docenia w takich strukturach. Nic dziwnego, bo firmie wychodzi to tylko na dobre.  Dlatego ja doskonale wiem, że do korporacji się nie nadaję, bo to nie moja bajka. Praca jest dla mnie ważna, jestem dobrym pracownikiem, ale nigdy już nie będzie dla mnie priorytetem. Kiedyś była - fakt.
tunrida miałam tak pracując w telewizji - jak nie przyszłaś na dyżur, to było ściąganie na gwałt (dlatego przestałam odbierać w wolne dni telefony z firmy). Tylko tam rozwiązano problem zwolnień w ten sposób, że nikt nie miał umowy o pracę. Dzięki temu ludzie po operacji stawów przychodzili kuśtykając po 5 dniach. Cud!  😎
Wiesz...to też zależy od sytuacji w zespole i stosunków międzyludzkich. Jeśli wszyscy grają podobnie, to jest sprawiedliwie.
U mnie jest tak, że jeśli nie możesz przyjść, to nie tyle zawiadamiasz szefa, co właśnie najpierw dzwonisz po koleżankach i szukasz zastępstwa. Taki mamy między sobą układ. (no chyba, że naprawdę wyjątkowo awaryjna sytuacja, to bierzesz wolne, zawiadamiasz szefa i masz w dupie, ale naprawdę rzadko z tego korzystamy). Zwykle same do siebie dzwonimy. I wiesz...jeśli ja nie odbiorę telefonu podejrzewając, że kumpela potrzebuje zastępstwa, to i ona nie odbierze w sytuacji, kiedy to ja będę w potrzebie.
Tylko mówię..to działa kiedy wszyscy zachowują się podobnie. A kiedy wszyscy zachowują się podobnie i starają się być wobec siebie fair, a jedna osoba się wyłamuje i ma te nasze "zasady" w nosie, to niech się potem nie dziwi, że nie jest lubiana. ( bo była taka jedna)
Averis, nawet dając umowę o pracę pracodawca potrafi się zabezpieczyć przed częstymi zwolnieniami. U mnie zastosowali "premię absencyjną". Idziesz na L4 - tracisz premię.
Averis   Czarny charakter
08 czerwca 2016 09:37
tunrida, u nas były inne zasady, bo to szefostwo dzwoniło. Wiadomo, że jak ktoś miał zostać sam, to się robiło wszystko, by jednak przyjść, ale już z wolnego ściągnąć się przez szefa nie dałam. No nie i już. Zamienić między sobą na dyżury - pewnie, ale wolne to wolne. Tylko to jednak nie szpital. Jak będzie mniej osób na dyżurze w TV, to po prostu mniej będzie zrobione. Oczywiście były takie jednostki, które by wypełnić dziury w grafiku robiły po 3 dyżury w ciągu doby "dla dobra firmy". I one robiły nam największą krzywdę, bo potem padał argument, że skoro A, może, to ty też. Trochę jak godzenie się za pracę za psie pieniądze i psucie rynku

Godzenie się na prace za 4 poskutkowało tym, że w pewnym momencie 2 osoby robiło to, co kiedyś robiły 4 (nie wstawiając przez 9 godzin). Ludzie się zbuntowali i znowu są te 4. 
No...dlatego mówię, że wszystko zależy od pracy, sytuacji i danego człowieka.  🙂
Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
08 czerwca 2016 11:37
mundialowa, albo rejestrując pracowników na najniższą krajową... Tak jest z moim mężem. Dzięki temu do pracy chodził nawet z połamanymi żebrami, a takie sprawy jak np. gorączka, to już w ogóle błahostka. 🙁
A ja mam 5 tygodni L4 i jak na początku "srakowałam", że świat się beze mnie zawali, tak teraz widzę, że zespół ogarnął beze mnie największą premierę w historii firmy i wszyscy przeżyli (w dodatku mój największy dostawca nawalił, ale i z tego wybrnęli).
Wiem, że koleżanka, która mnie zastępuje jest dość mocno obciążona, ale reszta działu jej pomaga, przejęła część moich kontaktów i obowiązków. Rozmawiałyśmy wczoraj i mówiła, że dają radę, mimo że bardzo tęsknią za mną i moją gadaniną  😉

Zaczęłam w końcu odpoczywać i rozumieć, że to L4 to nie największa krzywda jaka mogła mi się przydarzyć. Niektórzy wzywają już boga, o mój rychły powrót, inni piszą na telefon zmartwieni. A ja mam to gdzieś, nie dam rady wysiedzieć w pracy ze szwami i otwartym nacięciem.

Ale maila sprawdzam codziennie i na te ważniejsze wiadomości odpisuję  😁

Co poniektórzy re-voltowicze mi pisali w innym wątku, żeby nie dać się zwariować i mieli rację.
No ale u ciebie to logiczne. Czytałam w innym wątku twoją historię i w takim stanie, w jakim jesteś nie ma się co rwać w ogóle do jakiegokolwiek wysiłku. ( zwłaszcza jak pisałaś, że szwy ci puszczają)
Mowa o sytuacjach, kiedy niby jesteś chora, ale czujesz się na tyle dobrze, że czujesz, że mogłabyś pracować, że dasz radę. Zwłaszcza kiedy twoja nieobecność naprawdę mocno utrudnia życie innym. Czasami z zapaleniem oskrzeli, na antybiotyku czujesz się sprawna. A czasami zwykły katar i wirusówka rozwalicie tak, że nie jesteś w stanie wstać z łóżka. Więc kiedy niby jestem chora, ale czuję, że spokojnie dam rade, to idę.
Dokladnie tak tunrida.
Ja nie patrzę na to w kategoriach: "dla dobra korpo" czy "świat się zawali" - ze złamaną nogą tez bym przecież do biura nie poszła. Chodzi o tych konkretnych ludzi z mojego teamu, o poczucie obowiązku. Jeśli zostawiło się wiele spraw rozgrzebanych, to ogarnięcie ich przez kogoś innego będzie znaczyło, że ten ktoś będzie mega udupiony, nie będąc zaznajomiony z tematem. Oczywiście, ze powinny być procedury i backup, ale wiadomo jak jest - jak się czegoś na co dzień nie robi, to nagle wdrożyć się w temat bywa niezwykle ciężko, szczególnie przy skomplikowanych projektach.
Ja bym po prostu zle się czuła siedząc na chorobowym, podczas gdy spokojnie mogę pracować, choćby z domu. Niestety właśnie wiele osób nadal wyznaje zasadę, że im się należy, no i lekarze naprawdę dokładają do tego swoją cegiełkę szczodrze rozdając  zwolnienia.
Btw - wiecie, ze w Irlandii laski w ciąży pracują praktycznie do samego porodu? A u nas 90% od razu na zwolnienie, bo to przecież oczywiste, że się idzie... Polska stoi zagrożonymi i powikłanymi ciążami, no plaga jakaś.
robakt   Liczy się jutro.
08 czerwca 2016 12:29
Moja mama będąc ze mną w ciąży do 6 miesiąca roznosila pocztę, a w ciąży z moja siostra do bodajże 5, bo później musiała leżeć.
Averis   Czarny charakter
08 czerwca 2016 12:34
Ja w kwestii ciąży się nie wypowiem, bo nie byłam. Niektóre kobiety pląsają do dnia porodu, inne od trzeciego miesiąca na zmianę rzygają i mają zawroty głowy. I akurat kobietom w ciąży odmawiać nie będę, bo decydując się na dziecko w Polsce, to naprawdę trzeba być herosem (dalej jestem pod wrażęniem, jak ludzie to robią) 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się