Kto/co mnie wkurza na co dzień?

Marysia550, a ona w ogóle chce i potrzebuje tych zajęć?


Tak, chce grać na gitarze. Ale to nie ma być artystyczna gra, tylko taka na ognisko (jest harcerka), sama często ćwiczy w domu, gra na akademiach w szkole. Lubi to. Sama czesto wynajduje sobie utwory, ktore chce grać, szuka chwytow, ćwiczy. Problem w tym, jak nie wie jak cos zagrać. Nie ma kto jej pokazać. Przychodzil do niej pan przez dwa lata, pozniej juz nie mial czasu. Chodzila na naukę grupową, ale ten Pan mnie irytuje , już rok czasu z jego nieslownoscia sie bujam. Do tamtego GOKu chodzila znajomej siostra i zadowoleni byli. Więc po prostu spróbujemy, a jak nie to bedziemy szukac dalej.
Moze i nauczyciele dojeżdżają, ale ja przekopalam ogloszenia z okolicy, 20 km i wiecej i takiego kogos nie ma. Pytalam po znajomych. A ja nie mam jak jej dowozic.
marysia550, bez urazy, ale jeśli mając chwyty nie wie, jak cos zagrać, to właśnie jest efekt tego, że była uczona niezbyt dobrze... nie chodzi o to w gitarze, zeby dokładnie odwzorować to, co ktoś pokaże, tylko zeby myślec i słyszeć samemu. Chodziłam do szkoły muzycznej i nie wytrzymałam więcej niż rok, bo to strasznie irytujące grać na siłę pioseneczki z książki, które zbyt wiele umiejętności tak naprawdę nie dają. Więcej nauczyłam sie sama, z internetu (ale pewnie byłam starsza, niż Twoja córka teraz). Jeśli wam pasuje taka nauka to ok, nie moj biznes oczywiście. Myśle jednak, ze jak córka zacznie byc bardziej świadoma tego o co chodzi w muzyce, moze szybko sie zniechęcić, a szkoda, bo to naprawdę świetne zajęcie 😉
np nie umie palcowania (czy jak to się tam zwie)
jeśli chodzi o chwyty, to owszem umie sobie tonację obniżyć, podnieść i jakies tam chwyty zamienić, z biciem nie ma problemów- to ze sluchu ( sory, ale ja laik jestem jeśli o to chodzi, nie znam nazewnictwa), natomiast z tego co słysze (słuch u mnie tez marny) to są problemy z rytmem.
Nienawidzę takich pijaków! Po prostu nienawidzę!
Mam dyżur 40 h, mam tylko 2 wolne łózka na weekend. To dramatycznie mało!
Odsyłam wszystko co się da.
- babcia z otępieniem, która nocami nie śpi, halucynuje w nocy, coś msię jej zwiduje, to powoduje niepokój. Rodzina sobie nie radzi. Nie mogę przyjąć. daję leki na halucynacje, rozpisuję na kartce wszystko dokładnie jak dawać, dodaję leki dodatkowe na uspokojenie, na spanie, odsyłam
- starsza pani z depresją, leki słabo działają, 2 razy już zmieniane, nie ma poprawy od 4 tygodni. Mało zjada, apatyczna, głównie leży, słabo śpi, ma lęki. Ma w domu dobra opiekę. Nie mogę przyjąć, modyfikuję leki wg własnego pomysłu, poprawiam, zalecam popróbować jeszcze takiej opcji, ewentualnie zgłosić się za kilka dni na hospitalizację, po ustaleniu miejsca w oddziale
- rodzice przywożą chłopaka ze schizofrenią, zaostrzenie. Z zalecenia psychiatry zwiększyli dotychczasowe leki. Niestety pojawiły się działania niepożądane, a efekt leków słaby. Chłopak nie zagraża. W związku z tym nie przyjmuję, muszę odesłać. Zmieniam leki na inne, daję takie którymi koryguje się występujące działania niepożądane. Rodzina nie jest zachwycona, wolałaby w szpitalu. Ja wiem, ja rozumiem. dzwonię do 2 okolicznych oddziałów, brak miejsc. To samo co u mnie. każdy trzyma ze 2 ostatnie miejsca dla siebie na ostre przypadki. Tłumaczę, ale odjeżdżają niezadowoleni.

I TADAM !!!!  Wchodzi pijak.
-"Ja już 2 dni nie piję! I coś mi w głowie gada.". Patrzę na niego bez zrozumienia szklanym wzrokiem. Pijak więc dodaje z satysfakcją na cały SOR " i myśli samobójcze mam!!" Pijak wyedukowany. Wie, że jak tak będzie gadał, to nie mam prawa go odesłać !! Dusze w sobie złość. Pytam "Jak długo pan pił" Odpowiada " od ostatniego wyjścia od was". Ja mówię- "To znaczy od kiedy?". On- "Od 12 dni".
Zaraz, zaraz..Czyli wyszedł pan stąd z odtrucia 12 dni temu i od razu zaczął pań pić ??????
Pijak na to ''Tak! BO NIE BYŁO MIEJSCA U WAS NA TERAPII!!! Miało być od razu dla mnie miejsce, a nie było!". Mi zaczyna się nóż w kieszeni otwierać.
"Czyli uważa pan, że to NASZA wina, że pan chla od razu po wyjściu z odtrucia, tak?"
Pijak chyba nie czai, że się gotuję w środku i rozbrajająco odpowiada "imprezka wieczorem była".
Ale: ma myśli samobójcze!!! haha  Druga sprawa- nie minęło od ostatniej hospitalizacji 14 dni, w związku z tym, jesli go przyjmę z tym samym rozpoznaniem, Narodwy Fundusz nie zapłaci za obecną hospitalizację!
Nie mam go gdzie wysłać, bo nie ma miejsc.
Nie mam wyjścia. Musze przyjąć.
Nienawidzę takich !!! Gdzie tu jest sprawiedliwość ??
Tacy ludzie tak bardzo mnie wkurzają na co dzień, że kiedyś nie wytrzymam. I będzie chryja.
busch   Mad god's blessing.
14 października 2017 13:53
tunrida, współczuję, ja to w ogóle mam bardzo mało współczucia do pijaków, więc podziwiam że jeszcze się trzymasz 😉
turinda, ja w ogóle współczuję lekarzom i pielęgniarkom oraz recepcjonistkom na izbie przyjęć. 2 lata temu mój ojciec staruszek trafił karetką na SOR. Czekałam cały dzień na izbie przyjęć aż mnie wpuszczą do niego i w międzyczasie obserwowałam to co ludzie wyprawiają. Po tym co zobaczyłam nie dziwię się, że można z izby przyjęć przez pomyłkę kogoś odesłać.

- ludzie zgłaszający się do szpitala 2-3 dni po dostaniu skierowania "bo się chwilowo lepiej poczuli"
- starsza pani, która przyszła "bo nie siusia od wczoraj", pielęgniarka z pokerową twarzą dała jej 3 szklanki wody do wypicia, okazało się, że pani przychodzi tam co drugi dzień, pije wodę siusia i wychodzi
- pani, która zgłosiła się na operację "czy ma pani umówiony termin operacji?", "nie, ale mam skierowanie więc żądam, żeby mi zrobili operację"
- pan, którego coś boli, ale "do lekarza w przychodni termin jest w przyszłym tygodniu"

Przez to chłopak ze złamaną nogą czekał kilka godzin.

Byłam kiedyś na izbie przyjęć we Włoszech - i tam jest super patent - przy wstępnej ocenie dostajesz kolor z kwalifikacją. Jak masz czerwony - to lecą co Ciebie jak do pożaru, jak masz pomarańczowy to chwilę czekasz, jak masz żółty to czekasz dłużej i w dodatku być może będziesz musiała zapłacić. Zielony - czekasz aż załatwią wszystkie inne kolory - i na pewno zapłacić - minimum to 50 EUR. A przy wyjściu jest automat do płacenia, przyjmuje też karty. Ten system znacznie poprawia sytuację na izbie przyjęć.
Ja bym tak mogła opisywać i opisywać.  🙂
Schodzę o 20😲0 na wielką obserwacyjną salę SOR żeby skonsultować "mojego" pacjenta. Na SOR-ze sajgon. 2 pielęgniarki latają jak kot z pęcherzem. Salowa lata razem z nimi, lekarze konsultanci wpadają i wypadają. SOR-owca nie widzę, robi coś gdzie indziej. Wpadają i wypadają ci, co przychodzą coś skonsultować. Rodziny się kręcą non stop i ciągle coś chcą.
Siadam sobie przy komputerku i piszę co mam napisać.
Na stołek obok siada pielęgniarka z przerażeniem w oczach, coś wklikuje w kompa i mówi do mnie po cichu "jak ja nienawidzę tej pracy!" Dziwię się w duszy, bo to bardzo dobra, starsza pielęgniarka, która pracuje bez zarzutu. Nie odzywam się.
Wychodzę na chwilę na korytarz żeby dojść do mojego pacjenta. Dopada mnie rodzina która chce natychmiast być wpuszczona do dziadka który tu właśnie zmarł, żeby mu włożyć szczękę. Pytają mnie, gdzie leży dziadek. Nie mam pojęcia, ale mówię, że zaraz spytam pielęgniarki. Nie dochodzę do mojego pacjenta tylko wracam na salę główną. Pielęgniarki właśnie zmieniają komuś pampersa. Pytam gdzie leży zmarły dziadek,  bo szczęka itd, tłumaczą mi i mówią, że "rodzina może wejść". Wychodzę, przekazuję informację. Rodzina nie może wejść, bo zamknięte. Wracam, mówię. Pielęgniarki z wkurwem w oczach odpowiadają, że "zaraz otworzą", dalej zmieniają pampersa, dźwigając pacjenta. Obok na łóżku babcia się podnosi i o mało nie wypada z łóżka, zza barierki, Pielęgniarka puszcza pampersa leci łapać babcię. Babcia chce do łazienki. Tłumaczą, żeby chwilę poczekała, bo sama się przewróci. W tym czasie jakaś rodzina próbuje podnosić głowę chłopakowi z wypadku samochodowego, który leży w kołnierzu na szyi. Pielęgniarki tłumaczą, "proszę nie dotykać, do wyników tomografii. Doktor zejdzie, powie jaki wynik, może wtedy można będzie ruszać, na razie mówiłyśmy kilka razy- nie ruszać szyi!!" Rodzina coś burczy. Babcia dalej chce iść siku, domaga się jak najszybciej.  Tamta rodzina od szczęki, puka , wchodzi i pyta, czy ktoś im otworzy drzwi do pro morte. Ja bym się chciała spytać o mojego pacjenta, bo był pod kamerami i chciałam dopytać o jego zachowanie, ale boję się odezwać.
Pielęgniarka dzwoni gdzieś po salową. Krzyczy w telefon 'pani Bogusia miała nam pomoc! Gdzie jest pani Bogusia?" . Ja biorę od pielęgniarki  ten klucz od pro morte i idę otworzyć. Wracam, oddaję klucz pielęgniarce i mówię "ależ macie sajgon". Ona odpowiada "przyszłam na zmianę o 19😲0, do tej pory miałyśmy reanimację zakończona zgonem, ciężki udar, już na szczęście neurologii, ten tu z wypadku zalega, tłumy staruszków, sajgon".  W międzyczasie coś pobierają, przyklejają, podłączają, odłączają. Nie pytam o mojego pacjenta. Idę, poradzę sobie sama, nie chcę im dupy zawracać. I tak lekarze konsultujący coś ciągle do nich mówią. Schodzę im wszystkim z drogi.
praca
Cieszę się, że życie nie zmusiło mnie do pracy na SOR-ze.
Czasami jest w miarę spokój i wszystko idzie swoją koleją, raz szybciej, raz wolniej, ale jakąś rozsądną koleją, a czasami jest taki meksyk że lepiej schodzić z drogi.
Siostra mojego męża jest pielęgniarką na izbie przyjęć, ale ona generalnie lubi adrenalinę. Natomiast jej opowieści przy niedzielnym obiedzie jeżą włosy na głowie.

Dlatego też, jak moje dziecko skręciło wieczorem nogę tak, że nie byłam pewna czy nie złamało i nie miałam szansy na normalną wizytę u ortopedy - to odpaliłam od razu do Caroliny. W ciągu godziny ją zdiagnozowali, zrobili USG i RTG i wywieźli na wózku pod drzwi samochodu. Co prawda byłam lżejsza o 500 zł rachunku, ale przynajmniej załatwiłam wszystko bez czekania 10 godzin i być może oszczędziłam komuś kawałek dyżuru.

To niestety jest tragedia - bo w PL lekarze są często opłacani głodowo, przychodnie działają jak działają, a ludzie traktują SOR jak przychodnię rejonową "bo im się należy". Cały system do kitu i nie wiadomo jak go naprawić. Mam wrażenie, że 90% ludzi nie powinno tam być.
1) Większe nakłady na służbę zdrowia, wtedy faktycznie łatwiej będzie spełniać oczekiwania pacjentów! Na razie to jest po prostu za mało kasy! Pacjent chce wszystko, natychmiast i na jak najlepszym poziomie, bo mu się należy. A kasy za mało! Ni ma.No i weź tu mu tłumacz, ze bardzo ci przykro, ale panu się "nie należy" Mamy jako kraj bardzo mały nakład na służbę zdrowia.
2) więcej lekarzy i więcej pielęgniarek! Lekarzy się za mało przyjmuje na medycynę a potem za mało jest miejsca na specjalizację dla nich. Jako kraj, mamy niski przydział lekarza na ilość pacjentów! A jeszcze gorzej jest z personelem średnim! Kiedy u mnie w oddziale 1 pielęgniarka wypada na dłużej, nie ma jak ułożyć grafiku i ściągają ludzi spoza oddziału. Przez to ludzie są przepracowani. Poza tym- więcej lekarzay- to większa konkurencja, a przez to, większe staranie się o pacjenta!! Może w tych największych miastach jest staranie się i walka o pacjenta, w mniejszych miastach lekarzy za mało. Koleżanka starsza, robi dodatkowo w 2 poradniach. Jest stara i zmęczona, Jak jest po nocy, to nie ma siły iśc do tej poradni. Mówię- odpuść! Na co ci ta kasa? Nie masz męża, nie masz dzieci, po co ci to? Ale ona czuje się odpowiedzialna. Wie, że jak przestanie tam przyjmowac, to setki ludzi nie będzie miało gdzie iść. Możecie nie wierzyć, ale taka jest prawda. W mniejszych miastach tak jest.
3) no i poprawić płace. I nie mówię tu o swojej specjalizacji. Ja jako psychiatra mogę sobie pozwolić na to, żeby dorabiać w 6 innych miejscach poza etatem i być przemęczona. Od mojej pracy nie zależy życie ludzkie. Nie reanimuję, nie diagnozuję poważnych chorób, nie leczę raka, nie leczę udarów, nie udrażniam naczyń wieńcowych. Nie obrabiam dzikich tłumów na SOR-ach. Mogę sobie być zmęczona. Ale nie jest zdrowe, kiedy specjalista pracujący na SOR-ze wychodzi z dyżuru w naszym szpitalu i zapitala do miasto 30 km obok i od razu tam podejmuje kolejny. Nie ma szansy, by on po kilku latach był uśmiechnięty, do rany przyłóż, żeby w100% dawał z siebie wszystko. Raczej wtedy praca jest wtedy czasami po prostu "walką o przetrwanie".
tunrida, system jest chory. Są lekarze przez duże L, do których ma ogromy szacunek i poczucie, że zarabiają za mało ale z drugiej strony są konowały, którzy idealnie odnaleźli się w systemie. Niewiele od siebie dają, a ciągną jak mogą.
W mojej "rejonowej" przychodni jest jakiś dziwny obyczaj, którego nie rozumiem i budzi we mnie negatywne emocje kiedy słucham relacji pacjentów. Idzie X do lekarza, jest emerytem po zawale, co kilka tygodni idzie do lekarza "po receptę". Tak naprawdę nic innego poza wypisaniem recepty lekarz nie robi, czasem ciśnienie zmierzy. Wizyta na NFZ, ale trzeba dać 20zł (taki zwyczaj). W głowie robię rachunek, że lekarz oprócz pensji na NFZ ma 100zł na godzinę bez podatków z pacjentów. Ten sam pacjent źle się czuje, potrzebuje skierowania na dodatkowe badania, do specjalisty a dalej na operację... oooo tu się 20zł nie opędzi. Trzeba dać 50zł albo 100zł. Słucham i mnie strzela coś... i pytam się w myślach, czy to z lekarzami jest coś nie tak, czy naród wokół głupi, że lecząc się na NFZ łapóweczki wpycha.
Nie wiem czy ja niedzisiejsza, ale jak idę na NFZ to nie wymagam cudów i grzecznie czekam. Jak chcę szybko to płacę prywatnie i mam czyste sumienie.
Poważnie??? Biorą???
Byłam przekonana, że to już zamierzchłe czasy! Uwierz, że w moim mieście nie biorą. A jeśli już, to pewno nielicznie i w jakichś nietypowych sytuacjach, nie wiem. Możliwe, że ma na to wpływ akcja, jaka się przewinęła przez moje miasto wiele lat temu. Posądzali lekarzy o spisek z sędziami. ( za czasów poprzedniego PiS-u) Oczywiście nijakiego spisku nie było i nic takiego nikomu w sumie nie udowodnili, ale przy okazji zamykając lekarzy "do sprawy" trzepali historie sprzed lat, wyszukiwali łapówek za ranty, które kiedyś były chyba jakąś tam nienormalną normą. Powyciągali to wszystko, by móc skazać za cokolwiek i nie musieć dawać odszkodowań za niesłuszne zamknięcia.
Nie ważne. Żeby to wytłumaczyć, musiałabym długo opisywać.
Fakt faktem, od tamtej pory w moim mieście nie istnieją łapówki! Przyjmiemy od pacjenta czekoladki, kawę, alkohol, bo z tym faktycznie przychodzą. I to wszystko. Żądnych pieniędzy. A;e powiem ci, że i pacjenci nauczyli się tych pieniędzy już nie wciskać! Jeszcze kilka lat temu próbowali, ale teraz już nie.
Wiesz kto jeszcze ma takie poczucie, że trzeba dać? Właśnie starsi ludzie z malutkich miejscowości, wiosek! Kiedy zastępowałam rodzinnego w takich miejscach, to właśnie te staruszki wpychały 10 zł "na czekoladę", albo jajka, kiełbaskę itd itp

Ja nie twierdzę, że lekarze są święci! Są i konowały! Są jak widać i łapówkarze! I należałoby to tępić i wytępić. Bo najnormalniej w świecie szkodzi to pacjentom! Tak jak chcą zrobić jakieś tam reformy w sądownictwie, to mogliby zrobić jakieś tam reformy wśród lekarzy. Oczywiście nie polityczne! Ale jakiś większy nadzór, chociażby nad takimi łapówkami, jeśli to nadal gdzieś działa! Ale nie można płacąc lekarzowi 3 tysiące za etat zmuszać go niejako do dorabiania. Bo to nie będzie zdrowe.
busch   Mad god's blessing.
14 października 2017 19:36
Ja uważam że pobieranie opłaty od wizyty na NFZ bardzo by pomogło, bo dałoby duży zastrzyk gotówki do systemu - oczywiście jako usankcjonowana opłata, a nie żadna łapówka. Tak to jest z naszym budżetem państwa, że wiecznie naciągnięty jak guma od gaci i oczywiście warto cisnąć polityków żeby o służbie zdrowia nie zapomnieli, no ale przykładowo te 10zł od łebka (5zł od emerytów np.) w skali kraju to ogromne pieniądze, a dla pojedynczego człowieka nie jakieś ogromne obciążenie. Opłata pewnie by też ogarnęła tych, co przychodzą bez sensu.

Sytuacja z dorabianiem przez lekarzy jest chora. Nie można wymagać od wysoce wyedukowanych osób pracowania za grosze, nie można zmuszać ludzi do tyrania jak woły.
Zwłaszcza, że od nich zależy nasze życie i zdrowie!!!!

W styczniu, w chwili kiedy mnie wieźli na salę operacyjną, miałam olbrzymiego stracha! Zastanawiałam się "jak to będzie". W końcu to nie błahy zabieg w znieczuleniu miejscowym, ale poważna operacja wycięcia tarczycy z wszystkimi węzłami, w pełnej narkozie. Zastanawiałam się, czy Pani Chirurg nie będzie zmęczona. Czy spała w nocy. Nie chciałabym, by jej ręka drgała i żeby niechcący, lub z rutyny, lub ze znieczulicy spowodowanej wypaleniem zawodowym, wyciachała mi przy okazji przytarczyce i tym sposobem zrobiła ze mnie kalekę do końca życia! Albo uszkodziła mi nerw krtaniowy i sprawiła, że przestanę mówić. Zastanawiałam się, czy anestezjolog będzie umiał mnie uratować, jeśli się okaże że jestem uczulona na jakiś lek i wejdę we wstrząs i ciśnienie mi zjedzie do zera! Zastanawiałam się, czy personel na sali jest kompetentny. Czy sprzęt mają naprawdę sprawny. Instrumentariuszki się uśmiechały i uspokajały mnie, a ja byłam im wdzięczna w duszy , że im się chce poświęcić mi tę chwilę. Bo bałam się nie tylko o swoje zdrowie, ale o swoje ŻYCIE!

Każdemu kto uważa, że lekarz, pielęgniarka NIE MUSI zarabiać odpowiednio i "jak taki zachłanny, to niech sobie dorabia po godzinach na kolejnych etatach" życzę spędzenia w szpitalu trochę czasu w STRACHU o swoje życie. Potem życzę radości z wyleczenia i poczucia tej wdzięczności w stosunku do ludzi, którzy się do tego przyczynili.
Nie zrozumie tego nikt, kto nie poczuł tej bezbronności wobec choroby, i kto wiedział, że wyleczenie zależy od SPRAWNEGO lekarza.
Pacjent chce wszystko, natychmiast i na jak najlepszym poziomie, bo mu się należy. A kasy za mało! Ni ma.No i weź tu mu tłumacz, ze bardzo ci przykro, ale panu się "nie należy"


Ale dlaczego się nie należy? Płacę rocznie z 10 tysięcy na nfz, a jak potrzebuję lekarza, to i tak muszę iść prywatnie :/
busch   Mad god's blessing.
14 października 2017 19:42
tunrida, lepiej bym tego nie ujęła. Smutne jest to, że w byle korpo przy klepaniu exceli będą pilnowali, żebyś za dużo nadgodzin nie wyrobiła, a w szpitalu, przy ratowaniu ludzkiego życia nikogo nie obchodzi ile pracowałaś, tylko masz się uśmiechać i być na 100% sprawna umysłowo.

A tym wszystkim, którzy mówią "nie podoba się, to nikt was w kraju nie trzyma", mam powiedzieć - oj, żebyśmy w końcu się tego guza nie doprosili!
n- Bo twoje opłaty idą na finansowanie leczenia innych ludzi. Proste. Ostatnio ordynator wrócił ze spotkania z dyrektorem i okazało się, że oddziały przekraczają funduszse przeznaczone na diagnostykę laboratoryjną i obrazową. Zalecenie? Ograniczyć diagnostykę! Mamy finansowy limit miesięczny, w którym się mamy zmieścić. Fajnie, nie?
A ty przychodzisz i się awanturujesz, czemu babcia nie ma wykonanego CT głowy, bo ty uważasz, że warto by zrobić.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
14 października 2017 19:45
Najśmieszniejsze jest to, że jak słyszymy, że informatyk zarabia 15-20 tysięcy miesięcznie, to się nie spinamy. No fajnie, dobra, dochodowa praca, trzeba się znać. Ale już jak lekarz tak zarabia, to zachłanny.
Ja mam na 1 etacie w szpitalu, moje główne miejsce pracy- etat pracy zmianowej- 4200.  W tym są wliczone już 4 noce, czyli płacone więcej jak za pracę w nocy i zawsze ileś tam godzin świątecznych też w to wchodzi. Wchodzi w to też wysługa lat- 17 lat w 1 miejscu. I w tym miejscu choćbym chciała, nie wycisnę więcej! Nie mamy dyżurów, jest praca zmianowa.
Ja rozumiem, że dla kogoś kto siedzi na kasie, to może być dużo.
Ale jak na specjalistę, po 17 latach pracy, pracującego na nocne i świąteczne zmiany, to kurde...trochę słabo, nie?
Ja dorabiam, jak powiedziałam, moja praca nie wymaga ode mnie bycia wypoczętą, wyspaną, w pełni sprawną fizycznie i psychicznie. Ale taki kardiolog u nas, który udrażnia naczynia wieńcowe, wyciąga ludzi z zawałów, leczy waszym rodzinom serca, też wyciągnie tylko tyle. A on MUSI być wypoczęty. Bo jak źle będzie wpychał tę sondę w naczynia wieńcowe, to je przebije i do widzenia, pozamiatane. I on, mimo tego, ze jest super specem, też idzie i dorabia gdzie się da!
Opłata pewnie by też ogarnęła tych, co przychodzą bez sensu.


Często system zmusza do przyjścia bez sensu. Do każdej pierdoły trzeba skierowania. Do specjalisty też. Ok, rozumiem, że ludzie nadużywają albo wiedzy nie mają, ale na spacerkach od rodzinnego dalej i z powrotem rozmywa się ogromna kasa.
Kurczę, pogotowie mnie zgarnia z ulicy, bo złamałam nogę. Zakładają gips i teraz ma zająć się mną odpowiednia przychodnia specjalistyczna. No ale przecież nie mogę tam iść ot tak, muszę odstać swoje pod gabinetem rodzinnego, żeby dostać skierowanie.
Pamiętam czasy gdy szło się na tzw "ostry dyżur". I z zapaleniem ucha w sylwestra w nocy albo z zalanym czymś drażniącym okiem nikt nie szedł na SOR tylko jechał na konkretny oddział, który miał aktualnie dyżur w swojej dziedzinie. Oczywiście to zadziała tylko w dużym mieście, wiadomo, że jak szpital jeden to musi ogarnąć wszystko.
tunrida, poważnie niestety 🙁 A ja zbuntowana, jak potraktowano mojego męża (bez łapówki) napisałam oficjalne pismo o zaistniałej sytuacji do kierownika placówki (jeden z lekarzy), wójta i NZF. Historia bez zakończenia, bo po 2 tygodniach lekarz, o którym pisałam dostał wylewu w przychodni i zszedł z tego świata. Nie wiem czy palca nie przyłożyłam do tego, ale nie mogłam patrzyć jak to działa.
I kilka dni temu tłumaczyłam sąsiadce, że nie musi dawać łapówek by jej syn miał operację na przepuklinę. Ma facet skierowanie, ma badania niech idzie do szpitala i tyle. A oni chodzą do rodzinnego i wciskają kasę, bo facet ma wysoki cukier i trzeba to ogarnąć przed planowaną operacją. Są traktowani "per noga" i chcą zapłacić za wypisanie recept na leki obniżające cukier. Mi się nóż w kieszeni otwiera, bo wyniki nie są jeszcze dla cukrzyka i bez insuliny wystarczy aby lekarz dał 10 przykazań na 1-2 miesiące diety i powinno być ok do operacji. Ale bez kasy to tu zwykłej morfologii nie zrobisz. Ja poszłam raz, bo czułam, że coś jest nie tak i prosiłam o skierowanie na badania + TSH. To się lekarz zapytał "co ja mam w uzasadnieniu napisać". Moja odpowiedź : "może Pan napisać, że jestem niebieska".
Taki poziom dyskusji. Potem zmieniliśmy przychodnię na inne miasto, poleconą przez znajomych i zupełnie inne traktowanie. Takie na XXI wiek i naszej lekarz rodzinnej nic zarzucić nie mogę. Lekarz z powołania, z sercem do ludzi. Czasem mówi, że przydałoby się zrobić badanie X, ale są limity itp. Robimy prywatnie wówczas, bo wiemy, że to dla zdrowia. Ale stawia uczciwie sprawę i nie wygląda łapówek.

Jeszcze jedna rzecz, która trochę mnie razi (lekarz specjalista): lekarz pracujący w szpitalu przyjmuje prywatnie w godzinach pracy w szpitalu, na państwowym sprzęcie robi badania. Ok, mi jako pacjentowi zależy na efekcie - mam badanie. Ale to jednak nie tak powinno wyglądać. Kasa za użytkowanie sprzętu i czas lekarza na etacie powinna iść na konto szpitala.

Strzyga mnie nie razi ile kto zarabia, niech lekarze zarabiają ile chcą, ale nie podoba mi się wymuszanie łapówek.

A przyjąć czekoladki czy jajka po wizycie to wg mnie zupełnie inny kaliber niż oczekiwać kasy i pacjenta bez łapówki traktować z buta.
SOR-y i Izby Przyjęć są przeładowane. Właśnie przez cały system.
Człowiek do rodzinnego niema kiedy iść, nie ma jak si e dostać. czasami w niektórym miastach z przeziębieniem, trzeba czekać na numer np 3 dni! Masakra!
Więc taki człowiek, nie idzie. A jak go przyciśnie, to leci na Izbę Przyjęć, SOR. A tam- napotyka na to, na co napotyka.

Obserwuję 1 taką starszą ode mnie lekarkę. Chirurg, kiedyś operowała dzieci. Była miła, uśmiechnięta, pogodna, sprawna. Zlikwidowali chirurgię dziecięcą, poszła pracować na SOR. Na początku widziałam, ze wszystko ok. Nadal fajna, zaangażowana. Z roku na rok jest coraz gorsza. Zmieniła się okropnie. Pacjenci się coraz bardziej skarżą. Że krzyczy, że źle diagnozuje, że ignoruje itd itp. I wiecie co? Mi jest jej szkoda. Bo ja WIEM jaka była i jaka mogłaby być, gdyby nie te sajgony na SOR-ze.
To nawet nie tylko kwestia przepracowania i przeładowania. Skoro nasze oddziały przekraczają finanse, to SOR tym bardziej! mają odgórnie narzucone ograniczenia wykonywania badań. Tak samo jak my. Nie można na SOR-ze zajmować się sprawami, którymi POWINIEN zajmowac się rodzinny, lub poradnia specjalistyczna, bo szpital z torbami pójdzie a lekarze w wariatkowie wylądują.

I tu jest pat. Bo z jednej strony- świetnie rozumiem personel tam pracujący. A z drugiej- rozumiem pacjenta!
Dlatego uważam, że bez większych nakładów to ŻADNA REFORMA nie pomoże!

ps- bera, gdzie ty mieszkasz??? Naprawdę takich rzeczy nagminnie już nie ma! Kiedy mam tzw duży dzień i siedzę w oddziale od 8😲0-20😲0 czasami prywatni pacjenci wydzwaniają, błagając, bym ich przyjęła dziś. Natychmiast. Bo coś tam, coś tam. Nie przyjmę prywatnie w godzinach pracy państwowej!!! Choćby to przyjęcie ograniczało się do pogadania i przepisania recepty. A ty mówisz, że są jeszcze miejsca, gdzie się sprzętu używa i badania robi? Albo ty mieszkasz w dziwnym miejscu, albo ja.  😲
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
14 października 2017 20:45
bera7, u nas tak nie ma. Nigdy w życiu nie dałam ani złotówki pod ladą. Dla mnie to kosmos.
tunrida, u mnie w przychodni chciałam iść do dermatologa (nie podobał mi się pieprzyk), na NFZ wizyta za 2 miesiące, a prywatnie, ten sam lekarz, ten sam gabinet, pomiędzy pacjentami NFZ wizyta na następny dzień... Dla mnie to skandaliczne.
Strzyga, ja też nie daję i wyrażam temu sprzeciw. anai,  o ile to nie jest do lewej kieszeni to dla mnie ok. Fundusz ma limity a szpital czy przychodnia muszą z czegoś funkcjonować. Chcę szybko, na dobrym sprzęcie to zapłacę. Ale wkurzam mnie prywatny folwark niektórych lekarzy na państwowym sprzęcie.
Najśmieszniejsze jest to, że jak słyszymy, że informatyk zarabia 15-20 tysięcy miesięcznie, to się nie spinamy. No fajnie, dobra, dochodowa praca, trzeba się znać. Ale już jak lekarz tak zarabia, to zachłanny.

Bo informatyk który  zarabia aż tak dużo, z reguły jest po prostu świetny, i nie jest to jakaś ustawowa pensja, ale rynkowa wartosc jego pracy, często kwestia realnego talentu i umięjętnosci, oraz cięzkiej pracy. Niejeden informatyk zarabia przeciez np. 2 tys. Z lekarzami co mają prywatne praktyki i sa świętni jest podobnie, też są cenieni.
Moim zdaniem w Polsce relatywnie lekarz i tak zarabia sporo, np. w porównaniu do pielęgniarek. W Szwecji lekarz zarabia dwa razy tyle co pielęgniarka, a u nas niektórzy- 10 razy tyle i więcej. Zdecydowanie powinno się zwiększyc ilosc lekarzy w Polsce.  Zarabiają dużo (relatywnie, zwłaszcza jak porównac ich zarobki z zarobkami np. nauczycieli), bo jest ich mało, do tego nie musza się starac.
Masa pieniędzy jest marnowana na dziwaczne procedury, nie mogłam wyjsc z podziwu jak potrzebowałam isc po skierowanie do okulisty na badanie wzroku - a nosze okulary i mam spora wadę od dawna. Moze tez byłaby dobra mozliwosc kupowania przynajmniej częsci leków bez recepty, bo często przy chorobach przewlekłych to bieganie latami w kołko po te samą receptę... 
iza-bellowata, tylko w przypadku słabo opłacanych i przemęczonych lekarzy na SOR-ze rozmawiamy o rynkowej wartości ludzkiego życia ...
Dance Girl- to przepracowanie jest chyba kwestią chciwości. Jest przede wszystkim z tego co słyszałam, straszny niedobór specjalistów, co uważam za chore. Młodym lekarzom się utrudnia dostęp do specjalizacji. Dlatego jak jest dobry specjalista, to pracuje w szpiatalu, a potem jeszcze ciągnie grubą kasę z prywatnych wizyt. Robi to dlatego, ze może. Kazdy jak będzie miał możliwosc zarobku większego, to skorzysta. Jakby lekarz zarabiał na państwowym szpitalu nie 4 tys a 7 tys, i miał możliwosc dorobienia na prywatnych wizytach kolejnych kilku tys, to nie skorzysta?
Facella   Dawna re-volto wróć!
14 października 2017 23:44
Chciwości? Zapewnienie sobie godnego życia to chciwość? Miałam nic nie mówić, bo mam jasno zdeklarowane zdanie ma ten temat, ale takich wynurzeń nie mogę pominąć. Idź proszę i powiedz w twarz ratownikowi medycznemu, że jest przepracowany i niewyspany przez jego chciwość. Albo lekarzowi na sorze, któremu zeszło tego dnia trzech pacjentów, że jest wycieńczony przez własną chciwość. O nam wygodnie się teoretyzuje zza monitora.
Jeśli lekarz na SOrze pracuje jeszcze na np. dwa inne etaty, to tak, jest wycieńczony przez chciwosc. Tylko nie mów, że ludzie idą na studia medyczne bo marza o pomocy biednym  pacjentom przez 24 h.  Medycyna to jest zawód dobrze płatny, i prestiżowy. A chciwosc to normalna sprawa, każdy człowiek chce zarabiac. Apetyt rośnie w miąrę jedzenia. Ja z tego co widzę to zarobki lekarzy w tym kraju przez ostatnie lata się b mocno zwiększyły. Marzą o godnym życiu? A co to jest godne życie? W kraju znaczna większosc ludzi to może pomarzyc o zarobkach rzędu 4 tys na reke nawet po wielu latach stazu  i z jednym czy dwoma kierunkami studiów, a biedny lekarz nie da rady się utrzymac "godnie" za 4 tysiące, że musi pracowac na 3 etaty?
iza-bellowata, oooj chętnie bym Ci zapewniła jeden dzień na ciężkim oddziale, jedną nockę z 40 chorymi pacjentami. Serio 4000 zł dla lekarza to dużo? Tyle powinien mieć właśnie rezydent. Jak tak dalej pójdzie to wszyscy wyjadą, nie mówiąc już o pielęgniarkach i ratownikach.
Wiesz ile kosztuje doksztalcanie się, kursy, sympozja?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się