Spotkania z dzikimi zwierzętami

No wiele zależy od ludzi z którymi trzeba takie sprawy załatwiać. Akurat w przypadku stajni o której wspomniałam nie było problemów no i nie z kołem łowieckim było to załatwiane tylko z nadleśnictwem. Poczuwali się do odpowiedzialności.
ze zdarzeń śmiesznych to kiedys jadąc na ogierze, wypadła nam na droge w lesie sarna. Kon, zamiast jak przewidywałam przestraszyc sie, ruszył na sarne z zębami xD
z rzeczy nieprzyjemnych, dzik zaatakował mojego psa, który biegł obok koni i poczęstował go kłami, pies poraniony ledwo doszedł do stajni...
W sobotę byłam w terenie i w pewnym momencie z lasu wyskoczyły dwie sarenki i przebiegły nam przed samym nosem. Nic w tym rzadko spotykanego ani dziwnego, natomiast niezwykłe było to, że po przebiegnięciu drogi (a raczej dróżki, bo szeroka była na dwa konie idące ciasno obok siebie) sarenki zatrzymały się, odwróciły i gapiły się na nas. Były tak blisko, że prawie mogłam im rzęsy policzyć. A uciekły dopiero, gdy jak głupia odezwałam się do kobyły. Chyba człowiek na koniu nie jest tak straszny, jak człowiek na ziemi.   
W sobotę byłam w terenie i w pewnym momencie z lasu wyskoczyły dwie sarenki i przebiegły nam przed samym nosem. Nic w tym rzadko spotykanego ani dziwnego, natomiast niezwykłe było to, że po przebiegnięciu drogi (a raczej dróżki, bo szeroka była na dwa konie idące ciasno obok siebie) sarenki zatrzymały się, odwróciły i gapiły się na nas. Były tak blisko, że prawie mogłam im rzęsy policzyć. A uciekły dopiero, gdy jak głupia odezwałam się do kobyły. Chyba człowiek na koniu nie jest tak straszny, jak człowiek na ziemi.    


No człowiek na koniu ma przecież cztery nogi - dlatego nie jest straszny  🤣 dopiero jak zamiast rżeć zaczęłaś gadać to zwiały ...  🤣
miałem dzisiaj podobną sytuację
LSW Zdjęcie + jego nazwa pięknie do siebie pasują  🤣

Z moich zdarzeń śmiesznych związanych ze spotkaniami z dzikimi zwierzętami, mogę opisać spotkanie z... samicą łosia.
Pewnego pięknego, sobotniego poranka, na jesieni, zachciało mi się pojechać w dłuższy, głównie stępo-kłusowy teren na moim wałachu huculskim (i tu info, koń wywałaszony w wieku 1,5 roku, na tamten moment 8 letni, nigdy nie wykazywał jakiegoś szczególnego zainteresowania kryciem dla krycia, a znał sporo klaczy i je widywał). No to koń wyczyszczony, osiodłany, ja kask na głowę, kamizelkę odblaskową na siebie i jedziemy. Przez blisko godzinkę sobie kluczyliśmy po lasach okolicznych, patrzyłam, czy może jakaś droga się nie nada na przyszłość do jady terenowej, nic ciekawego się nie działo, spokój, cisza, czasem jakieś ładne ptaszydło się zerwało. Koń wzorowy, a że był regularnie jeżdżony... No to co, jedziemy naokoło jeziora, akurat niecała druga godzinka, po drodze trasa na mały galop dla rozprostowania nóżek, świetna droga, mało uczęszczana, wszystko super, jedziemy dalej. Po drodze jakieś lisy, zające, norma. Przejechałam koło leśniczówki nad jeziorem, już zmierzałam do domu (ostatnie 2 km), piaszczysta droga, stęp, konisko niby się nie rozgląda... w tym momencie jak się nie odwinie i dawaj rżeć i zaloty odprawiać. Odwracam głowę, patrzę, a tam samica łosia sobie dostojnie łazi na górce po runie leśnym, jakieś maksymalnie 100 metrów od Nas. Koń tańczy, zaleca się, rży, pełne zainteresowanie "laską", ja nie ogarniam świata, przecież jadę na wałachu, który raczej samice traktował obojętnie, a tu nagle ogier z niego wyłazi i to do innego gatunku. No ale cisnę hucka do przodu, nie ze mną te numery, porżał, popatrzył, idziemy do domu. "laska" jakoś niezbyt zainteresowana była, ku jego niezadowoleniu. Dopóki jej nie stracił z oczu, już prawie zamilkł, jedynie zostały chrapliwe poburkiwania "pod nosem" za to, gdy zginęła mu z oczu, odprawiał serenady przez następne 1,5 km, czyli do momentu, aż dojechaliśmy do domu. A muszę nadmienić, że jego rżenie jest specyficzne, i bardziej brzmi jak kwik zarzynanej świni, niźli rżenie konia. Także przez cały czas od spotkania z "laską" miałam kabaret instant, a później sąsiedzi mnie pytali, czy ktoś świniaka bił na wsi, czy co, bo tak się niosły kwiki  😂
Biczowa   tajny agent Bycz, bezczelny Bycz
01 lutego 2017 23:30
Może klacze nie są w jego typie 😁
Biczowa Wiesz, że mi też taka myśl przez głowę przeszła?  😂
Wygląda na to, że dzikie zwierzęta stają się oswojone. W sytuacji ze zdjęcia LSW przecież musiał być ktoś jeszcze, kto zrobił zdjęcie. Czyli co najmniej dwie osoby koło niej się poruszają, a w sarence instynkt się nie obudził. Może chora?
Biczowa   tajny agent Bycz, bezczelny Bycz
02 lutego 2017 17:45
Albo odchowana przez ludzi i wypuszczona.
akcja usunięcia koziołka z pastwiska trwała dość długo.
https://www.facebook.com/mariusz.zuk.LSW/videos/721538914688104/
Kijem nie dał się odepchnąć. Popychałem go kolanami, to mnie atakował i nie ustępował. Wczoraj rano jeszcze był, zamknęliśmy konie za pastuchem, to porwały sznurki. Dzisiaj pasł się na polu 300 metrów dalej.
Niesamowite! W porównaniu do koni taki mały, a w ogóle się nie boi. Konie go obskakują, o on sobie nic z tego nie robi.

A dlaczego go wyganiałeś? Nie mógł zostać? Znalazł sobie stado  🙂
Pastwisko od strony bagien mamy odgrodzone taśmą. Sarny są tam codziennie, ale żadna nie przyszła do koni. Dzwoniliśmy do kilku myśliwych i weterynarza. Wszyscy byli zdziwieni. Sugerowali, że został wypędzony ze swojego stada i szukał innego stada i na siłę wpychał się do koni. Ale konie go nie akceptowały i walczyły z nim.  Te jego podskoki to był atak. Nie miał już rożków, zostały mu na głowie niezabliźnione jeszcze ślady po rogach. Wyganiałem go, bo konie by go skopały na śmierć. widać to na filmie. Kilkanaście sekund przed końcem dostał kopa i przefrunął 5 metrów. Nie miał z nimi żadnych szans. Potem mnie atakował, ale nie był groźny.
Jestem ciekawa, czy jest możliwe zaakceptowanie osobnika innego gatunku przez stado? Gdyby pozostawić je same sobie i dać im trochę czasu, czy konie by go nie przyjęły? Jak nowy koń wchodzi do stada, też często jest najpierw przeganiany.

Ja dziś miałam kiepski teren - spotkałyśmy tylko zająca!
Jestem ciekawa, czy jest możliwe zaakceptowanie osobnika innego gatunku przez stado? Gdyby pozostawić je same sobie i dać im trochę czasu, czy konie by go nie przyjęły? Jak nowy koń wchodzi do stada, też często jest najpierw przeganiany.
...

Jest możliwe.  U jednego z okolicznych rolników razem z krowami całe lato stał młody łoś. Mam nadzieję, że przetrwa w oborze do wiosny. Nie był wiązany, przeskakiwał przez ogrodzenie ale zawsze wracał do stada.
Co do tematu spotkań z dzikimi zwierzętami to miałam wiele przeróżnych sytuacji mniej lub bardziej groźnych są one przede wszystkim urozmaiceniem terenu. Raz dzik  między galopującymi końmi przebiegł innym razem stado saren przecięło drogę którą jechałam jeszcze innym koń z dobrego tempa galopu zrobił stopę i włączył wsteczny jak mu się nagle śpiąca sarna poderwała prawie pod konia nogami.

Coraz bardziej jednak zaczynam obawiac się jazdy w teren ze względu na wilki. Już jednego widziałam i powiem wam, ze to bydle było jakich mało. Ostatnio w mojej okolicy zanotowano stado około 30 sztuk, samotne wilki też są.
cxzardasz Wataha, jeśli głodna, może być groźna (a weź wyżyw 30 mord - jak u Was z inną zwierzyną?), obawiałabym się jeździć w teren, pojedyncze sztuki albo małe watahy rodzinne (tak do tych 5-6 sztuk z młodymi) raczej uciekają. Sama miałam spotkanie w moim okolicznym lesie z wilkami, akurat parka mi się trafiła z młodym, jednym - może reszta padła? W każdym razie, jechałam sobie ulubioną trasą, koń fajnie szedł, spokojny, rozluźniony. Ale jakieś pół kilometra dalej, w głąb lasu (drogami oczywiście 🙂 Mam bardzo fajną sieć dróg w lesie, kiedyś używane do wywozu drzewa lub dojazdy do domostw, leśne połączenia np. 2 wsi itd.) koń nagle stał się niespokojny, zerkał mi na prawą stronę, a potem ewidentnie coś za nami mu nie pasowało. Obejrzałam się, a w tym samym momencie, jakieś parędziesiąt metrów od nas, na drogę wypada młode, a za nim idą rodzice. Kurczę, z jednej strony nie wiadomo co robić, grzać ile się da przed siebie, czy zachowywać się spokojnie i odjechać kontrolowanie - no i ile "emocjonalnie" wytrzyma koń, żeby planu szlag nie trafił? No jednak to nie sarenka, zajączek czy klępa. Na szczęście jak nas zobaczyły, to czmychnęły w las, potem wracając jeszcze widziałam, jak piły wodę z jeziora po jego drugiej stronie. Potem prawdopodobnie ta sama parka z młodym przeniosła się około 30 km na północny wschód ode mnie, bo w "moich" lasach już ich potem nie odnotowano, ale za to parka z już "prawie dorosłym" młodym pojawiła się właśnie tam. Od czasu do czasu tu pewnie zawędrują, ale na szczęście unikają ludzi i ich siedzib. Nie słyszałam też, by uszkodziły komuś jakiekolwiek zwierzę gospodarcze albo towarzyszące, przynajmniej nie w mojej okolicy, a ludzi trochę jednak w obrębie tych powiedzmy 50 km jeździ w tereny, samotnie i w grupach. 🙂
cxzardasz Wataha, jeśli głodna, może być groźna (a weź wyżyw 30 mord - jak u Was z inną zwierzyną?),


"Tłuką" duże i zdrowe okazy saren  🤔 Mam w okolicy 10 km ode mnie upolowane dorodne 3 sztuki saren w jednym miejscu. Po zmierzchu nie biegam już w swojej okolicy. Bo właśnie na drodze którą lubiłam biegac widziałam tego dużego wilka całe szczęścię byłam wtedy w samochodzie. U mnie w okolicy dużo osób chodzi samotnie na grzyby,  w sezonie, uważam że teraz (w tym sezonie) bedzie to wysoce ryzykowne chyba, że stado przeniesie się gdzie indziej.
Wikusiowata, dzielnego masz konia. Moje w takiej sytuacji pewnie by nadświetlną rozwinęły.

Niedawno wyczytałam, że w Puszczy Kampinoskiej 3 lata temu pojawiły się wilki.  Mam nadzieję, że nigdy ich nie spotkam.

cxzardasz, a gdzie mieszkasz? (jeśli mogę o to zapytać).
cxzardasz W takim wypadku ze względów bezpieczeństwa jeździłabym ze sporą grupą innych jeźdźców ewentualnie w tereny - dużego "stada" wataha tak nie osaczy, tym bardziej, że na "jedzeniu" jedzie najgorszy wróg "naturalny" - człowiek. Chociaż przy takiej ich liczbie i tak miałabym pietra, ale z drugiej strony, skoro polują na dziką zwierzynę i jeśli macie zwierzyny pod dostatkiem, to raczej jakieś okropnie wygłodniałe nie powinny być.

trusia A dziękuję, w końcu hucuł 🙂 Najśmieszniejsze jest to, że w takich sytuacjach, potencjalnie niebezpiecznych (sami, w lesie, spory kawał od domu, drapieżniki w pobliżu/coś innego strasznego) ratuje mi tyłek swoim opanowaniem, "szybko myśli" i analizuje czy warto ruszyć tyłek i nie reaguje jakoś mega pochopnie (np. rzadko spłoszy się, ale nie na ileś tam metrów rozpaczliwego galopu, tylko odskoczy raczej w bok, żeby ustawić się tak, by się przyjrzeć potencjalnemu zagrożeniu i dopiero potem decyduje, czy dać nogę czy nie - ale tu już w siodle wkraczam ja 🙂 ), za to na zwykłej jeździe przy domu, gdzie są inni ludzie, albo blisko domu, w towarzystwie innych koni i jeźdźców itd. potrafi robić takie głupoty, że po prostu sprawiamy wrażenie, jakbyśmy ze sobą "współpracowali" od raptem kilku dni, i to nieporadnie. 😀 On jest takim koniem do zadań specjalnych.  🏇
Wtedy z tymi wilkami, to on chyba nie ogarnął do końca, może nigdy wcześniej nie widział wilka na żywo i "uznał" je za psy (chociaż na tyle ile udało mi się prześledzić, to pochodzi z południa Polski, nie wiem jak tam z wilkami?) A z psami dobrze żyje, nawet jak jakiś nas gdzieś w terenie pogoni, to raczej postraszy, ale nie skopie.
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
05 lutego 2017 22:30
[quote author=trusia link=topic=100624.msg2645473#msg2645473 date=1486315643]
Jestem ciekawa, czy jest możliwe zaakceptowanie osobnika innego gatunku przez stado? Gdyby pozostawić je same sobie i dać im trochę czasu, czy konie by go nie przyjęły? Jak nowy koń wchodzi do stada, też często jest najpierw przeganiany.
...

Jest możliwe.   U jednego z okolicznych rolników razem z krowami całe lato stał młody łoś. Mam nadzieję, że przetrwa w oborze do wiosny. Nie był wiązany, przeskakiwał przez ogrodzenie ale zawsze wracał do stada.

[/quote]

Kilkanaście lat temu rolnik opiekował się młodym łosiem. Chodził za swoim opiekunem jak pies. I przyjechali jacyś ludzie, zabrali łosia do jakiegoś miejsca dla dzikich zwierząt i jeszcze straszyli karą.
Wobec tego lepiej zgłaszać, że zwierzę się przypałętało do stada, niż brać do gospodarstwa.
Gazella   Uwielbiam czyścić siwe konie ;)
06 lutego 2017 07:14
Hej wszystkim,
Jestem leśnym szwędaczem
Miałam kolejne spotkanie z dzikiem - tym razem martwym. Leżał na leśnej ścieżce. Sądząc po rozmiarach, był to młody osobnik.  Żadnych uszkodzeń ciała - przynajmnej na tym boku, na którym nie leżał - nie było. Zastanawiam się, co mogło być przyczyną śmierci takiego młodego zwierzęcia.

Powinnam gdzieś to zgłosić?
Powiatowy wet, lokalny leśniczy albo łowczy. Warto, bo pomór afrykański to nie mit tylko spory problem.
Dzięki za podpowiedź.

Zgłosiłam telefoniczne do Straży Parku - bo było to w Kampinoskim Parku Narodowym. Co prawda nie wiem, czy ta informacja im się przyda, bo tylko w przybliżeniu potrafiłam określić, gdzie to było. Zgubiłam się i jak drugi raz na dzika trafiłam, zorientowałam się, że krążę w kólko. 
Wszelkie lokalne straże też ok, nie pomyślałam. Tam jeszcze problem nie dotarł, ale zawsze warto, żeby wiedzieli jak coś się dzieje i trzymali rękę na pulsie nawet jak przyczyna zupełnie naturalna a nie grożąca dalszymi konsekwencjami.
Na łatwiznę poszłam 🙂  Na stronie Parku najszybciej znalazłam sensowny kontakt.
SzalonaBibi, zobacz co znalazłam. Akurat nie o moich zwłokach, ale słusznie zwróciłaś uwagę na zagrożenie 

http://wawalove.pl/Dwa-martwe-dziki-znalezione-w-Legionowie-Byly-zarazone-afrykanskim-pomorem-swin-a27584
Dziki mają pomór, a wytłuką lokalnym rolnikom świnie, jakie to sprawiedliwe  😤
anetakajper o co Ci chodzi??? ASF jest zwalczane z urzędu, jest to choroba silnie zakaźna i obowiązuje zakaz jej leczenia. Dzięki lokalnym rolnikom ta choroba się rozprzestrzenia, bo kilku chłopów na ścianie wschodniej wprowadziło nielegalnie w obieg niebadane mięso. I dalej to robią, bo może jeszcze uda się coś zarobić, zanim ktoś się zorientuje i wytłucze im chlewik. Gdyby lokalni rolnicy trzymali się wszystkich przepisów i procedur to o afrykańskim pomorze świń słyszelibyśmy z białoruskich wiadomości.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się