Czemu "naturalsi" wzbudzają tyle kontrowersji?

Murat-Gazon, jak nie wzięłam pod uwagę, że nie ma za co? Wzięłam. Napisałam: Już nie ma chętnych na charytatywne przekazywanie wiedzy. I nie będzie. Wiedza to taki sam towar jak wszystko inne. Nie mam kasy = nie nabywam dobra. Nie zmienia się stan mojej szafy ani mojej świadomości. Takie warunki podyktowano nam wszystkim.
Dotychczas net się z tego wyłamuje, ale wróżę, że już niedługo. Bo, że dam taki przykład, podejrzewam, że już niejeden luzak, który radośnie podzielił się swoimi umiejętnościami zaplatania pluje sobie w brodę, bo jego YT "uczeń" za free podprowadził mu pracę. Może trywializuję, ale niewiele. Pod tym względem żyjemy w ciekawych czasach. Bo dotychczas wiedza była cenna. Cenna = wartościowa. I można było się nią dzielić, bo nikomu od tego nie ubywało, bo ludzie nadal wiedzy szukali, bo zdawali sobie sprawę, że są różne rodzaje wiedzy. I bardzo cenili tę namacalną. A teraz ludzie nie szukają wiedzy, tylko klikają. Wolą kupić sukienkę czy portki. I za to wielkie ukłony dla Parellich -  że skutecznie (i to jak!) skomercjalizowali swoją wiedzę. Przy czym ty, w ich pojęciu, jesteś zapewne niebezpieczną terrorystką 🙂 Taki tam, ot.
A ja ten ot nieco wydłużę. Wiedza w sieci nie jest zagrożona moim zdaniem, wręcz przeciwnie. Internet dotychczas wyłamywał się nie tylko w ten sposób, ale też w nieco bardziej szkodliwy. Mianowicie przekazywana tam wiedza była loterią, pozbawioną krytyki ze strony osób posiadających praktykę, i ze strony poważnych nazwisk. Teraz to się zmienia, i teorie są poddawane silnej ocenie i laików i profesjonalistów, a da się zdobyć informacje, co silne nazwiska uważają, i o czyjej teorii dyskutują poważnie.
Dawniej nie było Internetu, ale były biblioteki. I również umiejętność zdobycia w nich wiedzy teoretycznej była zależna od umiejętności szukania. A i z praktyką było tak samo, żadna książka ani porada nie mogły i nie będą mogły zastąpić praktyki.
Luna_s20, jednak biblioteki wymagały pracowitości i czytania ze zrozumieniem.
I dziś mnie... dziwią. Bo co, książki to nie jest własność intelektualna? Mniej trzeba wysiłku niż do stworzenia programu czy klipa? A tych... nie wolno rozpowszechniać. A biblioteki istnieją. I autorzy książek nie mogą na nie nasyłać sił specjalnych.
Dziwne czasy.
Pewien poziom wiedzy może sobie krążyć po necie bezkarnie, bo broni go... poziom. Niedostępny dla laików. Inny może krążyć, bo to żadna wiedza. Problem jest z tym co na poziomie... instruktażu. Załóżmy, że to nie szkodzi, bo np. kto się chce porządnie nauczyć grać na gitarze poszuka nauczyciela, a ta reszta korzystająca wyłącznie z netu i tak by nauczyciela nie szukała.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
30 lipca 2015 22:42
Powszechność darmowych informacji w internecie oraz ich niesłychany natłok jest w pewnym sensie zagrożeniem dla ludków poszukujących wiedzy jeździeckiej. Trzeba być bardzo krytycznym by nie dać się nabrać na, szkodliwe zarówno dla tegoż adepta jak i jego konia, pustosłowie i słowotok samozwańczych guru czy Maestrów zza stodoły.
[quote author=Luna_s20 link=topic=11961.msg2399280#msg2399280 date=1438279641]
Dawniej nie było Internetu, ale były biblioteki. I również umiejętność zdobycia w nich wiedzy teoretycznej była zależna od umiejętności szukania.
[/quote]

nie jest to zgodne z prawdą.
Owszem, przed internetem biblioteki istniały.... natomiast nie było w nich książek o tematyce jeździeckiej. ŻADNYCH !!!
Byłam nałogową czytelniczką i gościem bibliotek od końca lat 60-tych i przenigdy nie spotkałam takich książek.
No chyba, że ktoś chciał sobie przeczytać Konika Garbuska.
Ja wiedzę czerpałam z Wiesława Wernica i Karola Maya  😁

Pierwszą fachową literaturą jaką miałam w rękach był wydany w Polsce, w 1979 roku Anthony Paalman odbity na kserokopiarce i trzymany w teczce, spięty spinaczami, żeby się kartki nie rozleciały.
To była chyba pierwsza w Polsce "biblia" jeździecka przetłumaczona na język polski.
Rarytas, książka wręcz nieosiągalna i bezcenna dla tych którzy ją mieli.
Szlak książkowej wiedzy przecierali Lewada i Zbrosławice.
Dzisiaj dostępna w każdym sklepie jeździeckim za kilkadziesiąt złotych.
I niech nikogo nie zmyli tytuł ... to nie jest książka jedynie dla skoczków.

W dzisiejszych czasach dostęp do fachowej literatury zależy jedynie od determinacji i chęci rozwijania się.
Prawdą tez jest, że trudno oddzielić ziarno od plew.
szemrana, e nie. Był Suchorski. I Museler. I Snt.George itp. były w Empikach. I Koń Polski.
Musler wydany pod koniec lat 70-tych - nieosiągalny dla mnie.
Następne wydanie to już  1993 rok.
Snt. George kupiłam chyba 2 razy.
Czytałam go ze słownikiem polsko-angielskim i niewiele zrozumiałam.
Suchorski wydany w 1979 roku... nie udało mi się kupić. Kserowałam.

Konia Polskiego oczywiście kupowałam ale ....za chińskiego luda nie pamiętam czy coś z niego pożytecznego wyniosłam.

Cofnę się jednak do bibliotek z tamtych czasów .....jeździeckich nie było i już 🙂

Od pewnego czasu sobie folguję książkowo , pomimo, że właściwie już nie jeżdżę, bo wsiadanie od czasu do czasu jeżdżeniem nazwać nie można.
Za to czasem pomagam innym 🙂 Ale tylko czasem.
Ostatnie moje zakupy to: W poszukiwaniu równowagi i Biomechanika ruchu konia dla jeźdźców.
Zwłaszcza ta druga pozycja jest tą do której wrócę jeszcze nie raz
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
31 lipca 2015 00:09
Reasumując: zarówno dobór właściwej literatury jak i wybór właściwego instruktora jest kluczowy.

I niestety ale ludzie, którzy nieumiejętnie dokonują tych wyborów potem bezustannie jęczą i smędzą wszystkim wokół jaki to światek jeździecki jest zły, jak to nie ma kto uczyć bo wszyscy beznadziejni, a to nie ma z czego się uczyć bo nic nie rozumiem z tego co tam piszą w tych wszystkich księgach. Więc się przerzucam na naturystykę. Tam na srebrnej tacy, już przeżute dokumentnie, serwowane jest adeptowi wszystko w punktach i podpunktach. Jasno, prosto i zrozumiale 😜

Jak przykładowo ta cała parelitycka "Game of contact". Nie, bo przecież nie można się uczyć bezpośrednio od osób które zęby zjadły na klasycznej trenerce. Po co. Lindzia nie po to bierze lekcje z zasłużonym treneren ujeżdżenia. Ona całą tę wiedzę jaką na przestrzeni kilku ostatnich lat uzyskuje z tego źródła, przemieli, przetrawi a następnie skróci ten proces do trzech dni i voila mamy nową grę PNH. 😵

No cóż, taki los. Jeden ma mózg z którego umie robić właściwy użytek, a drugi niestety  nie.
szemrana, w bibliotekach było zero. Do tego stopnia zero, że uległam szokowi (już w tym tysiącleciu) gdy w bibliotece wojewódzkiego miasta znalazłam kilkanaście pozycji o tematyce jeździeckiej, i to ciekawych.
A wiecie może, czy dalej jest tak, że mając dostęp do jakiejkolwiek biblioteki np. gminnej, można sobie zamówić wypożyczenie książki z jakiejś innej?
Pierwsze słyszę, ale biorąc pod uwagę ile to zachodu, prościej zamówić w księgarni wysyłkowej, empiku, lub  - jeśli jest trudno dostępna, nawet u antykwariusza jeśli obraca również książkami.
ElaPe gdyby to było takie proste, że jak ktoś nie rozumie książki "po klasycznemu", to się przerzuca na naturalną i jest cacy, i już wszystko rozumie...  😉 Nawet nie wiesz, ile razy spotkałam się z koniecznością wyjaśniania różnym ludziom najprostszych rzeczy, a na forach typowo naturalsowych jest milion pytań na poziomie przedszkola, o rzeczy, które wydawałoby się są podane tak łopatologicznie, że już bardziej łopatologicznie się nie da.
Osobiście mam wrażenie, że jeśli chodzi o materiały pisane dowolnej szkoły, to bardziej ocieramy się tutaj o powszechny problem wtórnego analfabetyzmu i nieumiejętności czytania ze zrozumieniem. Pomijając jakieś przypadki pojedynczych książek jeździeckich napisanych faktycznie hermetycznym językiem czy ciężkawym stylem, co się zdarza, to jakoś nie przypominam sobie spośród tych, które czytałam, pozycji totalnie niezrozumiałych. Ani klasycznych, ani naturalsowych. A te hermetyczne też dało się zrozumieć, tylko nie były już przyjemną lekturą.
A mnie zastanawia, na ile jest możliwe, że np dobry, doświadczony trener, wybierając nieumiejętnie uczniów bojących się przekroczyć tego poziomu przedszkola, w końcu zrazi się i zniechęci, ucząc się sprzedawać, jak każdy inny towar, "byle co którego oczekuje klient i za które płaci". Kiedyś, gdy ktoś czuł się mistrzem/nauczycielem w danej dziedzinie, odrzucał takich uczniów o których wiedział że braknie im starań, serca i talentu. A dzisiaj... Biznes to biznes, i na rozważania o ambicjach pozostawia niewiele miejsca.
Luna wydaje mi się, że to nie jest problem. Nauczyciele - ogólnie jako zawód - lubią uczyć na różnych poziomach. Jedni lubią uczyć dzieci literek, inni realizują się w nauczaniu akademickim. Myślę, że z instruktorami jest podobnie, jedni dobrze się czują ucząc początkujących, inni na poziomie rekreacji, a jeszcze inni chcą trenować wyłącznie sportowców. To chyba kwestia indywidualna i niezależna od ilości i jakości posiadanej wiedzy.
[quote author=TheWunia link=topic=11961.msg2398700#msg2398700 date=1438176816]
niesobia wydaje mi się, że konie żyją bardziej chwilą. Teraz derka śmierdzi, więc jest be, ale za tydzień jak nie będzie śmierdzieć to już będzie spoko. Doskonale widać to na jeździe jak w ciągu sekundy możesz mieć konia na skraju wybuchu, ale sam się człowiek wyciszy, uda, że nic się nie dzieje i koń nie będzie całą jazdę przeżywał, a w ciągu kilkunastu sekund zacznie odpowiadać

TheWUnia to nie tak działa konie niektóre lęki i fobie sobie utrwalają ,wystarczy że przy próbie nałożenia derki coś złego się wydarzy i awersja do czerwonych derek gotowa na całe życie.Jeżeli odpuścisz i nie założysz tej derki koń też to zapamięta.Konie mają też dużo lepszą pamięć do szczegółów i więcej ich  zauważają, na pewno Ci  się zdarzyło że czułaś że koń coś widzi albo czuje ,a ty tego nie widziałaś. Jestem pewien że jak masz płot ze sztachetami to nie wiesz ile ich jest w płocie,a koń wie . Konie w naturze wędrowały po stepie gdzie krajobraz jest monotonny i wszędzie wygląda tak samo, więc nauczyły się zauważać rzeczy których ludzie nie widzą ,a w dodatku kierują się inną kolejnością zmysłów . Od dawna l psychikę ludzi chorych na Autyzm porównuje się z psychiką koni i daje to efekty w terapii.I żeby nie było czepiania się szczegółów czerwona derka jest tylko przykładem równie dobrze mógłbym napisać o ubieraniu konia w pełną zbroje i kropierz co nieraz robiłem nie dla przyjemności tylko dla  kasy
COŚ MI NIE WYSZŁO ZAZNACZANIE CYTATU,ale chyba będzie jasne co ja pisał a , TheWunia 😉
  autyści to często geniusze  🤣 -  Michał Anioł,Wolfgang Amadeusz Mozart, Hans Christian Andersen, Tomas Edison, Ludwig van Beethoven,Vincent Van Gogh,Isaac Newton, Albert Einstein,Karol Darwin,Tomas Jefferson czy Alfred Hitchcock.... konie ? 😉
Ganasz nie wiem skąd bierzesz swoje informacje ,ale żadna z podanych osób nie cierpiała na autyzm,mylisz pewnie autyzm z zespołem Asbergera.Na autyzm delikatnej postaci cierpiała Sempli Garden która tworzyła w USA systemy bez stresowych rzeźni przemysłowych właśnie dla tego że odczuwała lęki zwierząt uciekających typy krowy , konie i na autyzm w klasycznej postaci cierpiał filmowy Rain man.
niesobia, Zaspół Asbergera to jedna z odmian autyzmu... tak na marginesie
GAGA Według mojej żony ,która jest praktykującym psychologiem z publikacjami naukowymi zespół Asbergera nie jest autyzmem tylko zaburzeniami z obszaru autyzmu ,a to podobno dwie różne bajki . A co do postaci które wymieniła Ganasz to i na to nie cierpiały. Ale chyba za bardzo odbiegamy od tematu. 
zespół AsPPPPergera !!!  🙂
Tunrida Masz racje żona kształcona tylko ja taki ciemniak  🤔wirek:
Hi hi 😀 I Temple Grandin
Tyż prawda 🤬 🤬
Zapytaj żonę o zespół sawanta 😎 psychologia też nie obca mi jest 😉
Ganasz i bez żony mam blade pojęcie co to zespół Sawanta , ale nie kumam  jak ma się do dyskusji. Chyba że twierdzisz że poniektórzy z revoltowiczów okazują objawy  😉. Albo że znasz konia który jest geniuszem w jakieś formie np topografii , a poza tym to istny tuk nie przystosowany 💡
oj, tak żartobliwie podeszłam do tego porównania i może zmienić tytuł wątku "kontrowersyjne od naturalu do autyzmu" 😉  co do końskiej topografii hmm...  można podjąć wyzwanie przreprowadzając stosowne badania i pisząc kolejną rozprawkę naukową do szuflady tylko po co.
GANASZ O.K ja też do tematu podchodzę pół żartem , pól serio tylko obawiam się żeby nas nie wy-je z wątku. Proponuje inny tytuł wątku ,,Natural w kontekście zaburzeń psychicznych" 😉
no tak naturalnie w XXI wieku tylko normalni inaczej mają konie 😉 - wielka niewdzięczna skarbonka często o zaburzeniach psychicznych bywająca źródłem stresów i wszelakich zaburzeń psychicznych ludzi - "przykuwająca" ludzi do dziwnych miejsc często o wątpliwym zapachu wzbudzająca skrajne emocje od euforii do rozpaczy itd
się wtrącę szybciutko odnośnie muzyki, która męczy zwierzęta.
zauważyłam, owszem, że nie wszystkim każdy dźwięk odpowiada, ale żeby wypowiadać się z przekonaniem w tej kwestii... chyba jeszcze za mało widziałam.
narzucamy czworonogom swoje upodobania, w każdej dziedzinie - chcemy tego czy nie.
czy im się to podoba? nie wiem.

załączam jednak kilka zdjęć z mojego pokoju (zrobione przed kilkoma minutami) - Łatka leży bezpośrednio przed subwooferem, Wilczek obok, Brzydula z drugiej strony. na łóżku (czyli 2m od głośników) śpi Ciapek i szczeniak Welma. fotel zajmuje kotka Bunia, a pod nią głęboko śpi owczarek Forest, koło łóżka znalazła dla siebie miejscówkę Mara. a leci w tej chwili bardzo głośno Judas Priest (dla niewtajemniczonych jest to kapela metalowa, nota bene płyta zwie się Metal Works).

nie jest to ani ich ulubione miejsce na drzemkę, ani nie leżą tutaj właśnie dlatego, ponieważ wybierają moje towarzystwo (przemieszczam się co chwilę).
drzwi od pokoju i od domu są otworzone, więc mogłyby wyjść.
podobnie koty. nawet gdyby z jakiegoś powodu nie chciały wychodzić przez drzwi, to mają otworzone okno.

dla podsumowania: 6 psów i 2 koty są teraz w pokoju, wszystkie drzemią, śpią albo patrzą na mnie, bo znowu chodzę z aparatem.
powinnam je wyrzucić, żeby się nad nimi nie znęcać? 🙂







Met tylko słuchanie tak mocnej i głośnej muzyki dla psów ,kotów i ludzi może powodować chwilową lub w skrajnych przypadkach stała głuchotę.Czemu tak wielu popada w skrajności ,a nie potrafi wypośrodkować choć to właśnie często jest najlepszą drogą. 🙁
"tak mocnej i głośnej"

czyli jak mocnej i głośnej? 🙂
JP jest skrajem mocności? czy mój samsung jest skrajem głośności?
mówię, że głośno. na koncertach jest głośniej.

o, właśnie Mruczek wskoczył mi na kolana. dla niego ani tak mocno, ani tak głośno...

edit:
a salwy już nie są tak głośne?
znowu wypomnę HIPOKRYZJĘ
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się