kącik żółtodziobów - czyli pytania o podstawy

julka177, - jak woda zamraza to zamarzają poidła i je rozsadza, rury czasem też. Ot i problematyka. Nie jest fajnie to co chwile naprawiać. W wiadrach wodzie też zdarza się zamarzać i jest to już mega kiepskie i upierdliwe, dla koni też średnio dobre.
Ach, no tak. Ale poza problemem zamarzającej wody jest jeszcze jakiś?

Btw na padokach też pewnie woda zamarza, a nie zauważyłam żeby się ktoś tym bardziej przejmował
julka177, ale ile konie przebywają na padokach a ile w stajni? Ja bym stajni, w której regularnie zamarzają poidła nie chciała. Co innego "wypadek" co innego regularna tendencja. Jak wam w siodlarni zamarza to raczej nawet dolana w poidłach/wiadrach też. Macie obsługę, która co chwilę będzie konie poić?

smartini, andzia1, dziękuję. Jakby ktoś jeszcze zechciał się wypowiedzieć, to będę wdzięczna  :kwiatek:


W pierwszej kolejności rzucił mi się w oczy lewy tył ... Coś już wyjaśniło się w tej sprawie?
Mi powyżej -5 regularnie woda w wiadrach zamarza , a konie zdrowe .
🤣
Moja stoi w stajni wolnowybiegowej. Wszystkie konie umieją rozbijać lód na zamarzniętych pojemnikach z wodą, poza tym go jedzą.
Konie też jedzą śnieg w zimie, jakos na wolności musiały sobie radzić.

U nas na zimę zakrecamy poidła, poimy dwa razy dziennie z wiader (lub taczki, bardziej praktyczne przy stajni korytarzowej) do syta przy karmieniu a resztę dnia konie stoją na padoku gdzie mają wode w wannie. Wszystkie żyją.

Choc ostatnie zimy byly na tyle łagodne, że woda nie zamarzała, wiec i poidla działały. Stajnia od góry na zimę zabezpieczana jest kostkami slomy i siana, nie jest nawet ocieplona. Drzwi jesli nie wieje to są otwarte, wiec temperatura jest niska, zblizona do tej na zewnątrz.
Żadnych przykrości z racji zamarzniętej wody nie odnotowałam, a moje wciąż chów otwarty 24h. Owszem, jak się spocą i pójdą napić się zimnej wody to zapalenie gardła murowane, ale od pięciu lat taką nieprzyjemność miałam tylko raz.

No to dlatego zapytałam ile stoją w stajni a ile na padoku. Głównie na padoku w zimie sobie poradzą lepiej niż w stajni bez dostępu do wody - pod warunkiem, że śnieg jest a nie zamarznięte na beton podłoże ziemiste i brak wody w kastach. Akurat widziałam w stajniach kolki od braku wody - poidła zamarznięte a stajennemu nie chciało się koni napoić porządnie w okolicach kolacji. Kolejnego dnia też mu się nie chciało porządnie rano napoić. 3 kolki po południu dnia następnego. Ja obsłudze stajennej w tym zakresie nie ufam i wolę zdać się na działające poidła.
U nas jako tako obsługi stajennej nie ma. Końmi zajmuje sie właściciel, który nigdy krzywdy nie zrobi.
Pomagają pensjonariusze, no i jest kilka dziewczyn co zawsze gdy mogą to robią co akurat jest potrzeba ( jestem jedna z takich dziewczyn)

Najbardziej denerwuje mnie takie cackanie sie z końmi jakby były najgłupszymi zwierzętami na ziemi  🙄
Wystarczy poobserwować, one sobie same radzą jesli zapewni sie im zbliżone warunki do naturalnych (przypomnę że boks nie jest naturalny).

A właśnie nigdy nie widziałam jak konie to robią, ale faktycznie rozbijają lód w poidle na zewnątrz ( mamy taka nie dużą wannę). Ewidentnie jest rozbity.
Jak one to robia ? Są wstanie pyskiem/ zębami to zrobić? Bo gdyby w ruch szły kopyta to powinno być słychać i pewnie widac po nogach (jakies skaleczenia itp)
Epk  u mnie co prawda woda w wiadrach zamarza , ale  3 razy dziennie  konie mają dostęp do wody nie zamarzniętej . Czyli trzy razy dziennie zimą mają laną świeżą wodę , rano , popołudniu jak wracają do stajni , i wieczorem .
Renobiusz, dwie instruktorki (i nie mówię o rekreacji 😉 ) powiedziały mi następnego dnia oglądając konia, że absolutnie nie kuleje, że nie wiedzą, o co mi chodzi i faktycznie, pod siodłem na żadną ze stron i w żadnym kierunku ani wygięciu nie było oznak kulawizny. Być może była to jakaś chwilowa "awaria", co potwierdzi za około 2 tygodnie weterynarz (będzie akurat w innej sprawie) - znajoma od dr Przewoźnego. Na pewno tak tego nie zostawię, będę obserwować. Dziękuję za zainteresowanie się 🙂
Tak z ciekawości zapytam. Często w ogłoszeniach związanych z pensjonatami napisane jest, że stajnia posiada ogrzewaną siodlarnię. Czy sprzętowi nie szkodzą temperatury przy, których zamarza woda?
Chess, - ja tam osobiście nie lubie, jak mi tyłek odmarza przy przebieraniu się, a czasem lece na stajnie prosto z miasta/uczelni 😉 Czapraki i dery też lepiej schną jak jest cieplej, ja polarówkę codziennie mokrą ściągam z konia, czaprak czesto też. No i nie wydaje mi się, żeby minusy dobrze wpływały na skórę bądź co bądź.

Co do tego, że konie se jakoś na dziko/na wolnym wybiegu radzą - ano radzą niby, ale mój w zimie to co najwyżej padokowany jest i sporo w boksie stoi jednak, a mnie nie bawi ani odbijanie lodu z wiadra kilka razy dziennie, ani martwienie się, czy ma wodę w ogóle. Przeżyłam raz hardkorową zime w zimnej stajni, gdzie w momencie krytycznym robiliśmy przerębel w stawie, żeby konie napoić, wiadro odmrażałam kilka razy na dzień i szczerze powiem - nigdy kurka więcej. Wole dopłacić, pokombinować żeby dziad stał w stajni, gdzie nie pojawiają się minusy. Nie wiem, czy on jest bardziej czy mniej szczęśliwy, że ma ciepło i wygodnie, ale ja śpie spokojniej 😉
Mi chodzi głównie o skórzany sprzęt bo kwestie schnięcia to wiadomo 😉
U nas "za stodołą" w socjalu połączonym z siodlarnią grzejemy piecykiem koło, którego jest kratka na czapraki itp.
Chess, - szczerze, to na 5 stajni, które przerobiłam żadna nie miała socjalu oddzielnie od kanciapy 😉 Słyszałam o tylko jednej takiej w okolicy.
Ha 🤣 to ja w ciągu 3 lat gościłąm w dwóch stajniach. Pierwsza miała całkiem oddzielnie socjal i mikrosiodlarnię, w obecnej mamy socjal i za framugą siodlarnię. Są one oddzielone jakimiś kulawymi, wiecznie otwartymi wahadłowymi drzwiczkami więc ciężko powiedzieć tak naprawdę czy są razem czy osobno 😀 W każdym razie piecyk, zamykane i typ budynku sprawiają, że temperatura nawet przy mrozach raczej nie spada poniżej zera.
Chess, sprzęt obrywa strasznie. Ja stałam w stajni, gdzie było bardzo zimno - do zamarzania poideł było jeszcze trochę 😉 ale zimno było. Na tyle, że nikt nie przebierał się w stajni, mimo ogrzewanej "kanciapy" tylko przyjeżdżał już w ciuchach stajennych. W siodlarniach (nieogrzewanych, temp. jak na stajni) było baaardzo zimno. Przez tą zimnicę utrzymywała się wilgoć także - mimo wszystko sprzęt taki jak ogłowia, popręgi itp ciągnie pot z konia i to w ogóle nie schło. Ja brałam raz w tygodniu do domu do wyschnięcia i konserwacji - w przeciwnym razie pojawiał się paskudny nalot.
Chess, tak na chłopski rozum mogą szkodzić o tyle, że zanim do zera spadnie, to jest wilgoć w siodlarni, więc sprzęt wchłania (i pleśnieje), także jak spadnie poniżej zera, to pewnie bez echa się to nie obędzie.
Tak sobie tylko dywaguję, żeby później nie było na mnie, że głupoty plotę 😁

o. z epk pisałam :P
Ja się też może wcisne z pytaniem w rodzaju głupich - czy wasze konie też tyją w okresie koniec sierpnia/wrzesień? Bo mi już ręce opadowywują, koń zachowuje wszystkie normalne parametry i ładnie się rzeźbi i chudnie w treningu przez reszte roku, ale w tym okresie zawsze, ale to zawsze się spasie. Zwalałam na trawę, ale w tym roku nie chodził na trawiaste padoki wcale, a znowu kurka przybrał, choć fakt, że była zmiana siana akurat. Mnie już coś z nim trafia, bo no jak to tak, lipiec super, zrzuca z siebie, początek sierpnia wygląda rewelka, a patrze na foty sprzed paru dni i bęben ma straszny, a chodzi tak samo 😵 I nie wiem, czy to wypadkowa tej trawy, zmiany siana czy czegoś, czy może on tak magazynuje przed zimą? Zaraz po tym jak przybiera zaczyna linieć.
keirashara a owszem 😀 od początku września moja zaczyna tyć w takim tempie, że z dnia na dzień jest jej więcej  🤣
I nie tylko ona, ale cała stajnia. Ewidentnie magazynują zapasy tłuszczu na zimę (tak, wiem, że tłuszcz u konia nie osadza się na brzuchu). Tylko nasze zaczynają linieć chwilę przed wyhodowaniem brzucha.
.
Murat-Gazon, - bęben był skrótem myślowym, bo go wszędzie jest więcej po prostu, no i w brzuchu też, bo nie ma opcji, żeby odłożyło się wszędzie, a brzuch nic 😉 Cóż, czyli pozostaje to u niego pokochać...
Robaczek M.   i jej gniade szczęście:)
27 września 2016 21:40
Mam pilną sprawę 🙂 Odkryłam przed chwilką rozciętą powiekę u  kucyka (na linii rzęs, wielkość i grubość główki od szpilki), nic nie spuchło ale to świeża sprawa, krwi dużo nie było, kucyk się czuje dobrze. Prawdopodobnie uderzył ją inny koń (nie wchodzi w grę kopnięcie ani rozcięcie o wystający element, bo jedynie co wystaje to lizawka). I teraz pytanie, dzwonić po weterynarza już teraz czy poczekać do rana? Gałka oczna jest cała, poza tą dziurką na powiece oko wygląda normalnie.
I jeszcze proszę o rade czym to przemyć lub posmarować.
Z góry bardzo dziękuję za pomoc, ja już prawie zemdlałam  🙁
Robaczek M., - takie rany do zszycia są w ciagu maks godziny, jak nie pół - rano już wet nie zszyje, co przedłuży gojenie 😉
smartini   fb & insta: dokłaczone
27 września 2016 21:45
Robaczek M., zdecydowanie nie przemywać niczym bez konsultacji! Najlepiej zadzwonić do swojego weta, powiedzieć co i jak, przesłać fotę mmsem... serio, weterynarze nie gryzą a i postęp cywilizacyjny znacznie ułatwia takie sprawy.
Przepraszam, Robaczek, ale spłynie na Ciebie moja frustracja - forum to nie darmowe konsultacje weterynaryjne, zamiast pisać tutaj to już dawno byś była po rozmowie telefonicznej z wetem i a) wiedziałabyś jak postępować z koniem b) wiedziałabyś, czy wizyta jest konieczna czy nie c) i to wszystko od osoby znacznie bardziej godnej zaufania niż anonimy w internetach :/
Robaczek M.   i jej gniade szczęście:)
27 września 2016 22:07
Dziewczyny dziękuję za odpowiedzi 🙂
Dzwoniłam do weterynarza przed chwilką i stwierdził, że z mojego opisu nie wygląda to źle i poważnie. Mam poczekać do rana i dać mu znać i wtedy podejmie decyzję, choć pewnie wpadnie bo będzie w stajni kawałek od nas 🙂
To przez tą moją panikę zapytałam o radę na forum, zapomniałam że jakiś czas temu znalazłam weterynarza, który odbiera lub chociaż odpisuje o każdej porze 🙂
🚫 Robaczek z ciekawości kto to taki?  👀  Bo widzę, że Kraków. Może być na PW. 😉
kenna trzymam kciuki 🙂
Na czym polega hubertus szukany?


Wrócę do tego pytania. Ja kiedyś widziałam taką wersję. Dzieci szukały się na koniach, ale trzeba było też schodzić/wchodzić, żeby np. sprawdzić. Schowany był tak, że trzeba było zejść, żeby go wziąć. I tu zaczynały się emocje. Bo inni uczestnicy mieli za zadanie go zabrać, a znalazca miał wsiąść na konia i dowieźć lisa do linii mety.

(Emocje straszne przeżywałam, bo mój syn go znalazł, balam się, że nie da rady wsiąść na konia, bo koń duży, a on był mały. Opuścił strzemię, ale podciągnąć już nie mógł, bo inni próbowali zabrać mu strzemię. Ale wygrał!)   
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się