stawanie dęba, końskie bunty itp. niesubordynacje...

wpadłam na taki pomysł, co do terenu, założyć na paski  ogłowia na wysokości oczu grube futerko, chodzi o ograniczenie widoczności z tyłu, wyjechać dwoma, trzema  końmi w teren, puścić go na czołowego i po jakimś czasie tamte dwa żeby pozostały za jakimś zakrętem, odjechać kawałek, nie aż do czasu aż sie zorientuje, żeby nie doszło do buntu, zawrócić, pokazać że jest sam , ale już wracamy w kierunku stajni, może tak kilka razy i sie ogarnie.
Misskiedis   Jeździj nocą, baw się i krzycz na całe gardło!
30 listopada 2016 09:52
Problemem jest brak w stajni koni, które spokojnie zostaną w tyle, z tego co pisała LatentPony. Gdyby takie były to nawet nie trzeba by ograniczać widoczności tylko próbować zwiększać dystans, "ukrywać" konie co jakiś czas za zakrętem czy w krzakach żeby gubić je z zasięgu wzroku albo inny koń wyjechałby trochę wcześniej a LatentPony mogłaby go gonić w terenie 😁 Tego typu kombinacji jest wiele tylko trzeba mieć przynajmniej jednego pewnego konia który może się oddzielić z grupy i pójdzie zarówno na czołowego jak i zostanie w tyle. No i cierpliwego właściciela który poświęci swój czas na pomoc
Odłączenie od grupy w terenie jest zawsze ryzykowne, szczególnie jak koń nieogarnięty. Ja bym odradzała.
dop. Jeśli w ręku chodzi grzecznie to ja bym zaczęła od wyprowadzenia w teren i powrót w siodle. POczątkowo niewielkie odległości. Potem po treningu na stępa w okolice stajni i stopniowo zwiększać odległość.
skoro napisała że jeżdżą w tereny tzn że jest ich kilka, dlatego też napisałam o dwóch, dwa powinny zostać,
Majowa według mnie dużo bardziej ryzykowne jest jechanie takim koniem samym w teren, wiedząc że będzie odstawiał szopkę,
dop.
przecież pisała ze w teren w ręku jest spoko, problem jest jak tam próbuje wsiąść.
Mi się najrozsądniejszy wydaje sposób zaproponowany przez melechowicz, może w połączeniu z osobą z batem za zadem, jeśli zajdzie potrzeba.

Miałam kiedyś takich kilka przypadków, które nie chodziły same w teren i koniec.

Z jedną kiedyś spędziłam 2! godziny wyjeżdżając za bramę stajni. Kilka razy wcześniej pomagli mi ludzie z ziemi, inne konie itp i dnia następnego problem z wyjechaniem wracał. W końcu się uparłam i stwierdziłam, że wyjadę sama chociaż by mi to miało cały dzień zająć i..wyjechałam. Od tej pory koń chodził jak złoto.


Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
30 listopada 2016 12:18
Przecież dla konia jego stado nagle znikające w terenie to jest trauma. Nawet spokojne konie bedą zaniepokojone jak nagle zostaną same.
LatentPony   Pretty Little Pony :)
30 listopada 2016 12:34
No i stało się. Pojechałam i doszło do otwartej konfrontacji. Do lasu, przez ulicę konia przeprowadziłam w ręku, po pierwsze nie chciałam z nim walczyć na asfalcie a po drugie z powodu pogody było tak mega ślisko na utwardzonych drogach, że nasza podróż do lasu przypominała taniec pingwina na lodzie.
W lesie podłoże było ok, ale jak tylko przełożyłam nogę przez siodło to konik zrobił w tył zwrot i nara. Utrzymałam się, zatrzymałam i jedziemy... W kierunku stajni na wstecznym, o ruchu do przodu nie było mowy. Konsekwentnie i stanowczo, ale bez emocji wysyłałam go do przodu. Na łydkę i bat odpowiedzią były barany i walenie z zadu w stój. Powiem szczerze - nie wiem ile to trwało, ale wiedziałam, że to moja jedyna szansa na przekonanie konia do swojej racji i przewidywałam tylko dwa scenariusze - albo się mnie pozbędzie albo ruszymy do przodu. Nie udało mu się mnie pozbyć, więc... W końcu ruszył!
I to był przełom. Potem miałam naprawdę miłą, godzinną przejażdżkę w lesie, łącznie z dwoma galopami pod pełną kontrolą. Bez buntów, bez zatrzymywania się, bez brykania i bez strachów. Czułam się naprawdę bezpiecznie. Jedyne co było nienaturalne to to, że był bardziej do pchania niż na codzień, ale myślę że można mu to wybaczyć, skorow wieku 10 lat po raz pierwszy w życiu pojechał sam w teren.
Moon   #kulistyzajebisty
30 listopada 2016 12:38
LatentPony, a jak jest w normalnej robocie, na codzień - na placu, na hali?
Bo tu wszyscy ci radzą odnośnie terenów, w które nie jeździłabym w ogóle, dopóki panicz się nie ogarnie. I z tego co opisujesz, to wg. mnie to nie jest żadne przerażenie, strach, tylko najzwyklejsze w świecie "matka, mam Cię w zadzie!".
I tu już ktoś opisał, że przy takim charakterze konia, to cóż - albo pogodzić się z wieczną rzeźbą nad tym, albo odpuścić - ja odpuściłam, finalnie Heniek poszedł jako koń do powożenia, bo praca z nim z siodła była po prostu... rzeźbą w gównie, pisząc brzydko. Oby Twój okazał się pokorniejszy.
Wielka szkoda, że nie możesz wysłać gałgana do trenerki na szkołę życia, zdawaj relację jak tam na placu boju 😉

Edit: Wygrana bitwa, brawo! Teraz oby to już była tendencja zwyżkowa!  😅
Gratulacje!  😅  😅  😅
Teraz warto byłoby manewr powtórzyć jak najszybciej, najlepiej jutro, pojutrze. I potem jeszcze kilka dni z rzędu. Później dzień przerwy i od nowa... Ciekawi mnie, czy koń za każdym razem będzie próbował od nowa tak samo, czy też jego opór będzie słabł.

LatentPony - trzymam kciuki, melduj proszę, jak sytuacja  :kwiatek:
LatentPony, naprawdę podziwiam Twój upór, determinację i konsekwencję. Brawo  😅
No i super. Do pchania pewnie bedzie jeszcze pewien czas, az sie calkiem odetka. Teraz tylko systematyczbie relaksujcie sie w terenie.
LatentPony, Brawo! Podczytywałam i trzymałam za Ciebie kciuki. 😀
Gratuluję  - dobra robota. Na to pchanie to już kiedyś sposób proponowałem - górka by się przydała. Teraz lekcje odrób z ujeżdżenie i nie zapominaj regularnie w tereny samotnie jeździć.
LatentPony Brawo! Tak trzymaj, spacyfikuj rozpieszczonego gada! Dasz radę 🙂
i ja gratuluję

jedna uwaga ode mnie teraz: musisz być konsekwentna a więc jak najczęściej w te tereny jeździć i stawiać na swoim bo jak znam koniki to on jeszcze spróbuje. A jak już pojedziecie to staraj się, żeby jazda była dla niego jak najprzyjemniejsza a więc luźna wodza i do przodu o ile to możliwe a nawet popas na trawkę gdzieś w połowie drogi bym sugerowała o ila masz trawkę. Bo u mnie to śniegu nigdy nie ma... A jak nie to jeszcze możesz wziąć ze sobą smakołyk i jak już pojedziecie i przejedzieci powiedzmy kilometr od stajni to go nagrodzić i jechać dalej. I tak co jakiś czas coś dać, np po galopie
Nic bym nie dawala.
Ale zatrzymac sie i trawe i drzewka poskubac jak najbardziej.
no ja bym spróbowała z nagrodami (oczywiście jak koń zasłuży czyli jak się stara i robi to co ma robić) do prymitywów często łątwiej dotrzeć przez żołądek. On ma POLUBIĆ te tereny. Oczywiście jak koń nie chce to trzeba przełamać, tu nie ma wyjścia
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
30 listopada 2016 14:13
Magda Pawlowicz, i potem co 10 minut będzie się zatrzymywał, bo "pora na smaczka" 😀
Magda Pawlowicz, i potem co 10 minut będzie się zatrzymywał, bo "pora na smaczka" 😀


Nie przesadzajmy, przecież Magda nie mówiła żeby podczas jednego spaceru skarmić 5 kg marchewki xD
Ja też jestem przeciwniczką karmienia z ręki.
Poza bardzo nielicznymi wyjątkami, typu przekonywanie zdziczałego, skrzywdzonego, bojącego się, nieufnego, niedającego się złapać konia do ludzi. W takich przypadkach używam karmienia z ręki, żeby koń załapał skojarzenie człowieka z czymś miłym. Ale jak już koń jest ufny i spokojny, zaprzestaję.
Myślę, że przypadku LatentPony, smaczki, nie dość że nie są do niczego potrzebne, to jeszcze mogą popsuć relację z cwaniakiem.
LatentPony Gratulację  😅 podziwiam za determinację.
no bo smakołyki są trudne, w tym sensie, że ciężko ich użyć dobrze. To ma być jeden smakołyk, np po zakończeniu galopu, po czymś trudnym. Nie po każdym ćwiczeniu absolutnie, bo to bardzo łatwo prowadzi do pogorszenia posłuszeństwa, to akurat na pewno prawda. No i różne konie różnie reagują ale ja osobiście czasami nagradzam po czymś zdecydowanie trudnym dając smakołyk ale PO ZAKOŃCZENIU jakiegoś etapu, i to nie zawsze, właśnie po to, żeby koń tych smakołyków nie wymuszal, nie szukał. Smakołyk ma konia ZASKOCZYĆ, to ma być taka "superrnagoda", za ekstra postaranie się. Nie może być rutyną bo koń po 2 razie zacznie wymuszać. Czyli w tej sytuacji: koń zdecydował się iść, jadę powiedzmy dwa nawroty kłusa, potem jeden galop, nagradzam i zaczynam wracać do domu. I to tyle, JEDEN smakołyk za coś extra od konia.

I nie z każdym koniem działa to tak samo, trzeba wypośrodkować ale myślę, że tutaj dziewczyna na tyle zna swojego konia, że mogła by spróbować smakołyka bez szkody dla zdrowia. I tylko przez pewien czas.
I tak samo można potem na zawodach: przeszedł powiedzmy parkur to smakołyk. To jest coś extra. Nie jest to niezbędne, oczywiście, ale potrafi pomóc.
Ja generalnie jestem też anty nastawiona do nagradzania smakołykami. Koń może dostać na powitanie smaka, no i na koniec roboty ( nie z siodła).
Fakt, że na prymitywy działa metoda "marchewki", co rzadko stosuję. Teraz kupiłam taką huckę, ogólnie mówiąc od idioty. Dowiedziałam się tylko, że "siodła jej lepiej nie pokazywać". Na widok czapraka prawie wyskoczyła z boksu, na widok siodła to samo. Po 5 dniach zakładania pasa z czaprakiem na lonżę spokojnie ją mogłam ubrać na luźnym uwiązie na dworze. Z siodłem gorzej, bo i siodło daje mniejsze pole do manewru. Jak brałam siodło w rękę koń potrafił zębami kłapnąć, czy zadem do mnie przyskoczyć, przy dotknięciu siodłem w łopatkę odsadzał się. W sumie to tak mnie robiła ze 3-4 podejścia w przeciągu ponad tygodnia, bo jestem 1-2 razy w tygodniu u niej. Przy czym każdorazowo dochodziło do założenia siodła na grzbiet i zdjecia go i to nie raz. I wcale siodło na grzbiecie nie było stresujące. Koniec końców w ubiegłym tygodniu wsadziłam jej jabłko do paszczy i prosto z płotu załadowałam jej siodło na grzbiet, zapięłam popręg i poszła na lonże. Jeszcze w trakcie została przesiodłana w inne, bo tamto nie pasowało. Teraz już nie daję nic przy siodłaniu i nie będę.
To też zależy od konia jak już ktoś wspomniał, bo zdarzają się łakome sztuki, co później wymuszają przysmaki, a to dobre nie jest.
LatentPony   Pretty Little Pony :)
30 listopada 2016 16:31
Wszystkie rady naprawdę biorę do serca i weryfikuje pod naszym kątem. Bardzo dziękuję wszystkim Wam za pomoc, jesteście naprawdę nieocenieni. Gdybyście nie przekonali mnie do tego wyjazdu, to mój koń pewnie nigdy w życiu nie poszedłby sam w teren. A jednak się udało.
Jutro w teren nie pojedziemy, ponieważ mam trening i już od dawna obiecaną lonżę dosiadową. W moim dosiadzie też zaszła rewolucja i jak słyszę litanię: "luźno noga, nie zakleszczaj kolana, oprzyj się na strzemieniu, łokcie do ciała, nie wykrzywiaj lewego nadgarstka, ściągnij łopatki, siedź luźno, biodra aktywne" itd to mój mózg krzyczy "TAK SIĘ NIE DA!". Więc mam ubłaganą lonżę z której nie chcę rezygnować, bo jest mi bardzo potrzebna.
Po treningu z kolei mam jazdy, więc będzie ciężko znaleźć czas na wyjazd do lasu.
Ale w piątek jak najbardziej pojedziemy.

Co do smaczków to mówię absolutnie nie. Konik po rekreacji, mega rozpuszczony ma absolutny zakaz smaczków od człowieka. Nagrodą może być pogłaskanie, pochwała głosem, luźna wodza, przejście do stępa, albo nawet zakończenie jazdy jeżeli zrobi coś rewelacyjnie. Ale nigdy nie smakołyk, bo drań nie zna umiaru.
Jak go kupiłam 6 lat temu to po pierwsze skubał ludzi bo wymuszał, a jak nie dostawał cukierków to tulił uszy i agresywnie gryzł. Po drugie podczas jazdy odwracał głowę i oczekiwał smakołyka, a jak go nie dostał to gryzł po nogach jeźdźca.
Dziękuję za takie atrakcje, ten etap też mamy już za sobą, ale na smakołyki z ręki ma szlaban do końca życia. Po dobrej robocie może oczywiście dostać marchewkę czy buraka ale do żłobu, nie z ręki o nie podczas jazdy.
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
30 listopada 2016 16:46
Mam nadzieję, że Dempsey się nie obrazi, że wklejam ten link tutaj, ale skojarzenie było jednoznaczne. Zakładam, że myszaty LatentPony zachowuje się właśnie tak. To tak a propos filmiku z jazdy.

Przecież dla konia jego stado nagle znikające w terenie to jest trauma. Nawet spokojne konie bedą zaniepokojone jak nagle zostaną same.


Dokładnie, mi się kilka razy zdarzyło ze musiałam się odłączyć i spokojny koń zdecydowanie pokazywał, ze nie jest zachwycony. Nigdy bym tak nie robiła celowo. Zdarzało mi się jadąc samotnie w teren spotkać inną grupę koni, i moje zwierze też przez chwilę robiło się nerwowe, instynkt stadny jest jednak silny.

LatentPony, gratuluję. To już naprawdę spory krok trzymam kciuki za kontynuację pracy.
_Gaga, nadinterpretujesz. Uczciwość nie ma tu nic do rzeczy, ani najlepsza dobra wola. Po prostu każdziutki człowiek we własnym istotnym interesie jest bardziej zmotywowany niż w cudzym. W pewnym sensie zjawisko zachodzi to także przy dawaniu konia w trening, wykorzystujemy je, paradoksalnie - odwrotnie. Bo trener potrafi być bardziej obiektywny. To jest prawo życia, tego się nie przeskoczy. A gdyby było inaczej nie trzeba by było tyle cyklicznej pomocy w pracy z koniem, tj. "przejeżdżania". Gdyby trenerzy byli w stanie przepracować jak "dożywotnio swojego" - to sprawa oporu nie wracałby na tapetę raz po raz. Niestety, przy najlepszej woli i umiejętnościach nie jesteśmy (jeźdźcy/trenerzy) samym głównym jeźdźcem/właścicielem. A problem musi być trwale rozwiązany dla Danej Pary. Trener-jeździec  może bardzo pomóc, umożliwić w ogóle dalszą pracę, przywrócić bezpieczeństwo, pchnąć sprawy do przodu, przełamać kryzys, rozwiązać problem doraźnie. I, jasne - wiele konia nauczyć, ale nie o tym tu mowa. Trwałe i bez nawrotów rozwiązanie problemu zastarzałych oporów/trudności jest możliwe tylko w danej parze. To jest bardzo ciężkie, "praca na pełen etat", koncentracja 100% i nikt nie będzie miał tyle motywacji, władając koniem np. jedynie 2 miesiące, co właściciel-jeździec zdecydowany na danego konia do końca jego życia. Jasne, że każdy stara się rozwiązać problemy możliwie gruntownie, ale jeśli jest to długotrwały problem skrzywionej relacji/komunikacji, to najlepsze rozwiązania i najbardziej spektakularne doraźne postępy niewiele pomogą - frustracja będzie nawracać.
A jest jeszcze coś takiego, że Nikt nie lubi otwarcie walczyć z koniem (fizycznie czy emocjonalnie, wolitywnie). Zatem - jak główny użytkownik nawet nie zauważy kiedy ustępuje niesłusznie, tak "korektor" w oczywisty sposób szuka rozwiązań, które działają, szybko przywracając harmonię. Problem w tym, że niekoniecznie są to rozwiązania Trwale niwelujące problem; dogłębne.

LatentPony, gdy zaprze ci się następnym razem (bo raczej się zaprze) nie cofaj w stronę stajni, tylko obróć i cofaj "do przodu", w las. Tzn. niekoniecznie, ale jeśli się uda - to jest lepsza, skuteczniejsza opcja.
Witam wszystkich.

postanowiłam trochę się Was poradzić, może wy dacie mi jakieś nowe pomysły czy tropy. Otóż w maju kupiłam konia - 10 letni wałach użytkowany głównie prywatnie, kiedyś mały epizod w rekreacji. Charakter - cóż jak przyjechał to aniołkiem nie był - ale wiadomo testował nową osobę, nie udało mu się wygrać, puściłam w niepamięć bo koń nauczył się dosyć szybko że przy czyszczeniu się nie wyrywamy, nie kopiemy i nie podgryzamy - teraz stoi grzecznie, daje nogi, ustępuję od nacisku , jedyny czynnik który jest jeszcze w trakcie to na widok jedzenia - jak widzi w pobliżu pudełko z owsem to potrafi czasem pociągnąć i nie patrzeć ale ciągle pracujemy. Generalnie na początku koń bardzo płochliwy - potrafił się przestraszyć piachu spod swoich kopyt albo pudełka, odskakiwanie w bok i piruety. Jednak po 1-2 miesiącach pracy koń mieści się już w normie - możemy przejechać obok kolorowych banerów, jeździć przy dużym wietrze, kilkanaście  m od samochodów wjeżdzających na teren. Zdarza mu się wystraszyć nowych rzeczy , wiadomo ale wszystko mieści się w normie. Koń raczej z tych do pchania, generalnie troszkę leń ( nie licząc skoków - tu się odpala i nakręca, uwielbia skakać ) , zdarzały się małe niesubordynacje typu ja tu nie skręce, albo ciągnięcie w stronę wyjścia ale wszystko po 1-2 nie odpuszczeniu ładnie do korygowania. Przez te pół roku ani razu nie bryknoł, nie posniosł, nie dębował , nic z tych rzeczy. Koń spokojnie chodzi sam na ujeżdzalni. Robiliśmy z trenerem ładne postępy, koń zaczął pracować zebrany, nawet na małych kołach dało radę pracować ( koń duży, sztywny, mało skrętny )

Wszystko było fajnie dopóki nie zaczoł się sezon jesienno-zimowy. Koń strasznie się zmienił. Od miesiąca, dwóch prawie  kiedy nie możemy jeździć na dworze koń stał się straszny. Z ziemi - przy ubieraniu, pielegnacji jest okey, problem zaczoł się już z prowadzeniem na uwiązie - zdarza mu się próbować wyrywać, ostatnio sprowadzając go z padoku urządził mi niezłą serię - dęby , kopanie z zadu, popalone ręce od uwiązu, przepychanka trwała 2-3 minuty, wygrałam, dał się potem odprowadzić spokojnie. Dodam że szedł za koniem jako drugi . Przy wyjściu z hali też jest problem - gdy wychodzi za koniem ( jako drugi albo kolejny ) to zaczyna odskakiwać, brykać, ostatnio jego przednie kopyta już dotknęły mojej kurtki. Utemperowanie - koń dalej szedł spokojnie. Z wejściem na hale nie ma problemu. Na hali pod siodłem jest masakra - koń nie dość że boi się dosłownie wszystkiego . Mamy hale niedużą, namiotową z metalowymi drzwiami. Przy otwieraniu przez kogoś drzwi, przy wiejącym wietrze albo jak usłyszy hałas - od razu się płoszy. Dodatkowo zaczoł płoszyć się specjalnie - wygląda to tak że ponosi na kilka fouli dzikim galopem , potrafi tak zrobić czasami 2-3 razy w ciągu godziny, czasami też bryknie sobie przy tym, zauważyłam też że zaczoł szczurzyć się do innych koni czasami - czego wcześniej nie było, koń mógł na niego wpaść - a on stał i miał to gdzieś. Pracuje też o wiele słabiej ,bo ciągle jest rozproszony , skrętność na hali jest równa 0, szarpie się ze mną od łydki nie chcę iść. Trenerka mówi - przejeździć . Przejeżdzamy ale efektów brak - nie dałam się ani razu wyrzucić z siodła i zawsze po jego brykach czy ponoszeniu dalej kontynuujemy robotę, koła, wolty jak trzeba robimy do skutku. Generalnie nie ma odpuszczane, ale nic to nie daje na każdej jeździe jest to samo od nowa . Co ciekawe wyszłam na ujeżdzalnie w weekend - problemu nie ma , koń chodzi, reaguje na sygnały, grzeczny.

Nie mam pomysłu jak przepracować tę hale. Mija już 2 miesiące i efektów nie ma żadnych, a jeździmy tam 4-5 razy w tygodniu. Nie wiem czemu też koń z ziemi zaczął zachowywać się źle - bo przez ostatnie 7 miesięcy milion razy zaprowadzałam, sprowadzałam z padoku i było okey.  Może wpływ na to ma mniejsza ilość ruchu? W ostatnim czasie rzadziej chodzi na padok bo u nas leje i podłoże się po prostu nie nadaję - konie gubią podkowy , ślisko i tylko pada.

Wszystkie zdrowotne problemy wykluczone - w piątek była pani od fizjo - wszystko okey, wymasowany koń, sprawdzony sprzęt. Kowal też tydzień temu, wyniki dobre. Paszę mamy tą samą
hipcio, częściowo sama sobie odpowiedziałaś na pytanie. Ile koń przebywał na pastwisku latem - a ile przebywa aktualnie? Jeśli różnica jest duża, to tu tkwi problem zwierzaka. Założyłabym derkę , wypuściłabym na padok i tyle - część problemów powinna ustąpić.
Ponadto przeanalizowałabym dietę - może jest w niej jednak za dużo energii
I przyzwyczaiłabym konia do hali tak, aby ją lubił. Swoje diabły wypuszczałam na halę luzem aby się przyzwyczajały. W wietrzne i deszczowe dni (hala namiotowa, zatem głośna) dostawały na hali trochę siana - w najgłośniejszym narożniku. I się nauczyły spokoju 🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się