stawanie dęba, końskie bunty itp. niesubordynacje...

W sumie to trochę mało humanitarne, żeby koń myślał że sobie rozbił głowę. Ale jakby miało to przerwać stawanie dęba raz na zawsze, to lepiej chyba tak, niż seria batów za bażdym razem jak koń staje dęba czy coś w tym stylu. Gorze jakby koń sie tak zestresował, żeby sie zawsze potem bał podobnych dźwięków do tłuczenia. Zawsze sa wątpliwości z tego typu metodami jak zwierzę zareaguje... Nie no , już chyba bat lepszy, czy kółeczka, ale od razu jak koń staje dęba - albo w momencie jak to robi, albo jako bezpośrednia konsekwencja, sekunde-dwie po tym jak opadnie na ziemię( oczywiście ja osobiście nie namawiam do bata, bo jestem przeciwna stosowaniu go w ogóle i nigdy go nie używam 😉 Ale jak już zastosować to z głową, tak by koń zakumał za co jest karany dokałdnie).

matko, jak to forum wciąga, ide spać 🙄
Lotnaa   I'm lovin it! :)
19 czerwca 2009 23:03
foka, też tak słyszałam, ale chyba gorzej z praktyką. Jak tu jeździć z jajem w ręce  😉

Branka,, ja też się dziś zestresowałam  😉 A skoro koń bierze mnie na sposób, to myślę o sposobie na niego - jeśli stawanie dęba oznacza dla niego stres, to chyba o to nam chodzi - rozumując behawioralnie, powinien wtedy przestać  😁
Nie wiem czy tak nie humanitarne. "coś" rozbija się na głowie jak staje dęba - sam to sobie zrobił i się uczy. Przyczyna - skutek.
Baty nie koniecznie lepsze. Powtarzane wielokrotnie i udzielane przez człowieka. Często, gęsto niewiele dają. Szczególnie jeśli wymierzane są jak już koń na ziemię wrócił. Wg. niego za co jest karany? za pójście w górę? czy raczej za to, że na ziemię wrócił?

branka, z wielka sympatia do ciebie... ile razy siedzialas na koniu, ktory zapier..la na dwoch nogach?? i grozi ci to powaznymi konsekwencjami i uniemozliwia jakakolwiek prace??? to dopiero jest niehumanitarne!!!
😂
A ja się tak starałam ująć to możliwie delikatnie  😅
ja uważam, że metoda z jajkiem może być całkiem ciekawym pomysłem, tylko chyba trudnym do zrealizowania. Konia przy tym nic nie boli i żadna krzywda mu się nie dzieje, tylko sobie tą sytuacje źle kojarzy, a o to nam przecież chodzi. Jeśli będźie mu źle/nieprzyjemnie gdy stanie raz, drugi, trzeci dęba, to więcej tego nie zrobi i my osiagniemy cel nie robiąc zwierzakowi nic złego.

Lotnaa   I'm lovin it! :)
19 czerwca 2009 23:41
ile razy siedzialas na koniu, ktory zapier..la na dwoch nogach?? i grozi ci to powaznymi konsekwencjami i uniemozliwia jakakolwiek prace??? to dopiero jest niehumanitarne!!!


Dokładnie! Karmisz gada, czyścisz, dbasz o niego, wypuszczasz na zieloną trawkę, a on jak się odwdzięcza?
Stres i zagrożenie utraty życia. A ponoć jeździectwo to taki miły i relaksujący sport
😁  😉
Jajko jest mega trudne - rozwalimy je zanim konisko stanie dęba. Taki sprytny zwierz, że będzie czekać aż rozbijemy tego potwora  🤣
Łatwiej z woreczkiem z wodą jednak.
Niestety nie na wszystkie konie działa... Mojemu jak się psychoza włączała to nic ale to absolutnie nic nie przeszkadzło w tym żeby się wspiąć a nawet z premedytacją na plery się przewalić....
Choć sposób na "roztrzaskanie" czego i wylanie jest jedną z najbardziej humanitarnych metod. Koniowi faktycznie żadna krzywda się nie dzieje.

Acha, jeszcze jedno spostrzeżenie. Im bardziej się "fokusowałam" na tym, że on znowu, jak zwykle i na pewno i w ogóle dęba stanie to miałam to jak w banku...
Za każdym razem jak wsiadałam to już byłam gotowa na to, że będą dęby. Jak "chciałam" tak miałam...
Aż jeden mądry człowiek wywrzeszczał mi, że mam o tym nie myśleć. Jeździć jakby nigdy nic.
Wręcz "pływać" sobie - do przodu i na luzie a koń nic nie robił. Jak tylko się zakręcilam, że się będzie wspinał to już stał na dwóch nogach... 🙄
katija - jeździłam na koniach, które stawały dęba i to nie byle jak. Różne miałam patenty na to. W te wakacje będę tez miała takiego konia do jazdy - a własciwie do ujeżdżenia, bo od kilku lat nikt sobie  z nim rady nie daje(ja tez próbowałam:P), łącznie  z instruktorka Monty robertsa która twierdziła, ze sobie prowadzi i znanym irlandzkim trenerem i zawodnikem...
Teraz jestem mądrzejsza i na takie nie siadam, dopóki nie mam przepracowanego odpowiednio konia  z ziemii. Obecnie pracuje klikerem i z tym trudnym gagatkiem będe tez tak pracować. Może zadziała może nie, ale już wszystko było z nim przepracowane, warto spróbować. Moja, niekoniecznie mądra  niegdyś kobyła oskąd klikam teraz zrobiła sie aniołkiem. 
Ja naprawde mam spore doświadczenie ze szkoleniem tradycyjnym, klasycznym. Ale mi obrzydło i tyle. Nie używam bata i nie będę... Bo uważma, że go nie potrzebuje - jeśli nie poradze sobie z jakimś koniem kiedyś, po prostu nie będzie pracował i tyle 😉 No ale dlatego tez nie chcę pracowac przy koniach w przyszłości, szczególnie nie moich - by nie musieć robić czegoś wbrew sobie.

Tak przemyślałam to jajko - może i naprawde to niegłupie, koń sam sie kara, nie kojarzy tego z nami... Tylko pytanie jak zareaguje - żeby nie zabił jeźdzca z wrażenia...

Ps Jeszcze jedno, zanim pójde spać.
Jak luzakowałam temu mistrzowi swiata rok temu, to różne meiliśmy konie, głównie młode i 'głupie' do odrobienia. Stajace dęba, kopiące w głowę, nie dające się wymyć, uciekajace na zawodach itp :P Żaden koń, przez tez 3 miesiące nie został uderzony przez tego jeźdzca, ani razu nie widziałam by szarpał konia czy darł sie na niego. Kilka koni było nowych i bardzo szybko sie uspokajały. Na zawodach poswięcało im sie czas, w domu też, nie siadało sie dopóki odwalały numery. Może to nie przypadek, że taki facet zostaje mistrzem. Mi to imponowało i cieszę się, że nie wszyscy w tym sporcie stosują bat i patenty. On zresztą z batem w ogóle bardzo rzadko jeździł, uważał że to zbędny rekwizyt na większość koni, a szczególnie tych z problemami. Nic nie było rozwiązywane siłowo.
DO szkolenia pozytywnego jakie ja popieram daleko temu było, ale i tak był najłagodniejsza osoba jaką spotkałam w tym sporcie. I naprawde najgorsze konie uspokajały się z czasem i dawało z nimi pracować... Z najtrudniejszymi końmi da się bez kar. ROzumiem was jak mówicie, że koń zagraża waszemu życiu i trzeba wtedy cos zrobić - ale ja po prostu nie uznaje siadania na takiego konia i tyle. Bo to dla niego skrajnie nieprzyjeme musi być, skoro ucieka sie do takich sposobów - a i dla mnie nie jest przyjemna jazda, jak wiem że zwierze tego nie lubi. Nie chce nikogo urażać, może mam skraje poglądy nie wiem - ale takie mam i tego będe się trzymać, bo to dobrze funkcjonuje dla mnie póki co, mam nadzieję ze rozumiecie mój punkt widzenia 🙂
Rozumiem - ale inne sposoby są mniej przyjemne dla konia i do tego kojarzące się z człowiekiem.
Ja nie chciałam w pewnym momencie już wsiadać na swojego. Panicznie się bałam i nikt sobie z nim nie radził w tej kwestii.
Był po prostu niebezpieczny i już. Ale był mój.
Jakoś tak się przemogłam i "rozjeździłam" go. Czas i cierpliwość sprawiła, że dziś mam konia który jest dla mnie bezpieczny. Idziemy do przodu i jest naprawdę fajnie. A jeszcze rok temu nie było...
Z tym jajkiem to trzy rzeczy: 1. Jak ktoś jest w stanie to zrobić  😀iabeł: (tzn. cały czas trzymać jajko i rozbić je w odpowiednim momencie) - to z problemem świec sobie poradzi  🤣 @. 2. Zrobić coś, co konia na maxa zaskoczy - czego się zupełnie nie spodziewa 3. To wrażenie "rozbicia głowy".
Ale sama nigdy nie próbowałam  🙂

Lotnaa - 3s dla konia to zdecydowanie za dużo! (na karę). Za co w rezultacie dostał? Za to, że stoi na czterech?
Ten słynny dowcip, gdy pani szczeniaka oduczała robić kupkę na dywanie - pamiętacie? - rezultat: piesek zrobił kupkę! wytarzał w niej mordkę i sam wyskoczył przez okno!  😀iabeł: Z metodami "oduczania" trzeba uważać!

Nigdy nie przewracałam konia "karnie" - ale kilka razy się zdarzyło, że "dębujące" poleciały "na własne życzenie". Akurat tak się złożyło, że wszystkim przeszło jak ręką odjął - ale nie zawsze tak się zdarzy (zawsze wykręcałam głowę w bok i ewakuowałam się jak najdalej od konia - puszczając wodze).

Jest chyba jakiś sposób z "naturalu"? z szeleszczącą torebką - czy coś takiego.
Gdzieś były dyskusje na ten temat, nie pamiętam gdzie  😡, chyba m.in. Teodora pisała o znaczeniu nauczenia konia krzyżowania zadnich nóg tzw. "odangażowanie" zadu - koń ze skrzyżowanym tyłem nie jest w stanie zrobić świecy.

Lotnaa - masz trudno bo: a) świece występują w stępie i moment przyhamowania trudno zauważyć b) prawdopodobnie to już nawykowe - koń został przez kogoś "zepsuty". Stępować w ręku/na lonży? Wsiadać na szybsze chody i wtedy  🏇 przy każdym zaburzeniu rytmu w dół? I masa ustępowań - najpierw nauczyć z ziemi.
foka - no i takie coś cenię jak Twoje postępowanie(zresztą nie mam tu nic do nikogo konkretnie jak pisze o uzywaniu bata) - coś jak ten miszcz hehe - po prostu był niesamowicie spokojny, opanowany i jak on sie tak wyluzowywał to konie też. I tworzył fajne pary z nimi.  Ja nie byłam taka pewna jak na nie siadałam na spacery 😁 Ale też wyluzowywałam, tam jakoś tak było, że sie tego nauczyłam i było ok.

Z karaniem jest właśnie ten problem abstrachując od tego czy to fajne czy nie fajne dle konia, że kojarzy je z człowiekiem. Dlatego po przemyśleniu to jajko wydaje mi sie niezłe - to jak elektryczny pastuch - koń sam sie kara jak go dotknie, a zdechnąć od tego nie zdechnie 😉
Ale ja przy szkoleniu klikerowym nie stosuję kar wcale - sa tylko nagrody, a jak jest niepożądane zachowanie to brak reakcji. Ale zdaje sobie sprawę, ze poza swoim koniem i swoją stajnią jak gdzieś pojade nie mogę tego stosować powszechnie, ta metoda wymaga czasu, żeby ją 'wprowadzić' u konia, poza tym mało kto ją akceptuje  i rozumie 😉 Ale jak już jadę do pracy i coś robie z cudzymi końmi to staram się postępować trochę pomiedzy tym co mówią metody naturalne, a tym co uwazam za dobre w klasyce - czyli postępowac tak by koń mnie rozumiał, wiedzial czego od niego chce i nie byl stawiany  w sytuacjach w których nie wie o co chodzi. No i bata nie uzywam, ale mam taką szefową, która sie na to zgadza - zresztą to stajnia rekreacyjna, gdzie konie chodzą właściwie tylko w teren i wszystkie są ok. Tam jest tak, że jak spóźnie sie 5 min to wylece z pracy, ale jak odmówie użycia bata to nic nie będzie, uszanują to. I to mi pasuje.
Dorotheah   मेरी प्यारी घोड़ी
20 czerwca 2009 01:22
  Przy lonżowaniu moja (cwana bestia) wymyśliła sobie, że gdy jej się znudzi praca - będzie się odsadzać i cofać.  😁 Stawała wtedy przodem, ewentualnie cofała się i  pozornie nic się nie dawało zrobić, bo gdy się zbliżałam do niej ona cofała się nadal zachowując dystans (lonżowanie na dużym placu bez lonżownika). U niej nie miałam wtedy wrażenia strachu tylko sam bunt... "bo nie", (sprawdzający mnie, dominacyjny  😉  ).
      Gdy upewniłam się, że nie działa pod wpływem strachu: jak zaczynała coś takiego robić nie odpuszczałam jej (dając spokój i wygodę), a przeciwnie tworzyłam jej większą niewygodę w trakcie cofania/odsadzania się.  Zbliżałam się do niej, skracając nieco lonże, cały czas poganiając konia batem z jednej jego strony (z tej samej ręki w której wcześniej miałam bat),  a drugą rękę jakby odstawiając lekko od ciała (na wrażenie otwartej furtki), zachęcającą do ruchu w kierunku wczesniejszego kierunku (ale też nie pozwalającą na dalsze cofanie). Robiłyśmy to tak długo, aż koniowi znudziło się cofanie (nie da się cofać w nieskończoność, cofanie jest niewygodne); albo cofanie utrudniał już jakiś płot/ przeszkoda; albo koń sam zwątpił w sens cofania. Wtedy koń,  zazwyczaj skokiem, ruszał w kierunku furtki - susem do przodu i w bok, wskakując na interesujące mnie koło (wyimaginowane koło - względem mnie ). Wtedy błyskawicznie nagradzałam głosem, odpuszczałam pomoce popędzające, wszelkie prośby- w ramach nagrody  dla  konia- spokój.  Po kilku powtórkach konia przestała wymyślać.
    Ważne, ze początkowo koń może chcieć uciekać od bata odstawiając od niego zad jak najdalej (wtedy może boi się bata ??) odwracając się przodem do niego (a tyłem do pierwotnego kierunku). Wtedy nie należy się zrażać, a robić swoje (nadal trochę skracać lonże, zostawiając "furtkę" i odsyłać batem identycznie jak wcześniej także przód konia, wysyłając konia na furtkę) aż koń załapie, że nie wygra i większą niewygodą jest bunt i zmiana kierunku/ wyjście z okręgu. Całość należy robić spokojnie, konsekwentnie, systematycznie dając koniowi wkurzającą i upierdliwą niewygodę gdy czegoś nie chcemy, a nagradzając spokojem gdy otrzymamy pozytywną reakcję.  Sprawdzałam na innych koniach- tak samo działa  😉

A najwaźniejsze sprawdzić, czy koń nie boi się bata, sprzętu (jak z dopasowaniem), czy nie ma jakichś problemów zdrowotnych, albo czy nie wymagaliśmy od niego zbyt wiele "na raz" chwilę przed buntem -dlaczego nie wytrzymał nerwowo/ emocjonalnie ??? A może przeciwnie- nudził się z nami i coś innego wydało się bardziej interesującego niż my, więc wykominował jak zdezerterować z zajęć?

   Ze stawaniem dęba - ja się raz przyłapałam ze zbyt szybką akcją ręki- skracanie wodzy.  Kiedyś gdy pewna klaczka, niezwykle wrażliwa w pyszczku,  skróciła się (nerwowo czegoś się wystraszyła) odruchowo zebrałam nadmiar wodzy. A ona gdy odpusciła tamtego stracha, a tu nagle poczuła skrócenie wodzy wpadła w panikę i stanęła dęba z obawy o pysk ( jakby klaustrofobicznie broniąc się przed mocniejszym kontaktem). Błyskawicznie nauczyła mnie oddania reki i aktywniejszego wyjechania do przodu. Taki typek  z niej był  🤣
  Moja natomiast gdy mi stawała dęba starałam się dać jej znać, że mi się to niezbyt podoba ( głosem) w momencie stawania i mocnym wyjechanie do przodu (niewygoda do czasu ruszenia do przodu), względnie w razie potrzeby w trakcie- ręka w dół i bok by koń spadł na cztery. Stawała też mi w ręku - wtedy w trakcie wstrząsałam/bujałam wkurzająco uwiązem (niewygoda) i karcąc dodatkowo głosem. Zrozumiała, że tego nie lubię.  😍 Dziś nie mamy z tym kłopotu.
Tu znów warto znaleźć to co konia prowokuje: za skomplikowana praca (ew. za nudna), negatywne emocje podczas treningu (duzo wymagań- mało nagród, stres itp.), twarda ręka- delikatny pysk, kłopoty sprzętowe, grzbietowe, zębowe  itp.

   Odsadzanie.  🤔  Tu miałam zagwozdkę, gdyż moja miała prawie 5 lat, a nie umiała być uwiązana 'na sztywno'. A dodatkowo była koniem niebezpiecznym i 'szalonym'.  Jako, że stałam wtedy w stajni, gdy inna klacz narobiła poważnej biedy dłoniom trzech osób przy notorycznym odsadzaniu się, postanowiłam jakoś moją, możliwie skutecznie, oduczyć tego manewru z troski o własne łapki (-kiedyś też prawie palca straciłam przy pewnym odsadzającym się odsadku, dlatego bardzo, bardzo kocham swe dłonie).
   Wymyśliłam rozwiązanie ( TYLKO DLA ABSOLUTNYCH DESPERATÓW, trenerów ): Moja już była fajnie obyta z halterkiem, liną i moimi pomocami, co raz lepiej panowałam nad jej i swoimi emocjami.  Generalnie umiała ustępować od nacisku (także na potylicy). Kłopot  był tylko w tym, że w razie paniki klacz 'nie myślała' i zapominała o wyuczonym ustępowaniu od nacisku.
    Wzięłam ją na okólnik ogrodzony metalowym ogrodzeniem (okrągłe rurki) tuż przed spędzaniem koni z padoków - bo to ją bardzo emocjonowało (traciła głowę, zaczynała się odsadzać). Lina 3,6 m, halterek, rękawiczki i kupa odwagi. Owinęłam line o rurkę dwa razy ( by zrobić przekładnie siły, wzmocnić trzymanie w razie silnych szarpnięć ) trzymając koniec liny - symulując uwiązanie. Zaczekałam tak do spędzania koni. Gdy konie zaczęły biec- moja zaczęła tańczyć, prychać i się odsadzać... w tym momencie trzymałam mocno linę (takie trzymanie jest bardziej elastyczne niż stałe uwiązanie, ale dało koniowi uczucie, że lina za chiny nie puści, jest sztywna, bez ryzyka urazów. W rzeczywistosci koń cofał mi się o metr, półtora, ale nie był tego świadomy - bo lina 'wciąż napięta- trzymała'😉, spokojnie karcąc lekko głosem, podpowiadając koniowi, że robi źle. Po chwili koń ruszył do przodu i w bok, zaczął tańczyć w miejscu - błyskawicznie przerwałam niemiły sygnał głosu, zaczęłam miło mówić- nagradzając, lina poluzowała się ( tu skontrolowałam długość- skróciłam troszkę, by koń się nie zaplatał). Sytuacja powtórzyła się kilka razy w ciągu kilkudziesięci sekund i moje reakcje także. Tak, że przy ostatnim razie, całe ciałko konia tańczyło, a głowa (po kontrolnym sprawdzeniu przez klacz napięcia się liny)- zostawała w miejscu, z wyciągniętą jak u łabędzia szyja ale bez odsadzania się.
    Do dziś klacz najpierw napina linę - gdy czuje na potylicy napięcie wysuwa głowę do przodu - i co najwyżej tańczy tylko ciałem. Śmiesznie to wygląda, ale  jest to bezcenna nauka. Kilka lat  już wiąże konia,  dłonie mam całe, konik cały, kantara żadnego nie porwałyśmy.  😅

Ćwiczenie: absolutny hardkor, nikomu nie polecam wykonywania go (poza trenerami itp.), ze wzgl. na potencjalne niebezpieczeństwo  wykonania ćwiczenia (prawdopodobieństwo kopania, taranowania, wierzgania, urazów,...,  ) , oraz potrzebę wielkiej precyzji i szybkości dawania odpowiednich podpowiedzi koniowi w trakcie jego ewidentnej paniki (a człeka też zazwyczaj ogarniają emocje). Ćwiczenie raczej by nie wyszło bez odpowiedniego przygotowania konia pod nie (ustępowanie od nacisku, akceptacja pomocy, itp.). Źle wykonane zadanie prawdopodobnie może przynieść więcej szkód niż pożytku. Sama nie wiem, czy dobrze robię opisując je tutaj ... 🙄

Uwaga - podczas pisania wysłano 16 odpowiedzi, może chcesz przejrzeć swoją wiadomość?  😂 Stanowczo za szybko piszecie  🤬 Wysyłam, me wypociny, a dopiero jutro doczytam wszystko  😵


Acha, jeszcze jedno spostrzeżenie. Im bardziej się "fokusowałam" na tym, że on znowu, jak zwykle i na pewno i w ogóle dęba stanie to miałam to jak w banku...
Za każdym razem jak wsiadałam to już byłam gotowa na to, że będą dęby. Jak "chciałam" tak miałam...
Aż jeden mądry człowiek wywrzeszczał mi, że mam o tym nie myśleć. Jeździć jakby nigdy nic.
Wręcz "pływać" sobie - do przodu i na luzie a koń nic nie robił. Jak tylko się zakręcilam, że się będzie wspinał to już stał na dwóch nogach... 🙄

i co do tego - zgadzam sie w 200%. to co pisalam wczesniej, nie mozna sie na to nastawiac, wsciekac, ale pokazac, ze cie to rusza, wtedy deby murowane...
dobrym jeszcze sposobem dla koni, kotre wspinaja sie w reku, jest postawic je pod daszkiem. tak aby wstajac uderzyly sie w leb. nie chodzi o to, zeby zrobil sobie nie wiadomo co, tylko zeby zrzumial, ze to niefajnie. analogicznie konia walacego z zadu przy pewnych zabiegach stawiam za sciana, walnie pare ray w murek, stwierdzi,ze au i nie warto.
dempsey   fiat voluntas Tua
20 czerwca 2009 10:48
Katija co do tego stawiania pod daszkiem to bym sie powaznie obawiala. jest taki pt na potylicy konia w ktory jak sie precyzyjnie uderzy to po koniu. przyklad: kobyla wywrocona w dyszlu, wstajac trafila lbem w dyszel, trup na miejscu (z tego samego powodu nienawidze sytuacji w ktorych kon odsadza sie w przyczepie lub samochodzie, brrrr) .
tak jakos sie boje podobnych sytuacji. chyba ze daszek elastyczny, wybudowany na potrzeby takiej operacji 😉

a co do nastawiania cofajacych sie koni na przeszkody typu murek (pisala tez o tym Dorotheah) - ja trafilam na egzemplarz u ktorego to nie dzialalo. albo ja bylam za malo wytrwala.
kon wlaczal wsteczny na lonzy w dowolnie wybranym przez siebie momencie, bardzo szybko i sprawnie. to byl prawie klus do tylu. i wlasnie tempo powodowalo ze czlowiek byl bezradny - kon oddalal sie tak szybko, ze nie bylo szans go dogonic, tzn. ledwo sie udawalo aby lonzy nie wyrwal, ale zblizyc sie do niego na odleglosc bata bylo b. ciezko, po prostu uciekal w tyl. zwykle docieral tylem do ogrodzenia placu, ew. lonzujacy nie wytrzymywal i puszczal go...
ja przeszlam z nim kilka akcji: na otwartej lace postanowilam nie puszczac, w zwiazku z czym w koncu zbil mnie z nog i pojechalam po trawie brzuchem chyba z 20 m. poczulam do niego respekt..
drugi raz wlasnie w rozpaczy postanowilam skierowac go zadem na przeszkode. dalo sie wplywac na kierunek cofania, zachodzac go z przodu nieco. swiadomie wpakowalam go na azurowy drewniany stojak do przeszkody. pozalowalam tego w nastepnej sekundzie. wypalil tak z dwururki w ten stojak, ze deski z niego polecialy w powietrze. ogolnie moja porazka to byla.
ostatecznie oduczylismy go tego z pomoca drugiej osoby, bo jedna byla zupelnie bezradna (najgorsze ze on sobie z tego doskonale zdawal sprawe).
przyznaje ze wtedy nie wpadlismy na pomysl zrobienia solidnego lonzownika. a to by pomoglo pewnie bardzo.
z drugiej strony uwazam ze kon powinien dac sie poprawnie lonzowac i w lonzowniku i na otwartej lace.
z tym daszkiem, to ryzykowna sprawa. Raz, że jak walnie porządnie a tego nie da się przewidzieć, mo że mu się coś stać.
Dwa, mój zawsze jak wychodzi z trailera to staje dęba i wali się w łep i staje dalej....więc albo jest durny albo ten sposób jest do bani

co do cofania, to znajoma ustawiła konia, że się cofnął na pastucha elektrycznego  😉 podziałało
dempsey dlatego ja pisalam o scianie, jak kon grzmotnie z zadu w solidny murek, to jedyny efekt bedzie taki, ze go zaboli i moze sie zastanowi. znalam kowala, ktory robil taki myk koniom co usilowaly kopac. jak kopnely pare razy w sciane- skonczylo sie kopanie ogolnie. tak samo z daszkiem- mam na mysli jakas rowna powierzchnie, bez wystajacych elementow. tak zeby kon sie walnal a nie zabil.
Bronta - niestety zanim się tego nauczyłam to przechodziłam różne okresy pracy z tym koniem, niekoniecznie chlubne... 🙄

Dość powiedzieć, że z nim wypróbowałam wszystkie metody od A do Z pojawiające się tutaj...
Pomógł tylko czas, spokój i upór maniaka. Koń się nauczył ze mną żyć, zmieniłam swój styl jazdy zupełnie, puściłam w końcu jego pysk. Ale nie odpuszczam mu nigdy - konsekwencja i jeszcze raz konsekwencja. Kopytny już wie, że stawanie dęba, uciekanie z placu itp nic mu nie dadzą bo i tak postawię na swoim i będzie musiał dalej pracować więc odpuscił zupełnie.
Długo jeździłam praktycznie tylko na prawą nogę i przy zamkniętym placu bo na lewą zawsze mnie wynosił we wszystkich chodach.
Efekt taki, że do dziś ćwiczymy intensywniej lewą stronę bo nadal jest mniej elastyczna. Jest już lepiej ale męczymy z uporem maniaka zagalopowania na lewą nogę ze stępa i powolnego kłusa nie pozwalając rozpędzić się do trzeciej prędkości kosmicznej  🤣
Kon na ktorym jezdze, potrafil wkurzyc sie i stanac deba jak ja np. chcialam isc w prawo a on w lewo. Bo on NIE pojdzie dzisiajw  ta strone. Mialam wrazenie ze robi wszystko na zlosc. Wszystko na odwrot niz ja chcialam. Bat nie pomogl, wresz efekt byl przeciwny. Tak jak juz pisalam, kare znalazlam dla niego idealna. Gdy sie tak chwile praktycznie w miejscu pokrecil dawal za wygrana. Ale na kolejnej jazdzie znowu byla proba sil.

Slyszalam ze ludzie tez oduczali stawania deba poprzez uderzenie batem pomiedzy uszy. Ponoc kon ma wrazenie ze pojawil sie sufit nad glowa i trzeba uwazac gdyz mozna sie uderzyc.
a weź wyceluj między oczy?
trafisz w oko i masz problem i leczenie. Ja jestem za wzmacnianiem pozytywnym. Czyli nic się nie stało i jedziemy dalej.
caroline   siwek złotogrzywek :)
20 czerwca 2009 12:01
_kate, uszy a nie oczy - o uszach pisała xxagaxx 😉
kate pomiedzy oczy to juz wyzsza szkola jazdy.  😁 😁 Nie na ale na powaznie to do mnie to tez jakos nie przemawia. Znam 2 konie ktore zostaly tak potraktowane pare razy i juz nie maja takich radosnych pomyslow. Ja nigdy tak nie robilam.

kate wzmacnianie pozytywne i owszem ale nie gdy to sie juz staje niebezpieczne. Kolka u nas zdaly egzamin, tak wygiety kon nie jest nawet w stanie stanac deba, przyjemne to tez dla niego nie jest, ale nie wydaje mi sie zeby to jakos krzywdzace bylo.
xxagaxx co do wygietego konia, ktory nie moze sie wspiac... wiekszosc nie moze. ale poszukam i wstawie zdjecie, ktore nieco zburzy twoje poglady  😉
xxagaxx co do wygietego konia, ktory nie moze sie wspiac... wiekszosc nie moze. ale poszukam i wstawie zdjecie, ktore nieco zburzy twoje poglady  😉


wez nie strasz  😵. Dobrze ze ten moj egzemplarz nalezy do wiekszosci
święta racja, było uszy, a mi się na oczy rzuciło  😉
jakoś nie bardzo widzę siebie uczepioną jego szyi i trzaskającej z bata w cokolwiek  😉 prawdę mówiąc jedyne o czym myślałam, to to żeby przeżyć. Łapałam się szyi i modlitwa.

zaczyna się od gotowania
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/e087ed280988911b.html
przechodzi do stanu wrzenia
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/a321a5202da27c2d.html
aż uszami idzie:

gdzie tu jest czas na machanie batem?  😡
pełnego dęba mam też gdzieś uwiecznionego. Jak znajdę to wstawię  😉
Aga- dla mnie każdy dęb jest niebezpieczny, bo każdy może prowadzić do wyglebania się na plecunie. Odnoszę się do mojego konia, który z dwa razy dostał w dupsko za stawanie i dało to tyle że zagotował się zupełnie i nic do niego juź nie przemawiało. Nie mówię tego jako uniewersalnej prawdy  😉
Dynamo   Dynamicznie :))
20 czerwca 2009 13:09
Z moją przez ostatni rok stawianie było normą, na każdej jeździe... Czasem przy zagalopowaniach, czasem przy przejściach do niższych chodów, różnie, nagle stójka i do góry, na zawodach też się zdarzało. Zwykle poprostu 'kładłam się' na szyi , łyda i do przodu, skutkowało. Ostatnio jej przeszło😉
ale w przypadku tego mojego zwierza bylo tak samo. Zlanie go batem skonczylo by sie chyba jeszcze szybsza smiercia  😵 i kate chyba nie ma uniwersalnej prawdy. Kazdy kon jest inny, i trzeba znalezc sposob.
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
20 czerwca 2009 13:50
Mysmy w zime przeszli taka 'maniane' ,ze wlasciwie ze 2 miesiace lonzowania samego bylo, bo moj instynkt samozachowawczy apelowal o rozsadek... zaczelo sie od stopow. nagle i bez ostrzezenia, z kazdego chodu. potem bylo 'zmus mnie zebym ruszyl' (jak nie zmuszalam moglismy tak stac ile dusza zapragnie...), lydka,bat - nic w kwestii ruszenia do przodu, za to brykniecie,wierzgniecie albo inne ostrzezenie. jak ja dalej lydka i bat, to podniesienie przodu i zwrot o 180stopni.i znowu stoi. w pewnym momencie jak probowal stopowac,to zaczelam mocno wsiadac w siodlo i mocno wyjezdzac- popodskakiwal troche w miejscu i ruszal. ale- wymyslil,ze skoro brykac i wierzgac nie bardzo sie da, to moze do gory? w szybkim tempie deby zaczely wygladac tak,ze podnosil sie jakby w zwolnionym tempie, za to do pelnego pionu,machal przy tym przodami, byl zrolowany jak salinero i uwaga- szedl na tylach. stopniowo wydluzal sie tez czas jaki byl w stanie spedzac na takim czyms. no wyzsza szkola jazdy normalnie... :/ a rownowage mial ze ho ho! im lepsza,tym efektowniejsze deby. w reku tez zaczal. przystuly pekaly...

jak sobie poradzilismy?
- przed jazda oprowadzanie w reku
- zaraz po posadzeniu tylka w siodlo ruszenie klusem! i nieustanne pilnowanie ruchu do przodu, koniec jazdy tez w reku- stopniowo potem najpierw kolo stepa, potem dwa itd.
- osoba na ziemi z batem do lonzowania - jak czulam ze mojej lydki i bata 'nie starcza' szedl w ruch bat z ziemi
- najwiekszym przelomem  byl jednak moment wspiecia sie na lonzy i wpierdziel po prostu

najlepsze, ze jak tylko zaczynal kombinowac zmienial mu sie... wzrok. tak jak na codzien ma bardzo spokojne oczy, tak jak mial byc bunt, to samo spojrzenie starczalo za ostrzezenie.  jakas taka w nim byla zlosc,zawzietosc i pewnosc siebie,ze czlowiek mimowolnie mial ochote sie cofnac.

pamietam, jak marzylam po prostu,zeby wsiasc... i pojechac stepem na luznej wodzy
Wzrok- to fakt. Mojemu mgłą zachodziły oczy i włączał się error. Nic kompletnie do niego nie dochodziło - jak autyzm normalnie.
_kate - na zdjęciach widać Twoją reakcję na to co robi koń. Znam z autopsji. Napięcie mięśni i pochylenie się do przodu - to proszenie się o kontynuację...
Robiłam dokładnie tak samo i koń zawsze szedł w górę. Potem nauczyłam się rozpoznawać pierwsze symptomy i nie pozwalałam sytuacji się rozwijać. Jak już było troszkę późno to pilnowałam tego żeby się nie pochylać i nie napinać mięśni - bo w takim stanie nie masz już kontroli nad koniem i nie możesz używać porządnie pomocy, trudno więc o prawidłową "łydę z dosiadem" i do przodu...
Trzeba mieć tego świadomość choć doskonale wiem, że łatwo się mówi a w rzeczywistości nie jest tak różowo - ALE się da  😉
ależ ja wcale nie twierdzę, że się nie da. Tak jak pisałam- jak zauważyłam szybko to łyda i do przodu, jak nie to siedzę i się modlę- po powrocie na ziemię udaję, że nic się nie stało i pracuję z nim dalej robiąc to samo, co przed dębem.
w dupsko dostał ino z dwa razy za takie numery.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się