Akcja dla koni z Morskiego Oka

rzepka, napisałaś o badaniach wysiłkowych - te były robione przez mojego Ojca.
Jusią Ciekawe komu będą płacić fundacje , bo jak czas pokazał te nagminnie znęcają się nad zwierzętami .
😤
Ascaia -kto mi zagwarantuje, ze Twój Ojciec się nie pomylił? Bo innych wetów-badania wychodzą inaczej. Kto ma rację? Słowo-przeciwko słowu?
ZDANIA SĄ PODZIELONE 😉
Ale gratuluję Ci takiego zaufania, ze Twój Tata ma zawsze rację. Naprawdę, szczerze podziwiam :kwiatek:
I nie dyskutujmy więcej na temat Twojego Ojca i Jego badań. Bo mnie to nie przekonuje. Przepraszam :kwiatek:
Rzepka skoro według Ciebie pan Energetyk zna się lepiej na racjonalnym wykorzystaniu pracy koni niż np wykładowca hodowli i użytkowania koni to chyba z Tobą można dyskutować ,jak z komisją Macierewicza  . Kiedyś był Koniuszy Królewski , dziś będzie Biedrończy  Fundacyjny .
  😀iabeł:
Jakie badania jakich innych wetów?
(akurat mój Ojciec wetem nie jest tak na marginesie)
Dr Golonka - stwierdził, że nie widzi większych odstępstw od prac w innych warunkach i wycofał się z tematu (był wciągnęły go w temat organizacje pro-zwierzęce, teraz mu ubliżają).
Dr Tischner - stwierdził, że nie widzi większych odstępstw od prac w innych warunkach, nadal prowadzi badania w ramach komisji.
Dr Strypikowska - stwierdziła, że nie widzi większych odstępstw od prac w innych warunkach i wycofała się z tematu (była wynajęta w zeszłym roku na badania komisyjne przez Vivę, już w trakcie badań przedstawicielki Vivy przestały z nią rozmawiać 😉 )
W tym roku Viva wystawiła kolejnego weta...

Oczywiście, ze to cały czas są słowa przeciwko słowom. Dlaczego ja mam swoich słów nie pisać?
Piszesz do mnie "nie dyskutujmy o Twoim ojcu", ale to Ty zaczęłaś pisząc o badaniach wydolnościowych...
Ciekawe gdzie i kiedy Viva w końcu znajdzie weta który potwierdzi ich teorię .  ❓  😂
Widziałam konie pracujące w Dolinie Kościeliska. Fakt, nie było upału w piątek, no ale podobno pracują morderczo więc się przyjrzałam. Konie nie były spocone, w dobrej formie jeśli chodzi o żywienie, sierść błyszcząca z widocznymi jabłuszkami na zadzie. Jeden koń chudszy, widoczne delikatnie żebra, jednak bez tragedii. Konie jak najbardziej w formie wizualnej nadające się do pracy. Zapewniona woda i pożywienie, oraz postoje. Kłusem biegły ochoczo, nie było widać żadnej ospałości, zmęczenia, zniechęcenia, oczy też smutno nie paczały. Bryczki woziły dozwoloną liczbę osób.
Jedyne do czego można było się doczepić to stan kopyt, nie zawsze był on dobry, więc jak najbardziej warto uświadamiać.
Viva zamiast robić nagonki powinna kupić książki "bez kopyt nie ma koni" i podarować dla górali 🙂
Też przyglądałam się koniom w tym roku. Sama skorzystałam z bryczki przez chwilę. Konie zadbane, wygłaskane, wychuchane, karmione. Nie widać, by były zaharowane robotą. ( fakt, że nie widziałam trasy na Morskie Oko, obserwowałam tylko te, które widziałam w Zakopcu i na Gubałówce)
Kopyta tych koni jednak do kitu! Podkuwane widać, że na bieżąco, systematycznie, czyli- właściciele dbają i kowale są wołani na bieżąco. Ale to do czego te podkowy są przykuwane....  No..ja bym nie chciała konia z takimi kopytami, jakie miały te konie z bryczek. Naprawdę.
no właśnie, te kopyta... hmm widać właśnie, że o nie próbują dbać, ale najwidoczniej nie mają żadnej wiedzy, albo kowala- górala sąsiada, co robi wszystkim, ale żadnego kursu nie zrobił.

Wiecie jeszcze czym się zdziwiłam, że górale bardzo mile nastawieni, zero wrogości z ich strony, a podeszłam, głaskałam, potem na szlaku zrobiłam zdjęcie. Po tym hejcie jaki na nich spływa, a od kilku dni znowu jest straszny (bryczka wpadła do potoku górskiego, po tym jak koń się spłoszył).
Najgorsze, że do tych ludzi (na stronie vivy, tatromaniaku i wielu innych portalach o tej akcji mówiącej) nic nie dociera. A słownictwo i pomyje jakie wyrzucają to głowa mała... tyle nienawiści.
Co do werkowania i podkuwania.
Temat jest już podjęty od jakiegoś czasu - Ojciec opracował broszurę, która powędrowała w ręce fiakrów, były szkolenia i będą kolejne.
Tylko problem w tym, że fiakrzy już wiedzą i widzą w czym rzecz natomiast sami kopyt i podków nie robią. Tamtejsi kowale szkoleniami zainteresowani nie są, chociaż były próby rozmów. A wiadomo, że powiedzenie "klient nasz pan" to sobie można wsadzić w d.... Fikarzy swoje, a podkuwacz swoje.


PS. Jak kogoś razi "mój Ojciec" to nic na to nie poradzę. Jest moim Ojcem, jest specjalistą i udziela się w temacie. Nie będę pisać per "ktoś tam".
Ascaia mnie może nie tyle razi, co zastanawia powód pisania "ojciec" wielką literą.
Larabarson Wiesz nawet taki cham jak ja wie ,że w czasach kiedy jeszcze ludzie pisali listy , a nie sms  to w dobrym tonie było pisanie dużo literą do i o ludziach których się szanowało .  Dotyczyło , to Ojca , Matki , Profesora , ale także w zwrotach Twoje , Ty , Ciebie itp .
Ascaia - tak myślałam, że to pewnie chodzi o "kowali" bo widać, że jednak dają komuś pod opiekę kopyta. Więc dbają i im zależy.
Mam nadzieję, że uda się wam coś zmienić w tej kwestii.
A.kajca   Immortality, victory and fame
21 lipca 2016 01:44
no właśnie, te kopyta... hmm widać właśnie, że o nie próbują dbać, ale najwidoczniej nie mają żadnej wiedzy, albo kowala- górala sąsiada, co robi wszystkim, ale żadnego kursu nie zrobił.

Całkowicie w oderwaniu od tematu górali i ich koni, chciałabym jedynie przestrzec by nie dzielić kowali na tych po kursach i bez kursów tylko na kowali dobrych i ignorantów. Po pierwsze, kopyta mojego pierwszego konia do stanu tak masakrycznego, że sama rozpoczęłam naukę werkowania i kucia, doprowadził kowal z co najmniej pięcioma (nie pamiętam dokładnie ile ich miał ale nie mniej niż 5) dyplomami z różnych kursów. Druga rzecz, że sama jestem kowalem/werkowaczem, który podstawy fachu zdobył przez ponad dwuletnią praktykę pod okiem kompetentnego i doświadczonego kowala, uzupełnianą masą literatury, drugie dwa lata (nawet z hakiem) rozwijania umiejętności poprzez nieodpłatne prowadzenie kopyt koni u okolicznych gospodarzy i handlarzy, a odkąd zaczęłam brać pieniądze za swoją robotę czuję się wręcz zobowiązana do nieustannego poszerzania wiedzy i umiejętności. Z tego względu na kurs/y zamierzam wybrać się w najbliższej przyszłości. Jednak (szczególnie ostatnimi czasy) spotykam mnóstwo, głównie młodych kolegów po fachu co zaliczywszy X-dniowy kurs popadają w samozachwyt i syndrom wszechwiedzącego miszcza świata i okolic, lub odbywają dziesiątki szkoleń nie wynosząc z nich nic poza dyplomami ukończenia, których im więcej tym skuteczniej naganiają klientów. Analogicznie natrafiłam na mnóstwo "wsiowych kowali" łasych na wszelkie możliwości dokształcenia. Reasumując chciałam jedynie zaznaczyć (w całkowitym oderwaniu od tematu wątku) by kowali oceniać po efektach ich pracy a nie papierkach ukończenia szkoleń. Ci o których mowa w zacytowanym fragmencie najpewniej nawet po stu kursach nie podnieśliby jakości swoich usług, wnioskując z tego co napisała na ten temat Ascaia.   
A.Kajca - oczywiście, że tak.
A ja wolę jak kowal do cechu należy, w razie co to i o odpowiedzialność łatwiej i ubezpieczalnia ma trudniej .....
Melechowicz, a  znasz jakiś w Polsce cech kowali należący do  Izby Rzemieślniczej , Jedyny jaki ja znam  , to cech zawodowy metalowo elektryczny , gdzie zrzeszeni są ślusarze, kowale { ale od płotów }, blacharze , dekarze , elektrycy, no ale niema kowali podkuwaczy . Pytam poważnie bo może coś się zmieniło .

To była paralela, do której jak wynika  z mojego nicku mam prawo. Cechu nie ma, ale prawo do nadawania uprawnień zawodowych mają dwaj mistrzowie w Polsce i to w trybie rzemiosła (np Antczak w Warmińsko-Mazurskiej Izbie Rzemieślniczej)
Oj Tam oj  tam  pal dla Ciebie Brachu jeszcze nie został posadzony  😉.  A tak na poważnie dwóch mistrzów przy takim zapotrzebowaniu na zawód  wiosny nie robi ,  a mój podkuwacz  Witek Szklarz  uczył się od ojca  , papiery jakie ma nie wiem , ale innego nie chcę  , a robi mi konie kilka lat .
Myślę, że to wystarczy, są w stanie wyszkolić odpowiednią ilość podkuwaczy. Nie odmawiam nikomu fachowości i winszuję ci dobrej współpracy, ale współczesny świat jest tak powalony, że jak kowal ni ma kwiatów, koń był ubezpieczony od utraty wartości użytkowej i na podoku zerwł ścięgno to ubezpieczalnia może znaleźć powód żeby odszkodowania nie wypłacić. Rozumiesz o co mi chodzi?!
Bardzo odbiegamy od tematu , ale o odszkodowanie można się sensownie ubiegać jak ma się umowę o dzieło . A kto ma taką z podkuwaczem . ❓
niesobia, W kwestii odszkodowań:
Dużą kwotę odszkodowania można uzyskać praktycznie za wszystko. Problemem nie jest tutaj paragraf tylko dobry prawnik, lub firma odszkodowawcza. Z wiadomych mi względów piszę to autorytatywnie.
Oczywiście, że ubezpieczyciel zrobi wszystko, by odszkodowania nie wypłacać. Ale wierzcie mi, w kwestii otrzymania odszkodowania lub nie otrzymania, sama kwestia tego gdzie się było ubezpieczonym i czy się było ubezpieczonym, jest całkowicie poboczna.

Taki statystyczny i typowy przykład:
Uszkodzenie kręgosłupa (człowieka, nie konia - chodzi mi tylko o podanie przykładu). Ubezpieczyciel wypłaci bądź nie a kwota najczęściej jest to do 2 tys.
W przypadku skorzystania z usług firmy odszkodowawczej, standardowej, ta kwota może dojść do 3 tys. W firmie odszkodowawczej wyspecjalizowanej, średnia to 7 tys. Jeśli w takiej firmie współpracuje bardzo obyty prawnik o dobrych umiejętnościach, wykorzysta dodatkowe furtki i paragrafy i uzyska kwotę 100 tys(autentyczna kwota z autentycznego przypadku).

Nie musisz mieć umowy z podkuwaczem. Jeżeli kupisz chleb i okaże się, że w środku było szkiełko które pocięło ci przełyk, to nie musisz mieć umowy z piekarzem by dochodzić swoich praw i pieniędzy.
Jeśli podkuwacz, który przecież zajmuje się podkuwaniem zawodowo, zepsuje ci konia - narażając na straty finansowe, kwestią jest umiejętność udowodnienia tego, że wykluczenie konia z użytkowania i wynikające z tego straty są bezpośrednim skutkiem działania tego podkuwacza.
Tyle, że ludzie o tym nie wiedzą, machają ręką, i biorą swoje półtora tysiąca z łaski ubezpieczyciela.
Luna, zapomniałaś dodać, że te kancelarie biorą z tego odszkodowania często więcej niż sam pokrzywdzony, a sprawa ciągnąć się może kilka lat. Więc czasami lepiej wziąć 2 tyś.zł już, niż 3 tyś.zł za trzy lata /przy dobrych wiatrach/.
Oczywiście że nie musisz mieć umowy z kowalem, ale jeśli coś się stanie koniowi z jego winy, to zakład ubezpieczeniowy pierwsze spyta o jego kwalifikacje i o to, czy je sprawdziłaś. Jak się okaże że to Gienek syn Józka zza miedzy, bez żadnych papierów na to co robi, to zarzucą Ci brak należytej staranności, gdyż nie sprawdziłaś jego kompetencji i dopuściłaś go do pracy na własne ryzyko - i ciekawe co wtedy.
przemar, Po pierwsze, czym innym jest kancelaria, a czym innym jest firma zajmująca się odzyskiwaniem odszkodowań na rzecz klienta, która współpracuje z kancelarią. To po pierwsze.
Po drugie - nie 3 lata, a najczęściej (statystycznie) 3 miesiące.
Kolejna kwestia to ta, że firma odszkodowawcza ze swojego doświadczenia wie o jaką kwotę wnioskować i w porozumieniu z klientem (osobą poszkodowaną) ustala czy wnioskuje o większą kwotę, czy klient ewentualnie oczekuje po prostu pieniędzy szybko.
Nie wiem czy czytałeś uważnie. Przykład w środkowym akapicie przytoczyłam jako swoją wiedzę a nie widzimisię. I napisałam tam bardzo jasno że wnioskując samemu lub biorąc tylko odszkodowanie od ubezpieczalni, dostaje się grosze lub wcale. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z faktu że rynek ubezpieczeń zrobił się bardzo ciasny. Kiedy parę lat firmy ze sobą konkurowały, tak teraz praktycznie rynek jest podzielony między korporacje. Procedury są zmonopolizowane, a wypłaty zminimalizowane. Faktycznie, parę lat temu to, co mówisz miałoby rację bytu. Obecnie bez mocnej firmy występującej za ciebie praktycznie o pieniądzach możesz zapomnieć - bo nie nazwałabym pieniędzmi czy rekompensatą najniższych stawek przewidzianych w umowach ubezpieczeniowych. Stało się również rutyną, że agent ubezpieczeniowy, "opiekujący się" osobą ubezpieczoną dzwoni do poszkodowanego pytając czy zgadza się na przyjęcie takiej a takiej kwoty - gdzie sam ten telefon jest naciągnięciem procedur by wymusić na osobie poszkodowanej deklarację przyjęcia najniższej stawki.

A czytając Twój post, dochodzę do wniosku, że najwidoczniej mają rację, skoro ludziom ten tysiąc czy dwa wystarcza byle był szybko - to po co im dawać więcej?

Ja może poproszę moderatora o wydzielenie (zanim zrobi się bałagan) tych postów dokądś, bo jak widzę ani z końmi, ani z Morskim Okiem, nie mają za dużo wspólnego. A dyskusja może jeszcze urośnie.
Hm.. na fejsie jest notatka, że dzisiaj ok 12.30, w drodze na Morskie Oko, znowu padł koń. O przyczynach nic nie pisze. Zdjęcie jest, koń martwy.
wiadomo coś więcej o tym koniu?
Cierp1enie, mówiąc szczerze, nie wiem, bo nie śledziłam tych wpisów 😡. Ale za to nasłuchałam  się od nie końskiej znajomej,( jej córeczka wozi się na mojej) która kilka dni temu była na Morskim Oku, opowiadała że wozy przeładowane, konie ledwie wchodzące na górę, jak nie dające radę, to miały wspomaganie ręczne (bat). A z górki  kłusem zasuwały, poganiane raźno. Gdyby nie dziecko, to z ogromną chęcią przyłoiłaby woźnicy. 
Watrusia - nic nie zrobisz, "mędrca szkiełko i oko" i tak wygra z koniem, który gadać  nie potrafi 🙁
Zakazać biegów ulicznych tam też czasem ludzie umierają .  Zresztą podczas uprawiania seksu też się zdarza nierzadko  , też zakazać  🤔wirek:
rzepka, ano nic, są tam dwie strony medalu, z jednej  piękne widoki, a z drugiej, sunące z wysiłkiem konie. Jeden przymknie oko, drugi zobaczy wszystko.
niesobia, czy ty też tak zarabiasz na życie? Bo jakoś zawzięcie bronisz tych górali, przy okazji piszesz coś, co nijak ma się do sytuacji. Telefon, znajomej dał mi do myślenia. To nie chodzi o zakazanie, tylko może zmniejszenie ilości ludzi w wozach, ale jak się bierze 50 zł za przewóz, to się ładuje do pełna. W tym jest problem, a nie w samych przejazdach. 
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się