Jak zachęcić zdrowego konia do do kontaktu?

A.kajca   Immortality, victory and fame
18 listopada 2014 22:36
Czyli tym bardziej należy z nim pracować a nie wysyłać "na łąki" bo nic-nie-robienie na pewno problemu nie rozwiąże 😉 Ale ze stwierdzeniem, że uciekanie przed kontaktem jest elementem jakiegoś etapu szkolenia będę polemizować. Chowanie się młodego konia za kiełznem nie jest czymś normalnym i nie należy tak tego zjawiska traktować. Oznacza jedynie, że ktoś popełnił "błąd w sztuce". Z resztą sama opisałaś co zostało spartolone.
Był na  szybko zajeżdżony (czytaj przyjął jeźdzca ). Potem  bardzo sporadycznie jeżdzony ,na zasadzie oby poruszał sie do przodu.(raz na ruski rok :wink🙂
I trzeba to naprawić jak najszybciej 🙂 pod całą resztą twojego postu podpisuję się rękami i nogami.
Ucieka od kontaktu bo mu tak wygodnie. Normalne jest to że trzeba ten kontakt wypracować. Chodziło mi bardziej , o to , iż nie jest to żaden cięzki przypadek 😉 . Ot praca, praca, jeszcze raz praca ...😉 A tego się przez net zrobic nie da .
Może to coś rozjaśni 🙂 :

[url=http://www.classicalway.com/#!dlaczego-zrozumienie-biomechaniki/c13e6]http://www.classicalway.com/#!dlaczego-zrozumienie-biomechaniki/c13e6[/url]
A.kajca   Immortality, victory and fame
19 listopada 2014 00:02
figaro2046 czyli podsumowując dochodzę do wniosku, że od początku naszej wymiany postów parafrazujemy wzajemnie swoje wypowiedzi z przekonaniem, że dyskutujemy 😀 Po ponownym przeczytaniu naszych wypowiedzi dochodzę do wniosku, że różnie odbieramy słowo "wypracować" i stąd nieporozumienie. Oj ja już chyba jestem śpiąca xD

Alice artykuł bardzo bogaty merytorycznie i do tego pisany przystępnym językiem. Ameryki nie odkrywa ale fajnie przypomina podstawy podstaw, które bardzo łatwo "umykają" w codziennej pracy 😉
No nie mam takiej odwagi cywilnej jak figaro2046 żeby mówić tak wprost ale podpisuje się pod tym wszystkim, co napisała.  I nie jest to wynik złej woli ceffyl, czy tego, że nie ma pojęcia o koniach tylko no … sytuacja nie była wcale łatwa i tak robi dziewczyna, co może. Ale, jak już pisałam według mnie praca z młodym koniem wymaga dużego doświadczenia. Można być super instruktorem a o ujeżdżeniu konia wiedzieć jednak mało – bo to wiedza zupełnie praktyczna. Wiedza rąk bym powiedziała.

Ceffyl, jak Cię czytam tutaj i jak wiem, co widziałam, to jakby to były dwie różne historie. Dlatego się odezwałam, bo forumowicze już zmierzali w ślepych kierunkach.

Pisałaś, że koń już jako surowy zdecydowanie unikał nadmiernego ruchu, również na pastwisku. Tymczasem, ja znając go szalejącego na pastwisku z moim Cejlonem i lonżując konia, który niechętnie przechodził z kłusa do stępa, mam zupełnie inne obserwacje. Dalej piszesz, ze czasem nawet 30 minut potrzebowałaś na założenie ogłowia, co mnie też dziwi, bo ja takich problemów nie pamiętam. Żeby szanował Ciebie i Twoją przestrzeń bardziej niż kiedyś też ostatnio nie pokazał, wręcz odwrotnie niestety. Na jeździe nie wyglądał też na jakiegoś nabuchanego jak opisujesz – od zwyczajny wesoły młody koń się tak zachowuje. Znalazłaś się w bardzo, bardzo trudnej sytuacji, bo musisz rehabilitować jazdą konia, który tak naprawdę nie jest ujeżdżony. Ujeżdżony wstępnie to według mnie koń, który w przyzwoity sposób pokona eLkowy czworobok. Sama dużo i często piszesz o swoich lękach i to niestety bardzo wychodzi w jeździe, bo koń Tobą rządzi. Nie masz odwagi i pewności siebie, by być konsekwentna i natychmiast egzekwować wykonania polecenia. Nie sądzę, że on jest dobrym materiałem na przełamywanie strachów, bo prędzej rozpuścisz jego jak dziadowski bicz albo i siebie tfu tfu uszkodzisz. Chcesz mieć takie kłopoty, jak ja sobie zafundowałam z Cejlonem? Jeśli nie możesz/nie chcesz szukać pomocy u naszej trenerki czy innej bardziej doświadczonej osoby to przynajmniej nie kombinuj!

Tajnaa, konia nie można puścić, koń jest po nastawianiu i musi być pracowany w określony przez weterynarza sposób, bo inaczej efekt nastawienia się nie utrzyma.

Julie, ale ja się w teorii nic a nic nie zmieniłam! Moje poglądy i wiedza klasyczna są w zasadzie takie same. Tylko, że dla mnie klasyka to sztuka i póki nie miałam nadzoru trenerskiego to wolałam sama się nie wygłupiać i nie cudować. Zabawa na sznurkach i miłe spędzanie czasu ze swoim koniem na spacerach wydawało mi się jednak bezpieczniejsze. A jak już nawet znalazłam osobę, która by do mnie na treningi przyjeżdżała, to sobie Cejlon międzykostny rozwalił. Aż to właśnie ceffyl (za to jej będę dozgonnie wdzięczna i jeszcze kiedyś jakiś poemat dla niej stworzę) zabrała mnie do stajni, gdzie brykam teraz i poznałam trenerkę bardziej naturalna od naturalsa i bardziej klasyczną od klasyków. Ale to opowieść na inną okazję (choć chętnie bym się rozpisałam hehe). W każdym bądź razie dziękuję za miłe słowa  :kwiatek:
🏇
Cyga, w którym momencie treningu konia pomaga jazda bez wędzidła?
Czy cienkie, dopasowane kiełzno wędzidłowe, lub odpowiednio dobrane bezwędzidłowe (hack) nie wystarczą na duży język i mało miejsca w pysku?
Jeśli mogę się dołączyć moja kobyłka zajeżdżana była na mocną rękę (dość tęga i silna osoba) + we wczesnej pracy mocno wypinana (oczywiście niepotrzebnie). Daśka od początku była miękka, przepuszczalna w ręce. Guma zdecydowanie jej zaszkodziła. Zaczęła uciekać od kontaktu, chwilami rolować się. Nie potrafiła się rozluźnić. Kiedy wypuszczałam jej wodze całkowicie zamiast opuszczać nos rolowała się jeszcze bardziej. Pomogła mocna jazda do przodu, zero jakichkolwiek patentów i początkowe jazdy na minimalnym kontakcie. Gdy koń dążył do wyciągania nosa przed siebie a nie do dołu mocno chwaliłam. Po dłuższej przerwie widać dawne nawyki, koń w stępie zaczyna się rolować a kiedy staram się coś pobawić na początku reaguje bardzo mocno ale o niebo lepiej niż było kiedyś. O swobodnym żuciu jeszcze nie myśle, ale jest coraz lepiej.
Kiedyś gdzieś u kogoś widziałam, że dziewczyny bawiły się tak ze smakołykami. Koniom, które chodziły zrolowane w stępie podstawiały pod nos marchewki i zmuszały je do podniesienia głowy, za co chwaliły. Ponoć pomogło 🙂
Wypiecie != guma.
Plus nie kazdy jezdzi LDF, niektorzy LDR - a i tak kon super idzie za reka.
Wszystko z glowa.
Cejloniara, zmieniłaś się i to bardzo. Kiedyś byłaś taka... nieprzytomna. Teraz jesteś bardzo przytomna, konkretna.
"Wiedza rąk" - wspaniałe.

Powiedzcie mi, o co (generalnie) chodzi z tym "ujeżdżaniem" surowych/popsutych koni przez osoby bez doświadczenia? To kwestia ceny za konia, czy "satysfakcji", jednego i drugiego, czy jeszcze czegoś innego?
Nie powiem, że się nie da - bo czasem się da, ale dzikimi meandrami 🙁 Nawet nie chodzi o umiejętności techniczne - dosiad, użycie pomocy. Chodzi o brak doświadczeń = brak świadomości.
Dziewczyny (po przeważnie są to dziewczyny) nie odróżniają co jest normą u takiego konia, do czego ma święte prawo, a co aberracją (i to narastającą). Jeśli tym pokieruje ktoś, kto ma taką świadomość, to ok, ale, o dziwo, zaklinaczki (z niewiadomych przyczyn) unikają takiego wsparcia jak ognia. A potem, bywa, trzeba ratować konia przed rzeźnią 🙁
Co to jest LDF?
LDR to wiem i próbuję rzeźbić jak czasem jeżdżę. Low, deep & roud.
A LDF? Low, deep & ..... ?

halo, To kwestia ceny chyba. 😉
Julie, forward
Gdzie mogę się czegoś więcej na ten temat dowiedzieć, bo nie chcę tu offtopa robić?
Nie do końca rozumiem, bo "forward" jak na mój mały rozumek ma być zawsze i wszędzie, więc i w LDR.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
19 listopada 2014 23:32
Gdzie mogę się czegoś więcej na ten temat dowiedzieć, bo nie chcę tu offtopa robić?
Nie do końca rozumiem, bo "forward" jak na mój mały rozumek ma być zawsze i wszędzie, więc i w LDR.


LDF - chyba chodzi pracę w niskim ustawieniu z nosem nad pionem - w odróżnieniu od LDR - nisko i z przeganaszowaniem
Z nosem w pionie i z wyciągniętą(!) w dół zaokrągloną szyją - forward, szyja forward.
LDR to nisko, głęboko, okrągło. O nosie nie ma słowa. Round nie Forward.
ceffyl   Niektórzy ludzie są taktowni. Inni mówią prawdę.
20 listopada 2014 01:07
ponieważ mimo klilku konstruktywnych odpowiedzi w temacie nadal próbujecie zrozumieć konkretnie mój przypadek  ..  👍

halo odnośnie konkretnie naszego przypadku... ja konia nie zajeżdżałam, oddałam do zajazdki w polecone miejsce, czy słusznie to kwestia dyskusji, ale już po fakcie  🙄


dlaczego koń unika kontaktu? bo mu na to pozwoliłam to na pewno, dlaczego? bo z nim walczył dosadnie. Przyczyny walki to po części analiza zachowań z etapu zajazdki, a po części o wiele późniejsza diagnoza, niestety on mi nie powie, więc mniemam sobie. Dlaczego nie przepchnełam? I tu zaczyna sie dłuższa historia, której nie zamierzałam przedstawiać ...bo słowa "boje się " zdawało mi sie wyjaśniały podstawy.  Z chwilą zakupu konia robilam wszystko czego mnie nauczono, nie twierdzę, że bez błędów, ale według podstaw pracy z surowym koniem wiele. Problem pojawił się kilka miesięcy później kiedy bylam już w zaawansowanej ciąży.  Do pewnego momentu pracowałam z młodym zdecydowanie, raz na jakiś czas, zeby go oswoić bo w końcu z 2,5 latkiem można już popracować nad hierarchią, czasem okiełznać dla obeznania. Nie wsiadałam na niego, nie lonżowałam na wypięciu, ogólnie nic szczególnego bo miał czas. Skąd strach? Chyba odruch matki, sama to nie do końca rozumiem, druga ciąża, byłam starsza, miałam większą świadomość. Zanim cokolwiek się wydarzyło miałam juz  w świadomości zbudowany obraz konia buntownika i co dziwne tyczyło się to wyłącznie siwka. Wsiadałam do 4 miesiąca ciąży na rózne konie, sporadycznie, ale zawsze bez lęku, tylko obraz młodego konia, który"z zasady" będzie sprawdza,ł zbudował we mnie obraz Belife na miarę potwora, którym nigdy nie był. To bardzo inteligentny koń, szybko zaczął wykorzystywać moje obawy a mój strach się potęgował. Doszedł czas połogu, wszystko się przeciągało a strach rósł wraz z brakiem pracy bo dziecko ... 

to co wypracowałam sama w ostatnim czasie to kon podający nogi ( no niestety unikał a nawet się stawiał), to koń nie biegający po boksie na widok sprzętu, to w końcu koń który nie ucieka na dźwięk wędzidła ..  to w końcu koń, który za mną podąża i który uważa na każdy mój krok, ale to z ziemi... 😉

Napisze jeszcze drobiazg..  cala dyskusja, pchanie mnie, że porywam się z motyką na słońce bo nie potrafię... 
uprzejmie donoszę, że zmotywowaliście mnie wszyscy do odrobiny odwagi, i dzisiaj, mimo, że zaczęłam od lonży, mimo ślizgawicy i błota po kostki pracę zakończyłam na kontakcie 🙂  i jaki on by nie był, czasem mniej równy bo siwek próbował odebrać mi wodze, albo się schować to tak majzlowałam paluchami by nie odpuścić, i wiem, ze pomogło mi błoto bo było mega ślisko, że nie miał wyjścia i się oparł, czułam konia w rękach, całe cholerne ok. 15 minut  ale czułam  🤣

a co do pomysłu na wykorzystanie ćwiczenia quanty  jak już pisałam pewnych rzeczy mi brak. 1. to pewności w dosiadzie. 2. koralu, żeby móc ominąć 1.  więc wymyśliłam, że przez długość placu (jakieś 74 metry) przejadę stępem slalom naciskając jedynie na wewnętrzna wodzę na łuku i dostałam prezent w postaci 3 na 5 łuków reakcji żuciem na nacisk wędzidła  i to stało się impulsem do zebrania wodzy i spróbowania czy uda się zostać na kontakcie obustronnie

Analizując..  Bili nie jest moim pierwszym koniem. Przez ostatnie 19 lat jeździłam na rożnych, wielokrotnie trudnych koniach, nie brakowało mi pewności siebie choć na pewno techniki patrząc w przeszłość. Obecnie tez wsiadam na inne konie, nie boję się ich, boję się nadal siwego bo to jego obraz sobie przerysowałam.  Codziennie pracując z nim dziele siebie prze swoje dzieci i walczę z obrazkiem który sobie sama naszkicowałam 😉
ceffyl, ale wyjaśnij mi ideę takiej mordęgi, bo tego nie pojmuję. O co tu chodzi? Fundamenty domu tez byś zalewała "tymi ręcami"? W ciąży/połogu?
Dlaczego nie można zwyczajnie zapłacić za przygotowanie konie pod siodło, szczególnie(!) gdy na tym koniu zależy?
"Majzlowałam paluchami żeby nie odpuścić"?!
Możesz to rozwinąć? Co dokładnie robiłaś?
ceffyl, dzilena jesteś 🙂 szacun za dystans do siebie i świadomość swoich emocji  :kwiatek: jeszcze tylko gram dojrzałości jeździeckiej i będzie git 🙂

to co wypracowałam sama w ostatnim czasie to kon podający nogi ( no niestety unikał a nawet się stawiał), to koń nie biegający po boksie na widok sprzętu, to w końcu koń który nie ucieka na dźwięk wędzidła ..  to w końcu koń, który za mną podąża i który uważa na każdy mój krok, ale to z ziemi... 😉


Się tak dziś wychodząć od Ciebie z pracy zastanawiałam, dlaczego tak się przejmuję, tak bardzo się przejmowałam jeszcze w Rusi, starałam się Ci pomóc, lonżowałam go przed Twoim przyjazdem żebyś tylko mogła wsiąść na chwilkę i polecieć do małego dziecka (u matki czas to zloto). I chyba właśnie dlatego, że nie chciałam byś powtarzała moją historię, byś nie musiała naprawiać tego, co sama zepsułaś. Ale może tak musi być? Może jest typ ludzi, takich jak ja i Ty, którzy muszą uczyć się na swoich błędach, bo nie wierzą innym. Tylko proszę Cię, naucz się już 🙂 15 minut kontaktu to już bardzo dużo, czy nie dużo? Wiesz ile jest wystarczająco a ile nie? Masz wyczucie by dmuchac ten balonik tak by nie pękł ale by się ciągle powiększał? I nie, koń nie walczył od początku z kontaktem, bo jak zaczęłaś na niego wsiadać, gdy wrócił z miesięcznej zajazdki, to szukł kontaktu ale musiał walczyć z Twoimi latającymi dłońmi a nie "dosadnie" z kontaktem, bo kontaktu mu nie zaoferowałaś. Myślę, że musisz mieć dobry obraz sytuacji, by rozumieć, co się dzieje na jeździe. Ale i tak szacun za uczciwość i zaparcie  :kwiatek:

"...bo w końcu z 2,5 latkiem można już popracować nad hierarchią..." - i osiągnęłaś hiererchię cały czas się go bojąc (jak napisałaś pod koniec swojego postu) ?


"...mimo ślizgawicy i błota po kostki pracę zakończyłam na kontakcie...", "...i wiem, ze pomogło mi błoto bo było mega ślisko, że nie miał wyjścia i się oparł..."
Spotykałam się z zajazdką koni na bardzo grząskich (ale nie śliskich!) terenach. Ale z uczeniem koni młodych z wchodzeniem na kontakt dzięki błocie.... Tym bardziej koni tak młodych nie mających jeszcze równowagi pod jeźdźcem z niepewnym dosiadem (jak napisałaś sama)... ???

"...jak już pisałam pewnych rzeczy mi brak. 1. to pewności w dosiadzie..." - i dalej wymieniać nie trzeba. To mówi bardzo wiele.

"...Obecnie tez wsiadam na inne konie, nie boję się ich, boję się nadal siwego..." - i myślisz, że jazda w ciągłym strachu odniesie jakiekolwiek skutki? Ja szczerze we wszystko wątpię. :/
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
20 listopada 2014 14:01
Kontakt, jego wypracowanie, jego utrzymanie i polepszanie to jedna z najtrudniejszych kwestii w jeździectwie i rozkłada się na lata pracy a nie dni czy tygodnie czy miesiące. Ja tu widzę jedynie rozwiązanie typu regularna jazda po okiem kogoś z ziemi kto na bieżąco będzie  mówił kiedy jest dobrze i co robić by było dobrze.
ceffyl   Niektórzy ludzie są taktowni. Inni mówią prawdę.
22 listopada 2014 00:06
ceffyl, ale wyjaśnij mi ideę takiej mordęgi, bo tego nie pojmuję. O co tu chodzi? Fundamenty domu tez byś zalewała "tymi ręcami"? W ciąży/połogu?
Dlaczego nie można zwyczajnie zapłacić za przygotowanie konie pod siodło, szczególnie(!) gdy na tym koniu zależy?


halo  kupując konia nie wiedziałam jeszcze, ze jestem w ciąży (staralismy się, ale nie wychodziło, a cisnienia nie było bo kazde znas ma już swoje 😉 skomplikowana hostoria).
Ttrafiło się, że koń znów był na sprzedaż ( wczesniej był już jako odsad, ale przeanalizowałam i uznalam, że to nie czas na takie zobowiązanie), znałam go od źrebaka, zawsze mi się podobał, podstawą był charakter. Kiedy padło hasło, że jest na sprzedaż to był czas kiedy do zadnego konia nie podchodzilam ze strachem  🙂  rozmowy z partnerem (ktory ni w ząb koniarzem nie jest, ale szanuje moją pasje) i zapadla decyzja, że kupujemy.  Kupiłam konia, przewiozlam i szok! jestem w ciąży!  No dobra, jakoś damy radę ...  kupiłam 2,5 latka, nie spieszyło mi się z zajazdką. Szukałam, dopytywałam. Trochę to trwało bo zalezalo mi na trenerce , o której pisze Cejloniara, ale koniec końców odmawiała ( totalny brak czasu na przyjęcie jeszcze jednego konia), więc zaczęlam pytać w innych mejscach i tak koń w wieku 3 lat 8 miesiecy trafił do zajazdki (nie za darmocha i nie do "nastki "😉 w polecone dłonie.
I tu trzeba nadmienić, że oddawałam konia, ktory już mi się stawiał. Dlaczego zaczelam się go bać nie wiem do tej pory, hormony? a może to, że jak już brzuch był widoczny to często slyszałam "nie rusz", "no gdzie ty z tym brzuchem się pchasz, zostaw!" i tak się nakręcałam, powoli , do przodu, ze sobie nie poradzę. efekt był taki, że faktycznie przestałam sobie radzić.

Zapadła decyzja o zmianie stajni, przeniosłam się tam gdzie stacjonowala Cejloniara, bo w poprzedniej stajni nie było placu do pracy, ja już byłam po porodzie. Konio pomieszkał i pojechał do zajazdki. Wiele mnie Cejloniara nauczyła jeszcze z poprzednim koniem w pracy z ziemi, ale strach był silniejszy. W trakcie zajazdki moja sytuacja finansowa uległa zmianie, osobie zajeżdżającej powiedzialam, że robimy tyle ile można i nic wiecej i po miesiącu koń wrócił do mnie. Zabierałam konia chodzącego stęp, klus, galop, dosiadanego z ziemi, ze stołka, spokojnego, chodzącego na rzuconej wodzy ... no wlasnie, wtedy nie zwróciłam na to uwagi bo konio był spokojny i wyluzowany ..

przechodząć do sedna sprawy..  nie spodziewałam sie u siebie takich reakcji, ale skoro kupilam to walczę o to zeby było dobrze tak jak pozwala mi moja sytuacja.  sytuacja jest prozaiczna. jestem tym odsetkiem włascicieli konia, którego nie bardzo na to stać bo tak się stało i nie odmieniło do teraz, ale walczę, jak jest potrzeba to leczę finasami od krasnoludków (smiejcie się ale spod ziemi wyciągnę), walcze o marzenie i mimo trudnosci i lez nie podaje się (wiecie jak to jest odmowic dziecku zabawki bo koń się sciga i kaloszki wazniejsze?  😉  )

Mówiąc wprost, nie stać mnie na trenera/jeźdźca i nie wiem kiedy bedzie mnie stać, ale się o to postaram bo wiem, że potrzebujemy 🙂

Liściu doczytaj proszę 🙂 jak go kupilam to lęków nie było, pojawiły się i wzmocniły z czasem 😉
kwestia śliskości...  ja tylko mniemam, że to nam pomogło, szans na "dobre" tempo nie było, próbowałam i naprawdę się zawzięłam, czuć było, ze koń się stara, ale "ni może/umi"
znasz to uczucie na pewno 🙂  to nie jest wykończony plac z super nawierzchnią, nie mamy hali, to plac w budowie, jeszcze wiele przed nami, ale stajnia rozwija się w dobrym tempie i daje mi wiele  🙂  mimo pory roku i warunków jestem codziennie, robię co potrafię i co moge w danych warunkach.

"jazda w strachu" a "jazda w strachu" 😉  tego strachu coraz niej, ale jeszcze wiele przed nami, duzo strachów teraz to lek o jego zdrowie bo to rehabilitacja... a grząski plac nie pomaga, ale serio staram się jak potrafię , a czego nie potrafie to dopytuje kilkudziecięciu osób, bo mi to chyba pomaga? 👀  a ze strachem walcze i wierz mi,z e skutecznie choć drobnymi krokami 😉 

ElaPe  so true and so hard but let's do it!  😉

przepraszam za kolejny  bezuzyteczny watek i obiecuję odezwac się juz w tym odpowienim, mam nadzieję z sukcesami choćby drobnymi 😉

ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
22 listopada 2014 00:41
bezużyteczny to ten wątek na pewno nie jest  🙂
ceffyl, czyli klasyka typu "chciałam dobrze, wyszło jak zawsze"? 😉
Znam różne zabawne(?) sytuacje dzieci versus koń. I wiem, że swojego konia elegancko się rozpuszcza nawet i bez efektów specjalnych typu strach.
To pozostaje ci zmierzać do celu meandrami.
Na pociechę: wielu się udaje także w sytuacjach zupełnie od czapy, jakoś "opatrznościowo".  Więc czemu nie tobie?
Warunek jest jeden - silna motywacja i ustawiczność, systematyczność pracy. No i to będzie trwało i trwało, i pewnie pozostaną jakieś konsekwencje chaosu na wejściu. Rezultat będzie daleki od doskonałości, ale przecież jakiś będzie.
Natomiast jeśli nie możesz sobie pozwolić na codzienną spokojną pracę - to nie mam pojęcia co możesz zrobić 🙁. Gdyby było normalnie mogłabyś sprzedać konia. Dziś sprzedaż problematycznego "konia nie wyskakującego z szuflady"... hm.
Ale jakoś sobie ludzie radzą, wiążąc buty dżdżownicą. Osiągają jakieś rezultaty. Trzeba mieć świadomość, że dalekie od ideału, skoro warunki nie są wzorcowe.

Dam ci przykład takiego konia: obydwoje właściciele jeżdżący, mąż nieco startujący, żona radzi sobie rekreacyjnie nawet dosyć. Przyszła proza życia: coraz więcej pracy, długotrwałe wyjazdy męża, ciąża, małe dziecko, jakieś kontuzje... Niepostrzeżenie z ciemnego szpaka (coś tam startującego) zrobił się koń śnieżnobiały. Zasadniczo miły, choć na huberta, to się trzeba wysilić 🙂 Dzierżawy, póldzierżawy. Aż dzierżawczyni wybrała się na zawody. Koń odstawił taką manianę, już na rozprężalni, że już na żadne zawody nie pojedzie. Żaden fachowiec nie widzi idei, żeby się "z tym czymś" użerać. W imię czego? Właściciele też nie wyrywni przepłacać za przywracanie koniowi pełnej użytkowości, bo... w imię czego? I tak z tego w pełni nie skorzystają. Był kiedyś koń z potencjałem, jest padokowo- przyjemnościowy, ot, może lepiej wylonżować przed jazdą. Taki lajf.

Marzenia nie tworzą wybitnego konia. Geny tylko częściowo. Żeby z konia coś fajnego było (jako wierzchowca, sportowca) trzeba miesięcy i lat wytrwałej pracy... czyjegoś tyłka. I możliwości, czasowych, finansowych. Tylko częściowo pojmuję, dlaczego ludzie tego nie rozumieją.

Jesteś w sytuacji "tak krawiec kraje jak mu materii staje". Zadbaj po pierwsze o to, żeby koń był dla ciebie bezpieczny.
Ponawiam pytanie:
"Majzlowałam paluchami żeby nie odpuścić"?!
Możesz to rozwinąć? Co dokładnie robiłaś?
ceffyl   Niektórzy ludzie są taktowni. Inni mówią prawdę.
22 listopada 2014 23:38
Julie  bardzo przepraszam, że Cię pominęłam  🤣
Już tlumaczę

Odkąd pamiętam miałam problem z "przeprostem" łokci, wodze zawsze trzymałam tak, że ręce były "przedłużeniem" i z pewnością nie takim jak trzeba. Śmiało mogę powiedzieć, że to było moje oparcie, nie konia  🤔
W związku z tym, że nad tym pracuję i pilnuję ugiętych łokci i elastycznej ręki a zamierzałam kontakt utrzymać miałam nie lada wyzwanie bo w końcu przez tą właśnie rękę odpuściłam mu w ogóle prace na kontakcie.
W kłusie koń się pilnował, ale w stępie szukał drogi ucieczki, a żeby rąk nie prostować, kiedy nos do ziemi idzie, ani na plecach nie zawijać, kiedy na klatę pcha to podbierałam i odpuszczałam wodzę w palcach tak szybko jak umiałam aby to oparcie na wędzidle czuć i tak by ręka pozostała w miarę w pożądanej pozycji.
Miało być płynnie i w miarę delikatnie i chyba całkiem nieźle wyszło bo ani razu nie "odskoczył" od wędzidła co można zaobserwować np. na lonży na wypięciu.
Ja wiem, ze to tylko kilka minut, ale ... 😉

ElaPe   wiem, wiem, jakaś rozrywka na RV musi być  😉  może ktoś z tej historii wyniesie impuls do podjęcia właściwych decyzji  🙂

halo  wyszło jak wyszło, ale walczę o poprawę..  tak życiową jak i pracy z koniem  🙂
Jest coś z czego jestem odrobinę dumna ...  na 3 dosiadających jestem jedynym, który bryki i wypłochy wysiedział (trzy zrzutki ma zaliczone w ciągu 3 miesięcy), ale przede wszystkim gdy już bryknie albo się spłoszy to jakoś podświadomie potrafię go szybko opanować, skupić i pojechać dalej. Czary...? Nie sądzę, ale czuję z jego strony zaufanie chociaż w tej kwestii  😉

Podsumowując. Czeka nas wiele wiele pracy, mnie dużo łez ale i radości, a jak tylko finanse pozwolą umawiam trenera  🏇


podbierałam i odpuszczałam wodzę w palcach tak szybko jak umiałam aby to oparcie na wędzidle czuć i tak by ręka pozostała w miarę w pożądanej pozycji
😲
Że co?! A co to ma wspólnego z kontaktem? Skąd Ci się takie coś ubzdurało? Ktoś Ci powiedział, żeby robić coś palcami, czy sama to wymyśliłaś?
Wybacz, ale to jest dowód na to, że to Ciebie najpierw trzeba szkolić, nie konia. Konia powinien szkolić ktoś kto umie jeździć na kontakcie.
Wodze trzyma się w zamkniętych dłoniach, nic się palcami nie robi. Przecież to są podstawy jazdy konnej.  🤔wirek:
No kochana... Musisz jak najszybciej zacząć jeździć z trenerem i wyeliminować takie karygodne błędy.

ceffyl   Niektórzy ludzie są taktowni. Inni mówią prawdę.
17 grudnia 2014 22:16
Julie  mimo, że po czasie...  chciałabym się odnieść do tego co napisałaś 🙂
sytuacja tamtego dnia sprowokowała mnie kilka razy do utrzymania kontaktu w chwilach "ekstremalnego" unikania, o których to momentach pisałam, czyli maksymalnego chowania się z nosem na klacie, bądź próbie wyciągnięcia mi wodzy z rąk

ponieważ świadoma byłam, że koń pamięta ból związany z oparciem, więc na potrzebę chwili zdecydowałam się na "zabieg" bardzo szybkiego oddania/zebrania wodzy w palcach w celu pokazania mu, że 1. nie uda się tym razem uniknąć kontaktu, bo wiem, że już nie boli 2. mimo odczuwania/oparcia/czucia nacisku wędzidła wcale bolec nie musi, może być znośnie ( ciężko mówić o wygodzie, kiedy dopiero do tego dążymy)

to była chwila, decyzja dobra czy nie dobra, ale próba uzyskania choćby namiastki efektu pożądanego
dla mnie ważne o tyle, że w jakimś stopniu pomogło 🙂

to, że potrzebuję trenera to pewne i na to też przyjdzie czas, gdy los będzie bardziej łaskawy  🙂
sytuacja do jakiej się odnosiłaś zdarzyła się później kilka razy, ale tych "razów" już praktycznie nie ma, sprowokowana opiniami i radami nie tylko z RV zawzięłam się sama i wymagam tego samego gdy inna osoba na nim siedzi. A koń? Koń poszedł na pastwiska, odzyskał chęć do życia, znowu bywa krnąbrny i "wesoły" ale z kontaktem "walczy" już tylko z nowym jeźdźcem na grzbiecie, jakby sprawdzał czy się da 😉

i mimo tego, że technicznie wciąż jestem słaba to dążę do lepszego i wole mniej bez szkody dla konia niż na siłę  😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się