Praca z młodym koniem

Biczowa   tajny agent Bycz, bezczelny Bycz
04 sierpnia 2015 16:44
Czy dziecku też zabronisz uczyć się w przedszkolu i podstawówce ,a potem karzesz mu w 3 tygodnie maturę napisać  ❓


Skoro ktoś się decyduje na źrebaka, zamiast dorosłego konia to zamiast w te 3 tygodnie "pisać maturę" może poświęcić czas na spokojne przygotowanie do pracy a "przedszkole i podstawówka" to nie jest szykowanie dziecka do olimpiady gimnastycznej a przekazywanie wiedzy i umiejętności na jego poziomie i dostosowanych do jego możliwości, dzieci w przedszkolu i podstawówce całek się nie uczą.

Dzisiaj konie przeważnie zamknięte w boksach i wypuszczane na większe lub mniejsze okólniki.


Więc zamiast ganiać roczniaka na lonży z wypięciem godząc się na trzymanie konia w boksie i puszczanie na mniejszy lub większy okólnik lepiej zapewnić mu ten ruch luzem. Lonża z wypięciem nie jest zapewnieniem ruchu jest pracą, dla roczniaka czy dwulatka zupełnie zbędną. Jakoś wielu hodowców potrafi zapewnić swojej młodzieży pastwiska a jeśli nie posiadają wystarczającej ilości terenu to są wstanie je na takie wysłać.

Ja jestem ciekawa poza nazwą hodowli, jak się mają te już wyhodowane konie, które chodziły od małego na wypięciu, efekty takiej "pracy" nie wychodzą od razu.



niesobia co tu dużo pisać... tylko koni żal 🙁 porównanie z maturą nietrafione, bo równie dobrze można 1,5 rocznego konia pracującego według tego co napisałeś, porównać do dziecka w wieku przedszkolny którego by się uczyło całek... normalne?? raczej nie...

Ja również kupiłam 1,5 rocznego ogierka,  prace na lonży wprowadziłam gdy miał skończone 4, gdy miał 5 lat dopiero zajeżdżałam, nawet nie chce mi się pisać ile ludzi się śmiało, mówiło że się cackam a on już przecież jest gotowy i dojrzały... a prawda była taka że jego dojrzałość polegała tylko na jego wzroście (jako 3-latek miał 173cm) bo cały koń przypominał przerośniętego źrebaka, który bynajmniej nie był gotowy ze swoim przebudowanym zadem na "podstawianie" 😂...

co do głównego pytania...
głównym zajęciem Blakiego było chodzenie po pastwisku z innymi końmi, regularne czyszczenie i gdy skończył 2 lata ... spacery w ręku do lasu. Prawdę powiedziawszy te spacery dały nam najwięcej bo z konia co na widok kury podskakiwał zrobił się koń pewny siebie i przede wszystkim ufny. Co do zajazdki... przebiegła sprawnie bez najmniejszego bryknięcia i tak jest do teraz  🙂
no dobra.
ale jak lonżowac, co jest raczej jedynym sposoben do zmuszenia do ruchu konkretnego ogierka, no walaszka po kastracji w wieku powiedzmy 1,5 roku?

kupilam takiego roczniaka, musialam pilnie wyciąć, bo m.in zmajstrował zrebaka mimo, ze klacze mialy jakies problemy i niechcialy sie wcześniej zaźrebiac (i mimo tego, że zeszlo mu tylko 1 jadro i to nie cale). konika kupilam dzikiego i znarowionego, nie umiejacego nic - i przed kastracją też nie mialam jak uczyć (wypadek konia-areszt). no powiem wam ...no cieżko. bardzo. a  o rehabilitacji nie bylo mowy, bo konik latał, a nie chodził.
uczenie w wieku ok 4 juz normalnego lonzowania tez byla bardzo ciezkie, bo nie chcial odemnie odejsc i odganianie, nawet prowadzenie z zakazem podchodzenia, nauka ze kaze biec-czyli odganiam w jego rozumieniu, bylo trauma dla niego ogromną... (serio ;/)
kolejne, jak i poprzednie - jesli tylko mam możliwość ucze i chodzenia na uwiazie, i wiazania i chodzenia na lonzy/w lonzowniku.
oczywiscie nei chodzi o trening, wymaganie, patenty... ale o sama nauke, ze tak można, ze to jest normalne, ze trzeba, ze nei zabija....
horse_art, ty czytasz wpisy innych? Megane dobrze opisała co i ile warto.
A koni "dzikich" nie trzeba wcześnie kastrować bo są w grupach kawalerskich.
W sumie rysują się dwie wersje: źróbek z kameralnej hodowli/chowu - i wtedy konsekwentna socjalizacja z umiarem, i młodzież z chowu wielkotabunowego (acz z nadzorem), brany do wdrażania do pracy jako 3-latek. Obie wersje mają swoje zalety.
W regularnej pracy z roczniakiem nie widzę żądnej zalety. Wróć - przecież jest. Można wcześniej sprzedać jako ułożonego. W ręce laików.

horse_art
ja kastrowałam Blakiego jak miał 2 lata, fakt faktem nawet z nabiałem nie był problemowy więc było mi o wiele, wiele łatwiej niż Tobie :kwiatek: prawdę powiedziawszy ja po kastracji nie lonżowałam tylko puszczałam luzem na lonżowniku i "przeganiałam" kłusem z tym że zaznaczam postępowałam tak, tylko z tym konkretnym koniem (teraz nie uważam tego za specjalnie mądre... :icon_redface🙂, gdybym miała konia tak jak piszesz trudnego, to pewnie wcześniej do lonżowania na taką okazję bym go przygotowała. Z tym, że trzeba moim zdaniem rozróżnić regularną pracę konia na lonży z wypięciem, (gumami :icon_rolleyes🙂 od nauczenia konia chodzić po kole kłusem, gdzie z reguły nie trwa to jakoś długo i nie wymaga regularnych ćwiczeń.


Wiadomo konie są różne i obsługę trzeba dostosować do konkretnego przypadku, ale nie zmienia to faktu, że młody koń powinien mieć dzieciństwo, a jedyną "regularną" pracę, powinien mieć podczas nie wymuszonego ruchu na pastwisku.
Wracając do dzieciństwa w HSJ w Wiedniu młodziaki przez 3 pierwsze lata siedzą całe lato na łąkach a w zimę na biegalni i dopiero robią coś w 4 roku życia. Najstarszy koń ma aktualnie 36 lat.
To mówi samo za siebie lepiej zacząć szkolić konia rok później a potem jeżeli nie jesteśmy profesjonalistami wynająć najlepszego trenera nie oszczędzać na tym ponieważ jest to najważniejszy okres życia młodego wierzchowca. 🏇
Czytam to wszystko od samego poczatku i mi się smutno robi.
Na codzień pracuję w wielkiej zagranicznej hodowli i zajeżdżam młode konie. Dostajemy do zajazdki 3,5-4 letnie konie które cały wcześniejszy okres spędziły na łąkach, 24 godziny na dobę na dworze. Dostajemy je w stanie pół dzikim. Jak zaczynamy prace to lonża trwa max 10 minut, a jazda czasami mniej niż 10. Konie które idą w dalszy trening skokowy (pracujemy z nimi ok pół roku ) pracaują pod siodłem max 20 minut i ciągle pracują 10 minut na lonży. NIe zauważyłam żeby miały problemy z uczeniem się czegokolwiek. Pół dziki koń , średnio po tygodniu pracy jest w stanie chodzić na lonży. Na setki koni jakie przewineły się przez moje ręce , ani jeden nie był nawet czyszczony od źrebaka, a tylko sporadyczne przypadki potrzebują więcej pracy i uwagi niż normalnie ( a to i tak zazwyczaj z siodła nie z ziemi ) , i mimo braku jakiej kolwiek pracy az do prawie 4 roku życia, nie widać po nich żeby, potrzebowały pracy w wieku dzieciecym. Powiem wiecej... są to konie w przeważającej wiekszości przypadków zdrowe ( z chorymi nie pracujemy, żeby nie było ), a w dalszym życiu osiągające fantastyczne wyniki w sporcie, a co za tym idzie sprzedawane są też za niewyobrażalne pieniądze. Uważam że gdyby metoda użytkownika niesobia była zdrowa i skuteczna, to nie pracowałabym aktualnie w takiej wersji w jakiej z młodziakami pracuję, a babrałabym sie w wypinanie gumami źrebaków... .

I też chętnie się dowiem co to za hodowla, żeby na przyszłość mijać szerokim łukiem.
wynająć najlepszego trenera nie oszczędzać na tym


Tu u hodowcy często rodzi się problem - bo jak wtedy zarobić na sprzedaży? Jeżeli podsumować samo utrzymanie konia do 3 lat (tu maksymalne minimum!) plus zapłacić dużo pieniędzy za zajazdkę i sprzedaż (bo taka osoba policzy sobie prowizję za sprzedaż), to jak taki hodowca na tym wyjdzie? Na zero, albo wręcz na minus. To jaki z tego wniosek? Po co hodować konie, jak można kupić grzecznego konia 'rodzinnego' za 5tys? 🙂
halo, o i wlasnie o to chodzilo 😉 taki moj glos w dyskusji - nie koniecznie trzeba milczec, jak sie cos juz opisanego tez pochwala czy gani 😉
ze jak jest koniecznosc, zeby z mlodym cos robic - to powinien byc przygotowany do tego. ale nie regularna praca-praca...

Blaki, jednego w ogole puścilśmy w stado i było to najlepsze wyjscie, bo pół- mustangiem był... tak zreszta doswiadczony wet poradził.
ale tego jednego nie można było puszczać luzem nawet na moment, przez kontuzję. a wyciąć było trzeba, bo robił sobie krzywde (i fizyczną i psychiczną),odnawial kontuzje bo nabiał wołał do kobył na pastwisku, a on dostawał szału w stajni (a tak z wyliczeń wynika, że w czasie ucieczki - przedluzajacej leczenie o gdzies pol roku lub wiecej wlasnie córkę zmajstrował). nie miałam jak go wczesniej nauczyć na tej lonży chodzić czy nie rzucac się na ludzi. nie było jak. tak sie losy potoczyły. i było ciężko. dlatego każdego kolejnego jak tylko bede mogła -to uczyć bede.
dzieciństwo ok, ale nauka lekka, taka zabawowa - chodzenia na uwiazie, lonzy itd - zadnemu nie zaszkodzi, to jak nauka nauka przedszkolaka. a przydaje się bardzo. bo są sytuacje których nie planujemy. a juz i u ludzi wiemy, ze bezstresowe wychowanie na dobre raczej nie wychodzi...
breakawayy, sprawa jest prosta - samemu trzeba być tym trenerem 😉
Biczowa   tajny agent Bycz, bezczelny Bycz
04 sierpnia 2015 21:56
horse_art kastrowałam konia jako 2 latka (nie czuł wcale woli Bożej do klaczy ale miał talent do teleportowania się poza ogrodzenie wybiegu więc wolałam nie ryzykować, zwłaszcza że w stajni były klacze), lonżowałam go wtedy przez nieco ponad tydzień bez wypięcia a nie lonżowałam go z wypięciem regularnie odkąd skończył rok. Przed kastracją nauczyłam go bez lonży biegać po wielkim kole i reagować na komendę stęp i kłus, podpięcie do tego lonży było w zasadzie formalnością, nauczenie go tego zajęło mi kilka dni. Dodam że koń idąc w lewo mnie wcale nie widział. Nie przyzwyczajałam go wcześniej do niczego i bez problemu dał sobie założyć siodło, podpiąć popręg, człowieka na sobie przyjął jak by to była codzienność. Moja praca z nim przez jego okres dorastania ograniczała się jedynie do wyczyszczenia, nigdy nie było problemów z zastrzykami czy innymi zabiegami wet, miał pewien problem z kowalem ale to się wypracowało, byliśmy może na 3 spacerach w ręku poza stajnią przez cały ten czas, nic go nigdy nie ruszało i do tej pory nie rusza.
Nie przeczę że mam konia rozpieszczonego pod pewnymi względami bo zwyczajnie lubię niektóre jego zachowania ale w 100% bezpiecznego i nigdy nie sprawiał problemów.
Zawsze szukałam stajni z wybiegami i stadem z którym mój koń mógłby się socjalizować, mój koń zawsze był ze stadem a mimo to nie mam też problemu z odejściem z nim od koni.
ikarina gorzej jak wezmą to do siebie 'pseudohodowcotrenerzy', którzy to wiedzą wszystko najlepiej i właśnie zaczną trenować te swoje roczniaki i dwulatki... Chociaż w sumie o czym tu mowa - wielu jest takich, niestety, 'chodofcuff'  🤔
Biczowa, mój synek też troche rozpieszczony 😉
ale podobnie. miał tyle mojej nauki (i czynności i jak mozna a jak nie można się zachowywać)ile trzeba było w danym wieku i sytuacji, a zajeżdzanie było także formalnością (w ogóle się nei przejął, że ktoś na nim siedzi), ale uczony był - wlasnei tylko pielęgnacji, prowadzenia itd. cześć niestety wlasnie w sytuacji "musu". ale mormalna praca - dopiero jak był gotowy fizycznie (przedłużony wzrost - bo po wypadku się zatrzymał) i... psychicznie. nie miałam sumienia ani bezrozumia bidaka do pracy zmuszac, obciążać skoro nie był gotowy. ma byc ze mną 30 lat a nie kilka...
a początek socjalizacji załatwiło stado - wielkie zimne kobyły szybciej mlodego dzikusa co nie znał stada, nauczyły, że nie wszystko wolno, coś trzeba itd... a i nikogo nie zabił przy okazji 😉
sądze wiec, ze umiar nie szkodzi. a może mamy (ogolnie dyskutanci) tu problem z dogadaniem się bo co innego uważamy za prace, nauke taką..."pracową" a normalne wprowadzanie w dorosłość i musowe w przypadku chowu stajennego umeijętności.i gdize jest granica tego co trzeba, co normalne, nieszkodliwe, a co już pracą bez sensu czy szkodzącą ...
może po przeanalizowaniu wyjdzie, ze wszystkim chodzi o to samo, tylko różnie to definiują? 🙂
Biczowa   tajny agent Bycz, bezczelny Bycz
04 sierpnia 2015 23:01
Myślę że wszyscy są zgodni że młodzież pracować nie powinna bo odbije się to na jej zdrowiu, no prawie wszyscy 😉
Co innego lonża po kastracji a co innego lonżowanie młodego konia bo tak.
horse_art, nadal nie czytasz. Przeczytaj sobie co proponował niesobia. Nadal wg ciebie "wszystko jest płynne"?
To JEST bardzo proste. Ze źrebakiem robi się tylko to, co niezbędne, konieczne, nie do uniknięcia.
A jeśli ktoś się nudzi, niech sobie puknie młoteczkiem w łeb. Albo rozbierze się i pilnuje ubrania.
Zabawa, mówisz? Już były takie, co uczyły źrebaczka kłaść kopytka na ramionach, bo to takie zabawne.
no a potem konik dostawal kulke bo niebezpieczny wariat. takiego żem wlasnie kupiła.

doczytaj co pisalam -  uczenie, ale tego co faktycznie niezbedne.a zabawa - to nie znaczy uczenie glupot, tylko bez niepotrzebnych wymagan i stresu. powoli. jak prowadzenie- to przez chwile, za matką najpierw, a nie gdzieś tam w stresowym otoczenu od razu, godzinami i na siłe jak lonza - to tez na chwile i bez patentów...
i coraz wyzsze wymagania gdy ma juz odpowedni wiek itd. tak, plynne wlasnie przejscie, a nie nagły szok, ze nagłe wymagania z kosmosu ( bo wcześniej nic) i łamanie.
a kastrat sie przez stracenie nie zyskuje umiejetnosci lonzowania. jesli to planujemy, lepiej dla konia i jego rozwoju fiz i psych. kilka tygodni wczesniej go nauczyc - lekcjami "chwile" (to nie jest praca-praca i jakis trening obciazajacy!) a nie od razu po operacji kazac biegac godzine...czy iles tam. jak go boli, jak nie wie co chcesz, jak zacznie szalec i sobie  krzywde zrobi... no takie moje zdanie przynajmniej.
i jakbym tak zrobila to by mnie  nie ciągal na brzuchu, mlodziak z rozcharatanym kroczem i bokiem dzikim galopem po polu ..nawet na srodkach uspokajających stwarzajac mega ryzyko zabici amnie, innych ludzi i uszkodzeia siebie.
gojaca kontuzja, wyciete jajka, wystanie i zero umiejetnosci czegokolwiek pod dyktando czlowieka to bylo koszmarne polaczenie. i fizyczie i psychicznie. bo jakbym zdążyła go nauczyc, jakby ktos go wczesniej nauczył - to bym spokojnie mogła z nim chodzić w reku, lonzowac na kantarze itd. a tak co? kon mnie takakuje, nie szanuje, nie umie, nie rozumie co to prowadzenie, lonzowanie, musialam trzymać na sile chłopami, wprowadzić na cito wedzidlo, uspokajacze a wszystko jeszcze w okresie stresu i bólu kastracji i kontuzji...
zdecydowanie uwazam, ze nauczenie (ale nie praca-trening) mlodziaka lonzy, prowadzenia itd zmnejsza stres i ryzyko urazów, a i na zdrowie nei ma jak negatywnie wpłynąć.
horse_art, nie wydaje ci się, że na podstawie dość szczególnego przypadku posuwasz się za daleko w swoich wnioskach? Super, że uratowałaś konia, którego wielu by nie ratowało. Ale trudno, żeby to się obyło bez stresu. Radzisz coś takiego, jakbyśmy wszyscy mieli się kłaść do szpitala, żeby przywyknąć w razie W.

Nie pisz, że nie ma różnicy poglądów. Bo jest. Rysuje się coraz wyraźniej.
Zaproponowałam polubowną opcję: że gdy kameralnie, to socjalizacja (z umiarem), gdy tabunowo - to tylko to co konieczne, "dzicz", ale to widocznie za mało.

Jedni twierdzą, że z wczesnej socjalizacji płyną korzyści. Inni, że więcej szkód.
Z tej strony popieram cedrę i KaNie - i szczesz mnie bam bu przed "wyniunanymi synkami".
Niewykluczone, że jest jak ze wszystkim - że każdy dobiera sobie poglądy wg tego jakie ma potrzeby.
I tu masz rację - wszystko można. Potrzebuję maskotkę = będę ze źrebaka robić maskotkę.
Ja potrzebuję wierzchowców nie sprawiających problemów i długo zdrowych.
ale gdzie masz chów tabunowy, dziki w stajniach, koni użytkowych? no kurcze nie ma...

te dzikie - jasne, bez 2 zdań im nic nie potrzeba, niech sobie żyją (a i takich socjalizacja i wymaganie czesto łatwiejsze niż tych rozpieszczenych - w tym złym sensie rozpieszczonych. bo ich nikt glupot nie nauczył.
bo jak pisze, ze synek, ze rozpieszczony - to jednak zart, nigdy nie pozwolilabym sobie, zeby moj zwierzak robil cos co mi sie nie podoba, co zagraza mi czy otoczeniu. nie ma takiej opcji. reguły ma jasne i ostre, zna je i przestzega, a ja tego pilnuje.
ja tych koni mam wiecej, jedne po przejciach -rozpuszczone jak w/w, mam takie wziete z rezerwatu czy tabunu pol-dzikiego czyjegos jako dorosle, takie od urodzenia pod moja czy w ogole ludzką opieką w stajniach różnych typów.
i ciagle uwazam, ze JEŻELI cos ma sie z koniem robić, jesli takie są warunki, że jednak, zaraz cos bediz emusial i o w tym samym miejscu, jezeli mamy jak, jezeli umiemy, to wato go nauczyć wczesniej. powoli, bez stresu i wysiłku i dla konia i dla siebie. bo od nauczenia podstaw podstaw kaleką w przyszlosci nie zostanie, a gdy nagle coś zacniemy robić szybko i wymagac czego nie umie - to może.
a konie "stajenne" od ktorych sie nic nei wymaga - to dopiero rozpuszczone, rozpieszczone potworki... i z takimi jest problem i takie maja konsekwencje zdrowotne jak nagle cos muszą a ne chcą bo przeciez nigdy nei musiały i sie stawiają... i cach i kontuzja i skutki na cale zycie.
nie wierze, ze ty czy ktokolwiek inny, trzymasz konie w warunkach stajennych, ktore przez 3-4 lata nie sa uczone absolutnie niczego. przeciez nie ma takiej mozliwosci. nawet jesli nie jest to robione celowo, planowo to i tak cos sie kaze, cos wymaga...
horse_art
ja osobiście się ze wszystkim co piszesz zgadzam 🙂, i raczej wszyscy co biorą udział w dyskusji też (na swój sposób :kwiatek🙂, bo chodzi nam o to samo... młody koń ma umieć tyle, żeby bezpiecznie dało się go "obsługiwać" czy to przy weterynarzu (przytoczona tu lonża) czy kowalu (podawanie nóg, cierpliwe stanie ) czy podczas np codziennego czyszczenia. Nam chodzi o to, co zaproponował Niesobia założycielce wątku tzn. regularną pracę z użyciem gum (w tym wieku z resztą nie ważne jaki będzie to patent, bo każdy moim zdaniem jest niedopuszczalny) w celu podstawienia, pracy nad kontaktem i zagalopowaniem na dobrą nogę...  temu się sprzeciwiamy bo zwyczajnie jest to niezdrowe dla konia co intensywnie się rozwija ( co z pewnością wiesz :kwiatek🙂

Halo tylko jak byś chciała zrozumieć to byś doczytała że to co proponuje jest rozpisane na 2 lata pracy / zabawy z koniem od 15 minut samej lonży  dla konia powyżej roku ,masz dojść do tego żeby jak będzie miał 3lata to pójdzie przed tobą w dwóch lonżach jak w lejcach z podpiętym pasem do lonżowania.Wymagania bardzo podobne jak do przyjęcia do zaprzęgowego zakładu treningowego.A pro po kladrubów to XX idą do roboty w wieku 2 lat i jak nóg nie połamią na torach to też są długowieczne, co ma piernik do wiatraka.
[quote author=horse_art link=topic=98019.msg2401385#msg2401385 date=1438731203]
ale gdzie masz chów tabunowy, dziki w stajniach, koni użytkowych? no kurcze nie ma...
[/quote]
SK Nowielice (z najbliższych Tobie). Konie od wiosny do jesieni na pastwiskach, a zimą w biegalniach.
horse_art, a czytałaś post KaNie? Bo czasem mam wrażenie, że z tobą się gada jak do obrazu 🙁
Nie pisałam dzikie, tylko "dzikie", tj. z możliwie Jak Najmniejszą ludzką ingerencją. Wyłącznie z konieczności.
To uważam za najlepszą opcję.
Ty (i nie tylko ty) uważasz, że socjalizacji - z ludźmi - źrebaków (roczniaków, dwulatków) powinno być sporo, że to korzystne. Ja uważam to za niekorzystne. Najwyraźniej co innego rozumiemy przez korzyść.
Boleję, że w PL coraz trudniej znaleźć takiego naprawdę "surowego" młodego konia. Konia, który całe sezony spędzał w stadzie na pastwiskach, a zimą tylko to co niezbędne z obsługi plus ganianie po bieżni/okólniku do galopów.
Coraz więcej jest dwóch opcji, z których żadna mi nie odpowiada. Jedna opcja to jak u edzi (sądząc po wpisie). Gdzie źrebaki są dużo w stadzie, ale klaczki z matkami, i w zasadzie w ciągłym kontakcie z ludźmi. Druga opcja to już w ogóle - źrebak z bardzo kameralnej hodowli i takiego chowu. "W ogóle" dlatego, że do (nadmiernej moim zdaniem) socjalizacji dochodzi brak ruchu. Uważam fazę "zdziczenia" młodzieży za niezwykle przydatną dla późniejszego użytkowania konia jako wierzchowca. Nie lubię "cwanych" koni, wstawianych... w funkcję psa. Półdziką młodzież uważam za bardzo fajną do pracy, prostolinijną i oczywistą. Coś jak wysłanie nastolatka do szkoły z internatem. Tak, przeżywa szok, ale lepsze to niż owijanie sobie wokół palca całego dorosłego otoczenia. Jasne, gdy wychowawcy źrebaka są kompetentni (i nie komplikują) to wychowają cywilizowanego konia a nie "filozofa". Ale mało kto jest naprawdę kompetentny. W sumie chodzi mi o to, że młodzież w bliskim kontakcie z ludźmi ma masę okazji do "sprawdzania granic". Które to okazje trafiają na ogromną ludzką wyrozumiałość (bo jak nie być wyrozumiałym dla młodziaka o małym rozumku i źrebięcym ciele, jak nie być wyrozumiałym w żłobku?). I "absolwent" takiej "żłobkowej akademii" uczy się, że... że w zasadzie z człowiekiem trzeba się liczyć o tyle o ile. Czasem tak, a czasem NIE.

niesobia, na moje w twojej rozpisce jest za dużo pracy i za wcześnie, nawet dla koni zaprzęgowych (które mogą być wcześniej wdrażane do lekkiej! pracy, jak właśnie chodzenie na 2 lonżach, chodzenie - nie gimnastyka). Folbluty idą do ciężkiej pracy przed 2 rokiem życia, też żyją długo - i co z tego? Rezultaty skróconego dzieciństwa jeździec zbiera bardzo długo. Byłeś w Kladrubach? Ja byłam. Gdy źrebaki są w swoich biegalniach daje im się święty spokój, tylko rozwiązuje kwestię karmienia.

Są jeszcze konie westowe, "za człowiekiem" od noworodka, i startujące jako 2-latki. Nie wiem jak to z nimi jest dokładnie. Nie wiem, czy wszystkie można uznać za prostolinijne, łatwe do pracy, zdrowe i długo zdrowe. Wiem, że bardzo milusi taki AQH. Że swobodnie można zaprosić do salonu.
Są też araby. "W jednym namiocie z ludźmi".

Osobiście wolę konie, którym człowiek nie miesza za bardzo w dzieciństwie, które w dzieciństwie są zdane na duże stado tego samego gatunku i w dodatku nie podlegają przedłużonej opiece własnej mamusi. Bo wcale nie jestem pewna mentalnej dominacji ludzi nad końmi 🤔 I nie mam najmniejszej ochoty na użeranie się z końmi sprytniejszymi od człowieka. Wolę, gdy koń wyrasta wg zasad swojego gatunku, a gdy "idzie na służbę" - to idzie na służbę. I stopniowo wdraża się do obowiązków pracowniczych. I odróżnia pracę od zabawy. I chyba tu leży pies pogrzebany 🤔 Bo najwyraźniej nie wszyscy chcą, żeby koń rozróżniał praca-zabawa. Wydaje mi się, że nie ze względu na konia. Ze względu na myślenie o sobie, że jeśli myślę, że koń się bawi, to jestem cacy - bo nie zmuszam do pracy, nie?

Jestem twardogłowa. Konie się ze mną nie bawią, ani ja z nimi. Do zabawy mają inne konie. Gdy zbliżam się do konia (czy on podchodzi na padoku), to on zaczyna dla mnie pracować. A ja cenię i szanuję jego pracę. Doceniam wysiłek spokojnego stania na myjce itd. I nie, nie wszystko jest śmiertelnie poważne. Ale wszystko jest pracą. Źrebaki powinny pracować tylko tyle, ile się nie da uniknąć.
Halo moje konie mają i jedno i drugie .Mają lakę nie okólnik , mają kontakt z matkami i możliwość ssania nawet do roku bo kryje co dwa, i w tej chwili minimalną grupę rówieśnicza : roczna klacz i dwa ogierki z tego roku. Mają spacery do roku przy matkach w siodle i biegają nawet dalej niż kilka set metrów od matek bo nie raz i tracę  je z pola widzenia, ale mam warunki  bo to puszcza. A oprócz tego kontakt z człowiekiem i naukę. Zabawa jest formą do przygotowania do pracy. Ja nie twierdze że koń jakkolwiek wykorzystywany bawi się ,a nie pracuje. Tak byłem w Kladrubach i fakt że młodzież ma tam się dobrze, ale byłem też w Wiedniu i widziałem bardzo nieszczęśliwe konie. A co do naprawdę surowych  młodych koni to uwierz, że jest ich dużo, tylko ich nie widzisz bo wcześnie kończą na haku całkowicie zdrowiuśkie. Jak chcesz sobie takiego kupić to najlepiej na spędzie, tylko nie wiem czy CI panowie handlarze sprzedadzą  😉
Wiedziałam, że temat folblutów zostanie poruszony, no wiedziałam...

W Anglii jest takie powiedzienie - że folbluta się nie kupuje, folbluta się dostaje. Zgadnijcie, czemu.

I dla przypomnienia - miałam folbluta, który był zajeżdżany "typowo" dla konia wyścigowego, pamiętacie? Tak wyglądał jako koń ośmioletni:



To ma być zdrowy koń? Tak ma wyglądać zdrowy organizm? Dodam, że gdybym się nad nim nie zlitowała, to by skończył, jak około 50% folblutów po wyścigach, czyli jako obiad dla houndów, bo przecież nikt się "szalonymi połamańcami" zająć nie chce. Sześć, dosłownie SZEŚĆ miesięcy fizjoterapii, gimnastyki, dobrego żywienia mi zabrało, aby przestał odczuwać ból. Problem miał praktycznie ze wszystkim - kręgosłup, szyja, miednica, nogi. Non stop odczuwał ból głowy i ponoć wszystko wskazywało na to, że kastracja u niego źle i bardzo boleśnie przebiegła. A to nie były tylko problemy fizyczne, ale również psychiczne. Koń gryzł, wnerwiał się, zalewał czasami potem. Osiem miesięcy katorżniczej pracy i mu przeszło, ale ile ja przez ten czas przeszłam.

I żeby nie było, po roku mojej opieki koń wyglądał tak:



Więc nie chrzańcie, że jeżdżenie na dwulatkach jest ok, bo to jest totalna hipokryzja.
ikarina, wydawało mi się, że napisałam, że z 2-letnich folblutów na torach nie płynie żadne dobro. No ok - wyławia się co twardsze sztuki. Te słabsze to są właśnie te za darmo. A te silniejsze też zostają ruinami, tylko kilka lat później. Te dobre i niewyeksploatowane spełniają się w hodowli - i nie są za darmo.

niesobia, nie wierzę w twoje "naprawdę surowe konie" na spędach. Nie wierzę, bo takie konie są bardzo cenne i jest ich mało. Te na spędach to konie w huk popsute przez człowieka i chowane bez ruchu. Oprócz tych od razu hodowanych z przeznaczeniem na mięso - źrebięcinę dla ludzi.
Moim potrzebom nie odpowiada żaden koń z kameralnej hodowli. Z powodów, które wyłuszczyłam.
Fakt, że konie ze stadnin muszą być drogie. Bo a) najsłabsze sztuki są eliminowane b) przy dużej ilości koni musi pracować dużo ludzi, bo "dzikość" nie znaczy że "zupełnie nic", młodzież musi być zadbana, tylko w minimalnym stopniu; samo zapewnienie ruchu w okresie zimowym wymaga pracowników c) taki koń wymaga kompetentnych osób do wdrożenia do pracy - po prostu profesjonalistów. Ludzka praca kosztuje. Co prawda gdybyś uczciwie policzył każdą godzinę swojej pracy - to twoje dopiero musiałyby być drogie 🙂
W każdym razie do pracy cenię sobie konie typu "tabula rasa", czy też (współcześniej) z wgranym na dysk możliwie jak najprostszym systemem. Konie typu "google wie wszystko" mnie nie interesują. Tzn. interesują - dostarczają pracy 🙂, dużo więcej pracy niż "surowizny", a niektóre zaszłości są nieodwracalne.
Ikarana i tu akurat się z Tobą zgadzam. Też uważam że konie pełnej krwi po karierze na torach ,zwłaszcza wałachy w rozumieniu hodowlanym to szmelc w cenie mięsa. przykre ale prawdziwe. Przykład xx podałem z pełną premedytacją w odpowiedzi na Kladruby. Do tego prowadza dyskusje jak ktoś chce się posiłkować przykładami skrajnymi i o to mi chodziło. A dla polepszenia nastroju  i udowodnienia że nawet w skrajnościach są pozytywne  przypadki podsyłam zdjęcia mojej xx ze źrebakiem prawie 3 miesięcznym. Kobyłę kupiłem 2 lata temu prosto z torów. Przyjechała do mnie w październiku[ tego roku miną dwa lata] ,a we wrześniu szła ostatni wyścig w karierze. Wysznytowana jak chart ,ale w pełni zdrowa nawet bez nakostniaka. Scholar Las  ścigała się 6 lat ,ostatni sezon na płotach , fakt że karierę zaczęła jako 3 a nie 2 latka. Mało tego ma złoty charakter jako koń rekreacyjny dla ogarniętego jeźdźca, skacze wąskie fronty na ścieżkach w lesie bez wnikania i na pełnej petardzie, woda też jej nie straszna ,a za grupą rekreacji może sobie galopować pataj pataj i wcale nie ciągnie jak siedzisz pełnym siadem ,no ale w półsiadzie musisz trzymać jednak nadal do ogarnięcia. Ruch uliczny balony nie robią żadnego wrażenia. Dobra kończę ją chwalić ,ale kocham tą kobyłę głupi ma szczęście trafiła się jak ślepej kurze Ziarko. A źrebak to półkrewka.  😀
ikarina
W całej mojej ponad 20 letniej karierze jeździeckiej, nie spotkałam w PL koni łatwych do zajeżdżenia.Bo wszystko to nie były konie , które byłyby białymi kartkami. Wszystko to było "zabawiane" od źrebaka. A to chodzenie na uwiązie, a to zakładanie kantarka, podawanie nóżek itp. Ok, nie mam nic przeciwko, każdy robi to co uważa za słuszne. Ale aktualnie mądrzejsza doświadczeniem uważam , że konie które nie były "zabawiane" w wieku dziecięcym, łatwiej jest czegokolwiek nauczyć. One to swoje dzieciństwo u nas spędzają beztrosko. Do tego 4 roku życia mają kontak z człowiekiem, tylko w czasie szczepień, karmienia, czy ewentualnego kowala ( bedąc 24h na padokach sporadycznie trzeba je strugać - właściwie prawie wcale ). Jak trafiąją do nas do zajeżdżenia, to też nie zamyka ich się NIGDY w boksie. Te konie trzymane sa na biegalniach i tam zaczynami prace. Co nie jest łatwe, bo musisz sobie takiego konia z takiej biagalni odłowić, założyć kantar i odzielić od stada. Najgorszy jest 1 dzień, bo wtedy jest najwięcej buntu, krzyków do kolegów z biegalni i prób ucieczki. I może cieżko w to uwierzyć , ale 2 dnia już tego nie ma. Zaczynamy wychodzić na lonżowniki, bawić się z tymi końmi i uczymy je jakkolwiek poruszać się po okręgu ( zawsze w 2 osoby- co jest bardzo ważne ), 3 dnia masz w wiekszości przypadków konia który akceptuje ochraniacze, kantar, zaczyna jeść smakołyki z ręki i mozesz czyscic kopyta bez strachu ( mówie w wiekszosci bo wiadomo ze bywaja przypadki które potrzebuja więcej czasu ). Średnio po ok tygodniu zakładamy siodło, po kolku dniach przewieszamy się przez siodło, potem wsiadamy na chwile itp. Po ok 3 tygodniach taki koń porusza się pod siodłem w 3 chodach. Moje konie , które dostaję, zanij jeszcze zaczne na nie wsiadać musza tez stać na luzie przy siodłaniu, czyszczeniu , kąpaniu itp. Nie bije ich, nie zmuszam, nie wiaże. To jest tylko kwestia pracy nad zaufaniem takiego zwierzaka, a jak zaufaja to nawet z najwiekszym dzikusem zrobisz wszystko.

Dlatego jestem stanowczo za tym zeby te konie miały te 4 lata spokoju. Życia jako koń. W stadzie, w dzikości, bez boksu i  bez ingerencji, bo potem już do końca życia musza robić to co my chcemy... . A poza tym widzę ogromna różnice miedzy tymi końmi tutaj, a tymi które miałam "przyjemność" jeździć w PL.

A co do kwesti pieniedzy, to uważam że koń w którego włożyło się tyle pracy, pieniędzy itp ma być drogi. Bo to świadczy o tym że podeszło się do tego konia profesjonalnie od samego poczatku. Począwszy od wychowu, selekcji koni nadajacych się do sportu, po zatrudnienie ludzi którzy zaczynają trening z takim koniem itp. a za tym wszystkim idą ogromne pieniadze.

A jeszcze w ramach ciekawostki to u nas konie nie zaczynaja pracy póki nie odfajkują wizyty u kowala, weterynarza i dentysty ( ten ostatni obowiązkowo - bez tego nie zaczynamy pracy z wędzidłem NIGDY ).
KaNie nie wiem skąd piszesz mówiąc u nas. Ja piszę z Polski ,a konkretnie z Wielkiej Polski i powiem tak, chętnie bym tak konie hodował w ten sposób tylko gdzie bym sprzedał. Pisać na forach jest łatwo. Ja chętnie kupie konia surowego wybieganego na łąkach. Większość tak pisze  😤.Ale  nie przekłada się na realia. Realia wyglądają tak: Przyjeżdża klient i chce konia zdrowego  ,wybieganego ,z dobrym zagramanicznym papierem,skaczącego 1,40 ,spokojnego ,3 letniego, najlepiej ciekawie umaszczonego i ujeżdżonego do minimum L klasy za 5000 pln. Jak mu powiesz że furtka zamyka się z drugiej strony ,a pies jest przy niej w 5 sekund, to z za furtki się dowiesz że w pobliskiej wsi jest taki u gospodarza za 3,5 tys. Dla hodowcy im mniej musisz z koniem robić by go sprzedać tym lepiej, ja z nudów latam na lonży że źrebakami.
niesobia
idąc Twoim tokiem myślenia , rozumiem że żeby konia sprzedać za 5tys to trzeba go najpierw zepsuć lonżując go na wędzidle i na gumach w wieku 1,5 roku? Jaki problem w trzymaniu konia do 3-4 roku życia i potem zaczynanie pracy? Jeśli klient chce konia z takim opisem jak u Ciebie w poście, to uważam że pies dobiegający do furtki w 5 sekund to za mało... . A jeśli TY się swoimi metodami dostosowujesz do takich klientów, to to jest smutne i powoduje nic innego jak psucie rynku, a przedewszystkim szkodzenie zwierzęciu.
KaNie stanowczo mogę Ci powiedzieć że żadnego konia nie popsułem ,a kilka naprawiłem i albo to przyjmujemy za fakt i odnośnik do dalszej dyskusji ,albo nie mamy o czym gadać. Ja elaboratów w swojej obronie nie muszę pisać.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się