Oddawanie prywatnych koni "pod opiekę"

No więc co sądzicie o oddawaniu koni prywatnych(przez ich właścicieli oczywiście) do opieki komuś, chodzi mi tu głównie o jakąś jedną osobę, w tym wypadku raczej "nastolatka". Jaka jest wasza opinia? Czy płaca się oddać konia "w czyjeś ręce". Zakładam ten wątek także dlatego, że ja jestem właśnie taką osobą. Mam konia pewnej Pani pod opieką, gdyż przez jakiś czas nie będzie mogła jeździć. Opiekuję się nią w zamian za jazdę. Z mojego punktu widzenia jest to bardzo dobry pomysł, gdy właściciel nie ma wiele czasu do poświęcenia koniowi. Ja osobiście bardzo dbam o tą klacz, oprócz zabiegów pielęgnacyjnych nierzadko sprzątam jej boks, daje siano itp., ponadto często myję i smaruję jej kopyta, czyszczę ogon wodą i szamponem itp.  😉 Z tego powodu czasem jestem "podśmiechiwany" przez dziewczynki stajenne ( 😅 ) ;p No więc co o tym sądzicie ;D
Gillian   four letter word
02 marca 2009 19:42
układ jest fajny, dopóki Pani nie upomni się o swojego konia i z dnia na dzień możesz zostac, że tak powiem, w pupie. A wtedy to już tylko płacz i zgrzytanie zębów, nie masz umowy o dzierżawę ani nic więc nic Ci się nie nalezy i do nikogo nawet pretensji miec nie możesz.

Takie pytanko, jak rozwiązaliście kwestię odpowiedzialności za ewentualne kontuzje? 🙂
Ja też jestem w takim układzie tzn. opiekuję się koniem obcego człowieka. Dostał on konia w prezencie ślubnym, a że był to prezent niefortunny bo ów pan nie interesuje się końmi postanowił poszukać kogoś do opieki nad nim. W takim układzie za hotel płacimy po połowie, za wszystkie dodatkowe sprawy on. Ja za to dostałam konia "gołego" i kupiłam mu wszystko od kantara, przez ochraniacze po siodło. Mam konia na wyłączność, mogę wsiadać i robić z nim co chcę (oczywiście w sferze zdrowego rozumu). W tym układzie wszyscy są zadowoleni: właściciel nie musi zajmować się koniem (przyjeżdża raz na pół roku), koń jest ruszany, kochany i traktowany jak własny, ja mogę się przekonać jak to jest mieć własnego czterokopytnego i rozwijać się jeździecko 🙂
Raven   Dragon Heart & Shadow Hunter
02 marca 2009 20:02
układ jest fajny, dopóki Pani nie upomni się o swojego konia i z dnia na dzień możesz zostac, że tak powiem, w pupie.

Otóż to. Ja w podobnych układach "bytuję" już parę lat i zdążyłam przyzwyczaić się do takich sytuacji.
Z tym, że wiele zależy na jakiego właściciela sie trafi. Jeden może mieć i konia i nas w nosie, a inny czynnie uczestniczyć w naszych poczynaniach ze zwierzem.
Z jednym można się swobodnie dogadać i być w przyjacielskich stosunkach, albo modlić się żeby się z nim minąć w stajni.
Jednego może zupełnie nie obchodzić co się dzieje z jego koniem, a inny może być nadgorliwy, stale nas kontrolować, oczekiwać raportów z każdego dnia...
Ale jednak najlepiej nie być w konflikcie z właścicielem konia, bo dalsza, dłuższa współpraca może stanąc pod znakiem zapytania.
Mia, że tak zapytam: to po co ten Pan trzyma tego konia? Rozumiem, że ktoś może nie jeździć, trzymać konia dla przyjemności, do pogłaskania, nacieszenia się jego obecnością, jeździć rzadko, ale po co komu koń, z którym KOMPLETNIE nic się nie robi i jeśli on w ogóle kogoś nie interesuje? Tak tylko z ciekawości pytam 😀 Ale to dobrze dla Ciebie!
Ja się wypowiem z drugiej strony - właściciela konia. Bardzo trudno jest znaleźć zaufaną osobę, której można z czystym sumieniem powierzyć zwierzaka. Zawsze kiedy muszę gdzieś wyjechać, albo jestem chora, zostawiam konia pod opieką jednej osoby, no chyba, że i ona nie może się zająć. Nawet jak wiem, że koniem zajmuje się ktoś, komu ufam, zawsze jestem z lekka zdenerwowana, czy coś się nie wydarzy, czy jej nie zrzuci, czy niechcący nie nadepnie itp.

Kiedyś, zanim miałam swoje konie, też zajmowałam się czyimiś, jeździłam, luzakowałam. Zawsze robiłam wszystko najlepiej jak umiałam, opiekowałam się koniem, dbałam o sprzęt, czasem kupowałam swój. Jednym słowem bardzo się przykładałam i może dlatego nieufnie przyglądam się młodym osobom, które robią wrażenie beztroskich. Telepie mnie, jak widzę nonszalanckie zachowania na jazdach, nie szanowanie sprzętu ( rzucanie siodła na ziemię  😤 ) czy wstawianie do boksu konia bez należytego zajęcia się nim. Może tylko u mnie tak jest, ale wśród młodych osób nie widzę wielu, które wydają się godne zaufania.
Nie którzy mają żeby poprostu mieć. Znam pare osób co przyjeżdża tylko do stajni raz na pół roku zapłacić pensjonat. Nie którzy licytują sie nad takim koniem, głaskają, czyszczą, dokarmiają. Ale czy Ja wiem czy on ma tak żle, chodzi na padok z końmi i ma wszystko w nosi, nikt mu po plecach nie skacze...

Moja znów należy do takich koni co lubią jak sie coś z nim robi..
Mia, że tak zapytam: to po co ten Pan trzyma tego konia? Rozumiem, że ktoś może nie jeździć, trzymać konia dla przyjemności, do pogłaskania, nacieszenia się jego obecnością, jeździć rzadko, ale po co komu koń, z którym KOMPLETNIE nic się nie robi i jeśli on w ogóle kogoś nie interesuje? Tak tylko z ciekawości pytam 😀 Ale to dobrze dla Ciebie!


- bo prezentów ślubnych się nie sprzedaje  🤣 tak mówił mi pan ktory też dostał konia od przyszłej żonki , po 4 latach płacenia za pensjonat jednak zmienił zdanie , pan owszem konie lubił , umiał jeżdzić ale niestety nie miał na to całkowicie czasu .
- bo to takie trendy , powiedzieć kolegom że ma sie swojego konia  😀
margaritka   Cantair HBC, a Nerwina na emeryturze;)
02 marca 2009 20:32
znam przypadek ( z poprzedniej stajni) gdzie wlasciciel przyjezdza raz w miesiacy rozliczyc sie za pensjonat nawet do konia nie zajrzy ale raz na pol roku dopadnie go chec jezdzenia i kon chodzi przez tydzien dzien w dzien i z powrotem pol roku wolnego. kiedys bylo gnojowanie i inny kon zostal przestawiony do jego boksu ( tamten kon to angloarab, skarogniady chociaz blizej mu do karego, z mala gwiazdka, a drugi kon wstawiony to skarogniada klacz z rybim okiem, lysina) a wlasciciele przyszli poglaskali klacz( myslac, ze to ich walach 😲) i poszli  🙄
Mia, że tak zapytam: to po co ten Pan trzyma tego konia? Rozumiem, że ktoś może nie jeździć, trzymać konia dla przyjemności, do pogłaskania, nacieszenia się jego obecnością, jeździć rzadko, ale po co komu koń, z którym KOMPLETNIE nic się nie robi i jeśli on w ogóle kogoś nie interesuje? Tak tylko z ciekawości pytam 😀 Ale to dobrze dla Ciebie!


nie wiem dlaczego ta osoba trzyma konia ale znam wiele osób mających konia... i nie "interesujących" sie koniem
bo:
1. kupiłam kobyłę, po 10 mise urodziła  😲 😲 😲, źreb 😲ka dałam na pastwisko i płacę za niego, pastwiska daleko, opieka super, ale widze go raz na pół roku
2. kupiłam konia idacego na rzeź bo miał piękne oczy - nadaje sie do jazdy ale nie jeźdze bo nie mam czasu, nie sprzedam bo jeszcze ktoś na rzeź znów sprzeda
3. mam konia, ale wywalili mnie z pracy - wyjechałam do Anglii gdzie pracuję - koń jest od 2 lat w Polsce, widziałam go ze 2 razy, ma dobrą opiekę itd.
4. mam konia ale urodziłam dziecko - nie mam opcji jechania do konia, widzę go raz na dwa-trzy miesiace
5. mam konia, było fajnie, ale mi się odwidziało - jednak to nie to, stać mnie na utrzymanie, konia nie sprzedam bo go lubię, a nie chce by ktoś go źle traktował czy sprzedał na kiełbasy

i wiele, wiele innych przypadków
Ja przez parę lat byłam w takie sytuacji, opiekowałam się prywatnymi końmi ludzi ze stajni. I z mojego punktu widzenia było to bardzo dobre. Ja mogłam sobie pojeździć, zdobywać doświadczenie w opiece nad koniem, uczyłam się odpowiedzialności. Bardzo dbałam o konie które miałam pod opieką. A właściciel konia miał pewność, że ktoś zwierzaka wyczyścił, wygłaskał, poruszał.
Wadą rzeczywiście było to, że czasem kon np. zmieniał stajnię i oznaczało to rozstanie (a wiadomo, przywiązywałam się jak cholera). Ale nic nie płaciłam za jazdę (bo opiekowanie się końmi sprawiało i nadal sprawia mi przyjemność) więc i tak byłam wdzieczna losowi, że mam możliwość przebywania z konmi, i liczyłam się z tym, że właściciel może konia zabrać.
sosi   szczypior szczypior...
02 marca 2009 21:06
zajmowałam się koniem pewnej pani, która nie mieszkała w kraju, ale średnio raz w miesiącu (czasem częsciej) przyjeżdżała do Polski.
to był kiedyś koń pracujący w rekreacji. jeździłam na niej jakiś czas i super sie z nią dogadywałam. po jakims czasie zaczęłam zastanawaić się nad dzierżawą jakiegoś konia i akurat zadzwoniła do mnie ta pani i powiedziała, że kupiła tamtą klacz i czy mogłabym się zajmować koniem, podczas jej nieobecności (koń pozostał w miejscu gdzie wcześniej pracował)

był jeden warunek - miałam brac treningi u określonej osoby z tego ośrodka (za co jestem ogromnie wdzięczna, bo osoba ta pomogłam nam nie tylko super jeździecko, ale wogóle zawsze służy super radą)
to był fantastyczny układ. ja zajmowałam się koniem 'jak swoim', nie tylko jeździłam i miziałam, ale chodziłam na spacery w ręku, zabierałam codziennie na łączkę żeby się popasła (niestety na padokach brak dobrej trawy), kąpałam, masowałam, odczulałam, wybierałam kupy z boksu i wogóle  😁 myślę, że gdyby była moja, to nie potrafiłabym się nią lepiej zająć
płaciłam tylko za treningi raz w tygodniu, dojazd no i jakies przysmaki dla konia - resztę wszystko opłacała właścicielka.
bardzo odpowiadało mi równiez to, że właśnie co jakiś czas, jak ta pani przyjeżdzała, miałam wolne 🙂
taki układ trwał 2,5 roku. w wakacje zeszłego roku pani wzięła konia do siebie wkońcu. naturalnie bardzo się przywiązałam do tej klaczy i trudno było mi się z nią rozstawać, ale od samego początku wiedziałam że to kiedyś nastąpi więc był tylko płacz , bez zgrzytania zębami

myślę, że jak znajdzie się odpowiednią dla siebie osobę, to taki układ jest super możliwością, godną wzięcia pod uwagę 👀

teraz z drugiej strony: mój chłopak ma konia. niestety nie mamy tyle czasu żebyśmy mogli jeździc do niego 6razy w tyg, no a koń musi sie ruszać...
dlatego udało nam się znaleść pewną panią, która kocha konie, ale nie ma pieniędzy na jazdy, czy dzierżawę. przyjeżdża do stajni 2-3 razy w tyg i rusza konia.
jest osobą dojrzałą i odpowiedzialną. mamy do niej zaufanie - wiemy, że o co poprosimy, to zrobi przy koniu: przygotuje jedzenie, zakropi oko, zrobi wcierkę, a na jeździe nie wpadnie na żaden lekkomyślny pomysł.
czasem dorzuci się do paszy czy kowala no ale przedewszystki to bardzo lubi tego gamonia siwego i dba o niego jak tylko może, więc jesteśmy zadowoleni

co sądzicie o oddawaniu koni prywatnych(przez ich właścicieli oczywiście) do opieki komuś, chodzi mi tu głównie o jakąś jedną osobę, w tym wypadku raczej "nastolatka
naturalnie nie kazdej nastolatce bym oddała konia. ale znam pare młodych osób, którym nie bałabym się powierzyć konia
pozdrawiam
Ja też jestem w takiej sytuacji.
Mam konia na własność tzn. płace za weta, wszystkie szczepienie, odrobaczania etc, za kowala, pasze, witaminy i opłacam sama moje treningi i wyjazdy.
Koń stoi w stajni właścicielka czyli nie musze płacić za boks.
Konia mam na wyłączność, właściciele już na nim nie jeździ (ze względu na wage, 140kg)
Przez stajnie przewinęło się już troche jeźdźców i koń ma przez to troche namieszane.
Jak narazie współpraca układa się super, wszystkie rzeczy mam kupione konkretnie pod tego konia. Własciciel mówi, że Remo ma u niego dożywocie i, że jest nie na sprzedaż (chyba, że ja bym sie kiedyś zdecydowała). Nie było łatwo bo po tylu "specjalistach" stał się bardzo nieufny, ale teraz ufa mi jak nikomu innemu, a ja mam "swojego" konia 😉
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
02 marca 2009 22:02
    Ja jeżdżę teraz dość rzadko, ale jak wsiadam na konia, to właśnie raczej znajomych, bo im czasem coś wypadnie. Przy jeździe na cudzym koniu mam obawy podobne do obaw Leny: czy na mojej jeździe koń nie zakuleje, czy nie spadnę, a koń nie ucieknie i się nie pokiereszuje, czy dobrze zrobiłam jedzenie, czy owijki prawidłowo zawinęłam, pomimo, że nie robię tego pierwszy raz w życiu. Zawsze mam poczucie, że odpowiadam za żywą istotę i to jeszcze nie swoją, czyli podwójna odpowiedzialność.

    Ja z samego poczucia przyzwoitości, przesiewam owies dokładnie, a nie po łebkach, poprawiam w boksie, staram się dokładnie obejrzeć konisko, czy nie ma jakichś ranek czy podobnych rzeczy, a sprzęt zostawić w możliwości w takim stanie, w jakim zastałam, bo wiem, że ktoś mi zaufał i powierzył swoje zwierza i jest to powiedzmy transakcja wymienna: ktoś daje mi jeździć na swoim koniu, a ja się nim zajmuję. Poza tym mam dość duże zamiłowanie do prządku ( dom i pokój są tu wyjątkiem), więc zdarzało się, że jeżdżąc parę razy  konia pewnego zawodnika, który posiadał luzaczkę, jak wparowywałam do siodlarni, to wywracałam pakę, wyrzucałam z niej wszystko, myłam, układałam, przepierałam, smarowałam. Bo po prostu nie umiałam znieść syfu i tego w jakich brudnych i nieprzyjemnych rzeczach musiał chodzić koń, którego tak bardzo lubiłam.

   Patrząc na wszelakie dzieffczynki opiekujące się końmi, jestem przerażona: skakanie bez zgody właścicieli, jakieś szalone galopy, tłuczenie się w ćwiczebnym przez 1,5 godziny... a w stajni kompletny brak poszanowania sprzętu, umycie wędziła to jakaś totalna abstrakcja, koń żeby porządnie zaczyszczony był to też nie bardzo, bo po jeździe, moje drogie jest czas na ploty, a nie zajmowanie się rumakiem.

  Ale może patrzę na to przez pryzmat tego, że mi sama praca w stajni sprawia przyjemność. Od zawsze wiedziałam, że nadaję sie tylko do pracy fizycznej  😉
Mnie się wydaje, że taki układ między właścicielem konia a ludziem dorosłym czy nastolatkiem, ktory chce jeździć a nie ma na czym, jest bardzo fajny. Czasem zdarza się tak, że bogaty gość trzyma sobie ze dwa albo i więcej koników "for fun", bo go na to stać, a na tych koniach jeżdżą albo zatrudnieni jeźdźcy albo tacy właśnie nastolatkowie "jazda za pracę przy koniu". Inny przykład, kiedy człowiek jeździć nie może bo kontuzja/ciąża/chwilowy brak czasu i w takim przypadku też jest fajnie mieć taką drugą osobę bezkoniową, która nam kopytnego ruszy....
Wszystko pięknie ładnie do momentu, kiedy właściciel konia jest normalny, a i jeździec umie jeździć na tyle dobrze i ma zdrowe podejście do konia, że nie poczyni spustoszeń w zdrowiu psychicznym i fizycznym konia.

Też jeszcze dochodzi kwestia samego konia... przykładowo, mając kilka koni i "zatrudniając" do nich takie nastolatki o umiejętnościach rekreacyjnych, na zasadzie pracy za jazdę, raczej nie dałabym im do jazdy świeżo zajeżdżonego konia, czy płochliwego, nerwowego bądź bardziej wymagającego konia, nad którym trzeba pracować, ale mogłyby jeździć na koniu starszym, bardziej doświadczonym, bez większych "odpałów"... z bardzo prostej przyczyny- nie chciałabym, żeby się takiej pracującej coś stało, bo odpowiedzialność poniosę w tym momencie ja, udostępniając "niebezpieczne konie" do jazdy....

[quote="Strzyga"]Patrząc na wszelakie dzieffczynki opiekujące się końmi, jestem przerażona: skakanie bez zgody właścicieli, jakieś szalone galopy, tłuczenie się w ćwiczebnym przez 1,5 godziny...[/quote]
Taaa.... co najlepsze - takich dziewczynek do opiekowania się konikami jest chyba najwięcej.

Inna sprawa to niereformowalni właściciele.... Ludzie kupują konika, niewiele o tym wiedząc, jeszcze najczęściej młodego, szukają jelenia, który im konia podjeździ, bo koń przykładowo chodzi pod siodłem miesiąc i później, jak koń coś umie, odbierają jeleniowi konia. Pal sześć, jak ów "jeleń" będzie na tyle doświadczony, że nad koniem popracuje, ale wydaje mi się, że częstsze są katastrofy typu młody koń + opiekująca się, 14letnia dziewczynka, sama niewiele umiejąca.
Albo właściciel z tej samej półki, tylko taki, którego obecność w siodle, rujnuje w koniu większość rzeczy, czego się konia nauczyło.
christine   zawodnikowanie reaktywacja. on the go.
02 marca 2009 23:09
mnie właśnie spotkała taka sytuacja z powodu mojej kontuzji. zwierza ktoś ruszać musiał, wybór padł- luzaczka trenera. ja w dosyć mocnym zestresowaniu żyłam bo u koniny za często być nie mogę, ale traf chciał, że ją ostatnio z "zaskoku"przyłapałam przy opiece nad Kucuniem.
jeżeli chodzi o jazdę: bez ostrogowo, z super miękką ręka, raczej do przodu, nie za ambitnie ot wygięcia, przejścia, zmiany tempa.
jeżeli o kucyka: troszeczkę wykorzystuje inny sposób jazdy(ze mną nie ma nic do dyskusji, a z nią trochę może 😉 )lekko się chowa w kłusie i kombinuje w galopie- ale to nic "groźnego" szybko się dogadamy; no i trochę jej średnio idą zmiany- Włochaty skrupulatnie wykorzystuje nieumiejętne dawanie pomocy rozpędzeniem, zmianą na raty+brykiem, ale za to dostała wciry od trenerki(zawodniczki ujeżdżenia). mam nadzieje, że to zmiany mu się nie utrwalą bo ma tendencje do tego, ale to jedyna 'wada'
opieka: prima klasa. błyszczący, czyszczony przed i po, kopyta myte, strzałki robione. bez zastrzeżeń żadnych!

mimo mojego strachu jestem bardzo pozytywnie zaskoczona i nie spodziewałam się tego szczególnie, że ma kilka koni od skrzydłami(swojego również). wielki :kwiatek: dla niej. mogę żyć spokojnie 💃
ja mam jedno pytanko z ciekawości bo może wiecie
teoretycznie oddaję konia pod opiekę osobie niepłęnoletniej - dobrze jeźdzącej...
no ale tu klops- ona spada i łamie np. nogę... KTO JEST ODPOWIEDZIALNY ZA TO??
czy jej rodzice mogą np. pociągnąć do odpowiedzialności właściciela konia?
czy nie lepiej spisać  umowę użyczenia itd??
Powiem tak , pracując na stajni całkiem do nie dawna miałam na stajni ekipę dziewczyn które pomagały na stajni w zamian za jazdę , był u nas prywatny koń - klaczka huculska 3 lata do roboty generalnie a właściciele zjawiali się każdego 10 w celu uregulowania opłaty za pensjonat kowala itp Jak to bywa każdego konia na stajni trzeba traktować indywidualnie tak więc jedna z dziewczyn zajmowała się koniem za przysłowiowe dziękuję i czekoladę nie jeżdżąc na kobyle bo surowa , lonżowała ją , kąpała , czyściła kopyta , brała na spacery i powiem wam szczerze że nie zawsze jest tak że te dziewczynki są ble , fe i w ogóle czasem wystarcza im chyba taka świadomość gdzieś że mają swojego "naj" konia którym mogą się zająć i nauczyć się od niego czegoś a przy okazji mieć satysfakcję że one nauczyły czegoś konia.

Na pewno należało by się zastanowić czy powierzanie komuś takiemu konia do jazdy jest aby na pewno bezpieczne i odpowiedzialne z punktu widzenia konia i tej osoby, bo jednak trzeba pamiętać że te osoby są raz niepełnoletnie dwa w razie wypadku z ich winy nie są w stanie zwrócić kosztów leczenia czy nawet samego konia?? Myślę ze to temat do małej analizy .

Dodofon - wg mnie umowa z rodzicami i porozumienie z nimi w tej sprawie to podstawa , ustalenie wszelkich zasad zarówno korzystnych dla Ciebie jak i dla tej osoby , bo jak napisałam wyżej musisz pamiętać że zarówno ta dziewczynka może spaść jak i bezmyślność tej dziewczynki może zniszczyć Ci konia - więc umowa.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
03 marca 2009 08:56
ona spada i łamie np. nogę... KTO JEST ODPOWIEDZIALNY ZA TO??

Jakąkolwiek umowę o oddaniu konia pod opiekę podpisujesz wyłącznie z osobą pełnoletnią (rodzic). W umowie piszesz że na koniu jeżdzi osoba XYZ (dziecko roziców) i że jeździ na własną odpowiedzialnośc że ty nie odpowiadasz za jakiekolwiek uszczerbek na zdrowiu XYZ powstały przy obrządku czy w czasie jazd na koniu.

A czy to nie działa tak, że np jadąc oplem i mając wypadek, to co - salon opla odpowiada za mój wypadek? Ale faktycznie podpisanie takiej umowy wydaje się sensowne ze względu na często rozwydrzonych rodziców.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
03 marca 2009 09:02
oplem i mając wypadek, to co - salon opla odpowiada za mój wypadek

no to by było superfajnie
oplem i mając wypadek, to co - salon opla odpowiada za mój wypadek

no to by było superfajnie


bowiem każdy jeździłby wtedy oplem  😉
Aj tam się czepiacie  🤬 taką markę podałam przykładową  🙂
dobrze wiecie o co mi chodzi  😁
Tak się chyba przyjęło , że jak ktoś nie ma 18 lat a jeździ konno na cudzym koniu to odpowiedzialność częściowo bierze za jakiś wypadek właściciel konia , przynajmniej ja spotkałam takie przypadki , sytuacja jest chyba inna jak ktoś ma umowę z rodzicami tego kogoś. Chociaż wiadomo jazda konna zawsze jest wielką liczbą niewiadomych 🙂 jak ktoś myśli że jeździ się jak na koniu na biegunach w domu to niech nie myśli  😁
Już odpowiadam:  Pan jest z gatunku tych bogatszych, nie mających rodziny, a lubiących popatrzeć na konika 😉 Poza tym przez te lata na pewno przywiązał się do niej (ma ją odkąd skończyła 3 lata, teraz ma 10 😉). Wcześniej dzierżawiła ją inna dziewczyna ale zrezygnowała przez przygotowania do matury ... .
Ja myślę, że właściciel konia też jest ze mnie zadowolony (już pisałam kiedyś w jakimś wątku ta poprzednia dziewczyna była lekko mówiąc nerwowa) traktuję Herę jak własnego konia, jestem odpowiedzialna, a do pomocy i w razie fachowego zdania mam właścicielkę stajni w której trzymam konia- znajomą owego Pana 😉
ja właśnie też mam czasem obawy, że np. ją zepsuję czy źle założę owijki, na szczęście koń jest bardzo spokojny, nie młody, więc dzikich harców się nie muszę spodziewać.
Hmm.... Moim koniem regularnie zajmuje sie zaufana kolezanka. Normalnie przchodzi w tygodniu jak mam dlugo zajecia. Jak wyjezdzam to bierze go w pelna opieke. Na zawodach luzakuje. Z tym, ze jest to osoba sprawdzona, mam do niej zaufanie. No i wiem, ze do mojego konia jest przywiazana jakby byl jej wlasny.
Chociaz i tak sie zawsze troche denerwuje. Zawsze moze sie cos przeciez wydarzyc. Dlatego w dni kiedy jest u konia zamiast mnie to do siebie dzwonimy. 😉
Ja sie najezdzilam w ten sposób sporo, czesc koni byla teoretycznie pod opieka mojego trenera, a w praktyce jezdzilam ja; zas niektórzy wlasciciele uderzali bezposrednio do mnie. Plusy - mozna jezdzic calkiem fajne konie, jest czym sie pozajmowac, nie trzeba miec wlasnego sprzetu, a jak ma sie szczescie, to mozna nawet postartowac. Minus jest jeden, za to niestety zasadniczy, a mianowicie zawsze Ci predzej czy pozniej zabiora.

Taaaaa - Hiacynta - ja miałam problem odwrotny, nie mogłam się pozbyć konia, którego tak właśnie dostałam  😂 zaczepiło już prawie o policję.
Dorotheah   मेरी प्यारी घोड़ी
04 marca 2009 03:47
  Moją klaczunią zajmuje się tylko odpowiedzialny personel pensjonatu i ja (-jak mnie nie ma to klacz intensywniej śmiga po padoku i tyle).  Ona jest po przejściach, była niezrównoważona emocjonalnie, jest nerwowa i elektryczna, a przez to niebezpieczna. Ogółem już jest wyprowadzona. Odpały na maksa są niemal historią, a obecne raczej nie odbiegają od standardu. Ale bardzo łatwo jest takiego konia zepsuć.
Z jednej strony brak dodatkowego opiekuna czasem jest męczący (ale w razie 'w' kogoś do pielęgnacji znajdę), a z drugiej to cholerny luksus i wolność. Zawsze się śmieje, że swego faceta i osobistego wierzchowca  nie powinno się pożyczać...  😉  Nikt mi jej nie ukrzywdzi głupim/ bezmyślnym/ nieprawidłowym zachowaniem czy opieką. Wiem, że zawsze jest dobrze traktowana, albo jest szczęśliwa- w stadzie z kumplami. Klacz też wydaje się bardzo szczęśliwa.
Podejście takie mam w skutek przemyśleń, po pracy z cudzymi końmi : sprzedawanymi po jakimś czasie ; z rosnąca ceną w trakcie ; z szajbniętym/ olewczym/ nadgorliwym właścicielem;  czy po sprzedaży  -zdrowotnie marnowanym na moich oczach ukochanym koniem 😕 .

A widziałam wiele  układów- zazwyczaj kiepskich, a rzadziej udanych. To zależy od tak wielu czynników...że pozostaje mi tylko życzyć wszystkim powodzenia  :kwiatek:

teoretycznie oddaję konia pod opiekę osobie niepełnoletniej - dobrze jeżdżącej...
no ale tu klops- ona spada i łamie np. nogę... KTO JEST ODPOWIEDZIALNY ZA TO??
czy jej rodzice mogą np. pociągnąć do odpowiedzialności właściciela konia?

Z tego co pamiętam to właściciel odpowiada za szkody wyrządzone przez własnego konia ( gdy koń uszkodzi kogoś ; czy coś np. samochód itp.), chyba, że jest stosownie dodatkowo zabezpieczony -odpowiednimi umowami, umowami wewnętrznymi stajni (np. o wyznaczeniu miejsc parkingowych itp.), lub ubezpieczeniem konia. ((-Ale juz wszystkiego nie pamiętam, a i zmienić się mogło trochę- więc ewentualnie proszę o poprawienie mnie.))
Praktycznie z koniem to jest podobno tak jak w tym przykładzie: znajomej szczeniak doga wpadł pod samochód, ledwie go na stole odratowali. I to ona jeszcze musiała płacić właścicielowi auta za naprawę (on nie poniósł żadnych konsekwencji)- bo pies nie był na smyczy, "nie był pod należytą opieką".

Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się