rapsodia

Konto zarejstrowane: 22 stycznia 2013

Najnowsze posty użytkownika:

Oferta Lidla, Netto i innych niekońskich marketów
autor: rapsodia dnia 08 kwietnia 2013 o 21:56
Tyle że fiolet tego softshella z kapturem jest nieco żarówiasty, nie taki bzowy jak na zdjęciu w linku. Jakość niezła, cena też, ale ten kolor trochę mnie zniechęcił...
Oferta Lidla, Netto i innych niekońskich marketów
autor: rapsodia dnia 04 kwietnia 2013 o 21:49
O Dżizas....ktoś dotknięty lidlozą rozpozna na wszywce nazwę Crivit i będzie wiedział, że kurtka z Lidla. A inny może się naciąć- na wystawioną cenę. Ludzie o się Boga nie boją...nawet kapitalizm i prawo do zarobku za wszelką cenę nie usprawiedliwia wszystkiego.
Hala - namiotowa, murowana, duża, mała...
autor: rapsodia dnia 01 kwietnia 2013 o 22:24
Ja znam halę półotwartą, tzn. jest tam blaszany dach na stalowej konstrukcji i jedna lita ściana. Reszta ścian zastawiona jest balotami słomy itp. Podłoże z piachu. Oświetlenie doprowadzone. Nie jest to luksus, deszcz i śnieg zacina, podłoże przy mrozach zamarza, ale lepsze to niż nic. Ostatnio w teren nie dało się jeździć, plac zamarznięty, ślisko, wiatr wyje, a na hali ( a właściwie pod dachem) jednak zaciszniej i pojeździć się dało. Tak więc, gdy się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Lepszy taki "parasol" bez ścian niż gołe pole.
grzybica , świerzb - pasożyty skórne itp.
autor: rapsodia dnia 08 marca 2013 o 21:18
Moja klacz miała podobne zmiany po założeniu nowego kantara z mosiężnymi kółkami. Wet orzekł, że to uczulenie na nikiel ( tylko czy nikiel wchodzi w skład mosiądzu ?). W każdym razie zmieniłam kantar na taki zwykły, parciany za 16 PLN i jest spokój.
czyje to?
autor: rapsodia dnia 03 lutego 2013 o 21:22
Nam  3 lata temu zwiały zimą konie z padoku i poleciały oblodzona szosą w kierunku sąsiedniej wioski. Poleciały, ale na początku bez przekonania i pewnie same by zawróciły, gdyby nie znalazł się idiota w samochodzie, któremu się spieszyło i który jechał za stadem ( 7 sztuk) na długich światłach i TRĄBIĄC  😲 Dopiero na skrzyżowaniu facet  miał szansę wyprzedzić konie i pojechał w lewo a stado zziajane stanęło. Szefowa stajni zdążyła dojechać z załogą, wzięli szefową koni na linkę a reszta poszła dosłownie jak po sznurku. Gdyby nie ten kretyn w samochodzie, pewnie dałyby się złapać  zaraz za stajnią. Ale nerwy były.
DIY, czyli sprzęt wykonywany samodzielnie
autor: rapsodia dnia 03 lutego 2013 o 16:48
Karteczka, Indianwolf, ja szyłam sobie pokrowiec na siodło ujeżdżeniowe. Szyłam z resztki polaru, takiego normalnego, dość cienkiego. Wykrój przerysowałam z innego , gotowego pokrowca, zmieniłam tylko wymiary, tak, by pasowały na długie  ujeżdżeniowe tybinki. O ile pamiętam to były 3 części : 2 "połówki"- szew szedł przez środek siodła- i  trzecia część z tyłu, wchodząca pod tylny łęk . Obszyłam czarną gumą " do majtek", naciągając ją dość mocno. Nie zajęło mi to dużo czasu, przy polarze nie trzeba obrzucać brzegów, bo się nie siepią. Efekt mnie zadowolił, pokrowiec na siodle wygląda prawie profesjonalnie. Jak przyjrzeć się szczegółom , wychodzi amatorszczyzna, ale kto w stajni ma czas na takie szczegóły, gdy trzeba konia czyścić i jeździć.. 🤣 Ale przyznam, że  chyba nie podjęłabym się szycia komuś.... Jeśli macie pojęcie o maszynie, to naprawdę nie jest trudne.
Konserwacja sprzetu metody
autor: rapsodia dnia 25 stycznia 2013 o 22:25
Spokojnie, zamszowi letnia woda z mydłem albo innym delikatnym środkiem piorącym nie zaszkodzi. Miałam kiedyś eleganckie zamszowe czerwone rękawiczki, które koszmarnie zabrudziły mi się, gdy wrzuciłam je do torebki, gdzie niestety była też otwarta torebka cukierków. Rękawiczki były całe w lepkich plamach. Wyprałam je w letniej wodzie z szamponem, szybko wypłukałam w wodzie z solą, odcisnęłam w ręczniku i wysuszyłam. Są jak nowe. W twoim przypadku dopilnowałabym tylko jeszcze wyszczotkowania zamszowych części specjalną szczotką po wysuszeniu. Pomysł ze słoną wodą jest z internetu. Nie wiem, czemu zapobiega słona woda, ale przy rękawiczkach sprawdziła się.
senior w siodle, marzenia i rzeczywistość
autor: rapsodia dnia 22 stycznia 2013 o 11:53
Tania, Famka ja z racji pewnych domowo-zawodowych zobowiązań miewam regularne, 3-4 tygodniowe przerwy w jeździe. Czasem czuję opór przed załadowaniem się w siodło po takiej przerwie ( dodam, że kobyłka jest w tym czasie jeżdżona, nie stoi w boksie). Rozwiązałam to w ten sposób, że albo jadę na półgodzinną lonżę do jednej stajni, albo w teren w drugiej, gdzie instruktor do znudzenia powtarza" To ma być przyjemność, chcesz jechać na uwiązie, lince, żeby czuć się lepiej, proszę bardzo". Na ogół po takiej wycieczce opory znikają, lęk sie ulatnia i znowu, ku rozpaczy małża spędzam w siodle weekendy i tyle popołudni w tygodniu, ile się da.
senior w siodle, marzenia i rzeczywistość
autor: rapsodia dnia 22 stycznia 2013 o 11:08
Nie, no jasne, że młodość to stan umysłu. Ja wciąż się czuję młoda naprawdę, i nie chciałabym mieć znów 30 lat... Wolę swoje 46, bo przynajmniej dzięki koniom jestem bardziej sprawna fizycznie. Ale poza skrajnym przypadkami, nabywanie nowych umiejętności wymagających koordynacji, równowagi i wytrzymałości jes wolniejsze w miarę upływu lat.
senior w siodle, marzenia i rzeczywistość
autor: rapsodia dnia 22 stycznia 2013 o 11:00
Ja zaczęłam przygodę jeździecką około 40-tki ( nie liczę 2 tygodniowego obozu jeździeckiego pod koniec podstawówki, bo zostały mi po nim tylko takie strzępy wiedzy, jak trzymać wodze, z której strony wsiadać na konia i co to jest kłus anglezowany). Jeżdżę od tamtej pory- czyli ponad 6 lat. Najpierw w różnych klubach przystajennych, teraz ( od roku) dorobiłam się własnego wierzchowca. Nie jestem bardzo dobrym jeźdźcem, ale nie jestem też fatalnym. Widzę ograniczenia wieku- to, co mojej córce zajmowało tydzień, ja uczyłam się w kilka miesięcy. Na pewno jestem bardziej niż ona świadoma zagrożeń, bardziej boję się poważnych upadków- inna sprawa, że miałam pecha, że moje upadki w galopie zawsze kończyły się szpitalem. Na pewno trzeba pamiętać o tym, że w moim wieku kości zrastają się wolniej 😉. Ja zawsze byłam noga ze sportów, więc nie było dla mnie niespodzianką, że wolniej opanowuję wszelkie jeździeckie umiejętności.
Nie traktuję się jeszcze jako seniora, ale zamierzam jeździć, jak długo się da. Moja kobyłka jest cierpliwa i spokojna. Mam do niej pełne zaufanie. To wymarzony koń dla kogoś, kto nie ma specjalnych ambicji, a jedynie kocha spędzać weekendy w siodle, jeżdżąc sobie stępikiem i kłusem po lasach i łąkach.
Wśród znajomych koniarzy rozstęp wiekowy jest ogromny- od 12 do 75 lat. Nikt nie ocenia nikogo ze względu na wiek- jedynym kryterium są umiejętności jeździeckie. Najlepiej w naszym gronie jeździ pani 52 letnia, potem pan 75 lat, potem małolaty. Co ciekawe...choć właściwie o oczywiste, negatywny stosunek do jeździectwa seniorów mają moi rówieśnicy, którzy nigdy w siodle nie siedzieli. Podają przykłady Christophera Reeda, Henryka Machalicy, p. Orłosia i twierdzą, że jestem nieodpowiedzialna. Tego, że sami szaleją na nartach bez kasków, już nie dostrzegają...
A jeżeli chodzi o relacje z instruktorami, moje doświadczenia są takie,że byłam traktowana uprzejmie, mimo ,iż na początku naprawdę ciężko mi szło- ale powiedziałam wprost " Jak będziecie wrzeszczeć na mnie, albo żądać zbyt szybkich postępów, nic z tego nie wyjdzie, bo znam siebie, wiem jak się uczę" Byłam traktowana trochę inaczej niż małolaty, ale nie jak grzyb, tylko osoba, która mogłaby prawie być rodzicem instruktora.
A na zakończenie- nawet jak już nie będę mogła wsiąść na konia, to zawsze zostają zabawy z ziemi i cała końska obsługa.  😍