redpepper

Konto zarejstrowane: 14 kwietnia 2014

Najnowsze posty użytkownika:

Pensjonaty, stajnie - Zachodniopomorskie, okolice Szczecina
autor: redpepper dnia 22 lipca 2014 o 13:08
Orientuje się ktoś, jaka cena za pensjonat?
Pensjonaty, stajnie - Zachodniopomorskie, okolice Szczecina
autor: redpepper dnia 22 lipca 2014 o 11:34
Stalam na Bukowym pol roku i nastoletnich koniareczek widzialam od groma - ale z tego co wiem nie ma zakazu jazdy konnej dla nastolatek

Fakt, nie ma, ale niektórym dać samowolkę w pracy z końmi, to jak dać małpie granat i liczyć na to, że nic się nie stanie.
Przynajmniej kiedyś (4-5 lat temu) było tak, że przychodziła tam niezbyt rozgarnięta klientela, która zabierała się za pracę z końmi nie mając o niczym na dobrą sprawę pojęcia. Może teraz jest inaczej, nie wiem.
Jakie tam są teraz warunki? Jest możliwość treningu bez posiadania swojego konia?
Pensjonaty, stajnie - Zachodniopomorskie, okolice Szczecina
autor: redpepper dnia 19 lipca 2014 o 09:59
Przepraszam, ale

Na prawobrzeżu są stajnie sportowe (Bukowe)

Really? Jeszcze niedawno to był kącik nastoletnich koniareczek beztrosko "trenujących" koniki wyjazdami w teren, z których grzały galopem ile się dało do samej stajni i zero rozstępowania (widziane na własne oczy).
Jeśli to stajnia sportowa, to jest jakiś trener? 😉
szkolenia, kursy
autor: redpepper dnia 15 lipca 2014 o 12:37
Orientuje się ktoś w kursach dot. korekcji kopyt, a raczej uprawnieniach potrzebnych do tej pracy?
Czemu "naturalsi" wzbudzają tyle kontrowersji?
autor: redpepper dnia 07 maja 2014 o 14:46
@ Julie

Może zaczynając ode mnie - jeśli chodzi o samą techniczną jazdę, raczej nie ma szału, cały czas czuję, że mi wiele brakuje, dlatego biorę treningi 😉 obecnie to poziom klas L-P. Jeśli chodzi o natural, zgłębiam to zagadnienie od kilku lat i jest zdecydowanie mocniejszą stroną, jednak staram się rozwijać je obie.

Teraz przechodząc do koni, podam Ci przykład mojego podopiecznego Pepe, którego oczko możesz zobaczyć w moim avku. Koń NN, około 4 letni, szlachetnej drobnej budowy, w sumie mało co o nim wiadomo. Nie należy do mnie, ale powierzono mi jego ułożenie. Byłam przy tym, jak koń przyjechał do nowej stajni.

I teraz:
* koń wysiada z przyczepy, a raczej wyskakuje. Niemal panika w oczach. Może jest z natury nerwowy, a może po prostu boi się transportu.
* zostaje puszczony na pastwisko razem z trzema innymi końmi, z którymi przyjechał i znał się wcześniej. Podchodzę do nich; dwa pozostałe wyciągają pyski z ciekawością, on jedyny trzyma się na uboczu. Unika mnie, gdy próbuję podejść. Notuję sobie w głowie, że jest nieśmiały. Może miał przykre doświadczenia z ludźmi, a może to zwyczajna ostrożność płochliwego zwierzęcia?
* konie idą do boksów. Pozostałe zachowują się spokojnie, on jest bardzo nerwowy. Kręci się, próbuje się nawet wydostać. Wcześniej prawdopodobnie chowano go bezstajennie. Natychmiast panikuje, gdy oddziela się go od zaprzyjaźnionej klaczy. Widać, że jest wystraszony, pomrukuje, błyska białkami, kręci się bez przerwy.
* podchodzę do jego boksu. Wygląda na to, że wywołuję jeszcze większy niepokój. Siadam obok niego, nie patrząc na Pepe, oddychając bardzo powoli i dość głośno. Wiem, że spokój ludzi przechodzi na konie. Po 10 minutach Pepe nadal jest pobudzony, ale przestał się kręcić i zaczyna się mną interesować. Obwąchuje, pozwala się pogłaskać.
* przynoszę skrzynkę ze szczotkami. To dla niego nowość, jest zainteresowany, trochę zaniepokojony. Wybieram szczotkę z miękkim włosiem i zaczynam go czyścić. Zauważam, że bardzo szanuje moją przestrzeń osobistą. Nie jest typem dominanta. Przemawiam do niego łagodnie. Zachęcam, by podał mi nogi do czyszczenia. Na początku idzie to opornie, ale po chwili jest już dobrze. Gdy ładnie podaje nogi, nagradzam go głaskaniem. Trochę się uspokaja, opuszcza głowę, nawet przez chwilę żuje siano. Nadal jednak jest spięty. Nic dziwnego, przecież mnie nie zna.
* idę z nim na ujeżdżalnię. Moim celem na razie jest przeprowadzenie join-up (mam nadzieję, że wiecie jak wygląda ten proces, teraz to nie jest tajemnicą 😉). W przypadku Pepe nie zajmuje mi to długo; około dziesięć minut od rozpoczęcia do zauważenia trzech sygnałów - ucho, przeżuwanie, opuszczenie szyi. Okrąża mnie coraz ciaśniej, w końcu nadchodzi moment, gdy sam uznaje mnie za przewodniczkę jego stada. Podchodzi, obwąchuje ramię, po czym jak pies chodzi za mną krok w krok, z pyskiem tuż przy nim. Cel numer jeden osiągnięty, ale to na dziś nie wszystko.
* teraz, gdy Pepe uznał mnie za przewodnika stada, czeka mnie nadal dużo pracy. W jego przypadku głównie nad zaufaniem. Zakładam mu ogłowie z łagodnym wędzidłem. Ciężko było znaleźć takie w stajni na jego mały pyszczek, ale się znalazło. Nie uwiera, nie blokuje. Prowadzę go w ręku i pozwalam mu je żuć, bawić się, w końcu to kompletna nowość. Nie boi się, jest raczej zaskoczony.
* ostrożnie go siodłam (trzymając za kantar). Obwąchuje czaprak, siodło... jest ciekawy. Staram się to robić możliwie delikatnie, ale też nie obchodząc się jak z jajkiem; po prostu tak, jak siodłam wszystkie konie. Podpinam popręg na razie luźno, strzemiona są zawiązane. Koń idzie za mną, na początku trochę sztywno, nie będąc przyzwyczajonym do czegoś na grzbiecie, ale niedługo później opuszcza szyję i parska, rozluźnia się. Nie jest zestresowany. Opuszczam strzemiona i dociągam popręg. Delikatnie obijające się o jego boki budzą niepokój, ale po chwili się do nich przyzwyczaja.
* teraz czas wsiąść. Jestem przygotowana na różne bryki i inne takie niespodzianki. Pepe kręci się przy wsiadaniu, ale udaje mi się znaleźć na jego grzbiecie. Jest strasznie zaskoczony i niepewnie stawia kilka kroków. Kompletnie nie wie, co ma zrobić. Mówię do niego łagodnie, zachęcając do ruchu naprzód delikatnym ruchem bioder. W końcu rozumie, że ma iść do przodu. Idzie na początku strasznie sztywno i pokracznie, drobi, ale po kilku minutach spokojnego stępa opuszcza głowę i parska. Czas na koniec lekcji 😉
* Pepe w stajni zachowuje się już spokojnie. Jest zmęczony, ale też w jego małoletnim móżdżku kłębi się mnóstwo nowych informacji. Ile nowości, może nawet strasznych chwil, ale w gruncie rzeczy nic mu się nie stało. Zaufał przewodnikowi stada i nie stała mu się krzywda. Resztę dnia i noc spędza w stajni i na pastwisku.
* następnego dnia Pepe jest gotowy na nowe wyzwania. Rozpoczął się dla niego cały proces ujeżdżania, a dzięki temu, że od początku oparliśmy naszą relację na łagodności, szacunku i zaufaniu, będzie dobrze nastawiony do nauki i do ludzi.

Pepe ogólnie ma trudny charakter. Jest pobudliwy, nerwowy i nieufny, cały czas wymaga pracy nad tym, by nie był biednym wystraszonym wymoczkiem zmuszonym do tyry. Obecnie wciąż jesteśmy przy początkowych etapach (z racji tego, że obecnie nie mam możliwości regularnej pracy z nim i mamy trochę przerw). Ostatnio byliśmy na stępa w terenie z innymi końmi, sporo też pracujemy z ziemi. Jest kochanym dzieckiem, tylko zagubionym. Nadal nic nie wiem o jego przeszłości.

W ten sposób zajeżdżam konie, wykorzystując elementy naturala i indywidualne cechy zwierzaków. Poprzez użycie metody join-up mam pewność, że hierarchia jest dobrze ustalona, a koń w sposób zgodny z naturą będzie chciał za mną podążać. Jednym postępy idą szybciej, innym wolniej. Chodzi o to, żeby stworzyć sobie dobry grunt do późniejszej pracy, również sportowej, choć jeszcze nie miałam okazji zaobserwować takiej kariery swojego podopiecznego. Żeby zamiast skulonymi uszami i tyłkiem, być witaną postawionymi uszkami, wyciągniętym pysiem i błyskiem w oczku. Sama ciągle się uczę od koni, bo każdy pokazuje mi coś nowego. O to właśnie chodzi w naturalu... nie o jazdę na sznurku czy pyrganie konia patykiem za 100 zł. A sam join-up to kwestia kilku do kilkudziesięciu minut, jeśli robimy to odpowiednio, bo nasza własna postawa ma bardzo duże znaczenie.


@ halo

Koń to dla mnie partner przy pracy. Mamy swój podział zadań, pracujemy jako zespół 😉 i on, i ja się czegoś uczymy, chociaż nasze role nie są takie same. Może lepiej określić, że jesteśmy zespołem, o. W zespole jest lider i są wykonawcy. Ale zespół osiąga najlepszy wynik, jeśli jest zgrany i zmotywowany.
Chodzi mi tu o ludzi, którzy myślą egoistycznie jedynie o własnej satysfakcji z jazdy, czy też osiągnięciach, a nie pomyślą nad swoim koniem. Sporo jest takich osób, niestety. Nie mówię przy tym, że jest to ktoś z Was. 😉
Czemu "naturalsi" wzbudzają tyle kontrowersji?
autor: redpepper dnia 07 maja 2014 o 12:31
Przy następnej wizycie poproszę kogoś o porobienie mi zdjęć. 😉
Czemu "naturalsi" wzbudzają tyle kontrowersji?
autor: redpepper dnia 07 maja 2014 o 11:53
A ja jestem naturalsem. Właściwie, opieram się na naturalu na samych początkach pracy z koniem, przy zajeżdżaniu go, budowaniu więzi, potem zaś stopniowo przeplatam to z klasyką.
Widzę, że właściwie pojęcie o naturalu jest dość wątłe wśród klasyków, i często oparte na jakimś żenującym widoku w wykonaniu jego miłośnika, który zapadł w pamięci. Lub braku zrozumienia.

Demonizowanie siodła, wędzidła? A skąd 😉 z jednej strony nie dziwie się ludziom, u których rozmaite piły w końskim pysku budzą sprzeciw, bo sama do takich należę. Jak dla mnie to po prostu świadczy o braku umiejętności. Jednak czym innym jest łagodne, dobrze dopasowane wędzidło i delikatna ręka. Sama jeżdżę na wędzidłach (wciąż naturalnie!). To po prostu narzędzie, którym można zrobić krzywdę lub użyć go prawidłowo, tak jak nożem możesz pokroić chleb, albo kogoś zabić.

Gloryfikowanie oczywistych czynności? Tylko że te "oczywistości" bywają poważnie zaniedbane również u osób dobrze jeżdżących. Mam złe odczucia, gdy ktoś podchodzi z siodłem do boksu, a koń w reakcji kuli uszy i odwraca się tyłem. Jest jasne, że dla tego konia praca z człowiekiem nie jest przyjemna, że nie jest odpowiednio zmotywowany, że dla niego to przykry obowiązek. Natural właśnie zmienia ten tok końskiego myślenia. Z "niestety muszę" staje się "niby muszę, ale nie jest tak źle", a potem z kolei następuje "chcę". Postęp się buduje od małych rzeczy. Więc nie ma co lekceważyć zadzierania łba przy zakładaniu ogłowia czy skulonych uszu na nasz widok. To drugie jest co najmniej przykre.

Jest wiele osób wyjątkowo nieudolnie podchodzących do naturala, skąd się nie dziwie, że budują taki a nie inny obraz tej szkoły. Ja jednak jestem do niej przekonana. Czemu?

Raz, dobrze jest znać sposób myślenia konia, chociaż spróbować wyobrazić sobie, jak widzi on świat. W jaki sposób się uczy, jak długo potrafi się koncentrować, co go motywuje a co zniechęca. Jak dla niego dobrać nagrodę i karę. Szczerze, ile osób się nad tym zastanawia? Trenując konie w sposób po prostu przyjęty jako właściwy? Niby każdy jeździec wie, że najważniejsze jest dobro i zadowolenie konia, jego zdrowie i komfort... tylko w takim razie skąd ta ogromna ilość przeganaszowanych koni na treningach, rozprężalniach, zawodach? Albo usilne pracowanie z koniem, który wyraźnie tego nie chce i na pewno nie jest to dla niego dobre ani komfortowe? Oczywiście, że nie powinniśmy rezygnować. Trzeba tylko sprawić, żebyśmy dla konia byli partnerami, a nie kimś porównywalnym z uciążliwym nauczycielem lub szefem. A do tego między innymi służy natural.

Dwa, to jest moim zdaniem najlepszy sposób na zajeżdżanie młodych koni. Koń sam podąża za swoją naturą, my go niczego nie musimy tak naprawdę uczyć, a jedynie manipulować jego naturalnymi reakcjami i mechanizmami. Zajeżdżałam w ten sposób konie i efekty są bardzo dobre. Przede wszystkim brak zbędnego rozciągnięcia w czasie, bo w ciągu niecałej godziny z surowego konia otrzymujemy spokojne zwierzę, które toleruje człowieka na grzbiecie i wszystkie czynności z tym związane. Nie ma stresu, nie ma strachu. Oczywiście to jest tylko zajeżdżenie, początek całej nauki, jednak te fundamenty są niezmiernie ważne. Pierwsze siodło, pierwsze wędzidło, pierwsze odczucie działania pomocy. Pierwszy człowiek, który coś każe. Koń to przecież długo pamięta.

Siedzenie w stajni do usranej śmierci? Hm, lubię czasami usiąść z końmi na pastwisku i poczytać książkę, bo lubię ich obecność. Tak samo lubię pójść na spacer czy posiedzieć trochę w boksie z dzieciakiem którego układam. Ale nie znam nikogo, kto by przesiadywał w stajni 24/7 i jeszcze cały czas spał w boksie 😉

Ustąpienie przy niepowodzeniu ma znaczenie. Dlaczego? To wyobraź sobie, że ktoś ci daje super trudne zadanie z matematyki, którego nie rozumiesz. Zostało ci wyjaśnione jak je zrobić, nakierowano cię odpowiednio, ale nadal nie jesteś w stanie. Po prostu cię ono przerasta. Być może brak ci znajomości poprzednich zagadnień, które są niezbędne żeby je zrobić. I jak, będziesz siedzieć nad nim bezowocnie godzinę, czując presję nauczyciela, czy wolisz, żeby najpierw zwrócić uwagę na te brakujące elementy i cierpliwie pouzupełniać braki, dopiero później próbując ponownie (na następnej lekcji)?
Nie ma nic złego w powiedzeniu sobie i koniowi "trudno, nie tym razem" i zajęciu się czymś innym, przede wszystkim wzmocnieniu tych elementów potrzebnych do tego, czego się końcowo oczekuje. Konie to nie jakieś bestie, które tylko się czają aby wykorzystać każdą twoją "słabość" i mieć we wnętrzu dzikie poczucie satysfakcji, "o hehe, wygrałem, wyszło na moje, taaaak! Dzisiaj ona, jutro cała cywilizacja!" 🤣 może ludzie wiedzieliby między innymi o tym, gdyby nie odnosili się do naturalnych metod z taką pogardą?

Teraz druga strona medalu - ludzie nieumiejętnie używający naturala. Tak, ręce czasami opadają, bo przesada w żadną stronę nie jest dobra. I moim zdaniem, nie potrzebujemy do tego żadnej specjalnej linki, patyków i innych pierdół, wystarczy nam to, co się przeciętnie ma w stajni. To jest tylko marketing.
Głęboki niesmak budzi we mnie zarówno widok pierdoły bojącej się czegokolwiek zabronić lub ukarać konia, jak i do przesady zganaszowanego zwierzaka, drepczącego w kółko w tej pozycji od pół godziny.

Prawdziwy naturalsowy jeździec to wcale nie ktoś, kto się boi koni, w ogóle skąd taki pogląd  🤔 to osoba, która chce zgłębiać końską psychikę i wykorzystywać to przy treningu, opierać go na niej.
Sama jeżdżę "normalnie" w siodle, na wędzidle, a czasami i bez nich. Po parkurze, ujeżdżalni, w terenie. Zawsze staram się dbać przede wszystkim o to, żeby moi kopytni podopieczni czuli się przy mnie komfortowo, mieli zaufanie, szacunek, chętnie wykonywali polecenia i byli spokojni. Nawet ci bardziej temperamentni i płochliwi są wyraźnie spokojniejsi przy takich metodach.