hej dziewczyny 🙂 Melduje sie po dluuugiej przerwie! Musze spokojnie nadrobic zaleglosci, nie wiem kiedy sie wyrobie 😎
MOj kochany synek ma juz 7 tygodni i ja dopero pomalu pochodze do siebie. I fizycznie i psychocznie. Ale chyba bardziej to drugie. Pisalam wam, ze maly byl po porodzie na neo. Mialam bardzo ciezki, dluuugi porod (22 h), niestety zakonczony cesarka. Maly byl wstawiony zle (tylno potylicznie) i ja dostalam infekcji ( porod zaczal sie odejsciem wod ). Musielismy podjad jednak decyzje o cieciu. Sam porod nie wiem czy opisywac, jak jest ktos zainteresowany to dajcie znac, wtedy zrobie relacje. Powiemtylko tyle, ze mimo ciezkiego przebiegu wspominam go bardzo dobrze. Do prawie samego konca moglam robic co chce, mialam wsparcie meza i poloznych, nie bylo zbednej medykalizacji, nie chcialam lekow ani zzo, rodzilam tak jak chcialam. Bol byl niezemski (przez zle ulozenie dziecka mialam tylko krzyzowe bole) ale czulam ta moc natury, tego powera, ktory wprowadzil mnie w jakis dziwny trans. To, ze tak dlugo moglam zawalczyc o porod naturalny zawdzieczam poloznym ale glownie profesorowi, ktory bym na dyzuze i bardzo chcial mi pomoc to marzenie spelnic. Niestety sie nie udalo 🙁 to on zrobil mi cesarke i "obiecal" ze drugim razem sie uda. dostalam medal za wytrwalosc 🙂
Niestety synka zabrali na oddzial, bo mial problemy adaptacyjne (najprawdopodoniej spowodowane przez ciezki dugi przebieg, walil czolem w moja kosc lonowa) , infekcje (okazalo sie podejrzeniem) i mocne spadki z cukrem (mialam cukrzyce i bralam insuline). Na neo zniszczyli mi dziecko na butelce i wiele dni walczylam o karmienie piersia. Gdyby nie wlasna wytrwalosc, nigdy bym nie karmila. Wszedzie gadaja o wsparciu, o mocy karmienia ale szczerze nie zaznalam prawdziwej pomocy. na koncu okazalo sie, ze mam zespol Raynauda i dlatego mam mega bole przy i po karmieniu. Gdyby nie moja dociekliwosc i chec walki to maly bylby ma butli tylko. PRzez dwa tygodnie karmilam tylko piersia, niestety przez bole musialam zaczac dokarmiac. To znow spowodowalo, ze wpadlam w mega dola, czulam sie ze zawiodlam na pelnej lini, bo przeciez kazda normalna kobieta powinna karmic, zaciskac zeby, etc. Krag sie krecil, tracilam sile, czulam ze to skonczy sie deprecha. Trwalo troche zanim pojelam, ze flaszka mm czy dwie na dobe nie spowoduja, ze bede gorsza matke. Wrecz przeciwnie, od kiedy dalam te flache czy dwie mm poczulam ze zaczynam zyc, miec wiecej energii i ochoty do opieki nad synkiem. Nie bylam tylko cycem ( polaczonym z lzami z bolu - bo karmilam i plakalam) ale zaczelam bym tez matka. Szczerze, to naczytalam sie za duzo cyckowej Al Kaidy, za malo sluchalam siebie i swoich potrzeb. Potrafilam plakac nad kazda flacha mm z zalu i nad kazdym karmieniem z bolu. dwa Pi r i kolo sie zamyka... ( DO rozumu najbardziej przemowila mi nasza Anka, za co jej jestem dozgonnie wdzieczna :kwiatek: Od kiedy biore leki (Mg, Ca, B6) i grzeje piersi, moge znow karmic pare razy dziennie synka i nawet sciagam na jedno karmienie. I wreszcie jestem szczesliwa 🙂
a to ten maly klocus: