Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje

desire   Druhu nieoceniony...
01 sierpnia 2018 23:25
Ja się zawsze muszę wysikać bezpośrednio przed wyjściem albo spaniem. I jeśli wyjście się przedłuży o 10 minut to muszę sikać jeszcze raz, mimo, że wiem, że nie ma to sensu. Jak się położę w łóżku i muszę na chwilę wstać, bo o czymś zapomniałam to też muszę iść do łazienki... Staram się z tym walczyć bo to uciążliwe jaka cholera, ale kiepsko mi idzie...


Piąteczka!  🏇
[quote author=Strzyga]Po to pdfy maja opcje przybliżania i oddalania. Kindla kocham i w zyciu bym nie oddała. [/quote]

Jak pisałem: a mnie konieczność klikania po to, żeby coś zobaczyć, irytuje - w przypadku książek mi to "z definicji" niepotrzebne.

[quote author=Strzyga]Ja pracuje na 2 monitory i wirtualny komputer. [/quote]
Ja zaś często pracuję na 3-4 dużych dokumentach tekstowych jednocześnie, a charakter tej pracy jest tego rodzaju, że muszę ogarniać je naraz i samo przełączanie się między okienkami bywa mocno upierdliwe. Nieważne - chodzi o to, że wszystko ma swoje zastosowanie i niech każdy ma to, co mu odpowiada. Chyba trochę bez sensu jest aż takie drążenie tematu, bo grozi to wspomnianą nerwica natręctw w rodzaju: "tylko w dni parzyste czytam wydruki dla zdrowia moich oczu, w nieparzyste za to obowiązkowo z ekranu dla dobra Matki Ziemi i przeciwko nadciągającej pladze Wysoko Cywilizowanych Karaluchów" 😉

[quote author=Strzyga]Ale ja jestem z ludzi, których jara robienie formatowania kondycyjnego w excelu. [/quote]

Strzyga: bez urazy i w sensie ogólnym: a mnie wpienia "nowomowa" jak wyżej. Rozumiem, że masz na myśli "conditional formatting", czyli formatowanie warunkowe, a przecież między "kondycją" a "warunkiem" w języku polskim jest przepaść... Drugi przykład to powszechne nadużywanie słowa "epicki" niezgodnie z jego sensem i przeznaczeniem - to jeszcze większa i niestety powszechniejsza głupota niż przed laty idiotyczne stosowanie "bynajmniej" jako zamiennika "przynajmniej". Trzeci - bełkot typu "powołano specgrupę" - ale to mnie też i bawi, bo posługują się tym namiętnie media prawicowe, które nie cierpią Rosja, a przecież taka zbitka to czysty rusycyzm 😀  Nie jestem zatwardziałym purystą językowym, ale zawsze powtarzam za Sapkowskim: "Możemy nosić chińskie ciuchy, jeździć czeskimi autami, patrzeć w japońskie telewizory, gotować w niemieckich garnkach hiszpańskie pomidory i norweskie łososie. Co do kultury, to jednak wypadałoby mieć własną." A język jest przecież tej kultruy najważniejszą podstawą.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
03 sierpnia 2018 07:09
rollnick, sorasy, naprawdę nie umiesz używać skrótu „alt” + „tab”?

Co do formatowania to cóż, rozmawiałyśmy o tym juz z deą w co mnie śmieszy. Pracuje po angielsku i jakoś kurde, nie zamierzam przepraszać 😀
[quote author=Strzyga]rollnick, sorasy, naprawdę nie umiesz używać skrótu „alt” + „tab”? [/quote]

Umiem. Tylko że pisałem o wygodzie i ergonomii, w których nie o to chodzi, żeby co chwila się przełączać między okienkami, lecz o to, żeby bez potrzeby ciągłego przełączania ogarniać wszystko naraz i ze swobodą. Alt+Tab jest dla mnie OK jak mam 2-3 okna; jak mam ich kilkanaście to już trudno mi mówić o wygodzie. Uwaga: w powyższym zdaniu podkreślam słowa: "dla mnie" i "mi" - bo "de gustibus...".

[quote author=Strzyga]Co do formatowania to cóż, rozmawiałyśmy o tym juz z deą w co mnie śmieszy. Pracuje po angielsku i jakoś kurde, nie zamierzam przepraszać 😀 [/quote]
Nie miałem na myśli żadnego przepraszania, wyraziłem tylko swoje zdanie, które sprowadza się do tego: pracuję po angielsku - ok, zatem "conditional formatting"; pracuję po polsku - to używam "formatowania warunkowego".
Natomiast "formatowanie kondycyjne" to potworek językowy najczystszej krwi. Jak od mnóstwa lat pracuję w zawodzie informatyka tak nie słyszałem, żeby ktoś faktycznie z branży używał takiego określenia.
Z tego typu dziwotworami spotykałem się natomiast nazbyt często wśród osób, które tylko przyuczone do obsługi pewnych obcojęzycznych systemów nie znały lub nie chciały znać pewnych terminów. No i wtedy padały teksty w rodzaju "zadzwoń do astrenta bo sofgarda padła". Bełkot.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
03 sierpnia 2018 07:28
Ja zaś często pracuję na 3-4 dużych dokumentach tekstowych jednocześnie, a charakter tej pracy jest tego rodzaju, że muszę ogarniać je naraz i samo przełączanie się między okienkami bywa mocno upierdliwe.


Nic tak fajnie się nie sprawdza jak dwa monitory 😉 U mnie w robocie się to sprawdza, ale prawdopodobnie nie jest eko  😁
Nadal w pełni popieram rollnicka.
Może to zależy od naszego sposobu zapamiętywania, w każdym razie rozłożenie kartek na biurku nie jest porównywalne z przeskakiwaniem między okienkami. Nie i już! 😉

Tak w temacie
Artykuł o pisaniu odręcznym



A z innej beczki.
Z racji upałów zaczęło mnie zastanawiać... gdzie jeżdżą na wakacji mieszkańcy Hawajów, Wysp Kanaryjskich? Albo nawet Włosi i Grecy? Albo mieszkańcy południowych rejonów Azji?
Dla nas wakacje = ciepłe kraje. A dla nich? 

Włosi na urlopy często jeżdżą do Włoch  😀 Jest to półwysep tak zróżnicowany geograficznie + 2 wyspy, że nawet dla nich jest co tam zwiedzać i mają różnice w klimacie (i w języku i kulturze  😁 )
A tak poza tym to wszyscy Włosi i Hiszpanie których znam podróżują zupełnie tak samo jak inni europejczycy, do ciepłych krajów (Grecja, Hiszpania, Włochy, Portugalia, Chorwacja no i poza europejskie kierunki).
Grecy tez jezdza do Grecji (glownie na wyspy).
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
03 sierpnia 2018 08:49
rollnick, widzisz, tylko ja nie jestem informatykiem. Tak samo jak latami pracując na angielskim fotoszopie, nie bede sie uczyła tego jak ktos to tłumaczy. Dlaczego? BO SZKODA MI ŻYCIA.
rollnick - a co jest złego w zdaniu "zadzwoń do astrenta, sowgarda padła"? Tak się składa, że pracowałam jako ten "dzwoniący" i ten "dzwoniony" - o 1:30 w nocy, kiedy sypie Ci się wszystko, masz czerwony ekran, dzwonienie do "dyżurnego" (niech będzie po polsku) z tekstem, "wybacz, że przeszkadzam, ale dostaliśmy właśnie incydent na maszynę taką i taką, bo zaplanowana kopia zapasowa bazy skończyła się z błędem" jest co najmniej zabawne...
Generalnie telefony wyglądały dokładnie tak : Hej, sowgarda na xxx leży, wysyłam ticket".
Wiadomo, że postronny nie ma pojęcia o co chodzi, w środowisku IT jest to normalny slang, nie ma w tym nic dziwnego....
Viridila   ZKoniaSpadłam & NaturalBitsBay
03 sierpnia 2018 13:14
Już widzę, jak odpowiednio tłumaczy się całą masę zwrotów - normalnych dla IT (i pokrewnych). Pracuję jako programista i nie wyobrażam sobie nie używać takiej "nowomowy" (bo dla niektórych w polskie zdanie wplecenie zwrotu angielskiego już jest "nowomową nie do strawienia" :hihi🙂. Fakt, są zwroty, których nie używam (np. HR'owe "challengować" :hihi🙂, ale cała masa słów/zwrotów pochodząca z ang (i będąca po prostu angielskimi słowami) wpleciona w bardziej lub mniej techniczną rozmowę w pracy to.. norma. Ba, bez znajomości tych zwrotów mega ciężko było by chociażby z szukaniem w dokumentacji, na portalach typu stack overflow czy na wszelkich dyskusyjnych polach (grupy FB czy wielonarodowy kanał na Discord - "magicznie" zarówno polach, anglik, hindus i japończyk są w stanie się dogadać :P). Ale taka specyfika zawodu i - wyśmiewanie tego - jest moim zdaniem zwyczajnie.. brakiem wiedzy o tym jak "spolszczanie" (czy na inne rodzime języki) mogło by utrudnić życie (a raczej opóźnić pracę niekiedy, całkiem znacznie; no.. szkoda mi czasu by było też, po prostu). Fakt, jak jest dobry zamiennik to się go używa, ale takich jest bardzo mało 😉

Od x lat mam problem jak rodzicom wyjaśnić "po polsku" że programuję i na frontendzie, i na backendzie, więc może ktoś pomoże? :P Metafora ze sklepem trafiła (w sensie co robi frontend, a co backend - tj. kod pisany po każdej ze stron, samo wyjaśnienie, że jest x języków programowania było ciekawym wyzwaniem 😀), ale same słowa budzą w nich nadal zmieszanie 😉 No, ale oni z tych szybko zapominających i średnio obytych w temacie 😉
Strzyga: bez urazy i w sensie ogólnym: a mnie wpienia "nowomowa" jak wyżej. Rozumiem, że masz na myśli "conditional formatting", czyli formatowanie warunkowe, a przecież między "kondycją" a "warunkiem" w języku polskim jest przepaść... Drugi przykład to powszechne nadużywanie słowa "epicki" niezgodnie z jego sensem i przeznaczeniem - to jeszcze większa i niestety powszechniejsza głupota niż przed laty idiotyczne stosowanie "bynajmniej" jako zamiennika "przynajmniej". Trzeci - bełkot typu "powołano specgrupę" - ale to mnie też i bawi, bo posługują się tym namiętnie media prawicowe, które nie cierpią Rosja, a przecież taka zbitka to czysty rusycyzm 😀  Nie jestem zatwardziałym purystą językowym, ale zawsze powtarzam za Sapkowskim: "Możemy nosić chińskie ciuchy, jeździć czeskimi autami, patrzeć w japońskie telewizory, gotować w niemieckich garnkach hiszpańskie pomidory i norweskie łososie. Co do kultury, to jednak wypadałoby mieć własną." A język jest przecież tej kultruy najważniejszą podstawą.


Jeszcze "klinika" na szkolenie czy kurs.

Ja w pracy posługuję się językiem angielskim, ale poza pracą staram się jak mogę nie posługiwać się takimi potworkami językowymi. NIE SZKODA MI ŻYCIA.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
03 sierpnia 2018 13:34
To Wprawię was w drgawki mówiąc, ze jak wychodze z pracy to mowię ze proceduję do exitu.
W drgawki mnie nie wprawiłaś, jedynie zadziwiłaś, że można chwalić się takim niechlujstwem językowym. 
Viridila - ja też pracuję jako programista i w sumie to, jakiego słowa użyję (polskiego, angielskiego, spolszczonego) zależy do kogo mówię. Inaczej mówię na szkoleniach dla początkujących programistów, inaczej wysławiam się podczas codziennych spotkań ze współpracownikami, inaczej rozmawiam z ludźmi w stajni... I jeśli ktoś mnie nie zrozumiał - to znaczy, że nie dopasowałam komunikatu do odbiorcy, nie trakuję tego jako wyśmiewanie. Moim celem jest komunikacja z drugim człowiekiem, a nie popisanie się jaka to nie jestem przesiąknięta środowiskiem ze swoim dialektem :-) W sumie z tym dopasowaniem komunikatu do odbiorcy jest tak samo w samym programowaniu nie? Szybko wyrasta się z pisania kodu może i finezyjnego i wykorzystującego najnowsze poznane "skróty myślowe, ale za to niezrozumiałego dla reszty zespołu :-) ( wg mojego doświadczenia po około roku pracy w mądrym zespole )

A co do frontendu i backendu ... :-)

Czy jest tutaj ktoś, kto zaczyna większość czynności o równych godzinach albo o takich okrągłych jak np. 9:15, 9:30 itp ?
Mam tak od zawsze, ostatnio rozmawiałam o tym z moim TŻ, dla niego nie jest problemem iść pobiegać np. o 8:27, a ja MUSZĘ czekać do 8:30 bo normalnie mnie zęby bolą jak widzę taka godzinę  😁
Jak się zabieram za pracę, to mam ustalone że np. do 11😲0 robię to, jak mi się przeciągnie to nie zacznę następnego zadania np.11:11  tylko musi być 11:15  😁


Nigdy się z takim podejściem nie spotkałam i jestem bardzo ciekawa, jak się z tym żyje. Nie jest to kłopotliwe w pracy? Masz nagłe zadanie, musisz zrobić coś na wczoraj, ale odczekujesz 13 minut 48 sekund? Nie było kłopotliwe podczas nauki – test zaczyna się o 8😲2, czekasz na 8:15, skracając sobie czas na rozwiązanie testu? A co np z pociągami czy autobusami?  Wybierasz tylko takie, które odjeżdżają o okrągłych godzinach i minutach?
Viridila   ZKoniaSpadłam & NaturalBitsBay
03 sierpnia 2018 15:33
KonieAMI, wiadomo - i jest to oczywiste - że słowa i ich dobór zależą od miejsca oraz odbiorcy 😉 W stajni jest inaczej, w pracy inaczej ect. - już widzę jakbym zaczęła do ludzi mówić "stajennym slangiem". Wystarczy, że czasami jak chcę żeby ktoś np. zrobił mi miejsce przy lodówce (bo chcę mleko do kawy, a jest tam wąsko i akurat ktoś stoi, i gada) to wymsknie mi się takie spokojne "Przejdź" 😁 Dla mnie jedynie zabawna jest postawa, w której ktoś wyśmiewa samą ideę używania np. angielskich zwrotów w pracy (gdzie odbiorcą jest współpracownik, dla którego ten zwrot jest w pełni zrozumiały) i usilnie próbuje "wyłamywać się" na polskie odpowiedniki twierdząc iż język polski jest bogaty (nie twierdzę, że nie jest, ale nie na wszystko mamy dobre zamienniki po prostu) i ktoś go kaleczy, a sam używa np. na Instagramie zwrotów typu "Było cool!" 😀
[quote author=kolebka link=topic=80308.msg2799542#msg2799542 date=1532864452]
Czy jest tutaj ktoś, kto zaczyna większość czynności o równych godzinach albo o takich okrągłych jak np. 9:15, 9:30 itp ?
Mam tak od zawsze, ostatnio rozmawiałam o tym z moim TŻ, dla niego nie jest problemem iść pobiegać np. o 8:27, a ja MUSZĘ czekać do 8:30 bo normalnie mnie zęby bolą jak widzę taka godzinę  😁
Jak się zabieram za pracę, to mam ustalone że np. do 11😲0 robię to, jak mi się przeciągnie to nie zacznę następnego zadania np.11:11  tylko musi być 11:15  😁


Nigdy się z takim podejściem nie spotkałam i jestem bardzo ciekawa, jak się z tym żyje. Nie jest to kłopotliwe w pracy? Masz nagłe zadanie, musisz zrobić coś na wczoraj, ale odczekujesz 13 minut 48 sekund? Nie było kłopotliwe podczas nauki – test zaczyna się o 8😲2, czekasz na 8:15, skracając sobie czas na rozwiązanie testu? A co np z pociągami czy autobusami?  Wybierasz tylko takie, które odjeżdżają o okrągłych godzinach i minutach?

[/quote]

trusia  nie nie, to nie jest aż tak zaawansowane  😂  Jeśli mam coś na już do zrobienia, to robię, podobnie komunikacja i inne życiowe zadania. Z snem też nie czekam do równej, tylko ide spać  🤣


Natomiast jeśli np.mam zaplanować trening albo nie wiem, popołudniową drzemkę, zjedzenie obiadu, spacer z psem itp to zawsze o takich ładnych i okrągłych godzinach. Taki przykład z dnia codziennego:
6:45 pobudka
7:30 spacer z psami
8😲0 powrót do domu
8:30 wyjazd do pracy
9-17 praca
17:30 dom
19😲0-20😲0 trening
20:30 kolacja
22:30 kładę się do łóżka, jak zasnę to zasnę  😁

Wiadomo, że jak sie zdarzy korek w drodze powrotnej i wrócę 17:38 to nie umrę, podobnie jesli się okaże że mam mega słaby dzień i biegowo dałam radę przez 27min ale staram się mieścić w ramach czasowych, które sobie określam kazdego dnia 😉
Taki system rozpisywania harmonogramu to jest całkiem normalna sprawa i wiele osób tak robi. Czy to dla płaszczyzny prywatnej czy służbowej.
Oczywiście pewnie jest spora liczba osób, które się będę dziwić, że tak się planuje dzień. Ale na przykład dla mnie to normalne. Łatwiej mi się zorganizować jeśli sobie rozpiszę harmonogram.


Znowu zrobię wtrącenie.
Oglądałyście film lub serial Botoks? (jestem po 2 odcinku - upał + okres próbny dla Showmax 😉 )
Rozumiem typową dla Patryka Vegi konwencję. Ma być brudno, smutno, brutalnie, itd. Kumulacja tego, co najgorsze. Pokazywanie trudnych tematów w brzydkiej oprawie. Ok.
Ale zastanawiam się na ile to ma przełożenie na rzeczywisty stan. Naprawdę tak łatwo przymyka się oko w służbie zdrowia na takie sytuacje jak pokazane w serialu?
Jasne, nie żyję w szklanej bańce. Rozumiem, że wszędzie zdarzają się osoby o 100% tumiwisizmie, wszędzie zdarzają się alkoholicy, wszędzie zdarzają się cwaniaczki, itd. Niestety nie raz, w różnych środowiskach, miałam okazję takich ludzi obserwować. Ale naprawdę to tak łatwo się tuszuje? Naprawdę jest tyle cichego przyzwolenia na dowolne przekraczanie praw i obowiązków? 
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
03 sierpnia 2018 20:34

Nie, oczywiście że nie mówiłaś. Sorry jeśli zostałam źle zrozumiana.



A kto to taki niechlujny językowo? Wstyd...  😁
IMO to kwestia dopasowania tresci do odbiorcy, jakby mi ktos bez powodu przy piwie zaczal walic procedowaniem do exitu i padajaca sowgarda to bym uznala, ze ani chybi pretensjonalny buc, ale jak odbiorca ogarnia przekaz to who cares? Tez w pracy czy na studiach mamy swoj slang, bo jest wygodniej i swiat sie od tego nie konczy.

Kiedys mnie bardziej cisnelo na puryzm jezykowy, a teraz to emigracja i internaszynal studia poniszczyly 😁
[quote author=KasiaWu]rollnick - a co jest złego w zdaniu "zadzwoń do astrenta, sowgarda padła"? Tak się składa, że pracowałam jako ten "dzwoniący" i ten "dzwoniony" (...)
Wiadomo, że postronny nie ma pojęcia o co chodzi, w środowisku IT jest to normalny slang, nie ma w tym nic dziwnego....[/quote]
Otóż moim zdaniem jest to oczywiście slang, ale jednak niezupełnie normalny.

Każdy może mieć swoje zdanie, ale moim zdaniem językiem IT w środowisku międzynarodowym jest właśnie język angielski. Powyższe słowa (może nie wszyscy się orientują) są spolszczeniami z francuskiego. Francuzi to jedna z kilku nacji, której przedstawiciele uważają się za lepszych od reszty świata i wyrażają to m.in. dość powszechną niechęcią do używania języków obcych w powiązaniu z oczekiwaniem, że każdy ich rozmówca pochodzący z innego kraju ma obowiązek płynnie mówić do nich po francusku. Ok, niech i tak będzie - choć sensu w takim podejściu nie ma za grosz, to jestem w stanie przyjąć do swojej wiadomości czyjś egocentryzm i zadufanie. Jednocześnie jednak nie widzę powodu, dla którego sam miałbym temu hołdować, aprobując i rozpowszechniając takie potworne quasi-spolszczenia z tego języka w sytuacji, gdy przecież mamy polskie odpowiedniki, a na co dzień także używamy powszechnie uznanych i przyjętych terminów wziętych wprost z języka angielskiego lub pochodzących z angielskiego i zgrabnie spolszczonych ("komputer", "interfejs" itp.)

rollnick - tyle, że we francuskim korpo, w którym pracuję, spora część ekipy (ta polska) po angielsku to nie za bardzo kuma. Większość z nich to romaniści, kontaktu z anglofonami niewiele, więc przyjęła się sowgarda zamiast bakapu i astrent zamiast onkola... i nie widzę w tym nic zdrożnego. W jakim języku się pracuje, taki się spolszcza.
Zwykle, kiedy trzeba się skomunikować ze stroną, która po francusku "nipanimaje" (Rosjanie, Rumuni, Anglicy czy moi "ulubieni" Hindusi) następuje paniczne poszukiwanie kogoś na ołpenspejsie, kto ogarnie rozmowę.
Ja nie mam problemu, mnie bez różnicy, czy padł bakap, czy sowgarda.
To, że Francuzi mają awersję do anglojęzycznych sformułowań, to fakt, ale Niemcy mają podobnie, Hiszpanie również (przynajmniej w sferze IT, nie wiem, jak w innych sferach językowych). Ale z drugiej strony, oni robią dokładnie to, co zostało tu uznane za plus - pilnują czystości języka, nie wplątując makaronizmów, tylko z uporem maniaka posługując się własnymi określeniami.
Swoją drogą, odwdzięczają się światu swoim słownictwem jeździeckim czy baletowym na przykład - maneż, dresaż, piaff, lonża, galop - to są słowa z francuskiego, spolszczone przez nas. Nie ma potrzeby wymyślać nowych, skoro te używane są ogólnie na całym świecie...



Ascaia - co do Botoksu, nie wiem, jak teraz, może w ciągu ostatnich lat standardy się poprawiły, ale ten film bardzo pasuje do tego, co działo się w służbie zdrowia, gdy jeszcze byłam jej częścią...
Chlanie na dyżurze - jest
Kupowanie papierów - jest
Załatwianie diagnoz/aktów zgonu po fakcie - jak najbardziej
otwieranie klinik przez ludzi bez pojęcia (zwłaszcza medycyny estetycznej, która wtedy dopiero raczkowała) - oczywiście...
nie wypowiem się na temat produkowania cud-leku na bazie cukru pudru, bo nie miałam za dużo do czynienia z firmami farmaceutycznymi od środka, ale za wprowadzenie super-duper nowej protezy (w efekcie dużo droższej i gorszej jakości) do obrotu w danym szpitalu, cały blok operacyjny miał grubą imprezę za friko w lokalu, a ordynator jechał na zajebiste wakacje.
Czy muszę wspominać, że lekarze często operują swoją "prywatę" na salach operacyjnych szpitala, w którym pracują? Wystarczy odpalić trochę ordynatorowi i asyście, pielęgniarki stoją za darmo i tylko po jakości zabiegu widzą, czy to pacjent z NFZ czy prywatny...
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
04 sierpnia 2018 19:03

Swoją drogą, odwdzięczają się światu swoim słownictwem jeździeckim czy baletowym na przykład - maneż, dresaż, piaff, lonża, galop - to są słowa z francuskiego, spolszczone przez nas. Nie ma potrzeby wymyślać nowych, skoro te używane są ogólnie na całym świecie...



Jest potrzeba, czystość języka 😀
[quote author=KasiaWu]we francuskim korpo, w którym pracuję, spora część ekipy (ta polska) po angielsku to nie za bardzo kuma. Większość z nich to romaniści, kontaktu z anglofonami niewiele, więc przyjęła się sowgarda zamiast bakapu i astrent zamiast onkola... i nie widzę w tym nic zdrożnego. W jakim języku się pracuje, taki się spolszcza.[/quote]

No to wyobraź sobie, że w odpowiedzi napiszę ci na re-volcie coś złożonego z pokręconych "spolszczeń" z języka koreańskiego - bo w takim gronie się obracam. Dogadamy się, czy raczej będziesz poirytowana ?

A co do korporacji: pracując kiedyś w takowej (branża IT) miałem wątpliwą przyjemność zostać skierowanym do pracy przy obsłudze francuskich klientów, z francuskiego znając jedynie "merde" (bardzo to było profesjonalne ze strony firmy...). Mimo to dawało się to jakoś ogarnąć, gdyby nie właśnie taki bełkot ze strony współpracowniczek. No, ale było tak, jak napisałaś: jedna to historyczka, druga - przedszkolanka, trzecia - po hotelarstwie... Żadna z branży, zero wiedzy innej, niż procedury, więc stworzyły sobie własny slang, nie patrząc na to, że na ich grupce świat się przecież nie kończy.

Francuzi nie mają awersji do anglojęzycznych sformułowań, tylko do wszelkich języków obcych ze szczególnym uwzględnieniem angielskiego (a taki Szekspir to dla nich "le petit poseur" 😉 ) Niemcy mają podobnie, ale o wiele prędzej dogadasz się po angielsku z Niemcem, niż z Francuzem. Natomiast czy maniackie pilnowanie czystości języka jest ok ? Nie jestem przekonany. Jeśli ktoś coś wymyślił (doskonały przykład: komputer), może nadać temu nazwę i zwykle nie zawsze ma sens tworzenie w innych językach odpowiedników, prościej i z większą korzyścią jest bazować na oryginale, dostosowując go tylko do specyfiki własnego języka (czyli właśnie komputer, a nie computer). Owszem, Czesi mają swój počítač, a Francuzi "ordynatora", ale już Niemcy zachowali na szczęście zdrowy rozsądek.

Dygresja: pamiętam nasze polskie dysputy w latach 80-tych na temat tego jak nazwać (koniecznie po naszemu) plotter, interfejs itd. - w toku paroletnich dyskusji spłodzono "dla idei" mnóstwo potworków językowych, z których nie przyjął się absolutnie żaden. Problem jest zresztą stary jak świat - mnóstwo lat temu takie dyskusje prowadzono np. na temat słowa "parasol", usiłując na siłę, acz bezskutecznie  wypromować "deszczochron". Nie udało się - być może jest to specyfika naszego języka, który przecież aż ocieka makaronizmami - toż przecież takie swojsko brzmiące słowa jak "dom", czy "szkoła" też mają swe źródła w obcych krajach 😀

[quote author=KasiaWu link=topic=80308.msg2800609#msg2800609 date=1533374482]

Swoją drogą, odwdzięczają się światu swoim słownictwem jeździeckim czy baletowym na przykład - maneż, dresaż, piaff, lonża, galop - to są słowa z francuskiego, spolszczone przez nas. Nie ma potrzeby wymyślać nowych, skoro te używane są ogólnie na całym świecie...



Jest potrzeba, czystość języka 😀
[/quote]

Spoko, w takim razie chętnie poczytam, jak, dbając o czystość języka, zaczniesz wymyślać nowe nazwy dla słów pochodzących z innej mowy...
O ile dresaż można zastąpić ujeżdżeniem, a plier od biedy przysiadem, to ciekawa jestem jakie słowo będzie zastąpieniem matematyki na przykład... idąc dalej takim tokiem, powinniśmy również wymyślić swoje cyfry, bo przecież używamy arabskich i zrezygnować z miar metrycznych na rzecz "staj" i "łokci", bo przecież miara metryczna też nie nasza...
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
05 sierpnia 2018 08:38
KasiaWu, zapytaj trusie 😀
[quote author=trusia link=topic=80308.msg2798516#msg2798516 date=1532416789]

Nie, oczywiście że nie mówiłaś. Sorry jeśli zostałam źle zrozumiana.



A kto to taki niechlujny językowo? Wstyd...  😁
[/quote]

Napisałam "staram się". Czy tak bardzo przesiąklaś tą manierą,  że nie rozumiesz prostych sformułowań po polsku?  Owszem, wstyd.

KasiaWu, zapytaj trusie 😀


A niby o co? Czy ja wypowiadam się o słowach, które już w języku się przyjęły? Mówię o potworkach językowych typu proceduję do exitu (jeśli już, dlaczego nie dfo egzitu  :lol🙂 czy używaniu słów, które mają polski odpowiednik, a używane w brzmieniu obcojęzycznym mają zupełnie inne znaczenie, jak np kilinka.

Inną wersją takiego zjawiska jest lenistwo profesjonalnych tłumaczy posługujących się słowami przyjętymi w języku polskim, ale w innym znaczeniu, bo w brzmią tak samo, jak w języku z którego tłumaczą. Np. ostatnio zetknęłam się z wyrażeniem "ekspert sądowym".  Po polsku taka osoba nazywa się biegły sądowy, a tłumacz powinien włożyć trochę wysiłku w to, co robi, bo bierze za to pieniądze.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
05 sierpnia 2018 09:27
trusia, czyli wszyscy są niechlujami, a Tobie sie zdarzają tylko wpadki? To duzo mowi o Tobie jako o człowieku 🙂


Tymczasem język jest żywy i te rzeczy, które obecnie są przyjęte, kiedyś były niechlujnymi spolszczeniami i „jakiemuś kretynowi” nie chciało sie szukać polskiego odpowiednika, to napisał pasaż.
busch   Mad god's blessing.
05 sierpnia 2018 13:05
Uzus zawsze wygra z językoznawstwem normatywnym, więc mnie trochę bawią takie dyskusje. Jak świat światem języki przyjmują wyrazy obce; cukier, drut, cegła i szpital jakoś nam się podobają jako polskie słowa, prawda?

A w ogóle wrzucanie do jednego wora języka codziennego z rozmaitymi profesjolektami to zupełnie pomieszanie pojęć. Jeźdźcy też rozumiem powinni się opamiętać w używaniu tylu zapożyczeń bo osoby spoza środowiska nie rozumieją?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się