KasiaWu

Konto zarejstrowane: 17 września 2013

Najnowsze posty użytkownika:

Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: KasiaWu dnia 19 lipca 2019 o 12:00
Sivrite - szukanie konia dorosłego, czyli w pełni rozwiniętego ale jednocześnie surowego to w tym przypadku mądry wybór? W sensie, zajeżdżasz konia od początku inaczej, od razu przygotowując go do pracy z osoba niepełnosprawna. Czy się mylę?
U nas temat koni dla osób niepełnosprawnych w ogóle kuleje, nie ma ani ośrodków, które skupiałyby się na tym, ani ostodkow które oferowałyby każde osobom niepełnosprawnym. U nas nawet konia do hipo jest ciężko kupić dobrego, bo zwykle są to „normalne” konie, tyle, że niższe i spokojne. Na zachodzie konie do hipoterapii od podstaw zajeżdża się inaczej, chociażby oswajając je z innym rozłożeniem ciężaru, czy brakiem równowagi jeźdźca. Więc jeśli jesteś niepełnosprawny, chcesz jeździć i Cię na to stać, to najlepiej kupić dorosłego surowego konia z dobrą głowa i oddać go w trening.
Sandra pieniądze zbierała na jeden miesiąc treningu, konie kupiła za swoje pieniądze, więc nadal nie widzę „deja”.
Miała odwagę prosić o pomoc - super. Z resztą, wielu niepełnosprawnych sportowców ma swoje zbiórki skierowane do fanów, zbierają na lepszy sprzęt, na wyjazd na zawody i tak dalej. Zbierają tez ci zdrowi, którzy chcą coś zrobić, a nie maja za co. W czym gorsza była zbiórka Sandry od zbiórki paraujezdzeniowca z jednej ze śląskich stajni, który zbierał właśnie na konia zrobionego pod siebie?
Jasne, że są różne zbiórki - jest zbiórka na dziecko z siatkowczakiem, psy ze schronisk, albo na trening konia i każda jest dla kogoś mega ważna. I każda jest dobrowolna.
Argument „nigdy bym nie poprosiła obcych ludzi o pieniądze, bo to uwłaczające, gdyż powod zbyt błachy” jest trochę do kitu, bo nigdy nie będziemy w sytuacji identycznej jak ten, który prosi.

Co do intensywności mojego prostowania na forum już się nie będę wypowiadać, bo dalej uważam, że nie ma to najmniejszego znaczenia 😉
Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: KasiaWu dnia 19 lipca 2019 o 08:14
Smarcik, szukaj dalej, bo nadal nie masz racji - podpowiedz - szukaj na forum regionalnym Trójmiasta 😉 Ale wciąż nie wiem, co moja aktywność na forum ma do tego czy mogę, czy nie mogę się wypowiadać... masz większe prawo do wydawania opinii, bo spędzasz pół dnia w internecie? Jak masz na to czas to luz.

A co do piramidy finansowej - są jeszcze ludzie, którzy wierzą, że przy minimalnej inwestycji zbiją w rok jakiś ogromny kapitał? Cena naiwności bywa zabójcza.

Co do Eterowej nie będę się wypowiadać, bo jej  nie znam, ale Sandrę i owszem. I nie robi nic takiego, co możnaby uznać chociaż za nieodpowiednie. Kupiła konia, sprzedała konia, założyła zbiórkę na miesiąc treningu? Super, gdybym miała grupę na fejsie licząca tyle sztuk obserwujących to tez bym pewnie skorzystała z takiej możliwości w wyjątkowej sytuacji. I gdzie tu dej? W tej zbiórce z zeszłego roku?
Sprzedaje konia drożej niż kupiła? O mój bobrze, jak tak można? No naprawdę, panny, wrzućcie na luz.
I jeszcze jedno - muchozol, ja nigdzie nie wspomniałam nawet o kalectwie Santi. Mając na myśli trudną sytuację mówiłam o tym, że dowiedziała się, że nie może jeździć.
I moim zdaniem akurat wymiana konia świadczy tutaj o roztropności - lepiej sprzedać fajnego, dobrze ułożonego konia, dać mu możliwość dalszego rozwoju w nowym domu i sobie kupić coś  mniejszego...
Jeszcze jeden świetny argument - „koń musi być urodziwy”... o matko z córka, to rzeczywiście zarzut... trudno z nim dyskutować...

Udanego piąteczku 😉
Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: KasiaWu dnia 18 lipca 2019 o 19:01
smarcik - a co to ma do rzeczy, po co wchodzę na forum? To, że mało się udzielam jakoś umniejsza moją wartość czy co? To nie mogę się odezwać, bo nie odzywam się gdzie indziej? Zdaje się dodatkowo, że moją aktywność na forum prześledziłaś dość pobieżnie. Ale mniejsza o to. To czy się śmieję z Indianki to inna sprawa - biorąc pod uwagę skalę zła, które uczyniła, wyśmianie jej obecnych prób wybielenia się to jedna z rzeczy, na które bezkarnie sobie pozwalam.
A co do morałów - każdy zrobi jak uważa, moim zdaniem obrabianie dupy osobom w sytuacjach dla nich trudnych (nie z ich winy) to jest dno i metr mułu, zwłaszcza, że wcześniej jakoś cisza była - zwłaszcza w sprawie Eterowej.
I porównanie którejś z tamtych dwóch dziewczyn do Indianki jest co najmniej niesmaczne. Ale przecież nie będę ci prawić morałów, bo dwa posty w jeden dzień, to i tak dużo jak dla mnie  🤣
Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: KasiaWu dnia 18 lipca 2019 o 15:08
Nie znam Eterowej, nie miałam pojęcia, że ktoś taki istnieje, dopiero po Waszych wpisach tutaj skojarzyłam jej zbiórkę na ratowanie konia na fejsie.
Wszyscy mówią o przekrętach, nikt nie chce powiedzieć o co chodzi - co ona takiego zrobiła, że aż tyle jadu się ulewa? Znowu gadki "wiem, ale nie powiem"
. Podobnie z Sandrą - "pani X co miała konie A,B,C, zrobiła to i to" - nie chce mi się sprawdzać, kto tutaj przyzwał temat Sandry jako pierwszy, ale, powiem Ci, autorze tej wzmianki, że zarówno Ty, jak i późniejszych kilka osób, nie możecie się pochwalić nadmiarem cywilnej odwagi. I czy macie rację czy nie, Wasze zachowanie brzydzi mnie bardziej, niż "końskie podmianki" Santi.
Więc jak już macie odwagę obgadać za plecami, to chociaż róbcie to z twarzą.

Indianki nikt się nie boi wymienić z imienia i nazwiska, bo wszyscy wiedzą, że ona może co najwyżej pogardłować na was na blogu. Boicie się, że Santi Was opisze na fejsie, a tam już trochę większy zasięg i wyszłoby szybko kto to jest takim "obgaduszkiem"?
W przypadku obu Pań - Eterowej i Sandry z Waszej strony ŻE-NU-ŁA! Zagrywki w stylu "bo ja słyszałam, bo ktoś mi powiedział, co mu powiedział brata matki drugi mąż" to jest poziom znacznie poniżej piaskownicy.
I być może Eterowa ma za uszami (nie wiem, nie znam), ale nagonka i pisanie, że konia żal (jakby koń złamał nogę przez to, jego właścicielka jest taka czy siaka....) to jest poziom znacznie poniżej piaskownicy.

Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: KasiaWu dnia 15 lipca 2019 o 09:00
Ech, co to jest za baba...
Nie było mnie chwilę, więc nadrabiam zaległości - paszport Fineasza spoko, sama sobie dopisała oo przy nazwach rodziców i długopisem zmieniła imię  😜
I biedna nie wie, że to nie ma żadnej mocy?
Jestem ciekawa, czy ona w ogóle wie, jaka jest biurokracja przy zmianie właściciela konia zarejestrowanego w Jockey Clubie... Obracanie takimi końmi musi być rejestrowane na bieżąco przecież...
Nic dziwnego, że po 17 latach na koniach się nie zna, skoro po całym życiu z RZS nawet nie potrafi poprawnie nazwać choroby. Ale za to zapamiętała, że dostała zastrzyki z debecyliny... szkoda tylko, że to nie jest lek na RZS, za to na kiłę, jak najbardziej 😀
No i to siedmioletnie leczenie... WOW, Izka, naprawdę? Dopisz jeszcze, że wiązali cię do łóżka, będzie bardziej dramatycznie... albo, że dostałaś szczękościsku i musieli cię poić wodą z cukrem, bo nic innego nie było w stanie przejść...
Wysil tą swoją imaginację, żeby bajeczka była jeszcze bardziej dramatyczna 😀


Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: KasiaWu dnia 10 czerwca 2019 o 08:40
orangebay - bardzo bym chciała, żeby ten artykuł przeczytały psychofanki Tary...
Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: KasiaWu dnia 24 maja 2019 o 15:51
Z całym szacunkiem dla akcji przeciwko indiance, niesobia, jesteś jednak dość kolorowym bytem, zauważalnym i głośnym - widać to choćby na fejsie. I o ile można się zgodzić z Twoimi racjami lub nie (np przeciwko Panu Młoteczkowi, jak go nazywasz) o tyle poziom przekazania tych racji zawsze jest rażący i nawet jeśli jest dużo prawdy w tym, co piszesz, to i tak prawda ta ginie między jednym a drugim wykrzyknikiem.
Z resztą, ostatnio zaatakowałeś jakąś Bogu ducha winną behawiorystkę/trenerkę, tylko za to, że kończyła szkolenia u instruktorów Parellego, nie znając ani jej dorobku treningowego ani jej samej.  Bo dla Ciebie NH to "idioci w kapeluszach" i każdy następny czerpiący wiedzę z ich doświadczeń też jest idiotą. I to, że TY tak twierdzisz powinno wystarczyć wszystkim innym do uznania Twojej racji.
Ja wiem, że Tobie blisko do szlacheckich idei, ale głosowanie przez aklamację już dawno wyszło z mody. I tak sobie myślę, że będąc na forum w zdecydowanej mniejszości, jako posiadacz chromosomów XY, warto byłoby jednak uznać, że czasem można wyjść ze swojej sfery komfortu i zachować się bardziej jak szlachcic podczas mszy niż jak ten sam szlachcic w trakcie palenia tatarskiej wsi.
Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: KasiaWu dnia 16 maja 2019 o 12:08
Od dłuższego czasu nie pisałam nic w temacie Indianki, bo i po co.
Konie odebrane, rozprawa w toku i liczę mocno na to, że Redlarska dostanie najwyższą mozliwą karę...

I tak się tylko od jakiegoś czasu zastanawiam... Indianko, siadasz czasem wieczorem w tym swoim barłogu i płaczesz nad tym, jak koncertowo zniszczyłaś sobie życie?
Chciałabym bardzo wierzyć, że to wszystko co piszesz, to jest tylko poza, którą sobie narzuciłaś i która teraz Cię mocno gniecie... A wystarczyłoby tak niewiele, żeby choć część osób wyciągnęła pomocną dłoń - ponownie...
Taka z Ciebie pani katoliczka - rachunek sumienia, żal za grzechy i postanowienie poprawy - tylko i aż tyle... mam nadzieję, że choć sama przed sobą potrafisz się przyznać...

Rozmawiałam w sprawie indianki ze znajomą sędzią - po powierzchownym zapoznaniu się ze sprawą uważa, że kara ograniczenia wolności jest dość prawdopodobna - zwłaszcza obecnie, kiedy sądy coraz chętniej wymierzają kary bezwzględnego więzienia za znęcanie się nad zwierzętami (ostatnio gość dostał zdaje się 5,5 roku łącznej kary, z czego 4,5 było za skatowanie i zabicie psa swojej partnerki). Natomiast co do zakazy posiadania zwierząt to maksymalnie długi okres to 15 lat z tego co mi wiadomo...
Za 15 lat od wyroku Indianka będzie już starą babą, więc istnieje szansa, że nie będzie jej się chciało żadnego zwierzęcia posiadać...

Przy okazji - czy mogłabym dostać na priv adres/y pod który/które można wysłać jakąś pomoc rzeczową?

pensjonaty w okolicach trójmiasta
autor: KasiaWu dnia 29 kwietnia 2019 o 11:56
Cześć,
Szukam miejsca w stajni dla kobyły. Nie zależy mi na hali, karuzelach i innych "ą", "ę" - szukam miejsca, gdzie koń będzie wychodził na łąki a w zimie na padok z sianem.
Jedyny warunek konieczny to WIATA na pastwisku - kobyła ma ciężki headshaking i podczas opadów musi się gdzieś schować, bo inaczej tak zaczyna machać głową, że może sobie zrobić krzywdę. A tak to mogą byś stajnie przydomowe albo małe stajnie angielskie - nie ma wymagań co do 'super-hiper" infrastruktury. Boks na noc, łąka w dzień i ta nieszczęsna wiata, żeby koń mógł schować głowę chociaż.
Bardzo proszę o sprawdzone miejsca - ja jestem na Śląsku i stąd będziemy kobyłę wieźć pod koniec maja, o ile znajdziemy miejsce (właścicielka w trakcie przeprowadzki do Trójmiasta). Najchętniej od razu z numerami telefonów i ceną, jeśli to nie jest zbyt wiele.
Pozdrawiam
Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: KasiaWu dnia 05 sierpnia 2018 o 08:31
[quote author=KasiaWu link=topic=80308.msg2800609#msg2800609 date=1533374482]

Swoją drogą, odwdzięczają się światu swoim słownictwem jeździeckim czy baletowym na przykład - maneż, dresaż, piaff, lonża, galop - to są słowa z francuskiego, spolszczone przez nas. Nie ma potrzeby wymyślać nowych, skoro te używane są ogólnie na całym świecie...



Jest potrzeba, czystość języka 😀
[/quote]

Spoko, w takim razie chętnie poczytam, jak, dbając o czystość języka, zaczniesz wymyślać nowe nazwy dla słów pochodzących z innej mowy...
O ile dresaż można zastąpić ujeżdżeniem, a plier od biedy przysiadem, to ciekawa jestem jakie słowo będzie zastąpieniem matematyki na przykład... idąc dalej takim tokiem, powinniśmy również wymyślić swoje cyfry, bo przecież używamy arabskich i zrezygnować z miar metrycznych na rzecz "staj" i "łokci", bo przecież miara metryczna też nie nasza...
Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: KasiaWu dnia 04 sierpnia 2018 o 10:21
rollnick - tyle, że we francuskim korpo, w którym pracuję, spora część ekipy (ta polska) po angielsku to nie za bardzo kuma. Większość z nich to romaniści, kontaktu z anglofonami niewiele, więc przyjęła się sowgarda zamiast bakapu i astrent zamiast onkola... i nie widzę w tym nic zdrożnego. W jakim języku się pracuje, taki się spolszcza.
Zwykle, kiedy trzeba się skomunikować ze stroną, która po francusku "nipanimaje" (Rosjanie, Rumuni, Anglicy czy moi "ulubieni" Hindusi) następuje paniczne poszukiwanie kogoś na ołpenspejsie, kto ogarnie rozmowę.
Ja nie mam problemu, mnie bez różnicy, czy padł bakap, czy sowgarda.
To, że Francuzi mają awersję do anglojęzycznych sformułowań, to fakt, ale Niemcy mają podobnie, Hiszpanie również (przynajmniej w sferze IT, nie wiem, jak w innych sferach językowych). Ale z drugiej strony, oni robią dokładnie to, co zostało tu uznane za plus - pilnują czystości języka, nie wplątując makaronizmów, tylko z uporem maniaka posługując się własnymi określeniami.
Swoją drogą, odwdzięczają się światu swoim słownictwem jeździeckim czy baletowym na przykład - maneż, dresaż, piaff, lonża, galop - to są słowa z francuskiego, spolszczone przez nas. Nie ma potrzeby wymyślać nowych, skoro te używane są ogólnie na całym świecie...



Ascaia - co do Botoksu, nie wiem, jak teraz, może w ciągu ostatnich lat standardy się poprawiły, ale ten film bardzo pasuje do tego, co działo się w służbie zdrowia, gdy jeszcze byłam jej częścią...
Chlanie na dyżurze - jest
Kupowanie papierów - jest
Załatwianie diagnoz/aktów zgonu po fakcie - jak najbardziej
otwieranie klinik przez ludzi bez pojęcia (zwłaszcza medycyny estetycznej, która wtedy dopiero raczkowała) - oczywiście...
nie wypowiem się na temat produkowania cud-leku na bazie cukru pudru, bo nie miałam za dużo do czynienia z firmami farmaceutycznymi od środka, ale za wprowadzenie super-duper nowej protezy (w efekcie dużo droższej i gorszej jakości) do obrotu w danym szpitalu, cały blok operacyjny miał grubą imprezę za friko w lokalu, a ordynator jechał na zajebiste wakacje.
Czy muszę wspominać, że lekarze często operują swoją "prywatę" na salach operacyjnych szpitala, w którym pracują? Wystarczy odpalić trochę ordynatorowi i asyście, pielęgniarki stoją za darmo i tylko po jakości zabiegu widzą, czy to pacjent z NFZ czy prywatny...
Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: KasiaWu dnia 03 sierpnia 2018 o 09:31
rollnick - a co jest złego w zdaniu "zadzwoń do astrenta, sowgarda padła"? Tak się składa, że pracowałam jako ten "dzwoniący" i ten "dzwoniony" - o 1:30 w nocy, kiedy sypie Ci się wszystko, masz czerwony ekran, dzwonienie do "dyżurnego" (niech będzie po polsku) z tekstem, "wybacz, że przeszkadzam, ale dostaliśmy właśnie incydent na maszynę taką i taką, bo zaplanowana kopia zapasowa bazy skończyła się z błędem" jest co najmniej zabawne...
Generalnie telefony wyglądały dokładnie tak : Hej, sowgarda na xxx leży, wysyłam ticket".
Wiadomo, że postronny nie ma pojęcia o co chodzi, w środowisku IT jest to normalny slang, nie ma w tym nic dziwnego....
Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: KasiaWu dnia 27 lipca 2018 o 19:55
Gniadata - kiedy ja bralam abonament, był tylko classic do wyboru 🙂 bo już jestem z Legimi ponad rok. Więc na temat tego drugiego się nie wypowiem.
Ale jeśli jest co najmniej tak dobry jak pierwszy, to bierz bez zastanowienia!
Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: KasiaWu dnia 27 lipca 2018 o 13:10
Gniadata - bazę książek możesz przejrzeć nawet nie będąc zalogowaną. Dla mnie osobiście wybór jest ogromny, czasem nie wiem za co się wziąć.
Nie wiem, jakie książki Cię interesują, ale masz tam prawie wszystko - kryminały, fantastykę, obyczajówkę, romanse, thrillery, po poradniki - od ogrodniczych do rozwoju osobistego.
Co do czytnika, ten ich Inkbook jest całkiem spoko. Ja mam wykupiony dwuletni abonament z czytnikiem, ale, że mam też kindla, to przy pobraniu książki one dodatkowo wysyłają się na moje konto kindle. Na codzień korzystam teraz więcej z ich inkbooka albo telefonu, w którym też mam apkę i też można czytać, zwlaszcza w przypadku, kiedy nie masz czytnika z jakiegoś powodu przy sobie...
Ja polecam 🙂
Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: KasiaWu dnia 25 lipca 2018 o 09:09
Byłam kiedyś zagorzałą zwolenniczką książek papierowych i za nic nie chciałam czytnika nawet wypróbować... aż przydarzyła się długa, zagraniczna delegacja - bagaż ograniczony, więc oczywiste, że ilość książek odpowiednia do ilości czasu spędzonego za granicą była zbyt duża, żeby je zabrać.
Pożyczyłam czytnik i się zakochałam!
Miłość jeszcze się pogłębiła, gdy odkryłam Legimi - to jest taki abonament książkowy - płacisz 50zł/miesiąc i masz nieograniczony dostęp do książek z każdej możliwej dziedziny, łącznie z wchodzącymi na rynek bestsellerami... A to ważne, bo jedna książka to obecnie koszt rzędu 50 zł, bywało, że zostawiałam w księgarni kilka stówek, a tutaj mam za 50 zł tyle ile zdołam przeczytać...
Wiem, jest biblioteka, ale u mnie na wsi jej nie ma, najbliższa jest kilkanaście kilometrów dalej, a jej zasoby są dość ograniczone, więc dla mnie wcześniej chęć przeczytania książki wiązała się z koniecznością jej zakupu, więc Legimi to dla mnie manna z nieba.
Skończył się odwieczny problem pt. skończyłam książkę, a mam jeszcze godzinę busem do domu, bo w takim wypadku ściągam po prostu następną. Mogę czytać wszędzie, nawet jak mi się zdarzy zapomnieć czytnika, bo aplikacja działa swobodnie na smartfonie.
I chociaż zapachu nowej książki nic nie zastąpi, to czytnik daje ogromną wolność - przynajmniej mnie 🙂
A bibliofilom polecam zapoznanie się ze wspomnianym Legimi 🙂 to jest megaświetna rzecz!
Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: KasiaWu dnia 19 lipca 2018 o 10:03
Pamiętam kanapki pakowane do szkoły w papier śniadaniowy - często używany kilkukrotnie, do totalnego zapaskudzenia margaryną "roślinną" 😀  jak był woreczek, to moim obowiązkiem było przynieść go do domu, używany był czasami kilka tygodni, zanim całkiem się nie potargał.
Prawdziwy hit był, jak Babcia przywiozła wielką czekoladę z Richtig Fajnych Niemiec i mogłam przez parę dni mieć kanapki zawinięte w złotko z czekolady...
Tytę do pierwszej klasy robił mi Tata z brystolu, tapety w misie i takiego złotka właśnie - 5 lat później z tą samą tytą rozpoczynał edukację mój brat...
I tak, pamiętam czasy gazety na dnie kosza na śmieci, jak również zawijania w nie mięsa w sklepach, kiełbasy czy ryb... I my ten kosz płukaliśmy w zlewie albo w wannie, bo w bloku nie było opcji użycia szlaucha.
Szklany słoik z korkiem, w którym były naboje do pióra, a który dostałam w podstawówce, mam do tej pory - nadal trzymam w nich naboje, bo piszę głównie piórem właśnie.
A ostatnio znalazłam i uprałam mojego 32 letniego misia, wkrótce dostanie go mój Syn, jak tylko pojawi się na świecie - może nie jest taki piękny i miękki jak te nowe, ale stoi za nim kawał historii i cieszę się, że nie skończył na śmietniku 🙂
Na zakupy (jeśli już chodzę, to )chodzę z płócienną torbą, nie mam woreczków z firanki, ale jeśli kupuję np warzywa, to ważę je wszystkie po kolei, pakuję do jednej foliówki i naklejam wszystkie cenówki na tą jedną siatkę, bo też mnie wkurza niemiłosiernie pakowanie do siatek po jednej marchewce...
Smieci segreguję, ale coś mnie bierze, jak widzę, że podjeżdża śmieciarka  i zgniata wszystko razem, albo nasza pani w korpo zbiera wszystkie segregowane śmieci i tak do jednego wora...
Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: KasiaWu dnia 18 lipca 2018 o 07:32
Z tymi marchewkami dla szkół, to było trochę przegięcie... Dziewczynki, które miałam w stajni, przynosiły konikom całe torby tych marchewek w plasterkach.
Zapytałam je kiedyś, skąd tego tyle mają, a one mi na to, że cała klasa im oddaje, bo nikt tego nie je.
One miały smaczki dla koni, a ja zostawałam z naręczem foliowych torebeczek...

Co zaś do zero waiste - to jest fajna idea, ale czasem po prostu się nie da inaczej niż z plastikiem. Warzyw mam obecnie niewiele do kupienia, bo mam swoje, jajek nie kupuję od dawna, bo mi kury noszą, ale co zrobić, jeśli w sklepie nektaryny są dostępne tylko w tych plastikowych koszykach? Ja jestem od nich uzależniona, kupuję na tony, a tak się składa, że ostatnio te kupowane luzem są brzydkie, miękkie i obite, podczas gdy w takim koszyku mam kilka owoców dotkniętych przez znacznie mniejszą ilość rąk, a do tego są ładne i twarde... Dodatkowo, nieczęsto sama jadę do sklepu - to do mnie jeździ sklep, bo mieszkam na totalnym wygwizdowie i jedyny sklep niedaleko, to taki prywatny mały sklepik, gdzie podstawą asortymentu jest piwo i wiśniówka, a oni w Tesco pakują do foliówek, nie ma innej opcji. Mozna zrezygnować z większych siatek (tak robię) ale wszystkie luźne produkty, mięso itp są popakowane w foliówki...
Dobrym byłoby rzeczywiście wprowadzenie papierowych toreb z recyklingu, tylko nikomu się nie chce....
Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: KasiaWu dnia 14 lipca 2018 o 13:00
Ej 🙂
Jest jakiś pozytyw zaczytywania się w ten indioblog - znalazłam fajny przepis na cukinię 😀 a już się bałam, że nie przerobię i osioł zje nadmiar, bo już chyba mam ze 30 kg... 😀
Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: KasiaWu dnia 08 lipca 2018 o 09:55
Brony RZONDZOM!
szkoda, że zanim cokolwiek się tam powiesi, to trzeba je najpierw umyć z kurzu... podłogę też zamieść... a i gwarancji nie ma, że w tym "zabytkowym" budynku na łeb kapać nie będzie...
Przyjeżdżaj kliencie, a za 50 zł/os/doba będziesz miał brak łazienki, wodę z kałuży, towarzystwo starej wariatki, a no i jak chcesz w ogóle jakoś się tam przespać to najpierw posprzątaj!
O ile początkowo było mi tej kobiety żal, o tyle teraz jestem niemal uzależniona od tego jej idiotycznego pieprzenia. Naprawdę, wstaję rano i pierwsze co do kawy to sprawdzam co tam w nocy urodziła jej płodna i kreatywna wyobraźnia 😀
Tylko tak sobie myślę, że jeśli wcześniej rzeczywiście zachowywała się jako zmanierowana, głupia ale zdrowa psychicznie to teraz ma objawy manii z paranoją... albo ma jakąś ogromną radochę w takiej polemice - re-volta coś napisze, ona odpowie i ma pretekst, żeby dupy nie ruszyć, tylko siedzieć przed kompem....
Co zaś do ogródka - pojęcia nie mam, kiedy sadziła ogórki, skoro już je zebrała - u mnie sezon ogórkowy w pełni, zebrałam dopiero w całości rzodkiewkę jakiś czas temu i wczesną sałatę, ale już rośną następne...

A tak przy okazji, Izabela, podejmij wyciągniętą rękę... Chcesz przyrobić? To proste!
Na tym twoim ugorze na bank zaraz będzie kwitnąć dziewanna, pewnie mniszka było sporo, teraz i krwawnik i żmijowiec są do zebrania. Rusz dupsko sprzed kompa, zbieraj zioła, ususz, zrób nalewki, syropy, ziołowe herbaty i puść w świat. Jest boom na fitoterapię, syrop z mniszka rozszedł mi się od ręki, podobnie syrop z sosny...
Ani to wiele pracy ani wkładu - zamiast marnować czas na jakieś przepychanki weź się do roboty. W tym przypadku pieniądze leżą na ziemi...
Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: KasiaWu dnia 01 lipca 2018 o 13:01
Co do konia odebranego w Mikołowie, o którym mówiła zielona_stajnia - znam tą historię, laska ma tą "stajnię" niedaleko, to jeszcze tak się złożyło, fundację też znam dość dobrze i póki co, odbieram całkiem pozytywnie.
Z moich wiadomości wynika, że laska miała kontrole i dostała nakaz poprawy dobrostanu zwierząt, ale nic sobie z tego nie robiła. Co więcej, śmiała się wszystkim w nos, bo jej ojciec jest kimśtam ważnym, a do tego majętnym. Musiała się tym zająć fundacja spoza terenu, żeby wreszcie jej tego konia odebrać.
Te wrzody to też u niej się pojawiły, zaczęły być "leczone" dopiero jak wyszło na jaw e fundacja się interesuje. Piszę "leczone", bo miała tylko jakieś zaświadczenia od psiego weterynarza, nigdy nie było ani gastroskopii ani innej diagnostyki, opmeprazol na pałę podawany, bez towarzyszenia odpowiedniej diety, zwiększenia częstości posiłków itp.
I to nie tak, że koń miał wymuszony ruch z zalecenia, po pół godzinki co parę dni - ta bida tyrała w rekreacji kilka godzin dziennie, nie tylko pod dziećmi, bo zdarzali się i dorośli, dość wagowi jeźdźcy.
Reszta koni wcale nie jest w idealnym stanie, ich odżywienie, stan kopyt i uzębienia pozostawiają wiele do życzenia, ale jeszcze są za mało zaniedbane, by je odebrać...
Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: KasiaWu dnia 20 czerwca 2018 o 10:17
Dopisek w bazie koni:

Uwagi: Ta klacz, jak i jej potomstwo i reszta koni p. Redlarskiej pochodzi z chowu wsobnego i dzikiego krycia ogierami bez licencji. Konie nie maja paszportow PZHK ani zadnych dokumentow pozwalajacych na ustalenie ich pochodzenia; tym samym rodowody na stronie bazakoni.pl sa fikcyjne a data urodzenia zmyslona.

pani redlarska wie, że ktoś jej tak paskudnie konie oczernia??? 😀
Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: KasiaWu dnia 19 czerwca 2018 o 09:17
Oj, oj, oj!
Wy jesteście po prostu ZAZDROSNE!  🤣 😀 😜 😁
Ja tu od dłuższego czasu nie mogę się zdecydować źrebić mojego kobylasa czy nie źrebić, bo ryzyko, bo zdrowie, bo kasa, pasza blablabla... a u niej wszystko się dzieje samo - pyk i jest ciąża, pyk i jest źrebaczek, pyk i nie ma konia... bez zamartwiania, bez kosztów, bez bezsennych nocy....
I to jeszcze PACZ PAN!, jakie rasowe te ogierki, hodowca uznany stwierdził!
Nie ma to tamto!
Ale tak sobie myślę, że jak te kobyły co rok kryte własnymi synami albo ojcem, to prędzej czy później dostaną jakiejś paskudnej choroby w stylu ropomacicza, albo im te niezadbane narządy rodne powypadają po prostu...
I indianka będzie miała pierwsze w Polszy stado rasowych indiańskich ogierów... Jak się zaczną tłuc między sobą, to jeszcze przecież tylko im splendoru doda, będą indiańskie ogiery bojowe 😀
O Matkoicórko! jak ja bym chciała ją zobaczyć w jakiejś sprawie dla reportera! Już jeden koński cyrk tam był, to może czas na drugi??
Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: KasiaWu dnia 18 czerwca 2018 o 10:53
Smaczki z komentarzy na blogu:


Anonimowy16 czerwca 2018 19😲3
Słyszałem, że te konie będą tam krótko. To znaczy, ile? Wolne terminy mam dopiero pod koniec sierpnia.



Indianka17 czerwca 2018 01:38
Rancho właśnie zatrudniło ochroniarza, więc konie nie zostaną ukradzione.

Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: KasiaWu dnia 09 czerwca 2018 o 17:25
Ktoś pytał o źrebaka ze złamaną pęciną?
Na weterynarze+kowale+trenerzy autorka postu poszukuje domu, który weźmie źrebaka i wyleczy....
Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: KasiaWu dnia 02 czerwca 2018 o 08:47
Zwracam honor... i kajam się... 🙇 🙇 🙇
Było mi jej naprawdę żal... chciałam wierzyć, że tam gdzieś jeszcze jest biedna chora istota, na którą świat się uwziął i która się zagubiła...
Ale nie, przeszło mi jak czytam te jej dyrdymały na fejsie.
Także przepraszam Was, od początku mieliście rację.
Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: KasiaWu dnia 29 maja 2018 o 12:44
Ja nie napisałam, że jej zwierzęta nie cierpią - napisałam, że nie trzyma cierpiących zwierząt dla korzyści majątkowych.
Nie napisałam również, że chcę, aby jej zwierzęta zwrócono - pokreśliłam, że uważam za zasadne ich odebranie i to był dobry krok (szkoda, że tak późno...)
Napisałam za to, że nie wierzę w jej wyrachowanie w tym temacie - wierzę w niewiedzę, bezradność i niezaradność życiową.
Prawdy się nie dowiemy, bo zarówno to co ja o niej piszę, jak i to, co Wy na jej temat uważacie, to tylko obserwacja - i to niepełna, bo na podstawie jej bloga głównie. Nikt z nas nie spędził z tą kobietą czasu, żeby ją poznać, poznać jej myślenie - a blog wszystko przyjmie i tak wszystko można wstawić.
A z drugiej strony, czytając jej bloga uderzyła mnie jedna rzecz - zobaczcie jak różnią się jej wpisy sprzed kilku lat a te obecne, jak ona jest psychicznie zniszczona, upodlona i rozgoryczona - jest w tym jej niezaprzeczalna wina, ale żaden człowiek nie zasługuje na to, aby obcy ludzie pisali tak o nim na forum, bazując tylko na tym co ktoś inny powiedział/napisał.
Przez lata jej działalności pojawiło się tyle niewiadomych, że łatwo sobie dorobić historyjkę do wszystkiego.

I jeszcze raz podkreślę - dobrze, że zabrano te zwierzęta, to nie było dla nich dobrze miejsce, ale ja po prostu chciałam zwrócić Wam uwagę, że w tym pędzie po dobro zwierząt zeszłyście do jej poziomu - hejtu, kalumni i opluwania, a to nie stawia Was na tym samym poziomie szamba.
Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: KasiaWu dnia 29 maja 2018 o 12:13
Dementek - skala żebractwa jest nieporównywalna - pisanie na swoim blogu, że da pracę za jajka, a rozbudowany aparat zbiórkowy i rzewne filmy "sprzedajcie złoto i pierścionki" albo " kupiliśmy konie, które nie mają gdzie mieszkać" to jednak chyba różnica... A poziom opieki... hm ... podobny :/
W tym porównaniu akurat na korzyść Indianki działa fakt, że ona z krzywdy zwierząt nie uczyniła sposobu na wyciąganie pieniędzy.
I ja jej nie bronię, naprawdę! Ona nie powinna mieć zwierząt, na pewno nie w takiej ilości... Ale nie można jej zarzucić, że czerpie jakiekolwiek korzyści majątkowe, sama mieszka w pałacu a jej zwierzęta cierpią...
I nie uwierzę, że ona nie chce mieć łazienki, prądu, prysznica, ale woli grać zadowoloną z takiego stanu rzeczy, niż przyznać się sama przed sobą, że jest nieszczęśliwa i żyje w skrajnym ubóstwie...
Srająca-do-wiadra jest określeniem tyleż prześmiewczym, co obraźliwym - są tekie rejony w Polsce, gdzie ludzie wciąż załatwiają swoje potrzeby w sławojkach, a starsi ludzie do wiader.
Pamiętam czasy, gdy u mojej prababci na wsi, potrzeby załatwiało się w chlewie, na obornik, bo przy wakacyjnym najeździe miastowych dzieci z rodziny wychodek bardzo szybko się zapełniał...
Ona jest totalnie niezaradna życiowo, żyje w skrajnym ubóstwie i ja ją nawet trochę podziwiam, bo ja na jej miejscu chyba dawno bym wszystkim rzuciła w pierony, albo zawisła na suchej gałęzi.
Inna sprawa, że spora część z jej zachowań wynika z kompletnego braku wiedzy na jakikolwiek temat związany ze zwierzętami... ALE - powiedzcie mi, że w KAŻDEJ stajni jej właściciel zna się na koniach, zwierzęta mają odpowiednią opiekę, stajenni potrafią rozpoznać kolkę a pasza jest zadawana zgodnie z potrzebami zwierząt...
Tyle, że w jej przypadku najgorsze jest to, że ona nie chce wiedzieć, bo uważa, że "hoduje naturalistycznie".
I myślę, że tak po ludzku, należy jej się trochę współczucia, albo chociaż litości, bo to jest cały czas człowiek, który "nie wie, co czyni" - i nie jest to być może argument dla sądu, ale dla nas, ludzi powinien...
Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: KasiaWu dnia 29 maja 2018 o 10:53
Śledzę sprawę Redlarskiej od dawna, i tak mnie zastanawia... Naprawdę nie jest jej Wam ani trochę żal?
Przecież to jest identyczny typ jak Villas albo Szyłogalis z Tary - nazbierała i sobie nie radzi.
Z tą różnicą, że ona jednak nie żebrze o pieniądze, jak to robi Tara...

Myślę, że cały wic polega na tym, że ona w zasadzie nie robi nic nielegalnego - chów wsobny zdarza się wszędzie, brak kolczyków i paszportów - to samo, chodzące samopas zwierzęta - niech rzuci kamieniem ten, kto ma stado, które nigdy nie uciekło... Tylko, że u niej występuje nagromadzenie takich spraw, a do tego ona jeszcze robi sobie antyreklamę na tym beznadziejnym blogu...
Ale z drugiej strony, czemu żadna fundacja nie kontroluje takiej na przykład Tary? Przecież te ich konie w zimie to obraz nędzy i rozpaczy, uporczywa terapia przez LATA (Silver na przykład), a i dzikie krycia się zdarzały, jak mieli wnętra, o którym nie wiedzieli, że jest ogierem...
Tylko, że za Tarą czy innymi podobnymi "fundacjami zbieraczymi" stoi sztab ludzi, który zaszczeka każdego, kto tylko będzie śmiał powiedzieć coś przeciwko, a ta baba nie ma nikogo...
Ja nie neguję zasadności odebrania jej zwierząt, mocno liczę na to, że zmniejszenie ich pogłowia pozwoli się tej kobicie choć trochę odbić od dna. Nie usprawiedliwiam jej również - to, że ma problemy osobowości, jest niezaradna, opryskliwa, wredna .... - mogłabym jeszcze milion epitetów przytoczyć, w ogóle jej nie usprawiedliwia, ale przez te wszystkie lata, kiedy pisano donosy i nasyłano kolejne kontrole NIKT jej nie pomógł, wszyscy opluwali.
I wiem, że ona jest trudna do pomagania - sama lata temu chciałam jej pomóc, ale zadałam pytanie, które uznała za atak i tak zostałam lewacką kur*ą i żydowską lesbą... Tylko nieodmiennie mam wrażenie, że gdyby chodziło o dzieci a nie stado zwierząt, pomoc ruszyłaby dawno, albo dawno już ukróconoby to jej nieudolne działanie...
I pewnie zapomniałabym o babie już lata temu, gdyby nie jej wpis na jednej z końskich grup na fejsie i rozmowa, która się pod nim wywiązała. Weszłam tutaj, przeczytałam tegoroczne wpisy i jestem w głębokim szoku, że można na kogoś wylać takie wiadra pomyj pod płaszczykiem chęci "pomocy".

Pamiętajcie tylko o jednym - jeśli nie zmieni się Redlarska, jeśli nic do niej nie dotrze, to ona dalej będzie sobie "hodować" jakieś zwierzęta i produkować powody do interwencji. I obecna sytuacja powtórzy się za kilka lat. Ale to wymaga pracy u podstaw, na miejscu tam, na Mazurach, przez internet nic się nie zrobi...

Pamiętacie akcję z urwaniem koniowi języka przy wciąganiu do bukmany? Tamta właścicielka stajni niedawno zakończyła okres "karencji", a jednak przez cały ten czas miała stajnię, konie i wsobną hodowlę psów razy husky... tylko nie na jej nazwisko. I dalej ma... I dalej szarpie pieniądz na krzywdzie zwierząt...
Ale ma też chłopa w policji i wysoko postawionych znajomych i nic jej nie ruszy...

Ktoś nie ma w gronie "znajomych" osób takiego pseudokoniarza, o którym wiadomo, że jechał zawody na kulawym, ale nafaszerowanym koniu? Albo, że się znęcał? Nie karmił koni powierzonych jego opiece? Mogę wyliczyć kilka sytuacji z mojej okolicy - od odebrania koni za zagłodzenie, do spowodowania zejścia kucyka z powodu złamanej szczęki, która nie była leczona... I co? I te osoby nadal mają konie, niektóre z nich prowadzą "mądre" fanpejdże na fejsie albo zbierają kasę na wykup kolejnych...

Więc albo sprawa pójdzie tak daleko, że ktoś tą kobitę ubezwłasnowolni, albo pomoże jej się podnieść lub w przeciwnym wypadku ta sytuacja się powtórzy. I znowu będzie 40 stron na RV strzępienia buzi bez sensu - lejąc tylko wodę na jej młyn...

Pozdrawiam Was serdecznie.
Stajnie na Śląsku
autor: KasiaWu dnia 24 kwietnia 2018 o 17:59
Poszukuję na cito stajni dla wałaszka z COPD. Nie musi mieć hali, solarium i innych bajerów, ale codzienne padokowanie ma być w standardzie (najlepiej jak najdłużej), moczenie siana i trociny w boksie (angielski byłby super). Okolice Katowic, Mikołowa, Tychów, ale jeśli warunki będą dobre, to może rozważymy i dalszą lokalizację.
Będę wdzięczna za każde info jak najszybsze - ostatnio wypadłam z obiegu jeśli chodzi o stajnie w okolicy.
Dziękuję!
Od stajni do stajni, czyli przemyślenia i rozterki pensjonariusza-tułacza
autor: KasiaWu dnia 18 grudnia 2017 o 10:07
_Gaga - ja nie napisałam, że złote żłoby i pozwolenie koniom być końmi się wyklucza, jeśli rzeczywiście masz tak jak mówisz, to serdecznie gratuluję.
Bardziej chodziło mi o to, że spotykałam się z sytuacją, że im droższa stajnia i droższe konie tym mniej się je wypuszczało, bo "nie daj Boże złamie nogę na kretówce". Albo druga opcja - stajnia z dobrym zapleczem treningowym mając wzięcie, dobierała koni kosztem pastwisk (3 hektary na 30 koni, to nie pastwiska, to kpina), bo w związku z posiadanym zapleczem "proludzkim" i treningowym, kolejki były jak za komuny - a że konie nie wychodziły, albo wychodziły na kwaterę, to już nie ważne. Bo ludzie płacili za halę i solarium, a nie za to, żeby koń pogalopował w stadzie po łące (koń w stadzie? jeszcze się pokopią, albo nogę złamie albo się rozchoruje...)
Druga rzecz jest taka, że jak masz przydomową stajnię utrzymywaną własnym sumptem z małą ilością koni, to musisz wybrać - robisz dobrze koniom, czy właścicielom. Więc kiedy ja mam wybór zapłacić za dzierżawę kolejnego hektara pastwisk albo zacząć zbierać na jakieś ludzkie udogodnienia, wybieram bez zastanowienia to pierwsze. Nie mówię, że nie wybudowałabym hali, gdybym wygrała w totka - bo hala dużo ułatwia, ale wolę, żeby koń cały dzień stał na dworze niż tylko godzinę w hali podreptał i wrócił do boksu 🙂
I ja nie neguję tych wszystkich ekstra udogodnień, one są spoko, pod warunkiem, że zanim je kupimy/postawimy/zrobimy zadbamy o to, żeby koń mógł być koniem tak bardzo, jak to możliwe w naszych udomowionych warunkach 🙂
Od stajni do stajni, czyli przemyślenia i rozterki pensjonariusza-tułacza
autor: KasiaWu dnia 17 grudnia 2017 o 11:01
Strzyga przykro mi, że masz złe doświadczenia ze stajni. Ja też kiedyś stałam w jednej (istniejącej do dzisiaj i do dzisiaj nic się nie zmieniło), gdzie konie stały na gnoju wysokości pół metra, nikt ich nie puszczał (pomimo obietnic) a karmili jedną kostką siana zmieszaną ze słomą i to dawali na 4 konie, żeby zaoszczędzić.... Albo łuską słonecznika ze znikomą zawartością owsa, która w lecie radośnie gerowała od rana w wannie... I wydawało mi się, że spoko, tak po prostu jest.
Ale lata płynęły, ja się uczyłam o tym, jak powinno się trzymać konie i w efekcie stworzyłam stajnię taką jaką stworzyłam - gdzie to koń jest najważniejszy a nie moja wygoda.
I wiem, że coraz więcej powstaje właśnie takich stajni, bo świadomość jest coraz większa - zarówno właścicieli stajni jak i koni...
Co do super stajni sportowych za miliony monet na dziesiątki albo setki boksów - przypuszczam, że gros ich mieszkańców chętnie zamieniłoby się na warunki z moimi ciaptakami, bo solarium i karuzela zostały stworzone dla wygody człowieka, nie konia... A stada i pastwiska nie zastąpią złote żłoby i drogie musli, albo ogłowie za 2000...
Od stajni do stajni, czyli przemyślenia i rozterki pensjonariusza-tułacza
autor: KasiaWu dnia 16 grudnia 2017 o 17:51
_Gaga - no najgorsze są właśnie te syczące. U mnie teraz konie wracają o zmroku, więc jeszcze przed najgorszym armagedonem. Boksy mam angielskie, bez górnych drzwi, dostają na Sylwestra forhangi i światło na noc, ale to bardziej o ten syk chodzi.
Ja nie zaryzykuję wypuszczenia koni na padok - w stajni wariują mi dwa, więc tańcujemy z nimi przez godzinę i reszta jest w miarę spokojna - na padoku szalałyby wszystkie i istnieje spore ryzyko, że któryś by się rozwalił - o drzewo, o ogrodzenie albo o cokolwiek. No i bałabym się, że któryś złamie ogrodzenie i wszystkie pójdą na wieś.... to już wolę tańcować w boksie 🙁
To jedna noc w roku, trzeba przeżyć, nie ma rady....
Chociaż ja nie rozumiem, jak ludzie mogą puszczać tyle kasy z dymem? To jest tak totalnie głupie, że dla mnie nie do pojęcia....
Od stajni do stajni, czyli przemyślenia i rozterki pensjonariusza-tułacza
autor: KasiaWu dnia 16 grudnia 2017 o 12:58
Gaga, do raju trafiłaś. Gratuluję!

😅 


No u mnie dokładnie tak samo - konia nie obchodzi, że Boże Narodzenie, Wielkanoc czy mam biegunkę - chce zjeść, wyjść na dwór i wrócić do czystego boksu - bez względu na dzień tygodnia, święto czy moje samopoczucie. Ja konie wypuszczam normalnie, normalnie sprzątam i wszystko inne też jak w każdy inny dzień. Mam jednego kaszloka, który jest niemiłosiernym syfiarzem - po dwóch dniach bez sprzątania, musiałabym wybrać mu troty do zera...
Co do Sylwestra tylko, ze względu na dwa konie, które nawet na lekach mocno świrują, proszę właścicieli, żeby przyjechali sami, albo kogoś przyslali do pomocy, bo nas jest dwoje, koni 15 i jak jeden zaczyna świrować to jest amba - a ktoś musi zostać w domu, bo psy jak są same to zaraz dostają stresowej biegunki.
Więc zwykle mój chłop jest w domu z psami, a ja i właściciele koni w stajni uspokajamy towarzystwo (mam pecha, bo niedaleko stajni jest knajpa, w której Sylwester jest zawsze bardzo huczny).

Co do samych świąt jeszcze, to pensjonariusze wiedzą, że w dni świąteczne kuchnia jest zamknięta i jedyne pomieszczenia w domu z jakich mogą korzystać to siodlarnia i ubikacja, bo ja mam zwykle gości (my nigdzie nie jeździmy, ze względu na stajnię, więc rodziny przyjeżdżają do nas) - nigdy nie było problemu.
Ale już pisałam wcześniej, że mam świetną, mądrą ekipę w stajni 🙂
Poza tym ja też rozumiem, że dla niektórych święta to jedyny wolny czas, który mogą spędzić z koniem, więc nie zamierzam im tego zabraniać 🙂 Ja swoje też w święta odwiedzałam, gdy jeszcze staliśmy po pensjonatach.


Edit:
Co do przytrzymania koni w boksach - moja osobista kobyła ma tak, że jeśli przez jeden dzień nie wyjdzie, następnego dnia zaczyna mieć stany kolkowe. Przez lata prowadzenia stajnie, nie wypuściłam koni tylko raz - ostatnio podczas orkanu, bo wiało tak, że bałam się, że czymś dostaną w łeb albo spadnie na nie gałąź. Niemniej każdy pensjonariusz był poinformowany i, jeśli ktoś miał takie życzenie, brałam konia na lonżę na pół godziny.
Oprócz mojego konia lonżowałam jeszcze jednego, bo też istniało ryzyko, że może się zatkać - brak wyjścia plus koszmarne ciśnienie.
Więc ja sobie nie wyobrażam, żeby ktoś koni nie wypuścił, bo są święta i należy mu się odpoczynek.... Mój koń przez to, że nikt mi nie wierzył, że ma jak ma, przez lata miał kolki kilka razy w miesiącu, bo stajnia, w której mieli wypuszczać konia, totalnie to olała.
I mogę tylko dziękować Losowi, że w nocy mieli fajnego stróża, który na moją prośbę sprawdzał Siwą i dzwonił po mnie w środku nocy, jesli było coś nie tak...
Więc nie zgodzę się, że koń nie umrze, jak raz nie wyjdzie...
Od stajni do stajni, czyli przemyślenia i rozterki pensjonariusza-tułacza
autor: KasiaWu dnia 08 grudnia 2017 o 08:48
Ja myślę, że wszystko zależy od ustaleń i wzajemnego szacunku - małe przydomowe stajnie zwykle współpracują na zasadzie sympatii, właściciele i pensjonariusze często spędzają czas razem, pomagają sobie wzajemnie również w pracach okołostajennych (sprzątanie pastwisk, zbiórka siana) - przynajmniej u mnie tak to działa.
I tak jak nie poszlibyście w środku nocy do kumpla odzyskać pożyczoną stówkę, tak nikt nas w środku nocy nie niepokoi bez potrzeby.
Przeraża mnie natomiast roszczeniowość w stylu "ja płacę, ja wymagam, nie wolno ograniczać dostępu do mojej własności" - ja bym nie wzięła kogoś takiego do stajni, a jeśli przypadkiem by się znalazł, to dość szybko byśmy się pożegnali.
Roszczeniowości i postawy "należy mi się" nie cierpię. Ale ja mam prościej - u mnie życie końskie zamiera po zmroku - nie mam hali ani oświetlonego maneżu, więc nikt nie wyskakuje z potrzebą jazdy o 22😲0. Za to wszyscy wiedzą, że w razie wu koń będzie miał opiekę i pomoc przedweterynaryjną do przyjazdu lekarza, zmieniane opatrunki ile razy będzie trzeba, podawane leki, zdiagnozowany kaszel czy założoną derkę w czasie koszmarnej pogody bez potrzeby proszenia o to przez właściciela konia. Dzięki mniejszej ilości koni jest to możliwe, bo mogę każdym indywidualnie się zająć - w stajniach gdzie tych koni jest dziesiątki, można liczyć na jazdę po 22😲0, ale już raczej nikt nie zauważy, że konie się pogryzły, albo któryś ma opoje czy pokasłuje...
Moja własna stajnia jest moją ósmą z kolei -w każdej miało być cudownie, w każdej było jak zwykle 😀
Od stajni do stajni, czyli przemyślenia i rozterki pensjonariusza-tułacza
autor: KasiaWu dnia 07 grudnia 2017 o 08:10
Wszyscy macie trochę racji i wszyscy jej nie macie trochę też 🙂
Z punktu widzenia właścicielki przydomowej stajni na 15 koni i dwa osły - musicie zapamiętać jedną rzecz - prowadzenie stajni to więcej niż praca na pełen etat. Mając etat pracujesz te 48 godzin tygodniowo i nara, wracasz do domu i masz spokój. Zw stajnią to robota 24/7, choćby z tego powodu, że jesteś przez cały ten czas za konie odpowiedzialny.
Jesli masz dużą stajnię bez własnego domu przy niej, zatrudniasz pracowników, to jest drożej ale łatwiej, jeśli masz stajnie z domem, a do tego część tego domu jest wydzielona na potrzeby pensjonariuszy, to już się trochę komplikuje 🙂
Mój sposób na to jest taki - mnie nie zależy, mam inne źródło utrzymania, więc moi pensjonariusze to ludzie, których znam i lubię, ufam im a oni mnie. Jeśli ktoś mi nie pasuje, to albo nie przychodzi wcale, bo odpada w przedbiegach, albo opuszcza stajnię i po problemie.
Mam bardzo sztywne zasady, których wszyscy przestrzegają ale z drugiej strony dajemy od siebie wiele jako właściciele stajni - koń ma wrzody i musi być karmiony 5 razy dziennie - no problem, musi dostawać regularnie leki - tak samo bez problemu, dodatkowa pasza? Okej, nie ma sprawy...
W efekcie uspokojony właściciel nie mota się po obejściu codziennie, bo wie, że koń jest zaopiekowany.
Nie mamy hali, pogoda jest jaka jest, więc w zasadzie przez większość okresu jesienno-zimowego nikt nie przyjeżdża regularnie jeździć, tylko czasem konia pogłaszcze.
W lecie mogą siedzieć nawet do północy - ja i tak nie śpię, bo konie są na łakach, to jeszcze przy okazji opalimy grilla...
Nie ma też problemu, kiedy proszę wszystkich o nie przyjeżdżanie danego dnia - np pierwszy dzień świąt, albo gdy potrzebujemy odpocząć od ludzi - nie mam takich próśb dużo, a że wszyscy wzajemnie się szanujemy, to nigdy nie było problemu. Z drugiej strony zdarza się, że ktoś u nas nocuje, bo na przykład chce wyjechać w teren wcześnie rano, albo późno wrócił z rajdu i też nie ma halo.
Ale tak jak piszę, ja sobie ludzi w pensjonat dobieram bardzo starannie, bo stajnia to mój dom, więc nie wpuszczę do domu kogoś, kogo od pierwszego wejrzenia nie lubię...
Właściciele stajni komercyjnych nie mają tego komfortu.
Tylko tak sobie myślę, że to jest zasadnicza różnica między stajniami tworzonymi z pasji a tymi typowo zarobkowymi, gdzie ilość koni idzie w dziesiątkach.
Stajnie na Śląsku
autor: KasiaWu dnia 05 grudnia 2017 o 16:49
Co do stajni w okolicach Mikołowa, to są jeszcze przynajmniej trzy:
W Wyrach po mniejszej aferze z końca zeszłego roku i po znacznie większej z maja br (pod nazwą Stajnia Martini) reaktywował się Zefir - ale nie wiem jak tam wygląda, bo oprócz internetowych "atrakcji" nic o niej nie wiem. Ale są tutaj na forum dziewczyny z Zefira, więc pewnie powiedzą - na razie wygląda ok i życzę im, żeby tak zostało.
W Gostyni jest Wesoła Stajenka - kiedy tam stałam z końmi to było całkiem wesoło i sympatycznie - ale to było jeszcze za czasów śp. Bogusi. Jak jest teraz, nie mam pojęcia, a plot szerzyć nie będę - więc niech się wypowie ktoś, kto stał tam niedawno albo stoi teraz.
I nowo otwarta Cysiówka przy drodze na Kobiór - nie mam kompletnie pojęcia, jak tam wygląda, stajnia otworzyła się całkiem niedawno, widziałam, że mają wolne boksy.

Plus w okolicy parę małych stajenek przyjmujących okazjonalnie pojedyncze konie w pensjonat (u Marchewy na przykład, gdzie prowadzi jazdy A.Pilarska)
Stajnie na Śląsku
autor: KasiaWu dnia 22 listopada 2017 o 17:36
[quote author=Piotr_48 link=topic=1780.msg2732417#msg2732417 date=1511346376]
Rozmyślam nad ,, jazda za pomoc przy dwóch koniach ,, . Czy ma ktoś jakieś doświadczenia  , co rozumieć przez ,,pomoc,,? Dzięki za infa  :kwiatek:
[/quote]

Piotr, powiem Ci szczerze, że ciężko znaleźć kogoś odpowiedniego - ja przerabiałam. Początki były spoko, a potem im dalej tym gorzej. W efekcie w końcu pomoc była niemal zerowa, jazd coraz więcej, aż się pożegnaliśmy.
Do jazd za pracę zwykle zgłaszają się nastolatki, które niestety z pracą fizyczną nie są za pan brat, a nawet lekkie zadania typu wymiecenie pajęczyn jest zbyt trudne, bo "pająk do niej idzie po szczotce"... To już nie są te czasy, kiedy jak człowiek chciał pojeździć w sobotę, to cały tydzień harował w stajni za frajer, żeby tylko móc na pół godziny na konia wsiąść. I z tego co rozmawiałam z innymi "starymi końmi" to nie tylko ja odniosłam takie wrażenie.
Teraz to, że koń ma nieumyte poidło jest nieistotne - ważne, żeby kurtka była pod kolor czapraka do zdjęć na fejsa... Probowałam parę razy i chyba już więcej nie spróbuję, bo i tak muszę poprawiać. A skoro muszę poprawiać, to wolę sama zrobić - jest szybciej i bez nerwów...
Myslę, że lepszym rozwiązaniem jest wzięcie konia w pensjonat za pracę w rozliczeniu, to mi się sprawdziło. Ale może gdzieś jest ten idealny nastolatek, wychowywany tak jak my w poczuciu, że żeby coś dostać trzeba najpierw dać od siebie 🙂
Życzę Ci, żebyś znalazł!
Stajnie na Śląsku
autor: KasiaWu dnia 21 listopada 2017 o 19:48
ElMadziarra

Co do stajni na Panewnikach to jest już tylko jedna - Sonaba właśnie. Kiedyś była jeszcze druga, ale na jej miejscu stoi teraz osiedle domków. Już od lat.
Co do samej Sonaby, to stałam tam jakiś czas, raczej niewiele się tam zmieniło - boksy są dość niewielkie, część boksów jest przejściowa (a jednego boksu wchodzi się do innych), a z tego co wiem, miasto (kuria?)zabiera im teraz część ziemi (padoki od ulicy Panewnickiej) i będzie tam budowało kościół. Zostaje im ujeżdżalnia za stajnią (dość spora, piaskowa) i jeden padok o powierzchni około hektara.
Z racji tego, że to teraz fundacja, robią trochę eventów dla okolicznych mieszkańców, szkół, innych fundacji itp. Z jednej strony dla kogoś, kto chce świętego spokoju może to być przeszkoda, z drugiej można np. spróbować łucznictwa konnego, którym pasjonuje się właścicielka.
Za moich czasów konie padokowane były przez większość dnia, ale wadą było to, że nikt ich nie pilnował. W nocy stajnia zamykana była na kłódki i też nie było nikogo na miejscu (oprócz sąsiada za płotem). Ale w zasadzie poza zalaniem stajni na skutek kopniętego automatycznego poidła nic się tam w "moich czasach" nie wydarzyło. Ogrodzenie jest metalowe, więc mała szansa, że koń wyjdzie.
Karmienie było ilościowo w porządku, siano do oporu, boksy codziennie dościelane - Ania, obecna właścicielka jest zootechnikiem, więc przypuszczam, że od tamtej pory pasze treściwe ewoluowały w stronę wysłodków i innych zamienników owsa, bo kiedy my odchodziliśmy już sie do tego przymierzali.
Na pewno nie jest to stajnia dla "sportowca" - zwłaszcza zimą może być ciężko z jazdą, bo mały maneż im, zdaje się, zabierają, a na dużym zimą stoją konie, ale jeśli ktoś lubuje się w jeździe terenowej, to polecam, okolice wprost zachęcają do terenów.

Trochę stajni na Śląsku przejeździłam ze swoimi końmi, więc jeśli ktoś ma pytania chętnie odpowiem - ale o części mam dość niepochlebne zdanie, więc nie będę tu robić czarnego PR, zwłaszcza, że w niektórych stałam dość dawno i być może wiele zmieniło się na plus. 🙂
Stajnie na Śląsku
autor: KasiaWu dnia 22 października 2017 o 21:52
Sankaritarina - w zasadzie to chyba wymieniłam już większość w okolicy - i te małe przydomowe i te duże :P
Ta w Kobiórze to taka mniejsza, chyba na 7 - 8 koni. To jest stajnia forumowej MegRudej, nie wiem, jakie ma teraz obłożenie.
Stajnie na Śląsku
autor: KasiaWu dnia 22 października 2017 o 12:54
dorhej - nie ma za co.
Jak jeszcze coś wymyślę, to dam znać 🙂
Tak mi się tylko wydaje, że ani Aura, ani Leo to nie są stajnie jakich szukasz - tam są głównie "sporty" - hala, karuzela i boks. Konie są na kwaterach - w Aurze zawsze w Leo w zimie (w lecie są dwa stada - męskie i żeńskie), a kwatery nie są za duże. O sianie na padoku też raczej można pomarzyć. Jeśli szukasz miejsca, gdzie młodziak odnajdzie się w stadzie i będzie cały mi dniami na padokach, to nie tam.
Jest jeszcze stajnia Okser (tzw. u Strusiowej) ale ja nigdy tam nie byłam, a opinie krążą różne - na pewno konie nie wychodzą w niedzielę, ale może niech wypowie sięktoś, kto tam stoi i stał, jest też stajnia Chata Paprocańska, której nie polecam i coś małego w Łaziskach.
Stajnia Montana w Mikołowie (ale opinie też są różne) no i Grand (dawniej Krajka) - też różnie bywa z opiniami.
Jeszcze mała kameralna stajnia u Bazyla w Suszcu - tam mają podobno fajne pastwiska, profesjonalny plac do jazdy, ale nie wiem jak z karmieniem.

O! Mam - Folwark Chudów! Jeśli nie przeszkadza Ci duża ilość ludzi - słyszałam bardzo dobre opinie o tej stajni, ekipa też tam ponoć fajna, dużo rzeczy robią razem - może tam spróbuj? To jest dobre miejsce na odchów młodziaka.
Stajnie na Śląsku
autor: KasiaWu dnia 22 października 2017 o 10:56
Jest na Śląsku parę fajnych kameralnych stajni - takich które dają siano w zimie na padok, a w sezonie pastwiskują konie do oporu. w tej chwili do głowy przychodzą mi co najmniej trzy...
Gostyń przy rurach, SzaBra i Ranczo Broszka.
W dwóch pierwszych nie ma też najmniejszego problemu z wcierkami, derkami, podawaniem leków, bo właścicielami stajni są technicy albo ratownicy weterynaryjni. Co do trzeciej też sądzę, że nie byłoby problemu.
Tyle, że problem z małymi kameralnymi stajniami polega na tym, że ilość miejsc jest mocno ograniczona i boksy zwalniają się rzadko...
Otworzył się znowu Zefir w Wyrach- spróbuj u nich, wydaje się, że po ostatnich akcjach odrobili porządnie lekcje i może będzie tam fajna stajnia, inna kameralna stajnia to Wesoła Stajenka - oni dodatkowo mają halę do jazdy.... Ale nie wiem jak z sianem na padokach, musisz dopytać kogoś, kto tam stoi. W Wesołej kiedyś nie dawali, ale może się to zmieniło, o Zefirze nie mam wiedzy...
Powodzenia w szukaniu!

Edit. W Kobiórze buduje się też Agata Cyrusowa, nie wiem, czy planuje jakiś pensjonat, ale słyszałam, że tak. Fajne miejsce, może być dobra stajnia, ale z tego co wiem, dopiero zaczynają.
Można też sprawdzić w Sonabie w Katowicach - sama stajnia może nie powala, ale konie są całymi dniami na dworze, zimą na padoku jest siano, na miejscu technik weterynarii. Małe stado, dobre miejsce dla młodziaka.
Stajnie na Śląsku
autor: KasiaWu dnia 12 marca 2017 o 08:50
Wolne miejsce w Stajni SzaBra w Gostyni 🙂
[CIACH] - od elaboratów są ogłoszenia!
więcej informacji na priv