Wkurzają mnie dzieci i presja macierzyństwa -wydzielony z "kto/co mnie wkurza.."

Lanka_Cathar, ja mam na osiedlu taką plagę dzieciowatych zombie.
Przed każdym blokiem jest zamykany plac zabaw. Żeby dostać się do klatki muszę wyminąć stado wózków, watahę dzieciaków (co drugie na rowerku, rolkach, hulajnodze), grupę brzuchatych mamuś. Biegi w Runmageddonie nie są tak wyczerpujące jak pokonanie trasy 150m od ulicy do chodnika... 🤔wirek:


Dzieciaki siedzące w domach przed TV/tabletem/komputerem - złe pokolenie.
Siedzące na podwórku/jeżdżące rowerkami/rolkami/bawiące się - jeszcze gorzej.
To co te dzieci mają robić? I co rodzice mają z nimi zrobić?
Nie wiem, może ja żyję na innej planecie, ale skoro decyduję się na życie w bloku/w mieście/na wsi, to zdaję sobie sprawę, że żyję w SPOŁECZEŃSTWIE, na które składają się: dzieci, młodzież, dorośli, starsi. I tak samo, jak nie mam pretensji do starca z laską, że długo wychodzi ze sklepu, tak samo nie mam do matki z wózkiem, która tenże wózek musi przepchnąć.
Następnym razem, jak wybiorę się do sklepu jako ,,brzuchata mamuśka" sunąc wolno chodnikiem ( pod koniec ciąży miednica napierdziela tak, że szybko chodzić się nie da ) i denerwując wszystkich niewystarczającą zgrabnością, gibkością oraz ekspresją ruchów, to przykleję sobie kartkę na plecach - przepraszam, że żyję.

Ja rozumiem, że ktoś może nie lubić dzieci, nie mieć instynktu macierzyńskiego. Też mnie denerwują rozwydrzone, nieogarnięte dzieci, które są przez rodziców hodowane, a nie wychowywane, ale litości...bo się bawią i w tej zabawie pokrzykują? Bo na rowerkach przed klatką śmigają?
Averis   Czarny charakter
05 czerwca 2016 10:03
Ja z kolei nie ogarniam poziomu nienawiści i jadu w tych postach. Wiecie, taki poziom frustracji (i nienawiści?) stosunku do innych ludzi nie jest zdrowy. Mieszkam w Warszawie. Jest tu ponad 1,7 miliona mieszkańców i nie przyszło mi do głowy irytować się na ciężarne kobiety lub matki z wózkami (inna sprawa, że naprawdę nigdy nie spotkałam takich, które by mnie krzywdziły swoją obecnością). Mam pod balkonem szkołę (dla niepełnosprawnych dzieci dodam, które robią sporo hałasu i wydają duużo nieartykułowanych dźwięków), pod balkonem sąsiadkę z roczną córką, na parterze parę z jakimś małym naleśnikiem, który czasami płacze i do głowy by mi nie przyszło, żeby się z tego powodu frustrować. A dzieciakom przed drzwiami bloku po prostu bym pomogła, a nie potraktowała jak kupę kompostu (bo zamykanie komuś drzwi przed nosem świadczy o skrajnym braku szacunku). Serio, ludzie - co z wami jest?
Dziewczyny, sorry, ale czy wy myslicie, ze nie krzyczalyscie jako dzieci od rana do wieczora i byla to wg waszego uznania najlepsza forma komunikacji? Myslicie, ze nie zajmowalyscie z mama calego wejscia do klatki schodowej, bo akurat nie mialyscie ochoty wejsc na gore? Nie wspomne o usilnej nauce trudnych dla was slow wiazacej sie z powtarzaniem? Myslicie, ze wszystkie umiejetnosci, jakie posiadacie to bylo takie pstryk i juz ukazywal sie wasz geniusz?! No sorry, ale to sie tak nie odbywa. Wychowanie dziecka to naprawde cholernie trudna sprawa. Np. skuteczna i szybka reakcja na "blokade" wejscia do klatki, bo stoi tam naburmuszona panna i chce wejsc, byloby sprzedanie maluchowi trzech szybkich. Naprawde chcialybyscie byc tak potraktowane przez rodzica?

Ja totalnie rozumiem kwestie dziwnych zachowan niektorych rodzicow, ale jak zauwazyla figura- zyjemy w spoleczenstwie, a to wymaga od nas zarowno wyrazania swojego zdania/narzucania postawy, jak i akceptacji np. dla dzieci, ktore sa totalnie niekumate, ew. kumaja inaczej niz dorosly i np. kobiety ciezarnej, ktora ma naprawde bardzo pod gorke. Inna kwestia sa procesy rozwoju maluchow, ktore wynikaja z czystej biologii i nie ma sie na co wsciekac. Po prostu tak jest i juz. Te male dzieci kiedys dorosna i beda sie wkurzac np. na ograniczonych i upierdliwych staruszkow. ktorym nic nie pasuje. Takze ten, easy  :kwiatek:
.
Możne nas coś wkurzać tak po prostu... i wydaje mi się, że ten wątek jest najlepszym miejscem na wyrażenie swojej frustracji... zamiast tłumić to w sobie i w pewnym momencie wybuchnąć robiąc komuś przykrość.

Mnie niesamowicie wkurza płacz, a raczej WRZASK niemowląt. Po prostu od razu rośnie we mnie poziom irytacji, aż mam dreszcze. Oczywiście nie zwracam nikomu uwagi "zamknij jape temu bachorowi", ale tutaj mogę sobie ponarzekać.

Denerwuje mnie też cała ta otoczka karmienia piersią i obecna moda na robienie tego zawsze i wszędzie. Dla mnie jest to niesmaczne! Rozumiem, że to naturalne, ale można odejść na bok, w zaciszne miejsce... A już karmienie przy stole na weselu to przegięcie ponad wszystko. Nie dla każdego to jest najpiękniejsza rzecz na świecie.

Kolejne przegięcie to przewijanie dziecka w autobusie. Ten temat już był, ale niezmiennie nie pojmuję jak można być tak nietaktownym. Obrzydlistwo i totalny brak kultury  🤔
Gillian   four letter word
05 czerwca 2016 11:33
Przyjeżżajcie do mnie - mam widok z okna na plac zabaw przedszkola i średnio raz w miesiącu piknik z karaoke, gdzie te wszystkie maluchy "śpiewają" w kółko o szalonej rudej albo ale ale aleksandrze  😜 w drugiej godzinie tego jazgotu rozważam skorzystanie z dobrodziejstw czwartego piętra  😜  ale w sumie potem sobie myślę, no one mają frajdę.
.
No przecież mówiłam, że rozpętam falę hejtu  😁

Jest dokładnie tak jak zauważyły Muchozol z Sivens.
Poza tym ten wątek został wydzielony właśnie po to, żebym przyszła i się tu "wypłakała".

Zawsze przytrzymam sąsiadce drzwi jak wchodzi z wózkiem, złapię gnojka, który właśnie usilnie próbuje zlecieć ze schodów czy pomogę wsadzić wózek do auta.
Wkurza mnie niesamowicie, że rodzice zachowują się tak, jakby fakt, że mają dzieci, był jakimś przywilejem. Serio tak trudno jest powiedzieć Brajankowi, żeby nie stał w drzwiach sklepu? Trudno jest ustawić wózki na chodniku tak, by nie tworzyły kombinacji przeszkód nie do pokonania? Nie cierpię pchać się na trawnik w szpilkach!
Raz zwróciłam uwagę na taki stan rzeczy, to mnie grupa matek z miejsca wzrokiem próbowała zabić.

Z drugiej strony jak ja wyjdę z piwem na balkon i rozmawiam ze znajomą, to jest złe i niedobre. Dostaję ochrzan za głośne zachowanie i robienie "imprez"  🤔wirek:
(wyjście z Karmi - sztuk jeden i rozmawiania ze współlokatorką po 22 na balkonie - tak na 5min, żeby zdążyła fajkę wypalić), ale całkiem spoko jest zabawa dzieci na klatce schodowej o 6:30 rano czy uczenie wymowy słowa kakao w niedzielę rano na balkonie, a ja nie mam prawa się odezwać, bo to przecież dzieci i one się bawią i uczą.

Muchozol, akcje z koniem też uwielbiam!
Nieważne, że kobyła od pół roku zgrywa mustanga i nie chodzi pod siodłem, bo przecież skoro akurat zjechałaś na weekend, to pierwszą rzeczą którą powinnaś zrobić jest osiodłanie konia i wsadzenie na niego chrześniaka.
Nieważne, że koń zastany, że warunki pogodowe niesprzyjające, a Ty zwyczajnie padasz na pysk, bo właśnie weszłaś do domu po 5godzinnej podróży.
Gavi, oczywiscie, ze narzekanie, ze siedzisz z kolezanka na balkonie a tu dziecko spi, jest tak samo nie w porzadku jak narzekanie, ze matka i dziecko sie smia odzywac jak Ty spisz. To dziala w obydwie strony. Nie rozumiem po co sobe kupowac mieszkanie w bloku skoro to budzi tyle frustracji.
Naboo, zrobiłam poprawkę w swoim poście. Dla mnie wyjście na 5min na fajkę, a prawie godzinne powtarzanie słowa kakao na pełen regulator jest zasadniczą różnicą.
Ja wiem, że mając dziecko w weekend wstaje się wcześniej, ale kurde, to nie oznacza, że całe osiedle musi uczestniczyć w godzinnym procesie nauki wymowy.

Problem polega też na tym, że ja nikomu uwagi nie zwrócę, bo staram się być tolerancyjna i otwarta.
W drugą stronę tak to nie działa.
Moje wyjście na balkon zostało uznane za głośną, masową imprezę z ostrzeżeniem, że następnym razem zostanie wezwana Policja. Srsly?

Mieszkanie w bloku jest efektem brakiem odpowiednich funduszy.
Domyślam się, że z moim podejściem powinnam zostać wydelegowana w środek lasu w Bieszczadach, ale kurde. Po prostu chciałabym, żeby rodzice zrozumieli, że nie są aż tak wybitnie uprzywilejowani jak im się to wydaje.

Poza tym to jest wątek na żale właśnie w tym temacie.
Nie wchodzę do wątku macierzyńskiego i na nikogo nie naskakuję za jego poglądy 😉
Gavi, to ja bym zaczekała na te Policje skoro tak nią straszą 😉 Jeśli faktycznie nic nie wskazuje na imprezę itd. to za bezzasadne wezwanie policji sąsiedzi mogą (ale nie musza) dostać mandat. Jeśli takowy dostanią, to może zastanowią się dwa razy nad słusznością straszenia.
Sivens, niemowle na weselu? Jeszcze niech na balety zabiorą...
A wywalanie cyca przy stoliku w restauracji czy poczekalni u lekarza, obuwniczym, parku, to przegięcie. Nie uwierzę, że w całym mieście nagle zginęły butelki i smoczki.

A jeszcze lepsze jest przewijanie w sąsiedztwie jedzenia - w sklepie,restauracji, czy markecie który zwykle posiada do tego odpowiednie pomieszczenie.

Takie pchanie swojego macierzyństwa innym na siłę. "Ja jestem mamą, ja mogę" - a tak naprawdę kryptoekshibicjonizm. Bycie matką nie zwalnia z poczucia jakiegokolwiek wstydu. A wg mnie kobieta ukształtowana zgodnie z normami polskiej kultury powinna czuć wstyd przed obnażaniem się publicznym - niezależnie od przyczyny tego obnażania.


Ale to, co mnie wkurza maksymalnie: Pracowałam kiedyś w markecie. I jak to w markecie, każdy ma swoje stanowisko i nie zmienia go bo mu się tak podoba. Przyszła kobieta, jedno dziecko na rękach, drugie za rękę. Pyta, czy mogę jej odpiąć wózek. Oczywiście, twierdzi że nie ma ani żetonu, ani złotówki - więc mówię by rozmieniła. Stwierdziła że nikt nie chce rozmienić. Dziwne ale ok,zdarza się. Dalej namawia bym opuściła stanowisko i poszła z nią na zewnątrz odpiąć jej wózek. Mówię żeby poszukała wózkowego. Ona nie wie gdzie. No cóż, to niech poczeka na niego. Wtedy ona w pełni oburzona wykrzyknęła "No, ale przecież ja mam dzieci!".
No tak... ale przecież NIE ZE MNĄ. Oczywiście złożyła skargę na moje ewidentne chamstwo i brak chęci pomocy. Tylko że gdy się zatrudniałam, nigdzie w obowiązkach nie miałam wyszczególnionego głębokiego zrozumienia dla trudów macierzyństwa.

Muchozol, moja ciotka zrodziła razu pewnego taki cud.Prócz tego co mówisz, i dosłownie rozsiewania zniszczeń - z wybitymi oknami, wytłuczonymi kryształami włącznie, nie wolno było użyć imienia jej syna inaczej, niż zdrobniale i z radością w głosie...

Potrafię zrozumieć, że dziecko nie usiedzi w miejscu, że musi się pobawić - że czasem coś zniszczy, czasem coś rozsypie, rozleje. Ale też czasem NIE zniszczy.
Milla, mnie naprawdę nie rusza strasznie. Mi tylko chodzi o jednostronną tolerancję.
Ja muszę wszystko akceptować i na wszystko przymykać oko, bo "TO DZIECKO, A JA JESTEM MATKĄ!", ale w drugą stronę to jakoś nie działa.
Luna_s20 - sytuacje awaryjne się zdarzają i szczerze to wolę jak matka się ,,obnaży" i nakarmi wyjące dziecko.
.
Wiem, że to wątek odn wkurzania się na matki i dzieci ale punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Też mnie denerwowały matki i ich dzieci, póki sama nią nie zostałam, wydaje mi się, że jest za dużo w nas jadu a ludzie staja się coraz bardziej egoistyczni i co poniektórym brak dystansu.

Bardzo spodobał mi się felieton Matka Polka pokalana http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,100865,17985421,Matka_Polka_pokalana.html pozwolę sobie zacytować autorkę

Jeszcze Polska nie zginęła, póki się rodzimy. Póki one rodzą. Wśród opryskliwych pielęgniarek i burkliwych lekarzy, upokorzone, z ogolonymi łonami, z przyklejonymi do brzuchów kardiotokografami, unieruchomione z bólu, wbijające sobie ze strachu paznokcie w dłonie, zlekceważone bohaterki wszech czasów. Przedstawicielki jedynego gatunku na świecie, dla którego własne przetrwanie stanowi dalszy plan.

Matki.

Niezgrabne, roztargnione, z mlekiem w cyckach, z rozczochraną spoconą głową, nieprzytomne z bólu, wydzierające się na pół miasta, aż się ludzie śmieją. Kwoki, mleczarnie, chodzące inkubatory. Grube bele, dupy szafy. Kłopotliwe w pracy, na urlopach macierzyńskich, na chorobowych, bezużyteczne, niewpasowane, z tym swoim inwentarzem nigdzie niezapraszane. Z tą hałastrą męczące. Roszczeniowe "wózkowe", bezczelnie pchające swoje wielkie niewygodne dupska w ten nasz zgrabny, fotoszopowy, ultranowoczesny świat.

Tej logiki ludzkość nie potrafi pojąć. To prawda zbyt ciężka, jakby się "dwa razy dwa" tak skomplikowało, że żaden mózg na świecie tej zasady rozwiązać nie może. Ludzie latają w kosmos, obliczają dwusetne miejsce po przecinku liczby pi, a fundamentalnej oczywistości o zachowaniu gatunku nie potrafią zrozumieć. I wmawiają tym, od których zachowanie gatunku zależy, że ich rola jest DRUGORZĘDNA. Że jeszcze muszą bardzo się starać, żeby oprócz tej DRUGORZĘDNEJ roli odegrać setki innych ról.

Więc one, Matki, wymagają od siebie cudów, że nie tylko wydadzą na świat potomstwo, nie tylko będą dbać, karmić, chronić, sprzątać, zarabiać, całe swoje życie poświęcą, ale jeszcze się odchudzą, jeszcze się wypindrzą, jeszcze się wyświęcą, jeszcze będą skakać wokół męża i całej jego rodziny, ze zszytym tyłkiem po porodzie będą smażyć kotlety, gdy przyjdzie obejrzeć wnuka. One się muszą podobać, rozstępy usuwać, wagę zrzucać, cellulit leczyć. Żeby tylko nie psuć humorów, żeby innym było miło, żeby nie przeszkadzało, że się po dziecku "rozlazły", że karmią piersią w sklepie, że przewijają w knajpie. Muszą być grzeczne, fajne, gładkie, szczupłe, uśmiechnięte i święte.

Ktokolwiek stworzył ten świat, musi być w szoku, widząc gatunek, który osobnikom z założenia żyjącym w celibacie wypłaca 2 miliardy rocznie, a samotnym matkom 77 złotych na dziecko. Ktokolwiek stworzył ten świat, umiera ze śmiechu, słysząc, kogo ten gatunek prosi o pozwolenie na in vitro, żeby móc się rozmnażać. Gdyby zwierzęta, te wszystkie królowe matki w swoich ulach dowiedziały się, kto dyktuje warunki w naszym świecie, postukałyby się swoimi odnóżami w głowę. Bo w ich ulu nie ma miejsca na taki absurd.
Oho, widzę, że hasło "brzuchate mamuśki" przyćmiewa resztę argumentacji.
Używając takiego sformułowania miałam zamiar podkreślić, że kobiety w stanie błogosławionym po prostu czasem zachowują się, jakby były męczennicami, które należy wymijać z szacunkiem i opuszczoną głową.
I nie, nie uskuteczniam tu mowy nienawiści. Nie próbuję znieważać matek, rodziców i wszystkich innych zaangażowanych w wychowanie dziecka.

Od dwóch stron piszemy o ograniczonej tolerancji i poczuciu wyższości niektórych rodziców, ale każdy wyciąga poszczególne wątki i robi z nas antyspołecznych hejterów macierzyństwa.

No nic, nieważne. EOT.
Trochę paradoks, aby osoba mówiąca tutaj jak najbardziej na temat kończyła swój udział w dyskusji wyparta przez pro-matki 😉
Luna_s20 - sytuacje awaryjne się zdarzają i szczerze to wolę jak matka się ,,obnaży" i nakarmi wyjące dziecko.
A ja wolę jak ma ze sobą butelkę ze smoczkiem. W końcu w takiej butelce może mieć swoje mleko.
figura, jeśli tak jak mówisz potrafią zachować dyskrecję, i nie potrzebują sobie przywieszać żarówki na czoło bo "oto karmią" - to w porządku. Przecież nie zabraniam dzieciom jeść.
Widziałam wiele niemowląt karmionych piersią i wszystkie tolerowały butelkę. Czemu jeśli matka nagle traci pokarm albo ma obolałe piersi to jakoś dziecko butelkę zaczyna tolerować? 🙂

I nie walczę jak lew o zakaz publicznego karmienia piersią, w ogóle nie jestem za takim zakazem - uważam że to niekulturalne by się obnażać w miejscach publicznych. Poczucie kultury osobistej nie musi wynikać od razu z katolicyzmu. Może pracowałam / robiłam zakupy w jakichś innych marketach bo zawsze było dostępne.

Skoro wątek nie jest dla ciebie figura,  i cię drażni sam w sobie - to po co się nim katujesz? Po to by nam udowodnić jakie z nas zołzy że wkurzają nas dzieci? Tak - wkurzają mnie dzieci. Bardzo mnie wkurzają. Nie wszystkie - bo w końcu dzieci to bardzo młodzi ludzie - a ludzie bywają najróżniejsi.
Już jako dziecko nie byłam w stanie znieść niemowlęcego ryku ciągnącego się jak sierp z tyłka, i to przez cały dom, że nie pomogłyby nawet drzwi zbrojone. I przed świtem, i po północy, i w środku dnia. Nie ma relaksu, nie ma nauki. Nie ma swobody. Nie ma nawet rozmów przy kolacji bp jak dziecko nie krzyczy to śpi. I wiem, że to naturalne - że też taka byłam jako dziecko i pewnie też wszyscy się naginali - ale ja nie potrafię. Do tego trzeba mieć cierpliwość. To coś, co czuje się w obecności dziecka. A ja poczułam to może ze trzy razy w życiu, a we wszystkich pozostałych przypadkach jedynie głęboką frustrację.
Mam udawać że tak nie jest, że wszystko mi się podoba, że wszystko kocham i uwielbiam, bo ktoś obok uwielbia? Nie lubię też lodów, oranżady, kucyków, wędkowania, LOL'a, botków i jeździć autobusem. Może zjawi się ktoś kto lubi i mi to wytknie?

A pomiędzy prawem o decydowaniu o sobie a brakiem jakichkolwiek zahamowań jest duża różnica - i jestem daleka od poglądów typowego nastoletniego bohatera amerykańskiego filmu, który bijąc kolegę twierdzi że to wolny kraj i ma do tego prawo. Mogę nie chcieć oglądać podczas posiłku czy wybierania kosmetyków gołego cyca sfatygowanego codziennym karmieniem, a już tym bardziej osranej pieluchy. A to, że niemowlęca kupka wydaje się mamie małego człowieczka słodkim, acz kłopotliwym naturalnym następstwem jej miłości - nie oznacza że jest mniej gówniana niż kupka jej babci.

Bycie matką ma pewne przywileje. Np przepuściłabym w kolejce matkę ze zniecierpliwionym maluchem - bo wiem że dziecko jest tylko dzieckiem. I nieważne na ile rozumie potrzebę stania w kolejce, nie wyłączy swojej nudy i zniecierpliwienia guzikiem.
Podobnie ustąpię miejsca w autobusie kobiecie ciężarnej, lub matce małego dziecka - dla samego ich bezpieczeństwa.
Ale też wiem, że jeśli matka wie, że godzinne zakupy to dla jej dziecka za długo, to może zamiast nasączać jego małą głowę konsupcjonizmem za wszelką cenę, zrobi dla odmiany zakupy w osiedlowym albo biedro, skoro nie ma z kim zostawić pociechy ani kogo poprosić o zakupy?
Skoro wie, że w restauracji nie będzie jak przewinąć dziecka, to może niech sobie ten jeden raz odpuści lody w zdobionym pucharku i kupi z automatu?
.
Milla, proces edukacji i uświadamiania prowadzę odpłatnie. O dziwo, uczę dzieci! 😉
Prowadząc dyskusję w tym wątku i starając się naświetlić pewne problemy społeczne, to ja płacę. Swoimi nerwami 😉

Człowiek przyszedł tu wyładować swoją frustrację, a doszło do tego, że musi zacząć bronić swojego prawa do tej frustracji.
To ja dziękuję, wysiadam 😉
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
05 czerwca 2016 13:38
Trochę paradoks, aby osoba mówiąca tutaj jak najbardziej na temat kończyła swój udział w dyskusji wyparta przez pro-matki 😉



Mnie to zastanawia - żadna z niechcących dzieci nie wchodzi do wątku dzieciowego i nie wypisuje, że dzieci są be, ale w wątku gdzie można popisać, jak to wkurzają ciągłe pytania o ciąże i niezrozumienie w kwestii niechęci do dzieci pojawiają się matki, które piszą jak to cudownie być matką i ile taka osoba traci, baaa jest egoistką i jak ją może kupa takiego dzieciątka odrzucać skoro kupa konia jej nie rusza  🤔wirek:
.
safie, aż żałuję, że nie można tu dawać lajków pod postami 😉
[quote author=Lanka_Cathar link=topic=35211.msg2552773#msg2552773 date=1465112456]Przepchnęłam towarzystwo z mordem w oczach, zresetowałam domofon, otworzyłam sobie drzwi i zamknęłam za sobą. Żałuję jednej rzeczy, że nie podeszłam pod 62 z pytaniem, czy szanowna mamusia może coś zrobi z gównażerią.

O! I ile narzekania w naszym narodzie, ze mlode pokolenie jest chamskie, niewychowane i agresywne. A dorosli jakby nie widza, ze to kopia ich samych 😉
[/quote]

Olśnilas mnie. Do tej pory to zjawisko, ze wyjeżdżam z PL i nagle wszyscy dorośli lubią dzieci, tłumaczyłam tym, ze Polacy ogólnie nie lubią i nie szanują dzieci. Ale to nie tak, wielu Polaków nie lubi i nie szanuje sie nawzajem, grzeczność jest tania albo dziwnie rozumiana i ludzie uważają, ze dobra, przyjazna atmosfera zależy nie od nich ale od tych drugich. Młodzi uczą sie od starych i tak to sie kręci. Pamietam moj pierwszy dłuższy wyjazd za granice do Stanów. Jak wpadłam na kogos w autobusie i odwróciłam sie spłoszona, gotowa na conajmniej zimne spojrzenie, a moze i ochrzan, a spotkało mnie takie zachowanie jakby to mnie przepraszano 🙂 W wielu krajach norma, po tej stronie granicy rzadkość.
Gavi, A ja Cię w pełni rozumiem. Mieszkanie w bloku jest ogólnie wkurzające i nie opcji, żeby w takim tłumie ludzi wszyscy się zgadzali i prowadzili tryb życia nie przeszkadzający nikomu. Jakbyś nie miała sąsiadki uczącej dziecko mówić "kakao" o 6.30, to byś miała kogoś innego, np.  imprezującego całą noc.

Co do karmienia piersią - karmiłam półtora roku, wiele razy "publicznie", ale nikt nigdy ani milimetra mojego cycka nie widział. Naprawdę bez trudu da się to zrobić tak, żeby nie wywalać cyca na widok publiczny. Nie kumam kobiet, które wywalają.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
05 czerwca 2016 15:22
[quote author=Luna_s20 link=topic=35211.msg2552922#msg2552922 date=1465130030]
Luna_s20 - sytuacje awaryjne się zdarzają i szczerze to wolę jak matka się ,,obnaży" i nakarmi wyjące dziecko.
A ja wolę jak ma ze sobą butelkę ze smoczkiem. W końcu w takiej butelce może mieć swoje mleko.
[/quote]

Tak, Luna_s20, zróbmy z karmienia piersią problem. Z powodu Twojego wysokiego wysublimowania moja córka nie może jeść naturalnie, tylko z butelki. Żybyś Ty się lepiej poczuła.
Jakie to smutne  🙄 🤔
.
Julie, z imprezującymi całą noc jest o tyle korzystnie, że jak im się zwróci uwagę, to przyciszą muzykę i ograniczą popisy wokalne do oglądania głupich filmików na YT 😉
Ewentualnie ustawa o lokatorach ma rozwiązanie na takich przyjemniaczków.
Specjalnie wybrałam osiedle na końcu miasta, oddalone od centrum, klubów i knajp, żeby mieć święty spokój...ale z mojego osiedla zrobił się pełnometrażowy żłobek, gdzie osoby bezdzietne są w mniejszości, więc jakakolwiek próba zwrócenia uwagi kończy się napiętnowaniem 😉

bobek, powiem Ci, że ja zawsze i w każdej sytuacji staram się ludziom pomagać i być miła. Jak ktoś na mnie wpadnie w busie, to się śmieję i mówię, że każdemu się zdarza. Naprawdę jestem niesamowicie otwarta i ciepła w relacjach z ludźmi.
Jak nie wytrzymuję napięcia, to się odezwę, ale też w taki sposób, by nie używać rynsztokowego języka i ogólnie zachować kulturę osobistą.
Jestem człowiekiem i akceptuje wiele ludzkich zachowań, ale notorycznie trafiam na "Matki Polki", które obnoszą się ze swoim macierzyństwem wszem i wobec i żądają większych praw, lepszego traktowania, przychylności, pomocy w każdej możliwej sytuacji, a jak tego nie dostaną, to foch i obraza majestatu.
Przepraszam nikomu psuć wątku nie chciałam, weszłam tu tylko z czystej ciekawości co tez Was tak denerwuje ale poziom tych 'problemów' i niektórych wypowiedzi mnie poraził i szczerze, nie chciałoby mi się pisać o tym na forum, toż to strata czasu, że dziecko płacze? albo, że cycki musicie oglądać lub kupy wąchać.
Po co o tym pisać ? to jest taki problem? myślałam, że piszecie o czymś ciekawszym, walniętych mamuśkach, dzieciach wychowywanych bezstresowo itp. a namawiać do polubienia dzieci też nie mam zamiaru nikogo, zamieściłam ten felieton, żeby może złapać trochę refleksji i czasem pomyśleć z innej strony.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się