Trener - przyjaciel? autorytet? prześladowca?

opolanka   psychologiem przez przeszkody
17 czerwca 2009 12:13
No niech Ci będzie 😉
http://www.pzj.pl/modules.php?op=modload&name=PZJ_trenerzy&file=index&abc=150&limit=50

Linkowałam już w wątku ogólnym "Trener" - trenerów /wszystkich klas/ jest około 40 na całą Polskę.
Czyli niewielu ? Tych najwyższej kategorii chyba dwu.
Ciekawe jak się kształtują proporcje w jakiejś innej,porównywalnej dyscyplinie sportu?
Edit:
Mam pytanie czym się różni "instruktor sportu" od "instruktora dyscypliny sportu" ?
Który stopień jest wyższy?
Wg moich przemyśleń to "instruktor dyscypliny" po prostu "młodszy" w sensie czasowym - wg. "nowej" ustawy o sporcie kwalifikowanym.
A osób posiadających tytuł trenera jest znacznie więcej - nie wszyscy zadbali o zdobycie licencji PZJ.
A ja nie wiem, jakie papiery ma mój trener, są tacy, co twierdzą, że żadnych. Mnie to nie interesuje, wiem z kim jeżdżę, widziałam go wiele razy na różnych koniach i nie mam zbędnych pytań. Zresztą skoro swego czasu kadra się nie dopytywała o tytuły, to tym bardziej amator nie powinien.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
17 czerwca 2009 18:51
Tania, mnie wyskoczyło 119.
Tania, mnie wyskoczyło 119.

Kogo 119? Mnie 190 wszystkich razem.
Może się zmienia jakoś?
A osób posiadających tytuł trenera jest znacznie więcej - nie wszyscy zadbali o zdobycie licencji PZJ.
To jaki się ma tytuł trenera jeśli nie PZJ? To znaczy skąd? Taki zwyczajowy? Czy z poprzednich czasów?
Nie czepiam się-pytam zwyczajnie bo to ciekawe.
Dużo osób tu pisze : "mój Trener" ,"mam Trenera" - i zaintrygowało mnie.
Gillian   four letter word
17 czerwca 2009 19:55
nie uważacie, że "trener" to po prostu skrót myślowy? komuś się chce pisac "mój instruktor sportu" itd?
nie uważacie, że "trener" to po prostu skrót myślowy? komuś się chce pisac "mój instruktor sportu" itd?

ja uważam,że taki skrót można z powodzeniem stosować.
Ale już nieraz usłyszałam o kimś tam: Trener? Czemu tak mówisz ? To jest przecież /tylko/-Instruktor!
I dlatego ja mówię różnie  - dla świętego spokoju.
A mój nieżyjący już Mądry Szef zawsze mnie uczył,że na wszelki wypadek mówi się Panie Inżynierze. 😂
I śmiał się,bo jak był młodym lekarzem to zwracano się do niego: Panie Ambulansie.

A w tym akurat odcinku dyskusji - pytałam tak dla porządku jak to jest.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
17 czerwca 2009 20:35
Tania, oczywiście, ja i cyferki  😡
Taniu Dyplomy! trenera wydaje Ministerstwo Sportu - wygląda to jak dyplom magisterski. Legitymacje instruktora sportu wydają upoważnione instytucje, które przeprowadziły kurs (AWF i typu AWF, związek sportowy).
Człowiek, który posiada taki dyplom/legitymację - ma uprawnienia trenera/instruktora sportu (ok. dyscypliny sportu).
Wg. ustawy o sporcie kwalifikowanym treningiem sportowym mogą zajmować się osoby posiadające aktualną licencję trenerską. Procesem wydawania i aktualizacji tych licencji zawiaduje właściwy związek sportowy (dla nas - PZJ): ustala warunki otrzymania, prowadzi szkolenia, gromadzi i przechowuje dokumentację, wydaje licencje (w postaci dyplomu A4 i identyfikatora). Licencji nie może otrzymać osoba bez uprawnień, ale uprawnienia to mało - jeszcze deklaracja, zaświadczenie lekarskie, zaliczenie wymaganych szkoleń, zdjęcia; w przyszłości: + osiągnięcia szkoleniowe, praktyki zagraniczne, publikacje etc. No i opłata (za całość - nieduża).
Do uzyskania aktualnej licencji był wymóg wzięcia udziału w centralnej konferencji szkoleniowej i w wybranej konferencji danej dyscypliny + uzupełnienie dokumentacji.
Na stronach PZJ obecnie znajdują się szkoleniowcy z aktualną licencją. Proces wydawania licencji nie jest zakończony, i liczba licencjonowanych szkoleniowców ciągle rośnie.
Wiele osób to lekceważy - klasyka - co z tego, że jest prawo, tj. Ustawa - gdy nie ma żadnych konsekwencji nieprzestrzegania/łamania prawa.
A do ubezpieczenia się od OC wymagane są tylko uprawnienia! (także instr. rekreacji - jeden typ polisy) i to tylko w przypadku dochodzenia odszkodowania - do zawarcia ubezpieczenia raczej nie żądają okazania legitymacji/dyplomu.
Halo! :kwiatek: :kwiatek:
Wreszcie rozumiem . Bardzo dziękuję.
Mój jedyny instruktor płci męskiej w wieku poniżej 40 lat był takim gburem i beznadziejnym nauczycielem, że o zakochiwaniu się nie mogło być mowy. Chociaż z tego, co wiem, to jakieś gorące trzynastki się w nim teraz podkochują  🤔wirek:

Chyba dobrze jest mieć trenera sporo starszego od siebie - gdyby mnie trenował ktoś tylko parę lat starszy boję się, że mogłabym próbować w jakiś sposób podważać jego autorytet, albo wchodzić w bardziej kumpelskie relacje - a to nie służy zbyt dobrze treningom.

Życiowy partner jako trener? Też odpada. Jak nie miał kto na nas patrzeć z ziemi, to próbowaliśmy prowadzić sobie z narzeczonym nawzajem jazdy i była to totalna porażka: albo się na siebie wściekaliśmy, albo ignorowaliśmy. Może to też przez to, że jeździliśmy mniej-więcej na tym samym poziomie i każde z nas zawsze wiedziało lepiej  😵

Dla mnie trener-ideał to Bocian: potrafi wszystko wytłumaczyć na spokojnie i bez wrzasków, jak trzeba - pochwali, jak trzeba - rzuci k.wą i zaraz potem przeprosi, potrafi rewelacyjnie człowieka zmotywować, ma fantastyczne poczucie humoru i jakąś taką wrodzoną charyzmę, że nikt z nas nie próbował nigdy kwestionować tego, co mówi, że zjednuje sobie także totalnych laików i ludzi niezwiązanych ze środowiskiem. Ma fantastyczne oko do koni i do ludzi - od razu widzi, co jest niehalo. Jak coś wyjdzie, mówi że dobrze, a potem pyta, dlaczego było dobrze. Zadaje pytania i zmusza do samodzielnego myślenia. Potrafi wydobyć 200% z ludzi i z koni. A po jeździe można z nim siąść przy piwie i papierosie i pogadać o wszystkim. Ma tylko jedną wadę: trenuje na końcu świata (dla nas, Krakowiaków, przynajmniej 😉)
Ktoś   Dum pugnas, victor es...
18 czerwca 2009 09:44
Hmm - data aktualizacji jest 16.06.2009  🙄
Z dotychczasowych moich obserwacji to aktualne licencje pojawiały się raczej na bieżąco - mniej więcej w terminie wysłania do zainteresowanego. Jeśli coś jest nie tak - to trzeba interweniować.
A co w praktyce daje taka licencja PZJ?
A może raczej w czym przeszkadza jej brak?
Witam revoltowiczów po długiej nieobecności :kwiatek:

Moja instruktorka, która wedle posiadanych papierów jest trenerką, sędzią i różne takie imponujące jeszcze 😀iabeł:
jest dla mnie absolutnym guru na maneżu(w stajni). Tam, ona mówi ja robię (jak automat, żadnej dyskusji, 0 wątpliwości)
Wypracowała sobie to, efekty jej działalności które widzę na swoich zdjęciah z jazd, które odczówam psychicznie podczas jazd i fizycznie sa najlepszym świadectwem jej kompetencji.
Choć widzę, ze ostatnio ona ma jakiś nowy plan przekształcenia naszych jezdzieckich relacji- ja mam podejmowac decyzje i robic co uważam że w danej sytuacji ma byc zrobione, ona komentuje czy dobrze- czyli chyba mam zacząc mysleć a nie tylko wykonywać polecenia - masakra.
Ale skoro ona uważa że to czas na to, to ja jej ufam.

Natomiast poza końmi, jest moją koleżanką. Młodszą, więc zdarza się, ze to ja jej ciosam kołki na głowie, wiercąc dzierę w brzuchu na temat sposobu w jaki prowadzi swoje interesy czy żyje 🤦. Jak to między babami .

Te 2 realcje w ogóle na siebie nie zachodzą. Na co dzień bardzo sensowna, ale jednak młodsza koleżanka, na jeździe... Guru z którym się nie dyskutuje
A co w praktyce daje taka licencja PZJ?
A może raczej w czym przeszkadza jej brak?


Np. na sopockim Hipodromie pozwala na selekcję na tych, którzy mogą zawsze i wszędzie oraz tych, którzy nie mogą. Formalnie, zgodnie z ustawą, interpretowaną w wersji "hard" to nawet członkowie kadry olimpijskiej nie powinni trenować sami ze sobą, bez obecności trenera z uprawnieniami, o ile sami nie są wpisani na listę (trenerem w rozumieniu ustawy może być też instruktor sportu, o ile... itd).

Art. 45.
Zajęcia w zakresie sportu kwalifikowanego mogą prowadzić wyłącznie trenerzy i
instruktorzy w rozumieniu przepisów ustawy
z dnia 18 stycznia 1996 r. o kulturze
fizycznej, po otrzymaniu licencji trenera, o której mowa w art. 46.

Czyli w praktyce,co?
Martwe zapisy?
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
18 czerwca 2009 11:55
moim zdaniem przepisy są absolutnie martwe. W praktyce wiadomo jak jest. Mogę sobie trenować kogo chcę i olie ten ktoś chce i co mi ktoś za to zrobi i z jakiego niby paragrafu?
Właściciel ośrodka może zabronić osobie bez uprawnień prowadzenia zajęć na swoim terenie zdaje się?
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
18 czerwca 2009 12:14
Właściciel ośrodka może zabronić osobie bez uprawnień prowadzenia zajęć na swoim terenie zdaje się?

może - ale nie musi - nie ma takiego prawa któreby mu nakazywała zabraniać.

Jak będzie chciał to zabroni wszystkim innym oprócz samego siebie prowadzenia jakichkolwiek jazd  nawet jeśli sam nie ma żadnych papierków
Tak reasumując:
-zgadzamy się,że określenie  Trener -dla potrzeb tego wątku jest terminem umownym?
No tak, umownym - ale ja nadal nie wiem na ile umownym? Jeśli się raz w życiu miało przez kilka dni "klinikę" - to osoba prowadząca to trener - na potrzeby tego wątku? czy nie? Jeśli ktoś nawet przez dłuższy czas prowadził nam jazdy, ale poza stęp, kłus, galop, nogi ze strzemion, jedziemy stacjonatę, koniec jazdy etc. - nikt nic od niego nie usłyszał? Co tu pisać nt. relacji - kiedy najczęściej tej relacji po prostu nie ma - są tylko okazjonalne spotkania poświęcone szkoleniu.
Doszłam do wniosku, że coś konkretnego mogłabym tu napisać - ale o moich trenerach pływania! (w przeszłości).
W jeździectwie ułożyło się dziwnie - właśnie doszłam do wniosku, że ja nigdy nie miałam trenera - tylko pracowałam pod kierunkiem trenerów koni, na których jeździłam.  😤
Ktoś   Dum pugnas, victor es...
18 czerwca 2009 17:29
a może po prostu na potrzeby tego wątku nazywać ich - szkoleniowcami?
Zwał jak zwał - naprawdę nie chodzi mi o tytuł, ale o istotę relacji. Ten wątek wprawił mnie w konsternację - o czym mówimy? Bo temat dotyczy trwałej relacji-więzi w kontekście sportu? prawda? A kto, u licha, ma trenera?
Jeśli odliczymy: relacje osobiste; ludzi, którzy uczyli nas anglezować (wg. mnie do swobodnego poruszania się w trzech chodach - nie ma mowy o treningu); trenerów spotkanych (tylko spotkanych lub spotykanych) na konsultacjach; trenerów, którzy mają za zadanie doprowadzić konie do danego poziomu (na sprzedaż?); ludzi, którzy jeżdżą "nasze" konie, a "my" nigdy do nich nie dorośniemy  🙁...

Istotą pojęcia "trener" jest osoba, która planuje i prowadzi sportowy rozwój zawodnika. Trwale i regularnie. Zgodnie z pewnym procesem, w którym liczą się sportowe cele. I wymierne postępy zawodnika.
Nawet jeśli ktoś "ma" stałego trenera, to okazuje się, że cele sportowe są tylko przy okazji (bo kasa, bo szkoła, bo studia, bo wyjazd na wczasy...)
No to kto ma trenera i jest w treningu? Jest ktoś taki na r-v?
A ja nie mam trenera jako takiego juz od dawna i mi z tym dobrze - choć takie sprawy jak dosiad warto z kimś pokonsultować, bo pewnych rzeczy samemu sie nie widzi i nie przeskoczy.
Przy szkoleniu klikerowym, które stosuje, trenera teoretycznie na stałę nie potrzebuję. Nauczycielami są zwierzęta - w tej metodzie jak robisz dobrze, to zwierze odpowie pozytywnie, a jak sie 'blokuje' to znaczy, że robisz coś źle - oczywiście trzeba umieć popatrzeć na siebie krytycznym okiem i umieć dostrzec swoje błędy. Natomiast bywa, że ciężko znaleść samemu swój błąd i wtedy obserwacja osoby trzeciej może bardzo pomóc. Ale nie jest konieczna na codzień - wręcz lepiej jak jest sporadyczna, bo więcej sie człowiek nauczy -  zauwazac drobne różnice, jak coś wynika z czegoś, co będzie jak zrobie tak a co jak tak, w ogóle uczy sie myśleć...
Tak samo wiedza fizjologiczna jest potrzebna jak ktoś chce sie bawić np w zebranie, czasem potrzeba by ktoś z boku popatrzył na konia czy trening zmierza w dobrym kierunku, ile można wymagać na danym etapie, co robić dalej. Ale ja we Wrocławiu nie znam takiej osoby, z którą bym chciała się w przyszłości konsultować niestety - choćby dlatego, że każdy trener jak mu powiem, że szkolę klikerem mnie wyśmieje... np dlatego, że w tej metodzie jest tak, że jak zwierze nie chce to nie robi i nic sie nie dzieje, nie ma mocniejszych sygnałów czy kary - a każdy trener mi będzie kazał wtedy, żebym wymagała posłuszeństwa i tego sie  nie przeskoczy, jest zbyt duża różnica miedzy szkoleniem tradycyjnym a pozytywnym.

Myślę, że w kazdej dziedzinie potrzeba jest trochę wsparcia - wiecej, gdy sie coś zaczyna, mniej gdy już sie sporo wie. Ale uwazam, że nie moża być bezrefleksyjnym i robić bez zastanowienia wszystko co mówi osoba trzecia, choćbym nie wiem jak była znana  i jakie miała wyniki. I to obojętnie czy ktoś sie bawi w klikanie, czy jeździ w rekreacji czy uprawia sport. Trzeba myśleć i zadawac pytania, by uniknąć momentów kiedy nie rozumie sie co się z czego bierze. I by uniknąć rozczarowań, problemów z koniem itp. Nawet nie wiem jaki trener tez może się mylić i jeśli ktos nie pozwala sobie zadawać pytań, albo mówi "rób, nie dyskutuj" to jest żadnym trenerem. Całkiem bez wsparcia myślę, ze do pewnego poziomu się da, ale żaden człowiek nie posiada całej wiedzy dotyczącej jeździectwa - przychodzi moment, że trzeba się z kimś choćby skonsultować, jeśli chce się osiągnąć jakis poziom. Ja akurat nie mam juz takich ambicji, ale mimo wszystko chce siedziec dobrze jak już siadam i chce szkolic dobrze jak już szkolę - i do tego potrzebne jest by ktos czasami na mnie spojrzał jak pracuje, powiedział mi co widzi, zwrócił uwagę na błędy... ale podstawowym nauczycielem jest koń!


PS Ja nie wiem czy dobrze rozumiem pojęcie trenera, ale potraktuję to jako osobe szkolącą, a nie tenera w takim stricte sportowym znaczeniu. Bo widzę, że różne osoby różnie sie tu wypowiadają, dla niektórych trenerem jest instruktor, dla innych osoba, z która się konsultują, a jeszcze innych osoba która na codzień pomaga im rozwijac się sportowo.
[ciach]

Gillian   four letter word
23 sierpnia 2010 16:15
kociolek, zgłaszam Cię jako spamera... 🤔
Wracając do tematu. Uważam, że dobry Trener powinien być dobrym psychologiem -końskim i ludzkim.  Nie musi mieć kursu pedagogicznego (nuczyciele mają, a jacy bywają... każdy wie). Za to musi być mądrym Człowiekiem. I wychowawcą.
Dla wielu młodych ludzi trener jest idolem, przywódcą, z którego się  bierze  przykład. Jaki przykład można brać z  tzw "prostaka", czy wręcz chama? Czasami jeszcze zarozumiałego, przekonanego o swojej nieomylności...
Cóż z tego, ze doprowadza młodzież do poziomu mistrzowskiego, jak niczego innego oprócz jazdy  ich nie nauczy, nie da dobrego przykładu własna postawą godną naśladowania? Wtedy taki człowiek jest tylko zwykłym trenerem, a nie Trenerem, którego pamięta się całe życie. 😉
Same odesłałyście kociołek do tego wątku.
Chyba,że kociołek to zdesperowany Ryszard Rynkowski sorry Rojkowski i jego sprytna autoreklama?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się