Nadpobudliwość- jak pomóc koniowi z tym 'żyć' i trenować?

ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
26 lipca 2017 23:42
Planta: jak dla mnie to ten koń ma poważne luki edukacyjne, być może na to nakładają się jakieś problemy zdrowotne, powodujące takie reakcje, jakie opisujesz.

Na dodatek z tego, co piszesz nie wynika, abyś ty miała jakieś większe doświadczenie jeździeckie, a tym bardziej w kwestii jazdy na koniach słabo czy też  źle ujeżdżonych, oprócz wożenia się na spokojnych koniach na, jak ty to określasz, rzuconej wodzy.

Nie wnikam po co takiego konia kupowałaś: czy był on "normalny" i się u ciebie "zepsuł", czy też od początku był szajbusem. W każdym bądź razie nie wygląda to dobrze, w sensie nie wróży dobrze na przyszłość, nawet z udziałem trenera. Bo udział trenera to nie jedna, ani dwie, ani 10 sesji. To regularna, co najmniej cotygodniowa praca, przez co najmniej pół roku, by jakieś efekty były.

No i znalezienie kogoś normalnego za normalną cenę tam u ciebie, w tym Teksasie,  pewnie też będzie zakrawało na cud. Nie wątpię że trenerów-komboi z własną "szkołą" jest zatrzęsienie, nawe u mnie jest ich sporo, i co jakiś komboj, to jakieś swoje autorskie czary-mary odprawia, nie mając pojęcia o pojęciu jeśli chodzi o prawidłowe, normalne jeździectwo.

Reasumując: zastanów się, czy warto w takiego konia dalej inwestować czas, kasę i własne zdrowie, bo zdaję się już trochę od niej ucierpiałaś.
Elu-dzieki za rzeczowa wypowiedz  :kwiatek:
Kon szajbusem byl, bo od chwili kiedy zaczela chodzic po siodlem, moja trenerka uczaca mnie jazdy konnej w stylu mniej wiecej klasycznym (ma szkole jezdziecka plus pensjonat), uczyla ja stania  w miejscu przy wsiadaniu, bo Babe wypruwala z czlowiekiem widzacym na strzemieniu, bez szans na normalne usadowienie sie w siodle. Potem bylu zmudne i moje i trenerk uczenie chodzenia stepa, reagowania na lydki, ustepowania, kola, spirale, cwiczenia z ziemi przy gimnastyce karku , pod wplywem filmow z Clintonem uczylam ja odangazowywania zadu, to wszystko Babe zna. Zdrowa jest, jest regularnie sprawdzana przez weta,  niedawno przeszla calkowity sprawdzian zdrowia u weta, u ktorego lecza konie znani zawodnicy, ma regularnie robione kopyta i zeby. Przy czyszczeniu sprawdzam czy ma reakcje bolowe na ucisk.
Jak napisalam, kiedy koncentruje sie na mnei, moge ja powodowac samymi nogami, robic wolty z wyginaniem klody. Ale wtedy cos przeskakuje w jej glowie, jakas zapadka i zamienia konia w tryb wyscigowy-to nie to, ze sie czegos boi, ona to robi z premedytacja. I probowalam roznych wedzidel-od mocnych, zeby moc ja zatrzymac, przez lancuszkowe, ukladajace sie luzno w szczece, gdyby miala niskie podniebienie, po ostatnie waterforda, zeby miec to samo co z lancuszkiem, bo kulki sa gladkie i ukladaja sie lukiem, nie maja zadnych ostrych krawedzi, ktore naciskalyby na dziasla, jezyk czy podniebienie. Ale zacisnela je w pysku , unieruchomila i spuscila leb.
Nie angazuje przy tym grzebietu-czuje sie 'wyboisto', bo robi szybkie, spiete kroczki ze sztywnym grzbietem i usztywnionym i wyciganietym do dolu karkiem. Na kazda probe nabrania kontaktu sztywnieje jeszce bardziej, wydluza szyje jescze nizej.
Probuje wtedy robic zmiany tempa-ale nie daje rady, bo nawet wprowadzona w ciasne kolo robi to w wyzej opisanej pozycji, bez zmienianai tempa. Nagradzam ja rzuceniem wodzy za nawet dwa kroki bez ciezkosci na wodzy.
Wczoraj dostalam kilka nazwisk, ale musze poszukac w necie, bo ponoc maja strony w fejsbuku, czy to domorosli trenerzy, czy profesjonalisci i czy nie profesjonalisci od wsdzenia koniowi struny od gitary w pysk.
Znalazlam dosc niedaleko mnie " Golden Horse Training Center i mysle o wozeniu Babe wlasnie tam.
https://www.facebook.com/pages/Golden-Horse-Training-Center/380757105323417

Mozliwe tez, ze przez ostatni wypadek i pzrerwe w jezdzeniu kon sie zaczal mi buntowac, ze skonczyly sie wakacje, wrocila do pracy i wcale jej sie to nie podoba.
Na Shy, moim zmienniku do jazdy, przez wiekoszsc czasu posiadania jej nie jezdzilam, bo popzedni wlasciciele przed sprzedaza, zamiast zabrac ja do kowala, wystrugali jej kopyta sami, i podeszwy byly sciete do zywej tkanki. Moja pani kowal dobre pol roku nie dotykala nawet, bo mowila ze najpierw musi odroslac. Pokazywala mi sliskie jak lod spody, ze to wlasnie jest ta zywa tkanka. Nie chcialam sprawiac jej bolu obciazaniem jezdzcem, wiec caly czas jezdzilam na Babe.
Dopiero wlasciwie ostatnie dwa -trzy miesiace zaczyna miec normalne kopyta, spody odrosly, a obecny kowal, zreszta znany kowboj i reiningowiec/cuttingowiec, wyprowadza jej kopyta na prosta, bo z kolei scianki sa lamliwe i ciagle sie ukruszaja.

I tak, po tym jak Babe wczoraj ugryzla moj but z premedytacja, w zemscie za zatrzymanie, myslalam o jej sprzedazy. Boj esie jednak, jak pisalam, ze ludzie przyzwyczajeni do totalnie "zlamanych" AQH nie beda sie z nia patyczkowac wiec albo przejdzie trening u niewiadomokogo, z mozliwym biciem, albo trafi na hak.

Update: postawilam wszytsko na jedna karte i zalozylam Babe gumowe wedzidlo, ktore kupilam kiedys dla Jerrego. Wedzidlo jest elastyczne. I cud sie stal, kon sie odprezyl!Bylo duzo wiecej normalnego stepa, bez caplowania, kiedy wyciagala szyje do samej ziemi, oddawalam wodze kompletnie i znowu nabieralam, jak podniosla nieco leb, probujac utrzymac lekki kontakt na wedzidle. Czesc jazdy (wzdluz ogrodzenia, po pastwisku), odbylysmy z kompletnie luznych wodzach i kon zaczal pracowac grzbietem. A i jej mina po jezdzie weselsza. Mam nadzieje, ze trend sie utrzyma i Babe zobaczy , ze kontakt nie boli i sama go zacznie szukac. Byly dwa epizody, kiedy nagle zerwala sie do galopu, ale szybko ja sklrecilam , bezbolesnie bo bez czanek naciskajacych na kaciki warg i kon zaczal znowu stepowac. Jazda byla sporo krotsza bo nagrodzilam ja za dobre zachowanie. Tylko teraz bede szukac takiego wedzidla ciut dluzszego, na jej rozmiar.



Planta dobrze słyszeć że najzwyklejsze wędzidło dało tak pozytywną zmianę 🙂 Oby tak dalej. Czasami mniej znaczy więcej 🙂
O ile wiadomo z innych wątków, to poprawa była chwilowa.
Planta, cała nadzieja w tym, że ktoś to rozwiąże na żywo. Bo, powiedzmy - znam rodzaj wędziła, który mógłby być skuteczny. Ale - jeden koń szybko pogodzi się z podporządkowaniem, i to pozornie krnąbrny zakapior, a inny - z pozoru misio - będzie walczyć jak o życie. Zatem tego typu korekty należą do "nie próbujcie tego sami w domu", bo można za to drogo zapłacić (za dwa razy mi się zdarzyło piorunem lecieć przepinać wędzidło na poprzednie) - o czym zdążyłaś się już przekonać.
Jak to Amerykanie mowia, "yup"

Tak wyglada to wedzidlo po wczorajszej walce


Trzymam kciuki, jutro o 10.30 widzimy sie z trenerem.
Wpadłam się pochwalić 😀
Przyjechał dzisiaj do mnie trener, po zwykłej jeździe pojechaliśmy na pola, ja na moim a znajoma na swoim kucu.Od razu zaczął wariować więc wsiadł trener, pola na szczęście blisko więc jakoś dojechaliśmy. Nagle koń zwrot i galopem do domu, gość go zatrzymał, zwrot w miejscu, bat w zad i galopem z powrotem, koń zdziwiony, ja tym bardziej, że posłuchał. Na polu stało drzewo więc trener zaczął jeździć wokół niego, raz w prawo raz w lewo, na początek stępem, potem kłusem. Jak tylko zakłusował koń znowu galopem w stronę domu, i to samo, zatrzymanie, bat i z powrotem. I znowu wokół drzewa, byłam w szoku bo zaczęło to jakoś w kłusie wychodzić, aż wsiadłam i spokojnym stępem wróciłam do domu. Na razie będziemy próbować tylko w stępie i kłusie, na galop przyjdzie jeszcze czas, ale jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona. Myślicie, że idziemy w dobrym kierunku?
vissenna   Turecki niewolnik
03 sierpnia 2017 20:25
hehi Jak dla mnie to nie jest właściwy kierunek, bo ten trener uczy konia, że jeśli zatrzyma się po poniesieniu to dostanie wpierdziel.
Na moją głowę to "bata" koń powinien otrzymać w momencie gdy poniesie, następnie należy go wyhamować, pochwalić za zatrzymanie, i wrócić z powrotem.
Koń nie myśli refleksyjnie "dostałem bata za poniesienie", tylko myśli o danym momencie, więc jego myl będzie "jeśli się zatrzymam kiedy ponoszę, to czeka mnie ból".
Wyglada jakbys miala problem jak ja z Babe, ale wlasnie takiego trenera unikalabym za wszelka cene.
Wypowiadam sie na watku o niesubordynacjach; trener zaczyna od nawiazania kontaktu z koniem i zdobyciu zaufania. Dzis, w trzecim dniu treningu kon sam zaczal podchodzic (join up), potem odbywaly sie lekcje z nawiazywaniem wiezi przy roznych "przerazaczach" miedzy innymi ze stadem podrastajacych ciekawow, potem z beczki, z owijaniem liny wokol zadu, ustepowaniem i postepowaniem w strone czlowieka.

Hahi-wierz mi-bylam na takim etapie. I zaden "wpierdol" nie pomoze jak kon zaczyna panikowac i wjeje w strone domu. On w tym momencie nie mysli logicznie, on chce uciec do bezpiecznego jego zdaniem domu. I zadne kielzna, bicie i koleczka w tym nie pomoga. On musi nauczyc sie rozumiec, ze w kazdej sytuacji z TOBA jest bezpieczny. I DLA CIEBIE bedzie robil to co chcesz.
Twoj trener chce zlamac opor konia bolem i silowo. Nie chce uzyskac jego zaufania. Moze i osiagnie cel, ale zabije ducha w Twoim koniu. Kon przestanie pokazywac, ze cos jest nie tak, bo oberwie. I bedziesz miala takiego robocika na przyciski.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
03 sierpnia 2017 22:36
Na moją głowę to "bata" koń powinien otrzymać w momencie gdy poniesie,

no ja bata na pewno bym koniowi nie dała w momencie gdy poniesie, bo by pewnie jeszcze bardziej poniósł.

Przede wszystkim bym starała się za wszelką cene nie dopuścić do sytuacji poniesienia.

On musi nauczyc sie rozumiec, ze w kazdej sytuacji z TOBA jest bezpieczny.

Ja nie uważam by ponoszący koń ponosił bo nie czuje się z danym jeźdźcem "bezpiecznie". 

Co to w ogóle za beznadziejne określenie że koń się  "nie czuje bezpieczny", takie zalatujące naturalistyką.  🙄

Koń ponosi, bo mu pozwalano na niesubordynacje: bo jeździec nie zauważał, albo mu się nie chciało reagować, albo nie umiał zareagować albo reagował nieskutecznie w momencie kiedy koń przejmował inicjatywę i decydował w jakim tempie, w jakim kierunku idzie, tym samym koniowi pozwalał na mini ponoszenia w stępie, w kłusie, a potem poooooszło.

Jeździec jak parę razy został ostro poniesiony w galopie dopiero wtedy się zorientował, że nie panuje nad koniem zupełnie. Ale problem na bank zaczął się dużo, dużo wcześniej od mini niesubordynacji które stopniowo przerodziły się w to co jest. I na pewno powodem nie jest to , że "koń nie czuje się bezpiecznie".

 
vissenna   Turecki niewolnik
03 sierpnia 2017 22:43
ElaPe dlatego słowo bat jest w cudzysłowie. Chodziło mi o to, że jeśli na bata koń zasłużył, to powinien go otrzymać w momencie niesubordynacji, nie po fakcie i to jeszcze po zatrzymaniu.
Sama też bym nie batowała ponoszącego konia 😉
Ja nie uważam by ponoszący koń ponosił bo nie czuje się z danym jeźdźcem "bezpiecznie". 
Co to w ogóle za beznadziejne określenie że koń się  "nie czuje bezpieczny", takie zalatujące naturalistyką.  🙄
Koń ponosi, bo mu pozwalano na niesubordynacje: bo jeździec nie zauważał, albo mu się nie chciało reagować, albo nie umiał zareagować albo reagował nieskutecznie w momencie kiedy koń przejmował inicjatywę i decydował w jakim tempie, w jakim kierunku idzie, tym samym koniowi pozwalał na mini ponoszenia w stępie, w kłusie, a potem poooooszło.
Jeździec jak parę razy został ostro poniesiony w galopie dopiero wtedy się zorientował, że nie panuje nad koniem zupełnie. Ale problem na bank zaczął się dużo, dużo wcześniej od mini niesubordynacji które stopniowo przerodziły się w to co jest. I na pewno powodem nie jest to , że "koń nie czuje się bezpiecznie".


Tu bym się sprzeczała. Nie znam konia, ale owo przejmowanie inicjatywy to nie jest przyczyna, ale skutek czegoś. Bo dlaczego koń to robi? Może być tak, jak wyżej - bo ma silny charakter, jeźdźca w nosie i sam chce decydować o tym, co i kiedy robi. Ale może też być tak, że właśnie się boi - bo jest za daleko od stajni, bo jest sam, bo nie ufa jeźdźcowi i zamiast być z nim gdzieś, woli wrócić do stada. Także nie skreślałabym z góry, że nie chodzi o poczucie bezpieczeństwa konia. Konie są różne.
Szczerze? Mój własny koń taki był i ponosił w stronę domu. Normalnie do zatrzymania "na guzik" z każdego chodu bez wodzy - siadasz w siodło, zatrzymujesz dosiad i stoisz, więc nie było to ponoszenie z braków w ujeżdżeniu.
Po prostu - strzelało coś do łba nagle i bez ostrzeżenia i leciał nie zważając na nic, a jak jeszcze siedziałam (jak żem śmiała), to zaczynał gwałtownie zmieniać kierunki i sadzić barany.
Ponoszenie to niesubordynacja jak każda inna - koń jak się boi, to się płoszy, jest spięty i jest to coś zupełnie innego w odczuciach - wtedy jeździec robi wszystko, żeby uspokoić i rozluźnić. Ponoszą konie, które chcą pokazać jeźdźcowi środkowy palec, narzucić swoją wolę, przestraszyć jeźdźca i wybić mu z głowy zdecydowane działania mające na celu wysłanie konia do przodu, bo któż by się nie bał spuścić koniowi łomotu batem, kiedy ten ponosi. A niestety właśnie tak trzeba zrobić, żeby pokazać, że takie działania niczego nie zmieniają. A już na pewno nie można konia zatrzymywać ani dążyć do tego, by przemieszczał się dostojnie i leniwie. Ma pracować. Ciężko.
Moim zdaniem trener hehi robi dokładnie to, co trzeba - daje przewidywalne zadanie (jazda dookoła wybranego drzewa) i egzekwuje z żelazną konsekwencją.
Jeszcze nigdy nie spotkałam się z koniem, który w swoim strachu stawał się dla mnie niebezpieczny. Wszelkie gwałtowne zachowania wiedzione strachem gasły bardzo szybko, a koń mimo wszystko pozwalał mi kontrolować to, gdzie w danym momencie jesteśmy (o tym, że pozwalał mi zostać na grzbiecie, nie wspominając).
Serio nie zetknęliście się nigdy z koniem ponoszącym z ewidentnego strachu? Bo ja owszem.
Murat jak bardzo ponoszącego?
lilid pełnym galopem w stronę stajni - w momencie przestraszenia się czegoś zwrot na zadzie i rura na przełaj najkrótszą drogą. Nie chodziło o pozbycie się jeźdźca, tylko o dostanie się jak najszybciej do bezpiecznego miejsca, za które koń uważał stajnię.
Murat w samotnym terenie czy w grupie też?
Instynkt instynktem - jeżeli końska ocena sytuacji góruje nad Twoją (Ty twierdzisz, że jesteście bezpieczni, a koń uznaje, że bredzisz), to chyba problem z końskim poważaniem jednak jest.
lilid w grupie też, niestety. Obecność innych, niebojących się w danej chwili koni nie pomagała w niczym, zostawiał je i leciał.
Oczywiście, że problem z relacją koń-człowiek był, i pomogła właśnie długotrwała praca nad tą relacją i nad zaufaniem. Bardzo dużo pracy z rozmaitymi "straszakami", oprócz jazdy wierzchem także spacery w ręku, połączone z oglądaniem wszystkiego po drodze, i  powolne przesuwanie granic terenu wokół stajni, na którym koń czuje się bezpiecznie i pozostaje rozluźniony. I absolutnie zero jakiejkolwiek "kary" (celowo w cudzysłowie) w momentach płoszenia się czy ponoszenia, jeśli w trakcie tej pracy się zdarzyło. Każde zniecierpliwienie czy złość jeźdźca, jakiekolwiek próby siłowej kontroli powodowały eskalację problemu i gorszą panikę.
Dlatego właśnie daleka jestem od tego, żeby automatycznie zakładać, że każdy ponoszący koń to jest dominujący cwaniak, któremu się nie chce pracować.
Murat-Gazon u mnie naprawdę nie wygląda to na płoszenie, koń nie chce iść drugi, pcha się na pierwszego tylko po to, żeby pogalopować. Z tego co wiem to w poprzedniej stajni jak koń ponosił to właścicielka nie robiła nic. Tu nawet zacytuję wiadomość ,,Bo mi uciekał nie dawalam sobie z tym rady , a potem to mu już pozwalałam,,. On płoszy się niezwykle rzadko i uwierzcie mi, że wygląda to zupełnie inaczej.
hehi napisałam wcześniej, że to nie musi dotyczyć konkretnie twojego konia. W takiej sytuacji rzeczywiście solidna robota jest dobrym rozwiązaniem, jak również pilnowanie żelaznej dyscypliny w każdej chwili przy koniu (także z ziemi).
Ale też nie szłabym w stronę siłowej kary, używania bata itp. Sama konsekwencja jeźdźca i wymaganie wykonania zadanej pracy jest już dla konia dostatecznie czytelna, jeśli będzie rozgrywana tak, by zrozumiał, że cokolwiek zrobi, i tak finalnie będzie musiał wykonać zamierzenie człowieka, bo ten się nie odczepi. 😉
Murat-Gazon bat był użyty tylko na początku ćwiczenia i wydawało mi się, że koń zrozumiał o co chodzi 😀 Od razu mówię też, że nie było to lanie, bo na to bym nie pozwoliła, później poniósł raz w kłusie i nie dostał bata, trener powiedział, że on wie o co chodzi i więcej nie trzeba. Jutro próbujemy jeszcze raz, tym razem wsiadam ja i będziemy próbować ósemki 🙂 Trener mówi, że mam po prostu wybrać jakiś cel i robić coś przy nim. Najpierw koła, potem ósemki, potem spróbować w galopie, jeździć między belami, chodzi o to, żeby koń na otwartej przestrzeni robił to o co go proszę, a naprawdę było widać wczoraj różnicę, może nie jakąś niesamowitą, ale była. Już nie mogę się doczekać jak będziemy spacerować wzdłuż Warty 🙂 Nigdy nie wpadłabym na to by pojechać nim na pola, chciałam jeździć tylko po lasach, póki się nie ogarnie.
Życzę powodzenia.

[quote author=Murat-Gazon link=topic=729.msg2702069#msg2702069 date=1501829349]
Serio nie zetknęliście się nigdy z koniem ponoszącym z ewidentnego strachu? Bo ja owszem.
[/quote]
Osobiście nie widziałam, aczkolwiek nie zaprzeczam.
Jedyne co dane mi było zaobserwować to celowe płoszenie się konia, który wymuszał tak galop. Paradoksalnie nie ponosił do stajni a z, ale nie był na tyle trudny, by go nie zatrzymać.
Znam sytuację (ze słyszenia), w której koń się czegoś przestraszył i zamiast do domu to uciekł w przeorane pole. W momencie jak zgubił jeźdźca to dopiero wówczas obrał kierunek, w którym była stajnia.

....Koń ponosi, bo mu pozwalano na niesubordynacje....niestety za łatwo by było gdy zawsze to było powodem, znam dwa przypadki, konie w treningu u doświadczonych zawodników, trenerów, startujące i wyszkolone, dobrze wyszkolone 🙂 jeden potrafił ponieść w stępie, drugi wracał na wstecznym 2 km do stajni w tempie dobrego kłusa, oczywiście nie zawsze, ale nie można o żadnym z nich powiedzieć że żle wyszkolony lub siedział na nim słaby jeżdziec.
Mój zepsuty kobył ponosił.
Pretekstem mogło być wszystko 😉
Główna metoda to było udawane płoszenie się, jeździec tracił równowagę w siodle, koń wykorzystywał sytuację, wyciągał wodze i dzida w sobie tylko znanym kierunku.
Jako żółtodziób totalny, nie miałam pojęcia jak reagować, więc dorobiłam się oczu jak spodki w koło głowy, coby owe strachy przed koniem wypatrzeć... Patent idiotyczny, ale cóż  🙄
Wreszcie dotarło do mnie że to cwaniactwo i niesubordynacja.
Zapytałam doświadczonej  koleżanki jak poradzić sobie z problemem i doradziła mi, na bezpiecznej, otwartej przestrzeni wyczekać takiego "wypłocha", jak tylko koń odpali wrotki BAT i dzida, jak zacznie gasnąć BAT i dzida... Aż wymięknie.

Było niebezpiecznie, pierwszy raz na bat koń odpowiedział porządnym brykandem.
Po 2 takich "zabiegach" koń cudownie ozdrowiał.

Wszystko zależy od egzemplarza i tła problemu. U mnie było wyuczone cwaniactwo 😉
Ja znam dwa takie przypadki ponoszenia ze strachu - jeden ten, który opisałam wyżej, i jeszcze jeden dość podobny. Ten drugi o tyle trudniejszy, że koń nie tylko ponosi pod siodłem, ale też prowadzony w ręku wyrywa się i ucieka pełnym galopem do stajni, jeżeli odejdzie się od niej choć kawałek za daleko na jego możliwości psychiczne. A że do tego jest to koń raczej mało pokazujący po sobie emocje, to łatwo w jego przypadku przeoczyć krytyczny moment i zrobić za dużo. Natomiast w przeciwieństwie do pierwszego, ten drugi w grupie koni zachowuje się bez zarzutu i za odważniejszym towarzyszem idzie chętnie wszędzie.

Ale zgadzam się, że zapewne większość przypadków ponoszenia to cwaniaki, a nie spanikowane tchórze. 🙂
Ja raz na takim siedziałam... To nie był żaden super zrobiony koń tylko klacz zarodowa w stadninie w której byłam na praktyce, użytkowana rekreacyjnie bo akurat nie miała źrebaka. Na placu spokojna, posłuszna, trochę mułowata. Ktoregoś dnia pojechałyśmy z koleżanką w teren, wszystko było normalnie do pierwszego galopu. Po 2-3 pierwszych fulach zadarła głowę do góry, przewróciła oczami i jakby jej się styki przepaliły, prąd od mózgu odcięło, oczy się dosłownie zapadły do czaszki i ruszyła. Tak jak była ustawiona, do przodu, od stajni. Nie dało się zrobić nic, na każdy ruch wędzidłem czy zmianę pozycji w siodle reagowała przyspieszeniem. Jedyne co mogłam zrobić to czekać aż sama zwolni. Przeleciałyśmy tak chyba ze trzy kilometry. Jeszcze mogę dodać, że naprawdę nie było tam nic czego mogła by się spłoszyć.
Murat i zobacz jedną rzecz. Nikomu nie trafił się tutaj koń ponoszący ze strachu. Jedynie Tobie, i to 2.
Czy nie uważasz, że argument "nie odejść od stajni dalej, niż możliwości psychiczne pozwalają" trąca trochę biernym podejściem do końskich pomysłów?
Konie buntują się przeciwko wielu rzeczom, od odseparowania od stada i wyjściu poza bezpieczną stajnię zaczynając, przez pracę z człowiekiem, a na błahych rzeczach, jak np. stanie na myjce albo przy przerywaniu grzywy kończąc.
Nie przepracujesz tego ustępowaniem koniowi, który panikuje, kiedy jest zmuszony wyjść ze swojej strefy komfortu. Im bardziej koń jest na NIE, tym bardziej trzeba go doświadczać takimi rzeczami, aż w końcu poczucie nieuchronności sprawi, że odpuści.
Niestety z dominującym koniem walka o to, kto jest wyżej, nigdy się nie kończy. Nie powiesz mi, że Twoje przypadki dominujące nie były - jak koń decyduje się ratować równocześnie odłączając od stada, to musi być dominujący.
lilid ale to nie moje konie 😉 ja tylko takie obserwowałam.
Poza tym gdzie ja napisałam o ustępowaniu koniowi? Wiadomo, że trzeba to przepracować - ale jeśli koń robi to z autentycznego strachu, to przepracować nie siłowo, nie na zasadzie "koniu musisz i koniec, bo ja ci każę". To nie sprawi, że koń przestanie się bać. Nie przestając realizować swojego celu, jakim jest posłuszeństwo konia, wypadałoby mieć też trochę zrozumienia dla tego konia i tego, co on przeżywa... A powodem "odpuszczenia" przez konia nie ma być poczucie nieuchronności, ale zaufanie do człowieka i przekonanie, że w jego obecności jest bezpiecznie. Jeśli koń się boi, to należy pomóc mu przestać się bać, a nie zmusić go do posłuszeństwa mimo że się boi.

Jeśli chodzi o dominację tych dwóch opisanych przypadków, to właśnie nie do końca - dominujący jest ten, który w większej grupie nie ucieka. A ten, który uciekał, był właśnie w hierarchii stada nisko, często bywał ofiarą kopaną i gryzioną. Wyglądało to tak, jakby on czuł się bezpieczny nie przy koniach, które go traktowały w taki sposób, ale w konkretnym miejscu, którym w tym przypadku była stajnia - niezależnie od tego, czy są w niej konie, czy nie.
Poza tym nie można zapominać o tym, że dominujące konie też mogą się bać i nie czuć bezpiecznie.
Mi się wydaje że z końmi jak z dziećmi i wszystkimi innymi żyjątkami 😉
Jak się dziecko boi muchy to "chroniąc" je tylko pogłębiamy lęk.
Jedyny sposób na odczulenie to konfrontacja ze strachem i pokazywanie poprzez zachowanie spokoju że nie ma powodu do paniki.

Psy i dzieci postrzegają świat przez pryzmat swojego przewodnika.
Konie też obserwują reakcję jeźdźca i są wyczulone na najsubtelniejsze zmiany.

Czemu koń "wypłoch" pod jeźdźcem który nie ma o tym pojęcia idzie znacznie odważniej?

Może jestem ograniczona przez to że mam do czynienia z dominującym osobnikiem, ale dla mnie koń który się wyrywa i spierdziela do stada/stajni nie szanuje człowieka.
Iskra de Baleron owszem, nie szanuje, to prawda. A nie szanuje, bo mu nie ufa. Ale szacunku takiego konia nie uzyska się zmuszaniem go do posłuszeństwa bez brania pod uwagę jego emocji.
Jak się boi muchy, to trzeba mu tę muchę spokojnie pokazać, najpierw z daleka, potem coraz bliżej, aż wreszcie sam uzna, że nie ma powodu do obaw - a nie wepchnąć do pokoju z tysiącem much i zamknąć drzwi na klucz. 😉
Tylko takie postępowanie spowoduje, że przy kolejnym strachu przed czymś będzie bardziej skłonny zaufać człowiekowi mówiącemu, że to nic groźnego.
Dramatyczne reakcje typu ponoszenie, wyrywanie się i ucieczki w panice następują wtedy, kiedy koń boi się już tak bardzo, że włącza się instynkt ratowania życia za wszelką cenę. Zanim dojdzie do takiego momentu, koń daje wcześniej mnóstwo sygnałów, że coś jest nie tak, że stracił pewność siebie, że nie czuje się bezpieczny i boi się. Zaufanie takich koni zdobywa się, widząc te sygnały i reagując na nie odpowiednio, by koniowi wtedy pomóc.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
04 sierpnia 2017 13:56
Konia który ponosi bo dostaje ataków lęku należałoby wyeliminować z użytkowania. Usprawiedliwianie tak poważnej wady u konia "brakiem zaufania" do człowieka to już szczyt głupoty.


Ja nigdy w życiu się z takim koniem, na szczęście, nie spotkałam. Raz "poniosła" mnie moja kobyłka connemara i nie był to strach tylko nakręcanie się w galopie bez mojej reakcji co zostało wykorzystane w taki sposób. Czyli lekcja na przyszłość: nie pozwalać na najmniejsze objawy samowoli.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się