Odchudzanie/rzeźbienie ciała- sprawozdania

Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
26 listopada 2012 16:58
Popcorn chyba średni zwłaszcza na oleju prażony.
Lepiej sobie chyba marchewkę w cieniutkie paseczki pokroić.
A kto mówi o prażeniu na oleju? 😉

Za to marchew z wysokim cukrem, toż to dopiero samo zdrowie 😉

edit: właściwie to zarówno prażona kukurydza jak i marchew są mało dietetyczne, ale też przecież nie chodzi o to, żeby jeść samą sałatę. Jak się już musi coś pogryzać, to niech to będzie jakieś mniejsze zło. I właściwie tyle miałam na myśli, nie chce wojny wywoływać :kwiatek:
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
26 listopada 2012 17:24
Myślę, że nie ma co się kłócić o marchew. Ja poprostu wiem, że jak zjem taką "popaskowaną" marchewkę to jestem zapchana, a za to pocornu ( ale z solą, a najlepiej to z cukrem i masłem) mogłabym dużo, dużo... 
Moja dietetyczka polecała mi surową marchew na podjadanie, jedynie gotowana ma więcej cukru. Dzisiaj właśnie byłam na kontroli i w sumie to jeden z moich lepszych dni 1,4kg mniej🙂 coraz bliżej do utraty 1/3 tego co zgubić muszę. Ale powiem Wam dziewczyny, że jesteście świetną motywacją! Jak czytam ten wątek to mi się robi raźniej🙂
Padło na małą miseczkę z orzechami laskowymi, włoskimi i żurawiną. Przynajmniej magnez - przyda się na stres i na wysiłek umysłowy. Pomogło.
A wodę i herbatę (zieloną w ciągu dnia, LaKarnita - coś w stylu "odchudzająca" z BigActive, na noc czerwoną) piję litrami - nauczylam się podczas Dukana i już mi tak zostało.
Da się jechać na rowerku i pisać na netbooku? Czy to już pracoholizm?
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
26 listopada 2012 18:28
dzień na 4 🙂
na spokojnie się rozkręcam.
Ja też na 4. Powoli do przodu. Dziś już tylko sałatkę w pracy i ewentualnie barszczyk z torebki.
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
26 listopada 2012 18:31
ja sobie odpuściłam śniadanie bo na stołówce były same tłuste rzeczy. Gorący kubek leciał w zastępstwie.
Mam nadzieję że jutro wróci mój serek light i ciemny chlebek. 😉
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
26 listopada 2012 18:32
Ascaia - za dużo herbaty to też niedobrze.
"Herbata jest napojem o dużych właściwościach zdrowotnych, ale istnieje kilka faktów, o których powinniśmy pamiętać:
- dzienna porcja herbaty nie powinna przekraczać czterech-pięciu filiżanek, najlepiej pić ją godzinę po posiłku. Spożywanie jej w zbyt dużej ilości może sprawić, że zawarte w niej garbniki podrażnią błonę śluzową, co negatywnie wpłynie na wchłanianie składników pokarmowych. Co więcej, nadmiar garbników niszczy witaminę B1;
- polifenole zawarte w herbacie mają zasadniczo dobroczynny wpływ na zdrowie, ale mogą też blokować wchłanianie żelaza. Aby zneutralizować ten efekt należy spożywać produkty bogate w witaminę C, zwiększającą przyswajanie żelaza;
- wypicie zbyt dużej ilości herbaty (szczególnie mocnej) przed snem może powodować bezsenność."

http://www.herbaciani.pl/dzialanie-herbaty.html


Ja piję dość dużo herbaty, dlatego po pierwszych 4 filiżankach czarnej i zielonej, przerzucam się na rumianek, miętę skrzyp. Tak jest zdrowiej =)
Więcej niż pięć dziennie nie piję, czarnej nie piję w ogóle, więc raczej o nadmiar garbników nie ma się co martwić. Z żelazem problemów nie mam, a na noc jak wspomniałam piję tylko czerwoną.
Oj, w ogóle to wszystko ostatecznie szkodzi przecież. A życie jest śmiertelną chorobą. 😉
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
26 listopada 2012 19:43
A widzisz, bo ja te litry dosłownie potraktowałam, bo sama pijam herbatę w półlitrowych kubkach. Więc naprawdę piję litry =)
kurde zazdroszczę wam tego picia. Ja ogólnie nie piję dużo, a niestety musiałam zacząć. Tak więc dziś już wypiłam 2 kawy i 4 herbaty i dwie szklanki wody i co chwilę latam do toalety! Wy też tak latacie? Denerwuje mnie to strasznie. Trzymam się dzielnie cały dzień, jem to co napisane, nic poza tym, ale jest tak ciężko! Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak jedzenie mną rządzi, ma któraś z was tak?
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
26 listopada 2012 19:49
hanoverka - ja zawsze piłam bardzo, bardzo mało. Musiałam się nauczyć, udało mi się głównie dzięki nauce. Teraz bez herbaty/ziółek jak bez ręki.

ja dalej jestem niewolnikiem jedzenia. Ale mi to nie przeszkadza i się nie odchudzam, więc nie jestem dobrym przykładem.
Ja cały czas myślę o jedzeniu i cały czas od 2,5 roku myslę o tym, że muszę schudnąć. Nie mam tego dużo, nie jestem otyła, wg bmi nie mam nawet nadwagi (ehhh te szerokie widełki) Jednak opona jest na brzuchu i to cały czas mnie męczy. Nie ma dnia ani godziny, żebym o tym nie myślała. Ogólnie lubię siebie i swoje ciało, ale bez tej opony byłoby spoko. Młoda jestem i tak mi trochę szkoda łazić i wciągać brzuch co rusz  😁
Na moje szczęście (chyba),  nikt we mnie nie wierzy, że mi się uda, bo znają moją miłość do jedzenia i gotowania. Jest mi tak wygodniej, bo mam zamiar wszystkich zaskoczyć i udowodnić, że nie jestem słabeuszem. Kurde jak to brzmi wszystko!  Chyba faktycznie mam problem  :/
Nie ty jedna.
Dla mnie jedzenie to baaardzo ważna czynność w życiu. Prawie cały dzień myślę co zjem, czego nie zjem, co bym zjadła a co może zjem za jakiś czas w nagrodę.
Siedzę i się trzymam. A żeby było jeszcze lepiej to idę poćwiczyć.
Ta...wracam do was na poważnie.  😉
Dziewczyny, kto może to proszę iść poćwiczyć!
Za mnie też poćwiczcie, bo nie dam rady się odkleić od klawiatury.
No to pięknie, mogłam nie pytać czy jestem z tym sama, teraz mam małe usprawiedliwienie, a mój charakter lubi takie usprawiedliwienia. Kopcie mnie, tego mi trzeba.

A tak na poprawę nastroju, mój ulubiony filmik idealnie odwzorowujący moje codzienne zachowanie  😜

http://demotywatory.pl/3781796
Averis   Czarny charakter
26 listopada 2012 20:42
tunrida, ja już nie mam problemu z jedzeniem. Odkąd miała przeboje z moim żołądkiem nie mogę jeść słodyczy i innych takich, 99% rzeczy pysznych zawiera gluten, więc u mnie to nie jest wybieranie między (odległymi) dodatkowymi kilogramami i szczupłą sylwetką. U mnie to jest wybieranie między kilkoma dniami z bolącym brzuchem jak balon (o reszcie nie będę się rozpisywać 😉) a normalnym życiem. Ale ja wiem, ze nie każdy ma takie szczęście w nieszczęściu jak ja 😉
Nie ty jedna.
Dla mnie jedzenie to baaardzo ważna czynność w życiu. Prawie cały dzień myślę co zjem, czego nie zjem, co bym zjadła a co może zjem za jakiś czas w nagrodę.
Siedzę i się trzymam. A żeby było jeszcze lepiej to idę poćwiczyć.
Ta...wracam do was na poważnie.   😉


Super wieści!!! 😅

Lubię szykować sobie w głowie jadłospis 😡 jak już się wkręcę, to nie ma opcji, planuję, myślę, analizuję skład, dobieram sobie godziny, szykuję pudełeczka do pracy 😁 Naprawdę to lubię.
40 minut ćwiczeń pękło. Jak na początek starczy. Kurde..jak widzę, że wracam, to aż humor mi się poprawił.
Teraz tylko herbatka albo dwie i lulu.
Dzięki zen- to miło jak ktoś cię wspiera.  :kwiatek:
tunrida pamiętaj, że tkanka tłuszczowa spala się dopiero po 30 minutach wysiłku. Najlepiej na pół godziny przed wysiłkiem walnąć sobie do ssania L-karnitynę i spalanie odbywa się szybciej.
Wiem. Zwykle walę od 45 minut ruchu do 60 minut. Ale dziś na rozruch tyle starczy. Nie chcę nic łykać. Jestem przeciwnikiem łykania czegokolwiek. Znaczy się tak...jeśli ktoś chce, niech łyka. I karnitynę i witaminy i mikroelementy i makroelementy i zioła i chrom co tam jeszcze chce. Ja się staram nie łykać nic. Tak mam.
Hmm, to ja z kolei nie polecam l-karnityny. Nie widziałam specjalnych efektów wow u ludzi, którzy ją przyjmowali. Zmieniała im się sylwetka dokładnie tak samo jak tym, którzy nie brali tego wspomagacza. Poza tym jakoś uważam, że to taki marketingowy chwyt. Nie da się nie spalić tłuszczu jak się sensownie ćwiczy.

Kurde, przebudziłam się przed chwilą (i dobrze, bo zasnęłam na kanapie z lapkiem na kolanach) z posmakiem kwasu żołądkowego..... 🙁 Nie czuję się na zgagę, zresztą nie zjadłam nic takiego, raczej mam taki ścisk w żołądku jak przy zatruciu.

U mnie dzień na 5, chociaż nie ćwiczyłam. Ale poniedziałki chyba zrobię sobie generalnie wolne.

Ja pierd*, normalnie zaraz chyba udam się w objęcia muszli klozetowej... 🤔
Averis   Czarny charakter
26 listopada 2012 23:13
Ja ogarniam lekarza i idę na badania krwi i jeszcze jakieś. Znowu mam problemy ze złapaniem oddechu (nawet przy skalpelu), męczę się nawet przy wchodzeniu po schodach na 1. piętro, czy po podbiegnięciu 50 metrów do przystanku. Bolą mnie wtedy nogi i mam zadyszkę. Kurde- co jest 🙁? Nie mówiąc o tym, że skalpel mnie zaczyna strasznie męczyć (a robiłam go już bez problemu i cienia zmęczenia).

zen, kuruj się, może gorzka herbata? Smecta?

Po wczorajszych ćwiczeniach waga nieco w górę. Standard.  😉
Jezu, dziewczyny, po raz pierwszy w życiu dopadło mnie to o czym tutaj czasami piszecie- mam opuchnięte mięśnie nóg (z tyłu), wstać z łózka ciężko, ze schodów zejść, nawet chodzić po prostej... Normlanie zakwasów nie zasmakowałam od ho, ho i trochę (nawet po wyjątkowo męczących zawodach biegowych), a "zabiła" mnie sobotnia wyprawa w góry 😉 Minęły już 3 dni, a ja ledwo dzisiaj rurki wciągnęłam 😵 Ileż to może jeszcze potrwać?
wendetta ja po tatrach cały tydzień umierałam niestety, mój nie-mąż pomagał mi wstawać z łóżka  😁  😀iabeł:
zen jak tam? Może jelitówy dostałaś?
wendetta, haha, znam to znam! Ja po wejściu na Rysy (i zejściu, co gorsza) przez bity tydzień nie mogłam potem zejść ze schodów, na prostych nogach kuśtykałam 🙂 Ale ja bardzo często mam zakwasy, ciekawe od czego to zależy...
wendetta, klin klinem, mi na zakwasy pomaga ponowne katowanie mięśni :P Po dniu czy dwóch już mnie prawie nic nie boli, po 3-4 całkiem przechodzi.
Jeśli chodzi o zakwasy to najlepiej w dniu kiedy jest wysiłek oraz po jeść ...
kisiel 🙂
Na mnie działa, na drugi dzień nie bolą mnie mięśnie, jedyne co czuję to ścięgna ( jeśli było mocne rozciąganie),
Naprawdę polecam przetestować na sobie.

edit: literówka
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się