Depresja.

Ikarina, tak, "śpiąca królewna" pasuje mi całkiem nieźle do objawów niedoczynności. Miałam tak kiedyś - śpiącokrólewieństwo, brak entuzjazmu, zwolnione obroty, osłabiona koncentracja, pogorszenie pamięci, ciągła senność. A przy tym brak depresji (w słusznej ocenie psychologa). Nie miałam ani czarnych myśli, ani nie straciłam całej przyjemności życia. Tylko takie totalno-życiowe zmulenie. Badanie tarczycy to prosta sprawa, ja bym sprawdziła. Zwłaszcza że problem częsty, może dotyczyć nawet 20% kobiet.
O kurka, to bede leciec do przychodni w najblizszym czasie  😲
Ale psychologa tez odwiedze, bo jest jeszcze pare rzeczy, ktore pod depresje sie podpinaja, a nie pisalam o nich, bo jest to dla mnie zbyt osobiste  😉 Zrobilam test na depresje w przychodni i mialam 36 punktow na 60 (0 to brak depresji, 60 to totalna deprecha z cieciem zyl itp.) Powiedzieli, ze masakrycznie to nie jest, ale dobrze by bylo pojsc na jedna, dwie kontrolne wizyty z lekarzem 😉 Kto wie, moze uda mi sie zalatwic dwie sprawy w jeden dzien.

Hmmm, a tak w ogole, ciekawe, jak powiedziec tarczyca po angielsku 😀 Zaraz sprawdze 😉
koniecznie przebadaj tarczyce , sprawdz poziom hormonów. Mialam podobne objawy, cos tam "fiksowało" u mnie, dostalam tabletki hormonalne i dzis smigam. Czasem tak jest ,ze szukamy po omacku zamiast isc do lekarza , zrobic równiez podatwowe badania krwi bo to moe byc tez anemia.
A depresja? no cóz wierzę w depresję ale..widziałam tez ludzi leczonych na depresję niekoniecznie przez dobrych psychologów (np moja córka) wywaliłam jej wszystkie leki na ta deprechę, wziełamdo siebie ,kazałam pomagac w stajni , zabrałam ja "w obroty" znalazła prace i...koniec deprechy- dziewczyna tryska zdrowiem i energią. Uwazajcie na lekarzy psychologów, uważajcie na silne leki na depresję bo...naporawde moga powaznie zaszkodzic.
Ikarina, trudno rozdzielić emocje, ciało, okoliczności... To są sploty. I nie wiadomo czasem (zwykle?) co było pierwsze - jajko czy kura. Jak się szczęśliwie zakochałam, zlazły mi "odwieczne" uczulenia na rękach. Do zera. Jak miałam trudny okres w życiu, taki "depresyjny" (ale jednak z cudzysłowem), to i tarczyca miała pogorszenie. Czy okres w życiu był ciemniejszy, bo hormonów za mało i nastrój gorszy, i energii mniej, czy tarczyca zareagowała na przedłużone napięcie? Autoimmunologia jakoś tak mocno się splata z emocjami... Krótko - popieram Twój pomysł sprawdzenia obu tropów.
TinaTigra   ...w życiu piękne są tylko chwile...
27 czerwca 2012 12:41
IKARINA- ja mam 🙁
ikarina a w anglii psychologowie nie za tez za free?
Mozesz tez poszukac jakiegos wsparcia typowo dla emigrantow, mysle ze dzialaja takie placowki na wyspach 🙂
sama bym sie wybrala haha 😀
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
29 czerwca 2012 03:06
Ja nie ikarina, ale też się tym interesowałam, więc pozwolę sobie odpowiedzieć 😉
NHS może załatwić tylko kilka wizyt, później trzeba płacić...

ikarina, zwróć uwagę na to, że w Anglii są counsellor'zy i psychoterapeuci... Cie pierwsi kasują średnio trzy razy mniej pieniędzy, ale oceniając po wykształceniu (bodajże dwuletni - albo roczny, nie pamiętam - trening bez studiów vs studia + 4-6 letni trening) łatwo się domyślić, który jest lepszy.

Ja mam taki problem, że już dłuższą chwilę temu dojrzałam do decyzji, że potrzebuję pomocy (dysfunkcyjna rodzina, lata poniewierki przez siostrę i rówieśników, emigracja), ale najnormalniej w świecie nie mam pieniędzy. Do tego teraz doszedł kryzys emigracyjny. Staram się sobie pomóc jak tylko mogę - piszę w ramach rozmowy z samą sobą, dużo rozmyślam, staram się jak najszybciej wykrywać negatywne sytuacje życiowe i szukać rozwiązań, by nie pogarszać swojego stanu, ale tych największych problemów nie jestem w stanie sama, bez pomocy specjalisty, rozwiązać.
Po przemyśleniu tego myślę, że chodzenie do angielskiego psychologa nie miałoby sensu. Jedno to bariera językowa, a drugie to zupełnie inna mentalność...
kujka   new better life mode: on
29 czerwca 2012 08:35
Becia23, a nie dzialaja tam jakies polskie ngosy, ktore pomagaja Polakom sie odnalezc na obczyznie? czy po prostu cudzoziemcom?
w Polsce mamy troche takich, ktore pomagaja migrantom i sluza opieka psychologiczna, prawna itd - moze w UK tez cos takiego jest?
O, kurka, dziękuję wszystkim za rade i wsparcie. Nie wiedziałam, ze mogę liczyć na tak sporą pomoc :kwiatek:
A wiecie co? Odkąd sobie zdałam sprawę ze ze mną coś nie teges, to tak jakoś się lepiej poczułam. Ciągle mi się zdarzają momenty, ze zwalniam tempo, ale wtedy się "budzę" mowie sobie "weź się Ikarina w garść" i od razu wszystko mi tak idzie lepiej, czuje się świeżej. W przychodni dali mi ulotki, jak sobie radzić z lekkimi stanami depresyjnymi, no i czekam na wizytę z tą tarczycą 😉 Oczywiście, jest mi czasami smutno, jak tesknie za przyjaciółmi z Polski, ale uważam to za normalne uczucie, przecież czasami trzeba za kimś potesknic 😉
kujka, wsparcie dla imigrantów jest, jednak ja przykładowo mieszkam na totalnym zad*piu i ciężko by mi się dostać do najbliższego miejsca z takim wsparciem 😉
TinaTigra, ech, chłopy, chłopy - może po prostu go zignoruj i rob swoje? Czy może on ci na prawdę przeszkadza w walce z choroba?
TinaTigra   ...w życiu piękne są tylko chwile...
02 lipca 2012 12:05
Nie przeszkadza, ale tez nie pomaga. Nie pozwala dopuścic do siebie mysli, że to jego wina- że zawiódł. A ja nie potrafię nic zjeść jak ktoś mnie nie pilnuje, czasami nie jem nic konkretnego 3-4 dni. Na siłę wpycham słodycze, owoce.
Jak to jest z piciem alkoholu podczas leczenia, czy trzeba całkowicie z niego rezygnować? Leczyłam się Deprexoletem i już od prawie 3 miesięcy go nie biorę, lecz ostatnio czuję mały spadek formy i nastroju, szybko łapię doła, chce mi się płakać i zdarza mi się izolować od znajomych.. Nie chcę tracić znajomych i zachowywać się dziwnie, więc zastanawiam się czy nie zacząć działać póki nie jest źle. Deprexolet postanowiłam zostawić na gorsze chwile i prawdziwą deprechę, a póki co pomyślałam o Deprimie. Nigdy go nie brałam i nie wiem jak będzie na mnie działał, koleżanka mówi, że już na drugi dzień odczuwa poprawę nastroju i wraca do życia i nie odczuwa skutków ubocznych jak np. senność. Zastanawiam się jednak czy na okres dajmy na to miesiąca muszę zrezygnować całkiem z picia? Czy np. raz w tygodniu, raz na 2 tygodnie mogę sobie pozwolić? A może na taki jeden dzień czy dwa po prostu odstawić tabletki?
gllosia, deprim to ziółka, więc koleżanka na drugi dzień raczej nie powinna poczuć różnicy. Ale jak widać placebo niezłe. Jeśli zmierzasz brać ten deprim, to pić możesz.
Generalnie nie powinno się mieszać psychotropow i alkoholu. Ale wiadomo jak jest... Ja np już niejednokrotnie byłam na lekach na ostro zakrapianej imprezie. U siebie zauważyłam tylko, że szybciej mam bombkę 😉
Chyba jednak wrócę do Deprexoletu przynajmniej znam już ten lek, a zacznę od minimalnej dawki. Boję się tylko tej senności, bo pamiętam, że na początku ciężko mi było funkcjonować, a pracuję i to na wysokości..
No właśnie chciałam się dowiedzieć czy alkohol tylko szybko wchodzi czy mogą wyjść z takiego połączenia gorsze sprawy. Ale jak tylko szybciej wchodzi to spoko, dam radę 😁
A mi znowu wraca... już było fajnie, a od połowy maja po prostu nie daję sobie rady. chyba za dużo niepowodzeń na raz 🙁 Nic mi się nie udaje.
Nie mam ochoty znów zacząć terapii u psychologa, bo było mi na niej jeszcze gorzej. Z drugiej strony przy znajomych na siłę udaję wiecznie uśmiechniętą co mnie chyba jeszcze bardziej niszczy. Ale też żeby zacząć się przy nich użalać? Nie ma mowy.
Ehhh, nie mam na to siły. Na dodatek znów mogłabym spać i spać.
cieciorka   kocioł bałkański
20 września 2012 19:38
Jak wytłumaczyć komuś, kto nie pojmuje czym jest depresja? Nie rozumie, że proste czynności stają się trudne i że nie wystarczy po prostu starać się bardziej i uwierzyć w siebie? Są jakieś opracowania dla laików? Niekoniecznie po polsku. Przecież nie zabiorę tej osoby do psychologa na prelekcję, tym bardziej, że uważa, że psycholog "leczy" bo na tym zarabia.
cieciorka, bym wzięła kartkę i ołówek i narysowała ciąg kresek z przerwami wiodących do kółka = mózgu. I wyjaśniła, że wszystko co do człowieka dociera leci taką drogą. Z kreski na kreskę (z neurona na neuron) musi przeskoczyć "iskra". Ma znak "-" przykre, albo "+" przyjemne. Czasem coś się knoci i plusy nie przeskakują w ogóle. Takie mechaniczne tłumaczenie powinno trafić do praktycznej osoby, nie szkodzi, że nie każda depresja na tym polega.
🙁 Ciężko mi się pozbierać z depresji. Odstawiłam w wakacje leki, bo robiło się coraz gorzej i teraz jadę sobie po równi pochyłej w dół. Do psychiatry mnie jakoś nie ciągnie, choć wiem, że powinnam iść, terapia z psychologiem nie podobała mi się i przestałam chodzić... Nie mam siły się w to wszystko bawić. Ciężko mi się podnieść z łóżka i iść do szkoły (więc, siedzę sobie w domu od poniedziałku niby z powodu choroby, ale czuję się bardzo dobrze i spokojnie mogłabym siedzieć w szkolnych murach). Wszystko mi się rozpada albo sama doprowadzam do rozpadu.
Nie tak wyobrażałam sobie wchodzenie w dorosłość. A podobno z wiekiem jest tylko coraz trudniej...
A podobno z wiekiem jest tylko coraz trudniej...
Cavaletti, trudniej z czym?
Jeśli z depresją, to nie wiem, nie znam się.
Jeśli z życiem - niekoniecznie. Ja tam jestem teraz dużo bardziej zadowolona z życia niż te choćby 10 lat temu. To żadna zasada, są górki i dołki, ale życie dorosłe nie jest z zasady równią pochyłą!

Ciecior,
ja bym próbowała tłumaczyć tak.
Nie wszystkie choroby mają widoczne gołym okiem objawy, są też choroby, których nie widać.
Ale to nie znaczy, że one są nieprawdziwe. Albo że wystarczy użyć siły woli, żeby wyzdrowieć.
Nie powiesz człowiekowi, który ma mrowienia, żeby sobie siłą woli podniósł poziom magnezu.
Nie powiesz człowiekowi, który zasypia na siedząco i jest rozkojarzony, żeby sobie siłą woli podniósł poziom hormonów tarczycy.
Jeśli komuś podać amfetaminę, to nie powiesz mu, żeby siłą woli się uspokoił i przestał być pobudzony.
Nie powiesz komuś, kto z okazji demencji ma kłopoty z kojarzeniem, żeby się w końcu zebrał w sobie i przestał zapominać kluczy.
(Przykłady są niefachowe, jakby co.)
Różne rzeczy w człowieku chorują. Widoczne i niewidoczne.
A ciało z emocjami jest powiązane (gdyby tak nie było, to by ludzie np. nie palili trawki, żeby mieć lepszy nastrój).

Z depresją pewnie ten problem, że wchodzi w grę różnica skali: każdy ma czasem dołek, i nawet czasem nazwie go "depresją". A depresja i "depresja potoczna" to różne historie. To tak jak ja mam trudność z wyjaśnieniem, że "zmęczenie od stwardnienia rozsianego" i "zmęczenie potoczne" to dwie różne bajki. Ja znam obie i odróżniam. Ale póki się zna tylko potoczną wersję dołka/zmęczenia, to się nie wie, co to jest ta wersja chorobowa. Przy chorobie nastawienie ma znaczenie, ale nie wystarczy do wyzdrowienia...
cieciorka, tu masz fajne opracowanie po angielsku:
http://www.rcpsych.ac.uk/mentalhealthinfoforall/problems/depression/depression.aspx

i to samo po polsku:
http://www.rcpsych.ac.uk/mentalhealthinfo/translations/polish/depresja.aspx

Można też kupić książkę o depresji, ale myślę że skuteczniejsze będzie pokazanie chociażby takiej ulotki. Czasem ludzie nie wierzą aż nie przeczytają czegoś, co wygląda na napisane przez fachowców.
Mam koleżankę z depresją. Objawy - nagła migrena utrzymująca się dwa miesiące prawie non stop. Wszystkie badania wyszły super. Skierowano ją do psychiatry i zdiagnozował u niej depresję.
cieciorka   kocioł bałkański
23 września 2012 22:13
Teodora, Dzionka, dzięki wielkie dziewczyny! 🙂
Chyba się dopiszę  🙄
Od dłuższego czasu czuję się taka "nieżywa". W sumie, to nic mnie specjalnie nie obchodzi. Nie chce mi się spotykać z ludźmi. Kiedyś oczywistością było, że piątek wieczorem się gdzieś idzie ze znajomymi, w sobotę najlepiej też. Teraz umawiam się, ale często uciekam się do kłamstw, żeby się z tych spotkań wywinąć. Kiedyś impreza była jak "błogosławieństwo" - trochę rozluźnienia, zabawa ze znajomymi, nowi ludzie etc. Teraz, to nawet mi się na tą imprezę nie chce iść. Byłam w piątek, bo koleżanka urodziny robiła, to wyszłam po 2 godzinach pod byle pretekstem, bo czułam się nie na miejscu.
Wciąż chce mi się spać, jedyne, co mnie cieszy, to spanie. Moim minimum do wyspania się jest 10-12 godzin, spać mogę 14h bez problemu. Cały dzień jestem zmęczona, senna. Nie pomaga też fakt ciągłego bólu głowy (w trakcie szukania przyczyn).
Pewna osoba z mojego otoczenia już coś zauważyła, mówiła ostatnio, że się o mnie martwi, bo jestem bez życia zupełnie. I rzeczywiście, kiedyś byłam bardzo pozytywna, pełna energii, wciąż z kimś gadałam, spotykałam się. Jak miałam wolne, to potrafiłam spędzać cały dzień poza domem i wracać tylko na krótkie spanie. W te wakacje zajęciem, któremu najchętniej bym się oddała było leżenie w łóżku i oglądanie serialu.
Jakiś czas temu miałam iść do psychologa, z trochę innych powodów, ale nie wyszło i teraz nad tym myślę.

Przeczytałam, kilka postów wcześniej, że tarczyca może powodować takie problemy, czy mam prosić lekarza rodzinnego o skierowanie na badanie tarczycy po prostu? Jak to badanie przebiega? Bo to, co czytam w internecie, to mnie przeraża trochę

I jeszcze jedno pytanie: nie jestem pełnoletnia, brakuje mi jeszcze trochę, więc czy u psychologa musi towarzyszyć mi opiekun? Tzn czy musi być w trakcie rozmowy? Bo z góry wiem, że przy rodzicach nie będę potrafiła się tak uzewnętrznić  🙄
Heval, tarczyca jak najbardziej może powodować takie objawy.

Co do rozmowy z psychologiem, absolutnie rodzice nie muszą być wtedy z tobą! Nawet nie powinni 🙂 Warto żeby cię zapisali w odpowiednie miejsce (ale terapeutę wybierze sobie sama). Zgodnie ze sztuką osoba niepełnoletnia umawia się z terapeutą, a on tego bezwzględnie pilnuje, na rzeczy, które może przekazać rodzicom. Czasem niczego nie chcemy przekazywać, a czasem młodzi ludzie wręcz wolą, żeby pewne sprawy rodzicom powiedział psycholog na osobności lub na sesji rodzinnej. Oczywiście zasada ta nie tyczy się sytuacji, gdy niepełnoletnia osoba mówi o myślach samobójczych lub dopuszczeniu się przez siebie przestępstwa (mam na myśli większy kaliber). Wtedy psycholog zobowiązany jest powiadomić rodziców i odpowiednie służby.
Dzionka, poratowałaś  :kwiatek:
Myśli samobójczych nie mam, żadnej autodestrukcji czy przestępstw. Ale chodzi właśnie o to, że jak chcę powiedzieć terapeucie, co czuję i w ogóle, to mam wrażenie, że rodzice tego nie zrozumieją, lub wręcz wyśmieją.
W takim razie muszę kogoś dobrego poszukać, w sumie jeszcze nie wiem gdzie, ale rozejrzę się w internecie i dodatkowo pójdę na badanie tarczycy.
Heval, jestem z Warszawy, jak by co mogę ci kogoś doradzić sensownego, gdybyś miała kłopot 🙂
O, to uderzam na PW, żeby nie robić rozważań w temacie mojego psychologa  :kwiatek:
Nie wiem czy to będzie odpowiedni wątek, może raczej zbliżony.
Chcę wreszcie uporządkować swoje życie, zrobić coś ze sobą. Jestem DDA. Moje życie dzieli się na dni znośne i totalnie beznadziejne, a gdzieś pomiędzy jakieś jednorazowe promyczki szczęścia.
Dojrzałam chyba do tego żeby sobie pomóc.

W miarę regularnię czytam magazyn "Charaktery", a w szczególności fragmenty, listy, czy artykuły dla DDA.
Nie potrafię się otworzyć na drugiego człowieka, a tymbardziej na grupę ludzi jakby to miało być spotkanie. Chyba najchętniej wzięłabym się za książkę bardzo reklamowaną przez magazyn "Charaktery"

http://torun.olx.pl/literatura-dla-dda-t-cermak-czas-na-wyleczenie-przewodnik-iid-164881673

Jak ktoś zna temat... Powiedzcie proszę, czy warto?
Dzionka, czy mogłabym Ciebie również poprosić o namiary na sensownych psychologów w Warszawie?
Od dłuższego czasu borykam się z problemem, który robi ze mnie psychicznie prawdziwą ruinę i negatywnie odbija się na moim związku. Czuję, że sama nie potrafię już sobie pomóc, chociaż staram się jak mogę. Potrzebuję pomocy jakiegoś specjalisty, ale mam tak fatalne doświadczenia z psychologami, że myśl o kolejnej wizycie napawa mnie skrajnym przerażeniem. Ktoś musi mnie "strzelić w pysk" i zmusić mnie do wzięcia się w garść, bo sama zupełnie tego nie potrafię. Dodam tylko, że mam w najbliższej rodzinie kilka przypadków poważnych depresji i boję się, że jestem pod tym względem "obciążona" i wyjątkowo łatwo mogę wpaść w taki stan... 🤔
kajpo, ja to mam ogólną awersję do wszelkich poradników/przewodników i innych dróg na skróty, ale być może musisz zacząć od małego i bezpiecznego kroczku. Terapie grupowe są super, ciężkie - ale super. O ile prowadzi je profesjonalista, oczywiście. Sama byłam na rocznej (no, powiedzmy, że to była terapia grupowa, ale na pewno miała znamiona tejże) i mogę śmiało powiedzieć, że zmieniła moje życie 🙂 Jako DDA wcale nie musisz iść na grupę, jak najbardziej możesz wybrać się do terapeuty indywidualnego.

Goździk, depresja niestety jest w naszych genach i jest przekazywana pokoleniowo. Od wielu czynników zależy czy się u nas ujawni i w jaki sposób. Mogę ci na PW kogoś polecić, jeśli chcesz, ale tak naprawdę najlepiej samemu próbować i szukać kogoś nam odpowiadającego - byleby miał kwalifikacje (w trakcie lub po szkoły uprawniającej do certyfikatu). Ja na przykład nie wytrzymałabym u osoby "jestem kwiatem lotosu i oazą spokoju", bo by mnie rozniosło. Inni akurat tego potrzebują od terapeuty 🙂 Sprawa bardzo indywidualna.
kajpo czytaj wszystko co wpadnie Ci w rece, ale moim zdaniem ksiazka powinna byc dopelnieniem do terapii jesli chodzi o DDA. Traktuj to jako pierwszy krok, ale im dalej w las, tym wiecej drzew. Czasem sama sobie z tym co sobie uswiadomisz mozesz nie poradzic, i tez mysle ze z pomoca terapeuty poradzisz sobie z tym lepiej i szybciej. Moja mama w 1,5 roku pracy z terapeuta (+ masa przeczytanych ksiazek, robionych cwiczen itd) poukladala sobie zycie calkowicie, czego sama przez cale zycie nie potrafila. Nie taki diabel straszny 🙂 Ale jesli chcesz zacznij od ksiazki, to juz cos 🙂
Kajpo, idz do specjalisty. Ja myslalam, ze sobie poradze, ale uwierz mi, ze dowiesz sie takich rzeczy, ze moze byc cholernie ciezko samemu sie z tym zmierzyc. Nie chce Cie absolutnie straszyc, ale ja wiedzialam, ze bedzie trudno i szlam z nastawieniem, ze bedzie to niezbyt przyjemne. Bylam w bledzie. Tak mna terapia na poczatku trzasnela o ziemie, ze myslalam, ze cos mi w srodku peknie. Serio.. Byc moze bez terapeuty bym az tak daleko nie zaszla, ale z perspektywy czasu powiem Ci, ze warto.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się