Ciężki przebieg kolki?

monia, juz pisalam chwiania i nie oddawania moczu przyczyn moze byc  wiele. Miesniochwat jest jedna z nich. Napisalam tez co jest bledem w postepowaniu lekarza, ale! nie wiem jak wygladal wywiad. Norma jest tez zatajanie (celowe lub nie) informacji. Kon lezy, opiekun nie mowi, ze kon lezy bo lezy tak od wczoraj po glebie na uwiazie i po spotkaniu z kopytami kolegi. Padaja info o objawach to wel leczy jako kolke, nie bada w kierunku uszkodzen miesni, kregoslupa itp.
Dla mnie cala ta sytuacja jest nie do konca jasna.
vissenna   Turecki niewolnik
15 stycznia 2016 20:07
Maszlanka poczekaj jeszcze trochę, w końcu to nie ty cierpisz z bólu. Klinika albo eutanazja....

Kolejny "miłośnik i hodowca koni" jego mać...  😵
Moon   #kulistyzajebisty
15 stycznia 2016 20:21
Nie mogę tego czytać, jezu...  😵
Ja powiem tylko tyle.
Dwa lata temu zaliczyłam skręt jelit - kolkę jak koń. Z ustaniem perystaltyki i martwicą kawałka jelita (i w efekcie resekcją fragmentu kichy).
Jestem osobą raczej odporną na ból (mam tatuaże w dziwnych miejscach, kiedyś przebijałam sobie samodzielnie chrząstkę ucha gruba igłą, a jak połamałam nogę, to radośnie na niej śmigałam dopóki nie nabrała zadziwiającego kształtu, czyli w stawie przesunęła się z deka w bok).
Przy skręcie jedyne co mogłam zrobić, to leżeć zwinięta w kulkę, zlana potem i licząc od nowa, i od nowa, i jeszcze od nowa - do dziesięciu. Tak spędziłam kilkanaście godzin bez środków przeciwbólowych - bo to obserwacja, nie wiadomo co mam w środku, a szacowne grono lekarzy nie spieszyło się z zebraniem na miejscu w niedzielę - i szczerze, gdybym miała pod ręką broń, to przystawiłabym ją sobie do głowy i nacisnęła spust. Pie...rniczyć całe moje życie, rodzinę, konie, pracę, plany i marzenia - totalnie wszystko. Guzik mnie obchodziło, czy mnie ktokolwiek otworzy, zoperuje i poskłada do kupy. Liczyło się tylko jedno - żeby mnie wreszcie przestało boleć.

W życiu nie zostawiłabym na przeczekanie zwierzęcia, które tak cierpi.
Jeszcze o jedno Cię proszę, nim wszystko będzie końcem…
Niechaj na przekór wyśnię sen, że galopuję w słońce…


Oby szybko skończyło się to cierpienie 🙁
edzia69   Kolorowe jest piękne!
15 stycznia 2016 21:05
Nie krzyczcie tak na człowieka. Ja znam przypadek gdy odmówiono proszącemu właścicielowi eutanazji konia, któremu już krew z odbytu poszła. Skasowano za leki 300 zł które oczywiście podano licząc na to, że skasuje się za kolejny przyjazd i już tym razem eutanazję...
W lecznicach informacja jest jedna: za późno, bo aż dwa dni i bez jakiejkolwiek gwarancji na pozytywne wyniki, i tu również przy dłuższej rozmowie pojawia się kwestia kalkulacji. Jeśli ktoś mi mówi że w dzisiejszych czasach dziesięć tysięcy i w górę to kwota do zaakceptowania by leczyć 7 miesięczną klacz bez większych szans powodzenia, to co powie gdyby przeznaczyć tą kwotę na uratowanie co najmniej 5 innych źrebaków, które mają trafić na rzeź i niekoniecznie są chore? Które posunięcie było by lepsze, przecież żaden, czy chory, czy też zdrowy i niechciany nie zasłużył na swój los. Temat rzezi, cen sprzedaży, i opłacalności zostawmy w spokoju, bo już mamy małą wojnę a jak tak dalej pójdzie to zacznie się piekło, moderator zamknie wątek za pewnie słusznie i to będzie na tyle. Ale wracając do tematu - Ile koń leżał, nie wiem w najgorszym przypadku całą noc od wyjścia ze stajni czyli ok 8 - 10 godzin, możliwe że się strasznie wymęczył, osobiście wygląda mi to na przebytą kolkę a na dodatek z mięśniochwatem (tylko po opisie, bo mięśniochwatu jeszcze nie miałem nigdy u koni). Owszem, bez bicia, konie były uwiązane i niekoniecznie kolka spowodowała całą tą akcję. Jako że zwierzak jest dość mocno poobijany, na pewno sporo czasu spędził próbując się uwolnić a rano nie był bardzo mokry czyli zakładam że z 3 -  5 godzin leżał wymęczony. Rozmawiałem z wieloma osobami telefonicznie, niektóre osobiście widziały co się dzieje, ale wszystkie te osoby pozostawiają 2 wyjścia, poczekać do jutra i jeśli coś się nieco poprawi, nie panikować, w przeciwnym przypadku lepiej uśpić, mało kto wspomina o lecznicy z przytoczonych wcześniej powodów. Jeśli chodzi o weta to troszkę prawda z tym objawowym leczeniem, tu nie będę go bronił, bo choć opisałem mu dokładnie całą historię to nie sprawdził np. czy koń się nie połamał (ale to odpada bo gdy rano wstał to pokręcił się chwiejnie godzinkę o czym pisałem). Na chwilę obecną stan nie pogarsza się, temperatura w normie, koń wygląda na bardzo zmęczonego, nie rzuca się i bardzo sporadycznie zgrzytnie zębami, ciężko wyczuć czy z bólu, czy dlatego że próbuje na leżąco słomę gryźć, ale 98% czasu leży i dość ciężko oddycha. Możliwe że jest to ostatni opis stanu zdrowia, oby nie, ale nawet jeśli - to wyciągam kilka niestety bardzo bolesnych wniosków, o których napiszę zapewne jutro, bo dziś to jeszcze za wcześnie. Na dzień dzisiejszy dziękuje wszystkim za wzięcie udziału w rozmowie.
to może być nawet uszkodzony jakiś nerw, który powoduje niemożność oddawania moczu. To może być wszystko. Uśpij tego konia już. Tak wyjdzie najtaniej i najbardziej humanitarnie.
vissenna   Turecki niewolnik
15 stycznia 2016 22:10
No bo konia to się wiezie do kliniki jak kolka nie przechodzi.
Teraz to tylko uśpienie, czy może tych 50zł na zastrzyk też szkoda, bo się "nie kalkuluje".
Nie wiem jak można świadomie skazywać zwierzę na cierpienie. To się nadaje do TOZu...  😵
Tak naprawdę nikt, kto z nas nie znalazł się w takiej sytuacji nie wie jakby się zachował - ale jedno jest pewne - na 100% nie siedziałabym bezczynnie i nie czekała, zdechnie, nie zdechnie. Pytanie czy wyżej czy niżej mu dać głowę - dla mnie bez komentarza  😵. Tu mi się też przypomniała historia kolki konia Eterowej - jej też nie było stać na klinikę(zresztą kogo stać?), ale miała odwagę konia zawieźć i o kasę martwić się później. 

Maszlanka - argument, że za tą kase możesz uratować 5 innych źrebaków -> które potem potraktujesz tak samo? za kwotę, jaką wydałam na leczenie dziwnych kontuzji mojego konia kupiłabym jakieś 2 szkapy idące na rzeź, a mój koń nieleczony sam by do dzisiaj kuśtykał dziś na 3 nogach - ale do cholery  😤 , to jest mój koń, wzięłam odpowiedzialność za to zwierzę i dopóki je mam, to winna mu jestem pomagać. Jeśli Ty nie możesz już inaczej pomóc zwierzakowi i widzisz że koń już nie ma siły walczyć - po prostu skróć jego męki..  Znałam pewnego konia, który leżał 3 doby nie mogąc wstać, właściciel czekał kij wie na co, w końcu jak się ocknął żeby go uśpić - koń padł przed przyjazdem weta.

Przykre  🙁
Moon   #kulistyzajebisty
15 stycznia 2016 22:29
Włosy mi dęba stanęły na tekst o zgrzytaniu zębami, czy to z bólu czy z chęci jedzenia. Zas*ani "miłośnicy" koni...

Ciekawe jakby tak ludzi leczyli (co nawet czasem robią, jak to quanta opisała...) Siedzą, patrzą jak ktoś cierpi, przyglądają się i ze spokojem debatują - przeżyje, czy nie?!
Napisałabym czego szczerze życzę takiemu "miłośnikowi" ale daruję Wam przekleństwa i sobie ostrzega.
To może w ogóle od dzisiaj niech nikt nie leczy swoich koni, a pieniądze przeznacza na wykup koni?

Myślę, że większość normalnych właścicieli, oddaje nieraz ostatnie pieniądze na leczenie swojego konia i nie zastanawia sie, czy to się opłaca czy nie 😵
[quote author=Dżastin link=topic=98896.msg2481825#msg2481825 date=1452896004]
Jeśli Ty nie możesz już inaczej pomóc zwierzakowi i widzisz że koń już nie ma siły walczyć - po prostu skróć jego męki..  Znałam pewnego konia, który leżał 3 doby nie mogąc wstać, właściciel czekał kij wie na co, w końcu jak się ocknął żeby go uśpić - koń padł przed przyjazdem weta.
Przykre  🙁 [/quote]
No bo konia to się wiezie do kliniki jak kolka nie przechodzi.
Teraz to tylko uśpienie, czy może tych 50zł na zastrzyk też szkoda, bo się "nie kalkuluje".
Nie wiem jak można świadomie skazywać zwierzę na cierpienie. To się nadaje do TOZu...  😵

Wy tak na poważnie z tą eutanazją? Na odległość stawiacie wyroki?  Wiecie na 100%, że zwierze padnie? Szacun, ja bym nie potrafiła.
Nie pisałem że koń może zgrzytać z chęci jedzenia, ludzie czytajcie nieco uważniej albo przede wszystkim jak już odpisujecie to nie odwołujcie się do treści niezrozumiałych, niedoczytanych...Większość wetów stawia na mięśniochwat, a jako że koń nie oddaje moczu, jest teoretycznie po wszystkim. Podjąłem już decyzję i czekam na weta, stan zdrowia jest identyczny jak wczoraj. Jakbym siedział bezczynnie, to na pewno bym nie wykonywał setek telefonów,nie chodził bym co 2 godziny w nocy do stajni, nie przyjeżdżał by wet dziesiątki razy, i nie było by tego tematu - czy to wszystko jest bezczynnością? Jeśli tak to powodzenia w logicznym myśleniu i rozumieniu słowa bezczynność. Jeśli chodzi o te 50zł to chyba jakieś żarty, logiczne że nie w tym problem a tak nawiasem to nie 50 a 180. Konie już nie raz leczyłem i wydałem dużo więcej niż kosztują 2 szkapy no chyba że są po niecałe cztery tysiaki. Nikomu nie życzę takiej sytuacji, ale jeśli by już zaszła, ciekawe czy tak łatwo na drugi dzień "miłośnicy" koni je usypiają, wiedząc że szanse są marne a dalsze próby leczenia są bezcelowe... W sumie to cały temat schodzi na boczną drogę, decyzja podjęta i dalsza rozmowa nie koniecznie ma sens, ale skoro od wczoraj z 5 wetów mówi to samo i wszystko się sprawdza do uśpienia pewnie jest to nieuniknione. Niektórzy tylko słusznie zauważyli że większość pisze o rzeczach które nie są i nigdy nie będą jasne na 100%. Sam nie wiem czy dobrze robię, ale mając do wyboru dalsze przedłużanie męczarni z marnymi szansami, a uśpieniem, wybieram to drugie. W sumie cały opis dotyczy tragicznej sytuacji, z brakiem możliwości wczesnego zadziałania, zaraz po szkodzie, bo raz że przyszedłem za późno a dwa że wet na początku działał bardziej objawowo wskazując na kolkę. Mało tego na forum zamiast dowiedzieć się jak sam w momentach gdy nie ma weta, mogę pomóc zwierzakowi, pewnie z 80% myśli że szkoda mi kasy na leczenie i gó...no obchodzą mnie konie, więc nie pomaga tylko robi tzw. spam - myślcie jak chcecie, nie dbam w tym przypadku o to. Tym zaś którzy nieco bardziej używają szarych komórek i wiedzą że niektóre decyzje są trudne ale nieuniknione i nie da się ich podjąć ot tak - dziękuje.
Piszesz, że nie wiesz czy warto inwestować kasę w źrebaka, po czym walisz tekstem, że nie żałujesz na konie, bo masz siodeł za ileś tam tysięcy i konie nie raz leczyłeś.
Aha, no i weta to ja polecam jednak zmienić.
Jak się żałuje na porządnego weta i klinikę, to potem można zostać bez konia, za to z rachunkiem za te 'dziesiątki razy' kiedy przyjeżdżał kiepski wet.

Maszlanka, miarą troski o konia nie jest to, ile tys. wydałeś na sprzęt dla niego, ale to, jak wiele w stanie jesteś zrobić, by ratować jego życie i zdrowie. I nie próbuj nam tu mydlić oczu tekstami o ratowaniu źrebaczków z rzeźni, bo to właśnie Ty zachowałeś się jak rasowy burak, co to potrafi miesiąc leżącą krowę w oborze trzymać, bo a nuż jeszcze uda się ją postawić i parę złotówek na skupie zarobić.
Mało tego na forum zamiast dowiedzieć się jak sam w momentach gdy nie ma weta, mogę pomóc zwierzakowi, pewnie z 80% myśli że szkoda mi kasy na leczenie i gó...no obchodzą mnie konie, więc nie pomaga tylko robi tzw. spam


Dostałeś rozsądne wskazówki:
a) porządny wet specjalista chorób koni i pełna diagnostyka. To zdecydowanie ograniczyłoby koszty i pomogło podjąć decyzję o dalszym postępowaniu (leczenie, klinika, eutanazja).
b) wyjazd do kliniki w celu jak powyżej.
Twoim zdaniem te wskazówki są bez sensu. Niestety nawet najlepszy wet nie zdiagnozuje Ci konia przez telefon. Szczególnie gdy objawy wskazują na kilka różnych chorób - od kolki , poprzez mięśniochwat, sepsę, herpesa, kończąc na skręceniach i złamaniach (ze złamaniem można się poruszać)... Przy Twoim podejściu które sam tutaj przedstawiasz (jakiś tam wet, milion telefonów i wpisy na forum zamiast konkretnych kroków) eutanazja wydaje się być najbardziej humanitarnym wyjściem. Ty nie stracisz więcej kasy na leczenie konia, a sam zwierzak nie będzie już cierpieć... Tyle ode mnie. Życzę powodzenia w podjęciu decyzji oraz zdrowych koni.
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
16 stycznia 2016 09:58
Przede wszystkim podać leki, żeby koń oddał mocz. Pęcherz mu rozwali
🤔


Ciekawe jakby tak ludzi leczyli (co nawet czasem robią, jak to quanta opisała...) Siedzą, patrzą jak ktoś cierpi, przyglądają się i ze spokojem debatują - przeżyje, czy nie?!


A co nie jest tak?
Nie pisałem że Wasze wskazówki są bez sensu, wręcz odwrotnie, są jak najbardziej słuszne, i to Wszystkich po kolei. Nie kontaktowałem się z jakimiś tam wetami, którzy nie mają pojęcia co robią, tylko z osobami które znam od dawna i niejednokrotnie mi pomogły w leczeniu tak beznadziejnych przypadków że prawie nie było co leczyć, ale była jeszcze malutka szansa i konie z tego wychodziły, nie wymieniam po prostu ich po nazwiskach. Nie chodzi o diagnozę przez telefon (choć i ta jest identyczna), nawet przy osobistych wizytach (czy Wy myślicie że przyjechał sobie raz, jeden jakiś tam sobie wet, dał zastrzyki i pojechał...) weterynarze mówili że to jest mięśniochwat możliwe że po przebytej kolce, a potem po strasznym wysiłku, na wskutek nieudanych prób wstania. Jedyny problem w całości leżał w późnej reakcji jako że mogłem po pierwszej wizycie oddać krew na kontrolę i nie było by tego 2 dniowego opóźnienia, ale skąd mogłem wiedzieć. Wszystkie diagnozy już wczoraj sprowadzały się oczywiście do braku funkcjonowania nerek, z tego powodu bule, skurcze i... wiele pisać - leki i to nie tylko rozkurczowe były podawane ale nie przynosiły rezultatu niestety, a zła decyzja weta i także moja, że poczekajmy do jutra, była tą najgorszą. Tak jak ktoś wcześniej napisał, Wy nie widzicie co się dzieje, ja nie opisuję wszystkiego z detalami, więc ciężko czy przez telefon czy forum pomóc komuś podjąć jakieś kroki. Koń miał być uśpiony wczoraj, ale nieco łudziłem się że się mu poprawi i poczekałem, o klinice jak z Wami rozmawiałem nie było już mowy, bo los konia był już przez wielu (znaczy weterynarzy, znajomych a nawet lekarzy) przesądzony, kwestia była tylko czy konia męczyć i jak długo czy nie. Na koniec tego czarnego scenariusza tylko dopowiem że dziś już nie ma o czym rozmawiać, i to nie dlatego, że czekałem i stało się co się stało ale po kolejnych kontaktach i wizytach rano pozostał już tylko tylko zastrzyk..."Pękają chmury w niebie, A ja nie czuję więcej nic, I mknę i gnam do Ciebie". Pewna osoba napisała że też straciła w podobny sposób konia, teraz także i ja następnym razem całkiem inaczej podejdę do pierwszych słów lekarza i na pewno zlecę pełne badania, prawdopodobnie unikając komplikacji, bez względu na pierwsze "oględziny".
Pewnie po tym wszystkim gdyby dać wam kije to duża część dobiła by leżącego, fakt faktem że częściowo zasłużyłem sobie. Prócz wniosków na temat leczenia, mam chyba najważniejszy, zresztą też przez Was przytoczony - Nie wiązać koni w szczególności nocą, błędu tego nie powtórzę. Wiązać to mało, nie powinny mieć kantarów, bo mogą znaleźć sposób na stryczka. Jeszcze raz dziękuje wszystkim za pomoc, jakiekolwiek wsparcie i poświęcenie mi wolnego czasu. Temat uważam za zamknięty, mam nadzieję że na podstawie tej przykrej historii, inni unikną podobnych sytuacji....
Gillian   four letter word
16 stycznia 2016 10:41
Przykro mi z powodu Twojej straty. Stało się. Musisz wyciągnąć wnioski aby się już więcej taka sytuacja nie powtórzyła. Trzymaj się.
Trzymaj się  :przytul: 
Bardzo mi przykro, to bylo niestety do przewidzenia. Najwazniejsze ze jakies wnioski zostaly wyciagniete, temat moze zostac potraktowany jako przestroga dla innych...
Zrozum tez emocje dziewczyn - dla nich kon to przyjaciel, czlonek rodziny. Na uratowanie go przeznacza wszystkie zyciowe oszczednosci  i zaciagna kredyt w banku.
To kwestie trudne do obiektywnej oceny przez postronne osoby...
Niedawno przeżyłam stratę konia z powodu nagłej choroby i oddalabym wszystko żeby mieć te dwa trzy dni. Nie rozumiem takich ludzi.... Ja miałam tylko 6 godzin 🙁 a decyzje o klinice podjelysmy w 10 sekund, mimo że kon od handlarza itd wtedy nie bylo dla nas przeszkodą, że za klinike możemy zapłacić nawet 8 tys.(o to martwiłybyśmy sie później). Wystarczyło spojrzeć na leżące zwierzę i jego oczy proszące o pomoc. Zrobilybysmy dla niej wszystko...gdybysmy tylko miały więcej czasu...nie rozumiem niektórych zachowań. Szkoda, że ten kon nie został uśpiony od razu tylko musiało się maleństwo tyle męczyć.
Emocje wszystkich są uzasadnione, na nikogo broń borze się nie obrażam czy coś w tym stylu. Rozumiem podejście innych, myślę że gdyby wet dajmy na to w ciągu 5 godzin powiedział mi, że albo klinika, albo nici z tego wszystkiego, to na pewno sprawy inaczej by się potoczyły i pewnie byłbym już w Warszawie, ale po przeszło 40 - 45 godzinach ta informacja była już zbyteczna w tym przypadku, bo nie dało się nic zrobić. Ktoś powie że 40 godzin to dużo, ja mówię że jest to aż za dużo, ale pod warunkiem pewnej i szybkiej diagnozy, kompletu badań i konkretnych stwierdzeń, a nie na zasadzie "leczenia objawowego" i informacji dziś zastrzyki, zapewne to kolka, jutro powinno być lepiej, damy kolejne zastrzyki, może sonda i będzie ok... Po tego typu pierwszych diagnozach choć nie zawsze kończących się tragedią, inne późniejsze po ok 30- 40 godzinach nie mają już wielkiego znaczenia w tego typu przypadkach. Po wczorajszych informacjach od Was i na podstawie zeznań wetów, bez szans już po tym czasie na klinikę, uspałbym konia wczoraj, ale miałem jeszcze malutką nadzieję że może się uda, jakiś dosłownie cud sprawi, że będzie dobrze, niestety...  Nie życzę najgorszemu wrogowi podejmowania tak trudnej decyzji, wolałbym by koń nie dał mi szans nawet na wezwanie lekarza, bo nie chciałbym oglądać tego co się działo przez ostatnie dwa dni, nigdy więcej, nie wspominając o morderstwie bo tak winna nazywać się eutanazja. Od tamtej pory do teraz kręcę się bez celu, zadając sobie pytania, na które odpowiedzi i tak nie poznam, a tym bardziej nic nie zmienią. Stajnia prawie pełna a wydaje się pusta - masakra, brak dodatkowego rżenia przy otwarciu drzwi, kolejna masakra, świadomość że już jest po wszystkim - najgorsza, aż się nie chce otwierać stajni... Po prostu jedna wielka życiowa porażka, choć (może nie powinienem tak pisać) bardzo ucząca i pamiętna zapewne do końca życia lekcja, tylko jakim kosztem... Mam tylko jedno dość słabe pocieszenie, o ile można nazwać to pocieszeniem, że koń w czasie ostatniego zabiegu spokojnie bez stresu, paniki i nerwów, praktycznie bez drgnięcia po prostu zasnął na wieki, mam nadzieję że nawet nie odczuł tego co człowiek mu przygotował... Musiałem to napisać bo chyba sam zeświruję.  Dzięki wszystkim za wsparcie. Następnym razem tak sobie obiecałem, że od samiutkiego początku objawów, dosłownie po telefonie do weta, napiszę w miarę możliwości na tym forum co się dzieje. Oby tego razu nie było, ale widzę że odpowiedzi są błyskawiczne, niektóre może pochopne ale gdybym cholera o te dwa dni wcześniej do Was napisał, dziś zapewne nie wycierałbym mokrej klawiatury laptopa..
trzymaj się

wszyscy popełniają błędy, to ludzka rzecz, nie obwiniaj się za mocno a faktycznie wyciągaj wnioski
Człowiek niestety najczęściej uczy się na swoich błędach. To była dobra decyzja. Ważne, że już nie cierpi... 😉
Maszlanka, czasu nie cofniesz, trzymaj się, to każda strata boli

Decyzja zapewne słuszna (eutanazja to nie morderstwo). Ważne, że wyciągasz wnioski (diagnostyka, nie wiązanie koni).

Większość z nas straciła konie, wielu musiało podjąć decyzję o tym ostatnim zastrzyku i dokładnie wiemy że to wcale nie jest ani oczywiste ani proste. Nie jest to jednak morderstwo a miłosierdzie dla męczącego się zwierzęcia. Skoro ma umrzeć, lepiej szybko i bez bólu.
Zwierzak teraz sobie galopuje po wiecznie zielonych łąkach i spotyka wielu naszych starych przyjaciół. Już nie cierpi.
Maszlanka zleciłeś wetowi sekcję zwłok?
Ech smutne to...
W każdym razie w przypadku kolki, jak po sondzie, kroplówkach, zastrzykach koń w niedługim czasie nie poprawia się to niestety, leki nie zadziałały. I tu weterynarz powinien był Cię poinformować, że jeżeli w  takim i takim czasie nie będzie poprawy trzeba działać dalej, szukać rozwiązań. Ale ten czas to nie jest od zmierzchu do świtu, tylko znacznie krótszy.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się