Ku przestrodze. Wypadki których można było uniknąć.

O tak...lonżować zawsze w rękawiczkach...zawsze  😡 I w ogóle używać jak tylko można.

A czy ktoś z nas nie był podeptany i pogryziony? Wątpię.
maleństwo   I'll love you till the end of time...
17 sierpnia 2013 10:18
Ja też myślałam, że takie akcje, to tylko na Discovery Channel 😉

Do tej pory (a było to 6 lub 7 lat temu) w tym ośrodku krąży moja historia, no i zrezygnowali z galopów po łąkach.
hehe temat dla mnie, zawsze twierdzę, że z moim szczęściem to mnie kiedyś własne konie zabiją :P kilka przykładów dla potomności:
1. wiadomo za koniem się nie staje, ale przed też trzeba uważać, pochyliłam się przed koniem, bo coś miał na nadgarstku i chciałam się przyjrzeć, w tym momencie siodło za koniem spadło ze stojaka - koń niby opanowany a wyskoczył do przodu jakby sam diabeł go gonił - efekt: przetoczył mnie między wszystkimi nogami, 5 minut leżałam na padoku i dochodziłam do siebie, łącznie z rozpaczliwą próbą złapania powietrza w płuca, skończyła się "dobrze" poobijane plecy w odcinku piersiowym i w krzyżu, a także blizna na krzyżu.
2. niezliczone już razy nadepnięcia, czarne paznokcie, popuchnięte i sine stopy.
3. do robienia dziurek w sprzęcie służy dziurkacz, nie nóż - efekt - pasek od wytoku zamiast dziurki jest rozcięty, a wraz z nim mój środkowy palec do kości, krew się leje jakby kto kaczkę zarżnął, już 2 lata po wypadku a ja dalej nie mam czucia w końcówce palca
4. błąd młodości - żeby poprawić siodło, trzeba z konia zsiąść! Przy wsiadaniu siodło troszkę się przesunęło, nie chciało mi się zsiadać, więc przeniosłam ciężar na jedno strzemię i skaczę, klacz się wystrszyła  i ruszyła galopem, ona w prawo - ja siłą odśrodkową w lewo - efekt - złamany obojczyk i wakacje w gipsowym "pajączku"
maleństwo czytając Twoją historię aż mnie zatkało...

Parę miesięcy temu moja koleżanka miała straszny wypadek który na szczęście jakoś tak w miarę szczęśliwie się skończył. Nikt nie zginął, koń też przeżył.
Idąc w 2 konie przez dość zurbanizowany teren, niedaleko stajni, w kopnym śniegu nagle usłyszała że coś trzasnęło za nią, odwróciła się do tyłu i zauważyła że koleżanka na jej drugim koniu, tak jakby przysiadła na zadzie, w sekundzie zrozumiała co się dzieje i zaczęła krzyczeć żeby ta druga zeskakiwała z kobyłki. W tym samym momencie jak dziewczyna zsunęła się na bok, kobyła zniknęła pod ziemią, wpadając w dziurę 1-1,5 metra średnicy. Okazało się że koń wpadł w jakiś taki stary, głęboki (ok 3metry) i wąski zbiornik.
Pędem pobiegły po pomoc, przyjechała straż z ciężkim sprzętem, próbowali rozbić ten wlot bo to wszystko było bardzo wąskie, niestety nie dało się tego poszerzyć. Koń stał 3 metry niżej, w jakimś takim szlamie po brzuch, trząsł się ze strachu ale nic nie robił tak jakby wiedział że wszystkie te pracujące piły i hałas to pomoc. Po nieudanych próbach poszerzenia tego wlotu, zdecydowano że będą probować podnieść kobyłę na pasach, a jeśli to się nie uda to będzie trzeba konia uśpić bo wyciąganie konia przez dziurę przez którą wpadł to było naprawdę karkołomne zadanie. Na szczęście po wielu godzinach i 1 podejściu w podnoszeniu udało się ją wyciągnąć z tej dziury. Widziałam zdjęcia z akcji i po prostu dech mi zaparło, coś okropnego, ja bym chyba wysiwiała przez to zdarzenie. Niesamowite szczęście miała dziewczyna która siedziała na tym koniu, bo lecąc na zad i później plecy kobyła nie pociągnęła jej w ten wąski wlot i nie zabiła swoim ciałem. Nie wiadomo kto doprowadził do takiego zaniedbania, że praktycznie na ścieżce którą chodzą ludzie i zwierzęta była taka niezabezpieczona pułapka, zbiornik przykryty był jakimiś starymi deskami i nie widać tego było spod śniegu....
Ja też opiszę sytuację a propo wąskich drzwi.
Stajnia przerobiona z garażu i były duże drzwi a w nich małe dla przejścia dla ludzi, ale z wygody w zimę nie otwieraliśmy dużych bo raz, że ciepło uciekało dwa zamykało się je od środka i wyporowadzaliśmy konie przez te małe. Dodatkowo te małe drzwi miały próg z tych dużych i pewnego razu koleżanka mniej doświadczona wyprowadzała konia i nieszczęście chciało, że ten koń potknął się o próg, w dodatku był osiodłany i zahaczył o futrynę i te duże drzwi razem z nim wyjechały a on utknął w małych. Noga prawa przednia wpadła mu pod drzwi i sobie ją przygniatał. Bardzo się przy tym rzucał, udało nam się uwolnić nogę podważając drzwi trzy osoby musiały na nim siedzieć, żeby go unieruchomić. Nadal nie mieliśmy pomysłu jak go podnieść bo się zakleszczył, potrzebny nam był jakiś uspokajacz dla niego żeby go przeręcić i podnieść. Wydzwaniałam po weterynarzach i jak na nieszczęście nikogo nie było i zmusiłam, weterynarza od małych zwierząt, żeby przyjechał i podał po konsultacji ze swoją szefową głupiego jasia. Dzięki temu mogliśmy go ułożyć jak chcieliśmy i powoli wyciągnąć z drzwi, nie było łatwo a cała akcja trwała ponad godzinę. Koń profesor chodzący C klasę w skokach, na szczęście skończyło się na otarciach i lęku do wąskich przejśc. Dziewczyna się tak obwinia, że do koni się nie dotyka. Jednak mogło to się przydażyć każdemu z nas, bo każdy tak wyprowadzał konie. Najgorsze jest jednak, to że niektórzy mimo tego zdarzenia wyprowadzają konie przez te "drzwiczki" i jak zwracam uwagę to słyszę odpowiedzi a bo mój koń się nie potyka, albo jest bez siodła to się nie zahaczy...  🤔


I mam jeszcze inną przestrogę co do transportu nie raz jest tak, że pożyczamy przyczepę od znajmogo i dlatego apeluję, żeby zawsze sprawdzać podłogę, zawleczki w przegrodach czy wszystko jest zabezpieczone i koń niczego nie może rozbroić, jak się demontuje przegrodę w takiech przyczepie i oczywiście światłą.
Wiozłam swojego konia i brakowało zawleczek w drążku z przodu nie zauważyłąm tego i koń go zdemontował i przy mocniejszym hamowaniu zaliczył glebę nawet nic nie było słychać, ale intuicja nie zawiodła i się zatrzymałam, żeby sprawdzić czy wszystko ok. Nie byłoby problemu jakbym wiedziała jak zdemontować przegrodę, jak się okazało w durnych chvalach są przykręcone na śruby... Zeszło się 2 godziny, musiałam wezwać na pomoc straż pożarną, żeby zdemontowała przegrodę...
Koń na szczęście nie miał większych obrażeń oprócz otarć, nawet nie zraził się do podróży przyczepą. Jednak kolejną podróż odbył już moją własną przyczepą z kamerą w środku.
Sprawdzajcie przyczepę którą wieziecie konie !!!
No to teraz naprawdę dziwny obrót sytuacji.
Łogr (tak z 180 wzrostu) się oskalpował i musiałam przmywać mu ranę za pomocą strzykawki. Koń melancholik, nie wykonujący gwałtownych ruchów. Coś mu nie podpasowało i odsadził się. A że był na uwiązie z bezpiecznym karabińczykiem to skutecznie.
Z tą różnicą, że karabińczyk zanim się wypiął - zwyczajnie pękł. Uwiąz jak sprężyna poleciał w przeciwnym kierunku co koń, i tak oto wbił mi się w dłoń w złamał dwie kości śródręcza  🤣

Na taki rozwój sytuacji nigdy bym nie wpadła 🙂

Dwukrotnie spotkała mnie taka sytuacja, ale obyło się bez złamania. Za pierwszym razem dostałam w kciuk, spuchnięty dwa tygodnie. Za drugim karabińczyk mnie ominął...

O kurcze... Naprawdę mrożące krew w żyłach niektóre historie.  😲

Ja też kilka razy słyszałam o dziurze w podłodze koniowozu.

A co do sytuacji którą opisuje maleństwo - byłam świadkiem bardzo podobnej dwa razy, z tym że nie były prawie wcale dramatyczne i nic się nie stało.
Raz na rajdzie jedziemy sobie łąką (przez którą rajd w ubiegłych latach zawsze przejeżdżał). Nagle dwa czołowe konie zrobiły "plum" i zapadły się po brzuchy!!! I takie dwa uśmiechnięte koniki bez nóżek sobie stały (leżały?) na łące. 😁 Takie kadłubki. Wyglądało to komicznie. Wszyscy łącznie z końmi byli tak zaskoczeni, że nie zdążyli się przestraszyć. Na szczęście po zejściu z nich jeźdźców wydostały się same.
Więc nigdy nie można być pewnym, że nawet bardzo dobrze znana droga będzie zawsze taka sama. (Jak widać także na przykładzie opisanym przez adrienę )
Druga sytuacja dotyczyła konia, który sam na łące wlazł w bagno. Też trzeba było straży pożarnej i połowy wsi, ale na szczęście nic się nie stało.

[quote author=ms_konik link=topic=92172.msg1852201#msg1852201 date=1376730539]
ms_konik, Znany Ci koń był to? Rękawiczki na łapkach były?

Tak oraz tak 🙂 [/quote]
A to ciekawy konik, co zębami za taśmę łapie.  😁 Taśmy wcześniej w życiu nie spotkał i nie wiedział co to, czy jak?!
Viridila   ZKoniaSpadłam & NaturalBitsBay
17 sierpnia 2013 13:39
Ciary na plecach jak się niektóre historie czyta.. A myślałam, że jestem uodporniona, bo przy obiedzie słucham historyjek mamy z chirurgii 😵

Kilka moich, gdzie zawiniła rutyna lub.. pewność siebie.

1. Wypuszczanie konia na padok - konia po chorobie, dochodzącego do siebie i wydawało mi się, że nawet dobrze znanego. Ów konik wbrew pozorom przy spuszczeniu (prawidłowo) z uwiązu zrobił niemal w miejscu obrót i wywalił zadem brykając. Traf chciał, że jedną nogą trafił mnie w kolano - tyle mojego szczęścia, że zdąrzyłam się tyłem obrócić, więc staw ustąpił i skończyło się na siniaku (sporym i nigdy tylu kolorów siniaka nie przerabiałam przez prawie 3 tygodnie), inaczej miałabym.. "ptasi staw" pewnie. 2 dni później ten sam konik kolegę pociągnął po kamykach - zagalopował sobie, a chłopak zamiast puścić uwiąz to dłuższą chwilę jechał sobie na brzuchu zanim zareagował co się dzieje.

2. Co do terenów.. O ile nigdy nie można być pewnym drogi, o tyle nigdy nie można być pewnym czy jakieś cudo w krzakach nie siedzi. W moim wypadku pod konia wpadł zając - centralnie tuż pod nogi w naprawdę wolnym galopie po ścieżce. Skończyło się wywrotką z koniem - wylądowałam na twarzy i mało karku nie złamałam, skończyło się zdarciem prawej strony twarzy (najbardziej przy skroni i kość policzkową), siniaki (drugi koń w panice mnie przemielił). Kilka minut leżałam nieprzytomna, jak już wstałam to wsiadłam z powrotem, a miny ludzi w stajni były bezcenne.. Dlatego nie lubię galopów w terenie, chyba, że nie ma zarośli/wysokiej trawy - lepiej widzę, czy coś mi pod konia nie wyskoczy, chociaż i tak nigdy nie ma pewności.
Być to chyba jakieś felerne te karabińczyki robią. Mi pękł taki:
[img]https://encrypted-tbn2.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcTgemu2Y7lviGHklI7Kh8kzBXgjXkZME1RWBenr1h3UwoBvYhQ1[/img]
Koń się zerwał i uwiesił całym ciężarem ciała - jak karabińczyk pękł, to widziałam jak się nakrywa kopytami. Już myślałam mu kręgi poszły.
Od zawsze stawiałam na bezpieczny węzeł, ale po tym zdarzeniu jestem przewrażliwiona.


Btw. Przypomniała mi się taka rzecz jak byłam na zawodach gdzie nie było boksów tymczasowych. Część koni była trzymana na trawie przez luzaków, część przywiązana do płotów, część w przyczepkach.
Zauważyłam że w jednej z nich cały czas jest jakaś awantura - przyczepa chodzi na prawo i lewo bez przerwy. Nikogo nie ma, nawet zawodnika nie znamy, więc zaglądam do środka przez drzwiczki, a tam koń ociekający potem z przełożonym uwiązem nad szyją który był zbyt długi żeby uniemożliwić takie zaplątanie i zbyt krótki żeby koń stał swobodnie z przełożonym.
Uwiąz dociskał potylicę tak, że część tuż za ganaszami wbijała się w barierkę.
Nie wiem jak to zrobiłam, ale na miękkich nogach próbowałam go wyswobodzić. Zaraz się zrobiło zbiegowisko, znalazła się właścicielka. Była osobą robiącą największy raban i hałas który dodatkowo stresował konia. W końcu udało się przeciąć uwiąz. Właścicielka w płacz i histeria, że jej konik kochany i o matko bosko, ale już wszystko pod kontrolą.

Nie minęło 5 minut, koń znów sam w przyczepie, a babsztyl ogląda przejazdy na trybunach  👿

Przestroga? Sprawdzamy nie tylko całą przyczepę, ale pilnujemy odpowiedniej długości uwiązu, a już w ogóle najlepiej na dwóch wiązać.
Aczkolwiek ja nigdy nie zostawiłabym konia samego w przyczepie dla własnej wygody. Przytargałam go na zawody, to go pilnuję.
1. Zdejmowanie ochraniaczy to nie taka casualowa sprawa 😉 Zdejmowałam ochraniacz z prawego przodu pochylając się dość nisko, dostałam z kopa z lewego tyłu - muszka była pod brzuchem i sie kon wkurzył. Stłuczona kośc policzkowa na szczeście tylko.

2. Jak się wie ze kon lubi isc w długą jak tylko znajdzie się na padoku to wypadałoby miec nie tylko lonze ale i rękawiczki. Ja mialam samą lonże, wiec efekt taki ze miałam dokładnie poparzone obie ręce, ale dziada nie pusciłam, musiał grzecznie podejść by mu lonze odpiąc, dopiero mogł zostać na pastwisku.

3. Zawsze nalezy zamykac za sobą rozsuwany boks, a nie zostawic niewielką szparkę bo ja tylko na chwilkę. Trafi się w koncu na geniusza, który postanowi z tych 30 centymetrach zmiescic cale swoje jestestwo, a jesli zauwazysz jego niecny plan i spróbujesz połozyc mu reke na lopatce zeby sie cofnąl - on cała siła rzuci się na drziure w drzwiach.
Nie dość ze rękę mialam sino-fioletową przez kolejny tydzien i cud sie stal, ze nic nie pęklo, to dostalam od trenera taka zjebę ze głowa mała. Ryczałam podwójnie 🙂
To też coś o odsadzaniu... Tylko w ogłowiu i opuchliznach części twarzowej. Po jeździe wprowadziłam swojego konia na myjkę (w ogłowiu), koń spokojny, nie boi się wody, nie odsadza się. Do momentu, w którym gdzieś na wężu nie zrobiło się zagięcie, które gwałtownie podskoczyło pod ciśnieniem wody, a cały wąż nie siurnął wodą z podwójną mocą. Koń wystraszył się skaczącego węża, odsadził mi się tak niefortunnie, że nagle z miejsca oddalonego ode mnie ok. metra znalazł się pyskiem przy mojej głowie, uderzając wędzidłem mnie w oko (a wędzidło było oliwkowe z dużą blaszką Metalab, więc było czym przywalić). Rezultat: wielka śliwa pod okiem i od tej pory robiąc coś przy koniu staram się zawsze nosić czapkę z daszkiem 🙂

Nie dalej jak wczoraj koleżanka ze stajni pozbyła się wszystkich skórek przy paznokciach prawej ręki przez brak rękawiczek przy lonżowaniu i spłoszonego wałaszka na drugim końcu liny.

edit: O! Moczenie kopyt w krynolinie nawet ze specjalnie do tego przeznaczonym butem/kaloszem to też nie taka prosta sprawa, pilnowałam, żeby arabka stała w nim spokojnie, kucnęłam przy nodze, żeby poprawić buta, a kobyła jak nie sprzeda kopa... Zdążyłam uciec z głową na bok, ale sądząc po dziurze w ścianie na wysokości mojej głowy niewiele by z niej zostało...
kajpo tak, mi również pękł taki.
I jeden zwykły, ale ten z kolei "szybciej" się poddał. Koń nie zdążył dobrze pociągnąć i było "pozamiatane".
Koleżance lecący kawałek takiego pękniętego karabińczyka skaleczył policzek TUŻ POD OKIEM.. Niewiele brakowało..
A akcja z wyrwanym kciukiem, też przy załadunku, spotkała wiele lat temu znajomego. Znam ją tylko z opowieści, ale i tak mam fobię i strasznie uważam, żeby mi się linka nie plątała wokół palców. Mam bujną wyobraźnię  🤣  Ale mimo to przez rutynę nie raz robię różne głupoty..
Najgorsze jest to, że czasem jeszcze widuję ludzi którzy specjalnie sobie owijają uwiąz wokół dłoni i nic do nich nie przemawia  😲
Bo tak wygodniej, zresztą co on - konia nie utrzyma?
Od siebie mogę dodać w punktach

1. absolutnie żadnych pierścionków przy koniach (słyszałam o urwanych palcach), bardziej od siebie - nie noszę do stajni żadnej biżuterii (chyba, że kolczyki "wkrętki"😉, więc tak mi już zostało i biżuterię noszę "od wielkiego dzwonu".
2. nie każdy koń zatrzymuje się z biegu jak staniesz szeroko na nogach i rozłożysz ręce! Ja próbowałam tak zatrzymać niegdyś  mojego szalonego biegającego oszalale 2wu latka - w efekcie jak już stwierdziłam, że czas uciekać i się odwróciłam to przebiegł po mnie i podeptał mnie (na szczęście skończyło się na siniakach)
3. Mój obecny koń, ostoja "cipowatości" i spokoju ma już na swoim koncie 3 ofiary "kopnięcia w głowę" - raz kolega zakładał mu kaloszki (koń ogonił się od muchy), w efekcie lekkie wstrząśnienie mózgu... innym razem ja ściągałam ochraniacze, dostałam w skroń i policzek nadgarstkiem zadniej nogi... i moja koleżanka "zmienniczka", zakładała ochraniacze, również zawiniła mucha... w efekcie rozcięty łuk brwiowy, wizyta w szpitalu, szczepionka na tężec...
Bo te karabinczyli to jest chyba największe g***o jakie zostało wymyślone. A ich 'bezpieczeństwo' polega chyba tylko na tym, że pękają nawet przy niezbyt mocnym odsadzaniu się. Dostałam kiedyś z takiego karabińczyka prosto w czoło. Na szczęście miałam kask na głowie, dzięki czemu ten odłamek tylko rozdarł materiał na kasku a nie moją głowę. Wiem też, że wielu osobom takie karabinczyki pękały. Po moim zdarzeniu wywaliłam do kosza wszystkie te, które miałam w stajni.
No ale to wypadek wynikający z wady materiału a nie z rutyny czy zbytniej pewności siebie. Odskakującego karabinczyka mozna uniknąć tylko szczęśliwym (nie)trafem 😉

1. Ja kiedyś czyściłam jedenj z rekreacyjnych kobył kopyta. I przy czyszczeniu tylnego coś zwróciło moją uwagę przy strzałce. Najpierw przypatrzyłam się temu dokładnie (pochylając się nad kopytem, żeby lepiej widzieć ), ale po chwili, żeby dokładniej sprawdzić nacisnęłam na strzałkę kopystką. W tej samej chwili, po poczuciu mocnego uderzenia w twarz przestałam widzieć wszystko co się wokół mnie działo a jak po jakimś czasie zdolność widzenia powróciła to zobaczyłam, że znajduję się w kałuzy krwi i ludzi biegających w popłochu na około mnie. Na szczęście nic poważnego się nie stało i skończyło się "tylko" na wyglądzie twarzy, która przez 2 tyg przypominała twarz Gołoty bezpośrednio po walce. Warto dodać, że kobyła była okuta na 4 nogi. Przestroga jest jasna: nie przyglądamy się tylnym kopytom z bliska, zwłaszcza, jak wydaje nam się, że coś tam konia może boleć 😉

2. Wprowadzaliśmy do przyczepy konia, który nie chciał wejść. Znajomy krzyknął do mnie, żebym wzięła bata i lekko dotknęła zadu. Niestety bat był za krótki i dostałam kopa w rękę tak, że wszystkie kostki (które są wystające przy złożonej pięści) wbiły się do środka. Przestroga: nie uzywać krótkich batów

3. Miałam iść po konia na wybieg, bo przyjechał wet i coś tam miał obejrzeć. A że zaraz miałam jechać do domu to mi się nie chciało iść po uwiąz. Poszłam, złapałam konia za kantar i chciałam go przyprowadzić. On jednak stwierdził, że nie pójdzie. Wspiął się wciągając mnie tym samym pod siebie, wywrócił a jak już opadał na nogi to tak nieszczęśliwie wylądował, że jego przednie nogi opadły na moje dłonie. Centralnie jedna noga na jedną dłoń a druga na drugą. Przestroga: do prowadzenia konia należy uzywać uwiązu (i rękawiczek) 😉

4. Sytuacja dotycząca koni: zawsze ceniłam sobie solidne, mocne kantary. I takie miałam. Wypuściłam dwa swoje konie razem na wybieg. Z racji tego, że jeden był młodziakiem to lubiły się bawić. I tak pewnego dnia podczas zabawy w stawanie dęba jeden drugiemu włozył nogę za kantar (zapewniam, że kantary były dopasowane dobrze, nic nie latało, nie zsuwało się itd). Oba się przewróciły przy czym jeden drugiemu całym ciężarem klatki piersiowej wylądował na głowie. Na szczęście ich szarpanina nie trwała długo, bo rozgięło się kółko i paski jakoś się rozluźniły, ale jednak mogło się skończyć tragicznie (skończyło się na spuchniętej głowie jednego i spuchniętej nodze drugiego konia). Przestroga: na wybiegu najlepiej zdjąć kantar, a jeśli już musi być to niech to będzie badziewie, które w razie W się zerwie.

Myślę, że każdy mógłby przytoczyć wiele, wiele, wiele....
1. Nigdy nie być zbyt pewnym konia. to, że wchodzi do przyczepy jak złoto wcale nie świadczy, że za każdym razem tak wejdzie.  zrobiliśmy postój w trakcie drogi (niepotrzebnie), wypusciliśmy konia zakładając, że będzie grzecznie stał i jadł (błędnie). potem przy ładowaniu, żeby nie kręcić wprowadzaliśmy z drogi (kolejny błąd). weszła ładnie, ale przy zawiązywaniu zaczęła się cofać, zanim zdążyliśmy założyć na zad poprzeczkę. zerwała uwiąz, usiadła na stawach skokowych i poszła w długą. szukanie konia i  modlenie się, żeby się znalazł to kiepska akcja.

2. ZAWSZE używałam rękawiczek jak tylko łapałam uwiąz. RAZ poprzedniego konia miałam pokazać mamie, na szybko nie wzięłam rękawiczek. pokazywałam na otwartej w miarę przestrzeni. i oczywiście się przestraszyła i stanęła dęba, a ja trzymałam uwiąz. efekt to przepalone dłonie, z sączącą się limfą. (smarowanie żelem chłodzącym jest ok, o ile się sprawdziło, że nie jest chłodząco-rozgrzewającym)
Gniadata   my own true love
17 sierpnia 2013 17:01
to ja może dobiję się z moimi przypadkami, bo obrywanie od konia mam obcykane, niestety, do perfekcji... w większości, co prawda, dzięki własnej głupocie.

dwa lata temu czyściłam kopyta mojej kobyle przed jazdą - jak tysiące innych razy, bez zbytniego pochylania się, normalnie, pech chciał, że koń z przodu zaczął ją wkurzać, a że ona delikatna księżniczka, to swoją irytację musiała wyrazić bardzo dobitnie - tak dobitnie, że jak strzała dostałam w czoło to otrząsnęłam się 14 szwów później. do dzisiaj mam pięęękną bliznę na łuku brwiowym, cieszę się tylko, że nie miałam wtedy okularów, i że nie trafiła centymetr niżej i w prawo, bo miałabym po oku.

a z tych bliższych w czasie: NIGDY, NIGDY więcej nie jadę na koniu na halterze i z gołą głową w teren ( i nie ważne, że w zeszlym roku jeździło się na cordeo i na oklep, co też było mega głupotą, biorąc pod uwagę, że ostatnio mój koń żywi się powietrzem i non stop lata pół metra nad ziemią, jakakolwiek jazda bez kasku była głupotą). nieszczęśliwy przypadek, z krzaków spod kopyt wyskoczył ptak, ja na bok (skonczyło sie na obiciach i rozwalonym telefonie), kucyk w długą, zaplątała się w te linki, pewnie kilka razy leżała, cała poobdzierana, na szczęście skończyło się na obiciu jednej tylnej nogi.

a, i jeszcze starsze - stoje przed koniem, miziam ją po wardze, tej cos odwaliło, jak mi całusa sprzedała zębami w policzek do dziś mam bliznę 😉

tak samo kiedyś osiodłałam ją, zapięłam karabińczykiem do nachrapnika jak wiele razy wczesniej (tak, wiem, głupota niesamowita) i poszłam po coś tam. koniowi walnęło na dekiel, zaczęła się wspinać, odsadzać, na zadzie przysiadła i w górę celuje. na szczęście tylko nachrapnik poleciał, chociaż już myślałam że konia będę z części składać...

nie licząc popalonych palców, pozgniatanich stóp (oba małe palce u nóg mam źle zrośnięte), pokopanych ud, siniaków i różnych takich

naprawdę, będąc przy koniu trzeba myśleć co najmniej za dwoje - nigdy nie wiadomo co zwierzakowi odwali. trzeba jak najbardziej minimalizować ryzyko, konia uczyć spokoju i grzeczności w każdych "codziennych" sytuacjach, ale jednocześnie uważać na niespodzianki od losu..
Przestroga: na wybiegu najlepiej zdjąć kantar, a jeśli już musi być to niech to będzie badziewie, które w razie W się zerwie.

Nie tylko na wybiegu. Mam 2 konie, które całe życie wychowane były bez kantarów (jeden 11 lat ze swojego 15 letniego życia, drugi 8 lat z 8 letniego). Oczywiście kantary znają do transportu, kowala i weta, ale nie na codzień. W pensjonacie w którym chodzą w nich non stop - szybko kupiłam "dupowate" kantary bez metalowych okuć... szyłam je już kilka (naście?) razy, ale lepiej kantar, niż konia 🙂

a z tych bliższych w czasie: NIGDY, NIGDY więcej nie jadę na koniu na halterze i z gołą głową w teren ( i nie ważne, że w zeszlym roku jeździło się na cordeo i na oklep, co też było mega głupotą, biorąc pod uwagę, że ostatnio mój koń żywi się powietrzem i non stop lata pół metra nad ziemią, jakakolwiek jazda bez kasku była głupotą). nieszczęśliwy przypadek, z krzaków spod kopyt wyskoczył ptak, ja na bok (skonczyło sie na obiciach i rozwalonym telefonie), kucyk w długą, zaplątała się w te linki, pewnie kilka razy leżała, cała poobdzierana, na szczęście skończyło się na obiciu jednej tylnej nogi.

Popieram. Ja jeździłam tak na spokojniejsze tereny, ale widok rozwiązującego się supełka (parokrotnie, a nie zawiązywałam słabo, a mocno) zaraz dał mi do myślenia czym by się to się skończyło, gdyby halter się odwiązał i zwyczajnie spadł np. podczas galopu...
Nie wiem, może wina sznurków, może taki model... Mniejsza, ogłowie ci się nie odwiąże w terenie na pewno.  😉

Nigdy w życiu nie rozwiązał mi się halter, za to pękła wodza... niestety bywa, że sprzęt zawiedzie...
Ponadto sznurki zrobią koniowi galopującemu luzem do domu pewnikiem mniejszą krzywdę, niż np. plączące się wokół przednich nóg wodze... nie demonizowałabym zatem żadnego rodzaju ogłowia...
Nie demonizuje.
Po prostu niejednokrotnie taka sytuacja zaistniała, więc postanowiłam nie ryzykować. Przy czym raz nawet sam węzeł fiodora w lesie mi się rozwiązał, sam z siebie.
Mniemam, że wykonanie nie te.  😉
Tylko ogłowie raczej szybko się zerwie, jeśli koń przydepnie etc podczas upadku jeźdźca, natomiast sznurki są z takiego tworzywa, że może być ciężko..

Ja bym tylko dodała, że jeśli przy koniach znajdują się dzieci, oczy trzeba mieć dookoła głowy, cały czas... Zdarzyło mi się, że dziecko weszło pod konia (nic się nie stało, kobyła spokojnie stała przywiązana, nie dopilnowała mamusia, która przyszła z dziećmi pogłaskać konika pod moją nieobecność w dodatku), zdarzyło mi się podczas oprowadzanek, że dziecko po prostu sobie zeskoczyło z konika (też się nic nie stało, ale to jednak jest wysokość dla takiego dziecko, może się połamać bardzo łatwo).
Gniadata   my own true love
17 sierpnia 2013 17:56
Tylko ogłowie raczej szybko się zerwie, jeśli koń przydepnie etc podczas upadku jeźdźca, natomiast sznurki są z takiego tworzywa, że może być ciężko..

dokładnie

tutaj akurat był problem nierozwiązującego się sznurka - dodatkowo, z tego samego sznurka miałam "wodze" (wzięte raczej z powodu lenistwa, nie chciało mi się odpinać wodzy od ogłowia, teraz wiem, że, delikatnie mówiąc, zwaliłam sprawę), jednak przyczepione do haltera karabińczykami co do których pokładałam nadzieję, że w razie co pójdą... no, nie poszły.

a teren był więcej niż spokojny - ot, rozstępowanie, wyjście 10 minut do lasu, bośmy dawno nie były. i o  🙄 naprawdę nie zna się dnia ani godziny, szkoda, że tyle razy musiałam się uszkodzić, żeby to do mnie w końcu doszło.
Koniczka   Latam, gadam, pełny serwis! :D
17 sierpnia 2013 18:05
Konie wiążemy tylko do elementów stałych! Mam mega traumę, po wypadku sprzed lat z kobyłą znajomego. Była przywiązana do drzwi od boksu angielskiego, odsadziła się, drzwi wypadły z zawiasów, kobyła latała ciągnąc je za sobą, aż wpadła do siodlarni, nadziała się na wieszak i padła na miejscu. Znam historię tylko z opowieści wprawdzie, ale aż mnie trzęsie jak widzę jak ktoś konia do drzwi wiąże.

Co do mądrości własnych - kucałam przed moim własnym koniem (który jest nadwrażliwcem jeśli chodzi o czyszczenie) i postanowiłam mu oczyścić koronki z piasku szczotką ryżową. Jak zaczęłam to Grom oczywiście zrobił ała ała i nogę podniósł, a że ja byłam przed nim, to dostałam nadgarstkiem w czubek głowy, tak że szczęki mi się zacisnęły tak nieszczęśliwie, że ułamał mi się kawałek zęba...
[quote author=_Gaga link=topic=92172.msg1852449#msg1852449 date=1376755656]
Nie tylko na wybiegu. Mam 2 konie, które całe życie wychowane były bez kantarów (jeden 11 lat ze swojego 15 letniego życia, drugi 8 lat z 8 letniego). Oczywiście kantary znają do transportu, kowala i weta, ale nie na codzień. W pensjonacie w którym chodzą w nich non stop - szybko kupiłam "dupowate" kantary bez metalowych okuć... szyłam je już kilka (naście?) razy, ale lepiej kantar, niż konia 🙂
[/quote]
O tak. Mieliśmy kobyłę w stajni, która jak tylko zostawała w kantarze to się wieszała. W gruncie rzeczy chciała się podrapać, ale zawsze robiła to o zamknięcie od górnych drzwi (mieszkała w angielskiej stajni), które niestety odrobinę wystawało. Zawsze podczas takiego drapania zahaczała o nie kantarem po czym zaczynała się odsadzać i nieszczęście gotowe, bo owo zamknięcie samo w sobie niebezpieczne nie było, ale podczas odsadzania kantar się na nim blokował.
W jednej z pobliskich stajni był koń, który regularnie rozbierał się z kantara ocierając głową o żłób. Któregoś dnia właścicielka się wkurzyła i dopięła kantar mocniej (do dzisiaj zastanawia mnie czemu po prostu nie zostawiała go gołego na noc). Koń próbując pozbyć się kantara tak nieszczęśliwie zahaczył kantarem o żłób, że na drugi dzień rano odebrała tel ze stajni, że koń nie żyje. Powiesił się. Wniosek: kantar absolutnie nie jest przyjacielem konia.

nie licząc popalonych palców, pozgniatanich stóp (oba małe palce u nóg mam źle zrośnięte)

czy te źle zrośnięte palce dają o sobie znać np podczas zmiany pogody lub podczas dłższego chodzenia w butach na obcasie?
Ja mam jeden palec krzywy. Nie był w żaden sposób diagnozowany, ale swego czasu koń mi na nim zapetował i jeszcze się odsadził. Od tego czasu palec jest krzywy i potwornie mnie rwie właśnie podczas jakiejś gwałtownej zmiany pogody albo gdybym chciała trochę dłużej pochodzić na obcasie.
to i ja dodam swoją historię 🙂
jeszcze za małolata pojechaliśmy w teren na kuckach, na oklep, niedaleko stajni. Tą trasą również jeździliśmy z dziećmi na spacery, więc konie ją znały (jak się potem okazało aż za dobrze). Galopowałam akurat na czele, na swoje nieszczęście wodze miałam luźniejsze i w jednym momencie koń mi skręcił w stałą trasę spacerów, podczas gdy ja chciałam jechać prosto. Oczywiście gleba, koń wdepnął mi całym impetem na klatkę, reszta przeskoczyła. Skończyło się na potłuczonych żebrach i urazie psychicznym do ukochanego kucora. Taka nauczka na przyszłość  🤔
Gniadata   my own true love
17 sierpnia 2013 18:14
[quote author=Gniadata link=topic=92172.msg1852447#msg1852447 date=1376755287]
nie licząc popalonych palców, pozgniatanich stóp (oba małe palce u nóg mam źle zrośnięte)

czy te źle zrośnięte palce dają o sobie znać np podczas zmiany pogody lub podczas dłższego chodzenia w butach na obcasie?
Ja mam jeden palec krzywy. Nie był w żaden sposób diagnozowany, ale swego czasu koń mi na nim zapetował i jeszcze się odsadził. Od tego czasu palec jest krzywy i potwornie mnie rwie właśnie podczas jakiejś gwałtownej zmiany pogody albo gdybym chciała trochę dłużej pochodzić na obcasie.
[/quote]

nie, raczej nie, chociaż u mnie ogólnie stare kontuzje przy zmianach pogody się nie odzywają - nadrabia głowa (jestem meteopatką + mam skłonności do migren itp.). jak chodzę dłużej w butach na jakimś wyższym obcasie to i owszem, potrafi boleć, ale tylko ten jeden który ma dodatkowo wysunięty kawałek stawu poza staw, drugi bolał tylko na świeżo, jak jeszcze był popuchnięty. teraz już spokój.
Gniadata, off: KABANOS 😍

co do latania z czymś przywiązanym. mam ogrodzenia ze stempli budowlanych, wkopanych na 1-1,20 metra w ziemię. ale jak się Ruda odsadziła do złamała stempel i biegła z przyczepionym. na szczęście udało się ją opanować na tyle, żebym odpieła uwiąz, zanim zrobiła sobie krzywdę. teraz wiążę tylko do wbetonowanego słupa stalowego, przyspawanego do ościeżnicy.
TRATATA   Chcesz zmienić świat? -zacznij od siebie!
17 sierpnia 2013 18:56
Mi raz koń też poszedł z belką do której był przywiązany, pękła a w drugim miejscu wylazła ze słupka razem z gwoździem, koń latał po łące z tą belką, cale szczęście, że siodłanie zaczęłam od ochraniaczy to żadnej krzywdy sobie nie zrobił.  Teraz przy belce mam zrobione oczko ze zwykłego sznurka od snopowiązałki a uwiąz przywiązuje do tego sznurka, w razie czego sznurek pęknie i po kłopocie.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się