Co się z tym światem porobiło - czyli weterynarze odgrażają się forumowiczom

A ja trzykrotnie prosiłam o wyniki badań krwi mojego konia za które zapłaciłam. I co? I gówno!
Nie dostałam i co, mam do sądu iść?
Vet nie jakiś od "krów i kozów" tylko znany.
I teraz się zastanawiam:
a) czy w ogóle zrobił (mam wrażenie, że nie, po tm jaką terapię zalecił, która się okazała w 100% odwrotna do tej jaka powinna być zastosowana)
b) czy aż taki 'zabiegany'. ale z drugiej strony jego zabieganie gówno mnie obchodzi bo doba każdego z nas ma 24h, i kurdę dopominałam się o te wyniki, ale później pan vet nie odbierał telefonów i tak się skończyło. Mogłabym zadzwonić do jego szefa... tyle tylko że:
- na pewno gdy kiedykolwiek bym potem tych panów wezwać chciała to mogłabym mieć problem
- znając życie zobaczyłabym wyniki krwi nie mojego konia (bo po prostu niektórzy mają mylnie rozumiane podejście do własnego PR'u)
Dlatego ja płacę po wykonaniu zlecenia. I nie mam problemów - nagle się okazuje, że nie dość, że wszystko jest to i faktura się znajduje.
Tania, nie obruszaj się tak, rozumiem że patrzysz z pozycji weta, ale trzeba też zrozumieć  właścicieli koni. Wiadomo że doświadczenie przychodzi z czasem, z następnym koniem, itp, ale dla kogoś kto ma swojego pierwszego konia i jest zmuszony wezwać weta, to akurat ten wet jest nadzieją że będzie dobrze, że koń zostanie prawidłowo zdiagnozowany i leczony. Ja swoją kobyłę kupowałam ponad  13 lat temu, o necie nie śniłam, o żadnych końskich forach nie miałam pojęcia. Kiedy mi kobył zachorował, dostałam od znajomych nr. tel. weta (znanego tutaj na forum wszystkim) Patrzyłam się w niego jak w obrazek i wierzyłam ze mi pomoże, tyle że on walił w nią antybiotyki, inkasował sporą kasę i mówił że nie wiadomo co to jest (otwierające się rany na nogach). Jego leczenie nie przynosiło żadnego efektu, rany otwierały się nowe, sączyły się i nie chciały goić.  Niestety znajomi koniarze korzystali tylko z tego weta, wiec nie bardzo miałam kogo się pytać o innego. Dopiero koleżanka, nie mająca nic wspólnego z końmi zadzwoniła do znajomego weta, nie do końca końskiego, który od razu połapał się co to jest (rany letnie) i wyprowadził mi ją z tego, bez zdzierania. Teraz po ranach pozostało tylko wspomnienie i blizny.  Teraz jestem mądrzejsza ( tak myślę). Moja kobyła ciężko zachorowała 4 lata temu, wyleczyli ją  wspaniali weterynarze, (którzy niestety  później wyjechali z polski) Szkoda, bo nie zdzierali, tłumaczyli wszystko jak krowie na rowie, i mieli wspaniałe podejście do zwierza i jego spanikowanego właściciela. Trochę się  rozpisałam, ale tak jak ktoś napisał że na weterynarza trzeba się długo uczyć, żeby mieć pracę i z tego zarobek, ale właścicielom koni, pieniądze nie spadają z nieba ani nie rosną na drzewach, też trzeba na nie zarobić, i tak jak pisze Met, dobry i sumienny wet na podorędziu to  spokojny sen.
Wychodzi, że sumienność, uczciwość, życzliwe podejście są jednak ważniejsze niż geniusz diagnostyczny i sława 🙂
halo, myślę że sumienność, uczciwość, życzliwe podejście powiązane z dobrą diagnostyką (sława sama przyjdzie), da nam idealnego weterynarza  🙂
geniusza diagnostycznego to ja tylko w tv widziałam 🙂
Znam rewelacyjnego diagnostę, a jako weta (prowadzącego kurację) do swojego konia/koni (i do koni znajomych) za nic bym go nie chciała 🙁
Miałam też okazję oglądać, jak z przeciętnego weta po latach wyrasta znakomitość. Ot - sumienność, przestrzeganie procedur, doświadczenie 🙂.
Co do pewności siebie wetów nie mam zdania: sprawdzali się zarówno wątpiący, dociekający, jak i "huru-buru, to na pewno TO".
Za to jestem pewna, że wolę człowieka uczciwego, nawet bez polotu, i średnio komunikatywnego niż błyskotliwego kombinatora. A czasy takie, że gadane (najlepiej o sobie) ma się świetnie. I to "się porobiło" - zupełnie jak pisał ogurek 🙁
trzynastka   In love with the ordinary
09 września 2013 13:18
Nie wiem czy miałam w życiu pecha, czy to może jakaś kara od karmy ale nie spotkałam weta, który szanowałby mój czas.
Umówiona na 16 czekałam do 20. Umówiona na 14 do 21. Bez znaku, bez telefonu, bez sms lub co gorsza trzymana na "już jadę".
Ja rozumiem, że coś po drodze dostało kolki, że zaczęło się źrebić ale nie rozumiem dlaczego nie można było mnie o tym rzetelnie poinformować.
Wrócę później, może być jutro, nic się nie stało. Ale nie "juz jadę" - skąd? z Gdańska?. 😉
Spokojnie, nie tylko Ty czekałaś bez wieści...
Byłam umówiona na okolice godziny 10, a wet przyjechał 18/19 i to ja dzwoniłam czy raczy dojechać. Wszystko można zrozumieć o ile się poinformuje, że wystąpiły takie, a nie inne komplikacje.
ha! A do mnie vet raz nie dojechał, po czym obiecał, że ponieważ on nie może to następnego dnia rano będzie "kolega z firmy".... w południe udało mi się dodzwonić do tego kolegi, który był wielce zdziwiony bo nic mu nie było wiadomo o planowanej do mnie wizycie🙂 ... Nice.
Bez wieści.... ja czekałam na umówioną z kolei 3 wizytę - dodam, że płatność gotóweczką przy każdej wizycie - koń w poważnym stanie, a nie zaszczepić czy odrobaczyć. Godzinę po umówionym terminie zaczęłam dzwonić do weta - nie odbierał, przez kolejne dni też nie.....  po tygodniu przestałam dzwonić, lekarz jest skreślony u mnie. Szczęściem koń przeżył, ale za lekami i kroplówkami musiałam latać po aptekach.
Czarna owca trafi się w każdym zawodzie, znam wielu lekarzy z powołania i z sercem, a człowiek już tak ma, że bardziej pamięta to co przykre niż to co dobre 😉
Pewnie każdemu lekarzowi weterynarii jest przykro czytać ten wątek.
Tak troszkę złośliwie spytam: na te leki, które sami podajecie to też ma dokumentację wypisywać ? Tak lubicie sami zastrzyki robić. Bo taniej. Bo każdy głupi wie co i jak.
To się trzeba zdecydować. Raz pasuje wet, co daje leki do ręki, raz nie pasuje.  😉
I znikam, bo nie chcę brać udziału w tej dyskusji.


Taniu,
ja na przykłąd chciałabym żeby do mnie wet codziennie przyjeżdzał robić zastrzyki przez 5 dni.
Jak koń chory. Naprawdę chciałabym i zapłacę.
Tylko wskaż mi takiego weta, który codziennie o 8 przyjedzie do stajni i zrobi zastrzyk.
aleqsandra   Kreujemy swój świat tym w co wierzymy
09 września 2013 14:38
Pędzidełko, no ale jeśli wet przyjeżdża do Ciebie z aparatem USG i w oparciu o obraz USG diagnozuje Ci np. uszkodzenie łąkotki w kolanie to IMO powinien to napisać na odpowiednim druczku i Ci dać.
Podobnie z fakturami. 100zł za dojazd, 200zł za USG kolana, a nie "usługa wet" - to tak jakby w sklepie kupować "jedzenie" a nie "chleb tostowy schlustad" i "pomidory koktajlowe"...


a może właśnie weci uniknęli by nieporozumień i konfliktów i "wzywania prawników" jeżeli by postępowali zgodnie ze sztuką czyli wydawali takie opisy i rozbijali szczegółowo koszty?

wszelkie nieporozumienia biorą się z błędów w komunikacji i przepływie informacji...

Tania, nie smutaj, bo to przecież nie o to chodzi! :kwiatek:
rozliczamy w innym wątku właścicieli stajni - były głosy, że zarobek 50zł na hotelowanym koniu miesięcznie, to już powinno każdemu wystarczyć. więcej to wyzysk. i gdzieś tam głęboko to też uwiera, ale... no niestety, klient zawsze będzie oceniał. tak samo weterynarzy. a jednocześnie tych uczciwych, sumiennych, z którymi miałam przyjemność pracować, bardzo chętnie - przynajmniej ja - chwalę i polecam. dobry weterynarz "na podorędziu" to dla mnie połowa recepty na spokojny sen. i mamy takich weterynarzy!


bo usługi to taka piękna branża, gdzie nie ma ceny odgórnie narzuconej, każdy z nas odda wszystkie pieniądze za zaufanie i spokojny sen 🙂 sztuką usługodawcy jest budowanie zaufania i robienie tego co robi najlepiej jak potrafi... ot cała sztuka PRu i życia, bo to już nie tylko o usługi chodzi a o relacje międzyludzkie
kotbury takie zachowanie jest dla mnie niezrozumiałe, a w szczególności to kłamstwo o koledze, bo przecież inaczej tego określić się nie da. Nie mógł dojechać to nie mógł, ale byłby prawdomówny i poinformował tego kogoś "z firmy", że będzie miał klientkę i powinien się stawić.
zielona_stajnia akurat miałam konia w poważnym stanie i nie mogę niczego zarzucić, bo dzwoniłam przed 5 rano i nie było, że śpi i jest zmęczony tylko przyjechał od razu (nie licząc czasu dojazdu).
aleqsandra   Kreujemy swój świat tym w co wierzymy
09 września 2013 14:59
a z dojazdem - zawsze biorę na wetów 1-2h poprawki... z czego to wynika? nie wiem... ale sama się spóźniam circa pół godziny często i ciężko mi to zidentyfikować/wyeliminować
Ja znam wetów dobrych, niespóźniających się, rzetelnych itd. i dlatego tak mnie dziwiło, że ci "średnio uczciwi wciąż dają radę"... aż tu mi ten wątek wyjaśnił dlaczego.
omnia   żeby zobaczyć świat, trzeba przejść przez próg
09 września 2013 17:41
Taniu ale wszak wet moźe wpisać w kartę na źyczenie właściciela lek będzie podawany przez tegoź właściela. Albo: właściel przed wezwaniem lek. Wet. Podał koniowi sam nie wie co. 😉. Historia choroby tak samo kryje weta jak i właściela konia. Problem w tym źe zdarza się wetom wpadać w tak samo arogancki ton jak lekarzom. W obu przypadkach to bardzo przykre i... Niezgodne z etyką zawodu? Właściel konia ma prawo być durny, wet może go  "oświecić" ale nie powinien traktować jak bałwana. Ps. Durny w zakresie weterynarí oczywiście, tak całościowo to lepiej żeby nie był 😉
Dava   kiss kiss bang bang
10 września 2013 14:21
Dziwne tylko, że w dojczlandii i austrii (przynajmniej te przypadki, które ja znam) to i kowal Ci wystawi rachunek i weterynarz.
A jak robi coś Twojemu koniowi vet to dostajesz piękną fakturę i tam wypunktowane (plus ewentualna diagnoza) i podpis i pieczątka i wszystko.
Jejjj jak oni to robią :P

Nie mówiąc już o pobycie konia w klinice bo tam aż wręcz minutowo jest wypisane co się z koniem działo (spacer, taki lek, straki lek, bieżnia itd.) i też z pieczątką.

Jeśli chodzi o diagnostykę (nogi, plecy) to już się ludzie nauczyli u nas w stajni (i okolicach) i sprowadzamy fachowca od koni sportowych z dojczlandii  😎
Jakoś dziwnym trafem zawsze 'trafi' na którą nogę koń kuleje  😀iabeł: 🤣 🤣 🤣

Cenniki u nas też są super, bo za to samo badanie krwi można zapłacić od 100-900zł :p
Temat historii choroby nie jest taki prosty. O ile nie ma problemu z wpisanym działaniem lekarza, diagnozą i podanymi przez lekarza lekami, tak wpisanie na dokumencie, że jakiś tam lek został zostawiony i właściciel go sam poda już nie jest takie proste. Weterynarz może zastosować leki, ale większości z nich nie może zgodnie z prawem zostawić. No i  w tym momencie albo wpisze, że sam go podał ( i ponosi konsekwencje ew. złego podania), albo zrobi fakturę zbiorczą na "usługi wet". Ja osobiście wolę mieć Pyralgivet w apteczce i fakturę na usługi 😉
właśnie chyba to prawo jest trochę kulawe, jest inaczej jak przy leczeniu ludzi

ludzki lekarz wypisuje receptę - i możesz sobie wykupić lek w aptece jakiej chcesz, przecież też nie ma pewności co kto z tym lekiem zrobi dalej, a odpowiedzialność lekarz za diagnozę i leki ponosi (i jest oczywiste że nie ma wpływu co dalej stanie się z lekiem wprowadzonym do obrotu w ten sposób, a pomimo to nie trzeba codziennie biegać do punktu aptecznego po jedną tabletkę antybiotyku połykaną w asyście lekarza, nawet przy leczeniu dzieci)

wet nawet jak by chciał to na zwierzęcy lek recepty nie wypisze - bo tylko on zgodnie z prawem może go wykupić w hurtowni wet i to pod warunkiem że prowadzi działalność i można na niego fakturę wypisać,
i teraz jak rozumiem tylko on ma prawo go podawać - nie można zostawić zaleceń do stosowania? BO?? (nie, nie wydaje mi się że ze względu na bezpieczeństwo, dobro itd...)

czy leki weterynaryjne są groźniejsze od tych ludzkich, że wymagają takiego specjalnego traktowania?
omnia   żeby zobaczyć świat, trzeba przejść przez próg
10 września 2013 17:16
Bo są karencje na produkty zwierzęce - się dowiedziałam. I fakt, nie pomyślałam o tym (głupia ja). Bo ja swego konia nie dam na hak (kozy też), ale ktoś nafaszeruje bogg wi czym i sprzeda do rzeźni (??) . Jak pilnują: wet zostawił mi antybiotyk dla kozuli. Dwa dni potem (dzień przed upływem karencji na mleko) miałam mleko pobrane do monitoringu 😉. Tylko że ja odpowiedzialny człek jestem - karencja to karencja.
zulu   późne rokokoko
10 września 2013 19:00
Ja jestem w stanie zrozumieć wysokie ceny za parę minut konsultacji (w końcu lata kształcenia, dojazd, inwestycje w sprzęt), doceniam kiedy wet daje rachunek i płaci podatki.

Jestem w stanie zrozumieć mylne diagnozy - w końcu pacjent mało współpracuje.

Ale jak renomowany weterynarz ordynarnie oszukuje przy badaniu kupno-sprzedaż, to ja zostaję cynikiem do końca życia. I jeszcze mam ochotę komuś w mordę dać.
Wieloletnie doświadczenie i własny sprzęt RTG nie pozwoliły mokasynowi na zdiagnozowanie 3. stopnia zwyrodnienia obu trzeszczek. Co za niefart, że inny zdiagnozował to w try miga przez internet. Po tych samych zdjęciach, naturalnie.

Niestety, było po fakcie, a ja spędziłam póltora roku na leczeniu konia i mogę teraz sama udzielać konsultacji z trzeszczek.

"elektrycy to ścierwia" jak mawia znajoma pani architekt. Niestety niektórzy weci też.

omnia - to też słuszna słuszność jest, ludzi się nie je,

natomiast to, że wet coś poda sam - nie chroni zwierzaka przed wyjazdem do ubojni jeszcze tego samego dnia nawet, raczej nikt tego nie sprawdzi, w paszporcie konia są jakieś rubryczki na końcu do wpisywania leków wymagających karencji - ktoś to kiedyś wypełniał?
omnia   żeby zobaczyć świat, trzeba przejść przez próg
11 września 2013 05:42
A nie wet powinien właśnie? No ale jakby zaczęli przestrzegać procedur, wow, ale by była afera hihi
AleksandraAlicja   Naturalny pingwin w kowbojkach ;-)
11 września 2013 08:12
To właściciele nie chcą wpisywania w paszporcie podawanych leków, bo potem przy sprzedaży wiadomo, że koń był leczony  😎
zulu, a co to za weterynarz jeśli można wiedzieć ?
...Umówiona na 16 czekałam do 20. Umówiona na 14 do 21. Bez znaku, bez telefonu, bez sms lub co gorsza trzymana na "już jadę".
moja wetka jak mówi że będzie o 17 - to jest. Jak się spóźni 5 minut to przeprasza - a mi głupio się robi
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się