Kącik Rekreanta cz. VIII (2015)

A ja nie uważam,żeby dzierżawa polegała tylko na jeżdzeniu-jezeli tak to trzeba znależć osobę która udostepnia konia tylko do jazd-wtedy odpada problem płacenia za chorego konia.
Byłam w sytuacji dzierżawcy i dzierżawiącego i nie wyobrażam sobie takiego rozwiązania sytuacji-jezeli osoba która chce dzierzawić konia zdaje sobie sprawę z tego ,że koń jest problematyczny to choć w połowie powinna dokładać się do leczenia.Przypominam,że w dzierżawę idą konie też dlatego ,ze chwilowo mamy problemy finansowe i liczymy,że dzierzawca nas odciązy a konia z różnych względów nie chcemy sprzedawać.
Moon   #kulistyzajebisty
10 września 2015 08:22
Ad. sumire - i znów w syt. podbramkowych wychodzi niedogadanie jakiejś kwestii na początku współpracy - dlatego tak ważne jest ustalenie wszystkiego na początku, zwłaszcza jeśli chodzi o sytuację pt. kontuzja, choroba.
Ja rozumiem tok myślenia xxagaxx - nie chciałabym, gdyby mój koń się kontuzjował, by dzierżawca zawinął manatki, "no bo nie można użytkować pod siodłem, startować, lansować się". To strasznie dołujące, bo niedość że zostaje się samemu z problemem, to jeszcze trza słono bulić za wety, leki etc. Z drugiej strony, każdy kto chce dzierżawić konia, wie, że kontuzje się zdarzają, nawet potencjalnie zdrowym koniom - to tylko zwierzę, a my nie możemy go obłożyć folią bąbelkową na 24h.
Z trzeciej jednak strony, jak Averis napisała - jakby sumire chciała płacić za konia kontuzjowanego, to by sobie kupiła własnego, a odpowiedzialność posiadania zwierza spada (stety-niestety) na właścicielkę.
sumire, przestań widzieć wszystko w czarnych barwach - może nie jest tak źle jak myślisz, skonsultuj(cie) się z innym wetem, a nóż to tylko jakaś pierdoła. I też jestem ciekawa, co takiego zobaczył ten "czarnowidz" wet, że kazał konia usypiać?  🤔

lusia, co się stało?  🙁
Averis, wybacz ja mam prawo miec swoje zdanie, fajnie ze ty wychodzisz z założenia że w dzierzawa polega tylko na jezdzeniu. ja nie mówię o sytuacji gdzie konia udostępniam do jazdy (sama mam aktualnie taki układ, mój koń a dziewczyna sobie na nim jeździ) gdzie rozumiem zostawienie konia przy kontuzjach tak dzierżawę traktuję inaczej. To juz jest prawie jak twój koń. To juz jest pełen pakiet radości i problemów. Wszystko oczywiście zależy od umowy. Rozumiem ze dzierżawiący może nie miec kasy na jakies drogie leczenie czy bawić się z koniem przez długi okres czasu w rehabilitację ale uciekanie od tonącego statku(który nie do konca nawet wiadomo czy zatonie :P ) jest imo naprawdę wygodne i nie fair w stosunku do właściciela konia. Zwłaszcza jak sumire napisała że może to jednak nic poważnego i jednak będzie cofać wypowiedzenie... Gdybym byla na miejscu właściciela już bym takiej dzierżawczymi podziękowała za współpracę.
anai a wygląda na jakieś 175 🙂
lusia722 kciuki są :kwiatek:
Serio? Dzierżawa to pakiet radości i smutków? 🤔 Dzierżawa IMO różni się tym od posiadania własnego konia, że odpowiedzialność jest mniejsza (i można zrezygnować z układu, gdy koń przestaje być zdatny do jazdy), ale i decyzyjność (bo do gadania ma się mniej niż właściciel konia, który jako że jest właścicielem może robić co chce).
Nie wyobrażam sobie, żebym miała komuś finansować leczenie jego konia, a w drugą stronę nie wyobrażam sobie wymagać tego od potencjalnego dzierżawcy.
Medalu nie ma za poświęcenie.

Sumire, jeśli sprawa jest poważna - szukaj innego konia. To jest moja rada.
xxagaxx, PW, bo z różnych względów nie chcę wchodzić w szczegóły na forum.

amnestria, póki co czekam, żeby się dowiedzieć, co faktycznie jest powodem obecnej kulawizny...
flygirl, myślę, że ma ok 168/9, bo coś mi się wysoko ostatnio zrobiło. 😉
amnestria, to trochę zależy, jaka to kontuzja. Są kontuzje wynikające stricte ze sposobu jazdy i obciążeń, jakim jest koń poddawany. W takim przypadku dlaczego tylko właściciel ma ponosić konsekwencje czyjejś jazdy? Tak jak napisała moon, tu trzeba mieć dobrą umowę.
sumire, trzymam kciuki za diagnozę! Nie poddawaj się, często pierwszy wet wysyła konia na łąkę, a drugi leczy w dwa miesiące.
lusia722 , o boże, co się u Was dzieje? Kciuki ofc są!!!
anai, bo to właściciel wybrał sobie takiego dzierżawcę 😉
a serio - czy znacie kogoś kto był w stanie UDOWODNIĆ, że zła jazda wpłynęła na kontuzję (nie przypuszczać -> udowodnić)?
a nie, że spowodowało to ileś tam czynników, nie wspominając już o tym, że mało kto chyba wie, co w nogach jego konia siedzi (trzeba by TUVy co kwartał chyba robić...)
amnestria, to czym to się różni od jazdy w szkółce? Czy braniu od kogoś konia na jazdy?
Nie mowie o sytuacji gdy leczenie konia będzie kosztować tysiące i koń moze będzie kosiarką bo to oczywiste ze ludzie rezygnują ale jest jeszcze po drodze milion mniejszych rzeczy które sie mogą przytrafić. Takie gdzie trzeba na kilka miechów konia odstawić od jazdy, gdzie trzeba codziennie z koniem w ręku chodzić itp. I teraz ktos sobie dzierżawi konia, startuje itp i po np. roku cos się przytrafia i dana osoba rezygnuje. Ty się meczysz z leczeniem przez te kilka miesięcy, koń wraca do normy i wtedy radośnie dzierzawca wraca bo konik juz działa, serio to jest dla ciebie ok?
Widocznie jestem jakas inna, podobnie jak Moon bo ona tez ostatnio nie swojego konia leczyła i to w sytuacji gdy dzierzawa trwała bardzo krótko. I chyba nasza forumowa Laguna powinna tez być bardzo szczęśliwa że Siwy trafił do mnie 😉
xxagaxx, niczym się nie różni. Choć nie, przepraszam - poziomem i jakością konia, większymi możliwościami treningowymi.
Znacie dobrze moją i Duszkową historię, wiecie ile walczyłam o tego konia, że powiesiłam na kołku swoje jeździectwo, byle kary mógł jako-tako funkcjonować.
Ale to MÓJ koń, MOJA odpowiedzialność, MOJA głupota, MOJE cierpienie, ale i MOJA przeogromna radość z posiadania zwierzaka.
Gdybym nie chciała tych problemów to bym konia nie kupowała tylko dalej dzierżawiła. Ale też wiedziałabym, że nie będzie tego "czegoś" co daje posiadanie konia.

Zresztą, dziewczyny - powiedzcie mi, jaką decyzyjność mają dzierżawcy w Waszych układach? Mogą decydować jakie koń ma siodło? Mogą zabierać go do lasu, na trening etc. kiedy chcą? Mogą wybierać weterynarza, który go leczy? Mogą decydować o tym czy koń ma być golony, czy ma mieć długą czy krótką grzywę, jaką paszę ma dostawać?
Wszystko zależy od kontuzji i układu. Jeżeli koń ma być leczony, tylko po to, żeby go można było wysłać na emeryturę to jak dla mnie dzierżawca może spokojnie rozwiązać umowę. Natomiast jeśli jest to kontuzja, która nie wyklucza z użytkowania to dzierżawca powinien zająć się koniem. Co nie zmienia faktu, że koń to zawsze problem właściciela, a nie osób trzecich.
Hermes   Może i mam podły charakter, ale za to dobre serce.
10 września 2015 09:54
Dzierżawiłam dwa konie i osobiście mimo, że nie miałam kasy aż tyle żeby też dokładać do leczenia to mimo wszystko chciałam pomóc przy leczeniu.
Z Warkiem jak jechaliśmy na zawody zarwała nam się podłoga w przyczepie i wypadła mu noga. Na szczęście miał zdarte mega kopyto i miał tylko rozciętą nogę, ale ścięgna były całe. Wina nie była strice moja, ale poczułam się do odpowiedzialności i zbierałam kasę skąd tylko mogłam, aby pokryć koszty leczenia. Tak samo jak Warek zakolkował, koszty weta co prawda miały rozłożyć się na naszą trójkę, bo doszła druga dzierżawczyni, ale uznałam, że skoro tego konia dzierżawiłam przez tak długo to razem z właścicielką praktycznie pokryłyśmy koszty wszystkiego, łącznie z zawiezieniem do kliniki, operacją i usypaniem. Z Hello również mam umowę "na gębę", a jak bolą go plecy czy cokolwiek się z nim dzieje to robię co mogę żeby mu pomóc, bo skoro go użytkuję to muszę o niego zadbać kiedy coś mu jest. Myślę, że to kwestia ludzi-dzierżawcy i dzierżawczyni, ale ja bym mimo wszystko próbowała się dogadać z właścicielem, że okej nie mam aż tyle kasy na leczenie tego konia, ale chociaż pomóc w kwestii jakiś zabiegów, rehabilitacji, czegokolwiek, bo takie obmywanie rąk całkowicie, bo koń zachorował i nie będzie się nadawał do jazdy jest moim zdaniem trochę nie fair. Aczkolwiek rozumiem też trochę, bo niektóre rzeczy mogą przerosnąć i może sumire, ma do tego jakieś mocne powody, o których my, ludzie na forum nie musimy wiedzieć 😉
Jest chyba jeszcze różnica, przepraszam, że się wetnę, czy to jest dzierżawa po kosztach utrzymania, czy to jest dzierżawa odpłatna (koszty utrzymania plus opłata za dzierżawę, jak było kiedyś kiedyś). Jeśli to jest taka dzierżawa, że właściciel na niej zarabia, to według mnie to jest jak z końmi w szkółce, zarabia się na nich, właściciel dba o "sprzęt", na którym zarabia. Ale jak to jest dzierżawa po kosztach, to zdecydowanie powinno się ustalić pewne sytuacje na początku, dokładnie jak słusznie zauważa Moon. Tak, czy siak sumire nie zazdroszczę i trzymam kciuki, przede wszystkim za konia 🙂

ps. wsiadam już na swoją młodą 🙂
tulipan doskonale podsumowała to, o czym tutaj piszę o dłuższego czasu.

Wiecie, ja też spacerowałam ze 3 miechy z nierokującą kobyłą, którą dzierżawiłam, a której popsuły się nogi. Też się poczuwałam. Ale uważam, że nie jest niemoralne, gdy ktoś inny się nie poczuwa. Bo nie musi. Bo taka jest specyfika dzierżaw.
Moon   #kulistyzajebisty
10 września 2015 09:58
amnestria, ja z tej drugiej strony, ale tak - w naszym "związku" to ja jestem osobą z większym poziomem "opcykania" i to ja mogę decydować w jakim siodle koń chodzi, jaką paszę dostaje. Ofc po konsultacji z właścicielką, bo wszelakie koszta dzielimy na pół.
Jak już wpadłam to się pochwalę Panią Dzidzią 🙂 "w robocie" (jak to Wy mówicie) sprawuje się rewelacyjnie, z charakteru cały dziadek 🙂
amnestria, zalezy od sytuacji. Ja mam konia 300km od właścicielki i praktycznie o wszystkim decyduje ja. Jak mój kon byl w dzierżawie to w umowie miałam tylko zapis o tym jak kon ma byc kuty i ze w przypadku chorób i kontuzji mam być informowana i mam prawo podjęcia jakiś decyzji. Reszta zalezala od dzierżawiącego.

Dlatego tak jak napisałam  do dzierżawcy trzeba miec jak widac szczęście.

Cejloniara, takie dzierżawy że właściciel zarabia to juz chyba rzadkość. Człowiek sie cieszy jak w ogóle kogoś sensownego znajdzie żeby się do połowy kosztów dokladal.
Ja też jestem przykładem dzierżawcy na zasadzie "z dobrodziejstwem inwentarza", na dobre i na złe. Na mojej głowie jest wyżywienie, kowal, ewentualny weterynarz. Właściciel konia daje od siebie miejsce we własnej przydomowej stajni i jeszcze obsługuje mojego konia. Bardzo rzadko właściciel wsiada, kilka razy do roku na niedzielny lans 😉 Mam całkowitą świadomość, że w sumie i wiele ode mnie zależy i nic tak naprawdę. W każdym razie gdyby kobyła zachorowała to obstaję przy solidarnym dzieleniu kosztów leczenia.
Jak ktoś dzierżawi (wynajmuje) mieszkanie, to jest zobowiązany oddać je w takim stanie, w jakim zamieszkał.

Po przeczytaniu Waszych opinii... nigdy nie zdecyduję się na oddanie konia w dzierżawę, bo jestem w tej chwili totalnie przerażona.
Met, ok - ale jak ktoś dzierżawi mieszkanie, w którym zaczyna przeciekać dach albo nawala system grzewczy to chyba nie MUSI naprawiać własnym sumptem tylko może wypowiedzieć umowę najmu i znaleźć coś lepszego, nie? Wg Twojego podejścia wydzierżawiającemu (właścicielowi) konia należy się wszystko (dbanie o konika, leczenie konika, płacenie itp.), a dzierżawcy już mniej. Przecież w momencie, gdy koń przestaje być zdatny do użytkowania tak naprawdę znika podstawa, dla której w ogóle go ktoś wziął w dzierżawę.

Ja naprawdę rozumiem, że dzierżawca powinien mieć jakieś obowiązki, że ma o konia zadbać, nie przetrenowywać, rozsądnie z nim pracować, etc. Ale na litość boską - nie leczyć 🤔 Zwłaszcza jeśli to nie jest np. podbicie, które się ogarnie w 2 tygodnie tylko problemy, które wymagają diagnostyki, odstawienia konia od jazdy na dłuższy czas itp. Uważam, że obowiązkiem dzierżawcy jest INFORMOWAĆ co się z koniem dzieje, zaprzestać treningów, wezwać weta. Ale nie opłacać rachunki.
sumire, znam Cię i lubię ale przyznaję, że mnie Twoja wypowiedź tez wybiła z kapci. Ja jestem starej daty i rok z jednym z koni stępowałam w ręku, nie chciałam go zostawiać przez kontuzję. Ale to trudna sytuacja i myślę, że i tak to przemyślałaś już porządnie. Szkoda, bo myślałam że się idealnie dograliście z tym koniem i skończy się kupnem.
Melduję, że będę szukać uspokajacza.
6 dzień dziś zaczynamy na kwaterce - Ruda nadal się denerwuje jak konie odchodzą i jak widzi ludzi.
Plus taki, że już tylko chodzi a nie kłusuje.
Siano znika w mniejszych ilościach niż zazwyczaj i do tego jest solidnie podkasana.  🤔
lusia722   poskramiacz dzikich mustangów i jednorożców
10 września 2015 12:05
Dziękujemy za wsparcie :kwiatek:
Trzymajcie kciuki dalej za młodziaka. Walczy jak tygrys.
Szczegóły mogę podać później na PW.
Ja też dzierżawię i też mam ostatnio przeboje - więc się wypowiem.
Jeżeli ostateczna diagnoza będzie taka, że koń już nigdy nie będzie mógł wrócić pod siodło i zostanie łąkowym emerytem - to chyba oczywiste, że drogi dzierżawcy i właściciela się rozejdą. Jeżeli natomiast okaże się, że konia można wyleczyć - to dzierżawca powinien pozostać. Dogadać się można na różne sposoby przecież - od pozostawienia tego samego układu po przeróżne modyfikacje np. dzierżawca nie dokłada się do leczenia, ale zajmuje się koniem tak samo jak wcześniej. Na pewno obie strony znajdą takie rozwiązanie, w których obie będą czuły się w porządku wobec siebie i tej drugiej.
Moja sytuacja jest trochę inna - dzierżawię konia (długo), ale to nie jest pełna dzierżawa, bo właściciel zostawił sobie kawałek tygodnia dla siebie. Koniowi popsuły się plecy (w 3/4 z winy siodła właściciela, w 1/4 z winy mojego siodła), więc trzeba było zadziałać. Właściciel nie przejawiał zbytniego zainteresowania tematem, więc wzięłam to na siebie. Wet, fizjoterapeuta, pasowacz, lonżowanie. Bez możliwości jeżdżenia. Ja płaciłam, ja organizowałam i tylko ja poświęcałam temu czas. Trwało to dwa miesiące, podczas których właściciel był nieobecny, ale o wszystkich postępach był informowany. Po dwóch miesiącach koń "się" naprawił i z uśmiechem na twarzy (mojej i konia) wróciliśmy do jazd. Wrócił też właściciel i... zażądał zaprzestania masaży, zapakował swoje niedopasowane siodło na konia (jego siodła nie udało się dopasować i został poinformowany, że musi je zmienić a póki co może korzystać z mojego) i heja. Aha - jeszcze stwierdził, że musi zweryfikować te moje "teorie" plecowo-siodlarskie... żeby nie było. Mi też kapcie spadły i póki co jeszcze ich nie pozbierałam :-(
Jeżeli natomiast okaże się, że konia można wyleczyć - to dzierżawca powinien pozostać.

Chyba MOŻE, a nie powinien. Dzierżawa to nie cyrograf.
Ale z resztą się zgadzam, wszystko kwestia dogadania 🙂
No i właśnie dlatego ja wolę mieć swojego - ja o wszystkim decyduję, ale też ja za wszystko odpowiadam. Oczywiście nie każdy może sobie pozwolić na posiadanie własnego konia, niestety.

Pamiętam taki przypadek - zadzwonił do mnie znajomy z zapytaniem, co sądzę o wzięciu konia w dzierżawę - w stajni, gdzie jeździ jego córka jest taka możliwość, że można wydzierżawić konia (na którym ona bardzo lubi jeździć) , w zamian za koszty utrzymania. Zapytałam - a jakie są warunki umowy jeśli chodzi o ewentualne choroby, leczenie, odpowiedzialnośc za konia itd - bo to powinno być IMO starannie opisane w umowie dzierżawy. Znajomy nie umiał odpowiedzieć. Na drugi dzień pojechali do stajni, a konia już nie było ... nagła kolka w nocy, koń nie przeżył.

I co w takiej sytuacji? Przerzucanie się odpowiedzialnością? Może być różnie....
amnestria - może MOŻE to lepsze słowo w tej sytuacji. Tak czy siak wydaje mi się, że do czasu wyjaśnienia sytuacji (diagnozy) - odpowiedniejszym zachowaniem byłoby pozostać. A z tego, co napisała sumire, to wynika, że jeszcze nic nie wiadomo, ale ona już tak na wszelki wypadek woli się wycofać. Według mnie za szybko i zbyt pochopnie.
Lov   all my life is changin' every day.
10 września 2015 13:08
annet, tak z czystej ciekawości, to po czym oceniliście, że 75% bolących pleców jest z winy czyjejś jazdy, a 25% z winy siodła?

Ja jak dzierżawiłam Ontario, za koszty utrzymania, i jeździłam tylko ja, to kiedy coś się działo, ja płaciłam. W całości. Skoro właściciel w ogóle nie wsiada i oddaje konia POD OPIEKĘ, to nie wyobrażam sobie sytuacji, w której dzierżawca nie płaci przynajmniej połowy kosztów leczenia. To nie szkółka, gdzie bierze się konia na jazdę i oddaje, tylko przynajmniej jakaś cząstka odpowiedzialności.
Lov, jak widac jest to oczywiste tylko dla niektórych osób 😉
Ja jestem w stanie zrozumieć że człowiek chce jeździć i kiedy sie okazuje że konnie nadaje sie do pracy pod siodłem a umowa na to pozwala to po prostu z tej dzierżaw rezygnuje. Natomiast mnie najbardziej wkurzyl w wypowiedzi sumire fakt że jak teraz sie jednak okaże że kon jednak będzie działać to ona wypowiedzenie cofnie i w sumie oby to się okazało zanim ten okres wypowiedzenia minie. Serio, to mnie po prostu rozłożyło.
Hmmm tego fragmentu postu sumire nie doczytałam - faktycznie słabo. Ale to chyba zależy od właściciela w dużej mierze czy będzie chciał takiego dzierżawcę czy nie 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się