Dzieci, ciąże & pogaduchy o wszystkim i o niczym

Lotnaa   I'm lovin it! :)
15 maja 2017 21:20
Pandurska, super Paulinka! Ale ona ma ciekawą urodę 🙂

Ja trochę offtopowo, wpadłam powiedzieć, że mamy absolutnie cudowny czas z Hanką i aż chciałoby się powiedzieć: chwilo trwaj! No jest słodyczą do schrupania obecnie  💘

Mam taką teorię, że ewolucyjnie dzieci w tym wieku są takie słodkie, żeby rodzice się rozpływali i chcieli następne  😁 (a jak potem przychodzi kryzys 2,5 latka, to już jest za późno 😉 ).
maleństwo   I'll love you till the end of time...
15 maja 2017 21:22
I jeszcze tak sobie mysle majac dosc specyficzne dziecko, ze gdybym chciala nie wykonczyc sie psychicznie stosujac sie w 100% do zalozen RB i porozumienia bez przemocy, to musialabym zamknac P. w duzej hali bez zbednych przedmiotow. Wtedy moglybysmy sie ogarniac! Ale tak sie nie da!


Piona, o tym samym sobie myślałam 😉
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
15 maja 2017 21:39
Skoro jestesmy przy kwestiaxh wychowawczych, to wyobrazcie sobie, ze moj 4 latek kazde swoje przewinienie potrafi wytlumaczyc tsk, ze to moja (matki) wina. Myslalam, ze to facetom jakos pozniej przychodzi...przyklady z dzis. Kubson placze, bo mu Jasiek na raczke nadepnal. Wina mamy,bo... dala twarde buty. Jasiek rozgniotl przugotowane dla maluchow witaminki D. Wina mamy, bo po co polozyla na stole, skoro powinna wysoko na lodowce (?)
bardzo ciekawie się w wątku zrobiło 🙂


Wiecie co pamiętam z dzieciństwa - że jak jakiś dorosły rozmawiał ze mną na zasadzie dialogów żywcem wyjętych z 'jak mówić żeby dzieci nas słuchały', czy książek A.Stein itd czyli robił zabiegi typu chciałabym/nie podoba mi się /jest mi przykro jak... etc, myślałam sobie 'weź człowieku przestań się tak zachowywać i mów do mnie jak do wszystkich, nie jestem debilem, do rzeczy, do rzeczy!' 😉

Dziecko słucha nie tylko tego, co i jak mówi się do niego, ale też tego, co jest mówione dookoła - i fajnie jakby te typy komunikacji były spójne 🙂 wydaje mi się że dobrze jest myśleć i analizować, ale jeszcze fajniej być naturalnym w tym co się robi, słuchać intuicji. To wszystko przy założeniu że jest się myślącą jednostką, jednak jakoś refleksyjnie podchodzącej do tego co się robi ze swoim życiem. I to też jest problem! Bo niestety mam wrażenie że ameb z wypłaszczonymi zwojami jest cała masa.....
Bardzo ciekawa dyskusja, będę podglądać bo szczerze to przy dwójce nie mam czasu na książki, teorie itp. i zdaję się na intuicję chociaż czasami mam wrażenie, że mnie zawodzi. 😉 Powiem Wam, że Staś do niedawna miał czasami fazę by przyłożyć młodemu bardziej lub mniej intencjonalnie. Czasami poprostu nie uważał i omal go nie tratował lub rzucał się na siedzącego/leżącego, a czasami celowo leciał mu z pięści przywalić w twarz. Oczywiście nie przeszkadzało to w niczym by za kilka chwil przytulać i całować go najpiękniej jak umiał.

Gdy była faza agresywna po prostu rozdzielałam/ rozdzielam dzieciaki oczywiście tłumacząć po pierdylion razy, że należy uważać na braciszka, że można mu krzywdę zrobić, że należy chronić malucha, a nie go tratować. Wiedząc, że takie zachowanie może wynikać z chęci zwrócenia uwagi starszaka starałam się poświęcić mu później czas, ale bądźmy szczerzy... nie zawsze jest to możliwe.

Mój Stasiek jest meega rozgarnięty, rozumny i zaczyna ostro kombinować, wymyślać różne historie itd. Mało rzeczy do niego przemawia... nie działa naturalna konsekwencja - brak jedzenia=głód. Mógłby nie jeść nic cały dzień, nie działa niechęć do ubioru= zostanie w domu - może zostać kilka dni i jemu jest wszystko jedno. Zepsuta rzucona zabawka, trudno... są jeszcze inne do rzucania 😉

Niedawno odwiedzili nas znajomi z rówieśnicą Staśka. O ile początkowo byli za rozwiązywaniem konfliktów przez dzieci o tyle po godzinie się nawrócili i interweniowaliśmy dosyć często by zęby itp. zostały na miejscu.

Sytuacja z wczoraj:
Komunia w lokalu, dużo osób, ok 90, co równa się dużej ilości dzieciaków w różnym wieku i jak zareagować, żeby dziecko nie biegało bo a) spocone jak mysz kościelna (nie mam ochoty na chorą dwóję dzieci), b) bieganie staje się niebezpieczne zwłaszcza jak wbiega w tłum biegających, popychających się 9-12 latków, c) bieganie trwa hmmm 3-4 godz. non stop.

Odwrócenie uwagi działa do czasu kiedy syn nie zobaczy zgrai biegających starszaków, zamknąć, zakneblować? Siedzenie w lokalu jest karą, czy to na jedzeniu czy na piciu, rozmowie, rysowaniu spędzone. Siedzenie na dworze też jest karą. Rośnie mi sprinter dzięki czemu kondycję mam niezłą i brzucha po ciązy nie ma... czyli nieuświadomione intencje mojego dziecka wpływają na mnie nieźle 😉 Jak to przeżylam? Sama nie wiem.m 😎
Dzionka Fajnie, że się z nami dzielisz. :kwiatek:


nerechta Cudną masz córeczkę. Oczy ma wręcz niesamowite. 😍
kara, wg dzisiejszej definicji, to coś co my, dorośli dajemy intencjonalnie dziecku. Ma być nieprzyjemne i ma sprawić, ze dziecko czegoś nie będzie w przyszłości robić, zakłada różnicę sił. Przebieranie dziecka, które tego nie lubi nie jest karą (bo co takiego zrobiło, że Ty chcesz je przez przebranie nauczyć?), to samo trzymanie za łapę półtoraroczniaka na ulicy. Nie zrobił czegoś złego, dopiero może zrobić, dlatego go trzymasz. Kara to coś, co kreatywnie wymyślasz żeby dziecku dowalić i "dać lekcję".
O! Temu jestem przeciwna, nie popieram, nie stosuję.
Niedawanie roczniakowi kredek, niedopuszczenie do wybiegnięcia na ulicę, czy niedopuszczenie do zrobienia krzywdy  zwierzęciu lub rodzeństwu nie zalicza się dla mnie do tej kategorii.
To wszystko jest w ogóle mega trudne...
Myślę, ze ta mnogość metod może też wynikać po prostu z różnorodności charakterów.
Na przykład jak czytam Julie, to tak jakbym o sobie słuchała. Moi rodzice zawsze powtarzają, że ja byłam mega grzecznym i układnym dzieckiem. Na wszystko szło się umówić, nie było buntów a karą (korektą?) była smutna mina mamy. Nie pamiętam też żeby mi rodzice czegokolwiek zabraniali czy ograniczali, ale też ja nie miałam głupich, czy szalonych pomysłów, nie robiłam rzeczy niebezpiecznych.
Jestem przekonana, że nie jest to kwestia wychowania, bo Ci sami rodzice widząc już np moją córkę czasem łapią się za głowę a "metody" mamy z grubsza takie same.

Em ma taki temperament, że wiele rzeczy się po prostu "dzieje".
Potrafi przyjść i powiedzieć: "Mamo wiem, że będziesz zła, ale zrobiłam...". Na pytanie dlaczego: "Nie pomyślałam", "zapomniałam się". (wersja młodsza "To nie ja, to moja ręka"  😁 )
I co wtedy?
Z rzeczonymi kredkami. Emi pomalowała ściany wiele razy. Na początku kredki zabierane, dawkowane pod obecność tak jak była mowa wyżej, próba- powtórka. Ale co potem, jak dziecko starsze, wie, że nie wolno, jest świadome konsekwencji (będzie porysowana ściana, która będzie nam się podobała tylko chwilę, z czasem dziecięce obrazki nie będą pasowały do pokoju damy) a mimo to "się zapomina", "ponosi ją chwila"?
(Swoją drogą uwielbiam jej spontaniczność, bycie na 100%, energię, która wycieka jej przez palce - choć muszę ją ograniczać, by wpisywała się w normy społeczne.)

Piszecie o konsekwencjach wychowania metodą kar i nagród, trudności w zachowaniu własnego ja, niezależności. O badaniach na ten temat. Takie były czasy, tak się wychowywało i materiału jest na tyle dużo, że można "książki pisać". A czy są podobne opracowania na temat wychowywania bez kar?
Jestem ciekawa jak takie jednostki odnajdują się w dorosłym świecie, który jest ściśle zamknięty w ramach kar i nagród (za złe sprawowanie nagana, dyscyplinarka, mandat, ostracyzm społeczny, za dobre premia, awans, prestiż, poczucie bezpieczeństwa, itd., itp.)
Z tego co mi się obiło o uszy, niestety nie znam żadnych opracowań tylko taka wypowiedź gdzieś, to Skandynawia wycofuje się ze swojego sztandarowego wychowania bezstresowego jako niesłusznego, co okazało się z czasem, z rosnącą ilością nowych dorosłych.
Dzionka wspomina o problemie zależności od matki przez jeden system, ja na drugim biegunie mogę podać duży problem w przyjmowaniu krytyki przez drugi.

A co z sensorycznymi typami uczenia się? Przecież nie od dziś wiadomo, że mamy i wzrokowców, i słuchowców, i kinestetyków.
Wychowanie jest nauczaniem.
Czy można ujednolicić metody wychowawcze do wszystkich typów? Przecież to nie dzieci mają się wpasować w metody nauczyciela a nauczyciele znać i wykorzystywać różne by wszędzie dotrzeć. Tak czy nie?
Jeżeli tak, to czy to co wytłumaczymy słuchowcowi, pokażemy wzrokowcowi, to kinestetykowi powinniśmy dać odczuć?


RaDag, pokaż siostry!


Proszę bardzo 🙂
Może tak dla odmiany Panny Zamyślone 😉



RaDag, świetne zdjęcie i nie bedę orginalna- śliczne dziewczyny 🙂
Dziewczyny, chciałam wam przedstawić dość wąski koncept, tzn.niestosowanie kar i nagród, a tu się robi jakiś zbiór dziwnych metod i dyskusja trochę bez sensu - bo zbyt szeroka tematyka 😉 Nie karanie dzieci i nie nagradzanie to nie to samo co bezstresowe wychowanie, nie to samo co pozwalanie na wszystko i nie to samo co mówienie do dzieci językiem z "Jak mówić by dzieci...". Taka moja ostatnia refleksja - rodzice nie stosujący kar wydają mi się o wiele bardziej pewni siebie, zarówno w roli rodzica jak i jako ludzie w ogóle. Nie ma to więc nic wspólnego z "nie dam dziecku kary, bo mnie nie będzie kochało, bo będę złą matką". Raczej kary dajemy z bezsilności albo z potrzeby udowodnienia kto tu jest górą. Rodzic, który i tak czuje się silny i jest autorytetem dla dziecka nie musi się uciekać do takiej manifestacji swojej przewagi.
Zainteresowanym polecam lekturę "Wychowanie bez kar i nagród" Alfiego Kohna!

Byłam dziś na pobraniu krwi i hormony szaleją - walczyłam ze sobą pół h żeby się nie poryczeć widząc rozpaczające po/przed pobraniem maluszki :/ Takie biedne 🙁
Z pewnością masz rację Dzionka, że za bardzo mieszamy.
Jednak ja np jako laik widzę sporo rzeczy wspólnych między "bezstresowym" (wikipedia: oparte na leserferyzmie- wolności jednostki względem społecznym, braku kar, braku oczekiwań rodzica) a tym co piszesz o Stein.
Pewnie błądzę, bo wszystko znam zbyt pobieżnie (już zamówiłam sobie książkę 😉 )
Nie uważam kary jako manifestacji siły, raczej jako narzędzie, naukę konsekwencji czynów, konsekwencję może nie "naturalną", ale życiową 😉 tylko na mniejszą skalę.

Co do hormonów- ja płakałam w nd na Pierwszej Komunii kiedy w kościele obce dzieci czytały  😂 🤣
Dzionka, a ja właśnie mam odmienne odczucia. Uważam, że fajnie, że taka dyskusja pojawia się cyklicznie w naszym wątku. Powstaje burza mózgów, każda z nas dorzuca swoje trzy grosze i założę się że każda, tak jak i ja, przemyśli sobie to i owo. Wcale nie przeszkadza mi, że dyskusja nie trzyma się ściśle nurtu, tylko wije się, ewoluuje i meandruje 😉
I właśnie przypomniałaś mi, że też dostałam skierowanie na te wszystkie podstawowe pierwsze badania krwi i muszę niedługo iść  😤
Alez ja tez bardzo lubie te dyskusje, zreszta sama ja najczesciej zaczynam 😀 tym razem jednak mam wrazenie, ze o czym innym mowimy i nie chce stawiac wych bez kar i nagrod w jednej linii z olewczym/nieudolnym rodzicielstwem. A poki ktos dobrze o tym nie poczyta to tak to moze rozumiec.
RaDag daj znac jak wrazenia po lekturze. A dziewczyny masz przesliczne 😍!!
maleństwo   I'll love you till the end of time...
16 maja 2017 09:08
RaDag, ja mam podobne odczucia. I już kiedyś pisałam, za co demon mnie chciała zjeść, że ja się o tyle boję tych wszystkich "szałów" i mód, że gros rodziców przeczyta jeden artykuł, dwa fora i bezmyślnie będzie klepać, że dzieci nie wolno chwalić, że nie wolno dzieciom żadnego dyskomfortu sprawiać i inne takie, robiąc więcej szkody niż pożytku. I pomieszaja to z wychowaniem bezstresowym, i wychowują pokolenie buców.
Hej,

Ja troche z innej beczki. Szukam zlobka na ursynowie dla 9cio miesiecznego dziecka. Zalezaloby mi przede wszystkim na tym aby dziecko mialo dobra opieke  i aby higiena i bezpieczenstwo byly na pierwszym miejscu. Przeszperalam chyba caly internet I ciezko jest znalezc aktualne opinie. Moze Wy macie jakis zlobek na Ursynowei/Mokotowie godny polecenia?

Ja tez lubie te dyskusje tutaj, mozna wyciagnac cos dla siebie, ale tez zobaczyc jak lubimy uderzac w skrajnosci.

Dla mnie ani postawa zmuszania do dzielenia sie zabawkami na placu zabaw ani uczenia, ze moja zabawka to jak kluczyki od samochodu i sie nie dziele i juz!, z pelnymi agresji i niezyczliwosci mamami za plecami obojga dzieci, jest niefajna. Nie lubie skrajnosci i staram sie uczyc dzieci jednego od poczatku- ze swiat nie jest czarno-bialy i nasze reakcje na podobne sytuacje moga byc bardzo rozne, w zaleznosci od kontekstu. Mozna podzielic sie zabawka, ktora sie bawie, zeby pocieszyc zasmuconego kolege, a mozna powiedziec stanowcze nie, kiedy ktos wykazuje postawe roszczeniowa... Kontekst- kontekst we wszystkim gra kluczowa role.

RadDag, ja nic nie wiem, zeby w Skandynawii sie wycofywano z jakichs okreslonych metod. Nadal nie mozna bic dzieci, znecac sie psychicznie, a szkola kieruje sie metodami poznawczymi. Cala reszta zalezy od rodzicow i ich indywidualnego podejscia do dzieci 🙂 A ludzie i ci mniejsi i ci wieksi sa rozni jak wszedzie.

Edit. dodam jeszcze, ze dla mnie przyklad z samochodem jest kiepski. Bo obcemu pewnie samochodu bym nie pozyczyla (choc w zyciu nic nie da sie przewidziec) to koledze/kolezance juz tak jesli to mialoby w jakis sposob tej osobie 'uratowac zycie'. Samochod rzecz nabyta, nie trzeba chyba za tak sie o niego zacietrzewiac i bronic jak zycia wlasnego 😀 😉
Naboo, baaardzo sie zgadzam z tym co napisałaś 🙂
Tak tylko male wtrącenie ode mnie 🙂 Znam kogoś kogo wychowywali dwoje rodziców po psychologii 🙂 i wydaje mi się właśnie w podobny sposób co Dzionka opisuje, brak kar. I drugiej takiej rodziny nie znam w moim otoczeniu. Marzylabym żeby mieć taką rodzinę, i nie chodzi o to ze jest idealna (bo żadna nie​ jest), ale o to że rodzice chyba zbliżyli jak najbliżej się da do tego żeby nie zryc swojemu dziecku bani na przyszłość.
pokemon, A Ty co robisz jak wchodzisz i ściana wygląda tak?



Nie wiem, bo moja nawet kropki niechcący nie postawiła na ścianie 😁
Ale wiesz, u mnie działa wszystko szybko - akcja/reakcja. Pewnie byłaby awantura.

Ja niestety odnoszę wrażenie, że aktualnie to do zmiany pieluch trzeba mieć doktorat, bo nieumiejętnym zapięciem pampersa spowodujemy u dziecka traumę na 10 pokoleń do przodu. I dodatkowo prześciganie się mamusiek w osiąganiu kolejnych doktoratów.
I udowadnianie na siłę, że te, które doktoratów nie mają (w tym mnie 😁 ) że są gorszymi matkami.

majek   zwykle sobie żartuję
16 maja 2017 12:10
Ja pamietam mam taka jedna bliska kumpelke. I jak ona byla w ciazy to sie naczytala poradnikow psychologicznych, o rozwoju ruchowym, o karmieniu, o szczepionkach, chustowaniu, diecie itd itd byla ekspertem po prostu w kazdej dziedzinie z tego co wlasnie pojawialo sie na tapecie.
Oczywiscie po urodzeniu zdiagnozowala synowi wszystko co mozliwe. Dysleksja, asperger, uczulenie na gluten. Wg niej mial wszystko, co mozliwe. 
Plus poradniki o wychowaniu.

Napisze tylko, ze jak przyjechalismy do nich w odwiedziny dzieciak non stop gadal. Chcial sie wlaczyc w rozmowe z doroslymi, po kilku minutach to bylo nie do zniesienia (mial wtedy z 5 lat), bo chcielismy my w spokoju pogadac. Ja rozumiem, ze dziecko to pelnoprawny czlonek rodziny itd. W koncu skonczylo sie na `masz tu 5 zlotych i idz pogadaj do krzaka`. I poszedl. 


majek, ciekawe jak by tego chłopca wychowywali jak by niczego nie przeczytali.

Dla mnie fajne rodzicielstwo to intuicja + wiedza. Sama intuicja i sama wiedza nigdzie nas nie zaprowadzą.

Jeszcze coś mi się wyłania z niektórych waszych postów - chyba tu się różnię z niektórymi z was, że dla mnie głównym albo nawet jednym z głównych celów wychowania nie jest posłuszeństwo i "grzeczne" zachowanie. Mam inne priorytety. I dla mnie fakt, że dziecko robi po swojemu to część jego dojrzewania jako świadomego siebie człowieka, a nie uwarunkowanego na "co ludzie powiedzą" robocika. Śmieszy mnie, że paręnaście lat dzieci chowane są w nurcie "słuchaj dorosłych i ani się waż za dużo powiedzieć/z czymś się wychylić" a potem nagle, nie wiadomo skąd, mówi się takim młodym ludziom - szukajcie swojej drogi, kierujcie się sercem, róbcie to co kochacie. Skąd oni mają to wiedzieć, skoro wypierali tyle lat, aż przestało się odzywać?

kenna, robisz test PAPPA? Ja mam w pakiecie i chyba zrobię, chociaż mam jakieś głupie opory...

Jeszcze edit zanim wyjdę z domu: Diakonka, dorzuciłabyś coś może w temacie "bez kar i nagród"? Dobrze pamiętam, że wy tak Żuczki wychowujecie?
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
16 maja 2017 14:18
Ja niestety odnoszę wrażenie, że aktualnie to do zmiany pieluch trzeba mieć doktorat, bo nieumiejętnym zapięciem pampersa spowodujemy u dziecka traumę na 10 pokoleń do przodu. I dodatkowo prześciganie się mamusiek w osiąganiu kolejnych doktoratów.
I udowadnianie na siłę, że te, które doktoratów nie mają (w tym mnie hihi ) że są gorszymi matkami.


Mi się to kojarzy z tym, że jakaś oświecona mamuśka znalazła sposób, by zarobić sprzedając jakieś hipsterskie pierdoły. Coś podobnego robią jacyś hipisi, którzy organizują warsztaty z budowania domu. Polega to na tym, że ludzie im płacą, by mogli im budować dom  😁
Dzionka, najważniejsze, żeby znaleźć złoty środek 🙂 PAPPA robię, tez mam obawy, ale zostałam niemal bez pytania skierowana przez ginke, bo jestem dość wiekowa  😁
Ja niestety odnoszę wrażenie, że aktualnie to do zmiany pieluch trzeba mieć doktorat, bo nieumiejętnym zapięciem pampersa spowodujemy u dziecka traumę na 10 pokoleń do przodu. I dodatkowo prześciganie się mamusiek w osiąganiu kolejnych doktoratów.
I udowadnianie na siłę, że te, które doktoratów nie mają (w tym mnie hihi ) że są gorszymi matkami.


Mi się to kojarzy z tym, że jakaś oświecona mamuśka znalazła sposób, by zarobić sprzedając jakieś hipsterskie pierdoły. Coś podobnego robią jacyś hipisi, którzy organizują warsztaty z budowania domu. Polega to na tym, że ludzie im płacą, by mogli im budować dom  😁
Bo teraz są poradniki i warsztaty o wszystkim. Takie czasy, a nie żadne nowe nurty parentingowe.

Nie potrafiłabym też tak bardzo skupiać sie na teori wychowania dziecka , nie działać spontanicznie tylko mieć plan co zrobić jak Ola pomaluje ścianę ...
Ja najpierw intuicyjnie zaczęłam postępować w określony sposób, a dopiero potem dowiedziałam się, że ktoś to nazwał i opisał. Nie miałam/nie mam żadnego planu, działam spontanicznie.
A że to się zgadza z nurtem RB, to już nie moja wina. 😉

Nie rozumiem tego nowego nurtu wychowania, a nawet się go trochę obawiam ,takich dzieci wokół mojego , które gryząc czy bijąc moją córkę nie bedą miały tak naprawdę za to żadnych konsekwencji .
Nie wiem o jakim nurcie mówisz, ale na pewno nie o to chodzi w RB.

U mnie działa wszystko szybko - akcja/reakcja.
+ to co napisałaś wcześniej, że wychowujesz dziecko "jak zwierzę" - to brzmi jak żywcem z RB wyjęte! 😀
Ale ja stosuję kary i awantury, więc się nie kwalifikuję 😁
A to sorry. Ale samo wychowywanie "jak zwierzę" brzmi bardzo rodzicielskobliskościowo. 🙂

Ja wiem jak na mnie działały kary i nie chcę żeby moje dziecko żywiło do mnie takie uczucia jak ja do moich rodziców. Totalna porażka rodzicielska z tego wyszła.
Tylko, że znowu zatoczyliśmy koło do nazewnictwa. Dla mnie 90% teoretycznych "konsekwencji" o jakich pisała Dzionka to są właśnie kary.
Bo przecież nie pozwolenie na coś dziecku to dla niego będzie kara bez względu na to, co my sami o tym myślimy.
A ja wychowywana bez kar, jakichkolwiek. Serio, zmarszczenie brwi mamy było dla mnie tak bolesne, że nawet nie myślałam, żeby coś przeskrobać. Chociaż ogólnie byłam bardzo grzecznym dzieckiem, bez żadnych dzikich pomysłów, bez okresów buntu, bez nieposłuszeństwa. Mama nigdy nawet nie musiała straszyć żadnymi karami. Za to byłam często chwalona, jako małe dzieci dostawaliśmy z bratem często różne drobiazgi pochowane w szafach w nagrodę za jakieś super zachowanie (nawet za taki drobiazg jak posprzątanie czegoś dokładniej niż zwykle, czy ułożenie butów bez proszenia etc.). Czułam, że jak coś zrobię dobrze, to mama będzie zadowolona i ja też będę dobrze się czuła. I nie wiem, czemu miałoby to rzutować  na moje dorosłe życie. Mama to mama, nawet teraz oczywiście jej zdanie jest dla mnie ważne, ale bardzo szybko zdałam sobie sprawę (bez cienia smutku czy rozczarowania), że nie wszystko, co stworzę i mama się nad tym rozpływa, jest po prostu super i najlepsze. Takie zadanie mamy, żeby wynosić dziecię pod niebiosa, a zycie i tak zweryfikuje.

Dzionka, sama kiedyś pisałaś, że dotarło do Ciebie, jak mały mamy wpływ na rozwój dziecka, że ono rozwija się samozaprogramowane, czy z naszą, czy bez naszej ingerencji przechodzi przez pewne etapy. Moim zdaniem z tym, czy dziecko będzie ciągle zależne od oceny innych, jest tak samo. Ludzie dorastają i zdają sobie sprawę z pewnych rzeczy. M. in. z tego, by samemu oceniać swoją wartość i z tego, że bez względu na samoświadomość naszej wartości otoczenie będzie nas poddawać ocenie swoją drogą. Jak ktoś do tego nie dojdzie i wciąż będzie się czuł źle i poniżej własnej wartości bo szef na niego nakrzyczał, to znaczy że zatrzymał się na pewnym etapie rozwoju i że powinien zrobić coś, by go przejść, a nie oznacza to faktu, że rodzice zrobili coś źle. Do wielu rzeczy dochodzi się też samodzielnie w życiu, lub na granicy dzieciństwa i dorosłości, po części z pomocą rodziców i po części samemu.
pokemon,  Pewnie masz rację, kwestia nazewnictwa.
Dla mnie zatrzymanie w locie ręki zamierzającej coś nabazgrać na ścianie to nie kara, tylko niedopuszczenie do czegoś czego nie akceptuję.

Definicja kary według RB to:
Coś co my, dorośli dajemy intencjonalnie dziecku. Ma być nieprzyjemne i ma sprawić, ze dziecko czegoś nie będzie w przyszłości robić, zakłada różnicę sił. Coś, co kreatywnie wymyślasz żeby dziecku dowalić i "dać lekcję".
Dzionka, ja sobie to zapisuję. :kwiatek:
pokemon, oesu, czytaj co piszę, skoro już się na mnie powołujesz! Nie nazwalam trzymania dziecka za rękę na ulicy konsekwencją nigdzie.  Podałam wręcz definicję kary, żeby było wiadomo o czym mówimy dyskutując o tym konkretnym koncepcie. Że to celowe sprawienie dziecku przykrości za coś co zrobiło, po to żeby danego zachowania nie powtarzało. Nie mów, że to to samo, bo chyba nie masz w sobie takich samych emocji trzymając dziecko za rękę żeby nie poleciało na ulicę a łapiąc po tym jak prawie poleciało i cedząc przez zęby "Wracamy do domu"... Zaraz dojdziemy do tego, że dziecko uznaje za karę to, że dostało na obiad zupę a nie cukierka, a więc stosujemy kary...
Edit: o Julie, dzięki 🙂

kenna, oj mylisz się... jest wiele badań, nie na dzieciach oczywiście, które przeczą Twojej tezie. Moje doświadczenie terapeutyczne też temu absolutnie przeczy. To jakie dostajemy tzw. warunki własnej wartości w dzieciństwie ma wpływ na to, jak w społeczeństwie się czujemy. A temperament dziecka, jego cechy indywidualne, mogą to tylko wzmacniać lub osłabiać, ale wpływ ten jest wyraźny.

ash   Sukces jest koloru blond....
16 maja 2017 17:33
Ja do zadnego nurtu wychowania się nie przywiązuje,  bo chwale swoje dziecko bardzo czesto, bije brawo a on bije brawo mi 🙂
kar nie stosujemy, mamy swoje umowy i tfu tfu narazie się udaje.
Natomiast na gryzienie, bicie czy inne oznaki agresje nie zezwalam i szybko udało się to ukrócić.
Smutna mina i pokazanie co sie stało np. Gdy rzucił zabawką i w podłodze jest dziura zadziało na T
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się