Koniec z jeździectwem?

Gdy rok temu dowiedziałam się że mój koń ma chore serce i spacerki w ręku nawet mogą być ryzykowne też się załamałam. Nie byłam w stanie jeździć do konia, psychicznie siadłam. Wiem że zaniedbałam go bardzo ale potrzebowałam chyba odcięcia.
Miałam dokładnie to co opisuje KaNie niechęć, pustkę, przykry obowiązek, łzy w oczach, choć wcześniej zrobiłabym wszystko żeby móc po prostu patrzeć na konia.
Teraz miałam zalamke konkretną z innego powodu i pojechałam do stajni bo wiem że mój koń nie da rady zrzucić sierści. Pojechałam raz, drugi raz i czuję że powoli wraca fun z tego, wracam do ludzi ze stajni.
Oczywiście że jazda na obcych koniach to nie to, nie ma tego dogadania, tej pewności jak na swoim ale rozważam i wsiadanie niedługo.

Także myślę że każdemu potrzeba przerwy, nigdy nie mów nigdy jak to mówią.
Może na starość, na emeryturze będziecie miały konika do tuptania po lesie i miłość do tego wróci.
Ważne żeby się nie zajechać kompletnie, tylko w dobrym momencie odpuścić na trochę
Tyle lat, tyle wiedzy, tyle doświadczenia - to zostaje do końca życia.
Od kilku miesięcy nie mam już konia. Musiałam uśpić (do przewlekłych chorób które miał doszło złamanie nogi)
I mimo iż całymi latami żyłam koniem i stajnią i latami koń był olbrzymią częścią mojego świata, nie mam najmniejszej chęci posiadania kolejnego. Po prostu, skończyło się. W ogóle mnie nie ciągnie! Mogłabym coś kupić, pewno mogłabym sobie coś wydzierżawić, ale w ogóle nie mam na to chęci.
I aż mnie samą to dziwi, bo konia miałam kilkanaście lat. I bardzo intensywnie spędzałam z nim czas. Były lata że prawie codziennie byłam w stajni. Jeśli nie jeździć, to pracować z ziemi, ogarniać coś w stajni, w boksie, zabrać go na spacer itd.
A teraz nic! Po prostu zero chęci!
I kiedy tak na spokojnie sobie usiadłam i pomyślałam, to nasunęła mi się taka odpowiedź.
Chciałabym konia, ale....1) pracowałabym tylko 3 godziny dziennie żeby móc do konia jeździć na luzie! A nie z wieczną spiną, zaginając czasoprzestrzeń i zawalając inne sprawy! A całe życie musiałam wybierać. Albo wizyta w stajni albo (tu wpisz cokolwiek) 2) musiałabym mieć super stajnię, żebym nie musiała robić tego co powinien robić stajenny czy właściciel stajni 3) musiałabym mieć stajnię blisko zajebistej kliniki i przyczepę do której koń wchodzi jak do boksu 4) musiałabym mieć kasę by móc lekką ręką płacić za wszystko
Ponieważ już punkt pierwszy jest nierealny, to żegnam jeździectwo i zabawę w koniki i nie żałuję!!!
(Wspomnienia wspólnych wielogodzinnych terenów w nieznane z moim koniem męczą i bolą. Ale nie na tyle by pchać się ponownie w ten problem jakim jest konik)
Nie sądzę bym kiedykolwiek zatęskniła na tyle by zmienić zdanie. Chyba że na emeryturze. Ale wtedy nie będę miała na tyle dużego dochodu finansowego by marnować kasę co miesiąc na konia. Więc to już chyba definitywny koniec
No chyba że będę na emeryturze i ktoś mi wydzierżawi coś za grosze. O! To jest jedyna realna opcja powrotu do koników
tunrida, z jednej strony smutne to co piszesz, bo jak zawsze przede wszystkim rozchodzi się o kasę. Jak chyba zwykle w tym sporcie. A z drugiej lubię czytac historie osób które przestały się angażować w konie. Ja jestem związana z końmi większą część mojego życia, nie umiem w nic innego. Nie wyobrażam sobie przestać.. ale może i dla mnie jest jakąs nadzieja.
Dopóki nie miałam innych zajawek, to też sobie nie wyobrażałam. Niezależnie od okoliczności. Myślałam że będę przy koniach na zawsze.
Ale w momencie kiedy człowiek zauważa że świetnie się spędza czas: biegając po lesie, jeżdżąc z mężem na wielogodzinne wyprawy rowerowe, ćwicząc siłowo, wędrując z synem czy mężem na nordic walking, bawiąc się w zdrowe odżywianie, dietę. Jeżdżąc motocyklami,
jeżdżąc na rolkach, itd.
Kiedy odkryłam tyyyyyle różnych możliwości robienia sobie dobrze, okazało się że świat nie kończy się na koniach.
A te wszystkie rzeczy które wymieniłam nic nie kosztują, są za darmo i do tego jeszcze dupa chudnie. I poprawiają się relacje w rodzinie. ( Bo do konia zawsze jeździłam sama, to była tylko moja zajawka)
Ostatni rok, kiedy chorował, chłopaki się angażowali w pomoc, bo inaczej się nie dało tego wszystkiego pospinać. Cały rok był poświęcony leczeniu i opiece nad chorym koniem.
Teraz go nie ma. Mój mąż mówi "nie obraź się, ale jak to dobrze że już go nie ma! Ty jesteś w domu! Robimy tyle rzeczy razem. A tak, to ciągle cię nie było. Teraz jesteś w domu, gotujesz coś, kręcisz się, widzimy cię, jest super ".
No właśnie.....a kiedy masz rodzinę nie końską, masz konia w pensjonacie, pracujesz, cholernie ciężko to wszystko pospinać.
Był koń. Było cudownie! Nie żałuję! Dał mi cudowny czas! Przecudowny! Ale skończyło się. I patrząc realnie na to wszystko, to ja już podziękuję.
Nie stać mnie.
Nie finansowo, ale czasowo. Musiałabym nie pracować. I mieć pieniądze znikąd, na zawsze.
tunrida, rozumiem to. Miałam dokładnie tak samo. Wolałam pobiegać niż jechać do konia - bo po pierwsze w stajni zawsze spędza się więcej czasu niż się pierwotnie zaplanuje. Po drugie wybiegne z domu, przybiegne do domu- czas na dojazd zaoszczędzony.
Zaniedbałam kompletnie relacje z ludzi, znam tak naprawdę tylko ludzi związanych z końmi a jak pojechać choćby na rower na kajaki to nie mam z kim.
Zamiast się bawić na imprezach, chodzić po znajomych to byłam w stajni. Zamiast wyjechać na wakacje to byłam w stajni. Każdy urlop w stajni.
Można się wypalić kompletnie.
Inaczej jest traktować konie jako zabawę rekreacyjna, raz w tygodniu na godzinkę a inaczej jak ma się swojego i pasowałoby byc u niego codziennie, no ale jest to nierealne więc zagina się czasoprzestrzen w tygodniu żeby choć być te 3 razy a i tak mam wyrzuty sumienia że nie jestem częściej.
I fizycznie i psychicznie to wykańcza.
To ja nieco odwrotnie, bo po latach przerwy wróciłam. Miałam pod opieką konia znajomej, teraz mam 3 konie ale po 1 dniu, jak wyjeżdżam to korzystam z lokalnych stajni na wypady w teren. Marzy mi się własny koń, bo obecna sytuacja mnie nie satysfakcjonuje. Doskonale wiem, z czym się to wiąże, wiem jaki to koszt, ile czasu na to potrzeba i jakie są problemy. Mimo że mi część ludzi mocno odradza - chciałabym w to pójść. Przez czas kiedy nie jeździłam - podróżowałam na rowerze i wspinałam się. Teraz to wszystko godzę, ale konie to jednak dla mnie nr 1 od zawsze i jak zobaczyłam że da się trafić w mniej zawistne środowisko końskie, to nie uciekam już od koni. Szkolę się, korzystam z możliwości. Bardzo mnie kiedyś męczyła zazdrość i patrzenie tylko na metki w stajniach. Teraz mam towarzystwo pomocne i życzliwsze. Uwiebliam spędzać czas z końmi, starać się poprawić ich byt. Wsiadanie jest super, ale nie jest niezbędne. Natomiast jeśli miałabym jeździć tylko w szkółce, to wątpię bym trwała przy koniach. Nigdy nie jeździłam w szkółce i wiem, że to nie dla mnie.
Sonika, to brzmi dość strasznie. Ja mam swojego ale dalej jeżdże na wakacje i nie jestem w stajni codziennie. Po to są znajomi, żeby spojrzeli jak mnie nie ma. Mam jakies życie poza stajnią, ale wiadomo, ograniczone. Bo weekend mam konsultacje bo mam zawody. Po weekend po zawodach jestem tak zmeczona ze nie umawiam się z nikim. I też mam nie końską rodzinę, ale bez dzieci. Lubię mieć swoją własną pasje. Mój mąż ma swoją.
-Alvika-   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
11 kwietnia 2024 13:44
Ja też wróciłam. Mam rodzinę niekońską, dzieciaki, inne pasje i zobowiązania pochłaniające mnóstwo czasu. Ale nie potrafię jednak żyć bez koni, no nie potrafię. Robię się wkurzona, niespokojna.

I choć ambicja ciśnie, żeby kobyły na zawodach sprawdzić, żeby treningowo do przodu to pchnąć mocno, to mózg powoli stopuje zapędy - bez stresu, na lajcie, teraz sama przyjemność bez żadnego "muszę". Chcę, to pojadę. Nie chcę, to baby też będą się dobrze miewać.
I dziecko starsze już mi się na konia pchać zaczęło, więc może będę miała towarzystwo na spacery po lesie?
xxagaxx, no bo było strasznie
Oczywiście że w stajni koń ma opiekę, nie muszę być żeby miał pościelone, był wypuszczony, nakarmiony, jak coś się dzieje to oczywiście że znajomi dają znać. Kowala też ogarnia ktoś za mnie odkąd pracuje.
Ale niestety psychicznie mnie to wykończyło, więc przez ponad pół roku byłam u konia z 5 razy może. Bo wcześniej się zajechalam.
Teraz powoli wraca chęć do tego. Ale przerwa być musiala
magda, gdybym miała napisać o sobie, mogłabym po prostu zacytować Twój post 😅
Odeszłam z tych podobnych powodów, wróciłam po latach. Z tą różnicą, że ja mam już 4 własne 🙈 a najwięcej radości mam z tego, jak mogę z nimi wieczorem posiedzieć. Tylko i aż tyle.
IMG_20240403_071817_1.jpg IMG_20240403_071817_1.jpg
Muchozol2   Nie rzuca się pereł przed wieprze ;)
11 kwietnia 2024 16:59
Ja z kolei "kończyłam" jezdziectwo i koniarstwo wielokrotnie. Ile razy pisałam w tym wątku. I nie skończyłam na szczęście.
Mąż mnie powstrzymywał przed rzuceniem pasji. Jak mam konie u siebie i robie po swojemu to nagle mam spokój, czerpie siłę i mnostwo radości z tego. A że konie mnie konkretnie uzależniły, to mam bloga HorseDrugs.
W końcu mam czas na to na co nie miałam mając konia w pensjonacie.
Ale tez wiadomo - kazdy ma inaczej.
Ja juz zwyczajnie chyba wszystko przerobiłam. Własnego konia ( nigdy wiecej w pensjonacie. 10 lat użerania się mi wystarczy ). Plus mam ten sam powod co Tunrida. Kasa. Rodzinna. Inne zajęcia. Ja chce żyć. Nie chce już mieć wiecznie polamanych pazurów, włosów przyklapnietych przez kask, nie chce spędzać swiąt, weekendów i dni wolnych w stajni. Nie chce spędzac nocy w stajni. Nie chcę się gapic w kamery w sezonie wyżrebień. Nie chce być wiecznie zmoknieta, utyrana w błocie, zakurzona, zmarznięta, przewiana, przegrzana i spocona. Chce zamknąc drzwi w pracy i mieć życie. Z końmi się tak nie da. Ani ze swoim, ani pracując zawodowo, ani nawet dzierżawiąc.
Ja chcę i muszę się odciąć totalnie.
Będę tęskniła. Wiem to. Będzie bolało. Wiem to.
Ale równie mocno tęsknie za swoim koniem. Równie mocno boli patrzenie na patojeździectwo.
Nie wyobrażam sobie być w pensjonacie i przymykać znowu oko na to co robią ludzie. Nie chce tego. Bo niczego nie mogę zmienić. Mogę jedynie pracować w końmi zgodnie ze sztuką i z szacunkiem. Ale to mi nie wystarcza. Patrzenie na pojebanych ludzi mnie stresuje, flustruje i wkurza. Dlatego dla wlasnego zdrowia psychicznego chcę się od tego odciąć.
Może kiedyś to jeszcze będzie jakoś wyglądało. Narazie to co się dzieje w sporcie i hodowli to patologia.
Na dokładkę nie do końca mam sie od kogo uczyć.
Aktualnie wszystko wygląda tak samo, z takim samym parciem i podejściem do konia jak do maszyny. Czasem zawiniete w ładny papierek z napisem padoki, siano na full i empatia. Ale tak na serio trening wyglada tak samo brutalnie i siłowo jak wszedzie. Ja sie nie chce tego uczyć. Nie chcę być tego częścią.

I chętnie jeździłabym nadal. Gdybym była milionerką i miała kase na własną stajnie, luzaka i ludzi ogarniających wszystko dookoła. Żebym ja mogła żyć i jeździć. Ale milionerką nie jestem. Więc wybieram życie.

Ale powiem Wam coś śmiesznego. Od kąd nie jeżdżę, mam radość z pracy. Co robię aktualnie? Troche menageruje stajnie. Ale razem w innymi wywalam boksy, chodzę z końmi na padok i grabie podłoże na karuzeli. Dzisiaj w ramach relaksu myłam karcherem wszystko co jeździ. Bo miałam czas. Mieszkam w tej stajni ( do tej w ktorej jezdziłam dojezdzałam ), wiec myje koniowóz z dzieckiem, grabie karuzele z męzem. A w przerwie w trakcie dnia gotuję obiad. I serio, nie byłam od 10 lat bardziej zrelaksowana w pracy w stajni niż teraz. Bo jezdzenie zawsze bylo ogromną presją.
KaNie, bo zawsze jest presja, zeby jezdzic lepiej i zawsze mozna jezdzic lepiej, patrzenie na Helen Lagenhanenberg na mniejszych zawodach to przyjemnosc. Ogolnie kazde przejscie bez polparady, kazdy naroznik bez kilku to jest minus x punktow, a akurat czlowiek sie zagapil i nie zrobil albo kon sie zagapil i nie przeszly, chyba idealu wyszkolenia nie ma, aczkolwiek Dalera jest blisko. Bdb jezdzcy sa blisko idelu, ja nie, ale uwielbiam jezdzic, a mlodziez juz w ogole, ale nie lubie startowac, bo czasami trzeba "postawic na swoim" w zlym dlugofalowo momencie.

Ogolnie, to chyba masz do przepracowania sama, albo z psychologiem, temat radzenia sobie z byciem gorszym, co jest zajebiscie trudne, zwlaszcza jak masz postawiony wysoko punkt odniesienia. Przerabialam, konsko i nie - mialam na studiach ludzi grajacych na kilku instumentach i mowiacych w 3-4 jezykach. Jestem dwujezyczna (angielski), dukam costam (wiecj rozumiem) po niemiecku, nie gram na niczym poza nerwami meza. Wszyscy skonczylismy z top ocenami studia na uczelni z czolowki swiatowego rankignu, ale dla innych to byl "dodatek". Z kolei jesli chodzi o konie, jezdzilam kiedys w PSO - mlody, najarany i bryka/wali swiece? Super, pol roku pozniej wygrywal konkursy (nie pode mna).
karolina_,
Dzieki za analize psychologiczną, ale nie jest mi do niczego potrzebna 😉
Jak bedziesz kiedys jeździła konie zawodników i dzielila je z innymi ludzmi, to pogadamy. Narazie nie wiesz o czym mówię i skąd stres i niechcęć. Tu nie chodzi o samoocene. Tu chodzi o fakt bezsensu roboty, bo wiesz ze i tak ktos to zjebie. Ja sie na poczatku bardzo staralam. Ale potem przestalam, bo nie bylo sensu. Potem już na konie ktore były trudne , ponoszace czy brykające zakladalam czarna wodzę, lub przepinalam wodze do dolnego kolka wielokrazka. Bo nie chciało mi sie już meczyć i przepracowywać tych koni. To bylo moje dno jeździeckie i cofniecie sie w rozwoju tak bardzo, ze już nie mam ochoty siebie samej wiecej korygować. Nie ma mnie nawet kto skorygować.
I ciesze się ze tak wyszlo, bo rzucić jeżdżenie chcialam od dawna, tylk ciagle miałam ambicje na wiecej. A teraz już nie mam. A ja z tych, co jeśli sie nie rozwijają, to nie maja radości. Dlatego jeżdżenie dla samego jezdzenia, jest dla mnie bez sensu.
Muchozol2   Nie rzuca się pereł przed wieprze ;)
12 kwietnia 2024 11:29
KaNie, odnośnie psychologa, to myślę że karolina ma rację. W dodatku powiedziała bardzo z taktem i delikatnie.
Mi to samo mówiono, ale forma była hmm... daleka od takiej (a to ma bardzo duże znaczenie).
Czytając Twoje wpisy i to co przekazujesz na forum odnosiłam wrażenie że w pracy z takim pałacykiem wszystko jest super i masz dużą frajdę z pracy. Ale tez wiadomo - nie wszystko chcemy i wybrzmi na forum.
karolina mam podobne zdanie jak Ty. Odnośnie zawodów to kiedyś bardzo chciałam jeździć, teraz chyba wolę szkolenia. Pierwsze z naszymi końmi mamy w czerwcu i doczekać się nie mogę.
karolina_,
Jak bedziesz kiedys jeździła konie zawodników i dzielila je z innymi ludzmi, to pogadamy. Na razie nie wiesz o czym mówię i skąd stres i niechcęć. Tu nie chodzi o samoocenę. Tu chodzi o fakt bezsensu roboty, bo wiesz ze i tak ktos to zjebie. Ja sie na poczatku bardzo staralam. Ale potem przestalam, bo nie bylo sensu.

KaNie, o to to... też tak kiedyś miałam, jak jeździłam konia koleżanki. Ja wsiadałam i robiłam robotę (na bardzo podstawowym poziomie), a potem laska panikara wsiadała i bała sie czegokolwiek egzekwować (bo koń brykał), więc chodził jedynie stępem i kłusem i woził ją jak chciał... a później ja znów miałam drogę przez mękę... no ale nie mój koń, to nie miałam za wiele do gadania.
Brzmi jak moje wsiadanie na konia mojej mamci 😂 Nienawidziłam tego, bo robota z nim nie dość, że była żmudna, to wszystko w piach. Zero satysfakcji, sama frustracja.

W posiadaniu konia, jeździectwie, bardzo ważne są też okoliczności. Kiedyś nie wyobrażałam sobie konia zostawić na kilka dni, teraz wyjadę na luzie na tydzień, bo mam dużo lepszą sytuację pensjonatową. Jak puściłam do współdzierżawy to odkryłam, jak fajnie jest móc wyjść do kina bez wyrzutów sumienia. No i jakie fajne jest to wychodzenie. Mam wspierającego moją pasję partnera, który ma również swoje zainteresowania i szanuje mój czas dla siebie. Mam też już luz w głowie i mniej ciśnienia 🙂 oraz wyje... w innych ludzi.
Natomiast na dzień dzisiejszy nie wiem, czy chciałabym mieć kolejnego konia. Z jednej strony nie chciałabym rezygnować z jeździectwa, z drugiej mogłabym być w stajni 2/3x w tygodniu i byłoby to dla mnie wystarczające. Jednak ciągnie to dużo kasy, w ostatnich latach mocno podrożało i chyba jestem tym ciut zmęczona. Jak mam wydać 1000zł na zawody to wolę na city break-a polecieć.
Pati2012   Koński insta: https://www.instagram.com/mygreybay/
12 kwietnia 2024 13:20
keirashara, mam ostatnio podobnie jak Ty, kocham swojego konia, lubię jeździć i lubie całą tą jeździecką otoczkę, ale nie wiem czy zdecyduję się na kolejnego konia kiedyś - masa kasy, czasu i nerwów

Ale z drugiej strony, co ja bym robiła w weekendy i po pracy jak inaczej żyć nie umiem 🤣
Pati2012, - ja oddałam konia na miesiąc do kliniki. Pooglądałam seriale, poczytałam książki, wypiłam te kawy i po dwóch tygodniach zaczęłam myśleć co robią normalni ludzie z czasem 🤣
KaNie, Jeśli się nie rozwijają tam gdzie jesteś to może warto zmienić miejsce pracy a niekoniecznie branże? W każdej pracy czasami się człowiek stara a okazuje się to bez sensu robota, ale jeśli tak jest większość czasu to ja bym szukała pracy u kogo innego. Dawno temu pracowałam jako luzak/bereiter w Polsce i w Anglii i mimo, że głównie jeździłam skokowe konie na płasko to się rozwijałam, ale też byłam w dobrych stajniach. Masz wiele lat doświadczenia, podejrzewam, że też konkretne umiejętności i nie wszędzie będzie ktoś od kogo możesz się czegoś nauczyć.
keirashara, mam podobnie. Jeszcze wiosna lato to inaczej. Rolki bieganie cos się da. Ale zima ? No w życiu, jak miałam konia w klinice to objezdzalam wszystkie znajomych 🤣
karolina_,
A możesz mi powiedzieć po co? Tak szczerze? Z Twoim doświadczeniem , uważasz że jeździectwo pójdzie w dobrym kierunku? Ze klasyczne jeździectwo nadal ma racje bytu?
Ja mialam.przez kilka lat halo i jej meża. Mialam to gromne szczeście i pecha mając ich na swojej drodze. Bo nauczli mnie solidnych podstaw, szacunku do konia i wyczucia. Pecha mam, że nikt z nowych ludzi których spotykam na swojej drodze nie uczy podobnie. A ja nie mam akceptacji do drogi na skróty.
KaNie, myślałaś o tym aby samej uczyć?
Facella   Dawna re-volto wróć!
13 kwietnia 2024 00:37
mindgame, na czym i gdzie? Z samego jeżdżenia po ludziach i prowadzenia treningów pieniądze są mizerne. Żeby wziąć konia w trening trzeba mieć gdzie. Żeby wziąć jeźdźca bez konia w trening trzeba mieć na co go wsadzić. Mając rozrzucone po różnych stajniach kilka-kilkanaście par koń+jeździec zaczynasz żyć w aucie. Brać ich do siebie też trzeba mieć gdzie, oprócz boksu dochodzi zakwaterowanie dla człowieka, jeśli stajnia jest daleko od wszelkich możliwych noclegowni. To wszystko brzmi pięknie, tylko realia raczej nie są piękne.
Facella, łatwo skrytykować 😉 nie mówiąc, że pytanie było do KaNie.
Skoro KaNie ma dość jeździectwa w obecnym obrazie to zamiast całkowicie odcinać się od tematu, w ramach hobby mogłaby rozpatrzyć opcję edukowania chętnych w tym poprawnym i dobrym dla konia jeździectwie. Na tyle na ile miałaby ochotę. Nikt nie mówi o zbawianiu świata tylko o dokładaniu małej cegiełki. To tylko luźny pomysł do rozpatrzenia 😉
Facella, mizerne pieniądze?
Trening w moich stronach to od 120 do 250 za godzinę, nie powiedziałabym, że to są mizerne pieniądze.
Do tego wsiadanie kiedy właściciel.nie może to robi się pokaźna sumka.
Nie chcę uczyć. I nie chce bywać w stajniach.
Mam inny pomysł na swoje życie 😁
I myślę że Facella ma po części dużo racji.
Perlica, chcialam napisać to samo. Wiadomo ze bywają kontuzje choroby twoich podpiecznych ale u mnie w okolicy to ciężko się w ogóle dostać do fajnego trenera i 200 zł za godzinę to już praktycznie standard
xxagaxx, dokładnie, fakt,że jest to źródło dochodu niestabilne bo właśnie zdarzają się kontuzje.
Ale u mnie ludzie nie jeżdżą po stajniach dużo, jak ktoś trenuje to w okolicy dwie czy trzy stajnie gdzie ma bliski dojazd.
Do tego dochodzi pośrednictwo przy sprzedaży koni. To robi się juź suma większa znacznie niż praca w korpo na stanowisku menadżerskim.
Ale czemu wymyślacie dla KaNie pomysły na życie z końmi, jeśli ona w każdym poście pisze, że NIE CHCE z końmi? :P Dorosła kobita, mająca doświadczenia więcej niż pewnie większość z tego forum, to myślę, że ona serio wie co robi i jeśli będzie chciała wrócić do koni, to znajdzie na to sposób, zgodny ze sobą.
Taka wręcz nagonka forumowa wcale w niczym nie pomaga, jak sądzę :P
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się