Moorland’s Totilas is sold

kasiasci   www.alfahorse.pl
08 listopada 2010 12:32
Elu a jest gdzieś dostępny w necie ten podręcznik o którym piszesz dla sędziów ?
Ja wrócę 🙂
A mnie zastanawia to, czy na takim "przeciętniaku", rzeźbiąc go powoli i systematycznie przez tych naście lat nie nauczymy się więcej, niż na koniu, na którym wystarczy wciasnąc odpowiednie guziczki?


Z tym się nie zgadzam. Przeciętny koń wielu rzeczy nie da w ogóle poczuć. Taki balans w kłusie - jak go w ogóle znaleźć i jak dalej rytmicznie w taki kłus pojechać, skoro koń kłusuje szurając nóżkami i jego sukcesem będzie tylko to, że zacznie wkraczać? Albo jak znaleźć ten "dobry" galop, jeśli koń porusza się praktycznie bez fazy lotu? No i jak potem robić ciąg z bardzo słabego, pozbawionego obszerności galopu? Tak, guziczki to brzmi dość trywialnie, ale nauczyć się te guziczki wciskać w 100% właściwych momentach, to już wymaga sporo od jeźdźca. Dalej, 80% dobrej jazdy to dosiad i równowaga - jak nabrać takich nawyków od konia, który fizycznie nie jest w stanie za tą równowagą jeźdźca podążać?
Ja staram się przenosić wszystkie dobre odczucia z konia, którego mam już w dwuletniej pracy ujeżdżeniowej, na wszystkie inne konie, na które wsiadam i które jeszcze nie są tak dobrze ujeżdżone. Nie wyobrażam sobie, żeby to miało działać w odwrotną stronę.

Poza tym trochę jest tak, że na koniu z predyspozycjami, szczególnie ruchowymi, trudniej się jeździ niż na słabym ruchowo.

A za tym też się nie zgodzę (dziś jestem quantą polemizującą, a co). Wszystkie konie, które się naprawdę dobrze ruszały i na których siedziałam, wygodnie nosiły - bo były elastyczne, bo ruch przechodził im przez całe ciało, bo używały pleców. No i dalej, jeśli jedziemy konia, u którego ruch jest wypracowany, to w zasadzie musimy każdy krok wyjechać, dużo pilnować, a nawet drobne błędy jeźdźca drastycznie wpływają na obrazek, jaki się zobaczy na czworoboku. A tymczasem taka ujeżdżeniowa maszyna nawet przy wpadkach jeźdźca zachowuje swoją obszerność, rytm, równowagę. Tutaj wystarczą jedynie drobne korekty, żeby ruch jeszcze bardziej stuningować. No i w momencie, kiedy mamy mniej pracy nad samym koniem, zostaje więcej czasu dla jeźdźca - można się skupić nad własnym dosiadem, to i owo poprawić, przesadzić, skontrolować. Mnie się zdecydowanie łatwiej jeździ na koniach, które się ruszają 😁 Pomijając już w ogóle pozostałe predyspozycje - dobra głowa, elektryczność, chęć do współpracy - dlaczegóż to na takim koniu miałoby się jeździć trudniej?  🤔wirek:
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
08 listopada 2010 12:54
Elu a jest gdzieś dostępny w necie ten podręcznik o którym piszesz dla sędziów ?

niestety tylko w formie książkowej to jest - można bylo sobie zamówić w FEI - ale teraz cos widzę że chyba już nakład się wyczerpał (?)

http://www.dressagejudges.com/FEI.htm

edit: nie, no jest można książęczkę zamawiać:

http://twww.fei.org/sites/default/files/file/MEDIA/Publications/Order_Form_DHB_1.pdf
xequus   Miłość na dwa serca i sześć nóg...
08 listopada 2010 13:20
Ja proponuję również "Poradnik sędziego dresażowego" Kurt Albert

Przyglądając się dyskusji dotyczącej tego, że kiedyś obrazek (zwycięskiej) pary na czworoboku był zupełnie inny, niż dziś, myślę sobie, że to wypadkowa dwóch zasadniczych trendów:
1. zmian w hodowli: poprawa jakości koni w sensie możliwości ruchowych, ale też pod względem jezdności - choć nie odbywa się to "bezkosztowo", to jednak efekt jest imponujący
2. zmian w technice jazdy (wystarczy porównać to, co mówił Klimke, choćby z filmikiem ilustrującym pracę Isabell Werth na WEG w Kentucky)

A zatem nie tylko "maszyna" lepsza, ale i "kierowca" inaczej jedzie. W ramach gdybologii można się zastanawiać, co uzyskałby "nowy kierowca" ze "starą maszyną", a co - "stary kierowca" z nową 😉
 
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
08 listopada 2010 17:17
1. zmian w hodowli: poprawa jakości koni w sensie możliwości ruchowych, ale też pod względem jezdności - choć nie odbywa się to "bezkosztowo", to jednak efekt jest imponujący

apropo jezdności: Gal zawsze podkreślał jak łatwy do jazdy jest Totilas, chętny do współpracy, z łatwością się uczący, zupełnie nieproblematyczny na zawodach wręcz z przyjemnością się prezentujący na czworoboku przed publicznością

No i dalej, jeśli jedziemy konia, u którego ruch jest wypracowany, to w zasadzie musimy każdy krok wyjechać, dużo pilnować, a nawet drobne błędy jeźdźca drastycznie wpływają na obrazek, jaki się zobaczy na czworoboku
Jak kon jest dobrze ujezdzony, czy sie rusza czy nie, prawidlowo reaguje na pomoce, to wogole nie ma takiej opcji ze kazdy krok musisz jechac, to blad najwiekszy w swiecie. Nie ma absolutnie znaczenia czy ten kon sie rusza czy ruch jest wypracowany. A wiadomo ze uzdolonionym koniom przyjdzie to latwiej i szybciej, to zadna nowosc.No i w momencie, kiedy mamy mniej pracy nad samym koniem, zostaje więcej czasu dla jeźdźca - można się skupić nad własnym dosiadem, to i owo poprawić, przesadzić, skontrolować
Jak jezdziec musi pilnowac siebie i pracowac nad swoim dosiadem to nie jest gotowy do pracy nad koniem, do poprawiana jego chodow, nauki elementow, nie ma mowy. Odwrotna kolejnosc najpierw naucz sie siedziec potem ucz konia ,bo potem wychodza smieszne wynalazki biegajace po naszych czworobokach ,niby mala runde. Jak chcesz pracowac nad chodami konia to najpierw musisz nauczyc sie mu w nich nie przeszkadzac, co nie jest takie proste, a jak sie okazuje niewiele z nas to potrafi.
I nie zgodze sie tez ze na koniach z bardzo dobrymi chodami jezdzi sie latwiej. Trzeba miec duzo oleju w glowie i naprawde wiedziec po co sie siedzi na tym koniu zeby nie napsuc tego co natura mu dala, a ba nawet poprawic. Stad mamy mase porozwalanych galopow na czworobokach juz N/C klasy bo przeciez ciasno jest, to trzeba skrocic, a on ma taaaaki szeroki galop ze sie nie wyrabia. I zamiast dac temu koniowi czas zeby sam znalazl sobie rownowage sam sie skrocil to sie lapie za wodze i sie skraca. Widze mase inochodzcow a przeciez jako 4 latki mialy doskonaly step! Takze mysle ze solidna praca na koniu poprawnym moze duzo wiecej nauczyc, a jak juz sie duzo nauczymy to dopiero wsiadajmy na dobre konie bo szkoda ich aj szkoda jak sie marnuja pod "miszczami"
Pozdrawiam
...
Jak jezdziec musi pilnowac siebie i pracowac nad swoim dosiadem to nie jest gotowy do pracy nad koniem, do poprawiana jego chodow, nauki elementow, nie ma mowy.


pytanie od skromnego laika petkowicza: jak się jeździ GP to dosiadu już nie trzeba pilnować? myślałam, że jeździec pracuje nad sobą cały czas  🤔wirek:
Maagdzia, rozmawialiśmy powyżej o koniu w trakcie nauki - czy jeździec nauczy się więcej na koniu poprawnym, dobrym ruchowo, czy słabym.
Nie chodzi mi o wyjeżdżanie każdego kroku w sensie, że jedziesz na granicy pęknięcia, a jak nie, to dupa blada. Za to wrzucę filmik i kilka pytań:

Czy ten koń jest wypracowany? Moim zdaniem tak - to nie jest ideał, ale koń też wcale szałowych podstaw nie ma, robotą zrobiono dużo. Czy koń będzie się tak samo ruszał, jeśli posadzisz amatora? Nie. Ergo, to jeździec wyjeżdża ruch. I moim zdaniem robi to, powiedzmy, w czasie rzeczywistym, czyli na bieżąco 😉 - to miałam na myśli, pisząc o wyjeżdżaniu każdego kroku. Oczywiście, przy wypracowanym ruchu też się dąży do tego, żeby koń zapomniał o swoich starych chodach i intuicyjnie poruszał się tymi lepszymi, ale mimo wszystko kontrola czy pomoc ze strony jeźdźca musi być.

Jak jezdziec musi pilnowac siebie i pracowac nad swoim dosiadem to nie jest gotowy do pracy nad koniem

To ja się zaperzę, że na tym forum pewnie nie ma żadnej osoby, która uważa, że nic już w swoim dosiadzie nie musi pilnować i nad niczym pracować...

Jak ma się to górnolotne hasło o niegotowości do często obecnej krytyki dużych nazwisk, złapanych na zdjęciu w trakcie pracy z niedobrym dosiadem, podciągniętą nóżką, przekrzywieniem? I mówię tu o prawdziwych, uznanych międzynarodowo nazwiskach - w sumie nie tak dawno mieliśmy tu na forum lożę zniesmaczonych, bo ktoś tam bodajże pochylony siedział i piętek książkowo nie miał w dół wyciągniętych, a innemu łydki w piruecie odleciały. Ano faktycznie ktoś krzywo siedział - bo coś przepracowywał. Szkoda, następnym razem trzeba jeźdźcowi, który X koni wyjeździł do GP, powiedzieć że jest nie gotowy do pracy...
Nie mówiąc już o mnie, bo ja zapewne do końca życia będę miała co poprawiać, czyli w takim razie przez ten cały czas moje konie mają się poruszać byle jak?

Takze mysle ze solidna praca na koniu poprawnym moze duzo wiecej nauczyc

No widzisz, poprawnym. Poprawny to już dobry koń, zwłaszcza na nasze polskie warunki. A pytanie brzmiało, czy to właśnie jazda na przeciętniaczku, niezbyt obdarzonym predyspozycjami nie będzie bardziej edukacyjna, niż na koniu, który owe predyspozycje posiada i stąd będzie łatwy. No i nadal jestem nie przekonana. Wyjedź dodania w kłusie na koniku, który nie jest w stajnie fizycznie poszerzyć chodu i gubi się po dwóch krokach, albo na koniu, który ładnie niesie się do przodu, ma swój własny rytm niczym metronom i obszerność nie jest dla niego żadnym problemem - na którym będzie łatwiej?
Bo idąc tropem myślenia Maagdzi powinniśmy się jak ognia wystrzegać bardzo dobrych koni...
Mowiac o dosiadzie nie moiwlam o tym kto jak ksiazkowo siedzi czy ma nozke tu czy owdzie. Mowie o dosiadzie pozwalajacym na luzne i swobodne dzialanie pomocami w kazdej chwili, o dosiadzie nie przeszkadzajacym koniowi. Przyklad ze zlapanymi zdjeciami dobrych jezdzcow jest smieszny bo przeciez kazdy z nas wie ze czasem praca wymaga odejscia od ksiazkowego idealu dosiadu. I jak juz wsponialam kompletnie nie to mam na mysli. Ale jesli jezdziec ktory ma uczyc konia ma problem zeby w rownowadze wysiedziec klus wyciagniety, nie podaza z ciezarem w ciagu, czy piruecie, usztywnia sie, nie powinniem moim zdaniem brac sie za szkolenie koni i koniec.
Bo idąc tropem myślenia Maagdzi powinniśmy się jak ognia wystrzegać bardzo dobrych koni.. A to niewiem skad Ci sie wzielo? Mowilam tylko ze zeby dobrze wyszkolic naprawde dobrego konia trzeba miec duzo umiejetnosci. To ze nikt z nas nie jest idealem wiadomo. Niewielu z nas tez ma dobre konie. Nie mowie tez ze jak nie jezdzisz doskonale to nie mozesz miec dobrego konia. Poprostu nie bedziesz w stanie wykorzystac jego wszystkich mozliwosci, a to szkoda. Dlatego nie mow ze latwiej jest jezdzic na bardzo zdolnych koniach bo wcale nie jest. Koniowi ze slabym galopem wiele krzywdy nie zrobisz a moze uda Ci sie go poprawic. Natomiast zeby nie zepsuc i umiec pokazac, wyszkolic do jakiegos poziomu nie tracac jakosci tego galopu, konia z bardzo szerokim i dobrym galopem to juz troche trzeba umiec. Mam nadzieje ze tym razem jasniej sie wyrazilam.
Maagdzia, dawno tu nie przeczytałam tak jasno wyłuszczonej postawy/wizji. Ode mnie  🙇. Tak to jakoś właśnie jest.
quantanamera, pytanie do Ciebie, w związku z Twoją wypowiedzią. Który koń jest koniem lepiej ujeżdżonym: ten, na którego grzbiecie jeździec może się "poprawiać" bez zakłócenia ruchu? czy ten, który reaguje na każdy ruch ciała jeźdźca? Naprawdę jestem ciekawa odpowiedzi.
halo, na tak uroczo postawione pytanie każda odpowiedź będzie zła 😉

Dobrze ujeżdżony koń, to ten, który reaguje na pomoce, subtelne pomoce. Ja preferuję taką jeździecką szkołę, gdzie jeździec ma się starać możliwie mało robić i zostawiać konia samemu. W taki też sposób staram się jeździć. Ale jeśli jest do zrobienia korekta, to ją po prostu wyjeżdżam. Miesiąc temu zaczynałam pracę w galopie z koniem bardzo wypadającym zadem do środka, praktycznie stale galopującym na dwóch śladach, ze skrzywionym ciałem. Jazda w mikro-łopatce + wyjeżdżanie narożników (i naprawdę mega praca nad tym w każdym kroku) i na chwilę obecną koń już sam kombinuje, jak poruszać się w prawidłowym ustawieniu (na dłuższą metę jest mu tak wygodniej). I jeśli koń jest wyprostowany, to zostawiam go sobie samemu, czyli słynne po prostu sobie siedzę 🙂

Nie wiem, co uważasz za owo "poprawianie się" na grzbiecie. Bo jeśli jeździec podniesie głowę, mocniej ściągnie łopatki, czy postawi pionowo kciuki, pomyśli o długiej nodze - to nie, nie chciałabym żeby takie rzeczy wpływały na jakość ruchu czy też dążność do przodu. Takie korekty w trakcie jazdy robią chyba wszyscy jeźdźcy? Natomiast jeśli owo poprawianie się ma być przesiadaniem po całym grzbiecie, bo brakuje jeźdźcowi równowagi, to jest to poziom lonży, a nie jazdy.

Maagdzia, pies chyba leży pogrzebany w tym, że ja piszę o koniu dla jeźdźca, który się uczy, a Ty o jeźdźcu, który ma szkolić konia.
A mnie zastanawia to, czy na takim "przeciętniaku", rzeźbiąc go powoli i systematycznie przez tych naście lat nie nauczymy się więcej, niż na koniu, na którym wystarczy wciasnąc odpowiednie guziczki? Pytam szczerze  😎

I ja w tej kwestii o dorastaniu do uczenia konia bynajmniej nie polemizuję, ale z drugiej strony nauka polega na próbach wykonania czegoś, inaczej się nie da. Największym problemem w naszym ujeżdżeniu jest to, że mamy piekielnie mało szkoleniowców, który naprawdę wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi, a jeźdźcy - w tym większa większość zawodników - jeżdżą samemu. To niestety jest sport, gdzie trzeba uwzględniać trio: koń, jeździec, trener. Dlatego to wygląda, jak wygląda...


Cieszę się, że wywołałam taką dyskusję. Ja mam taką opinię jak Maagdzia, uważam, że do konia z dobrym ruchem trzeba jeździecko dojrzeć przede wszystkim pod względem fizyczno-dosiadowym, żeby tego ruchu nie zepsuć, nie poskracać, nie pousztywniać. Faktycznie wiele jest dookoła obrazków potwierdzających tą tezę.
A jeśli Tobie quanta wybitny ruch ułatwia, to może znaczyć, że dobrze siedzisz i tyle.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
09 listopada 2010 09:34
a jeszcze do tego pod jaką presją taki jeździec musi pracować co ma szczęscie mieć konia bardzo dobrego czy wręcz wybitnego - zaraz wszelkie niepowodzenia czy coś są komentowane: no tak koń wybitny tylko jeździec go psuje/zepsuł/nie umie go ujechać
busch   Mad god's blessing.
09 listopada 2010 09:42
Cieszę się, że wywołałam taką dyskusję. Ja mam taką opinię jak Maagdzia, uważam, że do konia z dobrym ruchem trzeba jeździecko dojrzeć przede wszystkim pod względem fizyczno-dosiadowym, żeby tego ruchu nie zepsuć, nie poskracać, nie pousztywniać. Faktycznie wiele jest dookoła obrazków potwierdzających tą tezę.
A jeśli Tobie quanta wybitny ruch ułatwia, to może znaczyć, że dobrze siedzisz i tyle.


A kiepskiego ruchu nie pousztywniasz i nie poskracasz? Gwarantuję Ci, że nawet kiepski ruch możesz zepsuć i zrobić jeszcze gorszy  😉
Różnica jest tylko taka, że na dobrze ruszającym się koniu nie jesteś w stanie przegapić dobrego momentu - a na kiepskim możesz, i to bardzo łatwo. Miałam ostatnio porównanie. Najpierw siedziałam na fantastycznym młodziaku z fenomenalnym kłusem i go tym kłusem jeździłam, a potem próbowałam balansem pojechać na koniu przeciętnej jakości.
Na pierwszym jak już się wszystko na swoje miejsce poukłada, to mam takie miny:  😜 albo takie:  😍  i mało mi guma od majtek nie pęka bo tak fantastycznie tam na górze się to czuje. Na tym przeciętnym czułam to samo, tylko mocno rozcieńczone i zdecydowanie nic nie próbowało nigdzie mi pękać - chociaż też było bardzo fajnie. I nie chodzi mi tu o nagłe wyrzucanie mnie w kosmos - wręcz przeciwnie, im lepiej koń zaczyna wymachiwać łapami będąc jednocześnie rozluźnionym, tym lepiej zasysa (a w przypadku tego młodzika - na którym jeżdżę tylko anglezowanym - jest wrażenie takiego niesamowitego, wspólnego rytmu, za którym wystarczy tylko nadążać i jest pięknie).
Z jednej strony chciałabym, żeby na dobrze ruszających się koniach jeździli tylko dobrzy jeźdźcy - bo wtedy te konie pokazują swoje możliwości. Z drugiej strony, na dobrze ruszających się koniach wszystko można poczuć zdumiewająco łatwo i przede wszystkim dobitnie, bez żadnych wątpliwości.

Jest jeszcze jedna kwestia: nie wiem, czy usilne zmuszanie słabych jakościowo koni do ujeżdżenia jest takim super pomysłem. Wiadomo, jeździmy na tym, co akurat jest - ale jeśli ma się wybór, to czy nie lepiej brać takiego konia, któremu predyspozycje fizyczne i psychiczne pozwolą też cieszyć się tym całym ujeżdżeniem? Nie mam nic przeciwko przemianom od zera do bohatera, jednak uważam, że być może lepiej by było ujeżdżać się tylko z końmi, które nie będą musiały przy tym pokonywać swojego ciała, podstawiać prostego zadu, podnosić nisko osadzonej szyi itd. Jestem zwolennikiem traktowania ujeżdżenia jako zabawy i okazji do poczucia całej masy dobrych momentów i jakoś słabo mi się to zgadza z ciężką pracą zmieniającą nieuzdolnionego, kiepsko zbudowanego konia.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
09 listopada 2010 09:52
ale jeśli ma się wybór, to czy nie lepiej brać takiego konia, któremu predyspozycje fizyczne i psychiczne pozwolą też cieszyć się tym całym ujeżdżeniem?

to chyba oczywiste że każdy by wolałby konia z predyspozycjami niż bez. Problem jest niestety taki że

1) wiele osób kupując konia nie jest w stanie stwierdzić czy dany koń ma predyspozycje czy nie

2) koń naprawdę z rzeczywistymi predyspozycjami raczej nie będzie na przeciętną kieszeń

3) wiele osób musi się zadowolic tym co ma - bo jeżdżą na cudzym koniu, bo ich nie stać na innego,  itp itd

4) Osoby zdające sobie sprawę że z danym koniem do niczego nie dojdą poddawane są swoistej presji otoczenia (chociażby tu na forum jest wielokrotnie i bez ogródek, tonem nie znoszącym sprzeciwu dawane ludziom do zrozumienia) że jak masz konia to choćby nie wiem jak ci ten koń nie pasował, choćby nie wiem jak bardzo byłaby dana para niedostosowana do siebie i jak bardzo nie mając żadnych perspektyw na jakiekolwiek postępy -  to MASZ ŚWIĘTY OBOWIĄZEK do końca życia się z tym koniem wozić
[quote author=paa link=topic=35110.msg762430#msg762430 date=1289165149]
Poza tym trochę jest tak, że na koniu z predyspozycjami, szczególnie ruchowymi, trudniej się jeździ niż na słabym ruchowo.

A za tym też się nie zgodzę (dziś jestem quantą polemizującą, a co). Wszystkie konie, które się naprawdę dobrze ruszały i na których siedziałam, wygodnie nosiły - bo były elastyczne, bo ruch przechodził im przez całe ciało, bo używały pleców. No i dalej, jeśli jedziemy konia, u którego ruch jest wypracowany, to w zasadzie musimy każdy krok wyjechać, dużo pilnować, a nawet drobne błędy jeźdźca drastycznie wpływają na obrazek, jaki się zobaczy na czworoboku. A tymczasem taka ujeżdżeniowa maszyna nawet przy wpadkach jeźdźca zachowuje swoją obszerność, rytm, równowagę. Tutaj wystarczą jedynie drobne korekty, żeby ruch jeszcze bardziej stuningować. No i w momencie, kiedy mamy mniej pracy nad samym koniem, zostaje więcej czasu dla jeźdźca - można się skupić nad własnym dosiadem, to i owo poprawić, przesadzić, skontrolować. Mnie się zdecydowanie łatwiej jeździ na koniach, które się ruszają 😁 Pomijając już w ogóle pozostałe predyspozycje - dobra głowa, elektryczność, chęć do współpracy - dlaczegóż to na takim koniu miałoby się jeździć trudniej?  🤔wirek:
[/quote]
Zgadzam się z Quantą. Miałam okazję jeździć na krzyżówkach hiszpańskich w Ameryce Południowej, które trudno niestety nazwać "ujeżdzeniowymi maszynami", ale mają niezwykłe predyspozycje do zbierania się i elastyczny ruch. Są bardzo energiczne, chętnie idą do przodu. Pozostają przy tym w równowadze. Specyficzna budowa predestynuje je do tego, że bez specjalnego zaangażowania jeźdźca idą od zadu, przez co jazda na nich jest suuuper wygodna i zdecydowanie łatwiejsza. Gdy nie trzeba usilnie pilnować rytmu, ustawienia i tempa, jeździec może skoncentrować się głównie nad  korektą własnej postawy  😀
AleksandraAlicja   Naturalny pingwin w kowbojkach ;-)
09 listopada 2010 11:10
Cieszę się, że wywołałam taką dyskusję.
Proszę sobie moich zasług nie przypisywać  😂
A jeśli Tobie quanta wybitny ruch ułatwia, to może znaczyć, że dobrze siedzisz i tyle.

paa, no proszę. Rozmawiamy o koniach dobrych ruchowo, czyli poprawnych plus. Na ostatnich trzech stronach wątku nie pada ani razu słowo "wybitny" poza Twoim cytatem powyżej. Dyskusja o koniach unikatach, białych krukach, ujeżdżeniowych fenomenach nie bardzo ma sens, bo myślę, że raczej taki statystyczny forumowicz to nigdy na takiego konia nie trafi. Tym bardziej do własnego rzeźbienia i nauki.

A kiepskiego ruchu nie pousztywniasz i nie poskracasz? Gwarantuję Ci, że nawet kiepski ruch możesz zepsuć i zrobić jeszcze gorszy  😉


Amen. No właśnie, tak się zaperzamy, że dobrego konia słabszy jeździec popsuje, a gorszego nie popsuje? Jak ma coś schrzanić, to schrzani. Czyli tych dobrych żal, że się psują, a tych słabych nie, bo i tak były słabe? Każdego bez wyjątku konia można popsuć. Skoro do dobrego konia trzeba dojrzeć, to do słabszego nie trzeba? To chyba oczywiste, że do każdego trzeba.
Taki na przykład niemiecki szkoleniowiec Heiner Schiergen opowiada się za tym, żeby starać się jeździć na jak najlepszych jakościowo koniach - bo tylko takie konie mogą pokazać jeźdźcowi te specyficzne, dobre odczucia, które trzeba zapamiętać i szukać ich w innych dosiadanych koniach.

jak masz konia to choćby nie wiem jak ci ten koń nie pasował, choćby nie wiem jak bardzo byłaby dana para niedostosowana do siebie i jak bardzo nie mając żadnych perspektyw na jakiekolwiek postępy -  to MASZ ŚWIĘTY OBOWIĄZEK do końca życia się z tym koniem wozić


Już w KR pisałam, że koń to w żadnym wypadku nie może być wyrok. Muzyka musi grać, i czasem trzeba też umieć podjąć decyzję (dojrzeć?) o rozstaniu się z koniem. Tylko taka decyzja musi wynikać z realiów, a nie z niechęci do pracy nad sobą jeźdźca (tryb nie wychodzi mi, bo to koń jest głupi). Tymczasem znam przypadek, gdzie dwóch jeźdźców się po prostu na konie zamieniło (a konie przy okazji zmieniły dyscypliny) i zamiast frustracji i rozczarowania cieszą się znajdywaniem kolejnych nowych rzeczy i chętnym do pracy koniem.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
09 listopada 2010 12:43
Już w KR pisałam, że koń to w żadnym wypadku nie może być wyrok. Muzyka musi grać, i czasem trzeba też umieć podjąć decyzję (dojrzeć?) o rozstaniu się z koniem. Tylko taka decyzja musi wynikać z realiów, a nie z niechęci do pracy nad sobą jeźdźca (tryb nie wychodzi mi, bo to koń jest głupi).

no więc właśnie.

I tu też jest pogrzebany jeśli chodzi o przeciętnego jeźdźca a osobę z dużym doświadczeniem nastawioną na współzawodnictwo na zawodach.

Przeciętny jeździec będzie latami rzeźbił w nadzieji że coś kiedyś wreszcie zaskoczy.

Osoba z dużym doświadczeniem szybko się zorientuje że nie tędy droga, że do niczego nie dojdą i pozbywa sie takiego konia. Bo przecież nawet osoba doświadczona może nabyć konia który nie spełni jego oczekiwań. Z tym że własnie taka osoba jest w stanie nie kierując się emocjami podjąć właściwą dla siebie decyzję o rozstaniu.
Co do ruchu - moim zdaniem trudniej jeździć na koniu lepszym ruchowo. Przecież takiego konia dużo łatwiej wytrącić z rytmu czy spowodować nieregularności, szczególnie w kłusie.
O jeny quanta, naprawdę nie wiesz, o co mi chodzi?
Konkret: jeździc przyzwoity. Nie bardzo dobry, nie wybitny, taka ocena 5/6 w skali. Zadowalająco. Jeździ na koniu przeciętnym ruchowo, jest w stanie normalnie siedzieć, długo wytrzymuje w kłusie ćwiczebnym, nawet robi elementy typu łopatki i ustępowania. Przesiada się na konia bardzo dobrze się ruszającego (no dobra, nie wybitnie). Nagle foule galopu jest ogromne i pod górę, kłus mega. I co, normalnie sobie jeździ? Nie, będzie próbował się odnaleźć w tym ruchu najprościej, jak się da: zwalniając i skracając go. Jasne, jak się pilnuje (sam, trener) to będzie miał frajdę i to pójdzie w dobrym kierunku, więcej poczuje itd. Ale dosiadowo taki koń wymaga więcej, choćby elastyczności.
Ja się przesiadłam z mojego człapaka na konia chodzącego C przygotowywanego do GP i jeździło mi się znacznie lepiej, kłusy i galopy mnie nie przeraziły, było wręcz rewelacyjnie - koń na guziki 🙂 nie rzucało mną ani nic, płynęłam z koniem.
Quanta, też znam taki przypadek -  😀iabeł:. Z tym, że wcześniej obie strony podjęły duży wysiłek, żeby się jednak zgrać, łącznie ze zmianą (w jednym przypadku) ulubionej dyscypliny, bo bardziej koniowi leżała... Przyznaję, że przyjemność jazdy na koniu, który się sam odnajduje w danej dyscyplinie i ma do tego predyspozycje jest niepodważalna i przynosi fun, który pozwala złe momenty wziąść na klatę i przejeździć zamiast się nimi zamartwiać - pozwala na co dzień mieć radochę ze wspólnej pracy i widzieć sens tego co na placu wyjeżdżamy z przysłowiowym potem na plecach 😉

Mi się 100 razy lepiej jeździ na lepszym ruchowo koniu. Akurat przesiadłam się z takiego se tuptusia (poza stępem to chody miał takie se...) na konia, który rusza się dość poprawnie i potrafi pokazać dobry ruch. Dużo lepiej i wygodniej mi się na nim jeździ, dużo lepiej go czuję i widzę efekty - świetnie właśnie czuć kiedy coś robię dobrze i koń rusza się coraz lepiej - co pozwala mi uczyć się tego co poprawne.
paa ujeżdżeniowcem nie jestem tylko skoczkiem, ale przypuszczam, że zasada podobna; łatwiej, lepiej i więcej nauczysz się na koniu z wiekszymi możliwościami niz przecietnym. Od razu zaznaczam, że zakładam 2 hipotetyczne konie; miłe, spokojne, świetnie ujeżdżone różniące się jedynie wrodzonymi możliwościami. Jeździec po prostu MUSI poczuć jak to jest bo nikt mu tego "słownie" nie wytłumaczy, bo gdyby tak było wystarczyłoby przeczytać teorię  😉.
tajnaa, święta racja. Bo na koniu dobrze pracującym zadem się "nie telepie". W związku z czym jeździec się nie zakleszcza i nie usztywnia, więc i jeździ się łatwiej, wygodniej. A właściwie płynie, jak słusznie napisałaś 😀  To tak troszkę jak z wysokiej klasy samochodem z dobrymi resorami  😁
rtk, ale koń dobry ruchowo ma właśnie swój rytm, który trudno popsuć. Dlatego jest łatwiej jechać. Przykładowo dobry ruchowo młodzik pozostaje w nienaruszonym rytmie nawet jak szuka kontaktu, podnosi i opuszcza głowę - co nie wpływa zupełnie na rytm, takt i obszerność chodu. Jak koń ma łatwość do bycia nieregularnym, to się w ogóle nie rusza - przecież takt to jest totalna podstawa ruchu...

Jeździ na koniu przeciętnym ruchowo, jest w stanie normalnie siedzieć, długo wytrzymuje w kłusie ćwiczebnym, nawet robi elementy typu łopatki i ustępowania.

Śmiem twierdzić, że na elastycznym koni "wytrzyma" równie długo. Zdecydowanie najlepszym koniem, na jakim sama siedziałam, jest mój rudy trzylatek. On ma z natury fantastyczny, zasysający jeźdźca w siodło miękki kłus - coś, czego taki Skwarek się dopiero uczy i świętujemy, bo można takim dobrym kłusem, po dwóch latach pracy i sprzyjających warunkach (idealne postawienie na pomoce, w 100% rozluźniony koń, brak elementów rozpraszających zwierzaka w otoczeniu), pojeździć przez 5-10 minut. A u młodego, nawet jak gdzieś po padoku biegają konie i zwierzak się na nie zagapi albo z nimi pogada, to wszystko, co dobre zostaje, bo tak mu po prostu bozia wbudowała.
Może ja jestem jakaś nietypowa 😀 ale o niebo łatwiej mi zrobić łopatki z obszernego, rytmicznego i zabalansowanego kłusa, niż z chodu słabego, bez impulsu, tuptanego. Łatwiej jest podpiąć się pod regularny rytm, niż jakiś szarpany, nieregularny kłuso-rozpad. Łatwiej jest zrobić łopatkę na koniu, który naturalnie pcha się zadem, niż na takim, który szura tylnymi nogami po ziemi i zamiast się pchać, to się nimi odpycha.

Czy naprawdę ten przyzwoity, zadowalający jeździec robiący elementy typu łopatki i ustępowania będzie musiał tego naszego hipotetycznego konika tak strasznie skracać? A po co? Do tych łopatek i ustępowań?

kłusy i galopy mnie nie przeraziły, było wręcz rewelacyjnie
nie rzucało mną ani nic, płynęłam z koniem.


Bo to IMHO tak właśnie działa 🙂
busch   Mad god's blessing.
09 listopada 2010 13:52
O jeny quanta, naprawdę nie wiesz, o co mi chodzi?
Konkret: jeździc przyzwoity. Nie bardzo dobry, nie wybitny, taka ocena 5/6 w skali. Zadowalająco. Jeździ na koniu przeciętnym ruchowo, jest w stanie normalnie siedzieć, długo wytrzymuje w kłusie ćwiczebnym, nawet robi elementy typu łopatki i ustępowania. Przesiada się na konia bardzo dobrze się ruszającego (no dobra, nie wybitnie). Nagle foule galopu jest ogromne i pod górę, kłus mega. I co, normalnie sobie jeździ? Nie, będzie próbował się odnaleźć w tym ruchu najprościej, jak się da: zwalniając i skracając go. Jasne, jak się pilnuje (sam, trener) to będzie miał frajdę i to pójdzie w dobrym kierunku, więcej poczuje itd. Ale dosiadowo taki koń wymaga więcej, choćby elastyczności.


A jeździłaś na koniu dobrym ruchowo w ogóle, że taką masz opinię? Bo z moich własnodupnych - na razie trochę ubogich, ale jednak - odczuć wynika że dobry ruch nie jest trudniejszy do wysiedzenia o ile koń jest rozluźniony i na pomocach. Ogromne i pod górę fule jest dużo łatwiejsze do jechania, niż tupkowe, bo Cię tak superfajnie buja w kierunku środka siodła  😀

jak masz konia to choćby nie wiem jak ci ten koń nie pasował, choćby nie wiem jak bardzo byłaby dana para niedostosowana do siebie i jak bardzo nie mając żadnych perspektyw na jakiekolwiek postępy -  to MASZ ŚWIĘTY OBOWIĄZEK do końca życia się z tym koniem wozić

To chyba wynika z jakiegoś absurdalnego przekonania, że mój koń będzie miał dobrze tylko u mnie. Otóż wcale tak nie jest, najlepszym przykładem jest mój Busch (damn, minęło już tyle lat odkąd go nie mam, a nadal jestem z nim tak związana emocjonalnie, że potrafię o nim mówić tylko "mój Busch", chyba do końca życia będzie "mój"  🤔wirek: ). Został sprzedany i teraz go czasem odwiedzam, a poza tym mam kontakt z nową właścicielką. I czasem sobie tak myślę, że u niej ma zdecydowanie lepsze warunki niż ja w tym momencie mogłabym mu zagwarantować - a w dodatku jest kochany, niuniany i przytulany  🙂
tajnaa, święta racja. Bo na koniu dobrze pracującym zadem się "nie telepie". W związku z czym jeździec się nie zakleszcza i nie usztywnia, więc i jeździ się łatwiej, wygodniej. A właściwie płynie, jak słusznie napisałaś 😀  To tak troszkę jak z wysokiej klasy samochodem z dobrymi resorami  😁

Dokładnie tak jak piszesz - po to są konie profesorzy.
quantanamera, moje pytanie nie było podstępne, czy cuś. Normalne całkiem. I obie odpowiedzi mogą być dobre i ok. Bo ludzie różnie na to patrzą - i to jest jak najbardziej w porządku. Pod warunkiem, że całość "szkoły" będzie spójna, że proporcje ustawienia zależności od jeźdźca/ "automatyzmu" konia będą podobne w całości szkolenia. Odpowiedziałaś tak, że to wygląda na spójne i racjonalne. Ja akurat jestem zwolennikiem wirtuozerii i konie nadmiernie "stabilne" i niezależne od jeźdźca doprowadzają mnie do... rozżalenia. Ale to drugie podejście (oczywiście są jeszcze różnorakie podejścia pośrednie) też ma niezaprzeczalne zalety.

Co do tego "sporu" odnośnie "ruszających się" koni, to wydaje mi się, że wszyscy porównujemy różne rzeczy. Nie wierzę w konie, które mają pełen "komplet" predyspozycji, wszystko w 100%. Zazwyczaj coś jest (lekko) kosztem czegoś. A jeszcze dochodzi poziom ujeżdżenia. W sumie to jak porównywanie zielonego nowiutkiego misia do różowego "zażyłego" wielbłąda. Zbyt wysoki poziom abstrakcji. Każdy ma co innego na myśli, inne skojarzenia, inną pamięć, inne końskie porównania. I można tak bez końca.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się