k2arola Instruuję i objaśniam 😉
Najpierw zalewam otręby wrzątkiem, są po przestygnięciu wtedy bardziej kleiste i łatwiej je na kopyto nałożyć. Kiedy otręby przestygną na tyle, że są bardzo gorące, ale daje się je utrzymać w ręce i nie parzą (ale gorące!), to nakładam grubą warstwę na podeszwę i piętki, taką sporą "glumzę" w rękę biorę i nakładam na kopyto, raczej staram się żeby poniżej koronki na piętkach były (jak koń stanie to i tak wyciśnie je wyżej). Na to kładę rozłożoną gazę opatrunkową, tak żeby całe kopyto opatulić, potem bandaż elastyczny. Zawijam tak jak na tym filmiku:
to bardzo fajny sposób, bo nie dość że dobrze się bandaż trzyma i nie zsuwa, to nie ma ryzyka, że się zaciśnie gdzieś na koronce, czy pęcinie, krew spokojnie sobie krąży. Na bandaż albo od razu daję taśmę srebrną, albo jeszcze pod spód grubą folię, to zależy od pogody, jak mokro i błocko, to z folią, a jak sucho to bez. Z taśmy przygotowuję sobie wcześniej taki "spód", żeby już szybciej było. Zmieniam jak się da, 2 lub 3 razy dziennie. W takim kapciu z otrębami też się lepiej koniom chodzi, bo poducha jest miękka. Zakładam takiego kapcia jeszcze przez jakieś 2 dni jak ropa wyjdzie, żeby róg nadal rozmoczony był i się otwór nie zasklepił za szybko. Mi się ten system świetnie sprawdza, nie powiem, żebym tych rop Bóg wie ile zaliczyła, ale gdzieś około 20 przypadków, może pod 30 przerobiłam i zawsze działało, nie zdarzyło mi się, żeby trzeba było robić dziurę w podeszwie.
Edit. I oczywiście koń na dwór! Nie do boksu. Ma łazić.