kącik żółtodziobów - czyli pytania o podstawy

To ja  chyba musze zaczac sie rozciagac, bo serio przedwczoraj nie moglam ich zlapac :/ ale sierota ze mnie.
anil22, a schylając się dosięgniesz własnych kostek?
Nie wiem, ale sprawdze.
anil22, przecież nawet się specjalnie schylać nie musisz 🤔wirek: Chyba, że sięgasz prawą ręką do lewych przystuł. Ewidentnie bierz się za ćwiczenia.
No widocznie dla mnoe to zbyt wiele 🤣
anil22, na zdjęciach nie wyglądasz na osobę zbyt okrągłą aby schylić się te kilka cm. Masz jakiś poważny problem zdrowotny, ze nie dajesz sobie rady z popręgiem?
Gaga ja też nie potrafię dociągnąć ujeżdżeniowego popręgu z siodła... i podejrzewam, że winny jest za to w jakiś sposób fakt, że mam lęk wysokości.  🤔wirek: Gdy próbuję się na tyle schylić na jedną stronę konia, żeby dosięgnąć klamerek, zaczynam mieć wrażenie, że tracę równowagę i zaraz spadnę. Co oczywiście nie jest prawdą, ale wrażenie psychiczne jest na tyle silne, że robi się nieprzyjemne. Nie mówię, że anil22 ma ten sam problem, ale powody takiej sytuacji mogą być czasem dziwne. 😉
Murat-Gazon, wow, współczuję. Jestem w stanie zrozumieć lęk przed skokami, ale lęk przed dopinaniem popręgu to już jak dla mnie hardcore... serio (i nie złośliwie) Jak sobie zatem radzisz z popręgiem?
Gaga jeśli muszę, to dociągnę, ostatecznie lęk wysokości ma się w głowie i na zdrowy rozsądek przecież wiem, że nic się nie dzieje, mimo wrażenia, że jeszcze milimetr i będę leżeć na ziemi  🙄... ale jeśli tylko mam możliwość poproszenia kogokolwiek, to zawsze to robię. No i zawsze jak zapinam podczas siodłania, to etapami i jeszcze ruszam konia na chwilę zanim wsiądę, żeby dociągnąć jeszcze raz z ziemi.
Pamiętam, jak byłam dzieckiem (no, młodszą nastolatką w sumie) i na pierwszych lekcjach jazdy konnej robiło się różne ćwiczenia na równowagę - niektórych nie jestem w stanie zrobić do dziś, właśnie z tego powodu.  😡
A ja jestem po prostu popręgowym i puśliskowym ułomem. Jak mi się koń ruszy, to od razu gubię dziury, przycinam rękawiczki, gubię wodze i w ogóle cuda na kiju. Jak za słabo podciągnę z ziemi, to raz na ruski rok dociągnę popręg z siodła. Ale zazwyczaj po prostu prowadzę konia kawałek, dociągam, wsiadam i już nie muszę z siodła dociągać. Więc da się żyć bez podciągania konia z konia. 😀 Jeśli muszę, to oczywiście to zrobię, ale bardzo się staram, żeby nie musieć. 😀 Puśliska też reguluję z ziemi. 😀 Ale z osobą niedosięgającą do popręgu się jeszcze nie spotkałam, przyznaję. U mnie to po prostu lenistwo.
Moon   #kulistyzajebisty
21 kwietnia 2017 11:49
A po jeździe, tzn na końcowego stępa nie poluźniacie popręgu?
Ja na końcowego stępa (tego już bez żadnej roboty i na luźnych wodzach) zazwyczaj zsiadam 😉 Jak wracam z terenu albo z jazdy na łące, to też bardzo często ostatni kawałek do stajni idę z koniem w ręku. Więc problemu już siłą rzeczy nie ma.
A po jeździe, tzn na końcowego stępa nie poluźniacie popręgu?


A i owszem, popuszczam. Ale tylko na hali, bo w terenie zawsze może mu się coś odkleić i wolę mieć podciągnięty aż do domu. Ale po jeździe już się nie kręci, a jak popuszczam, to dokładność nie jest już aż tak ważna. :P
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
21 kwietnia 2017 12:01
Sivrite, to nie lepiej nauczyć konia stać?
Sivrite, to nie lepiej nauczyć konia stać?


Umie stać, z rzadka się ruszy. Dlatego mówię, że po prostu jestem ułomem, pewnie nikomu innemu by to nie przeszkadzało. I mam tak nie tylko z ujeżdżeniowymi popręgami, z długim też mi idzie, jak krew z nosa.
Moon, - ja nie poluźniam od czasu, jak w okolicy był bardzo przykry wypadek, jeździec spadł, a koń z poluźnionym popręgiem wpadł w jakieś krzaki/dziury i brykaniem ściągnął sobie siodło do tyłu na bebechy, w efekcie je rozwalając. Nie przeżył 🙁 Mam uraz od tamtego czasu do poluźnionych popręgów i stępowania z nimi, szczególnie, że często wyjeżdżam na końcowego stępa do lasu. I to, że mam spokojnego konia, który jak już raz na 3 lata zgubi plecak to jest tym wielce zdziwiony i podchodzi zobaczyć co ten człowiek odstawia oraz dopasowane siodło wcale nic nie zmienia. Blokada po prostu, zaraz mam w głowie tą historię  🙄

Również podpinam z ziemi na raty - zakładam siodło, podpinam, zakładam ochraniacze, podpinam mocniej, zakładam ogłowie, znowu dociągam, idę na plac, dociągam przed wsiadaniem. Z tym, że mój się nie napina i tych kilku krokach na plac spokojnie dopinam na maksa, czasem nawet w stajni już mogę go zapiąć. Z siodła więcej wcale nie uzyskam, sprawdzałam 😉

A tak propo tematu - czy jest duża różnica między końcowym stępem z dociągniętym popręgiem i bez? Jakieś takie konkretniejsze uzasadnienie, niż zwyczaj? Bardzo to wpływa na konia, czy jest to tylko taka niewielka różnica? Serio pytam, bo poza "tak się robi" nikt mi tego nigdy nie tłumaczył.
Mój właśnie też cyrków nie odstawia, przejdzie się kilka kroków i mogę dociągać. Nie muszę stępować 10 minut, żeby powietrze spuścił.

Keireshara, chodzi o zmniejszenie nacisku na żebra, żeby koń mógł się w pełni rozluźnić i "odetchnąć pełną piersią". Dla mnie to trochę porównywalne z rozpięciem stanika, jak wracam do domu. :P
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
21 kwietnia 2017 12:24
keirashara, po pierwsze to od poluźnienia dziurki popręgu raczej siodło nie będzie swobodnie latało po plecach.

No cóż, to jest po prostu miłe dla konia, jak może się rozluźnić, głębiej wziąć powietrze. Jakbyś tak samo sobie rozpięła stanik 😀 Niby nie ciśnie specjalnie (chyba, że ktoś podpina, tak, żeby zadusić konia), a jak się poluźni, to zaraz milej.
Moon   #kulistyzajebisty
21 kwietnia 2017 12:28
Sivrite, ooo, dobre porównanie 😀

keirashara, też znam ludzi, co nie poluźniają - z różnych względów. Ja poluźniam, w 99.9% przypadków, czaaaasem mi się zdarzy zagadać z kimś podczas stępowania i zapomnę. Ale ja jeżdżę na placu/na hali, w terenie też nie poluźniam, właśnie z tego względu o którym napisałaś.
O, widzę to samo porównanie. 😀 Ja się stanikiem też nie próbuję udusić, a jednak mi lepiej, jak go rozepnę. 😀

Keira, może popuszczaj tylko dziurę na przykład? Wtedy na pewno mu się na bebechy nic nie zsunie. A swoją drogą, California Chrome wygrał Dubai World Cup (z pulą nagród 10 milionów dolarów, najdroższy wyścig świata) tak:

[img]http://static.gulfnews.com/polopoly_fs/1.1698447!/image/3064050318.jpg_gen/derivatives/box_620347/3064050318.jpg[/img]

Po czym wrócił do stajni zdrowy, szczęśliwy i bogatszy o parę milionów. Koń, o którym słyszałaś musiał mieć ogromnego pecha. Znam przypadki koni, które się zabiły o bezpieczne bramki na padokach, ale to nie oznacza, że trzymam konia w boksie.
Ja po dobrej jeździe zsiadam, poluźniam popręg, ściągam ogłowie (konkretniej wędzidło wyciągam z pyska), a ogłowie zawieszam na potylicy konia i tak się stępujemy z ziemi. Mam czas żeby posprzątać kupy z hali, wygłaskać, itp. To taka forma pochwały za dobrą pracę 🙂
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
21 kwietnia 2017 12:35
Ja też zazwyczaj rozpinam nachrapnik i daję smaczka/zrywam trawki 😀

Bo staniki to złoo 😀
Ja też zazwyczaj rozpinam nachrapnik i daję smaczka/zrywam trawki 😀


Ja wracając z terenu, jak już jest trawa, to puszczam popręg, wyjmuję wędzidło i pozwalam się paść, a sama zrywam naręcze trawy, żeby nie stać bezczynnie i żeby miał na później. 😀

A łażę z koniem w ręku, jak jest zimno, spocił się i muszę go całego oderkować. Z siodła się nie da.
Trochę Wam zazdroszczę czasu dla koni
Ja przy jeżdżeniu 2 ogonów po pracy nie mam opcji poniuniania po treningu - o ile chcę być w domu przed 20. Dodam , że wychodzę o 6😲0 (max o 6:20)
Jak w tygodniu jadę po pracy do stajni, to z domu wychodzę 6.30, a wracam koło 21-22. Ale koń jest jeden i czas na niunianie musi być. 😉
_Gaga, nie widuję u siebie osób jeżdżących regularnie 2 konie. Mam znajomą, która raz na tydzień/dwa wsiądzie na oba, zazwyczaj tylko na jednego. I znajomą studentkę jeżdżącą po 2-3 3 razy w tygodniu. No ale to studentka, nie pracuje. Pracujących osób mających w ogóle czas na dwa konie nie widuję. Ale przyznam, że gdybym miała jeździć drugiego (na co miałabym czas, bo też studiuję) kosztem niuniania Bąbla, to bym drugiego nie miała. :P Szczególnie, że z nim samym schodzi mi się w stajni dłużej niż komukolwiek innemu, bo a to trawka, a to kopytka, a to przepleść. Poniuniać przy czyszczeniu, wyczyścić największego brudasa w stajni (ja wiem, że 90% jeźdźców tak mówi, ale ja mam u siebie renomę! 😀), pójść na trawkę. Zrobić jedzonko, ze 3 razy skoczyć do boksu, żeby coś mu dać. No schodzi się... I o ile na drugiego starczyłoby mi czasu, żeby wsiąść, to już racej by go nie starczyło, żeby wylewać tyle samo miłości. :P
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
21 kwietnia 2017 12:56
_Gaga, ja mam czas na bycie w stajni raz na 2 tygodnie, więc niunianie jest dla mnie częścią odpoczynku psychicznego.
[quote author=Murat-Gazon link=topic=1412.msg2673799#msg2673799 date=1492775556]
Jak w tygodniu jadę po pracy do stajni, to z domu wychodzę 6.30, a wracam koło 21-22. Ale koń jest jeden i czas na niunianie musi być. 😉
[/quote]
Codziennie? Podziwiam szczerze.
Ja niestety o tej 18 - 19 jestem już na tyle głodna  , że muszę pojechać do domu :/ a i tak zanim ugotuję sobie obiad robi się 20 - 21.

Strzyga ja jestem piątek - świątek i niedziela
niuniam w weekendy o ile zdążę 😉
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
21 kwietnia 2017 12:59
_Gaga, no ja do etatu mam studia, wiec nie mam jak dojeżdżać 50 km w jedną stronę :P
Sivrite u mnie w stajni jest właścicielka dwóch koni. Rozwiązuje sprawę tak, że w weekendy jeździ zawsze oba, a w tygodniu po pracy raz jednego, raz drugiego. Ona też z tych niuniających.
Ja mam obecnie właściwie półtora konia 😉 ale z młodym robię coś tylko w weekendy, bo w tygodniu zwyczajnie nie starcza mi czasu.

Gaga no nie, nie codziennie. Staram się co drugi dzień, chyba że pogoda nie pozwala. Jeszcze oprócz konia to ja popołudniami pracuję bardzo często w domu, więc albo praca, albo stajnia. Zdarza mi się jeździć czasem codziennie w okresie od wiosny do jesieni, jak akurat nie mam roboty popołudniowej, no ale efekt jest taki, że po kilku takich dniach pod rząd jestem nieżywa.  😁
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się