Sprawy sercowe...

Breva, mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa bez względu na decyzję. Chociaż ja bym na Twoim miejscu wstrzymała się z decyzją o rozwodzie. Zamiast tego zmieniła nazwisko na własne.
no właśnie okazuje się że nie mogę - nazwisko można zmienić tylko PO ślubie/rozwodzie, albo jeżeli są bardzo poważne przesłanki (typu nazwisko obraźliwe itp.). I mimo że rozwód planuję wziąć to nazwisko mogę zmienić dopiero po decyzji sędziego, ale nie przed.

czemu byś się wstrzymała?
ash   Sukces jest koloru blond....
30 stycznia 2014 14:21
Breva, robiłaś sobie taki rachunek "sumienia" tzn związku?
My nie wiemy wszystkiego, wiemy te złe strony. Zastanawiałaś się dlaczego wzięłaś z nim ślub, dlaczego go kochałaś itp.?
Znając tylko te kwestie, które można przeczytać na forum też bym pewnie podjęła decyzję ...o separacji.
Nie wiem, ale tak sobie dziś myślę że jednak coś musi być dlaczego byliście razem, dlaczego do niego wróciłaś i dlaczego wzięłaś ,ślub. Jakoś tak mi przykro jak czytam o Twoim rozwodzie, chociaż z drugiej strony, to0 wiem że nie zasługujesz by cię tak traktowano.
Breva, to jednak ważna decyzja. Z jakiegoś powodu byliście razem, z jakiegoś się rozstaliście, ale był też powrót. Nie było zdrady, przemocy. Jest raczej wojna na tle potrzeb, które w każdym związku występują wcześniej czy później i nazywają się docieraniem.
Ja przechodziłam przez to 3 razy i wiem tyle, że od początku trzeba jasno ustawiać granice i komunikować swoje potrzeby partnerowi. Albo w kilka miesięcy się ułoży na tyle, że chcesz żyć dalej, bo większość spraw jest rozwiązana na zasadach kompromisu. Reszta to błahostki, które wkurzają, ale ... wady są po obu stronach i z głupotami da się żyć.
Natomiast u Was mam wrażenie, że problem leży w dużej części w Tobie i te same błędy będziesz powielać w kolejnych związkach. Będziesz miła, opiekuńcza i kolejny facet zrobi z Tobą dokładnie to samo. Różne mogą być objawy ale efekt ten sam: Ty będziesz spełniać jego życzenia a on Twoich nie, bo "za cicho" je wypowiadasz.

Postanowiłaś to Twoja decyzja. Ja bym spróbowała innej drogi, żeby kiedyś nie żałować.

edit: pisałyśmy równo z ash, ale widzę, że mamy taki sam ogląd.
Dlatego i ja pisałam, że bym dala szansę terapii. Z tego względu, że wiem, że nie raz mu mówiłaś, komunikowałaś, ale dopiero po raz PIERWSZY ktoś byłby z Wami, żeby pomóc Wam rozmawiać o tych swoich potrzebach o dotrzeć się jakoś.

No chyba, że naprawdę, naprawdę, ewidentnie NIE CHCESZ. Tylko wtedy.... z całym szacunkiem, ale ... pcha się do głowy masakrycznie nachalnie PO KIEGO GRZYBA ZA NIEGO WYCHODZIŁAŚ?
I ponieważ wierzę, chcę wierzyć, że nie jesteś nastolatką z fiu bzdziu w głowie, to wierzę, że jakieś powody poważne ku temu miałaś. I GDZIE te powody są teraz?

Przepraszam, jeśli za ostro.  :kwiatek:
Natomiast u Was mam wrażenie, że problem leży w dużej części w Tobie i te same błędy będziesz powielać w kolejnych związkach. Będziesz miła, opiekuńcza i kolejny facet zrobi z Tobą dokładnie to samo. Różne mogą być objawy ale efekt ten sam: Ty będziesz spełniać jego życzenia a on Twoich nie, bo "za cicho" je wypowiadasz.
W tej różowości, łagodności, poświęcaniu się też mogą siedzieć gry i sposobiki. Nie żeby świadome. Takie w klimatach "ja już jestem dobra, teraz ty się zmień". Albo "ja jestem ok, a ty się teraz ukorz i dokładnie mi powiedz, dlaczego nie zrobiłeś tego, co miałeś zrobić". Albo widzenie, że on ze mnie robi mamusię, a niewidzenie tego, jak się robi z niego synka. Rzucam różne hasła, losowo, może nieprzystające nijak do tej opowieści.
To raczej taki głos za terapią (pewnie własną). Za obejrzeniem, co robię. I dlaczego to robię, to znaczy, dlaczego mi się to opłaca. A potem rozważenie, które strategie chce się kultywować, a które wypleniać. [dopisuję:] Żeby nie powtarzać w przyszłości tych samych (ewentualnych) błędów. Nie więcej razy, niż to konieczne 😉
mam wrazenie ze dochodzi tutaj do jakiejs myslowej schizofrenii, albo nieumiejetnosci czytania albo nie wiem co jeszcze... Tak jak Breva sprawe nakreslila, nie wiem czemu i jak mozna tej decyzji nie rozumiec...?
Wzieli slub z innymi oczekiwaniami - nie wypalilo, nie widac szansy na STALA poprawe. TRUDNO. Tak jak oczywiscie slub to wazna sprawa, tak moze byc totalnie niewazna w obliczu nieszczescia. To jest decyzja Brevy, nie wmawiajcie jej ze nie zrobila wszystkiego, ze problem lezy w niej, ze powinna jeszcze tysieczny raz to przemyslec czy to czy tamto.. jezu... Ciekawe jakie wy byscie byly pro wielkie ratowanie malzenstwa w jej sytuacji...

Tunrida.. serio...?
ehh dziewczyny.. były powody żeby wziąć ślub, mam powody żeby wziąć rozwód. i wierzcie mi - przemyślałam to wszystko na milion sposobów, każdego dnia od przynajmniej 3 miesięcy...

nerechta  :kwiatek:
Teodora, gierki mają to do siebie, że bez jasno określonych zasad zawsze gdzieś wychodzi z boku problem. Bo druga strona albo nie umie w nie grać, albo nieświadomie wciągnięta w grę odkrywa manipulację i czuje się oszukana. Jestem zwolenniczką dyskusji, kłótni do czasu aż ustalimy kompromis. Ja dam coś z siebie i niech druga strona coś da. Sobie w czymś folguję to i muszę mieć więcej wyrozumiałości wobec partnera. W moim odczuciu najlepiej kiedy związek jest w miarę symetryczny jak dobra umowa.

nerechta, ja widzę szansę pod jednym warunkiem: oboje muszą chcieć uratować ten związek i przepracować problem. I to nie jest sprawa na 1 wieczór a na wiele miesięcy. Nie wiemy co tak naprawdę myśli i czuje L, bo go nie znamy i nie miał szans się wypowiedzieć. Natomiast Brevy wypowiedzi są mocno emocjonalne, coś wybuchło próbuje się odnaleźć, wykrzyczeć to co siedziało wiele miesięcy. Ale... czy za pól roku, kiedy opadnie złość nie wrócą myśli, że to jednak był facet jej życia?

Jestem przed ostatecznym "TAK" i wiele rozmawiamy o tym. Chyba mnie nachodzi jednak stres, że to pociąg w jedną stronę i nie ma odwrotu (nie zakładam rozwodu, bo wtedy myśli o ślubie tracą sens). Staram się poruszyć wszystkie problemy i przedyskutować wizję naszego życia z P, żeby się nie zdziwić za kilka lat, że on ma inne plany życiowe niż ja.
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
30 stycznia 2014 15:13
bera, ale rozwód to też nie tylko złożenie podpisu w jeden dzień i koniec.
BREVA - weź wdech, wydech, nie czytaj "rad" z forum.
Rób co uważasz, co dla Ciebie będzie najlepsze.
Tylko Ty wiesz co czujesz i czego chcesz.

Walcz o siebie! do boju!!
bera7, mi chodziło o coś bardziej ogólnego, o nasze ludzkie gierki z życiem. Ze sobą.
Z tymi naokoło oczywiście też. Ale to jako sprawa wtórna.

Jaki przykład by podać, żeby się jeszcze do nikogo tu nie odnosić... No choćby: co daje rola osoby bezradnej? Jakie mam z tego korzyści? Może co prawda jest przykro, nie ma się poczucia sprawstwa, satysfakcji, ale za to można liczyć na wsparcie, pogłaskanie po głowie, wyręczenie?

Albo coś innego, co się przewijało czasem w tym wątku: jestem ta dobra, zawsze coś robię dla innych, pomagam, wspieram, inni tego nie doceniają, wykorzystują - i tak dalej. Tu też jest moim zdaniem miejsce na obejrzenie sobie tego i zadanie pytania: co mi to daje? Dlaczego gram w tę grę? I może: czy korzyści są warte tej gry? Czy mi się to naprawdę opłaca, jak się temu przyjrzę z boku?
safie, w przypadku Brevy pójdzie szybko. Nie ma wspólnego majątku, dzieci itp. Jeśli jest  zgoda decyzja obojga to kwestia 1 rozprawy.

Teodora tak, to się kwalifikuje na terapię. Inaczej zawsze będą wokół ludzie, którzy będą ją traktować jak mąż.
Zmieniając temat:

Takie ładne znalezisko.
Breva, ja tylko napisze, ze bylam z kims podobnym do Twojego L.  - mial mnie w d.pie centralnie, no chyba, ze czegos chcial, wowczas potrafil byc mily i uczynny. Albo jak Mu sie trafil dobry humor. A ja tez z tych dobrych, milych, negocjujacych, rozmawiajacych, unikajacych starc i walki - rowniez o siebie. I teraz jestem z facetem z ktorym wszystko tak latwo wychodzi - z prostego powodu - moj B. po prostu mnie kocha i chce byc ze mna. I tego Ci zycze - ponownie, spotkania faceta ktory bedzie kompaktybilny z Toba, z Twoimi potrzebami, ktory da Ci to co jest dla Ciebie w zwiazku wazne. Powodzenia!  :kwiatek:
Któraś wyżej napisała, że "nie było przemocy".
Nie no, serio?  🤔 A przemoc psychiczna to nie istnieje?
Przemoc to nie tylko lanie na odlew po gębie.
Jak najbardziej może być sytuacja, że ktoś "nie pije, nie bije, nie zdradza" a przemoc psychiczna ma miejsce na całego...
Kto przeżył taki związek, to wie.

Safie, a jak najbardziej rozwód to może być złożenie podpisu w jeden dzień i koniec. U mnie rozwód to była jedna może dwudziestominutowa rozprawa. I koniec.
Murat-Gazon, ale czy przemocą psychiczną jest olanie potrzeb drugiej osoby? Nie przesadzajmy. Breva nigdzie nie napisała, żeby ją poniżał, szantażował, wyzywał.
Ona dawała z siebie wszystko a on nic. Przynajmniej ja tak zrozumiałam.

Ja tam życzę szczęścia, czy razem czy osobno i nie mnie oceniać słuszność decyzji, bo to wyjdzie w praniu.
bera, OCZYWISCIE! Zwlaszcza, ze ktos robi to z premedytacja! Mowienie ze mu sie fizycznie nie podoba, nawet sam brak kontaktow seksualnych to JEST przemoc. Nie odzywanie sie jest przemoca, przeciaganie wszystkiego na swoja wygode tez. Nie dokladanie sie do gospodarstwa domowego TEZ jest przemoca ekonomiczna.
Argument "nie bije, nie pije" jest ponizej wszelkiej krytyki. I czesto zreszta stosowany przez "potworow w rodzinie".
Bera, a uważasz, że choćby teksty w stylu "nie sypiam z tobą, bo mi się nie podobasz" to nie jest poniżanie?
I znowu - przemoc psychiczna to nie tylko wyzywanie, szantażowanie i awantury. Można ją stosować, nie podnosząc głosu i nie używając wulgaryzmów. A efektem i tak jest cierpiący drugi człowiek. Jeśli olanie potrzeb drugiej osoby jest robione świadomie, mimo wiedzy, że ta osoba przez to cierpi, i bez zamiaru zmienienia tego, ponieważ osoba olewająca ma z tego korzyści -  to tak, można to nazwać przemocą psychiczną.

A jestem pewna, że Breva nie napisała nam tu ani jednej dziesiątej tego, co usłyszała w różnych sytuacjach, nie tylko dotyczących sfery intymnej.

Nerechta widzę, że pisałyśmy równo i to samo  :kwiatek:
nerechta, no to ja jestem potworem. Bo jak nie mam ochoty na sex to o tym mówię bez owijania. To że jedno jest bardziej otwarte z drugie pruderyjne to też przemoc? A dla mnie zmuszanie to form jakich nie chcę lub w dni w które nie chcę to gwałt i tyle.
I kiedy mam złość na mojego faceta też milczę. Wybieram taką formę zamiast powiedzenia za dużo w złości i żałowania później swoich słów. Wolę 1-2 dni ciszy czy rozmów służbowych niż wyciąganie starych kotletów i wałkowanie starych awantur.
O ekonomii się nie wypowiem. Różne pary mają różne układy. Wiemy, że nie dawał, ale nie wiemy czy Breva wymagała od niego. Mój chłop gdybym mu nie podtykała pod nos rachunków to też by ich nie płacił. Przypomniało by się jak by prąd wyłączyli. Tak ma i już. Ja muszę pilnować terminu i 2-3 dni przed być upierdliwa i dopytywać czy już zapłacił.

Murat-Gazon, zaraz, zaraz... chyba czytałyśmy inne wypowiedzi. Breva czuła, że z seksem słabo, bo przestała się podobać i po czasie wyciągnęła z niego potwierdzenie przypuszczeń. Oczywiście, że to jest przykre i poniżające nie podobać się własnemu facetowi. Ale po Twoim poście można wywnioskować, że facet wracał z pracy i od progu krzyczał, że się spasła jak świnia i brzydzi się jej.
Nie wiemy czy napisała 1/10 tego co było czy może wyolbrzymiła problem, bo facet milczał a w jej głowie były najgorsze myśli. 

Jak tak piszesz o tej przemocy psychicznej to okazuje się, że wokół mnie były same potwory. Ojciec, który zmuszał do nauki i jedzenia, matka która terroryzowała mnie, że jak nie odrobię lekcji to nie pójdę do stajni. Potem kolejni faceci, z których każdy miał jakieś wymagania. Ba.... jeden był takim bandytą, że kazał mi robić jajecznicę dla swojego brata, a moją mamę tak napastował psychicznie, że musiała mu raz w tygodniu piec ciasto drożdżowe.

Wy nic nie wymuszacie? Ja od 5 miesięcy próbuję wymusić skończenie łazienki. Niestety prace wciąż się opóźniają chyba muszę zastosować mocniejsze środki i zacząć bić  😤
Bera, nie porownuj sie do kogos, kto robi tak STALE. Kazdy ma lepsze i gorsze dni, nie kazdy codziennie musi chciec seksu, ani nie zawsze jest kolorowo, ludzie sie kloca i nie odzywaja. Ty mowisz o zupelnie innych rzeczach niz w przypadku osob "psychopatycznych", ktore wszystkie aspekty zycia beda wykorzystywac zeby karac i mscic sie na partnerze. Jestes taka? nie sadze... Prosze, nie myl pojec.
Krew mnie zalewa troche Cie czytajac, bo nie mialas najwidoczniej takiej osoby w rodzinie i moze nie widzisz roznicy, ale ci co mieli doskonale wiedza o co chodzi wiec naprawde..
Bera przepraszam cię, ale chyba zupełnie nie rozumiesz, o co mi chodzi.
Przecież to oczywiste, że nie jest przemocą psychiczną kazać dziecku się uczyć, nawet jeśli dziecko czuje się pokrzywdzone, bo miałoby ochotę akurat poplotkować z koleżanką, pograć na komputerze albo cokolwiek innego (albo siedzieć w stajni...). Ale powiedz mi, czy dziecko zmuszone do nauki czuje się jak śmieć nic niewart? Bo wydaje mi się, że nie. Reakcją dziecka jest "zdrowy wk***" na rodzica, że się go czepia, a nie zamknięcie się w sobie w poczuciu bycia totalnym zerem, które na nic dobrego nie zasługuje.
Nic z tego, co opisałaś, nie jest przemocą psychiczną. Po tym, co piszesz, można odnieść wrażenie, że po prostu nigdy nie miałaś z czymś takim kontaktu, czego zresztą bardzo Ci zazdroszczę, jeśli tak jest. Ja miałam. I zaręczam Ci, że z tym, co opisałaś, nie ma to nic wspólnego.
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
31 stycznia 2014 12:12
Bera, gdyby rodzice zmuszając dziecko do nauki mówili mu, że jest zerem, bo czegoś nie umie/ nie może zrozumieć to byłaby to przemoc
nerechta, mam w rodzinie różne osoby, tak samo jak poznawałam różnych facetów. Sęk w tym, że nie dałam sobie wejść na głowę. Np. wiele lat miałam koszmarny kontakt z mamą. Nie zamierzam tu wyciągać licznych historii, ale uwierz na słowo, że NIGDY nie usłyszałam od własnej matki, że mnie kocha. Pochwały były tak nieliczne, że niezauważalne. Za to wszystko wg niej robiłam źle. Przez ponad 20 lat ciągle się na mnie wieszała. Gdybym była bardziej wrażliwa pewnie stałaby się dla mnie potworem. A ja wykształciłam mechanizm obronny i miałam wszystko w nosie. Znikałam rano wracałam na noc. Latem znikałam na całe dnie w stajni a po ukończeniu 16 lat wyjeżdżałam po zakończeniu roku szkolnego i wracałam 2-3 dni przed szkołą. Nie dostawałam kasy na ten czas, nikt się nie pytał co będę jeść.

Murat-Gazon, rozumiem wasze opinie. Nie mam problemu z czytaniem. Po prostu uważam, że znamy część faktów, które są napisane w emocjach. Nikt z nas za materac nie robił.

I wkurza mnie trochę mechanizm wątku. Co kto nie napisze w złości o swoim facecie po kłótni to powstaje obraz samych katów i oprawców. Dlatego nawet jak mam ochotę pożalić się czym mnie mój wkurza, to wolę przemilczeć. Bo zaraz dostanę rady, że mam wygnać dziada z domu i poszukać sobie księcia na białym koniu.


Lov   all my life is changin' every day.
31 stycznia 2014 15:51
bera, OCZYWISCIE! Zwlaszcza, ze ktos robi to z premedytacja! Mowienie ze mu sie fizycznie nie podoba, nawet sam brak kontaktow seksualnych to JEST przemoc. Nie odzywanie sie jest przemoca, przeciaganie wszystkiego na swoja wygode tez. Nie dokladanie sie do gospodarstwa domowego TEZ jest przemoca ekonomiczna.
Argument "nie bije, nie pije" jest ponizej wszelkiej krytyki. I czesto zreszta stosowany przez "potworow w rodzinie".


Podpisuję się pod tym całą klawiaturą 😉

Tylko widzę tu pewną dziwną tendencję. Najpierw wszyscy pisali, że Breva ma odejść od męża, były hipotezy homoseksualizmu i innych skrajności, a teraz nagle, że ma się zastanowić nad rozwodem, bo może jednak go kocha a on ją?
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
31 stycznia 2014 15:57

I wkurza mnie trochę mechanizm wątku. Co kto nie napisze w złości o swoim facecie po kłótni to powstaje obraz samych katów i oprawców. Dlatego nawet jak mam ochotę pożalić się czym mnie mój wkurza, to wolę przemilczeć. Bo zaraz dostanę rady, że mam wygnać dziada z domu i poszukać sobie księcia na białym koniu.



Święta prawda 😉 Jakoś tak informacje o tym, że jest fajnie i ok są totalnie pomijane albo zbywane stwierdzeniem "to super!", ale jak pojawia się problem to od razu się na facecie psy wiesza. Choć w sumie fakt faktem, że znamy zazwyczaj tylko jedną wersję- tę, którą nam dziewczyna przedstawi. A skąd wiemy, jak jest realnie?

O, jak na przykład ja. Jak było źle, tragicznie i totalnie beznadziejnie, to wylewałam żale na forum, bo to było najprostsze. I wszyscy mają obraz Konrada jako nieroba, lenia, prostaka i nie wiem co jeszcze, ogólnie najgorszego z najgorszych 😉 Ale jak jest fajnie i genialnie, to nie pisałam nic. Bo nie było potrzeby.
Tylko widzę tu pewną dziwną tendencję. Najpierw wszyscy pisali, że Breva ma odejść od męża, były hipotezy homoseksualizmu i innych skrajności, a teraz nagle, że ma się zastanowić nad rozwodem, bo może jednak go kocha a on ją?


Nie wszyscy. Od początku ani razu nie napisałam, że powinna się rozwieść. Owszem nie pochwalam zachowań jej męża. Uważam, że TAK się nie da żyć. Ale na tle tego co napisała wydaje mi się, że sprawa jest do przepracowania i jest szansa na uratowanie małżeństwa.
Tak czy siak, cokolwiek forum by nie pisało breva ma swój rozum i chyba nie będzie się rozwodził, bądź nie, bo forum tak pisze 🙂
Kompletnie nie rozumiem po co miałaby je ratować, skoro ewidentnie tego nie chce. I już podjęła decyzję. Moim zdaniem tu nie ma czego ratować. Breva znajdź faceta, który będzie nie tylko brał, ale i dawał coś od siebie, będziesz dla niego kimś wyjątkowym i będzie cię doceniał. :kwiatek:
Lov   all my life is changin' every day.
31 stycznia 2014 17:23
Uważam tak jak flygirl, że tu już nie ma czego ratować. I przede wszystkim, nie ma CHĘCI do ratowania.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się