Kto/co mnie wkurza na co dzień?

Lejecie miód na moje serce 🙂
Że nie mam omamów i niekoniecznie do psychiatryka.

dominoxs, to jest właśnie tak jak piszemy. Ogólny proces rozkwitu podłości.
Nie, nie ma "uniwersalnych wartości". Tzn. są - ale tylko dla ludzi, którzy w nie wierzą. Czyli są "subiektywnie uniwersalne wartości" 😁 Wierzyć w coś to co innego niż mówić, twierdzić, że się wierzy.
Kiedyś przeczytałam cienką książeczkę autorstwa... Jezuity, i wydawało mi się, że pod jej wpływem straciłam "wiarę". Tymczasem jedynie zobaczyłam, dotarło do mnie w co Wierzę, a w co Absolutnie NIE, za co nie oddam włosa z głowy.
Ale proces konfrontacji "wiary" (głoszonej paszczą i stereotypowymi zachowaniami) z Wiarą jest bardzo, bardzo bolesny.
To psychologiczne zjawisko zdruzgotania "lustra świata". Którego wszyscy wściekle się boimy. Boimy się strasznych dni rozpaczy, gdy NIC nie wydaje się takie jak dotychczas. Jak pisze Murat-Gazon, my ludzie mamy rozliczne mechanizmy obronne. O ludziach świadczą ich wybory, rezultaty tych wyborów, nie to co głoszą paszczą, gestami, do czego się przyznają, co deklarują. Tak z grubej rury: nikt kto na prawo i lewo zdradza męża/żonę nie jest wiernym współmałżonkiem, choćby nie wiem jak twierdził, że to dla niego Ogromna Wartość. Ale co, będzie chodził i twierdził, że najważniejsze dla niego jest dobro jego... przyrodzenia? Skąd! Dorobi sobie zgrabną teorię, żeby wszystko się "zgadzało".

Murat-Gazon, Ascaia, to co ostatnio boli mnie najbardziej, to jednak to, co dzieje się z relacjami najbliższymi, męsko-damskimi, rodzinnymi. Akurat tu, tfu, póki co jestem "bezpieczna", ale widzę co się dzieje dookoła. Przez pół wieku (odkąd żyję) rozwód był uważany za zło. Czasem "mniejsze zło" ale zło. Nawet gdy ludzie dużego formatu wychodzili z rozwodu z klasą i możliwie bezstratnie - zawsze był to dramat, zawsze było to zło, którego lepiej, żeby nie było. Bo zawsze taki konflikt dorzucał cierpienia. Teraz jest inaczej. Rozwód jako dobro.
To akurat taka "prosta" zmiana, taki model tego co się dzieje. Ale "cudne zjawiska" dotyczą każdej bliskiej relacji. Pełno kobiet, które bez mrugnięcia okiem wymienią pierścionek z brylantem na pierścionek z większym brylantem. Pełno mężczyzn, którzy partnerki traktują wyłącznie instrumentalnie. Osoby mniej egoistyczne cierpią. Cierpią męki. Które "wszyscy" mają w d*. Model bicia braw drapieżcy a potępiania ofiary ma się coraz lepiej. Wszak "warto" stawiać na wygranego, prawda?
Nie sposób się dziwić powszechnej nieufności. Jakakolwiek wspólnota przestała być jakąkolwiek wartością. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to rezultat... celowych działań polityczno-ideologicznych. Rezultat najzwyklejszego "dziel i rządź".
halo, myślę, że to też rezultat wieloletniego propagowania nowego modelu społecznego, w którym wszelkie zjawiska tradycyjne zaczęły być przedstawiane nie jako wartościowe, ale jako śmieszne i niedzisiejsze. Stała, nierozerwalna rodzina, wspólnie walcząca o dobro wszystkich członków? Po co, skoro można "wymienić na lepszy model" albo zerwać kontakty, jeśli wymienić nie można (bo np. mamy czy babci nie da się wymienić). Związki damsko-męskie polegające na znalezieniu - i szukaniu z tą właśnie intencją! - tego jedynego/jedynej na całe życie? Staromodne i bez sensu. Wstrzemięźliwość seksualna? Pfff, ale zabawne. I tak dalej, i tak dalej. Nowoczesne, lewicowe środowiska zrobiły bardzo wiele, żeby zohydzić i ośmieszyć wszystko, co mieści się w tradycyjnym modelu relacji międzyludzkich - ich trwałość, nierozerwalność, odpowiedzialność, jaka się z nimi wiąże, nawet tak przecież naturalne sankcjonowanie związków przed prawem i kościołem. Teraz obowiązuje model "róbta co chceta i bawta się dobrze".
efeemeryda   no fate but what we make.
19 listopada 2015 18:59
tutaj nie mogę się zgodzić. Jestem bardzo lewicowa, a rodzinna zawsze jest dla mnie na pierwszym miejscu. I jaki jest związek wstrzemięźliwości seksualnej z poszukiwaniem partnera na całe życie ?  🙄 Czy tylko dziewicy należy się mąż co to jej nie opuści, aż do śmierci ?
Nie łączyłam tych zjawisk w całość, jedynie wymieniałam postawy i zachowania ośmieszane.
Nie wątpię, że zwykli ludzie o poglądach lewicowych mogą nie prezentować tak skrajnych postaw względem tych tematów, ale jak się spojrzy wyżej, czyli na media, polityków, organizacje społeczne itp., to już obraz wyłania się zgoła inny.
busch   Mad god's blessing.
19 listopada 2015 19:14
halo, te przykłady z rozwodem to z prawdziwego życia, czy z telewizji? W moim otoczeniu nie znam ani jednej osoby, która wzięłaby rozwód (albo ślub) "dla sportu". Pomijając wymiar duchowy czy emocjonalny (chociaż trudno go pominąć bo ludzka emocjonalność nie zmieniła się wraz z powstaniem MTV i nadal rozpad związku jest po prostu TRUDNY, bo człowiek się przywiązuje nawet do mebli, a co dopiero do człowieka), to jest też prawdziwy ból głowy w kwestii prawnej, w kwestii pchłoniętego czasu, nerwów itd. na rozwód. Znam wiele przykładów osób, które tkwią w jakichś chorych sytuacjach, bo ciężko im wyrwać się z zastanej sytuacji.
A że rozwód już jako zło nie jest widziany - dla mnie to jest świetna zmiana. Tkwienie w toksycznym związku bo "rozwód to zło" jest STRASZNE - jak ktoś uważa, że tak lepiej dla dzieci, to niech zapyta kilka dzieci z takich utrzymujących się na sznurku od snopowiązałki rodzinach. Zdecydowana większość dzieci woli rozwód, bo przynajmniej nie robi im się wody z mózgu latami.
busch tylko że statystyki dotyczące ilości rozwodów w stosunku do zawieranych małżeństw w danym czasie lawinowo rosną. Według niektórych statystyk rozwodów bywa nawet połowa tego, co ślubów. Z całą pewnością oznacza to coś niedobrego - albo że ludzie rozwodzą się z byle powodu, albo że zawierają małżeństwa w sposób totalnie nieprzemyślany, albo że nie umieją utrzymywać i budować relacji, albo że opierają je na niewłaściwych podstawach. Żadna z tych opcji nie jest optymistyczna. Jakiś procent małżeństw zawsze się rozpadnie i owszem, tutaj rozwód jest dobrą rzeczą, ale tyle?
busch   Mad god's blessing.
19 listopada 2015 19:24
Murat-Gazon, jak wychodzisz z psem na spacer, statystycznie macie po 3 nogi 😉. Należy sobie zadać pytanie: czy dawniej ludzie byli szczęśliwsi w związkach tylko dlatego, że nie było tyle rozwodów? Niestety najczęściej po prostu traktowali rozwód dokładnie tak, jak by sobie halo życzyła - jako zło, którego trzeba unikać za wszelką cenę. I ludzie totalnie nieszczęśliwi po prostu sobie razem egzystowali, zwłaszcza jak w grę nie wchodziły hardkorowe rzeczy jak alkoholizm, bicie itd. - to cała wioska by wytykała palcami gdyby ktoś się rozwiódł. Nie twierdzę, że ludzie nie mają problemów z tworzeniem i utrzymywaniem zdrowych relacji - ale to nie zaczęło się wczoraj. Teraz po prostu to nie jest tak stygmatyzowane i jak się rozpada, to coraz więcej ludzi po prostu przestanie sobie nawzajem robić krzywdę i się rozwiedzie.
Na pewno dawniej było wiele nieszczęśliwych, niedobranych małżeństw, nie przeczę. Tylko wydaje mi się, sądząc choćby po opowieściach starszych pokoleń, że dzisiaj inaczej postrzegamy, co to jest niedobrane małżeństwo. Wiele rzeczy, które dzisiaj stanowią powód do zerwania związku, dawniej były traktowane jakby... z większą pobłażliwością, ludzie mieli dla siebie więcej wyrozumiałości, ale także z drugiej strony od samych siebie wymagali więcej. Chyba bardziej powszechna była umiejętność współdziałania dla wspólnego dobra, a dziś coraz więcej osób zachowuje się tak, jakby związek to było przeciąganie liny "kto kogo".
efeemeryda, nikomu się nie "należy".
Wstrzemięźliwość seksualna określa raczej odwrotność rozpasania seksualnego niż dziewictwo. Nawyk wstrzemięźliwości seksualnej, kontrolowania popędu seksualnego niezwykle przydaje się w trwałych związkach. Co nie wyklucza możliwości "ustatkowania się", jedynie znacząco ułatwia.

Dziewictwo to ciekawa sprawa. Sama to... nie pamiętam 🤣 Jak wielu młodych ludzi miałam okres "burzy i naporu" i bardzo zmiennych światopoglądów. Ale znałam kilka par mocno związanych m.in. właśnie darem z dziewictwa. Jedne obopólnym, inne po stronie kobiety, tylko jedną parę odwrotnie. Wszyscy panowie zgodnie twierdzili, że jest to coś niesamowitego, rodzaj więzi wręcz magicznej, jakby nagle dogłębnie poznało się i zrozumiało partnerkę, jakby na zawsze stawała się kimś Bardzo szczególnym, wyjątkowym. "Wartość dodana" do ogromu miłości.

Lewica też ciekawa sprawa. Nie ogarniam spójnej definicji. Zresztą definicji prawicy też nie.

busch, nie zauważyłaś, że głosisz sprzeczności? Że nie znasz nikogo, kto by rozwodził się dla "sportu", a jednocześnie przecząc jakoby rozwód był złem? Jeśli rozwód jest dobrem, to czemu nie mnożyć dobra?
efeemeryda   no fate but what we make.
19 listopada 2015 19:46
Dalej nie uważam, żeby rozpasany jak to określiłaś seksualnie człowiek nie mógł stworzyć dobrego, trwałego związku. Co do "należy" napisałam to w kategorii czy "zasługuje" tudzież czy jest w stanie kogoś takiego spotkać, poznać.
halo rozwód w mojej najbliższej rodzinie to było błogosławieństwo. Wszyscy zadowoleni. Usilne trwanie w tamtym małżeństwie to by było nieszczęście dla wielu osób, jestem o tym w stu procentach przekonana. Samo dobro.
busch   Mad god's blessing.
19 listopada 2015 19:49
halo, nie głoszę sprzeczności, ponieważ rozwód jest tak kosztowny emocjonalnie, finansowo, życiowo, czasowo, że wg mnie jeśli ktoś podejmuje taką decyzję, to należy ją po prostu uszanować, ponieważ najprawdopodobniej jest to po prostu dobra decyzja. Podobnie uważam, że operacje w większości przypadków pomnażają dobro bo są zwyczajnie potrzebne, tym niemniej nie uważam, że ktoś sobie powinien zrobić operację tak ze swojego kaprysu, żeby dodać trochę dobra do puli  🤣

Murat-Gazon, ja uważam, że jak nie jesteś w tym związku, który się właśnie rozpada, to trudno o nim wyrokować. Czasem ktoś podaje jeden powód rozwodu, który jest tak naprawdę kroplą, która przelała czarę i może w Twoich oczach jest błahy, ale to dlatego, że Ciebie w tym związku nie było i nie byłaś też osobą, która podjęła taką, a nie inną decyzję.

W ogóle taka ciekawa sprawa, jeszcze stronę temu był temat spłycania relacji i rozluźniania więzi, a ja uważam, że nie ma nic bardziej spłycającego więź, niż takie oglądanie sobie stereotypu pt "och, bo teraz ludzie to rozwody dla sportu biorą". Kiedy za tymi "ludźmi" stoją jakieś konkretne Halinki, Basie, Anki, które musiały podjąć trudną decyzję, przeciągnąć się przez nasze polskie sądownictwo i gdyby tylko je wysłuchać i próbować zrozumieć, to jakoś sama decyzja mniej by się wydała oburzająca. Być może część z nich faktycznie ma trudności z utrzymywaniem bliskich relacji, tylko że zazwyczaj to nie jest jakaś ich decyzja dotycząca stylu życia, tylko objaw konkretnych problemów; może z samooceną, może z  traumami z dzieciństwa, a może z czymś innym.
efeemeryda czasem z tym spotykaniem jest problem, bo dość często bywa tak, że osoby szukające partnera/partnerki na stałe niespecjalnie chcą, by kandydat/ka miał bogatą przeszłość seksualną. Co oznacza "bogatą", jest już kwestią konkretnej osoby, ale chyba nie spotkałam nikogo, komu by to było obojętne, zwłaszcza po przekroczeniu pewnej granicy wiekowej. Także "rozpasaniem seksualnym" można sobie utrudnić znalezienie odpowiedniego partnera. Ale ten pogląd jest w dzisiejszych czasach niemodny i o tym się głośno nie mówi 😉

busch akurat ja podejmowałam taką decyzję i dobrze wiem, ile to kosztuje emocjonalnie i jak rozwala całe życie jak tornado, więc mnie tego nie musisz uświadamiać. Ale nadal - właśnie dlatego - stoję na stanowisku, że rozwód to powinna być ostateczność, jak już naprawdę wyczerpało się wszystkie inne dostępne metody walki o związek i jak on naprawdę nie rokuje. Przekonanie się o tym wymaga czasu, dlatego jak słyszę o rozwodzących się parach, które brały ślub pół roku czy rok wcześniej, to... to mi smutno. Bo to tylko potwierdza wniosek o płytkości ludzkich relacji i nieumiejętności ich budowania.

efeemeryda   no fate but what we make.
19 listopada 2015 19:59
Ja bym nie chciała by mój potencjalny partner brał takie rzeczy pod uwagę i nikt kto to postrzega ludzi poprzez taki pryzmat nigdy nim nie będzie, choć wcale nie taka kolorowa ta moja przeszłość. Dla mnie nie ma absolutnie żadnego znaczenia, kto ilu miał partnerów, uważam za bardzo krzywdzące ocenianie w ten sposób ludzi. Być może właśnie dlatego tak daleko zawsze było mi do "prawicy".
Cóż, przynajmniej ja osobiście nie poznałam faceta, któremu byłoby to obojętne. Znam za to takich, którzy nie zapytali o to nigdy partnerki, bo im na niej zależało i woleli się nigdy nie dowiedzieć niż usłyszeć coś, z czym by sobie nie poradzili. Kobiety są pod tym względem bardziej tolerancyjne, ale też do pewnych granic.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
19 listopada 2015 20:09
efeemeryda ogólnie to zgadzam się z Tobą i Twoimi poglądami, ale odnośnie Twojego ostatniego postu, czy to aby naprawdę nie ma ŻADNEGO znaczenia? 😉 Rozumiem jeśli mówimy o ilości "powszechnie akceptowalnej" typu 5,10 czy 15, ale jeśli miałby tych partnerek 50? 100?  😉

Choć z drugiej strony cała ta idea dziewictwa do ślubu wydaje mi się straszna i wywołująca wiele ludzkich tragedii jak właśnie rozwody, bo przecież może okazać się, że dwie osoby kompletnie do siebie nie pasują, a to przecież takie ważne..

Marat-Gazon zgadzam się z tym rozwodem jako ostateczność, bo ślub.. to też powinna być ostateczność. Nie na zasadzie, że ślub jest be i nigdy żadnych ślubów, tylko jako "ostateczne przypieczętowanie miłości, wierności i wspólnego życia". A niestety obserwuję coraz większą laicyzację wielu dziedzin życia, włącznie ze związkami - ludzie biorą śluby szybko, w młodym wieku, bez zastanowienia, "bo zawsze mogą się rozwieść".
busch, uparcie rozumiesz sobie jak chcesz. Gdzieś oceniałam, czy decyzja(!) jest dobra czy zła???
A może napisałam, że trwanie w toksycznym związku to dobro???
A może napisałam, że jestem przeciwna rozwodom???
Napisałam, że rozwód to zawsze zło. Bo zawsze jest to zło. Bo zawsze lepiej, żeby do rozwodu nie musiało dojść. Bo zawsze łączy się z cierpieniem. Boisz się słowa "zło"? Nazywaj sobie "trudny".

efeemeryda, nie znam ani jednego przypadku, żeby rozpasani seksualnie nie byli siewcami cierpienia. Czasem nie chcą tego widzieć, czasem owoce przychodzą po latach.
busch   Mad god's blessing.
19 listopada 2015 20:33
Murat-Gazon, Tobie jest smutno, a wiesz jak tej osobie biorącej rozwód jest smutno? Może ona sobie też, tak jak Ty, myślała, że ratować związek należy wszystkimi sposobami i stwierdziła, że ten ślub to będzie 'nowa jakość' w związku? A może po ślubie luby przestał się starać, bo pomyślał, że zdobycz upolowana - i nic się nie udało tu zmienić? A może, a może... Ja po prostu nie lubię - i mnie to wkurza - kiedy ludzie totalnie z zewnątrz uważają, że czyjąś decyzję mogą sobie ot tak, w prostych stereotypach ocenić i zaszufladkować. Uważam, że to bardzo wpływa na dyskutowaną przez was jakość więzi, zwłaszcza tych spoza najbliższej rodziny. Sądzę, że każdy człowiek to mały wszechświat i jako zewnętrzny obserwator nie roszczę sobie praw to takich rozstrzygnięć, że ktoś się rozwiódł po 6 miesiącach bo nie umie budować relacji - a tym bardziej nie uważam, że poznałam dostatecznie dużo ludzi, by oceniać dynamikę całego społeczeństwa.

halo, nie boję się słowa "zło". Uważam na przykład, że celowe krzywdzenie drugiego człowieka to zło. Uważam, że wychowanie 'na ludzi' dziecka to trudność. Nie uważam natomiast, że skrzywdzenie drugiego człowieka jest trudne i nie uważam, że wychowywanie dziecka to zło. Nie kumam jak możesz te dwa pojęcia tak sobie wymieniać, jakby znaczyły to samo.
BASZNIA   mleczna i deserowa
19 listopada 2015 20:35
efeemeryda, nie znam ani jednego przypadku, żeby rozpasani seksualnie nie byli siewcami cierpienia. Czasem nie chcą tego widzieć, czasem owoce przychodzą po latach.

Wow. Yyyy. Wow. Jestem żywym przykładem na kiepskość tej teorii 😉. Ale może nie była dostatecznie rozpasana 🙂.
Nie wiem czy nie przegapiłam, ale kim jest osoba "rozpasana seksualnie"? Od ilu partnerów liczy się rozpasanie? Stałych? Jednorazowych? Takich i takich? Jak to liczymy?
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
19 listopada 2015 20:55
No i pamiętajmy- mężczyzna z setką partnerek to "doświadczony seksualnie", kobieta z partnerami powyżej 5 to "dz**ka" 😀
Dworcika myślę, że to jest pojęcie subiektywne i zależy od dwóch rzeczy: własnej oceny swojego życia seksualnego (można z czasem zacząć je oceniać źle i żałować tego, co się robiło), a także oceny zainteresowanych osób, w tym wypadku potencjalnych partnerów/partnerek. Według jednej osoby pięciu partnerów jest ok, według innej nie, dla jednej ma znaczenie, czy to były stałe związki, czy krótkie/jednorazowe przygody, dla innej nie.
I też myślę, że każdy człowiek ma jakieś swoje kryterium, według którego ocenia, czy jego znajomi podchodzą pod kategorię "rozpasania seksualnego", czy też nie. Choćby nawet takie, jak ocena w porównaniu do tego, czy samemu widziałoby się siebie z takim samym "rachunkiem partnerów", czy już by się człowiek czuł niekomfortowo.
Pytam, bo... przepraszam Baszniu, że włażę Ci do łóżka, ale po Twoim wpisie niezwykle zaczęło mnie to interesować czy już jesteś rozpasana czy jeszcze nie. I czy ja sama jestem 😁 Miałam nadzieję, że jakieś ogólne kryteria da się określić jak już takie dyskusje się toczą,
efeemeryda   no fate but what we make.
19 listopada 2015 21:39
Nie wiem czy jestem rozpasana czy nie jestem bo z braku kryteriów ciezko to stwierdzić ale pewna jestem ze nikomu krzywdy nie zrobiłam, sobie tez nie ;p chyba ze mówimy o jakiejś krzywdzie popełnionej względem ładu wszechświata albo innych tego typu    😀iabeł:
busch, nie uwierzę, że nie rozumiesz, co halo ma na myśli...
Przecież jasne, że rozmowa w tym momencie dotyczy ogólnych rozważań, a nie historii pani X i pana Y.
Daleko mi od odsądzania ludzi, a jednak zgadzam się z halo i Murat-Gazon, że ilość rozwodów, szybkość rozwodów po ślubie to jeden ze złych objawów kondycji relacji międzyludzkich.
Czy rzeczywiście wśród naszych rodziców i dziadków było tylu "męczenników"? Mniejsza ilość rozwodów znaczyła, że co druga rodzina była nieszczęśliwa? Nie wydaje mi się...

Rozpasanie seksualne to chyba nie tyle ilość partnerów co ogólnie podejście do seksu. 😉
busch, przestań ściemniać na bezczelnego. Tak. Rozwód nie jest "trudny". Rozwód jest zły. Z powodów takich, że ZAWSZE wiąże się z krzywdą. Czyjąś krzywdą. I ZAWSZE lepiej, kiedy rozwodu nie ma, w ogóle nie ma - w ogóle nie ma powodu do rozwodu.
Co nie znaczy, że toksyczny związek to dobro. Też zło.

BASZNIA, chcesz powiedzieć, że twój mąż i ty na lewo i prawo zmieniając i mnożąc partnerów przysparzacie szczęścia i dobra? A co na to dzieci? A wasi partnerzy też szczęśliwi?
Bo taki był cały kontekst. Wstrzemięźliwość seksualna, kontrola porywów seksualności przydaje się do trwałego związku.
efeemeryda twierdzi, że nie. Że właśnie dlatego jest szczęśliwa (mam nadzieję, że też wszyscy wokół) że w ogóle ani ona ani partner nie kontrolują swoich porywów seksualnych, nie ograniczają ich. Czyli - ilekroć mają cień potrzeby seksualnej - realizują ją. Bez najmniejszych zahamowań. Trochę jestem ciekawa czy publicznie też. I czy ograniczają się tylko do ludzi płci obojga. Nie wiedziałam, że ty też. Proszę, jaka ta re-volta ciekawa!

edit: To zupełnie osłabiające jak sobie można dośpiewywać skolko ugodno do tego co ktoś pisze, co chce przekazać. To chyba właśnie kwestia tej znikomej uwagi na wypowiedzi rozmówcy.
Każdy normalny człowiek przechodzi trening wstrzemięźliwości seksualnej. Nikt nie pisał o ZUPEŁNEJ wstrzemięźliwości seksualnej.
Rozpasanie seksualne to brak wstrzemięźliwości seksualnej w ogóle. Brak takiej potrzeby. Emocjonalny, programowy.
efeemeryda pisała w czasie teraźniejszym. JEST rozpasana. W związku. Nie widzi wpływu rozpasania na związek. Ja pisałam w czasie teraźniejszym. O związku - użyłam liczby mnogiej. Basznia ty napisałaś w czasie przeszłym (choć wcięło literkę). A nie o tym mowa. Mowa o wpływie rozpasania seksualnego/braku wstrzemięźliwości seksualnej na "trwały i szczęśliwy związek".  efeemeryda twierdzi, że to świetnie służy związkowi. Nie zgadzam się. Chyba, że na kartach Grey'a.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
20 listopada 2015 06:13
Oj na kartach Greya to była wstrzemięźliwość akurat  😁

W każdym razie - halo - czy Ty przypadkiem nie nadinterpretujesz słów efeemerydy? Ja zrozumiałam jej wypowiedź tak, że duża (subiektywnie) liczba partnerów w przeszłości, kiedy człowiek był wolny i robił co chciał, jej zdaniem nie ma wpływu na jakość związku w teraźniejszości. Zwykłego związku, monogamistycznego. A nie, że mając faceta wskakuje do łóżka każdemu napotkanemu mężczyźnie.

Może to inna interpretacja owego "rozpasania", bo jeśli dla Was rozpasanie to BRAK JAKICHKOLWIEK zahamowań to ja w życiu nie spotkałam się z tym, a znam trochę osób mających tych partnerów co najmniej kilkadziesiąt.. Czy oni nadal są wstrzemięźliwi w takim razie? Myślę, że nie. A nie bzykają nikogo na ulicy

edit: literówka  😉
efeemeryda   no fate but what we make.
20 listopada 2015 06:25
No nie halo ;D padłam  😂
Oczywiście każda potrzebę seksualna ja i mój partner realizujemy w kazdym miejscu i czasie razem czy osobno ze soba lub z kimś innym, no przeciez jakże by inaczej mozna było zrozumieć co napisałam ?  😎
Aa no i wszechświat cierpi i w ogole ktos na pewno tez, o nawet wiem kto ! Ten co nie realizuje swoich potrzeb na kazdym kroku to cierpi z zazdrości ! Zatem jednak przyznaje Ci, racje ze przyczyniam sie do cierpienia  🏇
Normalnie humor z rana poprawiony, dzieki  😅

  smarcik   dziękuje, ze przywracasz wiarę w normalność  :kwiatek:
duża (subiektywnie) liczba partnerów w przeszłości, kiedy człowiek był wolny i robił co chciał, jej zdaniem nie ma wpływu na jakość związku w teraźniejszości. Zwykłego związku, monogamistycznego.

No i właśnie sądząc po wypowiedziach różnych moich znajomych płci męskiej, to ma wpływ. Przy czym może nie tyle na jakość związku, ile na jego przetrwanie. Mało który facet przyzna się dziewczynie, że zrywa z nią, bo miała przed nim za wielu partnerów, ale w rozmowach towarzyskich zdarza się, że mówią, że przeszłość seksualna ex zaważyła na decyzji o rozstaniu. Chociaż znam także przypadek, w którym dziewczyna usłyszała od faceta wprost, że zrywa z nią, ponieważ poszła z nim zbyt wcześnie do łóżka, on zaś nie zamierza być na stałe ze "zbyt łatwą" kobietą. Oczywiście można to różnie oceniać i zastanawiać się, na ile jego postępowanie było fair, ale fakt jest faktem.

Rozpasanie seksualne ja definiuję chyba dość podobnie do tego, co napisała halo. Jako uleganie wszystkim swoim zachciankom seksualnym. Oczywiście nie na środku ulicy  😉 ale na ogólnej zasadzie "chcesz? chcę - to chodź". Czyli zasadniczo coś w stylu spania z każdym/każdą, kogo się uważa za osobę atrakcyjną, z dokładnie taką częstotliwością, z jaką się takie osoby spotyka, czyli jeśli np. raz w tygodniu - to co tydzień seks z kimś innym. Bez zwracania uwagi na to, czy samemu jest się wolnym, czy ta osoba jest wolna, jakie są jej oczekiwania i motywacje. Znam takich ludzi.
I wydaje mi się, że częstotliwość zachowań tego typu wynika właśnie z zanikania głębszych relacji międzyludzkich i poczucia wzajemnego szacunku do innych. Bo takim postępowaniem robi się krzywdę wielu osobom po drodze. Człowiek odpowiedzialny, liczący się z innymi i nie chcący mieć na sumieniu krzywdy innych postępować tak nie powinien.
efeemeryda   no fate but what we make.
20 listopada 2015 06:39
a jeśli ktos zwraca uwagę na obecny swój stan cywilny jak i partnera "zbrodni", a mimo to uprawia seks często to jest to rozpasanie czy nie jest ?  😀
Murat - gazon, wiem ze jest duzo facetów o jakich piszesz i powiem tak ja z takimi nie mam i nie chce miec nic do czynienia, uwazam ze to poniżające oceniać sie w ten sposob. Mozna miec 50 partnerów seksualnych wszystkich wolnych, a mozna miec w swoim życiu jednego (mowa o tym spotkanym przed obecnym związkiem), ktory to bedzie zajęty i bedzie to zwykły romans z pokrzywdzeniem zony/ męża w tym dzieci itp. Z punktu widzenia moralnego druga opcja jest dla mnie kategorycznie nie do przyjęcia.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się