Kącik luzaka

vissenna   Turecki niewolnik
13 maja 2014 17:06
Chemik pracując w Polsce (3-6 koni) brałam 100zł za dzień + nocleg i wyżywienie. Wydaje mi się, że to uczciwa stawka.
wybiera się ktoś na GCT w Londynie w sierpniu?  💃
Hej luzacy! Dziś kończy się moja przygoda z luzakowaniem, wracam do Polski, żeby spróbować "normalnego" życia 😉
grzesiek.1993, i co? Studia?
Tak, studia 🙂 Chociaż może jeszcze w sierpniu gdzieś wyskoczę na miesiąc  😉 Marzy mi się Hiszpania.
grzesiek nie wytrzymasz  😉
Nie jesteś pierwszą osobą, która mi tak mówi  🤣 Ale tak też mi mówili, kiedy wyjeżdżałem do Belgii, więc 😉
A ja Ci bardzo kibicuje w kwesti studiów Grzesiek 😅
Btw, są jeszcze studia za granica 😎
vissenna   Turecki niewolnik
13 lipca 2014 08:13
Moja niemiecka zawodniczka szuka luzaka.
Wspaniała stajnia w Herzlake, należąca do Alexandra Onischenko.
Pracowałam i polecam! Praca legalna, dobre pieniądze, 5-6 koni pod opieką, około połowa to ogiery.
Tylko dla doświadczonego, profesjonalnego luzaka! Więcej na PM!
Farifelia   Farys 21.05.2008
06 sierpnia 2014 15:34
Cześć wszystkim.
Mam sprawę do osób, które już luzakowały.
Mam możliwość bycia luzakiem na zawodach w dwóch terminach. Czyli w sumie 4 dni. Dla dwóch koni.
Mam sobie ustalić stawkę, jednak cóż, nie mam pojęcia ile powiedzieć 😉 Może ktoś będzie w stanie mi doradzić?
Ile za jeden dzień, czy za godzinę, czy za całość?
Nocleg oraz wyżywienie mam zapewnione.
Będę wdzięczna za pomoc :kwiatek:
Pracował ktoś z was w ago-handlu Śrem?? Coś ktoś może powiedzieć o warunkach i ludziach tam pracujących??  🙄
Mam pytanie do doświadczonych luzaków 😉 Ale najpierw moje doświadczenia:
Ja pracowałam do tej pory jako luzak w 2 miejscach i jednocześnie w 2 zupełnie innych światach. W pierwszej stajni na zawodach przemęczać się właściwie nie musiałam, nawet jeśli mieliśmy 9 koni (standard to 7). Rano karmienie, wymiana wody na czystą, sprzątnięcie boksów, spacery z końmi lub lonża. Potem już zwykle zaczynały się nasze konkursy więc wiadomo - siodłanie, rozstępowywanie. Po konkursie konia stępowałam, rozsiodływałam i wrzucałam do boksu. Jak miała chwilę to wybierałam kupy, dolewałam wodę, czyściłam sprzęt. Na koniec dnia wszystkie konie musiałam rozczyścić z zaklejek (więc generalnie kąpane nie były, chyba że w upalne, letnie dni), w razie potrzeby ubrać w derkę, zając się sprzętem, nakarmić, woda, kupy i koniec. Żadnych wcierek, owijek etc. W drugim miejscu zderzyłam się z rzeczywistością i przy 5 koniach zapierniczałam od świtu do 23 bez przerwy. Nie było mowy o zjedzeniu czegokolwiek, napiciu się czy toalety. Początek standardowy + plus trzeba było porozwijać konie, a każdy miał owijki na cztery. Spacer z każdym, a potem siodłanie na konkursy, nie plotłam, chyba że były zawody, na których było po jednym starcie dziennie, bo inaczej nie wyrobiłabym. Konia albo stępowałam w ręku, albo wsiadałam i rozprężałam. Odebranego po starcie konia musiałam umyć - nogi, pod popręgiem (jak było ciepło to całego pod siodłem) i cała głowa, mimo iż po południu startował drugi raz. Nogi wytarte ręcznikiem, woda ściągnięta. Po odstawieniu go do boksu leciałam ile sił w nogach do koniowozu po zamrożone okłady, które musiałam nałożyć na końskie nogi. Potem leciałam siodłać kolejnego, najpierw jeszcze wyczyścić na błysk, gumki na kopyta, zakleić taśmą (z tym to było zabawy..), na pysk oliwka itp. no i zdążyć rozprężyć. No i tak cały dzień. Najgorsza była ta bieganina do koniowozu z tymi lodami, bo wiadomo, że nie trzymało to zimna za długo, a musiały być lodowate na nogi.. Pal licho jakby koniowóz stał pod namiotem, a wiadomo.. No i trzeba było pamiętać, żeby po ok. 20 minutach od założenia je ściągnąć. Oczywiście w między czasie (którego nie było xD) południowe karmienie, siano, woda, kupy. Po ostatnim starcie zostało na koniec ogarnięcie wszystkiego.. Cały sprzęt do umycia, sterta zabłoconych ochraniaczy, kaloszy, gumek. Na każdego konia musiała pójść derka magnetyczna, nogi trzeba było dokładnie wetrzeć, zawinąć. Po masażu każdy koń musiał być gruntownie przeczyszczony i ubrany w derkę. A jeszcze na koniec dnia zostałam przez jeźdźca zjechana, więc miło. Generalnie dla mnie bomba - konie czyste, zadbane, nic na dowal się, ale powiem szczerze, że te zawody były dla mnie straszne, pod koniec dnia, a właściwie już w nocy, kiedy zostałam w stajni sama prawie się popłakałam. W ciągu dnia też mi się zbierało, kiedy ręcę mi się trzęsły, a miałam 3 minuty na przygotowanie konia i musiało być na tip top..

Powiem szczerze, że jak się gdzieś ukradkiem przyjrzałam jak pracują inni, to po 1 nikt nie mył konia, jeśli ten startował tego dnia raz jeszcze, dopiero na koniec dnia wszystkie lądowały na myjce. U nikogo nie zauważyłam okładów chłodzących na nogi, a już na pewno nie między startami. Nie widziałam też derek magnetycznych.

A teraz chce się spytać o wasze doświadczenie, a zwłaszcza od osób, które miały okazje luzakować za granicą, na zawodach międzynarodowych i generalnie tych wysokich rangą. Wiadomo - profesjonalny jeździec, musi być profesjonalny luzak. Więc czy wy też mieliście takie obowiązki na zawodach (chodzi mi o te bardziej dodatkowe sprawy)? Mam nadzieję, że podzielicie się swoimi doświadczeniami 🙂 I myślę, że warto, aby w tym wątku zostały opisane różne obowiązki i sytuacje luzaka, również dla osób, które w ogóle myślą o tej pracy, żeby się nie zdziwiły i zszokowały, że praca luzaka, to nie tylko zaplatanie pięknych koreczków i mizianie konika po nosku, ale tak naprawdę ciężka i wymagająca praca pod presją 😉 Jak wiadomo - co kraj, to obyczaj, co stajnia, to inne przyzwyczajenia i co jeździec, to inne wymagania, więc gdyby każdy opisał, jak było w różnych stajniach, z różnymi ludźmi, to byłoby ciekawe skupisko doświadczeń i opinii 🙂
Dla mnie masakrą było wkręcenie haceli - decyzja podjeta kilka minut przed wyjściem konia z boksu.
delta   Truth begins in lies.
05 listopada 2014 21:38
gllosia, a co to za zawody były że po 2 starty na dzień?

marysia550, co w tym dziwnego? My często wkręcaliśmy hacele przed rozprężalnią, niestety to rzadkość i więej spotykam się z wkręcaniem w boskie i stępowaniem, a nawet kłusowanie z koniem w hacelach po betonie.

gllosia, co jeździec to obyczaj i tak z mojego doświadczenia:
stajnia numer 1
- konie zawijane na 4 nogi, rozwijane na każde wyjście z boksu, a zawijany zaraz po powrocie czyli konie często bandażowane po 3-4 razy dziennie
- mycie po jeździe obowiązkowe
- konie musowo zaplecione, nie ważne ile ich było i ile się miało czasu o zostawieniu na noc choćby warkoczyków nie było mowy

stajnia numer 2:
- jeździec przychodził i chciał konia gotowego, nic więcej go nie interesowało, czy koń czysty, zapleciony, czy jadl czy co robił

stajnia numer 3 -  tysiąc wymagań nie do ogarnięcia czasowo :
- 2x dziennie spacery po 15 minut, musowo pełne czyszczenie przed każdym spacerem - czyszczeni miało trwać co najmniej 30 minut
- zagladanie czy pod ogonem czysto było na porządku dziennym, a że konie dostawały codziennie mesz to część odpłacała to regularnymi biegunkami
- po skokach mycie colding washem plus zawijanie również coldingiem
- po ostatnim dniu startów glinka na noc
- po starcie/jeździe jak ciepło to mycie
- na transport konie bandażowane na 4 nogi plus ogon, oczywiście miały być wyczyszczone przed transportem co skutkowało tym, że 2 razy zaczynałam czyścić konie o 2 w nocy, bo o 4 wyjeżdzaliśmy

stajnia numer 4:
- standard jak wszędzie czyli koń ma być czysty, jak to zrobisz to twoja sprawa, czy zapleciony i kiedy to też twoja sprawa, fajnie jak jest ale jak nie to trudno
- z dziwnych rzeczy to po jeździe/padoku/lonży koń ma myte nogi isobetadine czyli naszą jodyną rozcieńczoną w wodzie, po co takie odkażanie to nie wiem

Z mojego doświadczenia 80% rzeczy na zawodach i w stajni funkcjonuje tak samo wszędzie, różnica jest często w karmieniu np. w obecnej stajni karmienie mam o 7, 12, 16, 20. Siano dostają o 10 i 22. Zmienia się kwestia kiedy smarowane kopyta (na jazdę albo po), ale reszta wygląda tak samo, kwestia czy trafisz na szefa człowieka czy takiego który wymaga od ciebie cudów i dyspozycyjności 24 h
a co to za zawody były że po 2 starty na dzień?


Generalnie to 90% zawodów, na których byłam starty były podwójnie prze pierwsze dwa dni (lub dnia pierwszego, jeśli zawody były dwudniowe), dopiero w niedzielę każdy koń mógł jechać jeden konkurs i wybierało się który. Co prawda nie wiem, czy te dwa przejazdy były wymagane, czy tylko była możliwość dwóch przejazdów, ale mój zawodnik zawsze zapisywał konie na dwa różne konkursy, więc właściwie wszystko robiło się x2.

Po twoim wpisie bardzo dokładnie widać, jak różne są obyczaje i wymagania, więc dobrze być przygotowanym na wszystko. A normalny, ludzki szef to połowa sukcesu..

Ktoś jeszcze podzieli się swoimi doświadczeniami? 😉
A normalny, ludzki szef to połowa sukcesu..
Tak jest ze wszystkim. Niestety jeśli chce się pracowac to często trzeba uzerac się z szefami  🙄

U mnie był problem raz, jak jeździec jechał dwa konie w jednym konkursie a miał jedno siodło. I w biegu trzeba było przesiodlywac.
Mam doświadczenie w sumie tylko w zawodach typu mistrzostwa województwa czy regionalki. Chętnie bym spróbowała choc w ogólnopolskich poluzakowac. Ale może może :-P

Zauważyłam, że niektórzy jeźdźcy polscy luzakow na zawodach w Polsce nie mają wcale. I jakoś sobie radzą.
lusia722   poskramiacz dzikich mustangów i jednorożców
06 listopada 2014 13:26
widzexxcie regionalne dla mnie to zawsze jeden wielki bałagan, koszmar i ogrom pracy. Sytuacje 6 koni w konkursie z czego 4 moje (dwa siodła) to u nas norma.
U nas problem było z hacelami. Nagle popadal deszcz i wszyscy latali za hacelami albo osobami umiejacymi wkrecac. Kolejka koni nagle ustawiona.
Ja miałam fajna amazonke która stwierdziła, że jednak konia zaplatac nie trzeba. I moje obowiązki zmarnialy raptem do wyczyszczonia i siodlania dwóch koni, stepowania w ręku, oderkowania na noc i pomoc w karmieniu. Aż z nudów znalazłam jeszcze jednego konia po sąsiedzku bez luzaka z nieogarnieta zawodniczka.
Ogólnie fajna robota, choć sama bym postartowala.
delta- a to, że DECYZJA podjęta była tak późno, że praktycznie czasu nie było ich wkrecić
Eh zastanawiam się.. Luzakowanie przy 10 koniach + wywalanie boksów to chyba trochę dużo? Zwłaszcza, że nie umiem sprzątać boksów szybko i nie wiem czy dam radę długo taka pracę wykonywać, czy np. po miesiącu będę już ledwo chodzić, a kręgosłupa nie będę w stanie wyprostować.. Wiem, że dużo zależy od tego jak długo jeździ jeździec (jeśli każdego konia po godzinę, to już jest 10h pracy) i jak wysokie ma wymagania.. Wiadomo też, że zwykle dochodzą dodatkowe sprawy jak puszczanie do karuzeli, chodzenie w ręku, trawa/padoki etc., o których często się na początku nawet nie wspomina "bo są oczywiste". 6 dni w tygodniu, luzakowanie na zawodach, zakwaterowanie i pensja 1200euro.. Co myślicie?? 
delta   Truth begins in lies.
08 listopada 2014 12:25
gllosia, koleżanka ma aktualnie 9 koni i robi dokładnie to co ty napisałaś - boksy, szykowanie koni, lonżowanie, wybiegi, do karuzeli chyba rzadko wrzuca, do tego czasem dochodzi jej jeszcze jazda i powiem ci że ma ciężko. Te 9 koni to jest jednak za dużo z boksami, nawet bez jazdy, z tym że ona ma naprawdę super szefową, która jej wiele pomaga, zwykle wychodzi jej 8-9 h pracy. No i nie licz godzinny jazdy jeźdzca, nie wiem czy kiedyś miałam jeźdzca który by rzeczywiście jeździł każdego konia godzinę. Pojedyncze osobniki tak, ale nnie wszystkie konie.
Gdzie tą prace masz? bo 1200 e to na Niemcy jedna z większych pensji luzaka, a w Belgii to zaledwie ładna podstawa. 
Praca jest w Belgii.. Policzyłam właśnie po godzinę, bo w poprzedniej pracy każdy koń był tyle jeżdżony i przez to pracowało się dziennie 14h, co było chore. A w pierwszej pracy, której byłam to jeżdżono konie od 30-45 minut (45 to jeśli był teren lub skoki).. Więc rozbieżność spora i nie wiem na co się nastawiać. Chyba trochę głupio się spytać jak długo konie są jeżdżone, bo na to też raczej reguły nie ma, wiadomo raz idzie dobrze, a raz trzeba coś przepracować i pojeździć dłużej. Najbardziej mnie przerażają te boksy, 10 to już jest taka spora dawka jak na codzienny obowiązek w pojedynkę, a do tego luzakowanie etc..
Eh zastanawiam się.. Luzakowanie przy 10 koniach + wywalanie boksów to chyba trochę dużo? Zwłaszcza, że nie umiem sprzątać boksów szybko i nie wiem czy dam radę długo taka pracę wykonywać, czy np. po miesiącu będę już ledwo chodzić, a kręgosłupa nie będę w stanie wyprostować.. Wiem, że dużo zależy od tego jak długo jeździ jeździec (jeśli każdego konia po godzinę, to już jest 10h pracy) i jak wysokie ma wymagania.. Wiadomo też, że zwykle dochodzą dodatkowe sprawy jak puszczanie do karuzeli, chodzenie w ręku, trawa/padoki etc., o których często się na początku nawet nie wspomina "bo są oczywiste". 6 dni w tygodniu, luzakowanie na zawodach, zakwaterowanie i pensja 1200euro.. Co myślicie?? 

Ja mam aktualnie obowiązki dokładnie takie jak opisujesz, dodatkowo każdy koń wychodzi z boksu przynajmniej dwa razy dziennie ( aktualnie część kontuzjowana, część młodzieży więc tylko padok i czyszczenie)
generalnie jest 1x trening i do wyboru druga jazda, karuzela, padok lub spacer do lasu) 3 konie do zawijania na cztery nogi, wciereczki, mycie, wycieranie do sucha i smarowanie kopyt po każdej jeździe itp pierdoły.
Wszystko na błysk i w pedantyczny porządek. Patrzenie na ręce przy każdej czynności i uwagi na bieżąco
Jest ciężko, wszystko wyliczone co do minuty. Jak utkniesz przy padoku bo źrebak nie chce wracać do boksu to jesteś do tyłu z czasem. Przy tym wszystkim sprzątanie boksów to pikuś 😀

Najtrudniej jest przez pierwsze dwa tygodnie. W trzecim tygodniu przestałam się miotać, dokładnie wiedziałam co gdzie i jak więc mogłam się skupic na wypracowaniu dobrego tempa (traciłam dużo na bieganie po stajni po zapomniane rzeczy albo coś zostawiłam w nie swoim miejscu 🙂 )
Kręgosłup już nie dokucza, na rękach wyhodowane odciski, kondycja już się poprawiła.
Normalnie jesteśmy we dwie osoby i dajemy radę ze wszystkim przed czasem. Jak zostałam sama to kończyłam godzinę po czasie ale wszystkie konie były zrobione i nakarmione na czas. Zostawało tylko zamiatanie, czyszczenie sprzętu, znoszenie przeszkód i ogólne małe porządki przy których już się nie śpieszyłam bo zwyczajnie nie miałam siły  🙂 Doświadczona luzaczka która jest na miejscu obrobiłaby to wszystko sama na czas, ale mi jeszcze do niej dużo brakuje.

Zbawienna jest dla mnie godzinna przerwa w ciągu dnia. Jak siadam do obiadu to siedzę w tej pozycji przez całą godzinę bo jestem już tak zmęczona że nie mam jak się ruszyć  😁
Szef bardzo wymagający, ale dosyć wyrozumiały. Z tego co czytam to mogłam trafić dużo gorzej (a już trudniej trafic dużo lepiej)
Widzisz kajpo.. Ja się nie pytam czy SIĘ DA, bo ja doskonale wiem, że SIĘ DA. Pracowałam mając pod opieką koni 14 i radę dawałam, fakt faktem boksów robić nie musiałam, ale za to 1000 innych rzeczy i wszystko na perfekt. Sęk w tym, że zaczęłam szanować siebie i nie chcę już więcej zap******ać ile sił starczy, bo od tego przecież jest luzak. I to za psią kasę. Zresztą nie o kasę się tu rozchodzi, a o własne zdrowie psychiczne i fizyczne 😉
Chciałabym tylko, żeby ktoś ze swojej perspektywy, swoim okiem stwierdził czy 10 to dużo czy norma. Bo ja znam takich co mają pod sobą 5 koni, a znam takich co w krytycznych sytuacjach mieli nawet 20.. Tylko gdzie jest ta granica "za dużo?".
Sęk w tym, że zaczęłam szanować siebie i nie chcę już więcej zap******ać ile sił starczy, bo od tego przecież jest luzak. I to za psią kasę. Zresztą nie o kasę się tu rozchodzi, a o własne zdrowie psychiczne i fizyczne 😉
nie Sęk tylko na szczęście. Ciężka praca budzi szacunek ale harówka budzi niepokój. Ciężka fizyczna praca nie jest dla kobiet. I feministki mogą mi ...... Zapytajcie lekarzy co tym sądzą. Masz wątpliwości - szukaj innej pracy.
kajpo nie wiem co powiedzieć . Inteligenta z Ciebie kobieta. Zastanów się czy może inna droga nie byłaby dla Ciebie lepsza.
gllosia pracowałam jak mówisz, konie miałam 9-13 i było git. Na początku ciężko, potem już z palcem w nosie wszystko robiłam. Wyrabiałam się w 10h, ale miałam mniej-więcej dwie przerwy w ciągu dnia, tak po ok. 30-40min, więc pracy było ok.9h. Czasem mniej, czasem więcej. Więcej było jak przyjeżdżała narzeczona jeźdźca-ona zawsze coś wymyśliła i psuła ustalony porządek.

Ta oferta i tak wygląda lepiej niż to co opisywałaś.
Tak Was czytam i aż mnie ciarki przechodzą.Przy każdym wpisie jeszcze bardziej doceniam swoją pracę.Ogólnie bardzo ją lubię i  jestem z niej bardzo zadowolona.Przez prawie 5lat pracy w tej jednej stajni ani razu nie pomyślałam,aby ją zmienić.Do obsługi mam 9koni,w tym 2 stoją cały rok na pastwisku i zimą dostają siano i musli.7koni co mam w stajni oporządzam sama.Tzn czyszczę,wstawiam do maszyny,puszczam na padok,ogarniam boksy.Czasami się zdarzy,że mam coś do jazdy.Ogólnie pracuje 6godz.dziennie,ale czasowo wyrabiam się z wszystkim szybciej więc i pracę kończę szybciej.podczas gdy moje szefostwo jest na zawodach mam wolną rękę.tzn.nie dostaje żadnego planu,dla nich najważniejsze jest aby konie te które pozostały dostały jeść i były trochę ruszone.Co do ruszania koni to przychodzi jeszcze na jazdy moja koleżanka i to z nią robimy sobie plam.Z wolnym również nie mam żadnych problemów.Każdą sobotę pracuje tylko rano,a niedziele mam wolne.
Żeby każdy nie myślał,że tak od razu trafiłam,bo tak nie było.Przed tą pracą miałam jeszcze kilka innych w tym takie gdzie pracowałam po 12-14godz z jedną godzinną przerwą na obiad,w której i tak zazwyczaj musiałam się zajmować dziećmi szefowej.Pod opieką miałam do 15 koni w tym jazda i obornik.Ogólnie bym mogła wiele opisać ,ale nie będę Was zanudzać.
delta   Truth begins in lies.
09 listopada 2014 08:33
gllosia, a czemu nie zapytasz wprost jak wygląda dokładny plan dnia? zwykle jest to już wypracowane. Nie wiem czemu luzacy tak się boją pytać kiedy koniec, kiedy przerwa. Ja wiem, ze to praca z końmi, ale to ciągle tylko praca, gdzieś musi być jej koniec bo człowiek musi odpocząć.
Zresztą o to miałam dyskusję z moją poprzednią szefową - na moje "tak to jest zajebista praca ale tylko praca, musi być jej koniec kiedy mogę iść do domu" odpowiedziała "to musisz zmienić zawód" - no to zmieniłam pracę, ale 2 razy negocjowałyśmy zanim ostatecznie odeszłam, bo nie chciała mnie puścić. Jeśli to w Belgii to mozesz mi na priv napisać co to za stajnia, mogę popytać mojego szefostwa (a może sama znam), tutaj każdy każdego zna i szczerze powie, zresztą do tej pory jak nie pytają gdzie pracowałam w Belgii i odpowiadam, to słyszę "a u T byłaś? ona nienormalna jest nie?". Zresztą swoją obecną pracę mam z polecenia od koleżanki mojej poprzedniej szefowej.

Sęk w tym, że zaczęłam szanować siebie i nie chcę już więcej zap******ać ile sił starczy, bo od tego przecież jest luzak. I to za psią kasę.

I to jest prawidłowe podejście, jak długo będą osoby, które dadzą sobą pomiatać, robić ponad normę, z językiem na brodzie tak długo ten zawód będzie zawodem gdzie praca w jednym miejscu rok czasu będzie wywoływać efekt "wow tyle wytrzymałaś?".
gllosia, a czemu nie zapytasz wprost jak wygląda dokładny plan dnia? zwykle jest to już wypracowane. Nie wiem czemu luzacy tak się boją pytać kiedy koniec, kiedy przerwa. Ja wiem, ze to praca z końmi, ale to ciągle tylko praca, gdzieś musi być jej koniec bo człowiek musi odpocząć.


Znaczy spytałam o to jakie są obowiązki, napisano mi: boksy, szykowanie koni do jazd i mycie po treningu, no i zawody. Czyli kompletnie ogólnikowo.. I zawsze dostaję takie odpowiedzi. Na inne ogłoszenie jak odpisywałam, to też dostałam ogólną odpowiedź, a potem jak napisałam szereg dodatkowych pytań, już nikt nie odpisał, tak jak by to było jakieś wścibstwo, że chcę wiedzieć.. 🤔wirek: I teraz jakoś mi głupio, że może za dużo tych pytań, może ktoś się czuje zaatakowany jak tak pytam o wszystkie szczegóły? No i mam właśnie wrażenie, że większość końskich pracodawców, to luzaka potrzebuje do wszystkiego i najprościej mu powiedzieć "ach no wiesz jak to jest przy koniach, raz trzeba zrobić to, raz to, czasem coś dodatkowego wypadnie". I tak umawiasz się z kimś na 9h, a wychodzi ci nagle ni stąd ni zowąd 14, bo temu trzeba schłodzić, tego zawinąć, tego pospacerować i w ciul innych rzeczy, które spadają na luzaka, no ale co, nie zrobisz? Powiesz, że była umowa na 9h i pójdziesz do pokoju? Właśnie dla mnie to jest najcięższe do rozgraniczenia.. I zawsze zrobię wszystko o co się mnie prosi i zawsze jestem przez to wykorzystywana..

PW ci wyślę 😉

Sęk w tym, że zaczęłam szanować siebie i nie chcę już więcej zap******ać ile sił starczy, bo od tego przecież jest luzak. I to za psią kasę.

I to jest prawidłowe podejście, jak długo będą osoby, które dadzą sobą pomiatać, robić ponad normę, z językiem na brodzie tak długo ten zawód będzie zawodem gdzie praca w jednym miejscu rok czasu będzie wywoływać efekt "wow tyle wytrzymałaś?".
[/quote]

Dokładnie! Może sama świata nie zwojuję, ale mam nadzieję, że inne osoby też zmądrzeją, a pracodawcy zaczną mieć problem ze znalezieniem murzynów do swoich stajni 😉 Długi czas miałam wątpliwości i nawet dziś zdarza mi się głos z tyłu głowy pytający "jesteś pewna, że dobrze do tego podchodzisz?". No, bo właśnie.. Mam pasję, chcę się uczyć, rozwijać i zdobywać doświadczenie. Od samego początku wmówiłam sobie, że muszę ciężko pracować, bo po pierwsze taka jest cecha pracy przy koniach, a po drugie żeby coś osiągnąć więcej, trzeba w to włożyć wysiłek. Nigdy zresztą z tym nie miałam problemu, byłam w stajni, wykonywałam swoje obowiązki, ale wcale nie czułam przymusu, nie miałam poczucia, że jestem w pracy, tylko po prostu żyję tak, jak chcę i robię to, co kocham. Szybko zaczęło się to zmieniać, nagle widok koni był przytłaczający, nagle na myśl o tym, co jeszcze muszę zrobić rzedła mi mina i nagle problemem było wstać z łózka o 5.45, żeby nakarmić konie. Co raz częściej od rodziny, ludzi postronnych, ale też innych koniarzy zaczęłam słyszeć, że się przemęczam, że inni mnie wykorzystują, że długo tak nie pociągnę. Wszystkim tłumaczyłam "taka praca". Tak samo jak czasem strażak, lekarz czy policjant musi w niedzielę w środku nocy pójść na służbę, tak samo luzak ma zobowiązania. Mimo to 90% osób, z którymi rozmawiałam na ten temat, zaczęło mi tłuc do głowy, że tak nie powinna wyglądać praca, że żaden człowiek w czymś takim długo nie wytrzyma, że to nie jest zdrowe, że w takiej pracy i tak nie odczuwasz radości, że pracujesz z końmi, wręcz przeciwnie.. zaczynają cię wkurzać. Że zaczyna cię wkurzać właściwie wszystko, szef, przyjaciel, rodzina. Że non stop harujesz od rana do wieczora, 7 dni w tygodniu, że nagle dostrzegasz.. Że tracisz swoją największą pasję. Przykre, ale w 100% prawdziwe. Oczywiście zostaje te 10% osób, które gdzieś tam próbowały mi powiedzieć, że nic nie poradzisz na to, że przy koniach jest ciężko, ale jak się zastanowiłam i przyjrzałam, to okazało się, że te osoby same miały pracę po kilkanaście godzin dziennie bez wolnego i myślę, że chciały wytłumaczyć same siebie..
Faktem jest, że na dzień dzisiejszy PRACA LUZAKA TAK właśnie WYGLĄDA. Ale czy musi tak być? Czy nie było by każdemu, również koniom, przyjemniej gdyby obowiązki podzielić na parę osób, gdyby każdy mógł pracować ze spokojem i uśmiechem na twarzy? Rąk do pracy nie brakuje przecież, ale pracodawcom żal drugiej pensji na "zbędną" osobę, bo skoro do tej pory pracowała jedna i dawała radę..
delta   Truth begins in lies.
09 listopada 2014 15:49
"ach no wiesz jak to jest przy koniach, raz trzeba zrobić to, raz to, czasem coś dodatkowego wypadnie". I tak umawiasz się z kimś na 9h, a wychodzi ci nagle ni stąd ni zowąd 14, bo temu trzeba schłodzić, tego zawinąć, tego pospacerować i w ciul innych rzeczy, które spadają na luzaka, no ale co, nie zrobisz? Powiesz, że była umowa na 9h i pójdziesz do pokoju? Właśnie dla mnie to jest najcięższe do rozgraniczenia.. I zawsze zrobię wszystko o co się mnie prosi i zawsze jestem przez to wykorzystywana..


Dlatego zawsze będęć że dobry szef to podstawa. Pewnie że zdarzaja się sytuacje kiedy trzeba zostać dłużej, bo to wet się spóźnił, bo to treningi się przeciągnęły, bo to akurat zawody. Ale to są wyjątki i zdarzają się też jak się w biurze pracuje, co innego jak takie wyjątki przeradzają się w systematyczne sytuacje bo szef patrzy "no tydzień temu została to dzisiaj też może" itp.
Dlatego ja uważam że okres testowy jest najlepszy, no ale nie każdy może sobie na to pozwolić zwłaszcza jak do pracy wyjeżdza się ponad tysiąc kilometrów.

Dokładnie! Może sama świata nie zwojuję, ale mam nadzieję, że inne osoby też zmądrzeją, a pracodawcy zaczną mieć problem ze znalezieniem murzynów do swoich stajni wink

Uwierz mi już mają problemy, jak ktoś obserwuje ogłoszenia to co chwilę pokazują sie te same stajnie Okey na wakacje jest nie problem z pracownikiem bo studenci, ale oni chcą na 2-3 miesiące i papa, a nawet coraz mniej stajni chce pracownika na taki okres tylko.

Długi czas miałam wątpliwości i nawet dziś zdarza mi się głos z tyłu głowy pytający "jesteś pewna, że dobrze do tego podchodzisz?". No, bo właśnie.. Mam pasję, chcę się uczyć, rozwijać i zdobywać doświadczenie. Od samego początku wmówiłam sobie, że muszę ciężko pracować, bo po pierwsze taka jest cecha pracy przy koniach, a po drugie żeby coś osiągnąć więcej, trzeba w to włożyć wysiłek.

Podchodziłam do tego identycznie - kiedyś chciałam tylko pracować przy koniach, ile godzin musiałam siedzieć w pracy nie miało dla mnie znaczenia, ale jak po raz kolejny słyszysz, że coś jest nie tak a fraki z siebie wypruwasz i nawet słowa "dziękuję" nie usłyszysz to zaczynasz mieć dość. Czasem konie nawet parsknięciem wkurzają. Ja miałam jeszcze drugi demotywator - ja musiałam robić wszystko, a druga luzaczka się opieprzała jak chciała i szefowa jej na to pozwalała, ba kiedyś usłyszałam że jak wracamy z jednym koniem z zawodów to mam nie iść jeść obiadu tylko pomóc ogarnąc stajnie.

Rąk do pracy nie brakuje przecież, ale pracodawcom żal drugiej pensji na "zbędną" osobę, bo skoro do tej pory pracowała jedna i dawała radę..
Czasem to nie kwestia nawet kolejnych rąk do pracy, ale lekkiej pomocy np. ze strony jeźdzca albo zrozumienia że jak koń pospaceruje 10 minut zamiast 15 to nogi mu nie odpadną.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się