Trener - przyjaciel? autorytet? prześladowca?

darolga   L'amore è cieco
15 czerwca 2009 22:48
Może temat się przyjmie.
Jeśli dubel - proszę o wykasowanie, szukałam w wyszukiwarce i nic nie wypluła.


Kim jest dla Was trener?
Tylko trenerem? Przyjacielem? Autorytetem?
Czy szukacie w nim oparcia?
Czy przychodzicie do niego, kiedy macie problem?
Czy jest on tylko trenerem - w formalnym tego słowa znaczeniu?
Czy w relacjach uczeń-trener zawsze powinna być ta bariera "respectu" i nie ma miejsca na przyjaźń?
A może trener to ktoś, kto powinien trzymać nas krótko i sprowadzać cały czas na ziemię, pilnować, prześladować, budzić mały strach?

Zauważyłam też, że większość dzieciaków i nastolatków ma większy szacunek do trenera niż do rodziców. Rodzice mogą gadać o poprawieniu ocen i gadać - i jak grochem o ścianę. Trener powie raz i wyraźnie, że oceny mają być  poprawione, bo inaczej koniki sajonara - i proszę, oceny zmieniają się w mig. Jak to jest? Skąd to się bierze?
A jak się ma sprawa w przypadku, kiedy trener jest w związku z osobą, którą uczy? Jak zmieniają się ich relacje? Czy takie treningi nie są kłopotliwe dla związku? Nie wywołują kłótni itd?
No i tak już mniej poważnie: jak to jest, że 80% nastolatek lata za swoimi trenerami jak głupie?  😵

Czyżby ktoś zadurzył się w swoim trenerze ... przepraszam za mało poważny  🚫 ale nie mogłam się powstrzymać  😀iabeł:

... osobiście, nie miałam takich "sercowych" problemów z trenerami (może dlatego, że to stare dziadki były), co do respektu - po części kwestia wychowania, pokory i podziwu dla osoby starszej, mądrzejszej - dla mojego pokolenia (ma się trochę tych wiosen) zawsze to co powiedział nauczyciel/instruktor/trener było święte (chociaż czasem gadali głupoty).
Temat "zaufanie do trenera" jest ale... na 9 stronie.
busch   Mad god's blessing.
16 czerwca 2009 00:24
halo- tylko, według mnie, to dwa zupełnie różne tematy= możemy mieć zaufanie do burkliwego Mistrza Patrzącego Z Góry i do Trenera-Kumpla  😉 . Ja bym tych dwóch tematów nie scalała.
Wydaje mi się, że w tym wątku został poruszony szerszy problem niż tylko zaufania do trenera/instruktora. Dlatego uważam, że nie należy tych 2 tematów scalać i pozwolić temu się rozwijać.

Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
16 czerwca 2009 00:44
Ja nigdy z prawdziwym trenerem jako takim nie jeździłam, ale miałam okazję tego "posmakować".

Żeby rozpocząć rozważania nad tematem zapytam jeszcze czy mówimy tylko o trenerach-mężczyznach?? Tak wynika z pierwszego posta 😉

Wydaje mi się, że relacje między trenerem a uczniem zależą w dużej mierze od tego, czego się spodziewamy po swoim nauczycielu.
Ja na przykład nie lubię jeździć z człowiekiem (chociaż mogę to spokojnie odnieść także do innych dziedzin życia), który przekazuje swoją wiedzę krzycząc i denerwując się. Nie wyobrażam sobie, żebym miała się bać swojego nauczyciela.
Jedni spodziewają się po trenerze fachowości i znajomości tematu, inni chcieliby móc jeszcze z trenerem porozmawiać, podzielić się wątpliwościami itd.
Moim zdaniem to sprawa bardzo indywidualna.

Jakoś nie wyobrażam sobie, żebym miała traktować swojego trenera jak kumpla, dla mnie ktoś taki musi stać w hierarchii wyżej 😉
🚫 Prawdziwych trenerow plci meskiej nie mialam, ale dla mnie to kazdy jezdzacy konno facet, znajacy sie na rzeczy i do tego w oficerkach i w toczku jest do schrupania ha ha (no, moze z malymi wyjatkami)

no, ale to nic w porownaniu z moim mezem naturalnie, zeby nie bylo... :oczy2🙂



Wpadłam w głęboki namysł  🤔 Czy mógłby ktoś przybliżyć mi co rozumie się przez określenie "trener"?
Bo pojęcie chyba ogromnie szerokie: od osób, którym przypadkiem zdarzyło się potrzymać lonżę do Uwielbianych i Uznanych Mistrzów. Relacje (np. czasowe, finansowe) też bywają bardzo specyficzne.
Mam też takie pytanie: kto w zasadzie kogo ma słuchać? Adept - trenera? Czy osoba świadcząca usługi (trener) - klienta (czyli płacącego)?
A "trener" to chyba zjawisko zanikające? Mam dziwne wrażenie, że mało kto ma trenera - miewamy nauczycieli lub korepetytorów  😁 (przedmiot: jeździectwo).
darolga   L'amore è cieco
16 czerwca 2009 04:50
królik - hehe, jeśli coś sugerujesz, to za stara na to jestem i ja nie z tych, ale na poruszenie tej kwestii mnie wzięło, bo w efekcie wieczornej nudy i przeglądania fotoblogów trafiłam na taki, na którym dziewczyna (na oko jakieś 15 lat strzelam) wyznaje swojemu instruktorowi miłość i zapewnia, że to ją trener najbardziej lubi z całej grupy. I tak się głębiej zastanowiłam - w poprzedniej stajni też zauważałam zjawisko "latania" za trenerem i to nawet w wykonaniu nieco starszych babeczek. Więc coś w tym jest, nie uważasz?

Pauli - nie, mówimy o trenerach ogółem. Do mężczyzn tyczą się tylko ostatnie dwa wersy. Fakt, źle to ujęłam,  ale zmęczona już byłam, najmocniej pardon.

halo - wydaje mi się, że adept trenera, ale z prawem głosu, z prawem do pytań, dyskusji, polemiki. Słuchanie się klienta mijałoby się z celem - taki adept nie nauczyłby się raczej nic. To tak jakby uczniowie w szkole wybierali czego chcą się uczyć i czy chcą - w zasadzie wszyscy poszliby na łatwiznę i wybrali "niczego!", znalazłoby się może kilku ambitnych. Tak samo jeźdźcy zaczęliby wybierać tylko łatwiejsze ćwiczenia, aby stworzyć sobie złudną świadomość "ale jestem super", choć nie ukrywam, że w przypadku jazdy konnej, tych ambitnych znalazłoby się trochę więcej.
I fakt - też mam wrażenie, że to zjawisko zanikające. Kiedyś trenerzy mieli pod opieką grupę uczniów startujących na koniach klubowych, trenowali ich, a oni starali się, mieli ambicje, chcieli i kochali to - było inaczej. Dziś sprawa wygląda odmiennie - "trenerowanie" to po prostu świadczenie usługi, po której klient wyciąga portfel. Nie ma miejsca na emocje, nie ma miejsca na przyjacielskie relacje, nawet często nie ma miejsca na szacunek - bo jeżeli coś mi w trenerze nie pasuje, to go  po prostu zmieniam i zaczynam płacić komu innemu. Takie mam wrażenie.
Mój trener to mój guru  👍  😉 szacunek na pierwszym miejscu,  z racji tego, że trenera mam mocno zapracowanego nieczęsto zdarza się okazja do pogaduszek. Od samego szkolącego zależy czy będzie siał postrach i pozostanie tylko trenerem, czy stanie się przyjacielem, czy kimś pośrednim. Jak dla mnie w tym układzie nie ma mowy o strachu, niezbędne jest za to zaufanie.
Ponieważ przeżyłam treningi opierające się w dużej mierze na strachu, prześladowaniu i sprowadzaniu na ziemię (jak to w pierwszym poście ujęła darolqa), temu systemowi mówię zdecydowane NIE. Zresztą to nie dotyczy jeździectwa, ale w ogóle układu uczeń-nauczyciel. Dla mnie kluczowym pojęciem jest partnerstwo i szacunek. I to wystarczy, żeby i relacje były dobre, i treningi satysfakcjonujące dla obu stron.
tez uwazam, ze wrzaskiem i terrorem nie osiagnie sie wynikow. trener musi byc tez dobrym psychologiem (np na mnie niezwykle skuteczne "nie no skoro sie boisz, to nie jedz"  😉 ). a zjawisko latania faktycznie istnieje i obserwuje je w wielu stajniach  😀
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
16 czerwca 2009 08:39
mój poziom nieufności jest dość wysoki więc jeśli słyszę jakąś moim zdaniem głupotę z ust tzw trenera to ja temu komus dziękuję.

Poza tym dla mnie osoba taka musi był sympatyczna, kulturalna, bezpośrednia i wchodząca w dialog - a nie "masz to zrobic bo ja tak mówię bo ja tu przecież jestem trenerem". Jeżdże dla przyjemności więc trening ma nie być dla mnie źródłem stresu.

Na dodatek osoba ta musi być punktualna, słowna, łatwa do umówienia się i nie za droga.

Jestem jak najbardziej za miłą atmosferą treningów. Ale wszystko w swoich granicach. Nie wyobrażam sobie jakiejś bliższej zażyłości z trenerem. Po prostu mi to jakoś nie pasuje. Kiedyś lata temu jeździłam z osobą, z którą byłam związana też prywatnie i uważam, że to się prędzej czy później kończy katastrofą. Dlatego popieram wersję miło i na dystans.

Edit: Ela takie rzeczy, to tylko w Erze  😁
Ja bardzo się ciesze, że mam trenera, któremu mogę się spokojnie wyspowiadać gdy mam problem . Zawsze wysłucha , porozmawia ale i bywa tak że nakrzyczy za te głupoty .!  👀 Ciesze się ponieważ jako nastolatka mam duuuuużo problemów  a jestem taką osoba która innym lubi pomagać ale sama woli swoje problemy zachować w środku . I wiem ,że innego terenera nie chce mieć .! Jest dla mnie najlepszy, rozumiemy się i co najważniejsze pracujemy  😉 Zreszta mój tata to widzi, że bardzo dobrze się rozumiemy i mój tata również mu ufa i nikopgo innego nie chce mieć . <nawet niema o tym mowy ! >
opolanka   psychologiem przez przeszkody
16 czerwca 2009 09:06
Dla mnie trener to osoba, której mogę ufać właściwie w 100%. Musi być dla mnie autorytetem, czasem fajnie, gdy jest też przyjacielem - bo nie zawsze jest dobrze w każdej sferze życia, a to często przekłada się na treningi i uważam, że trener powinien wiedzieć, że coś się w nas samych dzieje, co powoduje np. gorsze wyniki na treningu czy zawodach.
I tak właśnie jest w moim przypadku - trener jest surowy, gdy trzeba, ale wyrozumiały też być potrafi. Komunikacja jest bardzo dobra - szczerość za szczerość.

Związki prywatne między trenerem a trenowanym - para czy rodzina - nie wydają mi się dobre. Romanse w ogóle odpadają.
Związki prywatne między trenerem a trenowanym - para czy rodzina - nie wydają mi się dobre.


A Anky van Grunsven wyszlo to na dobre.  😉
Wyjątek potwierdza regułę 🙂
Pamiętam swojego trenera z dzieciństwa.Był dla nas -małolatów-wyrocznią w każdej sprawie.
Słuchaliśmy go we wszystkim i powierzaliśmy każdy problem.
Praktycznie nas wychowywał bardziej niż rodzice czy nauczyciele.
Był przecież taki stary .... hi!hi! miał chyba aż 26 lat.
Dziewczyny oczywiście bez wyjątku się w nim podkochiwały.
A on tego nigdy przenigdy w żaden sposób nie wykorzystywał.
Ja po latach nazwałam synka jego imieniem bo do dziś to jest imię najbliższe mojemu sercu.
opolanka   psychologiem przez przeszkody
16 czerwca 2009 09:24
[quote author=opolanka link=topic=6830.msg276238#msg276238 date=1245139590]
Związki prywatne między trenerem a trenowanym - para czy rodzina - nie wydają mi się dobre.


A Anky van Grunsven wyszlo to na dobre.  😉
[/quote]

Na pewno nie można uogólniać 😉 Ja z pewnością bym się w takiej relacji źle czuła.
Moon   #kulistyzajebisty
16 czerwca 2009 09:28
Dla mnie trener to osoba, której mogę ufać właściwie w 100%. Musi być dla mnie autorytetem, czasem fajnie, gdy jest też przyjacielem - bo nie zawsze jest dobrze w każdej sferze życia, a to często przekłada się na treningi i uważam, że trener powinien wiedzieć, że coś się w nas samych dzieje, co powoduje np. gorsze wyniki na treningu czy zawodach.
I tak właśnie jest w moim przypadku - trener jest surowy, gdy trzeba, ale wyrozumiały też być potrafi. Komunikacja jest bardzo dobra - szczerość za szczerość.

Dokłanie, amen.

Dodatkowo, dla mnie trener jest wielkim autorytetem, kimś kogo chcę podpatrywać w pracy i kto rzeźbi mnie na własne podobieństwo. Mam to szczęście że trafić lepiej nie mogłam, mam  trenero-przyjacielo-prześladowco-kumpla w jednym, o. ;-)
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
16 czerwca 2009 09:57
Lena: no wiem że tak samo jak 100% koni idealnych nie ma tak i trenerów idealnych też nie. 😉 Jednak tak jak pewne rzeczy można jeszcze przełknąć tak inne dyskwalifikują.

Trzeba mieć tylko w pewnym momencie siłę woli by coś niekoniecznie fajnego w porę przerwać. Bo jak człowiek zaczyna sie na fest zaprzyjaźniać z trenrem i mu za bardzo ufać to trudno jest się wycofać i powiedzieć nie.


dempsey   fiat voluntas Tua
16 czerwca 2009 09:59
hmm widze ze slowo "instruktor" zupelnie zniklo z naszego jezyka
caroline   siwek złotogrzywek :)
16 czerwca 2009 10:04
hmm widze ze slowo "instruktor" zupelnie zniklo z naszego jezyka

...od kiedy stało się wręcz obelgą - biorąc pod uwagę jakie są aktualnie wymagania wobec osób noszacych ten tytuł. tak jak i poziom ich umiejętności, wiedzy i przygotowania "zawodowego".

(podpisano: instruktor rekreacji ruchowej ze specjalnością jeździectwo. na szczęscie w stanie spoczynku 😉)
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
16 czerwca 2009 10:05
hmm widze ze slowo "instruktor" zupelnie zniklo z naszego jezyka

zawsze to "trener" lepiej brzmi, no nie?
opolanka   psychologiem przez przeszkody
16 czerwca 2009 10:12
mnie tam jest bez różnicy, czy osoba, która mnie uczy nazywa się trenerem czy instruktorem. Ja używam słowa "trenuję" z przyzwyczajenia, mogę również "uprawiać sport", "amatorsko uprawiać sport", "jeździć konno" etc.

Dla mnie ważne jest, jaką wiedzę i umiejętności ma osoba, która mnie uczy. Uważam też, że powinna sama jeździć, a najlepiej startować w zawodach (i tak też jest w moim przypadku). Uważam, że taka osoba najlepiej czuje "o co kaman", jeśli chodzi o starty w różnych klubach, na różnych koniach czy podłożu.

Oczywiście, nie można uogólniać, to tylko moje zdanie.
dempsey   fiat voluntas Tua
16 czerwca 2009 10:15
ja tylko w kwestii formalnej 😉
za moich czasow to sie zakochiwalo w instruktorach  🏇
Strucelka   Nigdy nie przestawaj kochać...
16 czerwca 2009 10:17
Miewałam treningi z różnymi trenerami. Jedna, jest od dawna moją znajomą. Mam do niej wielki szacunek, ona do mnie również. Mimo, że z racji koleżeństwa, znajoma mogłaby np. gadać podczas treningu o innych rzeczach, czy przez telefon itp. tego nie robi. Na dzień dobry pyta, co aktualnie z końmi robię i nad czym chcę popracować i w tą stronę idziemy.
Poznałam również trenera, którego poznałam lepiej dopiero dzięki treningom. Bardzo go szanuję, wszystko co mówi uważam za święte (no, bez przesady oczywiście :P). Po dłuższej znajomości i z racji niezbyt dużej różnicy wieku przeszliśmy na "ty", ale nadal mam takie samo zdanie i szacunek o nim, kiedy mówiłam do niego na "pan".
I też sytuacja, gdy do trenera nadal mówię na "pan", ale mamy koleżeńskie stosunki, szanuję go, ale potrafię również dyskutować, gdy coś mi nie odpowiada.
Tak więc są różne relacje z trenerem, jedne lepsze, inne może trochę mniej. Ale wydaje mi się, że bez szacunku do danego trenera, nie można mieć z nim treningów, bo mija się to z celem.

Dempsey wydaje mi się, że to nadal się zdarza 😉
incognito   W życiu należy postępować w zgodzie ze sobą.
16 czerwca 2009 10:28
Według mnie trener tudzież trenerka powinien umiec przekazac swoja wiedze w miły i przystepny sposob.Czy to mówimy na "pan/pani" czy tez jestesmy z trenerem na "ty"powinnismy go darzyc szacunkiem z czym chyba wszyscy sie zgodza.Poza tym trener powinien umiec podejsc do kazdego ucznia z osobna,bo kazdy jest inny.
Co do podkochiwania sie to kiedys miałam takiego starego goscia (mały,rudy,gruby)i był to mój jedyny hmm nie nazwe tego trener,a instruktor bardziej,wiec nie było sie w czym podkochwiac 🤣
A odnosnie jeszcze takiej sytuacji gdzie np chłopak,mąż jest trenerem to kategorycznie nie...przynajmniej dla mnie,źle bym się czuła w takim układzie 😉
hmm widze ze slowo "instruktor" zupelnie zniklo z naszego jezyka

Dlatego ja mówię Treser. 🤣
I też o zakochiwaniu się pisałam. Było obowiązkowe. 😂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się