1. Tak się składa, że już od dawna znakomita większość prawa teoretycznie obowiązującego w Polsce nie jest w praktyce wykonywana - i to nie dlatego nawet, że ktoś ma złą wolę go nie wykonywać, tylko dlatego, że jest to po prostu niemożliwe: przepisy albo są wzajemnie sprzeczne (a więc - co by nie robić, człowiek i tak jest przestępcą, bo jakiekolwiek zachowanie wybierze, zawsze któryś z pary wzajem sprzecznych przepisów złamie!), albo radykalnie odbiegają od utartej praktyki. Jak ktoś chce przykładu, to proszę zajrzeć na ten wątek na forum ŚK:
http://www.swiatkoni.pl/forum/viewtopic.php?f=9&t=25917 - nie wiadomo: śmiać się, czy płakać? Problem polega na tym, że w takim systemie nie sposób postawić granicy - niewykonywanie jakiego prawa jest tylko "życiową koniecznością" - a jakiego, już "wrednym szachrajstwem", albo i czymś gorszym? Innymi słowy: taka jakość (i ilość!) prawodawstwa w Polsce prowadzi wprost do bezprawia - ten ma rację, kto ma dłuższy kij i mocniej go w łapie ściska! Co
będzie także i losem tej konkretnej nowelizacji! Albowiem mało kogo obchodzą "pseudohowole", czy długość łańcuchów wiejskich burków - za to wredni sąsiedzi, rozwydrzone pannice "ekolożki" i interesowni urzędnicy dostają do ręki kolejny, wcale tęgi kij. Pewnie, że nikogo nie przekonam, bo przekonywanie to w ogóle trudna sprawa - ale moim zdaniem,
cały praktyczny sens tej nowelizacji sprowadza się tylko i wyłącznie do tego: powstaje nowy kij, którym "organizacje mające na celu ochronę zwierząt" i lokalni włodarze samorządowi, będą mogli nielubianych sąsiadów bez łeb zdzielić. Co do losu podwórkowych psów, czy innych biednych, źle traktowanych zwierząt -
to od uchwalenia tego prawa nie zmieni się on ani na jotę. Nie wierzycie? To poczekajmy rok albo dwa - i potem porozmawiamy, OK?
2. Biorąc pod uwagę powyższe, tak naprawdę - mam szczery zamiar to nowe prawo zwyczajnie olać. Zresztą, gdyby nie zostało ono w tutejszym wątku zaanonsowane, to bym nawet o jego powstaniu nic nie wiedział - i pewnie żyłbym sobie spokojnie w tej błogiej nieświadomości i jest nawet całkiem spora szansa, że w tak samo błogiej nieświadomości bym umarł - założę się bowiem o dowolną kwotę, że siedząc w tej chwili przed komputerem całkiem spokojnie i bogobojnie i tak z setkę różnych przepisów łamię, podobnie jak każdy inny żywy i martwy Polak (włącznie z tymi, którzy się jeszcze nie narodzili, a może nawet i nigdy się nie narodzą?). Tak po prostu jest i na ogół trzeba to brać na spokój. Co nie zmienia faktu, że jak widzę entuzjastę jakiekolwiek nowego prawodawstwa, który chciałby jeszcze coś do tej wieży Babel dołożyć - to odruchowo i mam ten odruch za całkowicie normalny, biorę do ręki kamień, żeby mu przywalić - ot tak, dla zasady!
3. Dlaczego dla zasady? Dla powodu, który już też w tym wątku się pojawił. Mało tego! Ten powód pojawił się też i w debacie sejmowej, co kolega
Tomek J. bardzo słusznie wypunktował - otóż to nowe prawo ZAKŁADA, że każdy hodowca, właściciel czy posiadacz zwierzęcia - jest zwyrodnialcem który o niczym innym nie marzy, jak tylko o tym, aby go dręczyć na różne sposoby. Podobnie zresztą jak obecnie obowiązująca wersja "kodeksu rodzinnego i opiekuńczego" wraz z kilkoma ustawami dookólnymi uważa każdego rodzica za sadystę, pedofila czy innego zboczeńca, którego jedynym celem życiowym jest dręczenie własnego potomstwa w sposób jak najwymyślniejszy. Zarazem - te same przepisy zakładają że urzędnik, a choćby tylko "upoważniony przedstawiciel organizacji" - to anioł bezcielesny który dla samego tylko czynienia dobra na ten łez padół zsątpił. Otóż - takie założenia są CO NAJMNIEJ niesprawiedliwe! Nie twierdzę bynajmniej, że KAŻDY urzędnik, czy KAŻDY "działacz ekologiczny" to zaraz Dyabeł wcielony. Jednak - nie widzę najmniejszego uzasadnienia dla teorii, że populacja urzędników czy też populacja "działaczy ekologicznych" jakkolwiek różni się na korzyść od "reszty społeczeństwa" swoją jakością moralną! Tak więc dyabły wcielone będą się trafiać wśród właścicieli koni czy psów - ale i wśród burmistrzów, wójtów, innych urzędników oraz "upoważnionych przedstawicieli organizacji społecznych", którzy o dobry los tych zwierząt zoboligowani są dbać. Różnica polega tylko na tym, że ci drudzy - mogą się wyżywać całkowicie bezkarnie i bez najmniejszych hamulców. Co więcej - tym chętniej, że przecież wyżywając się w swoich diabolicznych skłonnościach, nie niszczą zarazem swojej własności - a co najwyżej: czyjąś trwającą czasem i wiele dziesiątków lat pracę i pasję. Sprawiedliwe to? Zdaniem niektórych tutejszych dyskutantów - najwyraźniej - tak!