Co mnie wkurza w jeździectwie?

arivle   Rudy to nie kolor, to styl życia!
17 września 2014 23:33
A mnie wkurza końskie zdrowie... Eh gdyby faktycznie było końskie, no!
Sotniax- mam to samo :P dlatego wole podziwiac mlodziez na mojej koninie,bo co wsiadam, to wydaje mnie sie, ze jeszcze damy rade cos wydziargac. A tu wiek I trening nie taki, I moje ambicje... I nie wsiadam... no czasem tylko 🙂 a mlodziez wymiata... A ja mam zelazna zasade: drugie niecenzuralne slowo w glowie (bo pierwsze to czasem za wczesnie🙂😉 I zsiadam- na czym bym nie siedziala, albo jade w pole. do roboty na drugi dzien wracamy.
Wkurza mnie to, że często wkurzam się na swojego konia.
Zamiast opanować emocje i zastanowić się co robię nie tak to w myślach (a czasem niestety głośno) zaczynam kląć i szukać winy u konia.

Wkurza mnie to że tak trudno jest nauczyć się tej jeździeckiej pokory o której zawsze się mówi..


Miałam podobnie.
Za dużo chciałam, za wiele wymagałam, zbyt szybko układałam plan i wróżyłam sukces. Odpuściłam i pomogło.
sotniax ja niestety mam tak samo....
Szczególnie jak długo nie mam treningu (np. 2-3 tygodnie) i wiem, że znów się z kobyłką troszkę cofamy, bo nie mamy pewnych rzeczy wyćwiczonych i mnie to mega irytuje..

A co jeszcze?
Ostatnio spadłam w czasie treningu, dość niefortunnie, bo na przeszkodę. Twarz ciut rozharatana, łokieć i kolano też, ale wsiadłam i jeździłam dalej..
Po jeździe usłyszałam od koleżanki, że na moim miejscu chyba by zrezygnowała w jeździectwa, a poza tym zdecydowanie bardziej woli swojego konia, który czas do czasu spłynie przed przeszkodą niż moją bestię, która się potrafi zatrzymać....
No ręce mi opadły. I na nic tłumaczenie, że zatrzymała się tylko i wyłącznie z mojej winy, bo się zawahałam (kobyłka od razu to wyczuwa) i nam nie wpasowało. A że koń taki, że liczy na mnie całkowicie, to jak ja jestem niezdecydowana to ona też nie wie, co robić i do widzenia. Ale cóż, pracujemy nad tym intensywnie i jest dużo dużo lepiej. I tak mogę śmiało powiedzieć, że ostatni raz mi się zatrzymała może z 2 miesiące temu? Więc nie jest źle. Ale w momencie jak zsiadasz z konia poobijana po tym upadku, ale szczęśliwa (bo koniec końców przejechałyśmy cały parkour i później nie było już większych problemów) i słyszysz, że powinnaś się zastanowić może nad zmianą konia czy coś....  🤔  🤔  🤔
No wkurzyłam się :P

A mnie wkurza to, że jest bardzo mało ofert dzierżawy z jakimiś korzyściami dla dzierżawcy 🙁 A przynajmniej nie w moim mieście 🙁


jaka szkoda, że nie jesteś w centrum Polski. 😁

mnie wkurza stękanie dzisiejszej młodzieży. :/ anglezuje, wszystko robi bezbłędnie, a jednocześnie stęka, że "nie potrafi", "nie da rady", "tego się nie da zrobić".  😤
Wydaje mi się, że w tych czasach młodym ludziom po prostu brakuje wiary w siebie i swoje umiejętności.  😉 I to, że "stękają" a wykonują ćwiczenie prawidłowo właśnie o tym świadczy.
nie. dla mnie to jest ewidentnie "o-Jezu-nie-chce-mi-się-jakie-to-trudne-może-odpuści-jak-postękam".

niestety, ja mam wrażenie, że panienki chciałyby się nauczyć jeździć konno ale się przy tym nie zmęczyć.
Rudzik   wolę brzydkiego konia, niż piękną sukienkę
18 września 2014 12:55
a mnie wkurza że jeździectwo nie jest takie jak w hamerykańskich filmach. Jedzie panna, włos rozwiany, przez stepy i lasy, potem tonę słomy przerzuci, konia łaskawie jabłuszkiem poczęstuje a po wszystkim włos w lokach, makijaż w pełni i strój galantny.
a ja pojechałam sobie ostatnio na chwilkę do stajni, zeszło 4 godziny i na gwałt jechałam dziecko z przedszkola odebrać w koszulce umazanej meszem, gumiakach w błocie i końskim łajnie, ze słomą we włosach i twarzą całą w pocie i kurzu
Pani z przedszkola patrzyła na mnie jak na patologię...
dobrze że chociaż ręce przed wyjściem ze stajni umyłam, choć brud za paznokciami pozostał
Rudzik, dla mnie w tym caly urok jezdziectwa! Ja tam lubie byc rozczhochranym "syfem" z bluzka w meszu i obloconych butach 😀 (Jak ja za tym tesknie...) Czuc to fizyczne zmeczenie... A potem wrocil do domu, wziac prysznic i znowu czuc sie jak bogini 😉
Rudzik Ty to kozak jesteś 😀
strzemionko   w poszukiwaniu szczęścia przemierzamy cały LAS ;)
18 września 2014 13:18
ja kiedyś przed wyjściem na chrzciny, w makijażu i sukience poszłam "na chwilę" do koni, tylko zobaczyc co u nich i jechać.
Wystarczyła chwila żeby na mojej zwiewnej sukience pojawiła się soczyście zielona trawa.
Nigdy więcej! 😀
Rudzik   wolę brzydkiego konia, niż piękną sukienkę
18 września 2014 13:28
ja też planowałam wrócić grzecznie do domu, wziąć prysznic i dopiero jechać na miasto, ale tak jakoś wyszło...
teraz czekam czy mi przedszkole opieki społecznej do domu nie przyśle, żeby sprawdzić w jakich warunkach dziecko chowam
a miało być tak pięknie
Rudzik, i to jest zaleta "końskiej" miejscowości 🙂 Nikt się końskim ciuchom, tudzież "świeżości" nie dziwi.

Kahlan, mam wrażenie, że to oli330 ma rację, ale ty też częściowo. Bo naprawdę tez zachodzę w głowę, skąd taki brak przekonania, kompletnie nieprzystający do umiejętności. Wymyśliłam, że częściowo z rozlicznych mikro-urazów psychicznych, które dziewczyny skrywają, bo "jak to tak, takie głupstwo a się zaczęłam bać, bo jeździec ma być odważny". Nie rozumieją, że nad tym się słabo panuje, że na początku byle bolesne otarcie palca może wywołać później strach, że "twardość" jest umiejętnością nabywaną z czasem, o ile narasta przewaga wrażeń pozytywnych nad negatywnymi. A ty możesz mieć rację, że instruktorzy są też zbyt "miękcy", łatwo ustępujący. I tak się składa: pewne wygodnictwo z jazdami na słabo wyszkolonych koniach/kucach i mamy pokolenie "ja do tego jeszcze nie dorosłam, może później". A to nie są pojedyncze przypadki. Zaryzykuję twierdzenie, że to zaczyna być największy problem obecnego szkolenia u podstaw, tym większy, że łatwiej infekuje tych bardziej utalentowanych. Uzasadniony (wypadkami ale też unikaniem wyzwań) i nieuzasadniony brak wiary w siebie 🙁
Tak tylko od siebie napiszę, że całkowicie zgadzam się z halo. Moge tak napisac, bo sama tego doświadczyłam i w sumie doświadczam. Miałam bardzo zły start w jeździectwo co pokutuje w sumie po dziś dzień. Mimo kolejnych lat jazdy i potem treningu już na odpowiednich koniach i pod okiem ludzi mających pojęcie o pojęciu wciąż przy zwiększonym napięciu na zawodach potrafi wytrącić mnie z równowagi byle drobiazg i w mojej głowie juz jest wielki napis "nie dam rady, za cienka jestem".... i dalsze odruchu itp. zaczynaja byc irracjonalne i nieprzystające do moich obecnych umiejętności wpasowując się w to "nie dam rady". :/ Co z tego, że trener twierdzi co innego i rozsądek mówi co innego, w tym momencie działa jakaś chora szyfladka w głowie. Moja obecna trener juz widzi kiedy wpadam w to "nie dam rady" i z tym walczy z chyba coraz lepszym skutkiem. W domu juz mi sie to niemal nie przytrafia. Gorzej na zawodach jak mam za duzo czasu na myslenie pomiędzy rozprężalnia a parkurem i zostaje sama, wtedy spirala "nie jestem w stanie" sie nakręca. Kończy się np. dojazdem do szeregu w pełnym paraliżu. Co z tego, że z daleka widzę niepasujący odskok, bo widzę. Co z tego, że wiem co mam w takiej sytuacji zrobic i jak to zrobić. Nie.... nie robie nic, zastygam i w głowie mam jakąs myśl pod tytułem "a nie mówiłam, że nie dam rady". Nikt mi nie powie, że to w jakimkolwiek stopniu jest lenistwo i niechęć do ćwiczenia.
Piszę tu pierwszy raz, ale teraz nie wiem co robić i kogo się poradzić. Jeżdżę konia koleżanki która jeździ by jeździć, wsadza inne koleżanki nie tłumacząc im nic. Zajęłam się w nim w styczniu a w marcu podjęła się współdzierżawy dziewczynka której prowadziłam treningi. Wsiadałam ja, by coś zaczął pracować koń i ona by się podszkolić. No i właścicielka.  Konia brałam w styczniu chodzącego tylko na haku i wędzidle gumowym który ponosił i nie odbierał sygnałów 'z góry'.  Mimo moich studiów w innym mieście pokazywałam się co weekend. Kiedy robiło się cieplej zaczynało się zlatywać dziewczynek i właścicielka konia zabierała koleżankę na jazdy. Nazwijmy ją 'młoda'.  Młoda brała go mimo tego że wsiadałam ja i dziewczynka. Wsiadała jak nas nie było czyli przed nami albo po nas. Dowiadywałyśmy się od innych. Zwróciłam kilka razy uwagę. Pani właścielka jest ode mnie młodsza o rok i po maturach wyjechała za granicę zostwiając konia pod opieką 'Młodej'. Wszystko mieliśmy się pytać jej.  Kiedyś zabrała konia w teren nie zwracając uwagi że dziewczynka do niego przyjechała i miała pierszeństwo, wysyłała dziewczynkę na pastwisko po niego bo jej się nie chciało chodzić. Mieszka wioskę dalej, więc zabierała go niby na oprowadzanki a wracała po 5 h. Koń wracał mokry i ze zdartymi kopytami od czerwonej cegły. Nie wytrzymałam i zwróciłam uwagę właścielce. Młoda się zabrała i od czerwca jej nikt nie widział. Aż do teraz, zbliża się hubertus mieliśmy się określić kto na kim jedzie. A tu nagle pokazuje się młoda i oznajmia że startuje jeden przejazd LL. Jestem zła po konia zrób jeździj, a później się pojawia i bach! Ona startuje. Zwłaszcza, że miałam startować ja i dziewczynka.  Właścielka uważa, że skoro miała startować ona a nie jedzie to jedzie Młoda. Wkurzyłam się i zrezygnowałam, ale mamy pogadać w sobotę co mam robić pomóżcie proszę :kwiatek:
Może nie warto się w takie coś pakować?
Skoro nie jestes wlascicielka konia, anie dzierzawczynia na papierze, to nie bardzo ogarniam jak chcesz sobie uzurpowac jakiekolwiek prawa do uzytkowania tego zwierzecia.
nie chodzi mi tu o żadne prawa do niego, tylko o sytuacje. Raczej się wszystkie dogadujemy, ale chciałam się doradzić czy powinnam jechać zawody i nie przejmować się Młodą czy odpuścić sobie ?  🤔
Klami, to może być jeszcze inna kwestia. ZBYT DOBREGO treningu  😀iabeł: Co jakiś czas przypominam trenerowi: "Na parkurze cię nie będzie  😀iabeł: Nie "lecz" mnie z własnej inicjatywy, nawet błędnej".
roxxis "u nas", przy współużytkowaniach konia obowiązuje zasada: kto nie trenuje, kto nie przygotował się z koniem jako para - ten nie startuje. A przygotowanie to nie 1,2 treningi.
Nie możecie 3 jechać po 1 przejeździe? (jeśli koń ma 6 lat skończone)
Dlaczego masz rezygnować, jeśli ta dziewczyna nie pokazywała się od czerwca u tego konia? Skoro taki czas zajmowałaś się koniem to powinnaś jechać ty  😉
-bibi22-   Czasy się zmieniają i my też się zmieniamy.
18 września 2014 20:50
Może siądź z właścicielką i obgadajcie wszystkie nurtujące was kwestie. Wyznaczcie kto, kiedy jeździ by nie było problemów.
Dziękuje dziewczyny :kwiatek: Umówiłam się w sobotę na rozmowę o tej sytuacji mam nadzieje że jakoś się dogadamy wszyscy.
halo w poprzedniej stajni gdzie trenowałam też tak było, ale tu gdzie jestem teraz to nawet chyba stajnią nie nazwiesz..
halo, Klami, dałyście mi inne spojrzenie na ogół sytuacji. Ale ciepłokluchostwo młodzieży mnie dobija i w takim razie ten jej brak wiary w siebie zwłaszcza, że jednak od samego początku jest potrzebny refleks i "jaja", żeby jednak sobie krzywdy nie zrobić... może też mnie "psuje" fakt, że byłam szkolona w czasach "trener ma zawsze rację" co znaczy, że nie dałby mi ćwiczeń ponad moje siły co znaczy, że mam nie stękać, bo jest to zadanie do wykonania dla mnie na obecnym etapie.

ale ok, będę tłumaczyć, że to tylko ich nieśmiałość i wycofanie i w pewnym momencie zaskoczą.....  😵
Rudzik grunt to przyzwyczaić 'okolicę' i potem już się nikodo to nie rusza 😁 mi nie raz zdarza się wpaść do sklepu w drodze pomiędzy jedną stajnią a drugą w końskim stroju i już nikogo to nie dziwi🙂

Co do tego braku pewności siebie to najgorsze są sytuacje gdy ktoś wbija sobie do głowy, że się boi i nijak nie można tego wyplenić. Nie wiem skąd taki wszechobecny strach u niektórych a z drugiej strony jednocześnie ogromna chęć jazdy. Z jednej strony boją się  konia "bo on się RUSZA" a z drugiej "ale ja CHCĘ jeździć"... a jakoś chęci przełamywania strachu nie widzę... 🤔wirek:

roxis na przyszłość przed rozpoczęciem współpracy dobrze ustalić ogólne zasady co i jak, do czego masz prawo bo tak to odwalisz robotę z koniem a skorzysta ktoś inny... życie..;/

Kahlan bo niektórym się wydaje, że konimi i jeździectwo to takie fajne, lekkie i przyjemne jest, nic tylko siedzieć i wyglądać 😜  ale fakt, że tez widywałam różne przypadki i dziwię się, że niektórzy jeżdżą już naprawdę długo a.. wynoszą z jazdy niewiele.  I to na pewno nie z braku umiejętności czy możliwości a raczej właśnie swojego zdania na niektóre kwestie, braku zaufania, braku chęci pokonywania trudności i wszechobecnego pójścia na łatwiznę. Oj tak wkurza mnie jeszcze właśnie to, że wszyscy chcą iść na łatwiznę... (no dobra nie wszyscy ale 99% tak).
Kahlan, próbuję tłumaczyć właśnie tak, że nie poleciłabym niczego, na co jeździec nie gotowy. Ale to racjonalne tłumaczenie, a zjawisko jest irracjonalne.
Gdy pierwszy raz zobaczyłam dziecko, spokojnie na poziomie srebra, płaczące na widok stojaków na placu (samych stojaków, skoki nawet nie były w planie) myślałam, że to jakiś wyjątek 🙁
A teraz przeczulona chyba jestem, ale wszędzie to widzę, w różnym nasileniu, na różne rzeczy. Nie ma wyjścia: wdech-wydech. I adept, i instruktor 🙂
Ale co trafia człowieka, to trafia  😀iabeł:
Bo też w jeździectwie unikanie trudności wiedzie na paskudne manowce 🙁

Jeszcze sobie myślę, że od wielu osób, młodziutkich i starszych, oczekuje się dziś perfekcjonizmu. Z punktu. Coś jak z tym "doświadczeniem zawodowym" od razu po szkole. I oni chcą sprostać nierealnym wyobrażeniom. Nie są w stanie.
Tracą poczucie rzeczywistości i świadomość, co potrafią, a czego faktycznie jeszcze nie. I mamy właśnie te dwie opcje: "skromność" godną Kopciuszka (który nie chce grzebać w popiele) i bucowatość szczypiorków.
"Tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono" jakoś nie dociera.

edit: jednak bardzo dużo zależy od koni, z którymi ma się kontakt. Dziewuszka na świetnym, miłym (swoim) kucu nie miała najmniejszych oporów mierzyć się z wyzwaniami. I tu jest też nasza wina, instruktorów. Bo mając takie a nie inne konie do dyspozycji, zbyt często wmawiamy, że "konik jet ok, spróbuj jeszcze raz". A konik (już?) nie jest całkiem ok.
Dziś widziałam trening. Znajomy, wytrawny koniarz, "zabrał się" za córkę, jeżdżącą dość długo, ale nigdy z nim. Zupełnie, ale to zupełnie  nie wziął poprawki na konia, którego miała do dyspozycji. W pamięci zostały mu konie, na których sam jeździł - konie WYBRANE do sportu, z wielu. Tę godzinę dziewczyna zapamięta na długo 🙁
Mnie wkurza jak ktoś sobie podkolorozowuje (?) jakieś wydarzenie. Np. moja znajoma ledwo skacze 100cm, a niby 130 parkury śmiga  🤣. Plotkarstwo też - ponoć 130 skaczę z młodą  😁

Mnie trenerka posadziła raz na swojego młodego (który wyłamywał, stopki robił itp. ogólnie taki straszny "ogier"😉 i byłam przerażona, nawet chciałam do domu wracać, żeby na młodym nie jeździć, ale super koń się okazał. Czasami warto podejmować wyzwania, ale trzeba też brać poprawkę na konia. Dla mnie nie pojęte jak można nie brać w ogóle pod uwagę błędów konia i zwalać wszystko na DZIECKO 😤.
Kahlan, jestem własnie typem jeźdźca, który mówi - "Nie dam rady", "To za trudne" itp., itd. Nie wynika to jednak z mojego startu, ale z zachowania mojej pierwszej instruktorki po prawie sześciu latach współpracy (ciągle uwagi, brak pochwał)! Oprócz tego dochodzi jeszcze mój brak wiary w siebie wywołany moim delikatnym charakterem, który w latach już przedszkolnych został zdruzgotany przez rówieśników. Prawdą jest, iż np. na mnie najlepiej działa pochwała za dobrze wykonanie zadania i stanie twardym murem za tym, abym wykonała dane ćwiczenie (nie ważne, jak mi wyjdzie). Uważam, że są też typy osób, którym się po prostu nie chce. Sama musisz wyczuć z kim masz do czynienia - ja pomimo tego, że nie uczę to już zauważam kto siebie nie jest pewny siebie, a kto nie chce. Dużo też zależy od tego, jak instruktorzy aktualnie lub starzy traktują dane osoby - jeśli trener tylko rzuca uwagami, a w ogóle nie chwali to raczej wiadomo, jak to się skończy...
niestety, Ci delikwenci, którzy mnie wkurzyli swoim stękaniem byli ewidentnie leniwi (wypacykowani, w pełnym (i najdroższym!) rynsztunku jeździeckim chociaż to pierwsza lonża.)  😤 bo to było na zasadzie, że dziewuszka sprawna, wygadana, momentami wręcz pyskata (!), a jak ma ćwiczenie chociażby wstawanie i siadanie bez strzemion (w stępie, żeby było stabilniej i dosłownie kilka razy, żeby powoli ćwiczyć mięśnie) to już stęk "ja nie potrafię, ja tego nie zrobię" (w domyśle dopowiedziane "bo się spocę"😉

gdy mam osobę nieśmiałą i nie wierzącą w swoje siły, to ona często wręcz WSTYDZI się stęknąć. albo są często osoby dorosłe, które też stękną, że nie dadzą rady - o to oczywiście, że zupełnie inaczej je traktuję.

ale dla dzieci szalejących po stajni, pałętających się między końmi, wygadanych, a na lonży stękających bo im się nie chce - o to to mnie wkurza. dla pozostałych mam anielską cierpliwość. 😉

(nigdy nie byłam dobra w przekazywaniu swojej myśli rozmówcom, mam nadzieję, że nikogo poprzednimi postami nie uraziłam nieświadomie :kwiatek🙂
Kahlan, w takim razie w pełni rozumiem twoje zdenerwowanie 😉 Pamiętam czasy, jak kiedyś tak się wstydziłam, że nic nie mówiłam instruktorce - że czegoś się boję, że uważam, że czegoś nie zrobię. Teraz jest zupełnie inaczej. Inne sa moje relacje z aktualnymi instruktorkami. Bardziej koleżeńskie, więc nie boje się mówić.
Mnie twój post nie wkurzył.

W sumie to mnie też niektóre rzeczy wkurzają w jeździectwie, więc pozwolę sobie powiedzieć chociaż jedną rzecz.

Małe dzieci wrzucane na duże konie, które nie są pod opieką instruktora, a swojej mamy (nie mówię, że to źle - ale dany przypadek był irytujący). Dziecko wsiada i jedzie. Chce ruszyć kłusem i co robi? No przecie każdy wie, że "powinno" się konia w szyję palcatem walić, a piętami obijać boki. Zapomniałam jeszcze dodać, że "powinno" się majdać po całym siodle. Konik idzie chwilę stępem i staje, szarpane dodatkowo wodzami. Dziecko krzyczy: "Kłus! Idź głupi koniu", zaraz do mamy: "On nie chce kłusować". Co na to mama? Żeby walić dalej tym palcatem. Zaraz podjeżdża do swojego kochanego dziecięta i macha palcatem za zadem jego wierzchowca. Zapomniałam dodać, iż mama też na koniu. W tamtej chwili chciałam już coś powiedzieć, ale ja niepełnoletnia zerkam tylko na panie, które w stajni pracują, czy zareagują. W takiej chwili nie wiem co mam robić, bo boję się tzn. opieprzu od strony znakomitej mamusi i pań stojących obok mnie.
Biczowa   tajny agent Bycz, bezczelny Bycz
19 września 2014 18:16
Nie wiem czy się wkurzać bo ostatnio się wkurzam regularnie, śmiać się czy płakać.

Jakiś dłuższy czas temu zadzwoniła znajoma z pytaniem jak utyłam mojego młodego bo jej koń  coraz chudszy, zęby robione, robaków niema, wrzodów też, wyniki krwi w normie a koń nie tyje. Zasugerowałam jej badania na hormony tarczycy bo tych na pewno nie zrobiła i zasugerowałam żeby wykluczyć nadczynność zwłaszcza że koń miewa epizody krwawienia z nosa co pasuje bo przy nadczynności rośnie ciśnienie, powiedziałam jej też jak utuczyłam mojego. Podziękowała.
Teraz się dowiaduje że badań nie zrobi bo jak się okaże że koń ma przewlekłą chorobę to będzie musiała leczyć albo sprzedać i zamiast tego kupiła kolejną paszę. Aż mi się na usta ciśnie:
Biczowa, No niestety, to jest po prostu wyparcie. Często u pacjentów się z tym spotykam- myślą, że nie zdiagnozowana choroba jest mniej groźna. Albo mniej realna. Że jak się jej nie nazwie to jej nie będzie.
To takie dziecinne myślenie- że ma się wpływ na chorobę przez diagnozowanie jej lub nie. Że się zaczaruje świat.

Koleżanka albo sama dojrzeje do skorzystania z Twojej rady, po wypróbowaniu iluś rodzajów paszy, albo zacznie Cię obwiniać za wszystkie problemy świata i chudość swojego konia 😉 Tak czy siak powinnaś olać.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się