Z tego co wiem, najblizszy specjalista od koni gaited jest w Dallas, 7 godzin jazdy samochodem w jedna strone. Tutaj wszyscy przyzwyczajeni do quarter horses i folblutow, koni poruszajacych sie normalnie. Kilka pierwszych miesiecy zajelo mojej nauczycielce jazdy rozgryzanie, jak wlasciwie porusza sie moj kon 🙄
Wtedy nauczylysmy sie ze :
-bez ciezkiego wedzidla trzymajacego za pysk z 10 calowymi czankami kon ponosi.
-po zmianie na lagodne wedzidle, o ktorych naczytalam sie w madrych ksiazkach typu "Gaited Horse Bible", o wedzidlach dla koni gaited typu snaffle-kon ma mnie gdzies i ponosi. Zerowa wrazliwosc na wedzidlo, kon sie wiesza. Ucze sie robic zatrzymanie jedna wodza, czasem nawet po 30 w czsie jednej lekcji-jedyny sposob by ja zatrzymac, a przynajmniej zwolnic. Trenerka pod wrazeniem ze kon 165 cm w klebie potrafi galopowac w tak malym kolku, ze prawie dotyka wlasnego ogona pyskiem.
-po zmianie na wedzidlo westernowe z czankami kon ponosi mniej, ale ponosi.
-kolejne rady od ludzi wokol i trenerki, zebym sprzedala konia bo jest nienaprawialny 🙁
-dwa miesiace temu dostalam rade od znajomej, ktorej ogier kryl Babe, ze uzywa combination bit, polaczenia wedzidla podwojnie lamanego twisted wire z hackamore z czescia na nos z sztywnej linki. Cos takiego:
[url=
https://www.valleyvet.com/ct_detail.html?pgguid=30e07573-7b6a-11d5-a192-00b0d0204ae5&sfb=1&itemguid=30e08d31-7b6a-11d5-a192-00b0d0204ae5&utm_content=19235&ccd=IFH003&mr:trackingCode=6142C464-3C81-E211-BA78-001B21631C34&mr:referralID=NA&mr😀evice=c&mr:adType=plaonline&mr:ad=43737216523&mr:keyword=&mr:match=&mr:tid=kwd-84496611643&mr:ploc=9028454&mr:iloc=&mr🤔tore=&mr:filter=84496611643&gclid=CMmIopDZtsgCFcOGaQod9c0Eww]KLIK[/url]
Na dosiad i lydki kon ma wywalone. Kazdy ucisk lydki powoduje przejscie do wyzszego tempa.
Hamowanie dosiadem; hamowanie wodzami-kon ma gdzies mimo niezliczonych godzin spedzonych pod trenerka bardzo doswiadczona, startujaca w narodowej druzynie. Kon orzeczony jako niewyuczalny i niebezpieczny. Po raz kolejny namawiana bylam do sprzedazy.
-kon nienawidzi areny, od razu przestawia sie na myslenie prawa polkula i gnanie do przodu. Wiec probujemy na zewnatrz. Na duzej arenie na zewnatrz kon zaczyna sie relaksowac, pozwala uczyc sie wzoru koniczynki wokol beczek, chodzenia po obwodzie areny z malymi woltami co kilka metrow, osemki, spirale. Wszystko z wodzami w jednym reku i przykladaniem ich do szyi. Ucze jej dosiadu i lydek. Zaczyna reagowac ladnie na lydki, nie musze nawet uzywac wodzy, wystarczy zmiana ciezaru ciala i kon sam robi wolty.
-po kilku miesiacach jazdy co drugi dzien uznaje, ze jestem gotowa sprobowac na pastwisku na zewnatrz-pare hektarow, ogrodzone. Kon zaczyna wracac do punktu wyjsciowego. Poci sie, denerwuje, ciagnie i przyspiesza, przy kazdej mozliwosci i zwolnieniu wodzy ponosi. Przy czym nie jest to kon stadny. Ma wywalone na inne konie, nie interesuja jej, nie trzyma sie z nimi, nie probuje zaprzyjaznic. Ignoruje. Ignoruje tez ludzi, nawet zblizajacymi sie z przysmakami. Nie podejdzie.
Pierwsze jazdy odbywam z trenerka na drugim koniu. Owszem, podaza w mniej wiecej podobnym kierunku, ale wystarczy , ze odwrocimy sie w strone stajni-koniec. Raz wywalila cwalem, po pastwisku, potem drodze zwirowej i 90 stopni zakret miedzy budynkiem stajni i metalowym ogrodzeniem z rur. Przyznam ze mialam smierc w oczach i tylko trzymalam sie siodla, przy czym stracilam jedno strzemie. Myslalam , ze sie zabije i kon tez. Chyba cudem sie udalo, ze nie skonczylysmy na ogrodzeniu-jakies 2metry szerokosci przejscie miedzy budynkiem i ogrodzeniem.
Zacielam sie. Dalej uczylam sie metod Andersona i powtarzalam z coraz lepszymi wynikami. Przy wyjazdach poza teren szkolki, wzdluz drogi (rowy melioracyjne dobre 15 m szerokosci i plaskie), czesc odbywa sie spokojnie, czesc-kon znowu ponosi.
W zwiazku z wybudowaniem (wlasnorecznie) stajni, klopotliwoscia dojazdow (godziny w samochodzie) i kosztem utrzymania konia u trenerki, moich jazd i treningow Babe -okoloo 1000$ miesiecznie, przenioslam konia pod dom.
Kon nie ten sam. Zamiast stac na wybiegu i miec wylane na wszystko, za kazdym razem wita mnie rzeniem, nawet po kilkadziesiat razy dziennie. Zaczyna nawiazywac wiekszy kontakt. Moge zalozyc derki, zdjac derki, sprawdzic kopyta, bez uwiazywania konia. Zaczynam wybierac sie z nia na spacery w reku-zachowuje sie ladnie, nie ciagnie do stajni, nie ucieka. Decyduje sie wiec na probe pod siodlem...i znowu ponosi, biega cwalem, ledwie reaguje na pomoce co do zmiany kierunku-staram sie trzymac ja robiac kola, az sie zmeczy. Zaczelam cwiczyc elementy z DVD Clintona Andersona dla koni gaited. Jako przyklad wystepowaly dwie klacze, z czego jedna o identycznych problemach jak Babe.Obciecie i tak szczuplych racji zboza, przejscie na siano i niewielkie illosci pelletow, przed kazda jazda wybieganie i trening na lozny, zeby spuscic pare z uszu (znaleziony na forum , bardzo mi sie spodobal ten zwrot). Kon o wiele posluszniejszy.Idzie stepa, po wymianie wedzidla na kombinacje-moge regulowac szybkosc, chody-przynajmniej w drodze z domu. Robimy ok 30-40 km po poboczach i polnych drogach tygodniowo. W drodze powrotnej zaczyna przyspieszac do racka, mimo uzywania wedzidla, pare razy usilowala poniesc, ale uzylam wedzidla mocno...i zrezygnowala. Ostatnia jazda-po podrzuceniu kilka razy lbem, gdy skrecilismy do domu-odbywa sie stepem.
Tak wiec chcialabym wrocic do jazdy z jedna reka na wodzach, nie tylko dlatego ze jest mi wygodniej, ale Jerry , nasz drugi kon, jest ekstremalnie socjalny i chcialabym go zabierac i rozruszac troche jako luzaka. Jako ze maz jest bardzo poczatkujacy, nie moge zabrac go z soba w siodle, bo nie umie jeszcze kontrolowac konia, mimo ze Jerry jest bardzo mily w obsludze, ale miesiac stania na pastwisku uderza mu do glowy. Nie moge go zabrac samego, bo zaczyna walczyc, nawet zaczyna troche stawac deba. Probowalam kilka razy na nieuzytkach kolo naszego pastwiska. Nie da sie zabrac, a ja nie jestem na tyle dobra w ujezdzaniu, zeby go uczyc. Z Babe na lonzy przejazdzki sa ok, ale przyznam ze wole pracowac nad Babe niz nad nim, w koncu Babe to moj kon, a poo poczatkowym entuzjazmie maz nie wykazuje zbytnio checi nauczenia sie lonzowania. Do tej pory w ciagu dwoch miesiecy spedzil lacznie godzine w siodle, w korralu.
Probowalam to robic w kantarze sznurkowym i na krotkiej lonzy zalozonej wokol rogu siodla, ale zapieral sie jak mul i ciagnal do tylu. Babe to nie przeszkadzalo, mogla spokojnie go uciagnac z nogami wkopanymi w ziemie, ale szkoda mi konia i chce uczyc go, zeby chodzil na luzie. Ale do tego potrzebna mi druga reka 😜
Tak wiec musze ufac jej na tyle, ze przestanie przyspieszac jezdzona westernowo, zebym mogla kontrolowac i ja i Jerrego.
Tak wiec takie sa moje problemy i dylematy. Przepraszam za dlugi post 😡
Swoja droga, musze zamiescic zdjecie Babe w naszym oglowiu z mekate. Mekate uwielbiam, bo kiedy kon sie poslizgnal ze mna, luzny koniec przelozony przez pasek w spodniach pozwolil mi opanowac konia i nie wybiec na droge. No i wyglada super ! 🏇
Skróciłam link
[img]/forum/Themes/multi_theme/images/warnwarn.gif[/img] Link gigant