Kto/co mnie wkurza na co dzień?

u mnie na wf jest jeszcze jeden hicior:
odrabianie wfu. jesteś chora? masz zwolnienie od lekarza i nie ma cię w szkole? spoko loko, odrobisz wf po lekcjach z inną klasą. ba, oceny z tego są! co z tego, że z zaliczeń (biegi, skok w dal, koszykówka itp.) mam 4 i 5 skoro z "aktywności" mam same 2? (czyli opuszczenie chyba 4 zajęć w miesiącu). 2 na koniec roku. koleżanka ma same 5 i 6 z pobytu na zajęciach, zaliczeniówki na 3-4. ocena na koniec? 5.
sorry, ale po chorobie to ja ewentualnie mogę zaliczenia odrobić, a nie całe lekcje Oo
Ja nie mam zamiaru ćwiczyć na wfie. Nikt mi nie będzie narzucał co mam na zajęciach robić. Jeśli nie chcę grać meczu w siatkę, bo zwyczajnie nie umiem grać, to chyba nie należy mnie wyzywać i zmuszać, jeśli zwyczajnie wolę robić coś innego, a nie kompromitować się przed klasą. W pierwszej klasie pomdlało nam kilka osób, gdy na lekcjach bez przygotowania biegaliśmy po 4 km w upale. Były też inne kontuzje, rozwalenie rzepki, złamanie nogi, skręcenie kostki itd... Nie chcę potem siedzieć tyle godzin w szkole spocona i zmęczona. Wyobraźcie sobie wyczerpujący wf, a potem sprawdzian po tym. Ciekawe kto go dobrze napisze? Jednego wfistę w szkole mieliśmy fajnego - aerobik, zabawy, nie przemęczał nas, dostosowywał uczciwie ćwiczenia do naszych możliwości. A drugi? O losie. Kazał nam biegać przez wymiarowe płotki z kilku minutowym przygotowaniem, kiedy pierwszy raz każda z nas płotki na oczy widziała. Biegaliśmy na zaliczenie bez praktycznie żadnego przygotowania biegowego. Myślę, że po prostu system jest zły i tyle. Gdyby każdy mógł zaliczać wf poza szkołą z tego co lubi, to zupełnie inaczej by to wyglądało. Myślę, że należy się martwić tymi, co w ogóle sportu nie uprawiają, a nie dzieciakami co po szkole lecą konno jeździć, a na wfie nie ćwiczą. Co komu do tego.
wf jest takim samym przedmiotem jak kazdy inny. Uważam, ze mocno przesadzacie - a na np. historii powiecie,ze nikt wam nie bedzie narzucal czego macie sie uczyc?
Nogę można zlamac i na ulicy, a omdlenia zdazaja sie tez na normalych lekcjach. To, ze wy macie zapewniony ruch bo jezdzicie konno nie znaczy, ze inni tez maja. Sama wfu nie lubie, bo sie na nim nudze, a po lekcjach latam na treningi siatkowki. I super - ale nie latam do lekarza po zwolnienia z wfu. Rozumiem zwolnienia gdy stan zdrowia nie pozwala na cwiczenie, ale "niechcemisie" nie jest zadnym powodem   🤔wirek: tak jakbyscie zwolnili sie z kazdego innego przedmiotu, bo wam sie nie chce... (religie pomijam, bo to kwestia wiary)
Wow: "nikt mi nie będzie narzucał co mam na zajęciach robić" - to już chyba znak nowego pokolenia. Mi takie myśli w szkole nawet nie przechodziły przez głowę 🙂 wf to przedmiot jak każdy inny, nie ćwiczę to nie dostaje pozytywnej oceny, proste. Ale w ramach anegdoty: chodziłam do, można powiedzieć, prestiżowego liceum, teraz chyba pierwsze w Warszawie, a mój nauczyciel pod wfu okazał się być ciekawa osobą - w czasie wolnym mianowicie obrabial kantory z bronią w ręku  🙇 Nie zapomnę tej afery do końca życia  😀
Moze troche zbyt dosadnie to okreslilam 😉 chodzi bardziej o to, ze nauczyciel powienien brac pod uwage sugestie uczniow. Tzn. jesli nie chca oni grac w kosza, to po co ich do tego zmuszac? Wf, jako zajecia z aktywnosci fizycznej powinny zachecac uczniow do sportu, a nie zniechecac. Fajnie, jesli nauczyciel bierze pod uwage propozycje uczniow, ale niestety nie zawsze tak jest. Moim zdaniem wf powinien byc dla wiekszosci przyjemnoscia, a cwiczenia powinny byc wykonywane z usmiechem na twarzy, a tak naprawde prawie wszedzie jest on dla uczniow mordega... Gdyby uczniowie mogli robic to co lubia, to tak by nie bylo...
gruby off top sie zrobil.
na uczelni  mieliśmy na wfie konie i mozna było się ze spokojem dogadać z prowadzącym, że ma się własnego konia i na nim sie jeździ i nie był to wielki problem. Moze to zalezy od komunikacji prowadzącego z grupa?
Ja miło wspominam wf na wszystkich szczeblach edukacji, nawet ,jak byłam zmęczona i spocona,a zajęcia były na 7 rano. Na 10 nauczycieli , z którymi miałam wf, żaden nie był "nienormalny", grupa była zwykle chętna i wysportowana i bardzo cieszyłam się ,że reszta "kalek sportowych" nie ćwiczy, bo tylko przeszkadzali.  Ich sprawa, ich zdrowie, my się swietnie bawiliśmy.

edit: dziwne że zwykle narzekały osoby, które miały dwie lewe ręce lub były najzwyczajniej w świecie leniwe, bo te osoby, które miały jakies schorzenia, kontuzje zawsze potrafiły poprosić o taryfe ulgową i nauczyciel umiał obniżyc dla nich wymagania, czy wykluczyć ich z niektórych ćwiczeń.
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
25 sierpnia 2012 02:45
Dzionka, Nie wszyscy tez mają predyspozycje zdrowotne jak już dziewczyny wcześniej wspomniały. Ja nienawidziłam wf'u ale miałam swoje powody. Parę nieprzyjemnych zdarzeń, brak możliwości 'wydolenia' przy większych biegach. Na szczęście miałam zwolnienie "połowiczne" co mnie ratowało od ćwiczeń obciążających kolana i od biegów. Ale ile awantur było przez to, że nie ćwiczę jak inni....W liceum już w ogóle nie ćwiczyłam.
I teraz spróbuj spokojnie wyjaśnić nauczycielowi, który drze się na Ciebie, bo mówi że symulujesz by nie ćwiczyć? Dopiero po opinii od lekarza się uspokoiło i miałam wf z głowy, bo już wiedzieli, że nie podołam z ćwiczeniami, które z łatwością przychodziły innym.

Brak chęci dostosowania wf do 'wydolności' uczniów - to jest główny problem nauczycieli.
Ło matko - nie znosiłam szkolnego wf. Nie znosiłam i już - tego zbiorowego przebierania w szatni z ukrywaniem się przed podglądającymi nas chłopakami - akurat w okresie dojrzewania, to nie wierzę, że żadnej z was to nie ruszało. Nie znosiłam też ćwiczenia razem z chłopkami na jednej sali - co było u nas częste, bo nie działało nam boisko, więc dzielona hala na pół i już - jako jedna z pierwszych miałam biust wydatny w klasie - no super się ćwiczyło przy 15 facetach wgapiających się we mnie... 😉.
Do tego dochodziło to, że mój nauczyciel wf był fanem siatkówki - graliśmy prawie non toper w to. Maskra. Mogę grać w kosza, biegać, rzucać, skakać byle kurde nie grać w siatkę. Boję się latających z góry przedmiotów i jedyne co mam ochotę zrobić to skulić się i jak ma spadać to niech na plecy spada...Masakra, nie umiem polubić tej gry....Brr...

Na studiach już było lepiej - wreszcie mogłam wybrać co chciałam, wybrałam basen i jakoś tam ogarniałam, choć najczęściej i tak odrabiałam obecności pod koniec semestru, bo mieliśmy basen na 6 rano i średnio mi się chciało o 4.30 wstawać. No ale to już była kwestia inna a nie, że nie lubię.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
25 sierpnia 2012 09:49
Epk miałam to samo- prawie 9 lat grania non stop w siatkówkę... nienawidzę tej gry 😵 Nigdy nie nauczyłam się odbijać piłki, że o wybitych palcach i potłuczonych kostkach nie wspomnę. Nie rozumiem, co nauczyciele z tą siatkówką mają... 🤔wirek:
WF?
Ach, nie przepadałam za nim. Oczywiście pan wybierał na kapitanów tylko dziewczyny, które sam lubił. I faworyzował te, które umiały grać najlepiej, a reszta cóż, niech gra jak umie, byleby coś robiła. Następnie to przykre uczucie jak zostawałaś ostatnia i jakaś drużyna musiała cię wziąć z musu, bo innego wyboru nie miała. Bardzo pocieszające, a nie chodziło o umiejętności tylko akurat o sympatię. Lekcje raczej pod dyktando innych niż samego nauczyciela, wciąż grałyśmy albo w siatkówkę, albo w palanta, aż niedobrze mi się robiło jak słyszałam nazwy tych gier. Do tego dochodził brak konkretnej sali, spełniającej wymagania. Ćwiczyłyśmy w małej salce, gdzie ani dobrze pobiegać, ani dobrze mecz rozegrać, po prostu była tak mała jak sala lekcyjna. Później jeszcze ciągła zmiana nauczyciela od tego przedmiotu, aż natrafiłyśmy na takiego, co tylko "warczał", a niedyspozycje uważał za coś karygodnego.
Ja sama mialam zwolnienie z wf od polowy gim do konca liceum(teoretycznie calkiem zasadne ) i nie powiem zebym byla z tego powodu jakos bardziej koslawa (inna sprawa ze ja razcej z tych aktywnych rolki rower koszykowka itd potem konie) A co do wf w szkole to bywalo bezsensownie (jak jeszcze cwiczylam) idiotyczne biegi do granic wytrzymalosci (doslownie) a potem siedz i uwazaj na pozostalych lekcjach (czesto byly np 2h wf na poczatku a potem jeszcze 5 lekcji) czasem trafialy sie fajne godziny na silowni w szkole ale to byl margines. Mysle ze to faktycznie kwestia systemu jakiegos odgornego regulowania jak to powinno wygladac a nie widzimisie pani czy pana wfistki. Bo jaki sens ma pisanie  w1szej czy drugiej gimnazjum sprawdzianow z wf? (rozmiar pilki do siatkowki i jej wykonanie wymiary siatki odleglosc i grubosc lini na boisku?i tak wszystkie gry zespolowe do wkucia  :rozga🙂, no przeciez to byl bezsens!! mysle ze duzy wplyw na to ze ludzie nie chca cwiczyc ma zwyczajnie program i charakter zajec. No ale tak samo chemia fizyka matma i kazdy inny przedmiot mozna by rozpatrywac. trzeba przezyc 😉
Maddie   Hucykowa demolka na wakacjach
25 sierpnia 2012 10:24
Wydaje mi się, że histeryzujecie niektórzy aż nadto. Pisanie sprawdzianu po WFie? Może aura roztaczająca się dookoła nas nienajlepsza, ale mózg po wysiłku dotleniony, człowiek pobudzony (a ja cierpię na wieczne zmęczenie i senność, nic mnie nie rusza, mogłabym spać na stojąco zawsze i wszędzie), myśli się lepiej!
W Podstawówce nauczyłam się grać w Ringo i Palanta. Bawiliśmy się w chowanego, siatka nam nie szła, w kosza graliśmy, biegaliśmy Coopery i inne pierdoły, nikt nie narzekał. Sama z siebie chodziłam jeszcze na gimnastykę po lekcjach!
W Gimnazjum wymagano od nas dużo, zajęcia z babą = trzeba uważać na jej humory.
W LO było NAJLEPIEJ. Nie było czegoś takiego, jak zwolnienie od rodziców. Tylko lekarskie. Dozwolone 3 nie-ćwiczenia w semestrze. Jeżeli się zawsze ćwiczyło, ocena szła w górę o stopień. Zaliczenia były ze wszystkiego. Prowadziliśmy rozgrzewki na ocenę, zazwyczaj graliśmy w siatę, bo kosza nienawidziłyśmy, ale w siatę i tak byłyśmy beznadziejne i pani zawsze nad nami ręce załamywała. Miałyśmy aerobiki, fitnessy, ćwiczenia na brzuchy, siłownia, ping-pong, siatkówka, kosz, ręczna, noga, palant. Wszystko. Bardzo dobrze wspominam te zajęcia! Była baba wymagająca ale i dużo rzeczy nas nauczyła. A przez pierwszy semestr jej nienawidziłyśmy, bo humorzasta jak każda baba i dopiero od drugiego semestru do końca liceum ją zaczęłyśmy "czuć" 😉

Ale moją grupę wszyscy zawsze lubili, bo jeździłam w tej samej stajni co moje nauczycielki i miałyśmy zawsze fory 😉

Apropo. Mam 20 lat, nie jestem z epoki kamienia łupanego co się chodziło bo się musiało i nie było zwolnień lekarskich 😉 I nikt nie narzekał, że spocony po zajęciach, albo, że mu się już nie chce, bo 7 lekcji miał przed WFem. Aby się nie pocić - Antidral, po zajęciach dezodoranty i wszyscy żyli i nawet z okresem ćwiczyli chętnie. Ale rozumiem, że niektórzy czasami umierają przy okresie, ale, żeby powyżej 7 dni to też tego nie rozumiem, bo to chyba już ściemnianie jest.
Jest różnica pomiędzy prawdziwym WF, a tym na niby. Ja niestety miałam ten drugi i mimo że nigdy nie wykręcałam się zwolnieniami to i tak moja ochota uczestniczenia w tych zajęciach była minimalna.
Byc dokladnie wf wfowi nierowny.
Anderia   Całe życie gniade
25 sierpnia 2012 10:54
A ja przez wszystkie 3 lata gimnazjum miałam zajęcia z bardzo fajną babką i wspominam je dobrze, chociaż to była osoba dość... specyficzna 😉 Myślę, że u mnie było tak jak u Maddie - trzeba było się do wfistki przyzwyczaić. Potrafiła równo ochrzanić, ale tylko wtedy, kiedy wyczuła że ktoś ściemnia, kręci, nie chce mu się, bo jeśli komuś przytrafiała się prawdziwa kontuzja albo dolegliwość to w te pędy wysyłała go do pielęgniarki. I to było super. Nudno na tych zajęciach nie było, wręcz przeciwnie, przerobiłyśmy chyba wszystkie możliwe 'szkolne' sporty, czasami też aerobik albo rowery. Pytała nas zawsze, co chcemy robić, chyba że miało być zaliczenie. A wypadków u nas wfie... oj, trochę było  😁 Między innymi moich - w szatni od wfu ławki mieliśmy przy kaloryferach, mnie podczas przebierania (niechcący) na kaloryfer popchnęła większa dziewczyna. I rozcięłam sobie miejsce między łokciem a nadgarstkiem (nie wiem jak to fachowo się nazywa), bliznę mam do dzisiaj, ale od razu mi to wtedy opatrzono i nie było niedbalstwa 🙂 Raz nawet w samą wfistkę wpadł rozpędzony chłopak o wadze 120 kg. Wyobrażacie to sobie?
Ale fakt faktem, na zwolnienia z powodu okresu babka zawsze była cięta. Nawet jeśli przyjęła usprawiedliwienie, to na koniec semestru/roku i tak potrafiła obniżyć ocenę z tego powodu, chociaż dajmy na to osoba z 2 możliwych nieprzygotowań wykorzystała jedno. Pani uważała, że okres nie powinien być powodem niećwiczenia, bo ruch jest nawet wskazany i rozluźnia mięśnie brzucha, więc nie będą nas boleć.
Maddie   Hucykowa demolka na wakacjach
25 sierpnia 2012 10:59
Miałam wszystkie typy WFów, czasami semestr z facetem i chłopakami z naszej klasy, czasami z kimś innym, nie zawsze było kolorowo, ale była dyscyplina i nikt się nie migał od WFów. Też często chodziliśmy do parku na bieganie i się latało 45 minut i nikt nie narzekał. Jak ktoś już nie mógł to się chował za drzewem, żeby oddech złapać. Na sali zawsze mieliśmy WF my i chłopcy, nikomu to nie przeszkadzało, szatnie nie raz nam się myliły i się wchodziło do przebierających się chłopców albo na odwrót i nikt nie płakał, bo zobaczył trochę ciała 😉

W 90% niechęć do ćwiczenia to lenistwo. Mi też się ZAWSZE nie chciało ćwiczyć. Przebieranie, smród, bla bla bla, nawet jak się nie chciało to zawsze się ćwiczyło a nie jestem jakimś orłem z WFu, jestem sierotą, potrafię sobie nogę skręcić idąc przez salę, wywalić się przez własne nogi, część się zawsze z takich rzeczy śmieje a część leci pomóc. Każdy u nas oberwał piłką w łeb mocniej lub słabiej, na gimnastyce koleżanka chociaż nie potrafiła stanąć na rękach bo miała za słabe, to we 3 osoby ją trzymałyśmy, żeby chociaż tróję dostała. Kwestia umiejętności przegadania.
W przypadku faceta - zatrzepotać rzęsami, pogadać, podpuścić i potem złość przerzucał na chłopaków a my mogłyśmy się obijać i być "dziewczynkami trenera, które się oszczędza". No sory, ale jak 20 dziewczyn przyjdzie do gościa i mu zacznie trzepotać rzęsami, uśmiechać się i słodzić, chociażby w obronie jednej, żeby jej pały nie wpisywał, to mimo wszystko nawet największy twardziel zawsze ulegnie. Trzeba być zaradnym! I wykorzystywać to w jakikolwiek sposób!

Edit.
Anderia, czytam i normalnie jakbyśmy miały z tą samą osobą 😉

WF jest jednym ze sposobów na naukę pracy w grupie, wsparcia przez drużynę. Tylko trzeba na to być otwartym, a nie iść nastawionym niechętnie 😉
Facella   Dawna re-volto wróć!
25 sierpnia 2012 12:00
Maddie sorry, ale jak po wykańczającym wfie wchodzę do niewywietrzonej sali, upał totalny, ja zmęczona i najchętniej położyłabym się spać, to wynik sprawdzianu na pewno nie będzie szczytem moich możliwości 🤔
flygirl, więc tak to się teraz nazywa, "picie herbaty" 🤣
co do wf to dodam jeszcze przebieranie się w szatni, gdzie jest zimno jak w psiarni i bieganie po parku, gdzie jakieś pijaczki zaczepiają dziewczyny, a nauczycielka zadowolona siedzi, bo przecież biegamy 🤔wirek: w ogóle w liceum wf mieliśmy najczęściej o 7:40 lub 14:40 - tak źle i tak niedobrze.
Podkreślenie moje i OT, ale przypomniałaś mi, jak szłam ze znajomymi grupą przez wieś i zaczęłam gadać z kolegą o... gotowaniu. Chwalił się jak to on umie robić kurczaka curry i żebym kiedyś wpadła, to zrobimy. Z przodu szła jego dziewczyna i moja dobra znajoma, a obok mnie zamyślona moja przyjaciółka. Napadła na nas w żartach: " to to się teraz tak nazywa?! Ja wam dam kurczaka curry robić! Zuziu ty słyszałaś co oni wygadują?!". Laliśmy ze śmiechu cały wieczór.  Nie poszłam do niego robić tego kurczaka, bo chybabym zeszła za śmiechu oczywiście. Ale teraz można na mieście spokojnie gadać o KURCZAKU CURRY i kulinarnych propozycjach, bo nikt nie wie o co chodzi. To samo z "bieganiem"  😉


WF-u też nie cierpię. To zmuszanie jak ktoś nie daje rady, ćwiczenia niedostosowane do możliwości. Jak się pyta, czy można usiąść, bo np. kolano boli- nie marudź, dasz radę.  Kiedyś lubiłam WF, bo spoko nauczycielkę mieliśmy, ostatnio jakiegoś pecha mam i po prostu wykręcam się jak się da. Tyle dobrego, że jak okres- kartka od rodzica i święty spokój, nawet jak tydzień.
Misskiedis   Jeździj nocą, baw się i krzycz na całe gardło!
25 sierpnia 2012 12:58
Epk miałam to samo- prawie 9 lat grania non stop w siatkówkę... nienawidzę tej gry 😵 Nigdy nie nauczyłam się odbijać piłki, że o wybitych palcach i potłuczonych kostkach nie wspomnę. Nie rozumiem, co nauczyciele z tą siatkówką mają... 🤔wirek:


DOKŁADNIE! Jak tylko widzę piłkę do siatkówki to reaguję niemal alergicznie. NIENAWIDZĘ 😵

Co do nauczycieli- nauczyciel wfu powinien mieć jakąś podstawową wiedzę o zwichnięciach itp., a tymczasem... Skręciłam kostkę na wfie, nie mogę stanąć na nogę, próbowałam postawić nogę na palcach to mi sie po prostu uginała, ja mówię wfistce, że nie mogę stanąć i że chyba skręcona, boli, a ona co? "Przestań udawać, chcesz się wymigać, postaw stopę na palcach, pokręć kółka stopą i ci przejdzie. A do pielęgniarki nie pójdziesz bo jej dziś w szkole nie ma". Taaa... Z pomocą koleżanki dokicałam na jednej nodze do domu, noga spuchnięta jak bania, prześwietlenie- na szczęście tylko skręcona kostka i zwolnienie ze szkoły, nakaz leżenia w łóżku.
Dobrze, że w 3 klasie liceum miałam już normalną wfistkę i zamiast grać w siate można było wziąć maty czy skakankę i ćwiczyć na korytarzu we własnym zakresie 🙂
Swoją drogą to, że pielęgniarka szkolna przyjmuje tylko kilka dni w tygodniu to też paranoja :/
U nas w LO pielęgniarka była chyba tylko w poniedziałki i w dodatku nie przez cały dzień. A w gimnazjum zawsze mnie wkurzało, że z czym się do niej nie poszło zawsze i bez wyjątku dawała krople na żołądek. 🙄
Maddie nie wiem czy się rozumiemy, ale jest bardzo duża różnica pomiędzy ćwiczeniem na sali z prawdziwego zdarzenia, a na salce wielkości dwóch salonów, gdzie sufit jest tak nisko, że aż musisz uważać, gdzie celujesz piłką, bo byle nie w lampę. Poza tym, również jest zdecydowana różnica pomiędzy różnorodnością ćwiczeń wykonywanych na WF, a przychodzeniem na WF ze świadomością, że po raz enty gramy w siatkówkę lub palanta. I nic te granie nie dało, bo nie ćwiczyłyśmy żadnych zagrywek tylko zaraz mecz. Poszłam do LO i nic nie umiałam, a tam WF z prawdziwego zdarzenia, po prostu chciałam zapaść się pod ziemie. Ziemia, a niebo między podstawówką, gimnazjum, a moim LO.

I nie chodzi o lenistwo, bo zawsze ćwiczyłam, zawsze miałam stój. Chodzi o warunki, nauczyciela, ćwiczenia jak i o sprawiedliwe traktowanie, a nie tylko wyróżnianie lizusów. I tyle.
To ja miałam świetny wf zazwyczaj w kadej szkole. W podstawówce 1h zwykłego wf-u z graniem w dwa ognie, takimi wyścigami między rzędami z różnymi ćwiczeniami ( to było poniżające jak się robiło "kraby" lub inne cuda, a 30 innych osób się gapiło na to), nauką grania w siatkę czy kosza, druga godzina wf-u w innym dniu to był basen, a ze 3 lata dodatkowo zamiast 3 godziny były łyżwy  😜 No ale szkoła była sportowa, także od wysiłku raczej nikt nie uciekał, chociaż nie zawsze się chciało.
Później była siłownia i rzutki, bo szkoła nie miała sali gimnastycznej i korzystaliśmy tylko raz w tygodniu ze szkoły obok. A tak to zazwyczaj leżeliśmy na materacach i gadaliśmy z facetem, później z babką. Generalnie to ona była dla nas bardzo łaskawa, bo np.jak kogoś nie było na wf-ie, a cały dzień był (wf zawsze na końcu) to wpisywała obecność.
Na studiach za  to cały rok mieliśmy jeździectwo. Nudno, bo mało się robiło, ale można było się trochę powozić. Za to tereny były całkiem fajne.
Graba.   je ne sais pas
25 sierpnia 2012 14:33
A ja jestem teraz w kropce. W tamtym roku przyszla do nas nawiedzona wfistka po AWFie, doslownie co tydzien ktos konczyl z kontuzją(najczęściej ręce). Na koniec roku polowa klasy miala zwolnienie. Ja wiążę swoją przyszłość z instrumentem, do teraz czuję palec,nawet nie wybity, pół roku temu podczas gry w siatkówkę. I co zrobić? Kiedy najmniejsza kontuzja(nie daj Bog przed konkursem czy egzaminem)może pozbawic mnie marzeń?  Drugą sprawą są warunki higieniczne. Mam wf na pierwszej lekcji i potem muszę siedzieć do 20 taka... nieświeża. Kurcze, dezodorant nic nie zalatwia! wrecz to jest obleśne, na takie spocone ciało. A w mojej wspaniałej szkole nie ma możliwości, żeby wziąć prysznic. Moim zdaniem wf tak, ale rowniez zapewnienie uczniom normalnych warunkow. I z jednej strony chcialabym chodzic na WF, zwlaszcza, ze w tygodniu nie mam czasu na regularną aktywność fizyczną,ale z drugiej strony za jaką cenę?
Przed wypadkiem, zanim dostałam zwolnienie z wfu, w gimnazjum, mieliśmy takie zajęcia, że chłopcy, dziewczyny, biegniemy 3 okrążenia (wielkie były te okrążenia, nie pamiętam do końca ile, ale duuuuuże), potem rozciągania 5 minut i 5 okrążeń i to jeszcze z poganianiem. Połowa nie wytrzymywała, dobiegaliśmy do końca i padaliśmy na ziemię ledwo dysząc. Ja to jeszcze taki kaszel raz miałam, że prawie płuca wyplułam, cała się czerwona zrobiłam i nie mogłam złapać oddechu a nauczyciel do mnie "no nie udawaj już, tylko wszyscy jeszcze jedno okrążenie".  🤔wirek:
Nie za długi ten  🚫 ?
Może zróbcie z tego nowy wątek?
Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
25 sierpnia 2012 19:48
Wkurza mnie stosunek ludzi na wsi do zwierząt  😤 Nie wszystkich, ale niestety wciąż bardzo wielu. Pojechałam dzisiaj do człowieka, który kupił kucyka dla dziecka. Zapłacił 400 zł i dziecko ma ogiera po ochwacie, który ledwo co się rusza, a kopyta ma powyginane we wszystkie strony. Koń jest u nowego właściciela już dobrych parę miesięcy. Miał nawet robione kopyta RAZ (!) i to 3 miesiące temu (!). Koń, który powinien mieć je korygowane co tydzień, może co dwa. Ogierek stoi sobie na pastwisku ogrodzonym DRUTEM KOLCZASTYM, i mimo że jakiegokolwiek papieru nie posiada i sam ledwo co na nogach stoi, to już nawet krył jakieś klacze  😵 A jaki po kryciu podobno był ożywiony! W kopycie udało się dzisiaj znaleźć nawet gwóźdź, wbity mocno, po którym została ogromna dziura (nie wiem jakim cudem nie podeszło to ropą), bo jak można się domyślić o kopystce to nawet Pan nie słyszał. Za to, gdy dowiedział się, że zdrowego konia należy rozczyszczać co 6 tyg. to jedyne jego pytanie brzmiało "ale tak do końca życia?". W gospodarstwie mieszka szczeniak. Mieści się na dłoni. Traf chciał, że akurat w mojej obecności kucyk psa nadepnął, dwa razy... Szczeniak nie mógł się ruszyć, skowyczał niesamowicie. Zawołałam szybko właściciela. Facet był bardzo niezadowolony, że go od roboty odciągam i pyta mnie co on niby ma zrobić, więc mówię "Panie do weterynarza!", a facet tylko skwitował: "pewnie już nic z niego nie będzie, córka będzie płakać" i wrzucił (!) psa do garażu. Na szczęście żona okazała więcej empatii i szybko wsiadła w samochód zabierając psa do lecznicy. Nie wiem co dalej się z psem stało. Byłam gotowa zabrać go od nich, ale przecież to piesek córeczki, więc już lepiej, żeby zdechł niż miałby zostać oddany. 🙁
Maddie   Hucykowa demolka na wakacjach
26 sierpnia 2012 09:54
Babcia mi zawsze opowiadała (BABCIA! Przeżyła wszystko co się dało, w tym 2 wojny światowe), że miała uczennicę, która grała na fortepianie i z tej racji miała zwolnienie z WF. Zaś u nas w szkole też były takie osoby.
Nie miejcie pretensji do nauczycieli a do dyrektora! Jak on może zatrudniać takie osoby, które nie mają wiedzy na temat udzielania pierwszej pomocy? Nie wykształcone? Takie osoby powinny od razu przez rodziców być u dyrka zaskarżone. Swoją drogą wybierając LO brałam pod uwagę nie tylko poziom nauczania ale też to jak ta szkoła wygląda, jakie ma boiska, sale sportowe, bo mnie to interesowało i nie chciałam jak moja kuzynka wylądować w "dobrym" LO z salą gimnastyczną przerobioną z biblioteki na 2 piętrze...
Jak mieliśmy zastępstwa w GIM i w podstawówce z facetem od chłopaków, który był okropny i nas też ganiał to robiliśmy zespołowe "zamiany". Raz jedna połowa biegnie dookoła, druga się chowa za krzakami i na odwrót i tak przez pół godziny. Kombinowało się 😉
Misskiedis   Jeździj nocą, baw się i krzycz na całe gardło!
26 sierpnia 2012 10:17
Wkurza mnie, że ZAWSZE jak coś zaplanuję to stanie sie cos innego przez co plany nie wypalą 👿
To, że ktoś się ze mną umawia na zdjęcia i nagle pisze, że jednak nie, bo pogoda sraka i owaka, że ma konie do ogarnięcia itd.....
Najlepsze że ktoś się umawia ze mną już kilka dni, ja załatwiam transport, nianie do dziecka i godzinę przed wyjazdem, dostaję smsa, że jednak nie bo coś tam... no szlag mnie trafia. Na dodatek dzień wcześniej pół dnia pakowałam rzeczy do zabrania, czyściłam sprzęt, bo lubię być dobrze przygotowana, a tu takie coś.
Ps. dodam, że jest 24' chmury ze słońcem i przyjemny wietrzyk..
😤
ekuss   Töltem przez życie
26 sierpnia 2012 12:55
Mnie denerwuje uprzedzenie do ludzi o innym wyznaniu czy narodowości. Zamiast każdego poznać, bo każdy jest w końcu inny-to oceniają z góry stereotypowo, że Polak to kradnie, Rosjanin tylko pije, Niemiec jest szorstki, Anglik nudny,a Włoch to babiarz. Co prawda ja osobiście nie chciałabym być w związku z np. arabem czy murzynem,ale dlatego,że fizycznie mnie nie pociągają,ale jako przyjaciele-nie ma problemu 😉 Nie lubię takiego szufladkowania ludzi- sama miałam kilka rasistowskich incydentów względem mojej osoby i naprawdę nie jest to miłe. Obecnie jestem z Niemcem,który jest muzułmaninem i jest taki sam jak każdy inny człowiek- oczywiście, są różnice kultur,ale jest to dosyć ciekawy temat do rozmów 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się