Co mnie wkurza w jeździectwie?

Smartini - przepraszam, że Cię uraziłam  :kwiatek: To rzeczywiście niezbyt dobre uogólnienie. Oczywiście powinnam dodać "źle wychowane dzieci bardziej majętnych rodziców" !
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
20 lipca 2016 20:54
milenka_falbana, każde źle wychowane dzieci.
smartini   fb & insta: dokłaczone
20 lipca 2016 21:08
Brzask, ale ja pomijajac swoj przyklad opisalam tez aktualnie znale mi osoby, ktore aktualnie maja nascie lat i zasuwaja nieprzecietnie. Dlatego podtrzymuje, stwierdzenie jest krzywdzace niezaleznie od czasow w jakich zyjemy.
Milenka, nie szkodzi, mnie nie uraziłaś. Ja swoje 'odrobiłam' ale znając chociażby tych 'moich' juniorów (których znam z zawodów i której części czasem prowadziłam treningi) to nie można rzucać takich stwierdzeń. Bo mają swoje konie, stać rodziców na wypasiony sprzęt, treningi, zawody w Polsce i za granicą a zasuwają w stajni tyle co ja. I to po prostu jest nie fair.
Bo dzieciaki mniej majętnych rodziców potrafią robić równie duże cyrki. To są po prostu niewychowane bachory, niezależnie od stanu konta rodziców.
Kiedyś na kursie ISP finansowanym przez UE mieliśmy zajęcia teoretyczne z p.Mickunasem. Włączył nam film chyba Parelli? I też pokazywał on m.in. źrebaczka tuz po urodzeniu, jak tylko wstał na nogi, ZANIM się napił wzięli źrebaka na bok od matki i zaczęli go podobnie głaskać, obkładać czym się dało i pętać choć pętanie na tamtym filmie wyglądało wręcz brutalnie w porównaniu z filmem podlinkowanym kilka stron wcześniej... Obejrzeliśmy do końca i oczywiście wywiązała sie dyskusja w ogóle po co cos takiego pokazywać? Ale dyskutowali tylko uczestnicy, prowadzący milczał i nie komentował swojego zdania choc wystarczyło, ze nam to włączył...

Mamy pierwsze w tym roku własne żrebki w stajni, nie mamy dużo doświadczenia ale jakoś problemu nie mamy z nimi żadnego a odczulania na plandeki i inne robimy na swój sposób na spokojnie w trakcie pracy z doroslejącym koniem bez potrzeby okładania go strasznymi rzeczami... Nie wiem co z tego wyniknie choć podejrzewam, ze wyrosną zwyczajne, normalne konie ale niestety nie umiem zrozumieć potrzeby odtawiania takiego... no cyrku jak dla mnie... :/ Wszystko dąży do jakiegoś rodzaje tresury i władzy absolutnej czasami mam wrażenie...
W temacie dziecięcym zostając, wkurza mnie to, że wraz ze wzrostem popularności jeździectwa (i pojawieniem się 500+) wzrosła o jakieś 1000% liczba dumnych i postępowych rodziców-laików próbujących zapisać na naukę jazdy konnej (naukę, nie jakąś tam oprowadzankę) dwuletnie i trzyletnie dzieci  😵 Wygrał pan, który po usłyszeniu, iż jego dwuletnia córeczka jest za mała, zrobił się agresywny, zaczął wyzywać wszystkich i stwierdził, iż "w tej stajni pracują debile bo w Niemczech to dwuletnie dzieci jeżdżą na kucykach samodzielnie"...
Przy czterolatkach mam problem, bo szefostwo każe już robić oprowadzanki takim maluchom, ale wytłumaczenie im zasad zachowania przy kucyku najczęściej graniczy z cudem a rodzice najczęściej żądają puszczenia dziecka luzem, "bo zdjęcia będą tak lepiej wyglądać"... Jest jeszcze grupa dzieci absolutnie przerażonych siedzeniem na kucyku, które po 10 sekundach błagają by zsiąść podczas gdy mamusie pieją z zachwytu, iż ich Karolek to urodzony dżokej albo coś w ten deseń  🙄
milenka, sorry ale to co piszesz jest mocno krzywdzące. Moich rodziców było stać na moje jeździectwo i mogłabym palcem nie kiwać i sobie tuptać a jednak wyszłam na ludzi. I znam sporo sportowej młodzieży, która mimo dobrych koni i majętnych rodziców są pokornymi uczniami, którzy zasuwają przy koniach swoich i innych, przeważnie lepiej i chętniej niż te co raz na miesiąc wpadną do stajni się rekreacyjnie powozić...




Moich też było stać, teraz stać też mnie już samodzielnie a ja uwielbiam pomagać w stajni nadal 😉 Kiedyś sama chodziłam i pytałam czy coś trzeba zrobić, w czymś pomóc jak na rekre jeździłam i nikt mi nie musial nic za to dawać, czasem przyjeżdzałam nawet nie jeździć a tak posiedzieć, powymieniać słomę koniom, nakarmić - dla samego przebywania 😉
smartini   fb & insta: dokłaczone
20 lipca 2016 21:59
aroniasty, ja przez lubienie siedziałam zeszłe wakacje bite 3 miesiące w stajni. od 4-5 do 18-20, 53 konie łącznie w stajni, do 6ciu pod moim tyłkiem prócz prywatnego mojego, karmienie popołudniowe i wieczorne, siodłanie, kąpanie, wypuszczanie na padoki, wrzucanie na karuzelę... itp itd :P padałam na ryj (jeszcze chodziliśmy 3xtyg na siłownię żeby sobie nic tym zasuwaniem w stajni nie rozwalić) i był czad 😀 a ile się nauczyłam to moje 😀!
Brzask   kucyk,kucyk...a to kawał s.........
20 lipca 2016 22:12
najmłodsze dziecko które chcieli mi na poważnie wcisnąć na oprowadzankę miało 1rok i 3 miesiące, jak powiedziałam, że to stanowczo za mało odparli niemal z pretensja "ale ona już bardzo pewnie siedzi!"
smartini   fb & insta: dokłaczone
20 lipca 2016 22:14
BUAHAHAHAHAHA 😀
Brzask, u nas i młodsze dzieci sadzane były na kucyku, ale wtedy były dwie osoby, "oprowadzacz" i rodzic dziecko trzymający. Ale to byli rodzice koniarze, więc tez inna sprawa.
U nas też sie zdarzają takie maluchy na oprowadzanke,ale zawsze są asekurowane. Czasami zdarza się,ze rodzic idzie też obok.
Zdarza się też,że rodzic siedzi w siodle/mający pojęcie/ i trzyma dzieciaka.Wtedy też odbywa sie to z asekuracją.
Smartini - ok, masz rację, stwierdzenie moje faktycznie krzywdzące dla porządnych dzieciaków  :kwiatek: Zostawiamy zatem portfel w spokoju 🙂 Dzieci są albo dobrze wychowane i nauczone szacunku do pracy albo nie...
Mam córkę, 11 lat. Jezdzi czasem, czysto rekreacyjnie, towarzysko. Jak miala 7-8 lat umiala sobie konia przygotowac do jazdy, jezdzilysmy razem w tereny. Teraz zapisalam ją na obóz jezdziecki do grupy jezdzacej i cwiczymy siodlanie, bo wsryd przyznac, ale zapomniała, ostatnimi czasy ja jej konia siodlalam, bo tak szybciej.
Facella   Dawna re-volto wróć!
21 lipca 2016 13:29
To żaden wstyd, że 11-latka nie pamięta, jak się siodła konia.
U nas jest jedno takie dziecko, też ok. 11-12 lat... Nie potrafi nawet kopyt wyczyścić czy odpiąć sprzączki przy ogłowiu. FIZYCZNIE, MANUALNIE nie jest w stanie tego zrobić! Dlaczego? Bo wszystko za nią babcia robi. Butów wiązać też nie umie, a do toalety trzeba ją za rączkę zaprowadzić. Masakra. Niektórzy hodują sobie roślinkę, a nie wychowują dziecko. Dziewczynka normalnie jeździ, jest w pełni sprawna fizycznie i umysłowo, tylko brakuje jej koordynacji i minimum umiejętności manualnych. Jeździ już kolejny miesiąc i za każdym razem, jak ktokolwiek próbuje jej pokazać, jak się siodła konia, to wkracza babcia: "ona nie będzie tego robić, ona sobie nie da rady!" 😵 mogłabym całą książkę napisać o "kwiatkach", do jakich przyczynia się ta babcia, z łapaniem konia przez zamknięte drzwi hali na czele... Najlepsze jest, że NIC na nią nie działa.
Facella, a nie da się z tą babcią porozmawiać? Jeśli nie Ty, to właściciel ośrodka? ja szybko się odzywałam w takich sytuacjach - zazwyczaj żartem w stylu "Paaaani, to córka taka duża, na pewno sobie da radę z tymi szczotkami!". Czasem zgarniałam dziecko spod opiekuńczych skrzydeł 😉 i fru-ogłowie do ręki, ochraniacze do ręki... W większości przypadków działało. Aż tak ekstremalnego nie miałam, ale zapewne szybko podeszłabym do takiej babci, wytłumaczyła na czym polega jazda konna i przede wszystkim - wjechała na "opiekuńczość" ze strony bezpieczeństwa - sugerując, że, żeby jazda konna była bezpieczna, to wnuczka musi nauczyć się minimum odpowiedzialności, a Ty-Facella/czy instruktor, jesteś od tego, żeby także dbać o bezpieczeństwo.
Z tymi sprzaczkami to zawsze jest dramat, bo wiekszosc osob chce je na sile rozpiac.

A wstyd mi tylko z tego powodu, ze dziecko jezdzace nie umie konia osiodlac. Co innego jakby to osoba poczatkujaca była.

Ostatnio dwie siostry czyszcza konia przed jazda i jedna sie pyta, czym wlasciwie sie ubrudzil ten kon. Ja krotko odpowiadam, ze kupą. A one wytrzeszcz: serio? Pani chyba zartuje? Ale nic sie nie przejęły i wyczyscily do konca razem z kopytami.
Facella   Dawna re-volto wróć!
21 lipca 2016 17:47
Sankaritarina, dziecko jest przez podejście babci tak wycofane, że samo nie chce/nie potrafi/boi się cokolwiek zrobić. Nawet na pytania nie odpowiada. Reszta dzieciaków taka nie jest, to tylko niechlubny wyjątek. Ja się nie zamierzam bawić w wychowywanie jej, ani tym bardziej ustawianie jej babci...
Jedni rodzice byli niezadowoleni, że dzieciak czwartą czy piątą jazdę ma na lonży. Cytując, "bo ja widzę, że ona tylko w kółko na tej smyczy chodzi, jak mój pies", powiedziane groźnym tonem niezadowolonego klienta  😁
Niestety ogromnie ciężko uświadomić niejeżdżącym osobom, jak wiele wysiłku, wyczucia, równowagi, koordynacji i świadomości własnego ciała wymaga jazda konna, nie wspominając, ze dosiada się nieprzewidywalnego zwierzęcia. Nie wiem, czy to w ogóle możliwe, jak ktoś na koniu nigdy nie siedział i nie ma zamiaru.
Stąd pewnie te głupie pomysły i pretensje do instruktorów, ale w takim razie skąd ten pogląd, że wszystko wie się najlepiej, lepiej od osoby która uczy?

U nas jest jedno takie dziecko, też ok. 11-12 lat... Nie potrafi nawet kopyt wyczyścić czy odpiąć sprzączki przy ogłowiu. FIZYCZNIE, MANUALNIE nie jest w stanie tego zrobić! Dlaczego? Bo wszystko za nią babcia robi. Butów wiązać też nie umie, a do toalety trzeba ją za rączkę zaprowadzić. Masakra. Niektórzy hodują sobie roślinkę, a nie wychowują dziecko. Dziewczynka normalnie jeździ, jest w pełni sprawna fizycznie i umysłowo, tylko brakuje jej koordynacji i minimum umiejętności manualnych. Jeździ już kolejny miesiąc i za każdym razem, jak ktokolwiek próbuje jej pokazać, jak się siodła konia, to wkracza babcia: "ona nie będzie tego robić, ona sobie nie da rady!" zemdlal mogłabym całą książkę napisać o "kwiatkach", do jakich przyczynia się ta babcia, z łapaniem konia przez zamknięte drzwi hali na czele... Najlepsze jest, że NIC na nią nie działa.

To brzmi wyjątkowo smutno. Ja w takich sytuacjach po prostu rozmawiam z rodzicami/babciami, staram się przetłumaczyć, że pewna samodzielność przy koniu jest niezbędna, że inne dzieci same szykują konie a to jedno będzie odstawało itd., choć też mam paru niereformowalnych klientów.
Dla mnie to, że ktoś nie umie zrobić sam przy koniu nic, a jeździ X lat jest powodem do wstydu i nie lubię postawy "zrób za mnie". Nie mówię tu o zapomnieniu paru elementów, ale kompletnym braku takich umiejętności czy nawet zainteresowania...

A są niestety takie dzieci, których nic nie interesuje, ani przy koniu, ani na koniu, nie stosują się do poleceń, po prostu nie chcą i tym samym nie robią żadnych postępów, no bo ciężko inaczej. Ale widać, że nie przychodzą z przymusu, w jakiś sposób sprawia im to radość.
2,5 latek świetnie może sobie radzić na kucyku, oczywiście kucyk prowadzony, ale proste polecenia i ćwiczenia wykonuje zupełnie normalnie. Tylko ze względu na stawy nie powinien to być "trening" codzienny, ale raz w tygodniu świetnie stymuluje mózg i całe ciało.
Ważne jest przygotowanie kucyka, więc pomijając inwektywy, pan mógł mieć rację i tylko nieco przesadzić.
2,5 latek świetnie może sobie radzić na kucyku, oczywiście kucyk prowadzony, ale proste polecenia i ćwiczenia wykonuje zupełnie normalnie. Tylko ze względu na stawy nie powinien to być "trening" codzienny, ale raz w tygodniu świetnie stymuluje mózg i całe ciało.
Ważne jest przygotowanie kucyka, więc pomijając inwektywy, pan mógł mieć rację i tylko nieco przesadzić.



Nika77, przecież leleria napisała "naukę jazdy konnej a nie jakąś tam oprowadzankę"


Ja na fizjologii i stymulacji dwulatków się nie znam, mam dzieci w tym wieku, że dostaję czasem w spadku za małe spodnie. Wydaje mi się jednak, że jazda konna - jazda a nie oprowadzanka może być dla takich dzieci zbyt obciązająca nie tylko fizycznie ale i psychicznie.

Jak tak czytam te wpisy, to mi się zaczynają sytuacje z przeszłości przypominać. Właśnie z odmętów zapomnienia przybył do mnie nadgorliwy tatuś, który tak ochoczo na siłę wpychał na konia swojego otyłego syna o dźwięcznym imieniu Wawrzyniec, że go przepchnąl na drugą stronę. Mam wrażenie, że dla owego Wawrzyńca złamanie ręki było wtedy zbawieniem od koni i przyjął je z wielką ulgą. 🥂

Niestety czasem to, że rodzice pchają na siłę dzieci do jazdy konnej wynika z ich chorobliwych, niezrealizowanych ambicji albo na siłę dążenia do pokazania jakiegoś tam statusu materialnego. Ręce czasem opadają na te wymagania i na ten poziom.
to zależy co kto rozumie pod pojęciem oprowadzanki i nauki jazdy konnej w przypadku 2 latka 😉
[quote author=nika77 link=topic=885.msg2574484#msg2574484 date=1469131374]
2,5 latek świetnie może sobie radzić na kucyku, oczywiście kucyk prowadzony, ale proste polecenia i ćwiczenia wykonuje zupełnie normalnie. Tylko ze względu na stawy nie powinien to być "trening" codzienny, ale raz w tygodniu świetnie stymuluje mózg i całe ciało.
Ważne jest przygotowanie kucyka, więc pomijając inwektywy, pan mógł mieć rację i tylko nieco przesadzić.



Nika77, przecież leleria napisała "naukę jazdy konnej a nie jakąś tam oprowadzankę"


Ja na fizjologii i stymulacji dwulatków się nie znam, mam dzieci w tym wieku, że dostaję czasem w spadku za małe spodnie. Wydaje mi się jednak, że jazda konna - jazda a nie oprowadzanka może być dla takich dzieci zbyt obciązająca nie tylko fizycznie ale i psychicznie.

Jak tak czytam te wpisy, to mi się zaczynają sytuacje z przeszłości przypominać. Właśnie z odmętów zapomnienia przybył do mnie nadgorliwy tatuś, który tak ochoczo na siłę wpychał na konia swojego otyłego syna o dźwięcznym imieniu Wawrzyniec, że go przepchnąl na drugą stronę. Mam wrażenie, że dla owego Wawrzyńca złamanie ręki było wtedy zbawieniem od koni i przyjął je z wielką ulgą. 🥂

Niestety czasem to, że rodzice pchają na siłę dzieci do jazdy konnej wynika z ich chorobliwych, niezrealizowanych ambicji albo na siłę dążenia do pokazania jakiegoś tam statusu materialnego. Ręce czasem opadają na te wymagania i na ten poziom.
[/quote]



U nas też czasem obserwuje takie wpychanie na siłe przez rodziców, jest np dziewczynka około 12-13 lat, widać że jazda konna nie sprawia jej przyjemności, ale tatuś jest na każdej lekcji, domaga się żeby córka dostawała trudniejsze konie , ma dla niej plany startów na zawodach, a dziewczyna cóż - talentu niestety nie ma, a może i bardziej chęci i serca - jeździ 1,5 roku już z czestotliwością około 2 razy w tygodniu plus obozy i ferie i nie umie galopować, na żadnym koniu , po 1,5 roku nie umie mimo naszych wspólnych wysiłków i tłumaczeń kłusować na dobrą nogę ( mówi że nie widzi ) nie mówiąc już o sterowności koniem - koń po prostu z nią sobie jeździ, nie ona z koniem . Widać że się po prostu boi i nie sprawia jej to frajdy bo w ogóle się nie odzywa na jeździe , nawet zapytana o coś nie bardzo odpowiada, a co tatuś na to? Pytał mnie ostatnio ile dałam za swojego konia bo on chcę jej kupić 🤔wirek: jak powiedziałam zgodnie z prawdą za ile kupiłam ( około 20 tys.) to stwierdził że to jego jedna pensja to kupi 🏇 Mam nadzieje że do tego nie dojdzie  🙄
Trzeba było powiedzieć podrasowaną ale prawdę: jak chce Pan kupić konia, z którym pana córka sobie da radę i będzie jej skakał pod niebo i chodził czworoboki za nią to musi wydać ok 50tys Euro plus sprzęt 🙂 Minka by mu zrzedła 🙂 Ja zawsze rodzicom tłumaczę, że koniś za 10tys jest albo młody i niedoświadczony i trzeba włożyć w niego dużo pracy i czasu osoby doświadczonej i nie ma sie gwarancji, że jakkolwiek będzie dziecku pomagał w skokach czy w ujeżdzeniu bo może nie mieć ku temu większych predyspozycji albo koniś jest droższy, sporo droższy, ujeżdżony, 100% zdrowy przebadany na wszystkie strony, jest "łatwy" i przede wszystkim jest profesorem zdolnym nauczyć przy dobrym treningu czegoś dziecka...

No ale wracając do tematu faktu zmuszania do jazdy konnej: wiem jak to jest z tatusiami egocentrykami, ze ciężko przegadać ale ja już takich delikatnie spławiłam kilku... Nie wiem czy poszli dalej katować inną stajnie i swoje niechcące jeździć dziecko ale takie sytuacje nie wpływają dobrze na psychike ani moją ani koni więc nie mogę sobie pozwolić na takie sytuacje na dłużej i w końcu zawsze wszczepiam mój punkt widzenia i stawiam jasne ultimatum. Jeden tatuś sam potem przyznał mi na odchodnym, że faktycznie dzieci trochę chciały jeździć na początku ale to on za dzieciaka chciał na konie a rodzice nie mieli możliwości i dlatego bardziej chciał on na te konie iść niż jego własne potomstwo - ale męczył je ponad pół roku...
Tatusie zmuszający do jazdy konnej to jedno, osobną kategorią są wiecznie niezadowoleni tatusie. W stajni gdzie jeżdżę jedna dziewczynka pojechała zawody na wypożyczonym z rekreacji (!) kucyku. Poszło jej bardzo ładnie, zajęła 2 miejsce ( gdyby drugi przejazd nie był treningowy, to zajęłaby pierwsze). A tatuś oczywiście rozczarowany, bo "tak słabo jej poszło". Jak powiedzieć znajomym, że jego dziecko zajęło drugie miejsce na zawodach  🙄 . Naprawdę, aż mi się szkoda dziecka zrobiło. Niektórzy żeby mieć dzieci to powinni przechodzić psychotesty...
Są jeszcze tatusie z klapkami na oczach, chowający bardzo przeciętnie jeżdżące dziecię w przekonaniu, że jest wybitne i świetne. Niedawno usłyszałam, że talentowi dziecięcia nie jest w stanie podołać żaden instruktor, a byli już w tylu stajniach, bo w każdej robi to samo, a "w Niemczech" to on już skacze, na zawody jeździ, taki wybitny. Tylko że sam delikwent ledwo się trzyma na koniu, nie umie zagalopować bez bata, ręce i nogi odstawione pół metra od konia, trzyma się na wodzach i w ogóle ma ogromne braki w podstawach. Co nie przeszkadza tatusiowi zapewniać go, jaki to nie jest wybitny, a to że nie wychodzi to wina głupiego instruktora. W efekcie dzieciak nie robi postępów, bo nie bierze do siebie uwag. I jest na tyle upewniony w swoich umiejętnościach, że zawsze krzyczy (wręcz żąda) najtrudniejszych koni czy żeby skakać postawione na placu przez kogoś innego metrówki  🙄
I witki mi opadły, gdy ów tatuś z dumą stwierdził, że on to kupuje sportowego konia dla dzieciaka. Mam nadzieję, że to tylko gadanie dla uwagi.
Hmn, ale przyjdzie taki czas, że dziecko nie da sobie w końcu rady i być może będzie to okazja do refleksji. Jeżeli nie to przypadek stracony.
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
22 lipca 2016 10:53
Mam na jazdy dziewczyny niby kochające konie, ale żeby poszły pomóc konia wyczyścić i osiodłać, to trzeba powiedzieć wprost: ,,chodź przygotować konia do jazdy". Niektóre jeżdżą 5 lat, a ubrać konia nie potrafią- czasem mam już dość, bo za każdym razem muszę pokazywać, jak założyć ogłowie i po kolei dyktować, jak osiodłać konia.
Mam czasem na jazdy 4-letnie dzieci (w zależności od predyspozycji biorę je na oprowadzanki, niektóre nadają się na lonżę) i raz matka jednej zadzwoniła do mnie, żeby umówić się na jazdę na 14, a wtedy było gorąco i powiedziałam, że lepiej później, bo jazda konna to jednak wysiłek i w takim słońcu to dla dziecka niedobrze jeździć- matka dała mi do telefonu córkę, która mi powiedziała, że da radę...  😵 Ledwie na koniu siedziała, męczyła się te pół godziny, ale przecież dała radę...
I nastolatki, które chcą galopować, bo ,,koleżanka była na obozie gdzieś tam i już na drugiej jeździe galopowała" i ona też chce, pomimo że jeszcze nie jeździ na tyle, żeby zaczęła naukę galopu...
Dorośli, którzy kiedyś tam jeździli, albo mieli kilka jazd ,,na sznurku", ale nudno na sznurku i na placu, on chce sam w teren  🙄
Zniechęciłam się do prowadzenia jazd i chcę od tego odpocząć, bo widocznie się do tego nie nadaję.
Do nas niedawno na jazdę zgłosiły się trzy dziewczyny z rodzicami jednej z nich. Koniecznie chciały pojechać w teren, bo były na obozie, gdzie "galopowały w terenie". Oczywiście warunkiem wyjazdu w teren jest sprawdzenie umiejętności. Wsadziłyśmy je na konie na placu i ... porażka... Ledwo trzymały się na koniach, umiejętności na poziomie lonży, do tego dziewczyny nieporadne, rozmamlane, nie potrafiące słuchać i wykonywać poleceń. I oburzenie rodziców, kiedy ostatecznie dziewczyny wylądowały na lonży "no, przecież one jeździły na obozie w tereny". Trochę czasu minęło, zanim udało nam się wytłumaczyć w czym rzecz i nie jestem pewna czy rodzice do końca zrozumieli, bo miny mieli mocno obrażone.
Lubię swoją pracę i na szczęście większość moich uczniów to fajni, sympatyczni ludzie, chcący się uczyć. Ale parę takich "kwiatków" mam.
Ludzie zawyżający swoje umiejętności to normalka, dlatego mamy zasadę, że czyjaś pierwsza jazda w naszym ośrodku to zawsze lonża, chyba że ktoś posiada odznaki. Jak widzę, że ktoś w miarę dobrze siedzi, nie ciągnie za ryj, może potem zapisywać się na samodzielne jazdy, ale też miałam sytuacje, gdy osoby "galopujące i skaczące gdzieśtam" musiałam przetrzymać dłuższy czas na lonży, co było powodem ogromnego niezadowolenia. Ludzie chcieliby wszystko od razu umieć i móc.

smartini   fb & insta: dokłaczone
22 lipca 2016 11:38
Ludzie są dziwni. Nie dają pogłaskać psa znajomego bo ugryzie ale puszczać własne dziecko w teren na 500kg kupie mięśni, nad którą dziecko wg człowieka, który się na tym zna, nie ma żadnego panowania to już spoko. I na pewno instruktor na złość tym obcym, placacym mu pieniądze ludziom robi.
Fuck logic
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się