"Nie ogarniam jak..."

Moi Rodzice też mają "problem" z kotami na wsi, gdzie spędzają lato. To jest taka prawdziwa wieś, gdzie psy są na łańcuchach, a koty chodzą samopas. Te, które włażą Rodzicom na podwórko, oczywiście załawiają potrzeby na grządkach Mamy, albo pod kwiatkami. Tata jest wędkarzem i ma taką specjalną procę do zanęty. Raz nazbierał malutkich kamyków i pestek po wiśniach. Jak tylko przyuważył w ogrodzie kota, strzelał z procy obok, żeby do wystraszyć. Później już dokładnie było wiadomo, który kot jest recydywistą, bo te, co się już raz wystraszyły, wiały jak tylko w oknie ruszyła się firanka 😀 Żeby nie było, żaden kot nie został nigdy trafiony, ale kamyk/pestka lądujące z dużą prędkością niedaleko zadka przynajmniej na jakiś czas je zniechęcały od robienia sobie toalety pod kwiatkami mojej Mamy 😉
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
24 czerwca 2019 18:25
Też nie puściłabym kota luzem. Ba, nawet na balkonie na noc nie zostają same mimo iż balkon przeszklony i nic im się stać nie powinno. Szefowa mojej mamy miała kocicę-kamikadze. Łaziła luzem po osiedlu i miała durny zwyczaj przebiegania przed samochodem. Dosłownie, siedziała na chodniku i czekała aż samochód się zbliży. Na osiedlu wszyscy wiedzieli, więc uważali. Niestety, przyjechał ktoś nowy i nie wiedział...

Zresztą moja mama i babcia naszej pierwszej kocicy pozwalały łazić luzem po działce, "bo ona się pilnuje", a poza tym sąsiedzi z działki obok swoje dwa też puszczali luzem i wracały. Okno w bloku też zostawiały otwarte. I ja, dzieciak wtedy góra 14-letni , zdejmowałam ją z framugi. Na działce u znajomych też ja rzuciłam się w żywopłot, bo kocica się wystraszyła i chciała dać nogę. Wtedy do mojej mamy dotarło. Szkoda, że trzeba było twarzy i rąk dziecka poszarpanych przez kolce żywopłotu, żeby to się stało. Ukochanego kota ratowałam za wszelką cenę.
Meise, - a ocet? Albo są takie urządzenia pryskające wodą ma ruch, to jest nieprzyjemne dla kotów.

Jak jestem kociarą, tak problem rozumiem i współczuję.


Też już o tym słyszałam, tylko, że posesja jest zbyt wielka, koty by bankowo znalazły miejsce, żeby się wedrzeć.

espana, płot jest niestety ażurowy, a z jednej strony to jest w ogóle stara siatka, miejscami dziurawa 🙁
A na zajonce uważam, nawet na minutę z oczu nie spuszczam, nawet jakieś ptaszysko, czy cokolwiek nie umknie mojej uwadze  😉 zbyt cenne są dla mnie, chyba bym oszalała, jakby je coś porwało.
Ruda była tak przerażona, że po akcji z kotem przywarła do ziemi. Myslałam, że będzie wiać i nie da się złapać nawet (ona się boi wszystkich ludzi oprócz mnie). A gdzie tam, jak podeszłam to aż chciała na ręce i była taka gumowa i zdyszana 🙁 od razu ją do domu wzięłam.

Lanka, dzięki. A macie doświadczenie z tymi ultradźwiękami? Podoba mi się to za 80 zł, nadałoby się do warzywniaka, tylko, czy to działa, czy raczej kasa w błoto a koty to olewają? Ma ktoś jakąś opinie w temacie i nie jest szeptaczem?  😉

busch u nas w rodzinie tak było. Już nie będę mówić dokładnie kto i co. Ale koty luzem wychodzące, dom w lesie, życie jak w Madrycie. Kotów było 3. Jeden - zaginął. Może go nawet dzikie zwierze porwało. Drugi... został rozjechany (!) przez... właściciela. Niechcący... (dom w środku lasu z polną dróżką).
Trzeci się jeszcze uchował, ale non stop łazi do lasu, więc to tylko kwestia czasu. Chociaż to niezła cwaniara, więc kto ją tam wie, może przetrwa dłużej niż rok.

Lena, ja rzucałam w te koty takimi mikro orzechami, co za wcześnie spadły z orzecha. W dupie mają, tylko jeszcze polują na to  😂 😵

Te ultradźwięki mi się wydają niezłe. Nakupiłabym tego dziadkom. I tych granulek. Oni już coś takiego wysypywali, ale nie podziałało. Druga kwestia, to czy nie są trujące dla królików?

W wiejskim domu, jak stał zimą pusty, włączaliśmy piszczałkę przeciwko myszom. Nawet działało. Tylko sobie wyobrażam, że to dla psów/kotów/myszy jest równie nieprzyjemne (dlatego puszczaliśmy tylko w pustym domu).
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
24 czerwca 2019 18:57
Meise, nie mam z tym doświadczenia, ale przymierzam się na psa sąsiadów z działki. Przynajmniej do czasu postawienia ogrodzenia. Pies agresywny, nieodwoływalny, a właściciele mają go w dupie, bo ważniejsze jest, "czy dziś pijemy różowe Carlo Rossi do grillowanego camemberta".  😵 Działka w ROD, więc nie mam za bardzo pola do popisu. Chociaż ostatnio kundel był na smyczy, bo zdaje się, że nie tylko mnie zalazł za skórę. Co prawda szukałam czegoś konkretnie na psy, bo ani koty, ani zające mi nie wadzą (nawet jak zeżrą ostatnie buraki, nie wiedziałam, że zając lubi buraki), ale większość działa właśnie na psy i koty plus jakieś bardziej wybajerzone na resztę zwierzaków.
No ja tez bym nie dała kota w miejsce, w którym lata przez ulice... a jak mówisz ze niedaleko szkoła językowa to zakładam i spory ruch.

Jesteśmy ' osiedlem' 10 ( sztuk 10) domków w polu. Droga to pola droga- po jednej str 5 domkó, po drugiej 5.
Szkola jezykowa to jedna pani, która uczy angola. Gdyby mi ktoś kota pod chata przejechał to bym wiedziała - moje dzieci po tej drodze latają na boso🙂. Droga ma 5m szerokiści🙂

Nie ma drzew- ptaki gniadują umniena dach🙂.
Kot poluje na myszy i nornice. Nie utrzymam kota w domu bo to by znaczyło, że musze żyć z pozamykanymi oknami. Nasze wyjscie na taras to dwa wilekie tarasowe okna- latem otwarte cale nin stop. My nawet na noc sie nie zamykamy.
Kot z nami chodził zbuta wszedzie (jak pies).
kotbury no bo jak ? kot ma po podwórku latać ??? przecież to zwierze domowe, tylko na kanape sie nadaje  🤣 🤣 🤣 niedługo strach będzie psa na dworze trzymać.
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
25 czerwca 2019 10:34
Na sznurku jak u Kargula i Pawlaka  😁
kotbury może to moje spaczenie po wydarzeniach rodzinnych, ale nawet w najbardziej spokojnym, kameralnym miejscu zamykałabym się na noc.

Słoneczna Italia, wioska wręcz emerycka... Sielsko anielsko, po co się zamykać? A jednak po kilku latach tejże sielanki- BACH! Najbardziej samochodu szkoda, prawdopodobnie był wykorzystany do dalszych napadów, bo znaleźli go po czasie w polu, kompletnie zniszczonego. Nie miał 3 lat nawet :/  Musieli sqrwiele jakiś gaz usypiający czy coś wpuścić- nikt się nie obudził, a wszystkich bolały głowy rano, niemowlę najwidoczniej również- płakał dzieciaczek okropnie.

Jak to się mówi- przezorny zawsze ubezpieczony...
Ja mam takiego Kleszczyka  😍 Kotek, którego poznałam w poprzedniej stajni, miał za zadanie łowić myszy, szkoda że w stajni położonej w lesie żadnej nie było. Kotek był młody, nieufny, parchaty i zakleszczony - stąd jego ksywka. Zaczęłam go karmić. Po kilku dniach tak się do mnie przyzwyczaił, że poznawał mój samochód i materializował się na parkingu w godzinach moich przyjazdów. Wszystko ze mną robił, chodził za mną jak pies. Po kilku miesiącach, jak zmieniałam stajnię, nie wyobrażałam sobie nie zabrać go ze sobą. Koń do przyczepy, kot do kontenerka. W nowej stajni wpuściłam go między koty, pobiegł na strych. Stajnia zlokalizowana wśród pól, w sporej odległości od zabudowań, brak sąsiadów, droga polna prowadząca od asfaltu ma prawie 1 km. Nie ma możliwości, żeby kot wpadł pod samochód. Kotów mamy 6, trzymają się stajni, polują w bliskiej okolicy.
Kleszczyka zabrałam do domu w celu kastracji. Nie umiał załatwić się do kuwety, nasiusiał na podkład, na którym się wybudzał. Na pewno przeniesienie takiego kota do mieszkania byłoby dla niego traumą. A tak żyje sobie jak król, 2,5 roku w obecnej stajni, a w lipcu skończy 4 lata.
Ja natomiast miałam Nikisię 17 lat w domu w mieście, bała się wychodzić dalej niż jedno piętro w dół, nie wyobrażam sobie, żeby mieszkając w blokowisku mieć kota wychodzącego.
ElMadziarra   Mam zaświadczenie!
25 czerwca 2019 16:27
Moi rodzice, już na emeryturze, mieszkają pół roku w mieście, a pół roku na wsi. Kocica w mieście jest niewychodząca (oprócz balkonu), a na wsi to łazi gdzie chce i kiedy chce (domek pod lasem, daleko od drogi). Teraz jest już starsza, to na noc wraca grzecznie wyspać się wygodnie, ale jak była młodsza, to przeharpaganiła niejedną noc.
Znosi namiętnie myszy, żaby, jaszczurki, węże, padalce (których najbardziej mi szkoda). A i żmija się zdarzyła.
Teraz to przynajmniej ptaków nie morduje, bo jak była młodsza, to chętnie i z pasją.
dea   primum non nocere
25 czerwca 2019 22:03
espana akurat fakt nasikania gdziekolwiek przy wybudzeniu z kastracji jest całkowicie normalny. Moje się zlały na kocyk. Jeden z mamowych człowiekowi na kolana. Normalne, kuwetowe koty 😉

Co do braku możliwości rozjechania - w poprzedniej stajni, takiej na końcówce drogi pod samym lasem, zginęły pod kołami dwa psy. Jeden nawet na sznurze był... Do stajni też czasem przyjeżdża kurier z paszą, tir z sianem czy słomą. Kierowcy zawodowi się spieszą. Jedyne co wtedy chroni zwierzaka, to ktoś, kto pilnuje, żeby nie był gdzie nie trzeba. Sam jednak czasami nie ogarnie.

Spoko, koty mogą wychodzić, tylko wtedy mają okres półtrwania około trzech lat - taka moja obserwacja wielu stajennych sierściuchów. W innej leśnej stajni sporo ich było (kolejne pokolenia), ale jakoś tak właśnie znikały po tym czasie. Ostatniego kocura siostra wzięła. No i na osiedlach ptaków żal, bo myszy to tam niewiele raczej.
No ja tam mówię, że u nas w domu pod lasem z ogrodzoną ogromną posejsą dwa koty już szlag trafił  😎 Jeden przejechany...

Ja kotów nie cierpię, więc i nie opłakiwałam jakoś szczególnie, ale wiadomo, każdego zwierzaka szkoda. Jakbym była kociarą zakochaną w swoim kocie/kotach, to bym nie wypuszczała.

Nie ogarniam wypadku do jakiego doszło ostatnio w stajni z udziałem mojego mężczyzny. Miział się z najbardziej miziastym koniem w stajni, koń włożył mu łeb pod rękę i nagle śmajdnął z całej siły głową w górę i zapierniczył mu takiego gonga w nos od dołu, że nochal złamany, warga przecięta i jucha się lała gęsto...

I teraz uwaga, od tygodnia łazi z połamanym nosem i nie idzie do lekarza  🤔 nie rozumiem mężczyzn.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
26 czerwca 2019 06:37
Facetom wlacza sie nieśmiertelność 😉
dea, - no to cóż, ja znam 18 letnią wychodząca kicie. Przyjaciółka ma rekordzistke 22 latkę, wychodzącą. Kocur u nas na stajni też miał naście lat, jak policzyliśmy to z 16 conajmniej (akurat zwyczajnie zachorował, jeszcze rano był,  po południu jak ogarnięto kontenerek już znikł), jest kocica Rybka co dobija 20. Jest kilka kotów w przedziale 5-10 lat. Gdzie stajni najspokojniejszej nie mam, bo to duży ośrodek i nie tylko jeździecki 😉 Koty mają swoje rewiry i trzymają się wybranych stajni, część się tam urodziła (podrzucona kotka w ciąży), część przybłąkała. Śpią na sianku lub w kanciapach, są dokarmiane, kotki sterylne, część kocurów też, łapią myszy i wróble (tych drugich mamy tłumy). No i mruczą na kolanach, a jak jestem o 22 to mam z kim pogadać 😁
Z moich obserwacji jak nie ma kota na stajni to myszy ganiają stadami i żadne trutki i łapki nie pomagają. Z tą średnią życia 3 lat na wolności to się nie zgadzam, bo znam wiele wychodzących starszych kotów. Jasne, część ginie, ale cóż - shit happens. Smutne bardzo, ale to decyzja każdego właściciela. Bardziej do mnie przemawia uciążliwość dla sąsiadów jak u Meise.
Moje koty jakoś tak nie kręcą się po sąsiadach. Nie wiem dlaczego, ale cały dzień kręcą się niemal pod nogami i jesteś w stanie zawołać kici kici i za moment wszystkie są. A dwie kotki mają po 12 lat. Uważam, że koty w stajni to absolutne must have.
dea   primum non nocere
26 czerwca 2019 11:35
3 lata to średnia z dwóch stajni, w których stałyśmy dłużej. Może gdzieś jest lepiej, nie jestem GUSem - pisałam, że to moje obserwacje, dla równowagi z tymi przeciwnymi. Bo stajnie na uboczu - a i tak się dzieje różnie, więc to żaden argument.
Uciążliwość dla sąsiadów zdecydowanie jest argumentem mocnym.
Facella   Dawna re-volto wróć!
26 czerwca 2019 15:16
U nas jak kotka się okociła w sianie to jeden kociak zginął nabity na widły, drugi przygnieciony balotem. Zostały jej dwa, jednego niedługo później coś zeżarło, ostatni przeżył i został przygarnięty przez kogoś ze stajni. To był jej ostatni miot przed sterylizacją. Wcześniej tez miała czwórkę i tu akurat wszystkie przeżyły do wieku dorosłego, jedna jest w stajni do dziś, dwa koty zostały zabrane do domów. Czwarty gdzieś zniknął. Rotacja kotów w stajni jest dość spora. Tylko dwie kocice się trzymają jakoś „na stałe”.
W drugiej stajni ktoś podrzucił dwa kociaki. Na miejscu był już jeden kocur, stary wyjadacz. Młode jak podrosły to zostały obie. Potem ktoś podrzucił kocurka - jego ktoś sobie prawdopodobnie z ulicy zwinął, bo piękny, kochany kot. Bardzo mi było szkoda jak zniknął, ale kiedyś ponownie się pojawił.
mam podobne zdanie co Atea nie wyobrażam sobie stajni bez kotów, z tym, że ja mieszkam na totalnym uboczu, koty są do nas przywiązane i większość czasu kręcą się koło domu, natomiast resztę spędzają na polowaniach na polu za domem lub w lasku obok, już późnym popołudniem się kręcą koło nas, bo wiedzą, że wieczorem jest kolacja i wtedy są zamykane w stajni 😉 nigdy nie widziałam ich idących w stronę "centrum" wsi, bo tutaj mają zdecydowanie więcej opcji, w stajni cały czas mają robotę - albo polują  na strychu albo śpią 🙂
Chyba jestem z innej bajki, bo znowu nie ogarniam.

Piknik lotniczy z pokazami lotów hałaśliwych jak czort Su-22 sztuk dwie oraz jednego F-16. Na imprezie tłumy dzieciaków, od niemowlaków począwszy. Kilka setek jak nic. Z tego na palcach jednej ręki policzyć rodziców, którzy zabrali dzieciom ochronniki słuchu. Może część innych dzieci miała stopery, które są niewidoczne? Nie wiem, ale dwa Su nisko lecące robią naprawdę dużo hałasu. Mijałam dziewczynkę, może z 5-6 lat, która przy każdym przelocie takiego samolotu darła się jak opętana. Reakcja matki zerowa. Niektórzy rodzice zakrywali dzieciom uszy rękami. Wspomnę tylko, że na plakatach reklamujących imprezę było wyraźnie napisane, że będzie hałas...

Nie ogarniam część druga. Jako fotograf - amator przyjechałam odpowiednio wcześniej, by ustawić się w dogodnych dla mnie miejscu zanim zrobi się tłoczno. Mój zestaw do fotografii samolotów waży około 3 kg i po wysunięciu ma jakieś 60 cm. Ustawiłam się przy barierkach, zaczął się pokaz, robię zdjęcia. Panoramując tym zestawem za lecącym F-16 nagle poczułam coś dziwnego, jakbym miała coś pod dłonią. Na szczęście oderwałam oko od wizjera zanim opuściłam zestaw i co się okazało? Jacyś genialni rodzice w międzyczasie wepchnęli mi pod ramię swoją córkę... Miałam stopery, więc tego nie usłyszałam. Mało brakowało, a dziewczynka oberwałaby w głowę trzykilowym zestawem. Jakim pozbawionym wyobraźni człowiekiem trzeba być, żeby wpychać pod pachę dziecko komuś, kto operuje zestawem, którego nie da się nie zauważyć. Rodzice dziewczynki stali tuż za nami...

Nie ogarniam część trzecia. W trakcie pokazów zaczęło padać, Postanowiłam kierować się w stronę autobusów, a wraz ze mną setki innych osób. Podjeżdża autobus, na placu ścisk. Mam ciężki plecak, a mimo to ktoś wpycha mi pod nogi dziecko, by za chwilę wrzeszczeć, że musi wsiąść do tego autobusu, bo tam jest jego dziecko. Nie cierpię się pchać na chama, więc przepuszczam oszołoma. Jakim trzeba być debilem, by pchać ludziom pod nogi dziecko lat 6-8, byleby się wcisnąć do pierwszego autobusu, który podjechał? W którymś momencie nie wytrzymałam i powiedziałam pańci za mną, że pchanie na mnie jej syna w niczym jej nie pomoże, bo przede mną czekają ludzie i nigdzie bliżej się już nie przesunę. Wybąkała przepraszam. W efekcie mojej niechęci do przepychanek i użeranie się z bezmyślnymi ludźmi czekałam na autobus powrotny w deszczu dwie godziny.

Jakim cudem w naszym pięknym kraju tak mało ludzi używa mózgów w weekendy??
Robaczek M.   i jej gniade szczęście:)
13 lipca 2019 19:45
Lena to ja od siebie dodam jedno "nie ogarniam" w temacie jakiś głośnych wydarzeń.
Mój Sebastian siedzi w temacie tuningu, te auta z głośnymi wydechami, strzelajace jak z pistoletu (wiocha ale nie wiem jak się to nazywa, oby tego nie przeczytał  😡 )
Byłam z nim na kilku takich zlotach, konkurs na najgłośniejszy wydech, huk nie z tej ziemi i ludzie z dziećmi i psami... Psy przestraszone, panienki trzymają jako dodatek zamiast torebki takiego wystraszonego yorka i są wielce zdziwione, że piesek się wierci i wyrywa z rąk. Ja rozumiem że można psa przyzwyczajać do takich różnych hałasów ale na miłość boska stanie centralnie za takim strzelającym samochodem to średni pomysł, bo strzela to to bardzo głośno.
Też tego nie ogarniam
Lena, też mnie to zawsze zastanawia ten brak zatyczek / ochronników. No ja rozumiem, że ja lubię posłuchać ryku silników - bo lubię i po to też idę. Ale mam ponad 40 lat i świadomie to robię. Ale narażać dzieci na ubytki słuchu to już durnota kompletna.
madmaddie   Życie to jednak strata jest
13 lipca 2019 20:10
a ja nie ogarniam wycinania drzew. Strasznie mi przykro i źle za każdym razem jak o tym słyszę, czy to widzę 🙁
Jakim cudem w naszym pięknym kraju tak mało ludzi używa mózgów w weekendy??


Nie tylko w weekendy mózgi mają wolne. :/

Osłabia mnie ten generalny trend do bezmyślności. Coraz gorzej przez to myślę o ludziach i coraz mniej ich lubię. Co się dzieje?
Według naukowców inteligencja nam spada jako gatunkowi i to dość wyraźnie z roku na rok. A do tego dochodzi jakieś mega lenistwo umysłowe. Wpływ cyfrowego świata? Cyfrowych, elektronicznych ułatwień na każdym kroku? To jest przerażające.
I w dodatku to się szerzy jak zaraza. Bo coraz częściej okazuje się, że i starsze pokolenie, które kiedyś było inteligentne, obyte, zaradne, itd, a zaczynają iść na łatwiznę, odpuszczają sobie takie... trzymanie klasy.

Dzisiaj będąc na spacerze z psem miałam okazję obserwować jak dość młoda babcia gubi dzieci. Sytuacja działa się w naszym dzielnicowym parku położonym dookoła naturalnego wąwozu. Pora obiadowa, praktycznie pusto. Ale oni akurat byli - dzieciątko takie ok. 1-1,5 roku (taki brzdąc co to świeżo nauczył się biegać), dziewczynka ok. 4-5 lat, wózek, babcia i.... telefon. Babcia odebrała, zaczęła gadać i obróciła się tak, żeby jej słońce nie świeciło po oczach. A dzieciaczki - jedno w jedną, drugie w przeciwległą stronę. A park to górki, pagórki, krzaczki, miejscami wysokie trawy. Zobaczyłam ich przez wąwóz, z przeciwległego stoku. Chwila moment i szkrab zniknął w trawie, a dziewczynka jakieś 200 metrów dalej zniknęła za górką (ja ze swojej pozycji jeszcze widziałam jej główkę). Babcia gada. Zatrzymałam się i zaczęłam kontrolować wzrokiem gdzie które dziecko jest. Dziewczynka wychynęła z drugiej strony górki - ja ją widziałam, babcia nie miała szans. Co więcej słyszę, że mała zaczyna wołać, płakać. Babcia gada. Dobrze, że żadnej ulicy w bezpośrednim pobliżu. Ale za to jest przelotowa ścieżka rowerowa, po której często pędzą bardzo szybko. Nie wiem czy to dobrze czy źle, ale nie wytrzymałam i postanowiłam się wtrącić. Na szczęście ze przeciwległych stoków wąwozu głos się dobrze niesie, więc zaczęłam iść w ich kierunku i wołać "halo, dzieci się pani pogubią, halo, dziewczynka płacze". I nawet udało mi się przebić przez telefon, bo babcia się nagle obejrzała na mnie, obejrzała na wózek, dotarło do niej, że widzi tylko wózek, a dzieci nie ma. I chyba "narobiła w gacie" (oby!!! oby zapamiętała na zawsze to uczucie!) Z odległości instruowałam ją w których trawach siedzi szkrab i w którą stronę ma biec z wózkiem, żeby się spotkać z zapłakaną dziewczynką.
Jak pojawiają się w mediach komunikaty o zaginionych dzieciaczkach, kilkulatkach to zawsze się zastanawiałam - no ale jak to tak? A dzisiaj to zobaczyłam. Maluszek to chociaż klapnął na pupę w tej trawie, więc daleko nie poszedł. Ale dziewczynka się zgubiła w sekundę. Widziałam jak momentalnie traci orientację, nie umiała się odwrócić 180 stopni o wrócić "po swoich śladach". Wołała babcię i szła dalej przed siebie, rozglądając się w zupełnie innym kierunku. Naprawdę to kilka minut wystarcza. Poszłaby za kolejną górkę, za kolejne krzaki i byłoby naprawdę niefajnie, a dla dziecka straszne przeżycie. 
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
13 lipca 2019 20:53
Lena, pokazy pokazami. Tam często nawet na plakatach jest info, żeby zabezpieczyć dzieci w ochronniki, ale duża część widzów to nieświadomi laicy, którzy przyszli obejrzeć F-16 (nie ważne, że właśnie leci SU-22 czy inna Iskra, dla nich to jest F-16, bo jest głośne). Bardziej zastanawia mnie dlaczego pod płotem dużego lotniska komunikacyjnego, gdzie 99% ludzi to spotterzy ( bo żaden laik nie wstanie o 5 rano lub nie będzie czekał do 23 na jakąś perełkę) dzieciaki są bez nauszników. A zdarzają się nie tylko dzieciaki kilkuletnie, ale i niemowlęta w wózkach widziałam. I podobnie jak Epk uważam, że ja tracę słuch na własne życzenie, bo z pełną świadomością pcham się pod ten płot.

Co do autobusów i innej szeroko pojętej komunikacji miejskiej - nie przepuszczam. Uważam, że mam takie same prawa, jak inni i skoro ustawiłam się w kolejce pierwsza, to zwisa mi, że ktoś "musi". Mój mąż miał kiedyś sytuację w centrum handlowym. Drzwi automatyczne, podszedł, otworzyły się i wyleciał jakiś dzieciak (centrum nieduże, lokalne, wyjście prosto na parking). Mamusia zamiast złapać za rękę lub ruszyć za dzieckiem... zaczęła się wydzierać na mojego męża, że... wypuścił jej dziecko.  😵 On grzecznie, lodowatym głosem odpowiedział, że trzeba pilnować dziecka. A ta dalej swoje, a dzieciak lata po parkingu. Poszedł, stwierdził, że szkoda jego czasu na tępą pałę.
Dla dziecka też nauka, żeby nie oddalać się. Ale w Polsce takie mamusiowanie to coraz modniejsze i większe, ludzie 30 lat na karku, a dalej bez mamusi zero ogaru w życiu.
Dodam jeszcze jednego "kwiatka" z wczorajszej imprezy. Hulajnogi, rowerki i wózki porozrzucane dosłownie wszędzie, placzące się pod nogami innych osób. Do trawnika było 20 metrów, więc pojazd można było odholować w bezpieczne miejsce w kilka sekund i potem zabrać, ale nie, po co. Niech inni chodzą slalomem, bo czyjeś dziecko tu i teraz postanowiło pobiec oglądać jakiś eksponat, a rodzice oczywiście popędzili za nim, porzucając swoje akcesoria na środku, jakby to było ich podwórko. Ja się naprawdę staram być miła i dać żyć innym, ale w takich momentach trafia mnie szlag.
Nie ogarniam, jak dziewczyny potrafią wyglądać zawsze dobrze i świeżo pracując w stajni. Na zawodach widzę luzaczki w pełnym makijazu i ładnie ubrane. Robią to samo, co ja i jakimś cudem one wyglądają zawsze dobrze, a ja jestem momentalnie brudna i nawet nie mysle o ubraniu czegoś ładniejszego. Jestem jak taki lump pośród normalnych ludzi.  🤔wirek: Nawet moich normalnych butów do chodzenia wole nie zakładać, często jak pójdę do stajni tylko na chwile, to są całe brudne i przemoczone, a gros ludzi chodzi i pracuje w całych białych i jakoś nadal są białe. No nie ogarniam, zawsze mam nad tym rozkmine i nie wiem, w czym tkwi tajemnica.
vissenna   Turecki niewolnik
26 lipca 2019 09:28
flygirl Pamiętam jak kiedyś w Berlinie na treningu Beerbaum żartował do mnie i mojego zawodnika, że jak luzaczka ma czas na tapetę, to trzeba jej dołożyć jeszcze jednego konia, bo widocznie ma za dużo czasu wolnego  😉
Generalnie ja nigdy nie widziałam profesjonalnego luzaka w full makijażu. Sama miałam tygodnie, gdzie poza kremem z filtrem żaden kosmetyk mi twarzy nie dotykał. No, chyba że był to finał mistrzostw kraju, albo jakieś finały LGCT. Wtedy miałam tusz i podkład na zakrycie worów, bo była nikła szansa, że ktoś mi fotę zrobi  🤣

Też nigdy się nie przejmowałam tym jak wyglądam i żal było mi dobrych ciuchów nawet na zawody. O ile nie mieliśmy czegoś od sponsorów, bo wtedy trzeba było nosić, mimo że serce mi pękało na widok uwalonej we wszystkim nowej kurtki Kingslanda  😡

Z moich obserwacji wynika, że jak luzaczka jest w wypasionych ciuszkach, tapecie i jest czysta, to nie jest luzakiem, tylko dziewczyną/narzeczoną zawodnika i przychodzi na gotowe, bo w stajni jest ktoś kto robi czarną robotę. Ewentualnie ma 1, 2 koniki i czas na to, by robić tak, żeby się nie ubrudzić...
flygirl, w tym roku na CSIO5* w Sopocie, przed dekoracją Pucharu Narodów przebieraliśmy szybko belgijskich luzaków w koszulki Longinesa... bo wyglądali jak...luzacy w pracy  🤣 , a to szło na live w 3 telewizjach 😁
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się