dzoanka

Konto zarejstrowane: 02 stycznia 2009

Najnowsze posty użytkownika:

Depresja.
autor: dzoanka dnia 26 lipca 2018 o 12:52
Branka, ja się co prawda nie poddawałam  więc nie mam zdania :P, ale tutaj:
http://blog.krolartur.com/?s=hipnoza
masz gościa, który zajmuje się m.in. hipnoza i zwalczaniem szarlatanerii-ma całkowicie naukowe podejście do tematu psychologii i rozwoju osobistego i zawsze opiera się na wynikach badań.

Co sądzicie o hipnozie? Poddawał się ktoś kiedyś, wie na ile to pseudonauka na ile nie itd? U mnie na studiach był to temat kompetnie nie poruszany, a ciekawi mnie ostatnio i nie wiem gdzie szukać rzetelnych informacji.
Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: dzoanka dnia 09 czerwca 2018 o 16:48
racja, racja, mój błąd 🙂

dzoanka, w art 33:
Jeżeli zachodzą przyczyny, o których mowa w art. 6 wyłączenia zakazu zabijania zwierząt, zakaz znęcania się nad zwierzętami, ust. 1 pkt 4, zwierzę może być uśmiercone bez zgody właściciela na podstawie orzeczenia lekarza weterynarii.
art 6 ust.1 pkt 4 brzmi: 4) działań niezbędnych do usunięcia poważnego zagrożenia sanitarnego ludzi lub zwierząt,
Tak jak napisała zielona_stajnia,

Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje
autor: dzoanka dnia 09 czerwca 2018 o 12:27
Jeżeli właściciel się nie zgadza to lekarz nie może uśpić zwierzęcia. I wcale nie chodzi tu tylko o zapłacenie...


Dlaczego? Z ustawy o ochronie zwierząt wynika, że lekarz weterynarii akurat może (art. 33).
Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"
autor: dzoanka dnia 07 lipca 2016 o 23:59
Ukraina nie wchodzi w grę, płatne studia.
Obecnie mam 82% z biologii, która ma wyższy przelicznik. Nie mam napisanej matury z chemii, bo ta chemia była beznadziejna w liceum. To już bardzo długa historia o tym jak nie mogłam się uczyć chemii, bo uwzięła się na mnie psychopatka od matmy. Prawie zmieniałam szkołę bo nie chciała mnie dopuścić do matury. (Którą napisałam na 70%...) Musiałam przerwać korepetycje z chemii żeby robić matmę i nie dałam rady na nie wrócić przed maturą. W efekcie na chemię poszłam tylko oddać arkusz, zrobiłam kilka zadań.
Chemię musiałabym nadrobić od zera. Teraz będę na III roku, będę pisać licencjat. Gdybym tą biologię miała na minimum 88% to nie musiałabym mieć 90% z chemii. A teraz... To już za dużo jak na jeden rok. Wiem jak ciężko było mi ciągnąć studia i maturę.


Heh, no to nie za fajnie :/. Chociaż moim zdaniem fizjoterapia to całkiem fajna opcja (nooooo, może jeszcze nie w Polsce i najlepiej mieć zajawkę w jakimś jej dziale i faktycznie mnóstwo kursów- ale przy zajawce to te kursy aż tak nie bolą, chyba że finansowo) . Może powinnaś przemyśleć co Cię tak "naprawdę-naprawdę" kręci w medycynie i spróbować to odnaleźć gdzie indziej? Albo może faktycznie strategię zmienić, jeżeli jednak zdecydujesz się jeszcze raz podejść do matury ( może za bardzo się spalasz?odpoczynek najważniejszą częścią treningu 😉 ).

I przepraszam, że się tak mądruję, ale temat jest mi dość bliski, bo miałam sytuację bardzo podobną do Twojej- kiedy moje życiowe (weterynaryjne) plany legły totalnie w gruzach. Nie będę się specjalnie  rozpisywać, na pocieszenie napiszę tylko, że pracuję w zupełnie innym zawodzie, który nawet niespecjalnie wiedziałam, że istnieje i który uwielbiam.
Z wetą w tej chwili łączy mnie głównie sentyment- bo jednak całe "poprzednie" życie myślałam, że będę weterynarzem i wiele lat temu marzeniu poświęciłam. Poza tym z okresu studiów i pracy jako technik wet. mam dużo fantastycznych wspomnień (jednak na dłuższą metę "technikowanie" mnie niespecjalnie interesowało i zrezygnowałam z tego jak tylko okazało się, że na studia już raczej nie mam powrotu-dlatego trochę rozumiem Twoją niechęć do fizjo. Mimo, że nadal uważam, że to nie jest taki głupi kierunek, a przede wszystkim stwarza bardzo duże możliwości rozwoju i pogłębiania wiedzy- pod tym względem np. ratownictwo medyczne chyba jest słabsze, bardziej proceduralne, węższe).

Fajnie, że za rok będziesz miała dyplom. Ja kiedyś uważałam (skoro już nie mogłam robić tego, co tak bardzo chciałam), że papiery są niepotrzebne i najważniejsza jest pasja i trochę szczęścia w życiu. Ale teraz myślę, że dyplom uczelni nigdy nie przeszkadza, najwyżej będzie się kurzył w szafie; natomiast jego brak na niektórych etapach jest poważną (i czasami jedyną) przeszkodą, chociażby żeby się formalnie w jakiejś działce rozwijać (np. mieć dostęp do jakichś sensownych podyplomówek).
Także nie zamartwiaj się Naturalsi, daj sobie i życiu trochę czasu. Poukłada się.

Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"
autor: dzoanka dnia 07 lipca 2016 o 18:04
Hej Naturalsi, a czy np. studia na Ukrainie wchodziłyby w grę? Nadal nie są tanie, ale kosztują ok2/3 tego, co medycyna niestacjonarna w Polsce, progi punktowe przyjaźniejsze, niższe koszty utrzymania (tzn. to jest info z internetu i od mojego znajomego, który zdecydował się na taką ścieżkę po kilku nieudanych poprawach matury). No i teoretycznie mogłabyś  starać się o przeniesienie na uczelnię w Polsce po jakimś czasie.

p.s. poza tym nie wiem jak dużo Ci zabrakło do minimum punktowego, ale czy progi z czasem nie spadają trochę?jakieś listy rezerwowe, coś...
PSY
autor: dzoanka dnia 14 maja 2016 o 09:57
Zwracam honor rudziczek, gdzieś mi Twoje wyjaśnienie umknęło. Mam mimo wszystko trochę problem ze słowami które dobrałaś, ale nie chce mi się wchodzić w dyskusje semantyczno-filozoficzne. Mogłam użyć cytatu z kogoś innego, bo opinia o bezprawiu sprzedaży i rozmnażania nierasowców pojawia się już któryś raz, od różnych osób i często w kontekście ustawy o ochronie zwierząt. Z resztą błędna interpretacja ustawy pojawia się też w innych miejscach w necie-a sama ustawa takich praktyk po prostu nie zakazuje (no przynajmniej stosując interpretację dosłowną).  Czy ja się z tym zgadzam czy nie, to kwestia drugorzędna, natomiast mam prywatną awersję do wprowadzania ludzi w błąd- obojętnie czy wynikające z niewiedzy, czy dobrej wiary. I jeszcze awersję do zarzutów typu "bzdury" lub "niesamowite bzdury" używanych bez podania argumentów (nie jest to rudziczek do Ciebie, ani nawet do konkretnych użytkowników- raczej taka ogólna uwaga).
PSY
autor: dzoanka dnia 13 maja 2016 o 20:48
halo, ale po co rozmnażać kundle?
To tak jakby u koni krzyżować NNki


Nie jestem halo, ale znowu się wtrącę...Bo rozmowa chyba nie zaczęła się od rozważań "po co rozmnażać kundle", ale raczej od błędnego przekonania, że:  Nie można sprzedać psa bez rodowodu, tudzież nawet z wpadki. albo  Ludzie NIE MAJĄ PRAWA rozmnażać nierodowodowych psów, bo jest to niemoralne, niepotrzebne i szkodliwe..
Pierwszy pogląd jest fałszywy całkowicie. Bo niby dlaczego nie można?  Stanowione prawo polskie tego nie zabrania, wbrew temu co się wielu wydaje.
Pogląd drugi jest fałszywy przynajmniej w połowie- w zależności od tego co kto uważa za PRAWO.

A wracając do pytania maludy: (...) czemu takie ogłoszenia są wystawiane jako oferty adopcyjne, a nikt nie pokwapi się o otwartą sprzedaż?- o to trzeba by zapytać wystawiających ogłoszenie. Robienie wody z mózgu, wewnętrzne regulaminy stron ogłoszeniowych, brak umiejętności czytania ze zrozumieniem...? Poza tym jednak zakaz rozmnażania w celach zarobkowych istnieje, więc gdybym np. ja hipotetycznie  prowadziła pseudohodowlę i miała regularne mioty, to (wyobrażam sobie) łatwiej byłoby mi zapisać się do pseudostowarzyszenia kynologicznego, nawet opłacać składki członkowskie (i brać 1500PLN za szczeniaka/ kociaka, a nie dotychczasowe 500PLN- przecież "rasowy" i "rodowodowy"  😎 ), niż się ewentualnie tłumaczyć komukolwiek, że te 20 miotów to wszystko wpadki, a nie  cele zarobkowe.
PSY
autor: dzoanka dnia 12 maja 2016 o 17:52
Takie jest PRAWO. Jest to najzupełniej legalne, jak legalna jest sprzedaż kundla "wpadki".
Jedynie nie powinni tego robić. Z troski o los zwierzaków.

Rany, halo wybacz, ale niesamowite bzdury gadasz.




Akurat halo ma rację. Z przepisów wynika tylko zakaz rozmnażania "kundli" w celach handlowych i sprzedawania ich poza miejscami chowu lub hodowli. Nie ma zakazu  sprzedaży jako takiej.
CrossFit
autor: dzoanka dnia 10 stycznia 2013 o 20:03
dzoanka - bodyrock.tv - moja ukochana strona polecam też ćwiczenia tej oto pani
mnóstwo ich w internecie.


no to właśnie Zuzka Light jest 🙂 . po odłączeniu się od bodyrocka ma swoja własną stronę:
http://zuzkalight.com/ i kanał na youtube, do którego wklejałam linka w poprzednim poście 🙂


Ja dzisiaj znowu ćwiczyłam i czuję się cudownie. Mimo, iż podczas samego treningu myślisz, że zabraknie ci sił dalej walczysz.

hehe 🙂 . motywujące działanie grupy 🙂

Efekty po bodyrock.tv można zobaczyć bardzo szybko jeśli faktycznie ćwiczy się codziennie. Nie trzeba spędzać wielu godzin na siłowni by wzmocnić swoje ciało, zrzucić zbędne kg i wymodelować sylwetkę.


dlatego tak się szybko wkręciłam. stosunek efektów do poświęconego czasu nieporównywalny z niczym innym, czego wcześniej próbowałam.
CrossFit
autor: dzoanka dnia 10 stycznia 2013 o 14:09
oooo moj temat !  🏇
z typowym crossfitem mam do czynienia co prawda dopiero od 2 m-cy, ale jakis rok temu wpadlam w necie na strony z cwiczeniami interwalowymi, ktore mozna wykonywac w domu:
http://www.bodyrock.tv/
http://www.youtube.com/user/zuzkalight
i parę innych, ale te 2 strony i ludzie, którzy je tworzą to generalnie chyba ikony i pionierzy ruchu domowych interwałów.

momentalnie się wciągnęłam! przede wszystkim krótkie-średnio 12-15 minut, wiec "no excuses", da się je wcisnąć w rozkład każdego dnia, jak mycie zębów 😉. efektywne jak nic, czego wcześniej próbowałam żeby zrzucić parę kilo i lepiej wyglądać -czyli joga, wszystkie formy fitnessu z klubów, siłownia, bieganie... świetny wpływ na wydolność-po 2 miesiącach robienia tylko i wyłącznie ćwiczeń z bodyrocka i zuzki 4-5 razy w tygodniu byłam w stanie przebiec 10km w czasie poniżej godziny, co nie zdarzyło się nigdy wcześniej w moim życiu. wcześniej biegałam dość regularnie, ale było to raczej takie pitu pitu biegowe-do 10 km i biegania bez przerwy przez godzinę nigdy się nie zbliżyłam i uważałam to za wyczyny dla "turbo zapaleńców" 😉. generalnie 15 minut dziennie przeniosło mnie na zupełnie inny poziom fitnessowy, zmieniło moje ciało,cale moje podejście do ćwiczeń, odżywiania i przy okazji do siebie i do życia 🙂 .

a teraz odkryłam crossfit, który w dużej mierze opiera się na ćwiczeniach interwałowych- tyle, ze wszystko trwa dłużej, no i ćwiczy się w grupie, co mnie akurat bardzo odpowiada 🙂 . grupowy sport indywidualny 🙂 .
wygląda hardcorowo i taki często jest- właściwie to nie wiem, czy bym wytrwała długo, gdyby nie wcześniejsza praktyka interwałowa...chyba dałabym sobie siana, bo to dla turbo zapaleńców, a jeszcze rok temu wcale taka nie byłam 😉 . ale jak ktoś się lubi przetyrać, jest wytrwały, szuka adrenalinowo-endorfinowego rush'u i nowych wyzwań to crossfit jest super i ciężko o nudę, bo każde zajęcia to coś innego.

ciało faktycznie zaczyna wyglądać inaczej-ale niekoniecznie jak u zawodowej kulturystki, baaardzo wiele zależy od diety i genetyki.  cechy wspólne, jakie zauważyłam u dziewczyn trenujących crossfit od dłuższego czasu to umięśnione ramiona, wysokie pośladki, plaski brzuch i niestety często dość plaski biust. ale sa takie, które wyglądają jak ewa chodakowska i takie które wyglądają bardziej jak zawodowe pływaczki-także dieta i genetyka, niestety 😉 .
trochę się rozpisałam, ale po prostu naprawdę i głęboko jestem wkręcona i bardzo polecam  😍 . a jeśli nie od razu crossfit, to dla urozmaicenia dotychczasowych ćwiczeń wlasnie bodyrock, zuzka light, fitnessblender-mnostwo tego w necie 🙂 .
Runnersi- czyli biegaj z nami :)
autor: dzoanka dnia 27 września 2012 o 18:04
Czy mogę prosić o radę ?
Jaki timer z trybem interwałowym kupić, taki, żeby był tani , prosty i wygodny?
Taki bez bajerów na początek. Żeby pikał w zadanym trybie. Na rękę czy na szyję lepiej?


Jeżeli masz smartphone'a to bez problemu sciągniesz timer intewałowy na telefon z netu za darmo. Ja korzystam z Impetusa i jestem bardzo zadowolona- podstawowy, banalnie prosty, bez frędzli i wodotrysków, całkowicie spełnia swoje zadanie. Wcześniej miałam ściągnięty HIIT Interval Training TimerAD i też dawał radę, ale przy którejś zawieszce telefonu samoistnie się odinstalował i już do niego nie wróciłam.
Jeżeli chodzi o timery niepowiązane z komórką, to najpopularniejszy jest chyba Gymboss(ok. 110pln w necie)-ale nigdy nie miałam, więc nie wiem jakie ma funkcje dodatkowe i jak w praktyce się sprawdza.
No i praktyczniejszy jest taki na rękę, albo przyczepiany do ciuchów (Gymboss), niż na szyję...Na komórki można kupić opaskę na ramię, albo pasek z kieszonką.
Katastrofy lotnicze
autor: dzoanka dnia 03 listopada 2011 o 09:05
Ciekawe bo podobno samolotem podrozowal rowniez jakis zespol grajacy metal? Moze oni wymodlili?  🤔




taaa...na jednym pokladzie relikwie Jana Pawla II i zespol Decapitated-ten lot nie mogl sie bezproblematycznie zakonczyc😉
Technikum weterynaryjne
autor: dzoanka dnia 09 października 2011 o 14:32
dzieki  :kwiatek:
Technikum weterynaryjne
autor: dzoanka dnia 08 października 2011 o 22:45
a ja mam pytanie czy jest jakiś przepis zabraniający wykonywania czynności technicznych osobom bez tytułu technika wet?wiem, że w niektórych lecznicach spotyka się ludzi z kompletnie innym wykształceniem, pracujących jako technik/asystent lekarza weterynarii, ale czy jest na to jakiś paragraf, czy de facto każdy legalnie może robić to, co technik?
PSY
autor: dzoanka dnia 07 listopada 2010 o 20:18


Z dzoanką to w ogóle nie warto dyskutować widzę. Brak argumentów, brak czytania ze zrozumieniem = podnosimy krzyk. Edit - o widzę, że mi ignory skoczyły  😂 ciekawe od kogo.


no niestety mylisz się, jeżeli sądzisz, że ode mnie.
PSY
autor: dzoanka dnia 07 listopada 2010 o 10:58
Sprawa corocznych szczepień jest oczywiście dyskusyjna. Ale badania na podstawie 80 sztuk to są po prostu żadne badania.
Czepiam się, bo
po pierwsze - na ostatnim sympozjum była o tym mowa i w zasadzie nie ma do tej pory jakichkolwiek jasnych badań, ustaleń itp (była mowa co 2/3 lata - zależy przeciwko czemu)
po drugie - mentorski ton laików, na który jestem szczególnie uczulona,
po trzecie - przypadki nosówki (i nie tylko) u zaszczepionych psów przeciwko miałam i to nie są pojedyncze egzemplarze.

Osobiście - moje psy nie są szczepione co roku, ponieważ przebywają w środowisku takim, a nie innym, mają kontakt tylko ze sobą, a ja staram się nie przywozić im do domu takich prezentów. Psa trzymanego tam, gdzie ma spory kontakt z innymi, radzę szczepić co roku, najrzadziej co dwa! - nie przyjmę na siebie takiej odpowiedzialności, że doradzę właścicielowi po jednym razie więcej nie szczepić, bo pan Schulz zbadał 80 psów.

Efekty uboczne po szczepieniach -  🙄 w zasadzie są tylko po leptospirozie, ale to rzadko. Szczepiąc kilkanaście/dziesiąt psów dziennie, jeżeli mam 5/6 przypadków w ciągu roku, to jaki to procent 0, 00000000001? Jakoś tak pewnie. Mięsaka poszczepiennego u kota nie miałam na razie nigdy, no ale skoro to taka częsta sprawa, to pewnie kwestia czasu.




po pierwsze-czy kiedykolwiek będą jasne ustalenia, bo medycyna to jak 2+2-zawsze równa się 4?czy zalecenia z linkowanych artykułów są mało jasne?kto ustalał coroczny harmonogram szczepień?producenci szczepionek( teoria spiskowa;p)?które doniesienia naukowe potwierdzają konieczność corocznych szczepień na choroby wirusowe?czy coroczne szczepienia są podyktowane ciągłymi mutacjami wirusów, a na rynek co roku wypuszczane są "uaktualniane" szczepionki?jak często Ty siebie szczepisz? zjawisko pamięci immunologicznej u zwierząt nie występuje(tak, wiem, nabywanie odporności to bardziej złożona kwestia, niż tylko to)?

po drugie- kto ma monopol na wiedzę?

po trzecie-jeżeli mowa o obserwacjach własnych, to przypadki nosówki (i nie tylko) również  miałam, ale były to najczęściej (o ile nie wszystkie) psy nieszczepione,  psy dorosłe z  zaniedbanym pierwszym kalendarzem szczepień(jednokrotne zaszczepienie w wieku szczenięcym), młode psy ze skupisk( giełdy, schroniska, pseudohodowle). Chorego dorosłego psa u którego przestrzegano "dziecięcego" harmonogramu szczepień + doszczepienie po roku, nie spotkałam(chociaż nie twierdze, że i takich przypadków nie ma-ale nie wiem, czy częste szczepienie pomaga w przypadku zwierząt, których układ odpornościowy i tak na to nie reaguje ).

Za to: gorączka, osowiałość, bóle stawów nasilające się po szczepieniu u starszych zwierząt, ropnie w miejscu wkłucia, obrzęki zdarzały się dość często i nie zamierzam na to narażać moich zwierząt w imię iluzorycznego zwiększania(?) odporności. Widziałam również pojedyncze przypadki anafilaksji i poszczepiennego zaniku mięśni u boksera-a to wszystko w ciągu zaledwie 1,5 roku pracy w klinice weterynaryjnej (student wet-technik).

Oczywiście rozumiem, że ciężko niektórym wetom zrezygnować z najłatwiejszego zarobku, zwłaszcza że najczęstsze efekty nieporządne jednak śmiertelne nie są i zawsze można obarczyć winą indywidualne predyspozycje, nietolerancje, producenta...A kasa ze szczepień leci🙂😉

PSY
autor: dzoanka dnia 06 listopada 2010 o 19:34
a propos "nowych" (nie tak do końca, bo już chyba od 1996r, o ile nie
wcześniej, różne publikacje podważają sens corocznych szczepień) zaleceń
szczepiennych to tu :

http://www.ivis.org/advances/Infect_Dis_Carmichael/schultz/chapter_frm.asp?LA=1
artykuł R. Shultza;

tu:

http://www.aahanet.org/PublicDocuments/VaccineGuidelines06Revised.pdf
zalecenia American Animal Hospital Association;

a tu:

http://www.wsava.org/PDF/2007/Polish/VaccineGuidelines2007-Polish.pdf
podobnie, jak wyżej, tyle że po polsku i z komentarzem polskiego
epizootiologa.


Każde szczepienie, to pobudzanie układu immunologicznego i ryzyko
wystąpienia efektów ubocznych, więc to nie jest kwestia jedynie
zaoszczędzenia 50 zł.


Edit: mój post wyświetla się pusty...sorki za ewentualnego dubla.

KOTY
autor: dzoanka dnia 04 lipca 2010 o 10:11
Chciałam zbarc kocice na wczasy na Węgry- skoro juz mam taka możliwość żeby tam była to nie będę szukać jej tu opieki. Ale zaraz zaraz...no tak przewóz zwierząt za granicę. Wcale nie zmartwiona, bo przecież kocina regularnie szczepiona itp, zadzwoniłam do wetki z pytaniem o chipowanie i paszport. Owszem wyrobic trzeba (w sumie ok 130 zł) ale co poza tym? Poza tym od nowa szczepienia i profilaktyka bo co przed chipowaniem sie nie liczy.
A jakbym 10 miesiecy temu ktoś mnie poinformował , ze mam możliwość wyrobienia paszportu i zachipowania a potem reszty to chwili bym sie nie zastanawiała.
Jak myślicie- przechodzic przez to wszystko, czy lepiej niech te 8 dni w domu zostanie? - ktoś zawsze jej jedzonko poda.
Dodam, ze mam 9 dni na załatwienie wszystkiego, bo 21 dni przed wyjazdem  kot musi byc juz gotowy.


abstrahując od tego, czy taki wyjazd to stres dla kota czy nie, przepisy nic nie mówiąe o tym, że szczepienia i profilaktyka prowadzone przed zachipowaniem są nieważne...



http://codziennikprawny.pl/pytanie/714/jakie_sa_zasady_wywozu_zwierzat_w_celach_niehandlowych_do_innych_panstw_unii_europejskiej

po prawej stronie artykułu jest link do rozporządzenia regulującego tą kwestie. szczepienie p.wściekliźnie jest ważne do daty widniejącej na zaświadczeniu wystawianym przez weterynarza przy okazji wykonywania danego szczepienia(w Pl. jest to 1 rok). także jeżeli chodzi o Węgry potrzebujesz:
-chip lub tatuaż
-paszport z zaświadczeniem zdrowotnym i o ważności szczepienia p.wściekliźnie-zaświadczenie wydaje albo bezpośrednio powiatowy lek.wet., albo lekarz upoważniony-najlepiej zadzwonić do powiatowego inspektoratu wet. i dowiedzieć się jak to jest w Twojej okolicy rozwiązane.

ps. Wistra, bardzo mi przykro🙁(



PSY
autor: dzoanka dnia 01 lipca 2010 o 18:55
Kolejne usg, kolejne rtg nic nie wiedzą. Chcą kroić by zobaczyć. Co ja mam zrobić? 🙁(


kroić.nie ma co czekać, jeżeli są objawy zatrucia organizmu (gorączka, wymioty) a diagnostyka obrazowa nie daje rezultatu-to się zdarza często w przypadku otłuszczonych zwierząt.
wodobrzusze niestety nie daje dobrych rokowań i przyczynę, którą da się usunąć usuwa się i tak często na stole operacyjnym (guzy, ropomacicze). nie wiem, czy udało się w końcu zrobić rtg z kontrastem, ale i tu rozwiązaniem w przypadku skrętu lub zatkania przewodu pokarmowego byłby stół operacyjny...
PSY
autor: dzoanka dnia 30 czerwca 2010 o 15:34
JARA za twoją sucz też trzymam kciuki, ciekawe co to za cholerstwo się do niej przyplątało...
W nocy wymiotowała, a rano nie chciała się na dworze załatwić.
Tato rano poleciał do weterynarza, ale lekarza nie było. Stażystka (?) powiedziała, że to nie serce (bo przy chorym sercu zbiera się woda) i raczej nie wątroba. Wyniki badań nie sugerują co to jest.
Tato zaniósł krew do szpitala by zrobili wyniki na białko całkowite  i albuminę. Wynik białka będzie dziś, albumina dopiero jutro. Idę zaraz po wyniki i znów do weta. Spróbuję mocz złapać, możliwe, że drugi raz usg będzie miała robione.


edit:
Jak wczoraj płaciłam za wizytę to przez ten cały stres pieniądze aż przemokły.


Jara, a czy bylo robione usg , rtg , ekg...czy na razie tylko pobrana krew i dzialanie objawowe? na Twoim miejscu nie czekalabym, tylko wybrala sie jak najszybciej do dobrze wyposazonej kliniki. trzymam kciuki!
Sprawy sercowe...
autor: dzoanka dnia 25 czerwca 2010 o 10:10
ale tym razem zapłonem do dyskusji chyba nie do końca było to, ze szepcik  sypia z obcym facetem...nie chodziło o to kto z kim powinien się rozstać , kto nie wie czego chce, czy to  głupota, czy wyrachowanie...tym razem chyba poszło (początkowo przynajmniej)o coraz bezczelniejsze naigrywanie się na forum z zony B.
Sprawy sercowe...
autor: dzoanka dnia 24 czerwca 2010 o 16:14
[[quote author=dzoanka link=topic=148.msg632549#msg632549 date=1277390852]
[quote author=sanna link=topic=148.msg632507#msg632507 date=1277389134]
ah, dajcie juz Szepcikowej spokoj  😎  to jest Jej zycie i robi co uwaza za sluszne i z czym jest szczesliwa . I ma do tego prawo, czy nam sie to podoba, czy nie :-)



a  gdyby w którymkolwiek wątku przechwalał się złodziej, jak to sprytnie kradnie i jak to "głupie krowy" i "srednio mądre tipsiary" nie orientują się, że są okradane, to czy znalazłoby się tylu obrońców złodzieja?
[/quote]
Z tym, że "subtelna" różnica między złodziejem a kochanką jest taka, że złodziej popełnia przestępstwo, łamie prawo.
Moim zdaniem to dziwne porównanie i chyba nie do końca na miejscu.


Kolejną kwestią, o której wiele osób zapomina jest to, że owszem komentować można, ale rzucanie epitetami i ocenianie kogoś nie jest już na miejscu.
[/quote]


ale przecież granice tego co wolno, a czego raczej się nie robi wyznacza nie tylko prawo...szepcik chyba trochę za bardzo się ostatnio rozkokosiła w opowiastkach o swoim B.olcu i o tym jaka to jest cool 😎 😎 😎 w przeciwieństwie do "tipsiary" i chyba głównie to poirytowało paru użytkowników, dlatego próbują dać do zrozumienia, że przegina tzw. bagietę.
Sprawy sercowe...
autor: dzoanka dnia 24 czerwca 2010 o 15:47
ah, dajcie juz Szepcikowej spokoj  😎  to jest Jej zycie i robi co uwaza za sluszne i z czym jest szczesliwa . I ma do tego prawo, czy nam sie to podoba, czy nie :-)



a  gdyby w którymkolwiek wątku przechwalał się złodziej, jak to sprytnie kradnie i jak to "głupie krowy" i "srednio mądre tipsiary" nie orientują się, że są okradane, to czy znalazłoby się tylu obrońców złodzieja?
PSY
autor: dzoanka dnia 21 kwietnia 2010 o 16:14


Do Warszawy mam 60 km, ale to nic nie szkodzi. Zawsze korzystam z wetów w Warszawie bo niestety na "wiejskich" wetów nie ma co polegac. Pare razy moja klacz o mało nie przepłaciła zyciem leczenia przez jednego z nich. I tak np do moich koni przyjezdza dr Swiderk Baran, do koni przyjeżdał Durka a z psiakami jezdzialm sama do kliniki na Powstanców Slaskich


na Powstancow(Klinika Bemowo) przyjmuje dr Oliwia Łobaczewska-przeurocza osoba i swietny "oczny" fachowiec.
Samolot z prezydentem rozbił się!!!
autor: dzoanka dnia 14 kwietnia 2010 o 21:13
"To my w Rosji powinniśmy działać, a nie myśleć o tym, co swojej załodze będzie proponować
zagraniczny przywódca
. Lotnisko powinno być zamykane przy pojawieniu się nawet jednej chmurki" - oznajmił.


tak jakby dał nam do zrozumienia kto odpowiada za katastrofę....

to mądra wypowiedź...wywazona.

żyrinowskji  nie przyznaje sie do winy, tylko żałuje ze nie okazali się przewidujący  🙄


madrze i wywazenie to jest niestety tu:
http://www.onet.tv/wine-ponosza-konkretni-ludzie,6599651,1,klip.html#


[size=8pt][no, moze z tym"wywazeniem" troche przegielam, ale madrze nadal...]
PSY
autor: dzoanka dnia 14 kwietnia 2010 o 19:24
Pies czuje sie się lepiej, zaczyna być zainteresowany otoczeniem, zjada posiłki.
Źle znosi zastrzyki domięśniowe, ale kroplówkę juz lepiej.

Mam pytanie...od wczoraj czyli od 2 dnia choroby zaczął nieładnie pachnieć. Czy to może być przyczyna choroby? Czy może leków jakie bierze?



mial robione badanie biochemiczne krwi?pierwsze, co przychodz mi do glowy przy brzydkim zapachu, to niewydolnosc nerek lub watroby...ale tez niektore preparaty lecznicze, glownie zawierajace wit. z gr. B(catosal, combivit) moga dawac taki efekt (z tym, ze wtedy jest to raczej typowy, witaminowy zapach).
Samolot z prezydentem rozbił się!!!
autor: dzoanka dnia 10 kwietnia 2010 o 10:26


4 podejścia do lądowania? w takich warunkach? to chyba proszenie się o wypadek..


zdaje sie, ze juz kiedys jakis pilot mial nieprzyjemnosci z powodu niepodejscia do ladowania przy zlych warunkach pogodowych i wykorzystania lotniska zapasowego
http://politbiuro.gazeta.pl/politbiuro/1,85402,5591590,Prezydent_grozil_kapitanowi_swojego_samolotu___Zrobimy.html

moze dzisiejszy pilot chcial podobnych konsekwencji uniknac?


buyaka -
Nic nie jest pewne. Ani to, że to był wypadek. Więc nie wyśmiewajcie zdania tych, którym "coś tu nie gra".
Mi się to nie podoba.

Strzyga - jak mieliby to zrobić? A mało jest opcji? Choćby wydać zezwolenie na lądowanie w najgorszych możliwych warunkach i liczyć, że coś się stanie.




i tu sie mylisz, bo pomimo wydania zezwolenia, to do pilota nalezy ostateczna decyzja, czy bedzie ladowal, czy jednak nie.

straszna tragedia w kazdym razie🙁
"Kuchenne rewolucje", "Master Chef" i inne.
autor: dzoanka dnia 29 marca 2010 o 11:14

zdążyłam obejrzeć tylko kawałek, a to restauracja obok której przejeżdżam codziennie w drodze do konia. Więc ciekawa jestem. Z zewnątrz wygląda bardzo przyzwoicie, tylko napis ma nieczytelny. 😁 Wiecie może czy będzie jakaś powtórka? 👀


tu sa pierwsze 3 odcinki za friko:

http://vod.onet.pl/szukaj.html?q=kuchenne+rewolucjehttp://vod.onet.pl/szukaj.html?q=kuchenne+rewolucje
O pracy łydkami (wydzielone z kącika ujeżdżenia)
autor: dzoanka dnia 15 marca 2010 o 10:44
D'Orgeix  o pomocach mówił tak: Jeżeli nie mamy koniowi nic do przekazania( czyli np jedziemy w równym tempie) to pomoce nie działają( wodze luźne, łydki odstawione) i sytuacja taka dotyczy głównie jazdy na treningu, gdy akurat nie wykonujemy żadnego ćwiczenia. Natomiast w momencie pracy i  w konkursie koń jest oczywiście "na pomocach" tzn wodze zachowują kontakt a łydki działają(nie są stale przyłożone, lecz działają poprzez dotknięcia boków konia. Nie jest to żadną miarą jazda "bez łydek". Jeżeli jednak chcemy, aby koń sam dopasował sobie odskok na przeszkodę, to wodze zostawiamy luźne a łydki odstawione( z wyjątkiem ostatniego fule przed odskokiem, gdzie zostają one lekko przyłożone, a wodze nabrane, aby zachować kontakt podczas całego lotu.)


jasne, ja nie pisalam o jezdzie "bez lydek", tylko o lydce, ktora dziala tylko wtedy, kiedy chcemy osiagnac jakas zmiane(tempa, chodu, kierunku)-poza tymi momentami jest  "odstawiona", jednoczesnie gotowa do dzialania, ale baz ciaglego pchania i taktowania. pytalam o d'Orgeix i jego "odstawiona" lydke w kontekscie watpliwosci halo, czy da sie w ten sposob jezdzic przeszkody.

edit:p.s. "odstawiona" pisze w cudzyslowiu, bo tak na prawde chyba anatomicznie ciezko byloby lydke od konia calkowicie odstawic, a chodzi mi o dazenie do jak najlzejszego kontaktu z bokami konia . z reszta u d'Orgeix pojecie kontaktu i przylozenia lydki jest chyba blizsze klasycznemu pojeciu "odstawienia" lydki.
O pracy łydkami (wydzielone z kącika ujeżdżenia)
autor: dzoanka dnia 14 marca 2010 o 12:39
a ja z zapytaniem, czy w skokach jazda na "odstawionej" lydce to nie przypadkiem metoda Jean'a d'Orgeix?
praca
autor: dzoanka dnia 29 stycznia 2010 o 17:26
O no, widzisz dzoanka. Opierałam się na tym co przeczytałam w artykule (niestety już wiem, że się go pozbyłam). Cieszę się, że powiedziałaś jak to rzeczywiście jest :kwiatek:

A jeśli mogę spytać - miałaś już jakieś wybitnie stresujące sytuacje?


wybitnie stresującej chyba nie...tzn. na początku pierwsze zajęcia na symulatorze były wielkim stresem, potem odezwanie się do "żywego" samolotu, ale do wszystkiego głowa się szybko przyzwyczaja😉 żadnych stresów związanych z np. sytuacją niebezpieczną nie miałam i raczej większość kontrolerów przez całe swoje życie takich sytuacji(poza symulatorem) nie spotyka. natomiast o irytacje i ból głowy potrafi przyprawić duży ruch i ciągle zmieniający decyzje piloci, "mądrzejsi" od kontrolera-tacy najczęściej, wbrew pozorom, występują przy małych portach lotniczych:/ na dużych lotniskach typu Okęcie, mają jakby mniej animuszu i bardziej skłonni są trzymać się przepisowych procedur🙂
praca
autor: dzoanka dnia 27 stycznia 2010 o 22:22
nieprawdę piszą 🙄

jezeli na wieży na Okęciu jest tylko jeden facet przed 60, to raczej dlatego, ze to stosunkowo młody zawód. zbyt wielu "emerytów" JESZCZE nie ma,a część kolegów, która z nim zaczynała na wieży ,przekwalifikowała sie na kontrolerów zbliżania, lub obszaru-kontroler to nie tylko wieża.  na warszawskim zbliżaniu i obszarze osobiście widziałam wielu ludzi w wieku grubo ponad średnim😉

praca faktycznie czasami potrafi być stresująca, ale im więcej praktyki, tym więcej spokoju, rutyny i mniej sytuacji zaskakuje. z resztą sytuacji nietypowych jest naprawdę mało-95% "nudy"😉
3/4 pracowników raczej zostaje w tej robocie i ją po prostu lubi🙂 .
a co do zarobków to faktycznie są niezłe, ale z tymi kilkunastoma tysiącami na początek to troche przesada😉 krzywdy w każdym razie nie ma i, co ważne, umowa o pracę podpisywana jest od momentu rozpoczęcia kursu teoretycznego. nie ma długiego szkolenia na koszt pracownika ani odprowadzania jakiejkolwiek kasy z wypłat, czy zwracania kosztów w razie rezygnacji z kursu, albo niepowodzenia na którymkolwiek z etapów szkolenia.

niepowodzenia oczywiście się zdarzają, ale też nie tak często-z mojego kursu (25 osób) nikt nie odpadł, nikt nie zrezygnował, 3/4 ma już pełne licencje, reszta jeszcze "walczy", ale myślę, że zakończą pozytywnie🙂. i wszyscy póki co "zajarani" tą pracą, a co najmniej połowa z nas zaczynała jako totalne lajkoniki awiacji-kontrolerzy "z przypadku"😉.

także polecam-naprawdę fajna praca, niemająca nic wspólnego z filmem "Zmęczenie materiału",  kontrolerzy normalni są i nie rzucają się pod vortexy w wolnych chwilach,a dziewczyny kontrolerki nie stają się bardziej męskie niż Billy Bob Thorton.

aha!i jest czas na studiowanie jak się już skończy część teoretyczno-symulatorową i generalnie jest sporo czasu dla rodziny i na konie🙂😉


Jeśli kontroler ruchu lotniczego to miłe zajęcie to ja dziękuję 🤔
Chyba, że myślę o innym stanowisku.

Ale czytałam kiedyś artykuł, dość obszerny, o kontrolerach ruchu lotniczego i włos jeżył mi się na głowie. Niesamowicie stresująca praca, 3/4 pracowników odchodzi po stosunkowo krótkim czasie, bo nie wyrabiają nerwowo. Z tego co przeczytałam w wieżyczce na Okęciu jest tylko jeden facet, który ma koło 60, reszta to młodzi, pracujący max 5 lat (jakoś tak). Ci co odeszli mieli poważne problemy ze zdrowiem (zawały głównie).
Ludzi kusi ta praca (pomijając tych, których to zwyczajnie interesuje) bo zarobki są więcej niż niezłe (przynajmniej kilkanaście tys./miesiąc już na starcie). A wymagania - matura właśnie i język (żeby dogadać się z pilotem). Ale to nie starcza, chętny musi przejść naprawdę cięzkie szkolenie, żeby dostać tę pracę. I niektórzy już w trakcie rezygnują.

Jeśli znajdę artykuł mogę wrzucić, ale nie wiem czy nie pozbyłam się tej gazety 🤔

dzoanka, a moze Ty pracujesz? jeśli tak, opowiedz coś więcej 😀


praca
autor: dzoanka dnia 27 stycznia 2010 o 19:00
dla szukajacych milego zajecia🙂😉:

http://www.pazp.pl/index.php?lang=_pl&opis=praca/KRL
PSY
autor: dzoanka dnia 08 sierpnia 2009 o 21:01
wszystko zależy od wychowania psa przez człowieka i nie mówię tu tylko o bullach




[/quote]

oj, chyba nie do konca "wszystko" zalezy od wychowania...chyba jednak terriery typu bull maja genetyczne sklonnosci do agresji do innych zwierzat. znam pare bulli (rasowych i pseudorasowych) i o ile faktycznie nie wykazuja zadnych oznak wrogosci w stosunku do ludzi, to dla innych psow (i kotow tez)stanowia prawdziwe niebezpieczenstwo. nigdy nie byly uczone agresji, nie zostaly pogryzione przez innego psa-"z natury", w pewnym wieku, przestaja im sie inne psy podobac i juz.
nie mowie, ze bulli tolerujacych inne psy  nie ma wcale-oczywiscie, ze sa. ale chyba nie nalezy niedoceniac genetyki w przypadku przekazywania sklonnosci do roznych zachowan...retrieverow nietolerujacych innych psow jest jakby mniej...

a tak w ogole to jaka jest roznica miedzy pitbullem a astem?


fakt to tylko zwierzę, ale takie samo jak kot, koń.
Przecież koń też jest nieprzewidywalny, a już 6 letnie dzieci na nich jeżdżą.


haha🙂 to racja🙂ciekawe, czy stosunkowo wiecej wypadkow (w tym ciezkich i smiertelnych) zdarza sie wsrod dzieciakow, ktorym rodzice pozwalaja na jazde konna, czy wsrod tych, ktorych rodzice maja terriera typu bull...
Janów Podlaski - zwiedzanie stadniny
autor: dzoanka dnia 17 lipca 2009 o 15:37
JAA!! ;D jak bede miała czym, bo auta brak;/ a pksem troche kijowo bo ja z Bydgoszczy cały dzień jade..


hej,

ja sie z bydgoszczy autem wybieram, z tym ze wyjazd bylby w sobote dopiero, powrot w poniedzialek (moze byc niedziela). poki co 3 miejsca w samochodzie wolne. zapraszam🙂
Duża różnica wieku w związku...
autor: dzoanka dnia 05 lipca 2009 o 20:01

ja mam historie wlasne z roznica wieku w jedna i druga strone i obserwacje znajomych w roznych konfiguracjach i historie z kapcaniejacym niespodziewanie facetem widzialam tylko jedna-ale ten pan akurat wrocil do zony.i wlasnie po powrocie na lono rodziny ,z obrotnego biznesmena stal sie czlowiekem-warzywem.
znajomy zwiazek, gdzie babka jest starsza o ok 15 lat od meza zaliczam do bardziej udanych(co nie znaczy, ze jest to regula-nie wiem). pare udanych par, gdzie facet jest sporo starszy...nieudane zwiazki ze straszymi facetami konczyly sie zwykle dosc szybko-najczesciej wlasnie powrotem skruszonego pana do poprzedniej partnerki, poprzedniego zycia lub skokiem na nowy kwiatek😉
w parach rowiesniczych tez roznie sie uklada🙂

tak sobie mysle, ze wiek partnera moze miec znaczenie, jezeli ktos slabo radzi sobie z tym "co ludzie pomysla". z akceptacja takich zwiazkow jest roznie-zwlaszcza, jezeli chodzi o zwiazki mlodszych mezczyzn ze starszymi kobietami(i nie musi to byc duza roznica-juz 3 lata potrafia budzic nieufnosc), no i bardzo duze roznice-typu 30 i wiecej lat.ale chyba i tu sie zaczyna zmieniac in plus-w hollywood to chyba nawet ostatnio modne, zeby miec mlodszego chlopaka😉)

Duża różnica wieku w związku...
autor: dzoanka dnia 05 lipca 2009 o 19:51
dzoanka On odszedł do Niej- 16 lat młodszej świeżej pani mgr z ekonomii, stażystką w jego banku ( pracodawcy). Na nieszczęście znam też wcześniejszą  żonę z którą  był ok. 16-17 lat małżeństwem. Rozstali się bez nienawiści bo on zwyczajnie się ZAKOCHAŁ  😲 ona to zrozumiała. Ich rzecz.
Ale teraz po 3 latach nowego związku z którego aż iskrzyło ( początkowo) jest  totalny przypał nudowy. Ciepłe kluchy,  siedzenie przed tv z nowa żonką.  Wcześniej gościu był dość elokwentnym i wszędobylskim Panem. Nawet dziecko im w tym nie przeszkadzało żeby zwiedzać cieszyć się życiem. A dzisiaj? Obrasta w tłuszcz, zero inicjatywy  życiowej. A nowa żonka wypytuje każdego czy  TEN jej ukochany MĄż był taki sam wcześniej?  Czyżby Kolejna depresja?


hehe🙂uwazam, ze i tak lepiej, kiedy klapki spadaja po latach 2, kiedy nowa zonka jest jeszcze dosc mloda laska, niz po kilkunastu latach wspolnego zycia, planow itd.
a tak powaznie, to roznie sie w zyciu uklada. i jezeli zabiera sie komus meza, to trzeba poczwórnie uwazac...jezeli pan z Twojego przykladu w poprzednim zwiazku byl elowkwentny i wszedobylski, to moze w glebi duszy to go meczylo, chcial kanapowo misiowac, chcial miec zdjety z siebie obowiazek ciaglej inicjatywy, albo myslal, ze  potrzebuje inspiracji do dalszego "wszedobylstwa"...?jezeli facet decyduje sie na zostawienie swojej rodziny (a nie tylko na przelotny romans), to zwykle jest gleboko nieszczesliwy w swoim terazniejszym zyciu i bedzie chcial je mozliwie mocno zmienic-i dlatego z odbijanym rodzinie facetem trzeba uwazac. pomijam oczywiscie moralna ocene wchodzenia w zwiazek z zajetymi facetami...

a dojrzali faceci, ktorzy sa od jakiegos czasu sami ,raczej lepiej wiedza czego chca, wiec ryzyko ze z petardy zmienia sie w kanapowca jest chyba takie samo, jak w kazdym innym zwiazku.


jednak zastanawia mnie co innego , a mianowicie czy za kilka lat nie będzie młodszej , lub panna , nie spojrzy w strone młodszego , sprawniejszego , bo na kasę nie poleciała na bank ...

takie zycie🙂wszystko wiaze sie z ryzykiem-jak sie wiazesz z rowniesnikiem, albo mlodszym, to strach, ze kryzys wieku starczego i takie tam. jak dziadek wiaze sie z mloda laska, to niebezpieczenstwo, ze jej sie odwidzi i jeszcze bedzie miala mozliwosc zamiany go na lepszy model. cos za cos😉chyba najlepiej jest nie zaprzatac sobie takimi "drobiazgami" glowy, wierzyc ze wybralo sie wlasciwego dla siebie czlowieka(bez wzgledu na dzielaca roznice wieku) i pracowac nad zwiazkiem🙂amen😉



Duża różnica wieku w związku...
autor: dzoanka dnia 05 lipca 2009 o 18:16



Teraz zapytam z innej broszki. I DO NIKOGO TO SIĘ NIE ODNOSI ( żeby nie było znowu , że insynuacja i szufladkowanie koleżanek które mają podobno wiekowe związki )

Jak to jest jeżeli Panna ma powiedzmy 26 lat i zaczyna związek z 45 letnim  gościem. Na ile Ona  może mieć pewność że nie jest to tylko kryzys wieku średniego?  Jak powszechnie wiadomo  u wielu mężczyzn występuje tego typu zjawisko po ok. 35-39 rokiem życia.  Totalne zmęczenie dotychczasowy życiem, depresja ciągłe pretensje żony , krzyki dzieci, czuje się mało sexi. I w końcu wybuch wulkanu na młodsze, świeższe kobiety. Zaczyna udowadniać sobie że jeszcze potrafi poflirtować z inną.  
Każdy facet po 35 roku życia posiada jakiś bagaż życiowy- 1 żona, 2 dzieci. I nagle bach  roztają się, bo on poznał cudowną dziewczynę, zakochał się, płacze że chce do innej.  Albo, On ponownie kawaler poznaje po jakimś czasie młodą kobietkę. Chajtają się , kochają , ukazują miłość przed światem... Na ile można mieć w takiej sytuacji pewność że  rozwód się powtórzy? Że jest się tylko zabawką?  W końcu w początkowej fazie zauroczenia  ( czyli powiedzmy wspólny rok cudownych przeżyć i stwierdzenia kocham cię nad życie.....)nawet mężczyzna tego sam nie wie.
Na ile można ufać takim gościom? - i nie mówię ze jest tak z każdym bo zaraz zaczną się baty na mnie że znowu wymyślam i kategoryzuję.






mozna miec nadzieje, ze dla takiego faceta bedzie sie ostatnia miloscia😉 chyba jest na to podobna szansa, jak na "kryzys wieku sredniego" u partnera rowiesnika. plusem jest to, ze zwykle w takiej sytuacji dojrzalym facetom jednak szybciej ewentualne klapki z oczu spadaja i po paru miesiacach jest rozwiazanie w jedna, albo druga strone (tzn. jestesmy razem,albo wracam do swojego samotniczego zycia/rodziny), a nie zawracanie  gitary przez 20 lat, zeby dojsc do wniosku, ze to jednak nie to.
Zaginięcie samolotu Airbusa A300-200 /Air France
autor: dzoanka dnia 02 czerwca 2009 o 22:46


Jeszcze jedno: tak sobie mysle, ze w przypadku katastrofy kolejowej czy wypadku samochodowego, czlowiek najczesciej nie jest swiadomy tego, ze cos sie dzieje - samochód wyjezdza Ci na czolowe czy tam pociag wypada z torów i czesc. Ulamek sekundy.
W przypadku samolotów to chyba jednak rzadko dzieje sie tak blyskawicznie.  Pasazerowie sa swiadomi, ze cos sie zaczyna dziac i zapewne wiedza tez kiedy nie ma juz ratunku. To jest chyba najstraszniejsze.
Boze, co ci ludzie musieli przezyc 🙁




a tu swieta prawa:/

ale, zeby nie bylo, ze zadnych szans nie ma w samolocie:

http://www.spedycje.pl/tanie_latanie/porady_dla_pasazerow/17019/50procent_pasazerow_unika_smierci_w_katastrofach.html


Zaginięcie samolotu Airbusa A300-200 /Air France
autor: dzoanka dnia 02 czerwca 2009 o 21:46
nie bojcie zaby, dziewczyny🙂to, ze w nocy nic nie widac, dla pilota liniowego nie ma wiekszego znaczenia-tak, czy inaczej lata opierajac sie na wskazaniach przyrzadow pokladowych i zezwoleniach kontrolera(ktory, w przeciwienstwie do pilota, widzi samoloty znajdujace sie "w poblizu"😉. i czesto praca pilota liniowego polega na wprowadzeniu danych lotu (poziomy, headingi, predkosci itp.) do kompa, uruchomienia autopilota...w dzisiejszych czasach nawet do ladowania czesto nie potrzeba chwycenia rogow przez zywego pilota😉troche upraszczam, ale generalnie latanie boeingiem, czy airbusem niewiele ma wspolnego z pilotowaniem samolotu...aeroklubowego.
mysle, ze w nocy moze nawet dla liniowca bezpieczniej, bo i ruch najczesciej mniejszy i kontroler mniej oblozony...no i dla ruchu lotniczego (przynajmniej tego kontrolowanego) wymyslono takie systemy i procedury ulatwiajace przeplyw i zapobiegajace kolizjom, ze to naprawde najbezpieczniejszy srodek transportu(wiem, wiem-truizm🙂😉.
Zaginięcie samolotu Airbusa A300-200 /Air France
autor: dzoanka dnia 02 czerwca 2009 o 17:29
jezeli chodzi o tajemnicze "znikniecie radarow", to nad oceanem atlantyckim pokrycia radarowego nie ma, wiec to nic dziwnego...tam kontrola ruchu lotniczego jest tzw. proceduralna-oparta m.in.o czeste meldunki pozycyjne skladane przez pilotow, natomiast kontroler samolotow po prostu nie widzi.
dlaczego w artykulach podkresla sie "znikniecie z radarow"-nie wiem. byc moze lepiej to brzmi, byc moze latwiej "znikniecie z radarow" zrozumiec przecietnemu czytelnikowi.
co nie zmienia faktu, ze to okropna katastrofa i dosc tajemniczy wypadek i pewnie duuuzo czasu uplynie, zanim beda znane prawdziwe przyczyny🙁o ile w ogole...
Kleszcze i babeszjoza u koni.
autor: dzoanka dnia 22 kwietnia 2009 o 09:31
Ja mam pytanie - bo ja czegoś nie rozumię - to, że babeszjoza u zwierząt, a borelioza u ludzi? Ktoś tu komuś zarzucał, że gugle nie gryzie.

rozumiem, ze to do mnie? nigdzie nie pisalam, ze babeszia u zwierzat, a borelia u ludzi...jedno i drugie u ludzi i zwierzat...no, ale tego tez nie napisalam.


Na arkadego dodano piękną funkcję "IGNORUJ", to naprawdę działa i człowiek żyje spokojniej, chyba, że ktoś ma zły humor i chce sobie go poprawić śmiejąc się z jego teorii.


rozwaze🙂
Kleszcze i babeszjoza u koni.
autor: dzoanka dnia 20 kwietnia 2009 o 21:28
wniosek jest taki, ze nie wiesz co to jest szczepionka...eot
Kleszcze i babeszjoza u koni.
autor: dzoanka dnia 20 kwietnia 2009 o 20:54
tak, pisze rowniez o wzroscie zachorowalnosci koni w Polsce-m.in.na podstawie opinii kierownika katedry parazytologii olsztynskiej weterynarii.
niestety wlasnego, "naocznego" doswiadczenia z konmi w tej kwestii nie mam. faktycznie, nie dysponuje rowniez zadnymi statystykami, ani wynikami badan, co do wzrostu czestotliwosci zachorowan.natomiast to, co obserwowalam u psow na przestrzeni 7 lat (czyli od "urban legend" do ogromnego problemu), pozwala mi przypuszczac, ze z konmi bedzie podobnie. zwlaszcza, ze granice otwarte i zawleczenie choroby z obszarow gdzie wystepuje "od zawsze" nie jest juz zadnym problemem.
green-girl-jak pisalam:rozne sa szkoly co do wyciagania kleszczy. mnie zawsze wkladano do glowy, ze kleszcza nie smarowac niczym, bo stres i wypluwanie syfu itd.ale rozne teorie juz czytalam, wiec nie mowie, ze moja jest jedyna prawdziwa😉a tak poza tym, to zgadzam sie z Toba w calej rozciaglosci🙂!
Kleszcze i babeszjoza u koni.
autor: dzoanka dnia 20 kwietnia 2009 o 20:30
p.s. a propos szczepionek przeciwko babeszii i berelii-info tez dotyczy psow
Kleszcze i babeszjoza u koni.
autor: dzoanka dnia 20 kwietnia 2009 o 20:28
Witam,

nie udzielam sie czesto na forum, ale na takie herezje, jakie wypisuje arkady niestety musze zareagowac...

arkady!uzywanie google nie boli! wystarczy wpisac " piroplazmoza konie", "babeszjoza konie" , "choroby odkleszczowe konie"-wszystko jest i po polsku!i nie na zasadzie , ze "ktos" widzial lub slyszal...

nie wiem, jak z czestotliwoscia wystepowania chorob odkleszczowych u koni w Polsce, ale niestety nalezy sie spodziewac, ze bedzie takich przypadkow coraz wiecej.
dokladnie tak, jak w przypadku babeszjozy u psow, o ktorej pare lat temu malo kto slyszal, a na studiach wet  wspominano o niej bardziej jako o ciekawostce.natomiast teraz zbiera straszliwe zniwo-zwlaszcza w mazowieckim i warminsko-mazurskim.czasami zastanawiam sie nawet, czy by nie otworzyc sezonowego gabinetu wet specjalizujacego sie tylko i wylacznie w leczeniu babeszjoz-czysty zysk!😉
babeszjoza moze byc i czesto niestety jest, choroba smiertelna.
borelioza poki co wystepuje rzadziej, ale czesciej przechodzi w postac przewlekla i moze miec wiecej dlugofalowych nastepstw, ktore wyklucza konia z jakiegokolwiek uzytkowania.

szczepionek "na kleszcze" nie ma. i niestety nie wiem jak ze skutecznoscia konskich srodkow przeciwkleszczowych. z tego, co pamietam sa szczepionki przeciwko boreliozie i babeszjozie, ale niekoniecznie skuteczne.

z mojego doswiadczenia z psami wynika niestety, ze srodki skuteczne w jednym sezonie w nastepnym juz niekoniecznie skutkuja. w warszawskiej klinice dla siersciuchow proponowalismy najczesciej obroze preventic+frontline spot-on. nie wiem, jak ze skutecznoscia tego polaczenia w tym sezonie, bo juz z weta nie mam nic wspolnego. poza tym metode ochrony przed kleszczami najlepiej dobierac indywidualnie do swojego zwierzaka-tak z koniem, psem, czy kotem. jezeli zauwazymy, ze dany srodek dziala, to po prostu stosujemy🙂.
no i poza regionami, gdzie choroby odkleszczowe sa naprawde duzym problemem, raczej nie ma potrzeby stosowania 2 srodkow na raz.

co do wyciagania kleszczy-rozne sa szkoly i przyznam, ze sama nie wiem, ktora najlepsza. w kazdym razie nie smarowac kleszcza niczym przed wykreceniem, bo to go stresuje i zwieksza wydzielanie sliny wraz z pierwotniakami!zadnych masel, tluszczy ani alkoholi!wykrecac na sucho-sa nawet specjalne "wykrecaczki" do kleszczy, bardzo przydatne, jezeli ktos sie ich brzydzi(tak, jak ja😉)-pytac u wetow i w sklepach zoo.i nie czekac, az urosnie!im dluzej ssie, tym wiecej ewentuanych pierwotniakow wyrzuconych do krwi zwierza!poza tym od opitego kleszcza latwiej odrywa sie jego wstretna glowa i bardziej sie miejsce po ugryzieniu paprze!

a po usunieciu kleszcza obserwowac uwaznie siersciucha-kazdy spadek formy, osowialosc, oslabienie, brak apetytu,wzrost temperatury musza sklonic do jak najszybszej wizyty u weta. w przypasku babeszjozy czas jest nieeeezwykle istotny!

to by bylo tyle w temacie kleszczy i babeszji. arkademu polecam troche wiecej czujnosci...choroby odkleszczowe nie sa juz, niestety, "urban legend"...